Stanowczo nie powinien tego robić. Złapanie
za dłoń Tytana, którego twarz przywodziła na myśl wygłodniałą piranię, byłoby
jego najgłupszym pomysłem w dziejach. Jednak burza wokół jedynie przybierała na
sile, pioruny waliły o ziemię, a miał też niepokojące przeczucie, że coś jeszcze
może wyłonić się zza posępnych chmur.
– Zgoda – powiedział tak cicho, że przez moment miał wrażenie,
że przodek tego nie usłyszał.
Tytan po chwili zmrużył
oczy i wciągnął go gwałtownie przez barierę. Po karku przebiegł mu dreszcz, gdy
poczuł miliony zimnych szczypiec ocierających się o skórę, a po sekundzie stał już
koło grobu. Energia, raz zimna raz gorąca, buchała prosto na niego, ziemia dygotała,
a huk był niemal ogłuszający. Przełknął ślinę. Jeśli przejdzie dwa kroki dalej,
to moc faktycznie może go poszatkować.
– Dalej, Kenji – Tytan siadł na tablicy, machając beztrosko
nogami. – Pokaż mi tą waszą bezużyteczną nadzieję.
Zwilżył językiem
wargi i spojrzał przez ramię. Vena choć trzymała dłonie splecione, to niemo przekazywała
mu, że dostanie opieprz, jak przeżyją. Reinare jedynie mocno pokazywała mu
uniesione kciuki. Spotkał się wzrokiem z Blastem i jego bakugan wykonał gest,
jakby nakazujący mu pochylenie się. Zmarszczył brwi, po czym go olśniło, gdzie
już to widział.
Stali na tyle pałacowego
ogrodu. Słońce błyszczało między koronami drzew, a słodki śpiew ptaków niósł
się w oddali. Reiko stała wyprostowana, a nad jej dłonią unosiła się mała błękitna
kula.
– Nasza moc nie zna zła ani dobra– rzekła.
– A nie pochodzi od niemiłego bakugana? – Jessie przechyliła
głowę, wydymając policzki.
– Owszem, to prawda – kobieta skinęła głową. – Jednak moc
sama w sobie nie jest złem ani dobrem. Jest neutralna. To jej właściciel ją
kształtuje. Można nią pomagać, ale również niszczyć. Jest trochę jak
zwierzątko. Jeśli nie ufa lub czuje się zagrożona, zaczyna atakować.
Potem Jess
powtórzyła te słowa, kiedy pytał, jak ją opanowała. Skinął głową w podzięce
Blastowi i odwrócił się przodem do mocy. Musi najpierw zdobyć zaufanie.
– Zamierzasz błagać słabych Starożytnych o pomoc? – Tytan uniósł
brew. – Pff, nie pomogły swoim, gdy zostali zniewoleni, więc nie wiem na co
liczysz, człowieku.
Zignorował go i ukląkł,
nie spuszczając wzroku z Reiko. Oprócz fioletowego promienia, który się z niej
wydobywał, nie widział mocy, lecz ją czuł. Ciągle smagała go po twarzy i
ściskała mocno, aż kości lekko trzaskały. Jednak z wolna ucisk słabł, a w
powietrzu wyczuł ciekawość. Jakby energia próbowała odczytać jego intencje.
Przełknął ślinę. Teraz albo nigdy.
– Nie chcę nikogo skrzywdzić – szepnął. – Tylko obudzić Reiko,
zanim zrobi coś, czego będzie wiecznie żałowała.
Przez moment
zrobiło się lodowato. Aura strachu objęła wszystko wokół, a potem zmarkotniała.
Kenji wyczuł, że przed nim otwiera się coś na wzór niskiego tunelu. Zrozumiał.
Moc będzie wokół niego, ale da mu przejść. Jednak jeśli zawali…
Już nigdy nie
wróci.
Odetchnął głęboko,
podniósł się i wykonał pierwszy krok. Potem kolejny. Moc delikatnie mierzwiła
jego włosy. W końcu stanął przed Reiko. Puste oczy, otwarte usta i syk wydobywającej
się mocy.
Co teraz? Jak
przerwać proces?
Czuł, że moc skupia
się wokół niego, obserwując uważnie każdy ruch. Kropelki potu płynęły po skórze
karku i ginęły za kołnierzem kurtki. Miał tylko jedną szansę i brak szansy
odwrotu.
Reiko wyglądała,
jakby wcale nie chciała tam być. Jak złe były te wspomnienia, które tak desperacko
próbowała odkopać? Zamrugał gwałtownie. Właśnie! Moc, ta cała sytuacja,
wszystko obracało się wokół ich dawnej opiekunki. Więc co mogłoby przywrócić
Reiko do tego świata? Co ją tu trzymało?
Była jedna taka
osoba.
Powoli wsunął dłoń
do wewnętrznej kieszonki w kurtce. Pewnie broszka byłaby lepsza, ale to było to,
co zawsze przy sobie nosił. Ugiął kolana i delikatnie ułożył na dłoni kobiety
haftowaną chustkę. Wyszyte litery M.E zalśniły na fioletowo.
– Reiko, nie obiecałaś przypadkiem, że będziesz chroniła
dzieci Melody?
Promień mocy ani
nie drgnął, pioruny dalej rozcinały niebo, ale miał wrażenie, że powieka
kobiety nieco drgnęła.
– Ja jestem jej dzieckiem.
Tym razem nie miał
halucynacji. Powieka znów drgnęła.
Pochłonięty
obmyślaniem następnych słów, ogłuszony przez pioruny i grzmoty nie słyszał nawoływań
Veny i Rei ani kroków Tytana, który zatrzymał się za nim i przyglądał mu
błyszczącymi oczami.
****
Odbiła się od
zwalonej kolumny i kopnęła żołnierza prosto w twarz, powalając na plecy.
Crueltion rozbił głowę jego bakugana o budynek, sycząc bojowo, lecz bez
satysfakcji.
– Nie skacz tak, bo rana ci się otworzy! – krzyknął tamten
niebieskowłosy, przelatując koło niej na swoim bakuganie.
– Nie słuchaj go, rób co chcesz, otwarcie rany nas ucieszy! –
zawołała Akane, która wymachiwała pałką teleskopową i zbijała swoich przeciwników
niczym kule do kręgli.
Heather przewróciła
oczami i zadarła głowę. Dharak i Drago ciskali w siebie nawzajem supermocami,
jednak Barodius gdzieś spierdolił. Tchórz cholerny.
– Cru!
Bakugan bez słowa
podsunął jej łeb, na który wskoczyła i wpełzł na najbliższy budynek. Wilson czy
Akane coś krzyczały za nią, ale je olała. Wyjątkowo miała wyjebane w Neathian,
więc powinny się cieszyć i zająć swoimi walkami.
Rozejrzała się
uważnie i dostrzegła pikującą w stronę pałacu postać na niewielkiej platformie.
Cru zasyczał na znak, że też go widzi, po czym szybko popędził, klucząc się
między uliczkami. Gdy byli tuż pod cesarzem Gundalli, wykorzystał grzechotkę
niczym sprężynę i wystrzelił ku górze.
– Raz ci nie wystarczyło, idiotko? – syknął Barodius,
zbierając fioletową energię.
– Chyba nie myślałeś, że chciałem przeszkadzać tylko Neathii
– uśmiechnęła się. – Crueltion, Zdradliwe Opary!
– Ja się nią zajmę, panie! – Szata Barodiusa zafurkotała,
kiedy minął go bakugan Gilla. Gundalianin spojrzał na nią wściekle. – Miałaś nie
żyć! Krakix!
– Jak się boisz ubrudzić rączki, to masz – Rozłożyła ręce. –
Cru!
Kły Crueltiona
starły się ze zbroją Krakixa, aż iskry sypnęły na boki. Gill podniósł dłoń, w
której formowała się czerwona kula, a ona uniosła taser zawinięty z
vestaliańskiego statku. Nagle błysnęło i oba bakugany zostały ugodzone żółtym
promieniem. Heather zachwiała się i zeskoczyła na pobliskim budynek, natomiast
Gundalianin spojrzał z furią w prawo. Obnażył zęby.
– Zenet!
Gundalianka wyjęła
następną kartę i uśmiechnęła się zwycięsko. Jej oczy miały już naturalną barwę i
była w formie człowieka.
Heather uniosła
kącik ust. Czyli ropuchowata suka przegrała.
****
W tym momencie
Dharak przypominał mi jeźdźca Apokalipsy. Załatwiał bakugany jednego po drugim.
Aranaut, Hawktor, Rubanoid. Nawet gdzieś mignął mi Nurzak, który leciał ku
ziemi z gracją spadającej komety, a przez chaos nie byłam w stanie ujrzeć, co
stało się z dziewczynami. Ogólnie bakugan Darkusa szedł jak oszalała furia i
akurat teraz obrał sobie nas na cel.
– Mamy przejebane – jęknęłam, już niemal czując gorąco oddechu
smoka. – Pod żadnym pozorem się nie obracaj, jaszczurze!
– Aż tak głupi nie jestem! – warknął.
Jego wojownika
nigdzie w pobliżu nie było, ale najwidoczniej go nie potrzebował. Atakował
sobie beztrosko, jeszcze bardziej spychając wszystko do stanu gruzowiska i
chaosu. A gdzie Dan i Drago, zapytacie? Kurwa, plus dziesięć punktów, też bym chciała
wiedzieć, co się z nim stało! Tylko mi nie mówcie, że ich pokonali, bo się
chyba zastrzelę.
– Ufasz mi? – odezwał się Spectra, który coś szybko wciskał
w swoim zegarku.
Spojrzałam na niego
oniemiała. Dosłowna śmierć nam siedzi na karku, a ten mi tu wyjeżdża z jakimiś
testami wierności?
– Co to ma do rzeczy?! Zaraz będziemy w żołądku tego pana! –
Wycelowałam palcem na Dharaka.
– Dziękuje, nie mam oczu i nie zauważyłem – odgryzł się. – We
dwoje tam nie wlecimy, musisz to zrobić sama.
Ponabijałabym się,
że odpuścił sobie kontrolę rodzicielską, ale Dharak ryknął i mi szybko ochota
przeszła.
– Tak, ufam. Działaj!
– Helios!
Bakugan zrobił
beczkę i wystrzelił ku samemu niebu. Przytrzymałam się Spectry, by mnie
uderzenie wiatru nie zrzuciło. Ryki Dharaka nieco się oddaliły, bo jego cielsko
miało gorszą aerodynamikę i nie nadążał. Gwałtownie się zatrzymaliśmy jakieś dobre dziesięć metrów
nad pałacem. Zamrugałam, czując suchość w gardle.
Ktoś chyba sobie
ze mnie kpi…
– Musisz skoczyć – mruknął Keith, kontrolując odległość
żywej śmierci od nas i wcisnął mi do ręki mały sprzęcik z przyciskiem. - Szybko, póki Dharak cię nie widzi.
– Genialnie, nie zje mnie smok, tylko rozbiję się o ziemię
jak ptasia kupa – westchnęłam.
– Ufasz mi?
Skinęłam głową.
Uśmiechnął się lekko.
– Wciśnij, jak będziesz koło dachu i rzuć w dół.
Rzuciłam mu
ostatnie spojrzenie i z rozpędu wyskoczyłam. Od razu uderzył w mnie zimny
wicher. Fludim coś zawodził o byciu idiotką, ale przez świst powietrza mało usłyszałam.
Ujrzałam jeszcze kątem oka, jak Helios unika strumienia czarnego ognia i
odpowiada swoja salwą, po czym przeleciałam przez dziurę w dachu. Czym prędzej
wcisnęłam przycisk urządzenia i puściłam. Zwinęłam się w kulkę, modląc, żeby
chociaż sobie karku nie połamać.
Uderzyłam o materac.
Wypuściłam z ulgą powietrze, rozkładając się na białym materacu, który
wypełniał połowę korytarza. Długo jednak sobie nie odpoczęłam, bo od ścian odbijały
się okrzyki straży i odgłosy uderzeń. Barodius wszedł na pełnej kurwie, jak
widać.
Szybko się
pozbierałam i niemal na czworaka popędziłam korytarzem do sali tronowej. Oczywiście
mój zmysł orientacji się odezwał i dwa razy źle skręciłam, ale w końcu wypadłam
na dobry hol. Płuca już mi płonęły od nadmiaru wysiłku, mięśnie prosiły o litość,
ale nie było litości! Pchnęłam dwuskrzydłowe drzwi i zatrzasnęłam za sobą.
Królowa Serena
zerwała się z tronu. Wyraźnie była zdezorientowana i może przestraszona, ale czy
to przez to, że czuła nadejście Barodiusa czy mój wygląd jak ofiary katastrofy
lotniczej, tego mi się ustalić nie udało. Chwiejnym krokiem wspięłam się po
kilku złotych schodkach.
– Jessica!
– Barodius nadciąga po Kulę – wypaliłam, opierając dłonie o
kolana. Byłam spocona jak cholera. – Ma się pani gdzie schować? Bo raczej nie
będzie negocjował.
Neathianka nie
odpowiedziała, bo drzwi eksplodowały tuż za naszymi plecami. Schyliłam się, by
uniknąć bliskiego spotkania z jednym ze skrzydeł.
I tak wszedł on.
Fioletowe promienie oblekały mu rękę aż za łokieć, rekini uśmiech rozciągał
usta, a przez dziurę w ścianę było widać absolutne zniszczenie. Serena przełknęła
ciężko ślinę i spojrzała na niego spokojnym i zimnym wzrokiem. Ja też powinnam
przyjąć jakaś bojową pozę, ale klapnęłam na stopniu. Fludim gdyby mógł, to
strzeliłby sobie ręką w czoło.
– Stawianie oporu nie ma sensu, Sereno. Twoja planeta jest
już moja.
– Jeszcze nie wygrałeś wojny – odparła ostrym tonem.
– Naprawdę myślisz, że ktoś was uratuje? – Zwrócił uwagę na
mnie. – Jedna Vestalianka?
Uniosłam brew i
machnęłam ręką. Przed Barodiusem wyrósł mur o delikatnym kolorze fioletu rozciągający
się przez całą długość pomieszczenia. Dodatkowe źródło mocy wciąż działało. Oparłam
brodę o kolano, mrużąc oczy.
– Nie lubię być lekceważona.
– Heh, taka duma cię wkrótce zgubi – Podniósł dłoń, kształtując
wstęgi prądu na jedną iskrzącą kulę. – To jak Sereno? Oddasz mi Kulę po dobroci
czy mam cię zmusić?
– Nie rozumiesz jej mocy – Królowa pokręciła głową.
– Ale i tak ją opanuję.
– Po moim trupie.
– Skoro tak stawiasz sprawę – Wzruszył ramionami. – To tak też
będzie!
Blask purpury padł
na ściany, kiedy pierwsza kula uderzyła o mur. Skupiłam jej strukturę bliżej
Sereny, nerwowo zerkając na korytarz. Chyba nadejdzie jakaś odsiecz, nie?
****
Odór krwi
jednocześnie słodki i duszący wypełniał pokój. Białe zasłony unosiły się lekko
pod wpływem wiatru, a ich koronkowe wykończenie kąpało się w kałuży szkarłatu.
Kazuhiro drżącą
dłonią dotknął przecięcie na własnej gardle. Ciemna plama rozpływała się po
jego ciemnozielonym mundurze. Duże brązowe oczy patrzyły bezradnie na żonę,
szukając jakiegoś wytłumaczenia, ciągle pragnące wierzyć, że to tylko zły sen.
Reiko też pragnęła by
to był koszmar. Lecz ciężar prawdy przed nią był oszałamiający. Ona naprawdę
zabiła Kazuhiro. Naprawdę popadła w szaleństwo.
Krwawa królowa. Krwawa królowa.
Łzy płynęły potokiem
po jej policzkach i uderzały o odpryski krwi, mieszając się z nią. Jednak
młodsza ona nie wyglądała na smutną. Wręcz przeciwnie, pogłaskała Kazuhiro po
policzku w jakimś upiornym wyrazie troski i złożyła delikatny pocałunek na jego
czole.
– Śpij, skarbie – przemówiła. – Kiedy znów się ockniesz, Vestalia
będzie inna.
Jej słowa
przyciągnęły uwagę Reiko. W cieniu młodszej jej coś zafalowało, jednak nie
przyjrzała się bliżej, gdy tamta uniosła miecz. Pomna swoich wizji Reiko ukryła
twarz w dłoniach i próbowała oddychać przez nos.
Każdy dźwięk ostrza
przecinającego się przez skórę, ścięgna i kości wbijał jej szpilkę w serce. Próbowała
oddychać, jednak miała wrażenie, że jej płuca odrzucają tlen. Zapach krwi się
wzmocnił, aż zakręciło jej się w głowie.
– Dobrze, Reiko.
Tytan…Rozchyliła
palce i ujrzała jak ludzka postać bakugana zarzuca dłoń na ramię młodszej jej.
Ta zdawała się go nie dostrzegać, zbyt zajęta tuleniem głowy Kazuhiro do własnego
łona. Reiko przełknęła żółć w gardle i podniosła się chwiejnie.
– Zrobiłaś dokładnie jak chciałem – uśmiechnął się, nawijając biały kosmyk na
palec.
Nagle młodsza Reiko
zamrugała i zatrzęsła się. Czerwień wypełniająca jej tęczówki zaczęła ustępować
miejsca szarości, a radość i spokój ustąpiło miejsca absolutnemu szokowi.
Omiotła wzrokiem pomieszczenie, jakby widziała je po raz pierwszy. Zaczęła
drżeć, jej oddech urywał się gwałtownie, aż nie podniosła głowy do światła.
– Ty naiwna dziewczyno – zaśmiał się Tytan. – I tak o tym
zapomnisz.
Okrzyk Reiko poniósł
się przez ściany. Kobieta padła na ziemię, wpatrując się załzawionymi oczyma w martwe
oblicze ukochanego. Nagle cała sceneria zaczęła pękać, a przez rysy prześwitywało
światło. Po chwili wszystko pochłonęło światło i Reiko została sama ze swoimi
łzami.
Nie zabili jej, bo
bali się jej mocy.
Zabili ją, bo ona
zabiła pierwsza.
– obiecałaś…
Kenji? Rozejrzała
się, lecz wokół otaczała ją tylko biel. Zwiesiła głowę. Zresztą jaki miał sens
powrót? Była monstrum. Powinna zostać w tym niebycie na zawsze. Nigdy nie
wiązać się kontraktem ze Starożytnymi. Jak mogła być tak bezduszna i żądać
zapomnienia o swojej zbrodni?
Wpiła paznokcie w policzki. Niebieski płyn
splamił jej skórę.
– Została jeszcze jedno.
Postać przed nią
nie była wyraźna. Jednak gdy Reiko zmrużyła oczy, miała wrażenie, że widziała
złociste włosy i oczy niczym szafiry.
– Melody? – wyszeptała.
Postać już się nie
odezwała, jedynie wskazała niewielki złoty płomień i rozpłynęła się. Reiko
uniosła dłoń i świetlik na niej spoczął. Przełknęła ślinę.
Obiecałaś…
– Zabierz mnie do ostatniego.
Wiedziała, gdzie ją
to zaprowadzi. Do czasu kontraktu.
Zapierdalam jak szalona XDDD Jeszcze rozdział, epilog i kończymy! Btw mam już prolog i 1 rozdział 3 części, więc no wena szaleje jak nigdy XDD ogólnie Reiko przeszłość jest mocno fucked up, ale tu trzeb wyjaśnić jeszcze jedną rzecz, Kenji się bawi, Tytan znów przeszkadza, a Kessie to wgl wywija balety XDD
Ale zobaczmi, jak się pozmieniało XDDD Zaczęli od nienawiści, a teraz Jess nawet wyskoczyła, jak Keith przykazał XD Yess, akcja zapierdala, ostatni odcinek, ślub i się żegnamy XD
OdpowiedzUsuń