sobota, 28 listopada 2020

S2 Rozdział 54: Łzy mieszające się z krwią

 

       Stanowczo nie powinien tego robić. Złapanie za dłoń Tytana, którego twarz przywodziła na myśl wygłodniałą piranię, byłoby jego najgłupszym pomysłem w dziejach. Jednak burza wokół jedynie przybierała na sile, pioruny waliły o ziemię, a miał też niepokojące przeczucie, że coś jeszcze może wyłonić się zza posępnych chmur.

– Zgoda – powiedział tak cicho, że przez moment miał wrażenie, że przodek tego nie usłyszał.

   Tytan po chwili zmrużył oczy i wciągnął go gwałtownie przez barierę. Po karku przebiegł mu dreszcz, gdy poczuł miliony zimnych szczypiec ocierających się o skórę, a po sekundzie stał już koło grobu. Energia, raz zimna raz gorąca, buchała prosto na niego, ziemia dygotała, a huk był niemal ogłuszający. Przełknął ślinę. Jeśli przejdzie dwa kroki dalej, to moc faktycznie może go poszatkować.

– Dalej, Kenji – Tytan siadł na tablicy, machając beztrosko nogami. – Pokaż mi tą waszą bezużyteczną nadzieję.

  Zwilżył językiem wargi i spojrzał przez ramię. Vena choć trzymała dłonie splecione, to niemo przekazywała mu, że dostanie opieprz, jak przeżyją. Reinare jedynie mocno pokazywała mu uniesione kciuki. Spotkał się wzrokiem z Blastem i jego bakugan wykonał gest, jakby nakazujący mu pochylenie się. Zmarszczył brwi, po czym go olśniło, gdzie już to widział.

   Stali na tyle pałacowego ogrodu. Słońce błyszczało między koronami drzew, a słodki śpiew ptaków niósł się w oddali. Reiko stała wyprostowana, a nad jej dłonią unosiła się mała błękitna kula.

– Nasza moc nie zna zła ani dobra– rzekła.

– A nie pochodzi od niemiłego bakugana? – Jessie przechyliła głowę, wydymając policzki.

– Owszem, to prawda – kobieta skinęła głową. – Jednak moc sama w sobie nie jest złem ani dobrem. Jest neutralna. To jej właściciel ją kształtuje. Można nią pomagać, ale również niszczyć. Jest trochę jak zwierzątko. Jeśli nie ufa lub czuje się zagrożona, zaczyna atakować.

   Potem Jess powtórzyła te słowa, kiedy pytał, jak ją opanowała. Skinął głową w podzięce Blastowi i odwrócił się przodem do mocy. Musi najpierw zdobyć zaufanie.

– Zamierzasz błagać słabych Starożytnych o pomoc? – Tytan uniósł brew. – Pff, nie pomogły swoim, gdy zostali zniewoleni, więc nie wiem na co liczysz, człowieku.

   Zignorował go i ukląkł, nie spuszczając wzroku z Reiko. Oprócz fioletowego promienia, który się z niej wydobywał, nie widział mocy, lecz ją czuł. Ciągle smagała go po twarzy i ściskała mocno, aż kości lekko trzaskały. Jednak z wolna ucisk słabł, a w powietrzu wyczuł ciekawość. Jakby energia próbowała odczytać jego intencje. Przełknął ślinę. Teraz albo nigdy.

– Nie chcę nikogo skrzywdzić – szepnął. – Tylko obudzić Reiko, zanim zrobi coś, czego będzie wiecznie żałowała.

   Przez moment zrobiło się lodowato. Aura strachu objęła wszystko wokół, a potem zmarkotniała. Kenji wyczuł, że przed nim otwiera się coś na wzór niskiego tunelu. Zrozumiał. Moc będzie wokół niego, ale da mu przejść. Jednak jeśli zawali…

   Już nigdy nie wróci.

   Odetchnął głęboko, podniósł się i wykonał pierwszy krok. Potem kolejny. Moc delikatnie mierzwiła jego włosy. W końcu stanął przed Reiko. Puste oczy, otwarte usta i syk wydobywającej się mocy.

   Co teraz? Jak przerwać proces?

   Czuł, że moc skupia się wokół niego, obserwując uważnie każdy ruch. Kropelki potu płynęły po skórze karku i ginęły za kołnierzem kurtki. Miał tylko jedną szansę i brak szansy odwrotu.

   Reiko wyglądała, jakby wcale nie chciała tam być. Jak złe były te wspomnienia, które tak desperacko próbowała odkopać? Zamrugał gwałtownie. Właśnie! Moc, ta cała sytuacja, wszystko obracało się wokół ich dawnej opiekunki. Więc co mogłoby przywrócić Reiko do tego świata? Co ją tu trzymało?

    Była jedna taka osoba.

   Powoli wsunął dłoń do wewnętrznej kieszonki w kurtce. Pewnie broszka byłaby lepsza, ale to było to, co zawsze przy sobie nosił. Ugiął kolana i delikatnie ułożył na dłoni kobiety haftowaną chustkę. Wyszyte litery M.E zalśniły na fioletowo.

– Reiko, nie obiecałaś przypadkiem, że będziesz chroniła dzieci Melody?

   Promień mocy ani nie drgnął, pioruny dalej rozcinały niebo, ale miał wrażenie, że powieka kobiety nieco drgnęła.

– Ja jestem jej dzieckiem.

   Tym razem nie miał halucynacji. Powieka znów drgnęła.

   Pochłonięty obmyślaniem następnych słów, ogłuszony przez pioruny i grzmoty nie słyszał nawoływań Veny i Rei ani kroków Tytana, który zatrzymał się za nim i przyglądał mu błyszczącymi oczami.

 

****

   Odbiła się od zwalonej kolumny i kopnęła żołnierza prosto w twarz, powalając na plecy. Crueltion rozbił głowę jego bakugana o budynek, sycząc bojowo, lecz bez satysfakcji.

– Nie skacz tak, bo rana ci się otworzy! – krzyknął tamten niebieskowłosy, przelatując koło niej na swoim bakuganie.

– Nie słuchaj go, rób co chcesz, otwarcie rany nas ucieszy! – zawołała Akane, która wymachiwała pałką teleskopową i zbijała swoich przeciwników niczym kule do kręgli.

   Heather przewróciła oczami i zadarła głowę. Dharak i Drago ciskali w siebie nawzajem supermocami, jednak Barodius gdzieś spierdolił. Tchórz cholerny.

– Cru!

   Bakugan bez słowa podsunął jej łeb, na który wskoczyła i wpełzł na najbliższy budynek. Wilson czy Akane coś krzyczały za nią, ale je olała. Wyjątkowo miała wyjebane w Neathian, więc powinny się cieszyć i zająć swoimi walkami.

   Rozejrzała się uważnie i dostrzegła pikującą w stronę pałacu postać na niewielkiej platformie. Cru zasyczał na znak, że też go widzi, po czym szybko popędził, klucząc się między uliczkami. Gdy byli tuż pod cesarzem Gundalli, wykorzystał grzechotkę niczym sprężynę i wystrzelił ku górze.

– Raz ci nie wystarczyło, idiotko? – syknął Barodius, zbierając fioletową energię.

– Chyba nie myślałeś, że chciałem przeszkadzać tylko Neathii – uśmiechnęła się. – Crueltion, Zdradliwe Opary!

– Ja się nią zajmę, panie! – Szata Barodiusa zafurkotała, kiedy minął go bakugan Gilla. Gundalianin spojrzał na nią wściekle. – Miałaś nie żyć! Krakix!

– Jak się boisz ubrudzić rączki, to masz – Rozłożyła ręce. – Cru!

   Kły Crueltiona starły się ze zbroją Krakixa, aż iskry sypnęły na boki. Gill podniósł dłoń, w której formowała się czerwona kula, a ona uniosła taser zawinięty z vestaliańskiego statku. Nagle błysnęło i oba bakugany zostały ugodzone żółtym promieniem. Heather zachwiała się i zeskoczyła na pobliskim budynek, natomiast Gundalianin spojrzał z furią w prawo. Obnażył zęby.

– Zenet!

   Gundalianka wyjęła następną kartę i uśmiechnęła się zwycięsko. Jej oczy miały już naturalną barwę i była w formie człowieka.

   Heather uniosła kącik ust. Czyli ropuchowata suka przegrała.

 

****

   W tym momencie Dharak przypominał mi jeźdźca Apokalipsy. Załatwiał bakugany jednego po drugim. Aranaut, Hawktor, Rubanoid. Nawet gdzieś mignął mi Nurzak, który leciał ku ziemi z gracją spadającej komety, a przez chaos nie byłam w stanie ujrzeć, co stało się z dziewczynami. Ogólnie bakugan Darkusa szedł jak oszalała furia i akurat teraz obrał sobie nas na cel.

– Mamy przejebane – jęknęłam, już niemal czując gorąco oddechu smoka. – Pod żadnym pozorem się nie obracaj, jaszczurze!

– Aż tak głupi nie jestem! – warknął.

   Jego wojownika nigdzie w pobliżu nie było, ale najwidoczniej go nie potrzebował. Atakował sobie beztrosko, jeszcze bardziej spychając wszystko do stanu gruzowiska i chaosu. A gdzie Dan i Drago, zapytacie? Kurwa, plus dziesięć punktów, też bym chciała wiedzieć, co się z nim stało! Tylko mi nie mówcie, że ich pokonali, bo się chyba zastrzelę.

– Ufasz mi? – odezwał się Spectra, który coś szybko wciskał w swoim zegarku.

   Spojrzałam na niego oniemiała. Dosłowna śmierć nam siedzi na karku, a ten mi tu wyjeżdża z jakimiś testami wierności?

– Co to ma do rzeczy?! Zaraz będziemy w żołądku tego pana! – Wycelowałam palcem na Dharaka.

– Dziękuje, nie mam oczu i nie zauważyłem – odgryzł się. – We dwoje tam nie wlecimy, musisz to zrobić sama.

   Ponabijałabym się, że odpuścił sobie kontrolę rodzicielską, ale Dharak ryknął i mi szybko ochota przeszła.

– Tak, ufam. Działaj!

– Helios!

   Bakugan zrobił beczkę i wystrzelił ku samemu niebu. Przytrzymałam się Spectry, by mnie uderzenie wiatru nie zrzuciło. Ryki Dharaka nieco się oddaliły, bo jego cielsko miało gorszą aerodynamikę i nie nadążał. Gwałtownie się zatrzymaliśmy jakieś dobre dziesięć metrów nad pałacem. Zamrugałam, czując suchość w gardle.

    Ktoś chyba sobie ze mnie kpi…

– Musisz skoczyć – mruknął Keith, kontrolując odległość żywej śmierci od nas i wcisnął mi do ręki mały sprzęcik z przyciskiem. - Szybko, póki Dharak cię nie widzi.

– Genialnie, nie zje mnie smok, tylko rozbiję się o ziemię jak ptasia kupa – westchnęłam.

– Ufasz mi?

   Skinęłam głową. Uśmiechnął się lekko.

– Wciśnij, jak będziesz koło dachu i rzuć w dół.

   Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie i z rozpędu wyskoczyłam. Od razu uderzył w mnie zimny wicher. Fludim coś zawodził o byciu idiotką, ale przez świst powietrza mało usłyszałam. Ujrzałam jeszcze kątem oka, jak Helios unika strumienia czarnego ognia i odpowiada swoja salwą, po czym przeleciałam przez dziurę w dachu. Czym prędzej wcisnęłam przycisk urządzenia i puściłam. Zwinęłam się w kulkę, modląc, żeby chociaż sobie karku nie połamać.

   Uderzyłam o materac. Wypuściłam z ulgą powietrze, rozkładając się na białym materacu, który wypełniał połowę korytarza. Długo jednak sobie nie odpoczęłam, bo od ścian odbijały się okrzyki straży i odgłosy uderzeń. Barodius wszedł na pełnej kurwie, jak widać.

   Szybko się pozbierałam i niemal na czworaka popędziłam korytarzem do sali tronowej. Oczywiście mój zmysł orientacji się odezwał i dwa razy źle skręciłam, ale w końcu wypadłam na dobry hol. Płuca już mi płonęły od nadmiaru wysiłku, mięśnie prosiły o litość, ale nie było litości! Pchnęłam dwuskrzydłowe drzwi i zatrzasnęłam za sobą.

   Królowa Serena zerwała się z tronu. Wyraźnie była zdezorientowana i może przestraszona, ale czy to przez to, że czuła nadejście Barodiusa czy mój wygląd jak ofiary katastrofy lotniczej, tego mi się ustalić nie udało. Chwiejnym krokiem wspięłam się po kilku złotych schodkach.

– Jessica!

– Barodius nadciąga po Kulę – wypaliłam, opierając dłonie o kolana. Byłam spocona jak cholera. – Ma się pani gdzie schować? Bo raczej nie będzie negocjował.

   Neathianka nie odpowiedziała, bo drzwi eksplodowały tuż za naszymi plecami. Schyliłam się, by uniknąć bliskiego spotkania z jednym ze skrzydeł.

   I tak wszedł on. Fioletowe promienie oblekały mu rękę aż za łokieć, rekini uśmiech rozciągał usta, a przez dziurę w ścianę było widać absolutne zniszczenie. Serena przełknęła ciężko ślinę i spojrzała na niego spokojnym i zimnym wzrokiem. Ja też powinnam przyjąć jakaś bojową pozę, ale klapnęłam na stopniu. Fludim gdyby mógł, to strzeliłby sobie ręką w czoło.

– Stawianie oporu nie ma sensu, Sereno. Twoja planeta jest już moja.

– Jeszcze nie wygrałeś wojny – odparła ostrym tonem.

– Naprawdę myślisz, że ktoś was uratuje? – Zwrócił uwagę na mnie. – Jedna Vestalianka?

   Uniosłam brew i machnęłam ręką. Przed Barodiusem wyrósł mur o delikatnym kolorze fioletu rozciągający się przez całą długość pomieszczenia. Dodatkowe źródło mocy wciąż działało. Oparłam brodę o kolano, mrużąc oczy.

– Nie lubię być lekceważona.

– Heh, taka duma cię wkrótce zgubi – Podniósł dłoń, kształtując wstęgi prądu na jedną iskrzącą kulę. – To jak Sereno? Oddasz mi Kulę po dobroci czy mam cię zmusić?

– Nie rozumiesz jej mocy – Królowa pokręciła głową.

– Ale i tak ją opanuję.

– Po moim trupie.

– Skoro tak stawiasz sprawę – Wzruszył ramionami. – To tak też będzie!

   Blask purpury padł na ściany, kiedy pierwsza kula uderzyła o mur. Skupiłam jej strukturę bliżej Sereny, nerwowo zerkając na korytarz. Chyba nadejdzie jakaś odsiecz, nie?

 

****

 

   Odór krwi jednocześnie słodki i duszący wypełniał pokój. Białe zasłony unosiły się lekko pod wpływem wiatru, a ich koronkowe wykończenie kąpało się w kałuży szkarłatu.

   Kazuhiro drżącą dłonią dotknął przecięcie na własnej gardle. Ciemna plama rozpływała się po jego ciemnozielonym mundurze. Duże brązowe oczy patrzyły bezradnie na żonę, szukając jakiegoś wytłumaczenia, ciągle pragnące wierzyć, że to tylko zły sen.

   Reiko też pragnęła by to był koszmar. Lecz ciężar prawdy przed nią był oszałamiający. Ona naprawdę zabiła Kazuhiro. Naprawdę popadła w szaleństwo.

Krwawa królowa. Krwawa królowa.

   Łzy płynęły potokiem po jej policzkach i uderzały o odpryski krwi, mieszając się z nią. Jednak młodsza ona nie wyglądała na smutną. Wręcz przeciwnie, pogłaskała Kazuhiro po policzku w jakimś upiornym wyrazie troski i złożyła delikatny pocałunek na jego czole.

– Śpij, skarbie – przemówiła. – Kiedy znów się ockniesz, Vestalia będzie inna.

   Jej słowa przyciągnęły uwagę Reiko. W cieniu młodszej jej coś zafalowało, jednak nie przyjrzała się bliżej, gdy tamta uniosła miecz. Pomna swoich wizji Reiko ukryła twarz w dłoniach i próbowała oddychać przez nos.

   Każdy dźwięk ostrza przecinającego się przez skórę, ścięgna i kości wbijał jej szpilkę w serce. Próbowała oddychać, jednak miała wrażenie, że jej płuca odrzucają tlen. Zapach krwi się wzmocnił, aż zakręciło jej się w głowie.

– Dobrze, Reiko.

   Tytan…Rozchyliła palce i ujrzała jak ludzka postać bakugana zarzuca dłoń na ramię młodszej jej. Ta zdawała się go nie dostrzegać, zbyt zajęta tuleniem głowy Kazuhiro do własnego łona. Reiko przełknęła żółć w gardle i podniosła się chwiejnie.

– Zrobiłaś dokładnie jak chciałem  – uśmiechnął się, nawijając biały kosmyk na palec.

   Nagle młodsza Reiko zamrugała i zatrzęsła się. Czerwień wypełniająca jej tęczówki zaczęła ustępować miejsca szarości, a radość i spokój ustąpiło miejsca absolutnemu szokowi. Omiotła wzrokiem pomieszczenie, jakby widziała je po raz pierwszy. Zaczęła drżeć, jej oddech urywał się gwałtownie, aż nie podniosła głowy do światła.

– Ty naiwna dziewczyno – zaśmiał się Tytan. – I tak o tym zapomnisz.

   Okrzyk Reiko poniósł się przez ściany. Kobieta padła na ziemię, wpatrując się załzawionymi oczyma w martwe oblicze ukochanego. Nagle cała sceneria zaczęła pękać, a przez rysy prześwitywało światło. Po chwili wszystko pochłonęło światło i Reiko została sama ze swoimi łzami.

  Nie zabili jej, bo bali się jej mocy.

   Zabili ją, bo ona zabiła pierwsza.

– obiecałaś…

   Kenji? Rozejrzała się, lecz wokół otaczała ją tylko biel. Zwiesiła głowę. Zresztą jaki miał sens powrót? Była monstrum. Powinna zostać w tym niebycie na zawsze. Nigdy nie wiązać się kontraktem ze Starożytnymi. Jak mogła być tak bezduszna i żądać zapomnienia o swojej zbrodni?

    Wpiła paznokcie w policzki. Niebieski płyn splamił jej skórę.

– Została jeszcze jedno.

   Postać przed nią nie była wyraźna. Jednak gdy Reiko zmrużyła oczy, miała wrażenie, że widziała złociste włosy i oczy niczym szafiry.

– Melody? – wyszeptała.

   Postać już się nie odezwała, jedynie wskazała niewielki złoty płomień i rozpłynęła się. Reiko uniosła dłoń i świetlik na niej spoczął. Przełknęła ślinę.

Obiecałaś…

– Zabierz mnie do ostatniego.

   Wiedziała, gdzie ją to zaprowadzi. Do czasu kontraktu.

 

 




Zapierdalam jak szalona XDDD Jeszcze rozdział, epilog i kończymy! Btw mam już prolog i 1 rozdział 3 części, więc no wena szaleje jak nigdy XDD ogólnie Reiko przeszłość jest mocno fucked up, ale tu trzeb wyjaśnić jeszcze jedną rzecz, Kenji się bawi, Tytan znów przeszkadza, a Kessie to wgl wywija balety XDD

 

1 komentarz:

  1. Ale zobaczmi, jak się pozmieniało XDDD Zaczęli od nienawiści, a teraz Jess nawet wyskoczyła, jak Keith przykazał XD Yess, akcja zapierdala, ostatni odcinek, ślub i się żegnamy XD

    OdpowiedzUsuń