sobota, 24 listopada 2018

S2 Rozdział 22: Przekleństwo


    Nigdy wcześniej nie pomyślałam, że będę zmuszona pisać testament w notatkach telefonu. Jednak co lepszego miałam począć w sytuacji, gdy dosłownie czułam emanującą wściekłość Spectry przez pałacowe korytarza? Co prawda na moment zaświtał mi pomysł palnięcia w Gusa pałką teleskopową, ale to by chyba tylko pogorszyło sytuację.
   Jane zerknęła mi przez ramię na wyświetlacz, po czym uniosła brew.
– Nie przesadzasz? – spytała z powątpiewaniem. – Owszem, nie wygląda na radosnego idiotę, lecz to... – westchnęła.
– Jak się w nim obudzi diabeł, to nawet cios pałką w czoło nie da rady, wiem, co mówię – odparłam, zakańczając tekst pełnym dramatyzmu „zabita w afekcie Jessica Saki Alexandra Knight Elevenor”, po czym schowałam komórkę do kieszeni.
– Dramatyzujesz jak zawsze – powiedział głośno Gus, który podążał przodem. Vulcan szedł koło niego, uważnie wodząc wzrokiem dookoła.
   Niepokoiło go to samo, co nas. Było o wiele za cicho. Fakt faktem większość strażników albo radośnie zwiała albo leżała nieprzytomna, jednak gdzieś przecież Dan walczył z ropuchą i kręciła się ta dwójka Gundalian. Odpuścili czy to jakaś pułapka? Zagryzłam wargę. Byle tylko dorwać resztę i stąd zwiewać. Cel został osiągnięty.
– To się nazywa patrzenie realisty, lokowany – mruknęłam. – Jak tam się wam układa z Irene? – zmieniłam temat. – Wygląda na strasznie głośną osobę.
– Całkiem nieźle, dzięki za troskę – odpowiedział spokojnie, nie dając się wybić z równowagi.
– Aki ostatnio o tobie wspominała – dodałam ciszej.
– Aki? – powtórzyła głośniej Jane, mrużąc powieki, a Phoebe spojrzała na mnie z uwagą.
   Z niemała satysfakcją zauważyłam, że Grav na sekundę zwolnił, po czym przyśpieszył kroku. Jego mięśnie lekko się spięły. Najwyraźniej przeszłość Aki ciągle nie umiała mu zejść sprzed oczu. Swoją drogą to było dość dziwne dla Akane, że powiedziała o niej komuś, kogo niespecjalnie dobrze znała, a zwłaszcza znajomemu Keitha. W końcu to była jedna z jej najgłębszych ran, jej granica...
   Jedyna rzecz zdolna ją zniszczyć.
   Pokręciłam mocno głową, by pozbyć się zimna, które pojawiło się w żołądku. Aki jest twarda, nie ma się co martwić. Raczej powinnam się martwić o siebie, by Keith mi łba nie urwał.
   Nagle uderzyłam nosem w plecy Gusa.
– Co jest? – spytałam, trąc jego nasadę palcami.
– Mistrz mówi, bym nas przeniósł na Niszczyciela. Oprócz ciebie, Akane i Dana przybyła tu jeszcze piątka osób?
– Tak, nasi znajomy ze szkoły – potwierdziłam, nim pomyślałam.
   Chłopak skinął głową i zaczął pisać wiadomość na gantlecie. Ja wtedy uświadomiłam sobie, że jedynie przyśpieszyłam wyrok i postanowiłam ratować swoją zacną dupę na przynajmniej jakiś czas. Ujęłam Jane i Phoebe pod łokcia, zasłaniając nimi i popchnęłam w stronę Grava.
– Dobra, to przenoś się z laskami, a ja wrócę do domu, jestem padnięta, ogarniasz – oświadczyłam z uśmiechem, idąc do Fludima. – Ty tam wracaj do Irene i się pomiziajcie trochę, Jane twoja mama się niepokoi, Phoebe nie zabij Drake, przyszedł cię ratować! Ja wcale nie idę zniszczyć teleportu i wykupić lotu na Jamajkę, nie wyciągajcie pochopnych wniosków! Dawaj teleporcie do domu! – krzyknęłam, klikając „teleportuj” i zamykając oczu, gdyż zawsze towarzyszyło temu jasne światło.
   Gdy po kilku sekundach usłyszałam cichy śmiech Jane i pełne politowania westchnięcie Gusa, zaczęłam w rekordowym tempie napieprzać w przycisk, aż palce zaczęły mnie boleć. Nie! To niemożliwe! Czy was pojebało Starożytni?! Ja walczyłam w obronie waszego świata, natomiast wy sprawiacie, że mój gantlet przestaje działać w sytuacji dramatycznej, żeby nie powiedzieć zabójczej?! Dobra, następnym razem nawet jeśli mielibyście zostać pożarci przez jakiegoś grubasa na obiad, to nie kiwnę palcem, hmpf!
– Fludim, robisz portal, raz, dwa, trzy i tu się pojawia! – zawołałam, celując dłonią przed siebie i stukając stopą.
   Bakugan na moment zdębiał, ale gdy popatrzyłam na niego spod byka, to spróbował coś wyczarować. Widać czuł, że tym razem serio mógłby zwiedzić odpływ umywalki.
– Mistrz zablokował ci dostęp do teleportacji, bo chce z tobą porozmawiać – powiedział  głośno Gus. – Możesz już przestać wariować?
– Po pierwsze, niebieski transie, to miałeś skończyć z tym mistrzem – warknęłam, odwracając się do niego – A po drugie, nie, nie mogę, gdyż cenię swoje życie i gardło, a jak on zacznie, to na kulturalnej rozmowie się nie skończy.
– Panikujesz – stwierdziła Jane, machając dłonią. – Nie lepiej będzie sobie to wyjaśnić od razu?
– Ładnie eufemizm, ale to nie będzie wyjaśnianie lecz rzeź.
– Dość – uciął Gus, łapiąc mnie za przegub. – Idziemy.
– Łapy precz! – Strzeliłam go dłonią w rękę. Puścił mnie, ale nie zdążyłam zwiać przed jasnym światłem.
   Wylądowałam gładko na podłodze wykładanej szarymi płytami. Fludim, który przybrał kulkową formę, jak jakiś tchórz wsunął mi się do kieszeni. Nie potrzebowałam unosić głowy, bo po samym dźwięku pracujących silników oraz pykania radaru wiedziałam, że stoję w pomieszczeniu sterującym.
– Dobra robota, Gus – usłyszałam spokojny głos Spectry. Taaa, cisza przed burzą, żeby to wszystko szlag.
– Dziękuje. Chodźcie, zaprowadzę was do teleportu – Grav zwrócił się do dziewczyn.
– A co z tobą Jess? – spytała Phoebe. Jane zerknęła na mnie. Wymownie pokazałam jej głową Spectrę, robiąc minę męczennika. Lekko wzruszyła ramionami, a kącik ust jej drgnął.  Jaka nieczuła i to dla niej to wszystko zrobiłam!
– Musimy jeszcze porozmawiać – powiedział Keith.
    Nie jestem wierząca, więc w myślach szybko zaklinałam się do mojego szczęścia, by łaskawie ruszyło dupę ze swojego urlopu i tu wróciło w podskokach. Phoebe rzuciła mi pokrzepiające spojrzenie, które i tak spłonęła w ogniu furii Spectry, po czym cała trójka opuściła pomieszczenie.
  Wzięłam głęboki wdech i szybkim ruchem odrzuciłam włosy do tyłu. Wyprostowana postawa, ręce skrzyżowane na piersi i maska z jednym okiem błyszczącym szkarłatnym blaskiem. Vestaliańskie wcielenie diabła, doprawdy, powinien mieć taką ksywę na mieście.
   Wiedząc, że to nie ma prawa się dobrze skończyć, postanowiłam osłabić chociaż pierwszy atak. Ewentualnie rozpętać jeszcze większą aferę, zwał jak zwał.
– To nie była moja wina tylko Rena, jasne? – oświadczyłam, opierając ręce o biodra.
– Od kiedy to ta biała larwa chciała rozpętać z nami wojnę, co? – odparł, sztyletując mnie wzrokiem.
   No i zaczynamy imprezę.


****

    Kazarina do tej pory była przekonana, że to Nethanie są najbardziej upierdliwą rasą w kosmosie. Jednak zbierając swojego bakugana z ziemi i ogarniając wzrokiem zniszczenia, zmieniła zdanie. Cholerni Vestalianie i Ziemianie!
   Szczególnie ten, który pojawił się podczas jej walki z Dragonoidem. Była tak blisko zdobycia idealnego obiektu do testów, gdyż ten gatunek bakuganów występował rzadko na Gundalii oraz Neathii. Mogła poznać ich odporność na poszczególne rodzaje bólu, prace mięśni, umysł, a na koniec zamienić Drago w lojalną zabawkę! Wtedy z pewnością wreszcie Barodius – sama popatrzyłby na nią z uwielbieniem zamiast chłodnym zainteresowaniem. Jednak tamten Vestalianin z maską musiał jej przeszkodzić i jeszcze obdarzyć spojrzeniem, którego nienawidziła najbardziej.. Pełne pogardy jakby była jakimś robakiem, który zabrudził nogawkę spodni. Barodius – sama w przypływach furii, podczas ich inwazji, też na nią też patrzył i czuła się wtedy jak najgorszy śmieć.
   Zatrzęsła się z tłumionej złości, ignorując pytania spanikowanych strażników, którzy okazali się bezużytecznymi głupcami w starciu z dziwaczną mocą gówniary czy zwykłymi Ziemianiami. Gil nigdy nie był tak traktowany jak ona, chociaż nie posiadał żadnych przydatnych umiejętności poza walką. Ona była geniuszem! Ona powinna wszędzie latać z Barodiusem – sama, a nie ten pieprzony dupek!
   Jednak nie ma się co obawiać. Dosięgnie zasłużonego sobie szacunku. I nawet wiedziała, który stary głupiec jej w tym pomoże.
– Sprzątać ten burdel! – wrzasnęła do próbujących się pozbierać żołnierzy. – Za kilka godzin wraca nasz król i nie mam zamiaru pozwolić, by to oglądał. Powinniście się wstydzić, że przegraliście z bandą hałaśliwych gówniarzy!
   Gundalianie spuścili głowy lub spochmurnieli. Kazarina zmrużyła oczy. Będzie musiała udoskonalić ich wyposażenie, by następnym razem nie ponieśli tak sromotnej klęski. Może większe pola rażenia prądem albo guzik uruchomiający wysuwające się ostrza z boku? Trzeba się nad tym poważnie zastanowić.
– Zamierzasz przemilczeć, że przegrałaś? – spytał złośliwie Stoica.
   Spojrzała na niego, zaciskając zęby.
– Stoica, to ty nie dość, że przegrałeś, to pozwoliłeś się skopać jakimś nędznym Ziemianom – wysyczała. – Myślisz, że zachowasz swoją pozycję, jeśli powiem o tym Barodiusowi – sama? – Uśmiechnęła się.
   Stoica był naturalnie bardzo jasnej karnacji, jednak i tak zauważyła, że pobladł. Mały gnojek.
– Hah, daj spokój. Możemy to chyba przemilczeć.
– I na tym skończmy temat – odparła. – Wezwij do mnie Rena i jego bandę. Muszą mi się wytłumaczyć!
– Jasne, jasne, już lecę, droga królowo – zakpił z uśmieszkiem Stoica, zakładając ręce za kark.
    Na szczęście Kazarina już tego nie usłyszała.

****

   Wpatrywałam się okrągłymi oczami w stolik nakryty jasnym obrusem, na którym spoczywało pełne nakrycie wykonane ze srebra. Aromatycznie pachnąca zupa dymiła w sporej wazie stojącej na środku. Bez dwóch zdań zatruta, ale po cholerę Spectra miałby sobie zadawać tyle trudu?
– Usiądziesz w końcu? – westchnął blondyn, który już umościł się na krześle, zakładając nogę na nogę.
   Owszem, pomyślałam, że zacznie się impreza, ale nie o to mi chodziło! Normalnie albo byśmy się darli na całego Niszczyciela, albo on by syczał, a ja ripostowała jego wypowiedzi i tak do białego rana. Wykwinty obiad psuł wszelkie dotychczasowe schematy, halo, halo!
– Jessica, usiądź – warknął.
– Postoję sobie, wygodniej – odparłam równie miłym tonem co on. – Co to ma znaczyć? – spytałam, wskazując na stół.
– Jestem głodny – powiedział, jakbym zadała najbardziej idiotyczne pytanie w tym tygodniu.
– Och, Gus gotował?
   Popatrzył się na mnie spode łba, na co się uśmiechnęłam szeroko. Sięgnął po srebrny nóż i leniwie obrócił go kilka razy w palcach. Mówię wam, w mózgu już układał plan, jak mnie nim zabić i ukryć ciało. Potem znajdzie dziewczynę, która będzie do mnie podobna, zaszantażuje ją i zmusi, by udawała mnie. Albo uda, że nie wie, co się ze mną stało i za dwadzieścia lat Gus znajdzie moje prochy w schowku na miotły.
   No a chyba nie muszę wspominać, że nie mam aspiracji na śmiertelne zejście w jakimś zakurzonym schowku.
– Dlaczego to zrobiłaś? – spytał chłodno.
– Żeby ratować Jane i Phoebe z rąk tych uroczych Gundalian, to chyba jasne – powiedziałam, unosząc brew.
– Nie o to mi chodzi – westchnął ciężko, odłożył nóż i spojrzał na mnie. – Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałaś?
– Nie było czasu, zresztą działałam na spontana jak zawsze.
   Skapitulowałam wreszcie i usiadłam na drugim krześle. Jak zacznie we mnie rzucać nożami, to będę mogła mu zwalić stolik na głowę, hyhy. Pamiętajcie, zawsze trzeba być przygotowanym.
– Ignorując fakt, że może się to skończyć niepowodzeniem, a nawet tragedią. Oraz zapominając, że mimo możesz we wszystko wmieszać Vestalię w wojnę wbrew woli mieszkańców. Cała ty – dopowiedział, a z każdego słowa sączył się jad.
   Mówił prawdę, lecz i tak zacisnęłam dłonie w pięści. Nigdy nie prosiłam się o bycie księżniczką, co więcej odrzuciłam ten tytuł już ponad pół roku temu. To nie była moja wina, że Gundalianie mają nieaktualne dane, do cholery!
– O, a niby co miałam zrobić? Czekać, aż zaczną mnie szantażować czy może wysłać do nich vestalskich dyplomatów? – spytałam, opierając łokieć o krawędź stołu.
– Choćby poinformować mnie, Gusa, Mirę czy własnego brata. Ale tu nawet nie chodzi o jakąś wojnę. Czy ty kiedykolwiek zastanawiasz się, zanim coś zrobisz?
– Nie – powiedziałam z taką szczerością, że aż usłyszałam, jak Fludim robi facepalma. – Zresztą, o co ta afera? Jane i Phoebe uratowane, Gundalianie mają skopane tyłki, same pozytywy!
– Co nie zmienia faktu, że bezmyślnie wybrałaś się na obcą planetę, nie mając pojęcia, jacy są wrogowie i czym dysponują – wycedził przez zęby.
– I mówi to koleś, który w środku nocy polazł niszczyć nową broń Zenohelda – prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
– Której miał plany! – podniósł głos. Oho, zawleczka powoli się odkręca, kryj się, kto może.
– Co ty jesteś mój tata? – mruknęłam ze znudzeniem. – Serio, robisz mi więcej kazań od niego.
   Wtedy już wybuchł.
– Nie, ale najwyraźniej muszę ci przypominać, ile cholernych razy prawie straciłaś życie przez swoje durne pomysły! – wrzasnął, uderzając pięściami w stół.  – Nie jesteś nieśmiertelna, cholero!
   Instynktownie odsunęłam się, by przypadkiem nie oberwać z chochli czy innego sztućca.
– Miałyśmy plan, wzięłyśmy sprzęt! – zaoponowałam. – Nie traktuj mnie jak dziecka, potrafię sobie poradzić, kuźwa mać!
– Zachowujesz się jak gówniara – warknął. – Nie bierzesz pod uwagi konsekwencji swoich czynów ani niebezpieczeństwa z nimi związanego.
– Słuchaj, Spectra, nie będziesz mi zabraniał ratować przyjaciół – syknęłam, mrużąc oczy. – Nauczyłam się panować nad własną mocą i potrafię używać mózgu, wyobraź sobie!
– A kto potem uratuje ciebie? – spytał cichszym głosem, przepełnionym zimnem i drwiną. – Nie zapominaj, że jeśli zginiesz, nikogo nie uratujesz. Ledwo odzyskałaś brata, chcesz to wszystko zaprzepaścić?
– Przestań...
– Co się stało wtedy w pałacu Vexosów? Prawie zginęłaś przez własną lekkomyślność!
– Nie mów już...
– Dlatego zacznij myśleć też o innych, Jessica!
– Zamknij się! – krzyknęłam. Czerwone oko rozszerzyło się w zaskoczeniu. – Myślisz, że kim ja jestem? Doskonale wiem, jaki to ból kogoś stracić! Widziałam śmierć własnych rodziców i siostry i nie mogłam nic z tym zrobić! Wiesz, jak wymiotować mi się chce na samo wspomnienie? Wiesz, jak prześladują mnie one w snach? Ta rozpacz, ta pustka, one nigdy nie znikną! – krzyczałam dalej, choć gardło zaczęło mnie już palić. – Więc powiedz mi, co jest złego w tym, że nie chcę już nikogo stracić?! Rozumiem, o co ci chodzi, ale przestań o mnie myśleć jak o niewinnej księżniczce, która istniała dziesięć lat temu. Ona już nie żyje, Keith. Spłonęła, a ja tylko noszę jej nazwisko. – Nabrałam powietrza. Nie próbował mi przerwać ani się wtrącić. Podniosłam ręce, a nikła fioletowa mgła wypłynęła z moich palców. – Ta moc to moje przekleństwo. Sprowadziła śmierć, ale i tak postanowiłam ją wytrenować, by mogła mi pomóc chronić bliskich. Nie robię tego dla zabawy czy adrenaliny. Ja po prostu nie chcę znów tego czuć. Tej strasznej pustki w środku, tej rozpaczy, której nie da się niczym opisać!
   Zapadła cisza. Nawet buczenie silników stało się cichsze, jakby odleglejsze. Spectra wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w wazę z pewnie już zimną zupą. Podniosłam się z krzesła, słysząc, jak niewidzialne skorupy maski spokoju, za którą ukrywałam większość emocji, kruszą się i spadają na posadzkę. Myślałam, że już jej zdusiłam, jednak one ciągle drzemały ukryte płytko pod powierzchnią.
– Pójdę już do domu – wychrypiałam.
   Skinął lekką głową, nie odrywając wzroku od wazy.
– Przepraszam, Jessie.
– Zapomnijmy o tym – stwierdziłam, po czym obróciłam się na pięcie.
   Szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, we własnym pokoju.
– Tylko nie chcę, żebyś znów zniknęła.
   Nie obróciłam się i wyszłam ze sterowni. Dotarłam do pomieszczenia z teleportami, wybrałam jeden i przeniosłam się do domu. Na szczęście było gdzieś nad ranem, więc nie spotkałam rodziców, którzy dalej słodko spali w swojej sypialni. Weszłam do pokoju i nie zrzucając butów, padłam na zieloną kołdrę.
   Zasłoniłam rękami twarz.
   Nie chcę, żebyś znów zniknęła.
   Ja też nie chcę cię stracić...





Drama time, kochani! Nie no ale od dłuższego czasu zastanawiałam się, kiedy pokażę, że Jess średnio sobie radzi z śmiercią rodziny itp, a teraz się tak trafiło XD Ogólnie przyszły rozdział chyba też będzie w trochę mniej komediowych klimatach, ale to nie jest nic pewnego. Ta notka to głównie kłótnia shipu tego bloga, lecz co się dziwić, każde z nich ma swoje racje ^^'' Mam nadzieję, że mały dramatyzm wam nie przeszkadza XD
Odmeldowuje się!

piątek, 16 listopada 2018

S2 Rozdział 21: Uwolnienie


   Zasadniczo czułam mordercze zamiary kierowane w moją osobę, zanim ta cała Kazarina pojawiła się wraz ze swoim bakuganem o wyglądzie wilka z pawim ogonem. Lecz od tej piękności biła taka furia i chęć mordu, że od razu stanął mi Zenek przed oczami. Dan również to wyczuł, bo westchnął ciężko, jakby pytając Starożytnych, czemu obdarzyli nas umiejętnością podnoszenia ciśnienia wszystkim w przeciągu kwadransa.
- Nie sądziłam, że zarówno Vestalianie jak i Ziemianie są na tyle głupi, by atakować obcy teren – odezwała się głosem, przez który od razu skojarzyła mi się za ropuchą. Uśmiechnęła, splatając ręce na piersi. – Jednak nie ma tego złego, przynajmniej zyskam świetne obiekty na testy. Bakugany, mutant i człowiek!
   Uniosłam brew i wymieniłam spojrzenia z Danem. Nasze bakugany przygotowały się do ataku. Włócznia Fludima zapłonęła czarnym ogniem, a Drago pochylił łeb, sztyletując wzrokiem Kazarinę. Moc wezbrała się koło moich kostek gotowa w każdej chwili nacierać lub bronić. Dzięki kilku treningom z Reiko oraz medytacjom używanie jej stawało się coraz łatwiejsze, wydawała mi się być przedłużeniem ręki, choć nieco gorętszym.
   Gundalianka uśmiechnęła się i wyrzuciła ku górze zestaw bojowy. Po bokach wilka pojawiły się dwa biało – pomarańczowe działa oraz dwa przyczepione powyżej jego grzbietu. Wtedy mnie tknęło, że jeszcze nie używałam zestawu od Spectry, a chyba by się przydał, bo ropucha ewidentnie nie ma miłych wobec nas.
   Zaczęłam się klepać po kieszeniach płaszcza oraz dżinsów, by znaleźć to cholerstwo. Fludim zerknął na mnie zaniepokojony, co natychmiast wykorzystała Kazarina.
– Miecz Arkadii!
   Gdyby nie Drago, który sparował atak za pomocą kul ognia, to byśmy ładnie skończyli. W końcu odnalazłam ten diabelski zestaw, który wpadł mi do dziury w podszewce kurtki. Nie czekając na niczyją reakcję, cisnęłam go do Fludima.
– Wdziewaj i działaj, Fludi! – krzyknęłam.
   Spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale nie zdążył niczego wrzasnąć, bo już do jego zbroi przymocowały się dwa czarne działa o długich lufach. Natomiast w moich dłoniach uformowało się kilka nowych kart ataków. Użyłam pierwszej z brzegu, nie przejmując się, że tak trochę nie znamy mocy tego cacka.
– Pocałunek Nocy!

****

   Garra zaryczał, po raz kolejny smagając ogonem w Contestira, lecz temu udało się nie dość, że udało się sparować uderzenie, to jeszcze przytrzymał smoka w miejscu. Natychmiastowo wykorzystała to Lena.
– Koral Plazmy! – krzyknęła, wznosząc kartę, po czym z uśmiechem zwróciła się do Shieny.
   Spadek mocy Garry o 300 punktów.
 Haruka w odpowiedzi zmrużyła oczy. Podmuch wiatru, który powstał w wyniku zderzenia się dwóch bakuganów, rozwiał jej włosy, przysłaniając połowę twarzy. Nie miała najmniejszego zamiaru przegrać tego starcia, nawet jeśli była na straconej pozycji. Spokojnie wyciągnęła sekwencję super mocy, po czym wycofała się pod samą ścianę.
– Ucieeekasz?! – wykrzyknęła Zenet i zaczęła się śmiać. – Aż tak nas się boisz? To nic złego, w końcu jesteś słaba! – Pokazała język.
   Isis jedynie delikatnie się uśmiechnęła z kpiną, a szkło jej okularów błysnęło.
– Spopiel to wszystko, Garra – powiedziała Shiena. – Oblicze Diabła!
   Smok rozwinął skrzydła, wzbił się w powietrze i zionął ogniem, który szybko pokrył niemal cały korytarz płomieniami. Zenet pisnęła, gdy zauważyła, że pali jej się skrawek płaszcza, a Lena ledwo zdołała uniknąć poparzenia trzeciego stopnia na twarzy. Garra zaszarżował na ich bakugany, najpierw wyprowadzając cios ogonem. Temperatura jego ciała wzrosła do tego stopnia, że kolce wypaliły znamiona na ciałach Contestira i Phosposa.
– Oszalałaś?! – wrzasnęła wściekle Zenet. – Spalisz nas żywcem, idiotko!
   Haruka wzruszyła ramionami i zaczęła wachlować się dłonią. Języki ognia pięły się po ścianach coraz bliżej sufitu, a czerwona łuna odbijała się w okularach wojowniczek Aquosa i Pyrusa. Lena zacisnęła zęby. Wiedziała, co się z nią stanie, jeśli przegra. Co może jej zrobić Kazarina. Porażka absolutnie nie wchodziła w grę!
– Phospos! – krzyknęła, musząc jakoś ukrócić to piekło. – Sup...
– Helios!
    Czerwona laserowa wiązka równocześnie trafiła w Contestira oraz Phosposa, posyłając ich pod stopy swoich wojowniczek. Haruka i Garra odwrócili głowy. Kilka metrów przed nimi stał Helios, którego działo na klatce piersiowej jeszcze dymiło. Obok bakugana stał z założonymi rękami Spectra. Teraz dziewczyna zrozumiała, czemu Jessie nie przepadała za maską chłopaka. Otoczony płomieniami z beznamiętnym wyrazem twarzy i płonącym czerwonym okiem przypominał diabła.
– Ugh! – syknęła Zenet, łapiąc bakugana. – Spadamy!
– Musimy o tym powiedzieć pani Kazarinie – szepnęła Lena.
   Obydwie czym prędzej się teleportowały. Dopiero wtedy Garra wycofał swój specjalny atak i wylądował koło Shieny. Zapadło ciężkie milczenie. Spectra ruszył do przodu.
– Nic ci nie jest? – spytał, zatrzymując się koło niej.
– W porządku – odparła. – Etto...Co ty tu robisz?
– Potrzebujecie pomocy, prawda? – stwierdził Spectra, ignorując jej pytanie. – W takim razie chodźmy dalej, chcę to szybko skończyć. – Machnął ręką, ruszając w stronę zakrętu.
   Garra i Haruka spojrzeli po sobie i westchnęli.

****

   Aki zbaraniała wpatrywała się w ogromnego wilka, który nagle wpadł na hol przez ścianę ugodzony fioletową kulą. Z trudem się pozbierał i warknął groźnie, jeżąc sierść. Przez pył oraz dym nie mogła dostrzec, gdzie był jego partner.
– Impreza nam się rozkręca – stwierdził Roger, którego odnalazła wraz z Nathanem, kiedy próbowali na wyliczankę wybrać przejście. – To w ogóle nasz?
– Nie wydaje mi się, ktoś ostatnio zmieniał bakugana na wilczura? – Dean zwrócił się do Stelli, swojego brata i Nathana.
   Akane zignorowała towarzyską pogawędkę z tyłu, bo Leaus za pomocą wiatru rozgonił dym. Uśmiechnęła się, widząc, że przez wyrwę wychodzi z lekka skołowany Fludim. Mówiła, że Jess pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie!
– Ohayooo! Jess, wreszcie się znalazłaś! – wykrzyknęła, zeskakując na podłogę.
– Jess nie ma! – odkrzyknął Fludim, lekko przerażony. – Zrobiłem więcej dziur!
– Huh?!
   Nie zdążył jej odpowiedź, gdy wilk rzucił się na niego z jaśniejącymi pazurami. Wtedy przez dziurę przeleciało tornado ognia, które ugodziło bakugana prosto w brzuch. Tak oto Kuso dołączył do walki.
– E pantoflu! – krzyknęła. – Gdzie jest Jess?!
– Niżej! Spadła! – odkrzyknął. – Ale kazała nam iść dalej!

****

   Krew powoli ściekała po kracie, podczas gdy Jane grzebała w kieszeniach jedynego strażnika, którego pozostawiono do ich pilnowania. Jej przyjaciele do tego stopnie rozpętali chaos, że co kilka minut wyzwano kolejnych żołnierzy, aż nie został on. Wtedy wystarczyło tylko zasymulować ostre bóle żołądka, a kiedy strażnik pochylał się, by sprawdzić jej stan, pociągnąć go za całej siły na żelazne kraty i pozbawić przytomności. Genialny plan, tylko gdzie są kurwa klucze do celi?!
   Phoebe stała na czatach, co jakiś czas zerkając na nią nerwowo. Nie wiadomo, czy zaraz ktoś nie ogarnie, że pozbawiając je straży, robiono wielką głupotę.
– No wreszcie – mruknęła Jane, potrząsając pękiem kluczy. Tylko teraz który? Było ich co najmniej tuzin!
   Westchnęła, nie widząc innej drogi i wsadziła pierwszy z kolei. Nie chciał iść. Chciała go wyjąć, gdy nagle rozległ się huk i czyjeś przekleństw, a sufit koło nich pękł. Dziewczyny przymrużyły powieki, bo moc odrzutu porwała za sobą drobinki kurzu i pyłu.
– Kuźwa mać, nigdy więcej vestaliańskiej technologi, przeklęta jest jakaś.
   Jane otworzyła szybko oczy, słysząc znajomy głos.
– Jess! – wykrzyknęła wraz z Phoebe.
   Dziewczyna siedziała na kilku porysowanych białych kafelkach, a wokół niej spoczywały cement, gruzy oraz kamienie. Uśmiechnęła się do nich i podniosła, otrzepując spodnie i czarny płaszcz.
– Trochę to zajęło, ale już jestem!
– Super, pięknie i w ogóle, ale otwórz nam najpierw celę. Potem pogadamy – powiedziała Jane, unosząc klucze.
   Jess spojrzała na nie, potem na nią, unosząc brew i podeszła do drzwiczek. Uniosła dłoń, którą otoczył fioletowy obłok, po czym uderzyła. Zamek padł na posadzkę rozwalony na trzy części.
– Matko, dzięki! – Phoebe, prawie się potykając o własne nogi, przytuliła się do Jess zaraz po wyjściu.
   Jane uśmiechnęła się do przyjaciółki, opierając dłoń o biodro. Po chwili ruszyły na poszukiwanie wejścia na górę, bo tam właśnie znajdowała się reszta.
– Co to było za wejście? – spytała.
– Ach, zestaw bojowy Fludima miał kopa i zrobił z korytarza ser szwajcarski – odparła Jessie, rozkładając ręce. – Wrzasnęłam, by dobili tą Kazarinke, bo mi ropucha działa na nerwy.
– No wiesz co. Też chciałam jej dać posmakować mojej kosy – wtrąciła się Ulvida.
   Phoebe spojrzała na nie z niedowierzaniem, a Jane zaśmiała lekko. Jess też się uśmiechnęła, ale po chwili wyglądała, jakby zobaczyła ducha, gdy doszły do  schodów i spojrzały na ich szczyt. Stała na nich przyczyna depresji Aki czyli Gus Grav. Jess cofnęła się, łapiąc Phoebe za łokieć.
– Co ty tu robisz?!
– Ja i mistrz Spectra przyszliśmy ogarnąć, co za bajzel zrobiłaś.
– Eee, miałeś go nie nazywać mistrzem... – Jess zamilkła i zrobiła wielkie oczy. – Zaraz...moment....czas! On tu jest?!
   Gus uniósł brew, ale skinął głową.
– Haha – Jess westchnęła, przejeżdżając ręką po twarzy. – Może Fludim zdąży mnie zastrzelić nowym działem.

****

   Każdym skrawkiem ciała czuła zawirowania w rdzeniu Vestalii. Najmniejsze zawirowanie energii, najdelikatniejsze drgnięcie. Dziś był wyjątkowo aktywny. Odłożyła książkę na półkę, zagryzając wargę. Co ta dziewczyna wyprawiała?
   Odkąd odzyskała pamięć, niszcząc tym samym łączący je łańcuch, przestała móc czuć, gdzie ona jest. Czasami jeszcze nikle czuła wyjątkowo silne emocje, ale to było wszystko. Gdy nić pękła, poczuła ulgę, ale teraz wolałaby znów mieć tą zdolność. Obiecała Melody. Obiecała...
   Odwróciła się na pięcie i wróciła do swojej maszyny do szycia. Zbliżała się mroźna zima, a ona mimo sztucznego ciała odczuwała nieco zimna. Dlatego uznała, że uszyje sobie zgrabną kurtkę obitą białym futrem. Hmm, może powinna też zrobić jakąś dla Jess? Na przykład komponującą się z jej fioletową suknią, którą odziedziczyła po mamie. Tak, to dobry pomysł.
   Uśmiechnęła się. Lubiła szyć od dziecka, bo to zajmowało jej umysł oraz pomagało zabić czas. Szycie też było jedyną rzeczą, którą mogła zrobić dla swoich dzieci. Jedyną formą kontaktu z nimi.
   Zacisnęła pięści na białej sukni, a tęczówki zmieniły kolor na ciemną purpurę. Upłynęło już ponad czterysta lat, ale daje ją to dręczyło. Umarła za wcześnie, pozbawiając swoje dzieci jej ochrony. A one...one...
   Dwie łzy rozprysły się o biurko, nim zakryła twarz dłońmi. Gdyby nie dała się zabić, gdyby nie dała się rozpaczy, mogła by żyć dłużej i ochronić ich przed wczesną śmiercią. Powinna wtedy pamiętać, że osoby z mocą nie są ludźmi.
  Nie! Pokręciła głową. Nie może tak myśleć, nie może dać się poddać emocjom. Bo...
   Kobiecy krzyk, który zostaje zagłuszony przez rumor opadających fragmentów ściany. Blada ręką o zielonych paznokciach. Czerwona plama krwi na białych płytach.
...skończy się jak wtedy.
– A co jeśli wcale nie zabili cię za moc?
– Huh? – Uniosła głowę i poczuła, jak krew tężeje jej w żyłach.
   Przed nią stała ciemna postać o zmasakrowanej twarzy. Ciemne włosy opadały jej na twarz, a królewski mundur był poplamiony zaschniętą krwią.
– Co jeśli po prostu byłaś potworem?
– Tytan, odsuń się – syknęła, wstając. Niebieskie iskry przemknęły po jej palcach.
   Postać zaśmiała się i spojrzała na nią oczyma o barwie trawy. Cofnęła się o krok.
– I postanowiłaś odpokutować swoją zbrodnię, zajmując się kimś innym i chroniąc go. Dlaczego niby miałaś wiązać się kontraktem? Hmmm?
– Zamknij się! – krzyknęła, ciskając w niego błękitną kulą.
   Postać rozpłynęła się, pozostawiając po sobie zapach śmierci i słowa, które krążyły Reiko po głowie.
   Przecież wspomnienia tak łatwo zmienić.


Łapcie, poprawię błędy później, teraz spadam!


piątek, 26 października 2018

S2 Rozdział 20: Na obcym terenie


   Zegar cicho tykał, a głos Eminema śpiewającego Lose Yourself płynął z granatowej wieży ustawionej na komodzie. Heather tymczasem malowała paznokcie przy świetle małej lampki znajdującej się tuż nad łóżkiem. Uniosła na chwilę głowę i uśmiechnęła się, widząc, że zewsząd otacza ją ciemność. Lubiła ten żywioł, był zimny, nieprzewidywalny i niebezpieczny. Pasował do niej, dlatego ucieszyła się, gdy dowiedziała się, że jej domeną jest Darkus.
    Przejechała pędzelkiem z purpurowym lakierem po paznokciu, intensywnie myśląc nad kolejnym posunięciem. Póki pan kretyński lider i Knight byli na Gundalii, Wojownicy nie zamierzali ruszyć się z miejsca, lecz Fabia mówiła o wyruszeniu na Neathię za niedługo. Prawdopodobną datę ustalono na ten weekend czyli za dwa dni. Musi wymyślić jakąś wymówkę dla rodziców, by nie czepiali się, że nie ma jej w szkole. Zmarszczyła brwi, ale po chwili się rozchmurzyła. Już wiedziała, co robić.
   Usłyszała, jak drzwi wejściowe się otwierają. Gdy rozległo się stukanie szpilek, wiedziała, że to mama wróciła z kina. Zwlokła się z łóżka i machając dłońmi, wyszła z pokoju. Widząc, że w kuchni świeci się światło, skierowała tam swoje kroki. Jej rodzicielka stała przy lodówce, nalewając sobie wody z małego dystrybutora wbudowanego w lodówkę. Była średniego wzrostu kobietą posiadającą gęste ciemnozielone włosy, żywe czekoladowe oczy, śniadą cerę i figurę klepsydry. Heather w gruncie rzeczy była jej kopią, jeśli nie liczyć tęczówek w kolorze dojrzałej maliny.
– Cześć mamo – przywitała się.
– Cześć, córeczko. – Uśmiechnęła się mama, po czym nachyliła się i pocałowała ją w czoło.
   Pachniała mieszanką popcornu, perfum i wina.
– Jak było? – mruknęła, nalewając sobie soku pomarańczowego do wysokiej szklanki.
– Całkiem ciekawie, choć film miał słabe zakończenie, takie mdłe – odparła kobieta. – Lawrenca jeszcze nie ma? Pojawił się w ogóle dziś? – Kiedy córka pokręciła głową, westchnęła z lekką irytacją. – A to kłamczuch, obiecał, że wieczór spędzimy razem.
   Jej rodzina była uważana za specyficzną a czasami wręcz za nienormalną. Rodzice nigdy nie określali się takimi mianami jak „tato” czy „mamo”, lecz „Lawrence” i „Sarah”. Możliwe, że wynikało to z tego, że żyli w otwartym związku i mieli też innych kochanków? Nie była do końca pewna, jednak gdy słyszała te komentarze, że to jest obrzydliwe, miała ochotę się roześmiać. Ile to już razy okazywało się, że mąż lub żona z pozornie idealnego  domu byli kochankami jej rodziców? Ludzkie postrzeganie normalności i moralności było tak żałosne i zakłamane, że na samą myśl miała ochotę wymiotować. Doskonale wiedziała, że matka i ojciec darzą siebie nawzajem mocnymi uczuciami, ale mieli swoje wymagania fizyczne. Lepsze jest szczere życie niż zakłamane małżeństwa tych pozornych perfekcyjnych.
   Ach, nie można też zapomnieć o wnioskach, że to przez taką rodziną była egoistyczna i wyzuta z empatii. Pierdolenie, była po prostu mądrzejsza i widziała, że nie opłaca się być miłą w tym świecie, gdzie mało kto nie chodzi bez maski. Zresztą dużo lepiej bawiła się, manipulując i wykorzystując tych zaślepionych dobrem.
– Właśnie, mam prośbę, mamo.
– Hmm? – Wyjrzała zza drzwi lodówki, w której szukała jogurtów.
– Chciałabym pojechać do Benniego i Archiego – powiedziała. – W sobotę.
– Na ile? Tak mniej więcej? Muszę powiedzieć Stanleyowi, żeby wypisał ci stosowne zwolnienie.
   Heather zastanowiła się. Polecą tam, będzie potrzebowała dnia lub dwóch na dokładne zorientowanie się w sytuacji i opracowanie planu, a dopiero potem zacznie się bawić.
– Myślę, że dwa tygodnie – odparła z lekkim wahaniem.
   Mama spojrzała na nią, unosząc brew, po czym podniosła głowę, marszcząc czoło.
– Mam nadzieje, że są jakieś dobre choróbska na dwa tygodnie. Albo coś się skłamie o pogrzebie, mniejsza. Tylko pamiętaj, że masz nadrobić potem zaległości, w końcu musisz zdać egzaminy semestralne.
– Bez obaw, przerobiłam już większość przedmiotów do przodu – uśmiechnęła się lekko Heather, po czym przytuliła się do rodzicielki. – Idę kończyć projekt.
– Okej, robię tosty, więc potem cię zawołam.
   Gdy już znalazła się w swoim pokoju, oparła się o drzwi, wpatrując w Crueltiona drzemiącego na poduszce. Była już tak blisko, teraz musiała się skupić i doprowadzić wszystko do końca.  Wojownicy byli uważani za potęgę. Ci, którzy pokonali Nagę. Wybrani, obdarzeni niezwykłą siłą, dominujący w rankingach. Wzbudzali szacunek i nikt nie mógł się z nimi równać.
   Bzdury, bzdury, bzdury. Nawet jeśli byli silni fizycznie, to ich psychika czy sama inteligencja pozostawiała wiele do życzenia. Koniec końców nie wygrywał ten, co był mocniejszy, lecz mądrzejszy. Wojownicy w chwili, gdy przyjęli ją do siebie, ponieśli porażkę. Poza tym jak mogła przejmować się kimś, dla kogo wyznacznikiem siły były zwykłe bitwy?
   Westchnęła i wyciągnęła telefon. Zmrużyła lekko powieki na widok braku wiadomości od Brigdet. Ta suka coś mało się śpieszyła, jak na osobę, która nie chciała, by jej chłopak dowiedział, ile razy przespała się z jakimiś facetami na imprezach. Chętnie już zadzwoniłaby do niego i mu wszystko powiedziała, ale niezbyt chciało szukać się jej haczyka na inną dobrze poinformowaną osobę w LA.
   Jak na zawołanie dostała wiadomość od dziewczyny. Otworzyła ją i przeczytała. Bridget spełniła swoje zadanie. Uśmiechnęła się lekko, po czym przeszła do kontaktów, wybrała odpowiedni numer i zadzwoniła.
– Halo? Kto mówi?
– Twoja dziewczyna, Bridget Parker, zdradziła cię trzykrotnie. Raz z Petrem Wattler 12 grudnia na imprezie urodzinowej Marthy Smith, a dwa razy z Claytonem Shanon na jego urodzinach oraz zabawie basenowej pod koniec sierpnia. Ach, i nie chciała się z tobą tak długo spotykać miesiąc temu, bo miała całą szyję w malinkach.
– Co...
– Zaraz wyślę ci zdjęcia – zakończyła i rozłączyła się.
   Tak też zrobiła. Potem zablokowała numer chłopaka, by do niej ciągle nie wydzwaniał i padła plecami na łóżko. Nie musiała obawiać się zemsty Bridget czy jej paczki idiotek. Może i była tępą dzidą, ale doskonale zdawała sobie sprawę, jak wiele swoich sekretów powierzyła Heather i jak bardzo niektóre były niszczące.
   Kiedyś jeden psycholog jakoś określił jej umiejętność do podbicia serc ludzi i zmuszenia do tańczenia, jak im zagra. Tylko ja to było...Cechy osoby socjopatycznej czy psychopatycznej? Zresztą mniejsza z tym, ważne, że zdobyła odpowiednie haczyki na milczenie Nathana.

****

– Sairen, Wściekłość Posejdona!
– Coroa, Płomienna Szarża!
   Fale wody i ognia spieniły się, wspólnie zwalając żołnierzy z nóg. Bliźniaki przybiły piątkę, gdy za ich plecami pojawił się strumień światła, który trafił Lythirusa szczypce, powodując tym samym spadek jego mocy. Stella uśmiechnęła się, a Stoica zmarszczył brwi. Nie podobało mu się, że został wysłany do walki przeciwko bandzie dzieciaków. Dużo bardziej wolałby dorwać tę kretyńską księżniczkę, która wyprawiała na ich terytorium, co tylko jej się podobało!
– Przynajmniej będziemy mieli na dodatkowy oddział – skwitował, po czym użył supermocy.
   Na hol wytrysnęły litry wody, które w kilka sekund wypełniły do połowy całe pomieszczenie. Mimo że cała trójka Ziemian umiała pływać, to silne prądy, które zaczęły tworzyć wir, skutecznie im to utrudniały. Podobnie było z ich bakuganami, gdyż nawet śnieżnobiała Luce, która posiadała parę upieprzonych skrzydeł, nie miała gdzie wzlecieć. Rendichowie wymienili spojrzenia, po czym Drake objął mocno Stellę w pasie, polecił jej nabrać powietrze i obydwoje zanurkowali w toń.
– Nie powinnaś nas tak lekceważyć, Złotowłosa – wyszczerzył się Dean, unosząc wysoko rękę. W palcach trzymał kartkę, która rozbłysła błękitnym światłem. – Król Mórz! Dawaj, Sairen!
   Sairen, czyli bakugan w całości pokryty łuskami w różnych odcieniach niebieskiego z krótkimi zielonymi włosami związanymi w koka, uśmiechnął się szeroko, pokazując światu ostre jak brzytwa zęby. Klasnął w dłonie, których palce były połączone błoną, a cała woda zaczęła dzielić się na mniejsze kawałki, z kolei te formowały się na kształty kuli i zebrały wkoło bakugana. Stella oraz Drake mogli wreszcie odetchnąć i stanąć na równe nogi.
– O wiele za wcześnie dla ciebie, by mnie pokonać, robaku – przemówił chrapliwym tonem Sairen, pokazując palcem na Lythirusa.
   Kule wystrzeliły w stronę bakugana Stoici. Gundalianin zacisnął zęby ze złości na komentarz Sairena.
– Nie bądźcie tacy pewni siebie! – syknął, tracąc powoli nad sobą panowanie. – Megalo Barriera!
   Zaraz po tym jak atak Sairena został zniwelowany, pozbawił Luce możliwości ofensywy i idąc za ciosem aktywował kartę otwarcia „Równowaga”.
   Bakugany trójki Ziemian poczuły, jakby na ich barki padły ogromne, niemożliwe do udźwignięcia ciężary. Padli na kolana, czując, że jeszcze chwila i przebiją się przez podłogę na piętro niżej.
– Jeju, Złotowłosa, nie denerwuj się tak. Jeszcze ci więcej zmarszczek wyskoczy – zadrwił Drake, wywracając oczami.
– Dokładnie, a kto cię wtedy zechce? Już i tak Gundalianie urodę nie grzeszą – dorzucił Dean z uśmieszkiem.
– Uważajcie na słowa, cholerne gówniarze – wycedził przez zęby, wyciągając następną kartę. – To wy nie macie szans ze mną wygrać!
– Cięcie chwały!
   Jednak Drake uprzedził go w użyciu supermocy. Jego bakugan – Coroa, która wyglądała jak pyrusowa wersja Lars z tą różnicą, że posiadała trzy pary uszu, a jej szata była krótka i udrapowana na ramionach, zdołała się podeprzeć na mieczu z klingą w kształcie płomienia. Ostrze pokrył ogień. Coroa zacisnęła dłoń na rękojeści i przejechała klingą po karcie otwarcia, która rozprysła się na błyszczące strzępy i opadła u stóp Stoici. Coroa dokończyła dzieła, przejeżdżając ostrzem po szczypcu Lythirusa, którego natychmiast objął ogień. Bakugan syknął i odsunął się.
   Gundalianinowi pociemniało przed oczami. On, jeden ze Zgromadzenia Dwunastu, przegrywa z trójką dzieciaków? Z trójką obrzydliwych, wyszczekanych szczeniaków?! Drżącą ręką sięgnął po swój zestaw bojowy – Razoid. Kiedy tylko poczuł palcami chłodny dotyk metalu, uśmiechnął się, a oczy mu zabłysły niebezpiecznym blaskiem.
– Nie tak szybko, rudzieeelcu.
   Ogłuszający ból rozlał się po jego czaszce. Zdezorientowany obrócił się na pięcie, tylko by zobaczyć, jak w jego stronę pędzi czarny, podłużny kształt. Tym razem cios spadł na kolano. Syknął. Poczuł silny kopniak w klatkę piersiową, który wyparł mu powietrze i powalił na plecy. Pomiędzy czarnymi plamami zamazującymi mu wzrok zdołał ujrzeć dość wysoką dziewczynę w białej koszulce, która trzymała w ręce włączony paralizator. Potem wszystko objął mrok i gorzkie uczucie niemocy.
   Lythirus wcale nie był w lepszej sytuacji. Pozbawiony wojownika został zaatakowany przez cztery bakugany różnych domen. Wiązki światła niemal go oślepiły, gorące ostrze miecza dotkliwie zraniło tułów, cięcia wiatru okaleczyły odnóża, a potężna fala wody zmiotła pod ścianę, koniec końców zamieniając go w kulkę.
– Ładnie poszło – wyszczerzyła się Akane, chowając pałkę teleskopową do przepastnej kieszeni swojego czarnego płaszcza. Wyciągnęła też komunikator. – Znalazłam bliźniaków i Stellę. Powaliliśmy też jedną pięknotę. Mówiłam, że te hartowane będą najlepsze, ha!
 Cieszę się twoim szczęściem – odparła Haru. W oddali dało słyszeć się ryk smoka i trzaskanie płomieni. – Znaleźliście Jane oraz Phoebe albo Jess i Dana?
– Nope, żadnych śladów. Choć mam wrażenie, że Jess wyleci z tym pantoflem spod ziemi w najmniej oczekiwanym momencie.
– To wiadome – odparła okularnica. – Garra, Złoty Kolec! – krzyknęła nagle. – No nic, teleportujcie się tu do nas, nie możemy się więcej rozdzielać. Powinnam wykończyć tą zieloną za chwilkę.
– Aye, aye, pani kapitan. Bez odbioru – powiedziała Akane i rozłączyła się.
   Spojrzała na bliźniaków, którzy we dwójkę tańczyli taniec zwycięstwa, poruszając szyjami niczym węże. Stell stała koło nich z uniesioną brwią i wyciskała wodę z błękitnej spódnicy. Różowe włosy kleiły się się jej do ramion, a przez przemokniętą białą koszulę było widać, że zdecydowała się dziś na bordowy stanik. Akane podeszła do koleżanki i uprzednio wyjmując pałkę oraz komunikator, zarzuciła jej płaszcz na ramiona.
– Dzięki wielkie – powiedziała z wdzięcznością Stella, zapinając guziki.
– Dobra, mordeczki. Idziemy dokończyć robotę. Koniec końców do rana musimy wrócić, nie? – zauważyła Akane, opierając ręce o biodra.

****

   Garra rozpostarł skrzydła, wznosząc ryk, który słyszano pewnie w promieniu dziesięciu kilometrów. Jednak Shiena się tym nie przejęła, a wręcz przeciwnie. Uniosła kąciki ust, używając podwójnej supermocy. Krwisty blask płomieni i złoty błysk kolców odbiły się na ścianie. Jednak Contestir czyli bakugan Zenet zdołał uniknąć ognistych kuli, lecz cios   ogonem skutecznie go uszkodził.
– Działasz mi już na nerwy, laluniu! – warknęła Zenet, ze złością wpatrując się w Shienę.
– To zejdź mi z drogi  - odparła spokojnie Haruka, poprawiając okulary. – Nie przyszłam tu z wami walczyć, ale skoro tak wyszło...Garra, krwawe zniszczenie!
   Słup ognia wystrzelił na środku korytarza, a żar buchnął prosto w twarze wojowniczek. Płomienie odbiły się w szkłach okularów Shieny. Garra przejechał pazurami po podłodze, zostawiając na niej głębokie bruzdy. Pochylił łeb, sztyletując spojrzeniem bursztynowych oczu bakugana Haosu. Napięcie zawisło w powietrzu, zwłaszcza gdy Zenet wyciągnęła kartę i z uwagą przypatrywała się poczynaniom Haruki.
   Shiena nie chciała tego głośno przyznawać, ale takie walki sprawiały, że adrenalina krążyła po jej żyłach, a serce głośno dudniło w piersi. Mimo że to teatr oraz film były dla niej największymi pasjami, to podczas walk bakuganów odczuwała swojego rodzaju wolność. Mogła bez trudu pozbyć się wszelkich negatywnych emocji, które gromadziła w sobie podczas kłótni ze starszym rodzeństwem lub młodszym bratem, prób do przedstawień czy twórczych blokad. Nie musiała też nigdy się martwić, czy nie przemęcza bakugana. Garra był typowym bakuganem Pyrusa. Posiadał wielką chęć do walk oraz niewyczerpaną wytrzymałość.
  Smok natarł, wnosząc kolejny ryk. Płomienie frunęły wraz z nim niczym mali pomocnicy. I właśnie wtedy, tuż przed spaleniem Contestira na popiół, coś zatrzymało Garrę. Tym czymś okazał się błękitny bakugan o trzech głowach przypominający skrzyżowanie predatora z hydrą. Jedna z głów wbiła kły w łapę smoka. Garra warknął wściekle i pozbył się z siebie bakugana za pomocą ciosu ogonem. Haru usłyszała kroki i zerknęła przed ramię. W ich kierunku szła Gundalianka z błękitnymi włosami związanymi w kok i okularami na nosie. Uśmiechnęła się, zakładając ręce na piersi.
– Zawsze muszę ci pomagać, Zenet?
   Haru zagryzła wargę. Mogła to przewidzieć...

****

   Powiedzenie, że Spectra był zły, było wielkim spłyceniem. Tak naprawdę chłopaka trawiła taka furia, że mogłaby bez trudu spalić Niszczyciela. Gus najwyraźniej to czuł, bo cichutko jak myszka siedział przy komputerze i sprawdzał, czy obrali dobry kierunek. Jego bakugan równie widział, że atmosfera jest gorąca i tylko wymieniał od czasu do czasu spojrzenia to z Heliosem to z swoim wojownikiem.
   Blondyn zacisnął dłoń na rękawie płaszcza. Był rzecz jasna ubrany w swój bitewny strój wraz z maską, by w pierwszej chwili go nie rozpoznano. Myślał, w przeciwieństwie do tej cholery, która oczywiście bezmyślnie ruszyła atakować kompletnie obcy teren, nie informując łaskawie go o tym. Czy naprawdę niczego się nie nauczyła po swoich akcjach w pałacu Vexosów, gdzie prawie straciła życie?! Jeśli jeszcze wciągnie w to wszystko Vestalię, to chyba ją udusi gołymi rękami. Jak można być tak pozbawionym wyobraźni?! Była formalną księżniczką, czy tego chciała czy nie, i musiała panować nad swoją głupotą. Ale nie po co, lepiej narobić sobie nowych wrogów! Po co mu powiedzieć, że musi ratować przyjaciółki? Po co opracować jakiś dobry plan?
   Szczęka już go zaczynała boleć od ścisku. Gdzieś tam podświadomie czuł, że wystarczy jedno dźgnięcie, a sam spali cały ten pałac. A chyba nie trzeba mówić, że wolał tego uniknąć. Chciał tylko zabrać jedną z najbardziej postrzelonych osób, jakie znał, zanim rozpęta aferę stulecia. Co z tego, że już się spóźnił.




 Robi się gorąco, nie powiem. Jakoś się przełamałam i postanowiłam opisać nieco dokładniej potyczkę Stoica vs Rendichowie&Stella i Aki, mam nadzieję, że on i ten urywek Haru vs Zenet wyszły przyzwoicie. Wkurwiony Spectra leci bardziej zdzierać sobie gardło niż cokolwiek uspokajać, bo i tak już za późno xD No i wgl uświadomiłam sobie, że Heather ma dużo cech osoby socjopatycznej, gdyż niedokładnie nią jest XD A teraz mam coś, czego dawno nie było...RUSKIE ARTY! (i w sumie japońskie. Z GI i VI)

Tak wygląda mina Kazariny na widok zniszczeń teamu destrukcji, bliźniaków i reszty drużyny XDD
Kazarina: Będą świetnymi obiektami testowymi...*oczy jej błyszczą*
Jess: Fakaj się na twarz.
Aki: I czemu używasz photoshopa? Przecież jesteś płaska, a tu masz biust. Czy może sobie sztucznie robisz, by poderwać Barodiusa?
Kazarina:...Wy będziecie pierwsze.


Jess: Rozbierany poker? Uuu! Aki!
Spectra: *patrzy się na nią wzrokiem "lepiej się zamknij"*
Aki: Mnie tam bardziej ciekawi, czemu oni grają ZE SOBĄ w rozbieranego.
Gus: To gra planszowa! *lekko czerwony na ryju*
Jenn: To niezłe dzikie imprezy XD


Aki: Top Model: Edycja Gundaliańska, bez jaj. Patrzcie, jak Sid wyrzucił bioderko.
Haru: O CO CHODZI Z TYMI NAROŚLAMI.
Jenn: To ich mózgi. Widzisz jaki ten Rena jest cienki?
Aki: XDD


#kiedy nie wyrabiasz z głupotą Dana.
Dan: Ej no.
Heather: To ja każdego dnia z tymi spierdoksami.
Dan: Nikt ci nie każe z nami być.
Heather: Wow, nie gadaj. Bo wcale nie jest tak, że was wykorzystuję i robię to dla własnej przyjemności, nie? *unosi brew* Jeszcze jakieś fascynujące myśli?
Dan: -_-
Heather: Tak myślałam.

Jess: I tak myślę, że tak powinniście iść na Gundalię, a nie w jakichś oczojebnych białych strojach.
Aki: Przynajmniej Jake kogoś na podwiązkę poderwie.


Jess: Haaa? To wyście sobie beze mnie pikniki urządzali, chamy jedne?!
Aki: Zwierzęta wyprowadzali *unika ciosu od Leausa* Żartuje przecież XD Chodziło mi, że Helios i Vulcan wyprowadzają swoich pupili.
Gus:....
Spectra: Lepiej zacznij uciekać.
Aki: *śmieje się*

Dean: Mmm, Head and Shoulders działa cuda.
Drake: A gdzie trzy niedźwiadki? Przecież w bajce były!
Stoica: *drga mu brew* zabije was później.

Aki: Pantofel jak zwykle nie wie, co się dzieje.
Jess: Shun kulturalnie herbatka. KEITH ZMIEŃ TE CIUCHY, BO JA CI ZMIENIĘ!
Keith: Zajebałaś mi pół szafy, idiotko.
Jess: No ale nie wyzywaj, nie wyzywaj.

Jess: Tak, tak, poderwij ją i zabierz stąd!
Nie zapominajmy, że poleciała razem z nim i potem stwierdziła, że to bez sensu, bo nie powinna ratować Gundalian. Kobiety.
Aki: Żadne kobiety. Fabia.
Heather: Nikt nie mówił, że musi przeżyć.
Jess: Dzieci nie ma
Aki: Serena zawsze może rządzić...
Fabia:....

Nie wiem, o co chodzi z tym Hydronem, ale utożsamiam się z Clayem. To ja jak ktoś obok mnie jest wściekły. Popijam kakao i obserwuje sytuację XDD Albo siedzę na fizyce i tylko takie "niech chociaż cukier mnie podtrzyma na duchu" XD

To wszystko!
Odmeldowuje się!






piątek, 12 października 2018

S2 Rozdział 19: Co mogło pójść nie tak?


 Mówiąc szczerze, czarno widzę tą akcję.
   Razem z Akane zrobiłyśmy niewinne miny, choć wiedziałyśmy, że Haruka piła głównie do naszej dwójki. Okularnica spojrzała na nas, niemo wyrażając groźbę, co będzie, jak znowu zaczniemy jakiś cyrk, po czym wróciła do planu.
– Jednak nie mamy wyjścia i musimy to zrobić. Dlatego uznałam, że już tutaj każdy weźmie coś do obrony oraz ustalimy drużyny, by potem działać prędko. Szybki atak jest najbardziej skuteczny – Oparła rękę o biodro, podnosząc głowę znad planu zamku. – Z czwórki szaleńców myślę, że ja oraz Stella weźmiemy Rendichów. Roger, Nathan, Dan wy musicie ogarnąć Jess oraz Aki.
    No tak, nie mówiłam, że Shiena to jeszcze nasz taktyk. Oczywiście rzadko kiedy jej plany wypalały, bo po ludzku się do nich nie stosowałyśmy, przyznaję bez bicia. Lecz miała też jedną wadę, nie dostrzegała kilku zgrzytów, takich jak połączenie Akane oraz Dana w jeden team. Nawet Roger, który pojęcia nie ma, co się między nimi dzieje, zrobił pełną zwątpienia minę.
– Nie lepiej, Haru, żebyś ty poszła z Nathanem, Stellą, Drakiem i Akane, a ja z Danem, Deanem oraz Jessie? – spytał, trąc brodę palcami i mrużąc oczy.
   Shiena zamrugała, szybko zerknęła na Dana i Aki, po czym skinęła głową.
– Okej, tak będzie lepiej. Wracając. – Uderzyła ręką w stół. – Kiedy pojawimy się koło tego pałacu, razem lecimy do środka, a tam rozdzielamy się. Każda grupa ma dwa komunikatory i teleporty. W razie jakiś kłopotów informujemy drugi zespół i wiejemy. Dotarło?
– Yup – Aki uśmiechnęła się i wyciągnęła paralizator, po czym go włączyła. Iskry prądu rozświetliły jej twarz. – Idziemy?
– Drago, jeśli możesz – powiedział Dan.
– Nie czuję tego – westchnął bakugan, ale posłusznie skupił swoją moc.
   Pojawił się tunel międzywymiarowy.
– Powodzenia – powiedziała Fabia.
– Wróćcie szybko! – dodał Jake. – I dokop im ode mnie, mistrzuniu!
   Dan pokazał mu uniesiony kciuk, przymykając oko. Posłałam pokrzepiający uśmiech Fludimowi, który już marudził pod nosem, i wskoczyłam do portalu.

****

   Plan mieliśmy dość porządny, broń też, podział drużyn nawet gwarantował, że nikt się nie pozabija po drodze.
   Niby co mogło pójść nie tak?
   Kurna wszystko!
   Skupiłam moc wokół ręki i uderzyłam gundaliańskiego żołnierza w brzuch. Poczułam, jak moja pięść przebijają zbroję i wgniata się w miękkie ciało. Strażnik wydał zduszony okrzyk, wypluwając ślinę, nim siła odrzutu sprawiła, że przekoziołkował przez połowę korytarza i stracił przytomność. Jego czarny hełm oraz włócznia, której ostrze potrafiło wytwarzać prąd, roztrzaskały się na kawałki.
   Co się takiego stało? Cóż, cudowna księżniczka Neathii, po prostu anioł, bogini i wszystko co najlepsze, uznała, że po co wspominać, iż w ścianach pałacu z dupy pojawiają się przejścia. I nie, nie wierzę kurna, że jak tu była, to tego nie zauważyła. A jeśli tak było, to ma iq równe planktonowi i to jeszcze obraża biedny plankton! Nie wiem, czy była to dla niej mało wartościowa informacja, ale przez to rozdzielił się cały mój zespół. Zaczęło się od Nathana, który to zauważył i stwierdził, że to będzie świetny skrót. Powiedział, byśmy tędy poszli i sam wlazł. No i zagadka roku, co zrobiło wejście. Zamknęło się i zniknęło, podobnie jak głos Nathana! Roger zaraz chciał go ratować, zauważył kolejne wejście, które z dupy pojawiło się kilkanaście metrów dalej, i mimo tego, że darłam się, iż to kretynizm totalny, wbił do środeczka, dzieląc los blondyna.
   Dlaczego faceci tak szybko tracą zimną krew? Czy to może jest ich jakiś braterski nawyk, że obydwoje robią tę samą głupotę?
    Ale zaraz, zaraz, powiecie, a co z Deanem i Danem? Tutaj też jest cukierkowo i kolorowo, bo trzymaliśmy się razem, póki Rendicha dosłownie coś z tej ściany nie wciągnęło. Myślałam, że mnie szlag trafi i rozpieprzę tą całą budowlę w drobny mak, ale Dan zaczął ochładzać moje nerwy. A obecnie we dwójkę szukaliśmy trójki idiotów oraz lochów, bo się jednak okazało, że podziemia są jakoś skomplikowanie podzielone.
   Mapy też nie mamy, żeby nie było, wszak albo będę pluła krwią, albo będę bliska rzucenia wszystkiego w cholerę. Jak mieć nerwicę w wieku 17 lat – autobiografia Jessicy Elevenor Knight. Jakże bolesne.
– Ognisty pocisk! – Dan użył supermocy, tym samym ściągając nam większość pościgu z głowy.
   Dokończyłam dzieła, rzucając w Gundalian kilkoma fioletowymi kulami. Wybuchły tuż przed ich nosami, wysyłając na darmowy lot na ścianę. Fludim za ten czas ubezpieczał nas od tyłu, lecz na szczęście od pewnego czasu już nie nadciągały posiłki.
– Właśnie dlatego wolę spontany! Zawsze lepiej się kończą! – jęknęłam, potrząsając dłonią, by się rozluźniła.
– Nie powiedziałbym – powiedział zgryźliwie Fludim, pochylając się. Weszłam na jego ramię. – Ostatnio prawie umarłaś.
– To była wina Tytana i Reiko, a nie spontana – odparłam, wydymając policzki.
– Co robimy, Jess? Szukamy dalej? – spytał Dan.
– Nie mamy wyjścia, a z Haru się nie skontaktujemy, bo Dean oraz Roger mieli komunikatory – westchnęłam, opierając się o szyję Fludima.
– Heeej, a czemu nie chcesz poprosić Spectry o pomoc? Przecież by ci pomógł, nie? – spytał niewinnie Dan, choć w jego uśmiechu była ta lisia iskra.
– Tobie też – zauważyłam, unosząc brew.
– Niby tak, ale jemu tak na mnie nie zależy.
   Poczułam, że robi mi się goręcej, ale zaraz się opanowałam. Dan się zaśmiał. Pokazałam mu język.
– Ej, ej, to nie czas teraz na to – zawołał Fludim. – Mamy chyba poważniejsze problemy!
– O! Dokładnie! Lepiej, to mi mów, jak z Runo!
– C-co? Runo? Em, my...nie zmieniaj tematu, Jess!
– Uuu, ale czerwony rak nam się tu zrobi... – urwałam, gdy na końcu korytarza pojawiło się światło.
   Drago oraz Fludim zwolnili, zatrzymując się przy zakręcie. Wystawaliśmy głowy, by ujrzeć dwóch Gundalian, którzy rozmawiali między sobą. Na ich ramionach siedziały bakugany domeny Aquosa oraz Ventusa.
– Nie mów, że jacyś głupi Neathianie postanowili się włamać – zaśmiał się wyższy, który nosił strój w różnych odcieniach błękitu i posiadał długie, rude włosy.
– Niee, słyszałem, że to ludzie. Chyba ci cali Wojownicy, których Ren bezskutecznie próbował zwerbować – powiedział niższy, mający włosy upięte w wysokiego kucyka i o barwie limonki. – Albo Vestalianie i ich księżniczka.
   Wstrzymałam oddech, ściskając Dana za ramię, by powstrzymać go przed ujawnieniem się. Liczyłam po cichu, że powiedzą, kogo złapali i gdzie ich zaprowadzili. Wrócimy w pełnym składzie, nawet jeśli będzie to znaczyło, że wykorzystam całą swoją moc, by roznieść tą planetę.
– Aaa, ta postrzelona pannica! – Rudy znowu zaczął się śmiać i założył ręce za głową. – To jej przyjaciółki są pilnowane przez Kazarinę, nie?
   Od razu przywołałam sobie plan narysowany przez dyplomatkę od siedmiu boleści. Żeby dostać się do laboratorium musieliśmy teraz skręcić w prawo i wbić o piętro wyżej.
– Jess! – syknął mi Dan do ucha.
   Spojrzałam na niego, już przykładając palec do ust, ale ręką zamarła mi w połowie drogi. W ciemności korytarza dało się ujrzeć błysk stali oraz iskry prądu. Tupot ciężkich butów wyraźnie informował nas, że idzie tu niezły oddział. No tak, nie mogło być przecież miło i łatwo.
   Zagryzłam wargę i rozejrzałam się. Koło nas zwisał żyrandol wykonany z brązowych i zielonych kamieni.
– Dan, wywiedźcie tych strażników na korytarz w stronę tej dwójki. I niech Drago stworzy jakąś barierę, gdy krzyknę, Fludim da radę – rzuciłam do Kuso i nie czekając na odpowiedź, odbiłam się od zbroi bakugana.
   Złapałam się jedną ręką za złotą obręcz. Żyrandol zgiął się pod moim ciężarem i zaczął chwiać, przez co łańcuch, na którym wisiał, zaskrzypiał. To niestety przyciągnęło uwagę dwójki Gundalian, którzy zatrzymali się i odwrócili głowy w moim kierunku. Obydwoje otworzyli szeroko oczy, po czym rudzielec się zaśmiał.
– To ona, Airzel? Ta szalona dziewczyna?
   Nie zwróciłam na nich uwagi, tylko złapałam się też drugą ręką i sama zaczęłam próbować rozhuśtać żyrandol, zaklinając los, by nie pękł. Usłyszałam okrzyki i spojrzałam na dół. Drago, Dan oraz Fludim wypadli na korytarz wraz z pościgiem, co skutecznie osłupiło tamtą dwójkę.
    Kiedy żyrandol odleciał w tył, machnęłam nogami w przód i puściłam go, wydając bojowy okrzyk. W moich dłoniach uformowała się ogromna kula mocy, za którą ciągnęła się purpurowa mgła. Zamachnęłam się i cisnęłam nią mniej więcej w środek zbiegowiska. Siła uderzenia rozrzuciła ich na boki. Niektórzy stracili przytomność przez sam odrzut oraz falę energii, która rozeszła się po korytarzu, lecz zdecydowana większość rozkwasiła się o ściany niczym komary uderzone packą.
   Wylądowałam na kolanach. W uszach mi huczało, obraz się zamazał, a organizm trawił ogień jak zawsze po użyciu sporej dawki mocy. Przyłożyłam dłoń do dudniącego serca, oddychając ciężko.
– Jess! – Dan padł przy mnie i wziął moją twarz w dłonie. – Jak się czujesz? Słyszysz mnie?
– Jest... – wzięłam głęboki wdech. – dobrze – dokończyłam. – To normalne. Zaraz mi przejdzie.
– No co za głupota, po co to zrobiłaś! – zaczął gderać Fludim.  – Jeszcze przy takiej małej ilości treningu! Kiedyś przez ciebie osiwieję, Jess!
– A jak inaczej mieliśmy się ich szybko pozbyć? – spytałam. Pokazałam palcem na rudzielca. – Oni mają bakugany, bitwa by swoje zajęła.
   Bakugany w milczeniu popatrzyły na siebie, po czym maruda westchnęła ciężko.
– No dobrze, ale obiecaj, że odtąd używasz tylko paralizatora lub zwykłej siły.
    Wywróciłam oczami i podniosłam się na równe nogi. Czułam, że taka dawka mocy na pewno nie uszkodzi skutecznie takiej liczby przeciwników, dlatego trzeba było szybko wiać.
– Teraz do laboratorium – zarządziłam. – najpierw zgarniamy Jane i Phoebe.

****

– Ktoś ci kiedyś mówił, że masz ciekawe oczy?
   Jane zmrużyła powieki. Już dawno zauważyła, że Gundalianie nie byli urodziwą rasą. Posiadali jasnoszarą lub niebieskawą cerę, mieli dziwne narośla wkoło głów, ich palce były grube i pomarszczone, a uszy szpiczaste niczym u elfów.
   Jednak ta cała Kazarina, jak się przedstawiła Gundalianka, była ohydna z charakteru. Wilson miała już okazję nasłuchać się o jej eksperymentach lub wypowiedziach na temat porwanych dzieci i zaczęła się nią brzydzić. Kobieta była zgniła od środka i mocno pieprznięta.
– Takie zimne, stanowcze, wyglądają, jakby były zdolne zmrozić duszę – kontynuowała Kazarina, nierażona milczeniem dziewczyny. – Niestety dla ciebie to tylko porównania, bo widzisz moje... – Wygięła usta w pełen wyższości uśmieszek.
   Jane poczuła, jak Phoebe ściska ją za ramię i odruchowo zamknęła oczy, nim Gundalianka dokończyła zdanie. Odsunęła się też od krat. Usłyszała śmiech.
– Proszę, proszę, jaka błyskawiczna reakcja. Ale chyba nie myślisz, że możesz je wiecznie zamykać?
– Nie będę siedziała tu wiecznie – odcięła się Jane.
– Och, jak pewna siebie – Kazarina zacmokała kilka razy. – Fascynujące, jednak wydaje mi się, że kilka porażeń prądem lub innych tortur z ciebie to wydobędzie. Na tobie albo twojej koleżance lub bakuganie, hm? Widzisz, mam kilka nowych zabawek, których jeszcze nie użyłam.
   Nagle celą zatrzęsło, a gdzieś w oddali rozległ się huk. Jane miała wrażenie, że słyszy ryk smoka i to bardzo znajomego smoka. Uniosła kącik ust. Idą tu. Poklepała Phoebe po ramieniu, by dać jej znać, że odsiecz już nadciąga.
– Co się dzieje?! – krzyknęła Kazarina. – Jeszcze nie złapaliście wszystkich? Co za nieudacznicy! Chcecie rozwścieczyć Barodiusa – sama?!
– Mamy problem, pani Kazarino! Tamta złapała trójka uciekła! Dodatkowo pan Stoica i pan Airzel padli!
– Że co?!
–  W-wygląda na to, że ta Vestalianka ma naprawdę jakąś moc.
   Jane zaśmiała się krótko i uchyliła powiekę. Widziała twarz Kazariny, którą wykrzywiał grymas wściekłości, jeszcze bardziej ją szpecąc.
– Mówiłam, że nie będę tu siedziała wiecznie. Zadarliście z bardzo, bardzo niewłaściwymi osobami...
– Huh, nie bądź taka pewna siebie! – syknęła Kazarina, po czym ścisnęła białego bakugana w palcach i spurpurowiała ze złości.  – Jak wykończę twoich przyjaciół, to tu wrócę! I zrobię z twojej przyjaciółki obiekt testowy! Będą ją torturowała na twoich oczach   zagroziła.
   Odeszła, postukując głośno obcasami. Oczywiście zostawiła kilku strażników na warcie, ale to już nic nie znaczyło. Nie było jej tu, a tego właśnie potrzebowała Jane.
  
   


 No i się rozpętało piekło XD Jess już rozwala, ci się gubią, Spectra to pewnie zawału gdzieś dostaje, ale o nim wspomnę w następnym
Odmeldowuje się!