sobota, 11 lutego 2017

Cukrzyca atakuje! Czyli Walentynki wg Angel

Cóż, nie wiem, czy wszystkie shoty mi wyszły, tak jak chciałam, ale mam nadzieję, że się spodobają ^^

Uwaga
Poniższe miniatury są umieszczane w różnym czasie fabuł, a nawet poza nimi. Relacje między postaciami też mogą być nieco inne, niż w obecnym opku ^^


„Jak to z walentynkami było”

   Walentynki. Niektórzy kochają to święto, inni tolerują, a jeszcze inni na sam dźwięk nazwy mają ochotę utopić się w toalecie. Akurat Misaki Runo należała do osób, które uwielbiały dzień czternastego lutego i miała je zamiar obchodzić wraz z Danem.
   Stanęła naprzeciw lustra, uważnie oglądając efekt swoich wysiłków. Niebieskie włosy kaskadą spływały na jej plecy i biała sukienkę. Z ozdób wybrała tylko srebrną bransoletkę, którą rok temu dostała od chłopaka. Zadowolona lekko się uśmiechnęła, ubrała balerinki i zbiegła na dół schodów.
– Wychodzę! – rzuciła, łapiąc torebkę.
   Po chwili w domu państwa Misakich było słychać tylko trzask drzwi. Mama Runo zerknęła na swojego męża, który z ponurą miną pił kawę i uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak to było z ich walentynkami.
   Wojowniczka Haosu musiała się wszelkimi siłami powstrzymywać by nie biegnąć. Powód pierwszy, niech ten głupek sobie nie myśli, że jest najważniejszy! A drugi, nie chciała zniszczyć fryzury oraz zabrudzić sukienki. Podeszła pod wieże, gdzie umówiła się z Danem i rozejrzała się za chłopakiem, ale nigdzie go nie dostrzegła. Zaczęła stukać niecierpliwie butem o chodnik i obserwować inne pary, który kierowały się do parku, kina albo kafejek.
 No gdzie ten łoś? – mruknęła, bawiąc się paskiem od torebki, kiedy upłynęło już pięć minut, jednak jej dłużyło się to jak godzina.
 P-przepraszam, że się spóźniłem, Runo. Były straszne korki. – usłyszała i odwróciła głowę.     Dan uśmiechnął się rozbrajająco i pocałował ją w policzek, po czym wręczył bukiet kwiatów.
 Nic się nie stało. – odparła, czując, jak na twarz pełznie jej rumieniec.
   „Głupek!”
 To idziemy? – spytał Wojownik Pyrusa, łapiąc ją za rękę.
 Yhym. – Skinęła głową i uśmiechnęła się.

****

 Ty idioto! – Misaki zdzieliła Dana kwiatami w twarz.
   I cała romantyczna atmosfera prysła. Dlaczego? Cóż Dan Kuso może i był utalentowanym wojownikiem Pyrusa, ale jego pech lubił ujawniać się w najróżniejszych sytuacjach. Akurat teraz gdy płynęli łódką po jeziorze, jedząc lody, chciał odgarnąć Runo kosmyk włosów za ucho, a skończyło się tym, że lekka fala popchnęła łódź, a czekoladowy lód chłopaka zagościł na sukience jego dziewczyny.
 To nie była moja wina! – bronił się szatyn. – To był wypadek!
 Siedź cicho, durniu! To przez ciebie! – Oczy dziewczyny ciskały pioruny. – I co ja teraz zrobię? To nowa sukienka! – Runo załamała ręce. – A ty się nie gap, tylko wiosłuj! – warknęła do Kuso.
   Chłopak westchnął i spełnił polecenie, widząc, że nic nie wskóra. Kiedy dobili do brzegu, Misaki wysiadła, nie zaszczycając chłopaka wzrokiem. Skrzyżowała ręce na piersiach, obróciła głowę w bok i ruszyła wgłąb alejki. Dan wywiesił oczy do góry, jakby pytał się tych nad nami, jak ma zrozumieć swoją dziewczynę. Jednak nawet ci na górze tego nie wiedzieli, więc nie mając wyboru, ruszył za nią.
 Proszę – Zarzucił Runo swoją czerwoną bluzę na ramiona. – Jeśli ją zapniesz, nie będzie widać plamy.
– Dzięki – burknęła Misaki.
   Przez chwilę szli w milczeniu, odprowadzani zdumionymi spojrzeniami innych par, dla których niepojęte było, jak można być takim przygnębionym w walentynki, zwłaszcza gdy jest się w związku! Nagle Runo splotła swoje palce z chłopaka.
 Przyjmuję przeprosiny, bo jesteś łosiem – oświadczyła cicho.
   W normalny dzień Dan by się odgryzł, przez co na placu wybuchłaby istna wojna. Jednak dziś chłopak miał...hmm...powiedzmy, że dzień panowania nad nerwami.
 W takim razie teraz się uśmiechnij. – powiedział, przyciągając Runo do siebie.
– Bierz te łapy, głupku! – krzyknęła. Brak reakcji. – Dan! – Dalej nic. – Grr nie rozkazuj mi! – Trzepnęła go w głowę, po czym uśmiechnęła się na widok ogłupiałej miny Kuso.
   Zemsta nadeszła prędko. Chłopak szybko pocałował dziewczynę, nim ta wyprowadziła kolejny cios i odsunął się na bezpieczną odległość.
 Jak...ty..my... – bełkotała przez chwilę Runo. Po chwili jednak odzyskała rezon. – Chodź tu i daj się zabić! - Podciągnęła rękaw bluzy i ruszyła w stronę Daniela.




„Niektórych nie powinno się prowokować”

    Niechętnie otworzyła oczy i natychmiast je zmrużyła, gdy kilka promieni słonecznych przedarło się przez zasłony i padło na jej twarz. Obróciła się na drugi bok i już miała powrócić do krainy snów, ale ryk piosenki „Rock that city” skutecznie jej to uniemożliwił
 Co jest? – wymamrotała, trąc powieki. – Przecież dziś nie nastawiałam budzika – Zmarszczyła brwi i zastanowiła się. – Chyba...
   Wyciągnęła rękę po telefon leżący na szafce nocnej i przeczytała treść alarmu.
„Już 10. WSTAWAJ.”
 Zamorduję go – stwierdziła, wyłączając przyszłe dzwonki na godzinę 11 i 12, po czym z ociąganiem zwlokła się z łóżka. – Jak raz mogę sobie pospać, to mi cholera nie daje! O nie, tak nie będzie!
   Dalej wyklinając pod nosem na chłopaka, ubrała czarne rurki oraz jego bluzę, ale tyle razy była mu zabierana, że można było ją uznać za jej własność. Powolnym krokiem weszła do kuchni, gdzie machinalnie uruchomiła ekspres i sięgnęła po płatki miodowe. Po kilku minutach siedziała już przy wyczyszczonym kremowym blacie i knuła zemstę, jednocześnie jedząc śniadanie.
 Hmm...  Oparła podbródek o nadgarstek. Po chwili uśmiechnęła się przebiegle.
  Weszła krętymi schodami na piętro, skręciła w lewy korytarz i stanęła przed białymi drzwiami ze srebrnymi zawijasami wokół framugi, za którymi było laboratorium. Rzadko tam wchodziła, ale nie dlatego, że nie mogła, tylko bardziej ze względów bezpieczeństwa. A po tym jak prawie wysadziła jeden projekt, dała sobie spokój z wizytami w tym pomieszczeniu. Teraz sytuacja się zmieniła. Weszła do środka.
   Kilkanaście minut później wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi. Wyciągnęła telefon.
 Neee, Aki, masz czas? – spytała, ubierając czerwone wysokie trampki.
 Zawsze i wszędzie! – odparła dziewczyna. – Sayuri, tylko nie wracaj po 22, a jak coś to dzwoń, przybiegnę i wleję komukolwiek trzeba będzie! – krzyknęła.
 W takim razie w parku za 10 minut.
 Aye!

****

   W Keithie Fermin szalała prawdziwa nawałnica różnorakich uczuć. Główna rolę miała wściekłość, po niej chęć mordu, następnie rozbawienie, a na szarym końcu wlokła się czułość. Wrócił pół godziny temu, a gdy zauważył, że dziewczyna gdzieś wybyła, postanowił dokończyć prace nad najnowszym urządzeniem, by mieć potem dla niej czas. Jednak w laboratorium czekała na niego pewna niespodzianka.
   Pomiędzy szafką wypełnioną różnej maści narzędziami do pracy, a stolikiem, gdzie leżał schludny stos kartek z analizami, wynikami i doświadczeniami, był kawałek ściany. Tam właśnie Jess postanowiła umieścić wiadomość.

„CZEŚĆ, KOCHANIE. JAK WIDZISZ, NIECO SIĘ ZDENERWOWAŁAM I NABAZGRAŁAM CI NA ŚCIANIE. WIESZ CZEMU? DLATEGO, ŻE PO RAZ KOLEJNY NIE DAJESZ MI SIĘ WYSPAĆ, CHOLERO JEDNA! TO, ŻE TY WSTAJESZ O 7 RANO JAK JAKIŚ KOGUT (I WTEDY JEST MI ZIMNO>.<), NIE ZNACZY, ŻE JA JESTEM KURĄ, TAK? TO BY BYŁO NA TYLE.

KOCHAM, TWOJA NAJLEPSZA W ŚWIECIE DZIEWCZYNA ^^

PS. MIŁEGO ZMAZYWANIA NIEZMAZYWALNEGO MARKERA :*
PS2. WZIĘŁAM SOBIE TWOJĄ BLUZĘ, TĄ CZERWONĄ Z CZARNYM KAPTUREM.
PS3. WRÓCĘ PÓŹNIEJ, WIĘC BITWĘ Z GARAMI POZOSTAWIAM TOBIE.”

– Uduszę ją...

****

   Zabije mnie, czy nie? Taka myśl zagościła w głowie Jessie, gdy otwierała drzwi. Zajrzała ostrożnie do środka i stwierdziła, że Keitha chyba znów nie ma. Pewnie jak odkrył jej dzieło, to coś zjadł (nauczył się gotować xD) i poszedł do Gusa albo innego kumpla. Wróci dopiero w nocy i wtedy zacznie się cyrk.
   Gdy tylko przeszła do salonu, by stwierdzić, że miała rację, poczuła, jak po jej plecach przebiega dreszcz. W pokoju panował przeraźliwy ziąb. Przeszła się po całym mieszkaniu i wszędzie było tak samo.
 Żeby go szlag trafił – wymamrotała, domyślając się kogo to robota.
   Dodatkowo światło też nie działało! Nie ma co Keith lubił jej działać na nerwy! Wkurzona kopnęła drzwi i wtargnęła do sypialni, z miną bynajmniej nie wskazującą, że odpuści Vestalianinowi. Otworzyła szafę i świecąc sobie telefonem, zaczęła szukać szlafroków, swetrów i innych ciepłych rzeczy. Zacisnęła palca na drzwiach od szafy, ignorując fakt, że za chwile je złamie w pół i wpatrywała się w półki oraz wieszaki, które były puste...
 Keith! – wrzasnęła.
 Słucham.
   O mało zawału nie dostała, gdy w mroku zamajaczyła sylwetka chłopaka, który najpewniej uśmiechał się w ten typowy dla siebie wredny sposób. Szybko się jednak opanowała i podeszła do niego.
 Możesz sobie wyłączać prąd... – zaczęła, dźgając go palcem w tors. – oraz wysyłać ogrzewanie na wakacje... – Kolejne dźgnięcie. – ale nie pozwalam ci tykać moich... Ej, ja nie skończyłam mówić! – krzyknęła, gdy chłopak jakby nigdy nic przerzucił ją sobie przez ramię i wyszedł z sypialni. – Keith!
 Przecież cały czas słucham twojego fascynującego wywodu, kochanie. – odparł, nawet na nią na patrząc.
 Bo dostaniesz wazonem i się skończy. – zagroziła, a gdy chłopak nie zareagował, wbiła mu łokieć w plecy i wydęła policzki (taka Fiona i Sherek xD)
   Nagle została złapana pod ramiona i uniesiona tuż przed twarz swojego chłopaka.
Rozejrzała się i ujrzała, że są w laboratorium, gdzie wyjątkowo było ciepło.
 A teraz ty mnie posłuchasz, Jess. – powiedział Keith. – Tak długo jak nie zmyjesz mi ze ściany tej wiadomości, będę cię codziennie budził o 5 nad ranem.
 Phi, też mi groźba – burknęła. – Dobrze wiem, że tego nie zrobisz.
 Taka pewna jesteś?
 Tak.
– Hmm, no dobrze. Ale raczej wizja codziennych spotkań z Ethanem i resztą Rady nie brzmi dla ciebie już tak miło? – Posłał jej jedne ze swoich zwycięskich spojrzeń.
 Nie zrobisz tego... – teraz szatynka się zawahała.
– Na 100%?
   Dziewczyna wzięła głęboki wdech, który zwiastował, że ma zamiar porządnie zwyzywać chłopaka, ale Keith zdążył przyciągnąć ją bliżej siebie i zamknąć usta pocałunkiem. Szarpanie nic nie dawało, bo trzymał ją mocno i nie miał zamiaru puścić. Drgnęła, czując, jak zjeżdża dłońmi na niższe partie jej pleców i wplotła palce w blond włosy, jednocześnie owijając nogi wokół jego pasa. Keith zamruczał z aprobatą, po czym delikatnie ugryzł ją w dolną wargę.
 Idiota. – wymamrotała, kiedy oderwali się od siebie.
 Ja ciebie też, Jessie. A teraz łap za szmatkę i leć szorować ścianę.
 Żeby cię cholera wzięła. – westchnęła.





„Miłość potrafi ogłupić”

    Jej miły relaks w wannie został przerwany przez dzwonek telefonu, który zostawiła na łóżku. Westchnęła i postanowiła zignorować połączenie, ale po chwili ktoś zadzwonił ponownie i ponownie...
 Ani chwili spokoju – jęknęła z wyrzutem Akane, wychodząc z wanny i owijając się w ręcznik.
   Zgodnie z jej przypuszczeniami dzwoniła Jessie.
 Czego, kurduplu? – spytała, odbierając.
 Pamiętasz gorące źródła?
   Japonka spaliła lekkiego buraka na to wspomnienie.
 T-tak, a co? – Jeśli Jess zaczyna od takiego pytania, to znaczy, że zaraz się coś wydarzy.
 Więc po kilku miesiącach postanowiłam się odegrać – Na te słowa Akane stanęło serce. – Gus jest z lekka nieogarnięty w sprawach ziemskich, dlatego mu powiedziałam, że ty chętnie wszystko wyjaśnisz. Powinien być u ciebie za jakiś kwadrans. Miłej zabawy!
 Jesteś martwa – oświadczyła dziewczyna, prawie rozgniatając telefon w ręce.
 Jak chcesz mnie zabić, to ustaw się w kolejce, kochana. Papa!
   Akane rzuciła telefon z powrotem na posłanie, po czym zacisnęła dłoń w pięść.
 Zemszczę się krwawo, ty mała medno! – Wycelowała palcem w szafę. – Popamiętasz wielką Akane Hoshimurę!
 Ciesz się, że twojej mamy nie ma w domu, bo by cię prędko do psychiatry wysłała – rzekł Leaus.
   Dziewczyna posłała mu swoje słynne mordercze spojrzenie i próbowała ułożyć plan działania. Była w samym ręczniku i mokrych włosach, a chłopak miał być za jakieś 13 minut. Dodatkowo w całym domu panuje syf totalny po wczorajszej imprezie.
   Szybko ubrała w naprędce złapane ciuchy, zawinęła włosy w ręcznik i popędziła nieco ogarnąć mieszkanie. Brudne talerze wrzuciła stosem do zmywarki, nie zawracając sobie głowy poukładaniem ich. Puste opakowanie po pizzy i chińskim żarciu wylądowały w czarnym worku. Podobny los spotkał butelki i resztki papierosów.
   DING!
   Akane poderwała się i przydzwoniła głową o półkę.
– Auu – syknęła, masując ją. Otworzyła drzwi i przywołała na twarz sztuczny uśmiech radości. – Cześć, Gus – kun!
 Cześć, Akane. – Chłopak wszedł do środka.
   Dziewczyna spostrzegła kilka butelek po sake ustawionych w kącie i zasłoniła je butami, ciągle się szczerząc.
 Nee, mógłbyś poczekać kilka minut...  Kątem oka zerknęła na salon. Nie wyglądał już jak po przejściu tornada, chociaż firanki dalej zwisały pod dziwacznym kątem. – w salonie? Bo nie zdążyłam wysuszyć włosów. Potem będziemy mogli pogadać i tak dalej.
 Jeśli ci przeszkadzam, to mogę iść. Naprawdę to nie jest nic pilnego.
 Nie, co ty! – Dziewczyna podrapała się po głowie. – Jest tylko trochę niezorganizowana, to wszystko. No już idź do salonu, nie zajmie mi to długo. – Gdy tylko Gus wszedł do pokoju, Akane rzuciła się w stronę kuchni.
   Hmm, tragicznie nie było, ale kolorowa plama na samym środku podłogi nieco psuła wygląd pomieszczenia. Chwyciła za mop i zaczęła szorować wszystko, nie odpuszczając nawet piekarnikowi i szafkom.
– Skończone – mruknęła, wrzucając mop do schowka. – Co jeszcze zostało?
   Korytarz! Popędziła na górę i powrzucała różne śmieci do szafy stojącej w holu. W końcu raczej Gus nie będzie tu zaglądał, a potem gdy chłopak pójdzie, wyrzuci się to wszystko.    Odetchnęła z ulgą i weszła do łazienki, by wreszcie doprowadzić się do porządku.
– Już jestem! – Wkroczyła do salonu z tacką, na której stały dwa kubki z herbatą. – Gomen, że tak długo, ale był mały problem.
   Owym problem był strój Akane, który składał się z leginsów ¾ oraz długiej pomarańczowej koszuli, a taką kreacją Japonka na pewno nie podbiłaby świata mody. Wniosek? Trzeba się przebrać!
 Nic się nie stało, w końcu to ja ci zabieram czas – zauważył Gus. Spostrzegł tackę. – Mogłaś powiedzieć, to by za ten czas sam zrobił.
 Ja to nie Phantom, że trzeba mnie 24 na dobę obsługiwać! – oburzyła się dziewczyna i usiadła koło chłopaka. – To o czym chciałbyś się najwięcej dowiedzieć?
   Gus już otwierał usta, ale w tym momencie firanki wraz karniszem postanowiły spaść na ziemię, strącając przy okazji doniczki z kwiatami.
   JEB!
 No nieeee – jęknęła Akane, łapiąc się za głowę. – Mama mnie zabije! To były jej ukochane storczyki!
 Mogę je szybko przesadzić, jeśli masz zapasowe doniczki – zaoferował Grav.
 Serio? – ucieszyła się dziewczyna. – Dobra, to ty je przesadzisz, a ja przywieszę ten idiotyczny karnisz.

****

   Gus lekko zaniepokojony patrzył, jak Akane próbuje przywiesić na nowo karnisz. Dobrze sobie radziła, jednak stołek, który wzięła, trochę zbyt się chybotał jak na gust Grava.
 Akane, może zajdziesz? Ja się tym zajmę – zaproponował po raz 13.
   I po raz 13 padła ta sama odpowiedź.
– Ja nie jestem Spectra! Nie mam dwóch lewych rąk! – Obróciła głowę i zrobiła dzióbek z ust. – Gus – kun jesteś zdecydowanie za miły na ten świat. – Zacmokała kilka razy i wróciła do wojny karniszem.
   Vestalianin lekko się zaczerwienił, ale nic nie powiedział.
 Mówiłam? Jest idealnie prosto! – Aki cofnęła się o krok, by podziwiać swoje dzieło i to był błąd. Stołek poleciał w przód a dziewczyna w tył.
 Akane!
   ŁUP!
– Itetete – Dziewczyna pomasowała sobie głowę, która już drugi raz uderzyła o coś. Poczuła, że siedzi na miękkim. – He? – Zerknęła w bok i zorientowała się, że to brzuch Gusa. – Matko, nic ci nie jest?! – spanikowana nachyliła się nad oszołomionym chłopakiem.
 Niee, nic – mruknął, podnosząc się na łokciach. – A tobie?
 Nic a nic – odparła.
   Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że dalej na nim siedzi i w dodatku ich twarze dzielą może cztery centymetry. Zamrugała kilka razy, rumieniąc się coraz bardziej i bardziej, aż jej twarz można by porównać do wozu strażackiego.
 Gomen! – zerwała się na równe nogi. – To nie tak miało być! Znaczy się nie że ja to planowałam! Tylko...Grrr...Zabiję Jess! – wydarła się i wyszła z zaciśniętymi pięściami, zgrzytając zębami.
 Nigdy nie zrozumiem ludzi – stwierdził Leaus, obserwując to całe widowisko kątem oka. – Przenigdy.




„Problem”

   Ace Grit mógł być najszczęśliwszym facetem na Vestalii. Mieszkał już sam, miał nieźle płatną robotę, dobre grono znajomych i, co najważniejsze, cudowną dziewczynę. Jednak istniała jedna rysa na tym idealnym obrazie.
   Keith Fermin. Starszy brat Miry.
    Ace aż zazgrzytał zębami na samo wspomnienie o nim. Nie dość, że toczył z blondynem otwartą wojnę o rudowłosą przez dwa lata, to nawet teraz, gdy wreszcie dzięki swojemu zaparciu był z Mirą, były lider Vexosów pokazywał mu, że nie jest godny jego siostry.
To było dość zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że Keith po tych wszystkich wydarzeniach stał się nieco bardziej wyrozumiały i mniej chłodny w obyciu (przynajmniej dla bliskich). Nawet z Baronem lepiej się dogadywał niż z nim!
   „Starsi bracia tak mają, Ace. Mick dalej warczy na Keitha i tak dalej, mimo że minęło już kilka lat od wojny z Zenohledem.”
   Tsaa, tylko że brat Jessie nie był jednym z najlepszych vestaliańskich graczy oraz powszechnie znanym i szanowanym naukowcem.
   Jego rozmyślania przerwało gwałtowne szarpnięcie.
 Dojechaliśmy do celu – poinformował go taksówkarz – robot.
   Ace bez ociągania wysiadł z auta przed wysokim wieżowcem, gdzie mieszkała Mira. Na szczęście już sama. Szybko wbiegł po schodach (nie miał ochoty czekać na windę) i zadzwonił do drzwi swoim wystudiowanym sposobem. Dwa razy krótko i raz długo. Został wpuszczony do środka bez zbędnego pytania.
 Cześć, Mira! – Przytulił dziewczynę, która wyszła mu na powitanie. – Słuchaj, masz może ochotę pójść dooo...  urwał, widząc, że jego ukochana nie jest w mieszkaniu sama.
   Keith patrzył na niego wzrokiem z jasnym przekazem „Bierz te łapy od mojej siostry albo cię ich pozbawię”.
 Gdzie chcesz iść, Ace? – spytała Vestalianka, nie zauważając zirytowania Grita.
 He? Aaa! Do tego nowego klubu, który otworzyli przedwczoraj – Ace puścił ją i uśmiechnął się lekko, ciągle kątem oka obserwując blondyna.
 W sumie nie mam dziś żadnych planów na wieczór. Zgoda! – powiedziała Mira. – Później omówimy resztę. Chcesz się czegoś napić?
 Kawa od pięknej vestaliańskiej dziewczyny będzie dobra – Puścił jej oczko i wkroczył śmiałym krokiem do salonu na stracie z wrogiem.
 O, cześć Ace – powiedziała Jessie, zerkając na niego zza książki.
   Nigdy wcześniej chłopak tak się nie ucieszył  na jej widok. Ona jako jedna z nielicznych miała jakiś tam wpływ na Keitha. 
   Ace siadł na fotelu dokładnie po skosie do Fermina i wypiął dumnie tors do przodu. Blondyn zerknął na niego znudzonym wzrokiem i zajął się swoim napojem. Grit zmarszczył brwi. Takiej reakcji nie przewidział.
 Proszę – Mira wetknęła mu do rąk kubek z kawą.
 Dziękuje.
   Jess przez chwilę patrzyła na nich zadumana, po czym nachyliła się i sprawdziła, ile Keithowi zostało w filiżance.
– Skoro skończyłeś pić, możemy iść – stwierdziła, wstając.
 Możesz iść pierwsza, potem cię dogonię – odparł chłopak.
   Dziewczyna skrzyżowała ręce.
 Nope. Idziemy – powiedziała z naciskiem, ale blondyn tylko wygodniej się oparł. – Nooo Keith! – Zaczęła go ciągnąć za rękę. – Nie denerwuj mnie!
 Jessie, mówiłem ci, że chcę dziś pobyć z Mirą. – warknął Fermin.
– Ale Mira i Ace mają inne plany, a ty im tylko zawadzasz! – wypaliła. – Nie zachowuj się jak Mick, błagam! Mira – Skinęła głową w stronę rudej. – jest już dorosła!
   Ace i Mira wymienili ostrzegawcze spojrzenia. Gdy tylko dziewczyna coś wspomniała o ich planach, w oku blondyna pojawiła się nieprzyjazny błysk.
 Nie to nie! Ale jeśli nie wejdziesz do mieszkania, to mnie nie obwiniaj! Do zobaczenia, Mira! – krzyknęła Jessie, wypadła na korytarz, po czym było słychać trzask drzwi.
   „Cholera” przeleciało Ace’owi przez myśl. Teraz się zacznie.
   Jednak ku zdumieniu dwójki zakochanych, Keith tylko ciężko westchnął i podniósł się.
 Na słówko – mruknął, łapiąc Grita za ramię i ciągnąc na korytarz. – Słuchaj, jeśli w jakimkolwiek sposób skrzywdzisz Mirę, to nie będzie co z ciebie zbierać, dotarło? – warknął.
 Tak – odparł Ace. – Skończyłeś zgrywać niańkę?
 Nie zgrywałbym niańki, gdyby koło mojej siostry kręcił się ktoś porządny – odgryzł się Fermin, otwierając drzwi. – Pamiętaj o ostrzeżeniu, Grit. – I już go nie było.
   „Pieprzony nadopiekuńczy braciszek.”
Wyjrzał przez okno, a gdy ujrzał, że chłopak znika za zakrętem, tuląc do siebie obrażoną Jess, przyciągnął do siebie Mirę i pocałował ją. Dziewczyna oddała pocałunek i lekko się uśmiechnęła.
 Wiesz, i tak jest lepiej niż ostatnio – stwierdziła.

 No czy ja wiem...





Hejka, hej! *macha energicznie, bo się wreszcie wyspała* Dziś podsumowanie tych oto miniatur będzie z Shadowem, bo reszta Ekipy albo zastanawia się, jak mnie zabić, albo ma padaczkę, albo dostała cukrzycy, a taka Jenn, to stwierdziła, że jej oczy płoną >>. Aż tak tragicznie to napisałam? ;-; *rzuca kaskiem w Keitha, który już otwiera usta*
Shadow: Ogólnie ja jestem zadowolony bo było Kessie
Nie odpo...
Shadow: *wchodzi mi w słowo* i reszta paringów (nazw ciągle brakuje)
Ja tam jestem nieprze..
Shadow: *znów się wcina* ale jest jeden minus. Mnie tu nie ma!
Lync: Chciałeś być w paringu z Mylene?
Shadow:....Dobra, nie narzekam.
Dobra, a teraz obydwoje się na chwilę zawrzyjcie, bo ja mam tu kilka spraw
1. Jak widać wreszcie zaczęłam ogarniać kody css i pozmieniałam wygląd bloga. Mi się osobiście dość podoba, ale nie wiem, czy przez tło post nie jest zbyt niewidoczny. Jeśli tak, to dajcie znać w komentarzu, a zmienię tło postu na jakiś kolor. Czarny albo niebieski.
2. Wyszły mi te miniatury? Pisałam je dzisiaj, bo zrobiłam sobie leniwą sobotę. Ciągle jestem nieprzekonana do GusxaAkane, więc shot o nich mi chyba najgorzej wyszedł xD
3. Tak post walentynkowy 11 lutego, bardzo trafiona data. Zrobiłam tak bo: 
- Dziś ten blog skończył rok ^^
- Jutro wyjeżdżam na obóz  raczej nie miałabym czasu na opublikowanie tego itp 
4. Brak mi artów z AcexMira, bo ruscy coś ich nie lubią >.>
Shadow: Oni wolą mnie :3
Poniekąd tak. Zwłaszcza ciebie i Mylene
Shadow: ;-;
Ale i tak najbardziej lubią SpectraxGus, samego Lynca i Shuna xD
Spectra: Tsa
O skończyłeś już mordować Ace?
Spectra; Tak.
Ej ale na poważnie?
Spectra: A jak myślisz?
Ty kretynie! On mi jest potrzebny! *biegnie za kulisy, szukać zwłok Grita*
Akane: Phantom zaczynasz przypominać yandere O.O
Spectra: Cieszę się ogromnie
Akane: Meh, dalej cię nie lubię >.>
Runo: *z wałkiem* Przypominam o zabójstwie Angel

Odmeldowuje się! ~ Jeszcze żywa Angel
Ps. Jakby co to ja serca nie mam, więc romanse to nie moja bajka ^^ *unika sztyletu i chowa się w walizce*

poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział 56: Sekrety

    Już od dawna nie czuł takiego niepokoju. Nie dawał mu spać, jeść czy nawet myśleć w spokoju. Czasami rósł nawet do poziomu strachu.
   Czemu? Przecież wszystko szło w dobrym kierunku...No może prawie wszystko. Stracił niemal wszystkich Vexosów.
   Zacisnął mocno dłoń na kieliszku z winem, a ten pod wpływem nacisku pękł na drobne odłamki. Z palców Zenohelda spłynął szkarłatny płyn. Kilka kropel spadło na biały obrus. Jednak były władca Vestali nie zwrócił na to uwagi.
– Wezwać tu mojego syna! – zażądał groźnym tonem. – I przynieść nowy kieliszek oraz obrus!
   Dwaj strażnicy skinęli głowami i w pośpiechu wyszli. Czuli, że dziś Zenoheld jest w wyjątkowo podłym nastroju.
   Mężczyzna oparł policzek o dłoń i zamknął oczy.
   Melody...Cholera, ostatnimi czasami coraz częściej o niej myślał. Oraz o tym, co wydarzyło się w tym pałacu. Lekki uśmiech wpłynął na jego usta. Mimo wszystko był dumny ze swojego dzieła. Osiągnął tak wiele.
   Ale...
   Talerz odbył lot na podłogę, gdzie rozprysł się na miliony kawałków.
   Ta banda gówniarzy! Gniew zalał go potężną falą. I te pieprzone bakugany! Zniszczy ich wszystkich, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobi w życiu!

****

   Doktor Trewelly uśmiechnął się ciepło do siedzącej naprzeciwko niego szatynki.
 To już wszystko, Jessie. Możesz zawołać rodziców?
   Dziewczyna skinęła głową i podniosła się z krzesła.
 Muszę uczestniczyć w tej rozmowie? – spytała, otwierając drzwi.
 Oczywiście, że nie. To nie zajmie nam długo, więc poczekaj, dobrze?
 Ok, wujku – Szatynka wystawiła głowę do poczekalni, gdzie na zielonych, plastikowych krzesłach siedzieli państwo Knight. - Doktor was prosi. – powiedziała.
 Dobrze się czujesz? – spytał James, mierzwiąc córce włosy. – Nie najlepiej wyglądasz.
 Mało spałam. – odparła dziewczyna i ziewnęła na potwierdzenie swoich słów.
   Kate i James wymienili porozumiewawcze i zatroskane spojrzenia nad jej głową, po czym weszli do gabinetu. Jessie oparła się o ścianę, wyciągnęła telefon i lekko uśmiechnęła na widok nawału sms’ów.
   Tymczasem w pokoju doktora Trewella państwo Knight z niecierpliwością czekali na wiadomości od lekarza. Ulżyło im, kiedy zobaczyli, że mężczyzna się uśmiecha.
 Muszę przyznać, że Jessie ma całkiem cięty język. – zaśmiał się. – Ale kulturalny, co rzadko się spotyka przy obecnej młodzieży. Pewnie po tobie, co James? – Mrugnął przyjaźnie do kolegi, po czym splótł palce w koszyczek i oparł o nie brodę.
   Knight uniósł brwi i prychnął z rozbawieniem.
 Jesteś niemożliwy.
 Nie ty pierwszy mi to mówisz. – odparł doktor i spojrzał na Kate, która nie była tak rozluźniona jak mąż. – Głowa do góry, kochana. Jessie nie żadnych trwałych szkód na psychice, jednakże przez jakiś czas może nie chcieć kogokolwiek dopuszczać bliżej siebie. – westchnął. – To normalne w takich okolicznościach.
 Czyli zrobi się zamknięta w sobie? – spytał James.
   Trewelly zmarszczył brwi.
 Niezupełnie. Po prostu teraz boi się przywiązać do kogoś nowego. Myślę, że do swoich starych przyjaciół będzie taka sama jak zawsze.
 Więc czemu może...hmm...- Kate zaczęła szukać dobrego słowa. – tak jakby bać się nowych osób?
– W końcu zobaczyła, jak ginie ten chłopak. Oni znali się od dziecka, prawda? – Państwo Knight skinęli głowami. – No właśnie. Kiedy tracimy kogoś bliskiego, czujemy ból i smutek. Czasami nie jesteśmy w stanie zaakceptować faktu, że ten ktoś odszedł, czyli wytwarza się syndrom wyparcia. – Doktor zaczął się przechadzać po gabinecie.  – U Jessie wykształciło się coś innego. Powstał lęk, że znów straci kogoś, na kim jej zależy. Dlatego teraz będzie się bała przywiązać do kogoś nowego. – Mężczyzna umilkł i spojrzał na pobladłych Kate i Jamesa. Posłał im pokrzepiający uśmiech. – Spokojnie, Jess sobie z tym poradzi. Potrzebuje tylko wsparcia.
   Dziewczyna oparła się wygodniej o drzwi od gabinetu, obracając w palcach fioletowo – czarną kulkę.
   „Dlatego teraz będzie się bała...”
   Bała.
   BAŁA.
   Zacisnęła dłoń w pięść i przygryzła wargę, aż pociekła z niej cienka strużka krwi. Nagle drgnęła, gdy poczuła, jak telefon w jej kieszeni wibruje. Wyciągnęła go i odblokowała, widząc sms od nieznanego nadawcy.

   Do: Jessie
   Nieznany numer: Gotowa na kolejną rundę czy zbyt się boisz?

   Dziewczyna zacisnęła zęby i szybko nadała ksywę nadawcy, po czym odpisała:

   Do: Idiota w masce
   Jessie: Gotowa.

   Nie przyszła  żadna odpowiedź. Nie musiała. Dziewczyna doskonale wiedziała, gdzie będzie czekał ten kretyn. Oderwała się od drzwi, wystukała do mamy sms, że musi już iść i opuściła poczekalnię, wyciągając białe, splątane słuchawki z kieszeni kurtki.
 Ocknij się, Fludim. Czas na kolejną rundę. – powiedziała cicho, wkładając słuchawkę do ucha.

****

   Dan zapukał do drzwi, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, zajrzał do pokoju. Pusto. Pokierował się do salonu. To samo. Do jadalni. Powtórka z rozrywki. Do sali kinowej. Pudło.
Zirytowany postanowił w końcu poszukać przyjaciółki w ogrodzie. Po kilku krokach już wiedział, że dobrze wybrał. Szatynka siedziała po turecku na ławce i wystawiała twarz do słońca. Gdy podszedł bliżej, usłyszał początek piosenki „Never too late ” Three Days Grace (mój ukochany zespół xD ~ Autorka)

This world will never be
What I expected
And if I don't belong
Who would have guessed it
I will not leave alone
Everything that I own
To make you feel like it's not too late
It's never too late

    Chłopak przysiadł się do dziewczyny i poczekał cierpliwie, aż ta otworzy oczy.
 Co jest? – spytała Jess bez żadnych wstępów, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. – Bo jak przylazłeś tu się chełpić, że mnie pokonałeś, to zaraz twoja twarz wyląduje na chodniku. – zagroziła z udawaną powagą na twarzy.
   Dan parsknął śmiechem.
 Nie, to była dobra walka. – stwierdził. – Chciałem pogadać o czymś innym.
 O czym? – Jessie przekrzywiła głowę.
 Bo wiesz... – Chłopak urwał na chwilę, szukając dobrego słowa. – wydaje mi się, zresztą nie tylko mi, że od kiedy pojawiła się Akane, to zaczęłaś się tak od nas oddalać. Znaczy się nie mam nic do Akane i lubię ją, ale no wiesz.
   Jessie westchnęła. Musiała przyznać chłopakowi trochę racji. Przez pewien czas były tak z przyjaciółką pochłonięte rozważaniami o Reiko, fragmencie i potajemnej wyprawie do pałacu, że zaniedbały resztę Wojowników. A w końcu byli drużyną...prawda?
 Gomen, Dan. – wymamrotała, podciągając kolana pod brodę. – Nie chciałam, żebyście to tak odczuli.
 Ej, ale nikt nie czuję urażony! – dodał błyskawicznie Kuso, widząc smutek w oczach dziewczyny. – Kurde, mogłem się nie odzywać! – jęknął. – Sorki.
 Nic się nie stało. – Jessie wzruszyła ramionami.  – Po prostu wiele spraw mnie pochłonęło.
 Coś o Reiko?
   Jessie spojrzała na przyjaciela, marszcząc brwi.
 Razem z Runo, Julie, Mirą i Shunem uważamy, że jest z nią coś nie tak. Wydaje się taka...hmm..niegodna zaufania. – wyjaśnił szatyn.
 Wiem, o co chodzi. Też jej nie ufam. – Skinęła głową, po czym położyła ją na kolanach. Przez chwilę chciała powiedzieć Danowi o wszystkich planach i teoriach, ale coś w środku ją powstrzymywało.
   „...może nie chcieć kogokolwiek dopuszczać bliżej siebie”
   Wbiła paznokcie w udo, próbując się pozbyć głupich myśli.
 A możesz mi powiedzieć, o czym tak ciągle dyskutujecie z Akane? – spytał niespodziewanie Dan.
 Nie. – odparła krótko.
– Dlaczego? – naciskał chłopak.
 Dan, co ty tak naprawdę o mnie wiesz?
   Tym pytaniem skutecznie zbiła go z pantałyku. 
 Noo... – Skrzyżował ręce. – że jesteś z Los Angeles, twój bakugan ma dwie domeny, masz cięty język, lubisz się kłócić z Acem, twój zmysł orientacji nie jest najlepszy, byłaś w Wymiarze Zagłady i wiele innych rzeczy. A co?
 Nie wiesz o wielu sprawach, Dan. O bardzo wielu. – Jessie zadarła głowę i spojrzała do góry. – Istnieją tylko trzy osoby, które wiedzą o dosłownie wszystkim. W tym jedną jest Akane.
 I o jednej z takich spraw gadacie?
 Tak. – mruknęła. – Nie że wam nie ufam, ale te sprawy...  urwała. – nie mogę wam o nich powiedzieć. Nie mogę. – Schowała głowę między nogami.
   Nagle poczuła, jak ręka Kuso lekko gładzi ją po włosach. Chłopak czuł, że poszedł trochę za daleko. Każdy przecież ma swoje sekrety.
– Jest dobrze, Jess. Nikt cię do niczego nie zmusza.
   Dziewczyna zerknęła na niego spod zasłony włosów.
– Kiedy to wszystko się skończy, powiem ci o wszystkim. Obiecuję. – wymamrotała.
   Przez chwilę siedzieli tak, słuchając piosenki, póki na horyzoncie nie zjawiła się Alice wraz z Mirą.
 Ludzie, obiad już gotowy! – zawołała liderka Ruchu Oporu, machając do nich ręką.
 Pośpieszcie się! – dodała Rosjanka.
 Już idziemy! – odkrzyknął Dan i zerwał się z ławki. – Rany, jestem koszmarnie głodny!
 Jadłeś ostatnio godzinę temu. – przypomniała mu Jess, wstając.
 Muszę dużo jeść, by mieć siłę na tyle bitew!
 Hai, hai. – Dziewczyna wywróciła oczami. – Wracając do bitew, ciekawe jak sobie radzi Akane z Shunem.
   Spojrzeli po sobie, mając żywo wspomnienie Japonki, która wyprowadziła Kazamiego z równowagi (tak, dokonała tego!) pytaniami o jego „antenkę” oraz sztuczki ninja, i parsknęli śmiechem.

Maybe we'll turn it all around
'Cause it's not too late
It's never too late

The world we knew
Won't come back
The time we've lost
Can't get back
The life we had
Won't be ours again



Kocham piosenki Three Days Grace ^^<3 prawdziwe="" s="" span="" takie="">
Jessie: Ta, zachwyty sobie daruj
-.- Spadaj, co? *zerka z politowaniem, jak Dan pozbawia lodówki połowy zawartości* Jak sobie pomyślę, co ja będę miała od środy, to mam ochotę się rzucić pod auto -.-
Julie: ale potem ferie ^^
Nooo *.* I dobrze, bo wysiadam, rozdziały też nie idą, sił mi brak!
Jessie: I ruskich artów znów nie będzie
Bo chcę się wyspać, a jutro nie będę miała, kiedy wrzucić, więc siedź cicho, dziewczyno z problemami psychicznymi -.-
Jessie: Dzięki mamo -.-
Tytan: Mi tam to odpowiada
Jessie: Ja cię kiedyś zabiję...

Odmeldowujemy się ^^



sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 55: Powrót do gry

   Ze snu wyrwało mnie gwałtowne pacnięcie w głowę. Otworzyłam jedno oko i ujrzałam, że to ręka Akane, która leżała rozwalona na swojej połowie. Westchnęłam cicho i chciałam wrócić do snu, gdy zatrzymał mnie widok cyferek na zegarze elektronicznym, stojącym na szafce nocnej. Była 11.30
– O cholera. – wymamrotałam, trąc powieki i ziewając.
– Wreszcie wstałaś. – powitał mnie Fludim. – Wyspałaś się chociaż?
– Jak nigdy. – wymruczałam, przeciągając się.
   Postanowiłam nie budzić Aki i ostrożnie wyplątałam się z kołdry, po czym stanęłam przed szafą. Akurat gdy wyciągałam czarną bomberkę, rozległo się ciche pukanie, a potem do pokoju zajrzała Alice.
 O już nie śpisz, Jessie. – powiedziała cicho z uśmiechem. – Chciałam was obudzić wcześniej, ale uznałam, że pewnie jesteście zmęczone i odpuściłam.
– Taaa, wczoraj dość długo siedziałyśmy. – przyznałam i zaczęłam podskakiwać na zdrowej nodze, by dostać się do moich koszulek. Dlaczego ja jestem tak idiotycznie niska?! (163 cm się kłaniają -.-)
– Będziecie jadły śniadanie? - spytała
 Ja raczej nie, najwyżej jakiś jogurt, ale nie wiem jak Aki.
 Ach, rozumiem.
– Ale żadnych idiotyzmów typu zastawianie stołu! – zastrzegłam. – Zgaduję, że Akane obudzi się dopiero na obiad. – Wreszcie zdobyłam potrzebne ciuchy i zadowolona ruszyłam do łazienki.
 Rozumiem, to do zobaczenia. – Alice delikatnie zamknęła za sobą drzwi, pewnie by nie budzić mojej przyjaciółki, ale to było zbędne. Aki nawet wybuch bomby potrafiła przespać.
   Ochlapałam twarz zimną wodą, żeby zacząć w miarę kontaktować, po czym szybki prysznic, fryzura i ubieranie. Kiedy wyszłam z łazienki, Akane siedziała na łóżku po turecku i czesała włosy.
 Ohayooooo. – ziewnęła. – Widzę małą zmianę imagu.
   Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze i uniosłam brwi do góry.  Jak dla mnie czarna bomberka ze srebrnym smokiem na rękawie, czarne rurki, skórzane botki i biały T- shirt z fioletowym napisem „All the best people are crazy” bardziej wygląda jak zwykły strój, ale  mówi to największa cosplayerka w Los Angeles, więc coś w tym musi być.
– Po coś w końcu dałam się zaciągnąć na te zakupy. – odparłam, wczołgując się pod łóżku i szukając mojego zakichanego gantletu.
 Wiesz, wpadłam na pewien pomysł.
 Dawaj.
 Skoro za niedługo odwiedzimy tego dziada i jego synka, to może pokażmy Hydronowi, że trochę zbyt nam zalazł za skórę? – Nie musiałam się wychylać, by wiedzieć, że Akane w tym momencie bawi się paralizatorem i ma szeroki, lekko obłąkany uśmiech na twarzy. – Takie małe pokazanie, gdzie jest miejsce dla takiego gówniarza.
 Bo co z tego, że jest w waszym wieku. – burknął Leaus.
 Cicho! – fuknęła Akane. – Neee, to jak, Jess?
 Jeszcze się pytasz? Z miłą chęcią urządzę tam prawdziwe piekło. – Dostrzegłam gantlet i wyciągnęłam go, po czym wyczołgałam się spod łóżka. – Najpierw coś jemy czy leczymy moją kostkę?
– Jeszcze się pytasz? Kostka! A jeść nie muszę, przydałoby się schudnąć. – Zeskoczyła z łóżka i rzuciła szczotkę w kąt.
 Aspirujesz na bycie wieszakiem? Nie wiedziałam. – Uchyliłam się przed papciem, który plasnął idealnie w lampę – kulę, a ta z kolei zaczęła gwałtownie się chybotać, ale, na szczęście, nie spadła.
 Nie maaaam się w co ubrać! – zawyła Akane, opierając ręce na biodrach.
   I już wiadomo, że mogę sobie nawet kurczaka zrobić, zanim ona się ubierze. Westchnęłam, wyjęłam słuchawki, podłączyłam do telefonu, puściłam pierwszą lepszą piosenkę i położyłam się na łóżku.
 Obudź mnie, jak skończysz. – mruknęłam.

****

   Biały księżyc przybrał barwę krwi. Gwiazdy przestały migotać i pochowały się za chmurami, jakby w obawie przed olbrzymem, którego szkarłatne oczy błyszczały w ciemnościach. Obok niego dla kontrastu siedziała drobna kobieta o włosach barwy śniegu i w jasnych ubraniach. Wiatr szarpał jej suknię i zrywał kwiaty z kosmyków, ale ona uparcie wpatrywała się w bakugana fioletowymi tęczówkami.
 Czemu nie jesteś w swojej ludzkiej formie? – spytała poważnym i chłodnym tonem.
   Tytan wydał z siebie coś na kształt prychnięcia i zaczął promieniować purpurowym światłem. Po chwili koło Reiko siedział około 40 – letni mężczyzna o czarnych, rozczochranych włosach, czerwonych oczach i mlecznej karnacji. Na jego prawym policzku widniał symbol Darkusa.
– Zadowolona? – syknął. – Czemu chciałaś porozmawiać? Myślałem, że taki tchórz jak ty będzie się raczej chował.
 Ty również zawiązałeś pakt ze Starożytnymi. – stwierdziła kobieta, patrząc na znak domeny.
   Mężczyzna skrzywił się.
 Idiotka. Ten znak tylko przypomina, że mimo swego wyglądu jestem ponad te śmieci – uśmiechnął się z wyższością. – Mam ci przypominać, że to Starożytni zaklęli mnie w tej odrażającej postaci? – Reiko zmrużyła oczy, jasno dając mu do zrozumienia, że nie. Przechylił więc głowę i zmienił temat. – Powiedz mi, boisz się?
 Czego niby?
 Tej gówniary. – odparł, uśmiechając się coraz szerzej. – Boisz się, że odkryje prawdę. Boisz się prawdy, bo ona ukazuje, co naprawdę zrobiłaś i kim jesteś. Boisz się jej, gdyż – zawiesił głos. W jego oczach błysnęła iskierka szaleństwa. – ona jako jedyna może cię zabić.
 Nie...Zamknij się! – Tytan poczuł, jak wokół Reiko wybucha sporo energii, jednak nie robiło to na nim wrażenia.  – Chciałam z tobą tylko porozmawiać, co zrobisz, jeśli Zenoheld... – urwała, gdy bakugan zaczął chichotać.
– Nie? – Zmarszczył brwi i nos. – A mi się wydaję, że trafiłem. Czas ci ucieka, Reiko. Albo ty zniszczysz ją, albo ona zniszczy ciebie. W sumie po tym co zrobiłaś, byłoby to wskazane.
   Reiko zerwała się na równe nogi.
 Rozmowa z tobą to strata czasu.
– Szybka jesteś. – uznał Tytan. – Naprawdę, mogłaś przez te lata włóczenia się po niebycie nabrać nieco rozumu. Bo jak na razie pokonują cię własne lęki i nasza kochaniutka „wnusia”. – powiedział kpiącym tonem.
   Kobieta odwróciła się gwałtownie, aż jej końcówki włosów zamiotły czarny marmur i zaczęła się oddalać.
– Nie mogę się doczekać końca tego przedstawienia! – zawołał mężczyzna. – Po raz pierwszy od wielu lat ktoś z moich potomków zdołał mnie zainteresować!
   Odpowiedziało mu pełne wyższości prychnięcie.

****

   Jakim cudem udało nam się dotrzeć do kuchni, gdzie stał wywar na kostkę, nie wpadając na nikogo, tego nie wiem po dziś dzień. Podeszłyśmy do kotła i znalazłyśmy kartkę.

Namocz szmatkę w eliksirze i trzymaj tak długo przy kostce, aż nie poczujesz pieczenia. Będzie to trwało ok 15 minut.
Reiko

   Spojrzałyśmy na siebie i wzruszyłyśmy ramionami. Jak raz musimy się zdać na tego cholernego ducha. W końcu leczenie skręconej kostki nie jest zbyt przyjemne i zabiera za dużo czasu. Wzięłam pomarańczową szmatkę, namoczyłam ją w wywarze, po czym siadłam na krześle, ściągnęłam buty i owinęłam materiał wokół kostki.
 Czujesz coś? – spytała Akane, przyglądając się uważnie tworowi Reiko.
 Na razie nic. – powiedziałam. – Minęło ledwo sześć sekund, spokojnie.
   Aki zaczęła się przechadzać po całym pomieszczeniu.
 Neee, to zjedzmy coś, a potem wyzwiemy kogoś na pojedynek, by się rozgrzać, co ty na to? – zaproponowała kilka minut później.
 Mi pasuje. – Czułam już lekkie mrowienie w kostce. Jeszcze tylko osiem minut....
   Nagle mój i mojej przyjaciółki telefon ryknął utworami „We are one” oraz „Calling all the monsters”. Zerknęłam na wyświetlacz. Jane, a u Aki Haruka.
– Taaaak? – odebrałam.
 Zdechłaś? – nie ma to jak miły akcent na powitanie. Jane jest w tym mistrzem.
 Chciałabyś! Wróciłaś z tej Hiszpanii?
– Już cztery dni temu. – Usłyszałam plusk wody. – Akane coś mówiła o jakimś duchu, broni i zwariowanym dziadku. O co chodzi?
   Wyjaśnienie jej tego wszystkiego zajęło mi z dobre pięć minut.
 Nieeee, ja w ciebie nie wierzę. – wymamrotała dziewczyna, gdy skończyłam. – Zaawansowany pech się kłania.
 Przynajmniej wakacje nie były nudne.
 Zapamiętasz je do końca życia. Gwarantuję ci. – odparła. – Znudziła mnie już szkoła, więc w najbliższym czasie może do was wpadnę. Poza tym zgadnij, kto wrócił? Ulvida! – Uśmiechnęłam się, słysząc nutę radości w zazwyczaj pozbawionym emocji głosie Jane. Oprócz naszej paczki, swojej mamy, Ulvidy i kilku osób z klasy dziewczyna nie darzyła nikogo uczuciami.
 Weź ją ze sobą. Mamy tu specjalne miejsce do walk. Będziesz mogła powalczyć.
 Hoho, zobaczymy. – westchnęła. – Dobra, młoda. Ja muszę spadać, bo Roger zaczyna wypisywać, gdzie jestem. Do zobaczenia.
 Cześć. – Zerknęłam na zegar i poczułam mocne pieczenie. Wreszcie!
   Odwinęłam szmatkę i zaczęłam poruszać stopą. Zero bólu!
– Yatta! – wykrzyknęłam, zrywając się na równe nogi.
 O udało się? – Aki uśmiechnęła się lekko. – No, wreszcie się do czegoś ten duch przydał. – Schowała telefon do kieszeni. – Haru stwierdziła, że wplątałyśmy się w cudowną aferę i jest ogromnie zdziwiona, że żyjemy.
 Bo grunt do optymizm. – Pokierowałyśmy się w stronę kuchni.
   Weszłyśmy do środka, gdzie spotkałyśmy Dana oraz Shuna. Szatyn buszował w lodówce, a Kazami spokojnie pił herbatę.
– Nee, chłopaki.. – zaczęłam niewinnie
 ...macie ochotę... – powiedziała Akane.
...z nami powalczyć? – spytałyśmy jednocześnie.



If you're only dreaming
Why I hear your screaming?


Pędzę z tymi rozdziałami wam powiem xD Już 55 O.O O matulu
Jessie: Teleport
Za chwilęęę
Jessie: Rozdział do sis
......
Jessie: Spodziewałam się tego
Wena mi się wyczerpuje ;-; Rozdziały też mi coś nie wychodzą >.>
Akane: Ta, najlepiej dostać depresji
Niiikt mnie nie kocha! ;-;
Ekipa: Przykro
-_-
Ruskich artów niestety nie będzie, bo mam pewne krhm..problemy że tak powiem...No nieważne
Odmeldowujemy się! ^^