Już
od dawna nie czuł takiego niepokoju. Nie dawał mu spać, jeść czy nawet myśleć w
spokoju. Czasami rósł nawet do poziomu strachu.
Czemu? Przecież
wszystko szło w dobrym kierunku...No może prawie wszystko. Stracił niemal
wszystkich Vexosów.
Zacisnął mocno
dłoń na kieliszku z winem, a ten pod wpływem nacisku pękł na drobne odłamki. Z
palców Zenohelda spłynął szkarłatny płyn. Kilka kropel spadło na biały obrus.
Jednak były władca Vestali nie zwrócił na to uwagi.
– Wezwać tu
mojego syna! – zażądał groźnym tonem. – I przynieść nowy kieliszek oraz obrus!
Dwaj strażnicy
skinęli głowami i w pośpiechu wyszli. Czuli, że dziś Zenoheld jest w wyjątkowo
podłym nastroju.
Mężczyzna oparł
policzek o dłoń i zamknął oczy.
Melody...Cholera,
ostatnimi czasami coraz częściej o niej myślał. Oraz o tym, co wydarzyło się w
tym pałacu. Lekki uśmiech wpłynął na jego usta. Mimo wszystko był dumny ze
swojego dzieła. Osiągnął tak wiele.
Ale...
Talerz odbył lot
na podłogę, gdzie rozprysł się na miliony kawałków.
Ta banda
gówniarzy! Gniew zalał go potężną falą. I te pieprzone bakugany! Zniszczy ich
wszystkich, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobi w życiu!
****
Doktor Trewelly uśmiechnął się ciepło do
siedzącej naprzeciwko niego szatynki.
– To już wszystko, Jessie. Możesz zawołać rodziców?
– To już wszystko, Jessie. Możesz zawołać rodziców?
Dziewczyna skinęła głową i podniosła się
z krzesła.
– Muszę uczestniczyć w tej rozmowie? –
spytała, otwierając drzwi.
– Oczywiście, że nie. To nie zajmie nam
długo, więc poczekaj, dobrze?
– Ok, wujku – Szatynka wystawiła głowę do
poczekalni, gdzie na zielonych, plastikowych krzesłach siedzieli państwo
Knight. - Doktor was prosi. – powiedziała.
– Dobrze się czujesz? – spytał James,
mierzwiąc córce włosy. – Nie najlepiej wyglądasz.
– Mało spałam. – odparła dziewczyna i
ziewnęła na potwierdzenie swoich słów.
Kate i James wymienili porozumiewawcze i
zatroskane spojrzenia nad jej głową, po czym weszli do gabinetu. Jessie oparła
się o ścianę, wyciągnęła telefon i lekko uśmiechnęła na widok nawału sms’ów.
Tymczasem w pokoju doktora Trewella
państwo Knight z niecierpliwością czekali na wiadomości od lekarza. Ulżyło im,
kiedy zobaczyli, że mężczyzna się uśmiecha.
– Muszę przyznać, że Jessie ma całkiem
cięty język. – zaśmiał się. – Ale kulturalny, co rzadko się spotyka przy
obecnej młodzieży. Pewnie po tobie, co James? – Mrugnął przyjaźnie do kolegi,
po czym splótł palce w koszyczek i oparł o nie brodę.
Knight uniósł brwi i prychnął z
rozbawieniem.
– Jesteś niemożliwy.
– Nie ty pierwszy mi to mówisz. – odparł doktor
i spojrzał na Kate, która nie była tak rozluźniona jak mąż. – Głowa do góry,
kochana. Jessie nie żadnych trwałych szkód na psychice, jednakże przez jakiś
czas może nie chcieć kogokolwiek dopuszczać bliżej siebie. – westchnął. – To normalne
w takich okolicznościach.
– Czyli zrobi się zamknięta w sobie? –
spytał James.
Trewelly zmarszczył brwi.
– Niezupełnie. Po prostu teraz boi się przywiązać
do kogoś nowego. Myślę, że do swoich starych przyjaciół będzie taka sama jak
zawsze.
– Więc czemu może...hmm...- Kate zaczęła
szukać dobrego słowa. – tak jakby bać się nowych osób?
– W końcu zobaczyła, jak ginie ten chłopak.
Oni znali się od dziecka, prawda? – Państwo Knight skinęli głowami. – No właśnie.
Kiedy tracimy kogoś bliskiego, czujemy ból i smutek. Czasami nie jesteśmy w
stanie zaakceptować faktu, że ten ktoś odszedł, czyli wytwarza się syndrom
wyparcia. – Doktor zaczął się przechadzać po gabinecie. – U Jessie wykształciło się coś innego.
Powstał lęk, że znów straci kogoś, na kim jej zależy. Dlatego teraz będzie się
bała przywiązać do kogoś nowego. – Mężczyzna umilkł i spojrzał na pobladłych
Kate i Jamesa. Posłał im pokrzepiający uśmiech. – Spokojnie, Jess sobie z tym
poradzi. Potrzebuje tylko wsparcia.
Dziewczyna oparła się wygodniej o drzwi
od gabinetu, obracając w palcach fioletowo – czarną kulkę.
„Dlatego teraz będzie się bała...”
Bała.
BAŁA.
Zacisnęła dłoń w pięść i przygryzła
wargę, aż pociekła z niej cienka strużka krwi. Nagle drgnęła, gdy poczuła, jak
telefon w jej kieszeni wibruje. Wyciągnęła go i odblokowała, widząc sms od
nieznanego nadawcy.
Do: Jessie
Nieznany numer: Gotowa na kolejną rundę
czy zbyt się boisz?
Dziewczyna zacisnęła zęby i szybko nadała
ksywę nadawcy, po czym odpisała:
Do: Idiota w masce
Do: Idiota w masce
Jessie: Gotowa.
Nie przyszła żadna odpowiedź. Nie musiała. Dziewczyna
doskonale wiedziała, gdzie będzie czekał ten kretyn. Oderwała się od drzwi,
wystukała do mamy sms, że musi już iść i opuściła poczekalnię, wyciągając
białe, splątane słuchawki z kieszeni kurtki.
– Ocknij się, Fludim. Czas na kolejną
rundę. – powiedziała cicho, wkładając słuchawkę do ucha.
****
Dan zapukał do
drzwi, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, zajrzał do pokoju. Pusto. Pokierował się
do salonu. To samo. Do jadalni. Powtórka z rozrywki. Do sali kinowej. Pudło.
Zirytowany
postanowił w końcu poszukać przyjaciółki w ogrodzie. Po kilku krokach już
wiedział, że dobrze wybrał. Szatynka siedziała po turecku na ławce i wystawiała
twarz do słońca. Gdy podszedł bliżej, usłyszał początek piosenki „Never too
late ” Three Days Grace (mój ukochany zespół xD ~ Autorka)
This world will
never be
What I expected
And if I don't
belong
Who would have
guessed it
I will not leave
alone
Everything that I
own
To make you feel
like it's not too late
It's never too late
Chłopak przysiadł się do dziewczyny i poczekał
cierpliwie, aż ta otworzy oczy.
– Co jest? –
spytała Jess bez żadnych wstępów, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. –
Bo jak przylazłeś tu się chełpić, że mnie pokonałeś, to zaraz twoja twarz
wyląduje na chodniku. – zagroziła z udawaną powagą na twarzy.
Dan parsknął
śmiechem.
– Nie, to była
dobra walka. – stwierdził. – Chciałem pogadać o czymś innym.
– O czym? –
Jessie przekrzywiła głowę.
– Bo wiesz... – Chłopak urwał na chwilę, szukając dobrego słowa. – wydaje mi się, zresztą nie
tylko mi, że od kiedy pojawiła się Akane, to zaczęłaś się tak od nas oddalać.
Znaczy się nie mam nic do Akane i lubię ją, ale no wiesz.
Jessie
westchnęła. Musiała przyznać chłopakowi trochę racji. Przez pewien czas były
tak z przyjaciółką pochłonięte rozważaniami o Reiko, fragmencie i potajemnej
wyprawie do pałacu, że zaniedbały resztę Wojowników. A w końcu byli
drużyną...prawda?
– Gomen, Dan. –
wymamrotała, podciągając kolana pod brodę. – Nie chciałam, żebyście to tak
odczuli.
– Ej, ale nikt
nie czuję urażony! – dodał błyskawicznie Kuso, widząc smutek w oczach
dziewczyny. – Kurde, mogłem się nie odzywać! – jęknął. – Sorki.
– Nic się nie
stało. – Jessie wzruszyła ramionami. –
Po prostu wiele spraw mnie pochłonęło.
– Coś o Reiko?
Jessie spojrzała
na przyjaciela, marszcząc brwi.
– Razem z Runo,
Julie, Mirą i Shunem uważamy, że jest z nią coś nie tak. Wydaje się taka...hmm..niegodna
zaufania. – wyjaśnił szatyn.
– Wiem, o co
chodzi. Też jej nie ufam. – Skinęła głową, po czym położyła ją na kolanach.
Przez chwilę chciała powiedzieć Danowi o
wszystkich planach i teoriach, ale coś w środku ją powstrzymywało.
„...może nie chcieć kogokolwiek dopuszczać
bliżej siebie”
Wbiła paznokcie
w udo, próbując się pozbyć głupich myśli.
– A możesz mi
powiedzieć, o czym tak ciągle dyskutujecie z Akane? – spytał niespodziewanie
Dan.
– Nie. – odparła
krótko.
– Dlaczego? –
naciskał chłopak.
– Dan, co ty tak
naprawdę o mnie wiesz?
Tym pytaniem
skutecznie zbiła go z pantałyku.
– Noo... – Skrzyżował ręce. – że jesteś z Los Angeles, twój bakugan ma dwie domeny, masz
cięty język, lubisz się kłócić z Acem, twój zmysł orientacji nie jest
najlepszy, byłaś w Wymiarze Zagłady i wiele innych rzeczy. A co?
– Nie wiesz o
wielu sprawach, Dan. O bardzo wielu. – Jessie zadarła głowę i spojrzała do
góry. – Istnieją tylko trzy osoby, które wiedzą o dosłownie wszystkim. W tym
jedną jest Akane.
– I o jednej z
takich spraw gadacie?
– Tak. – mruknęła.
– Nie że wam nie ufam, ale te sprawy... – urwała. – nie mogę wam o nich
powiedzieć. Nie mogę. – Schowała głowę między nogami.
Nagle poczuła,
jak ręka Kuso lekko gładzi ją po włosach. Chłopak czuł, że poszedł trochę za daleko. Każdy przecież ma swoje sekrety.
– Jest dobrze,
Jess. Nikt cię do niczego nie zmusza.
Dziewczyna
zerknęła na niego spod zasłony włosów.
– Kiedy to
wszystko się skończy, powiem ci o wszystkim. Obiecuję. – wymamrotała.
Przez chwilę
siedzieli tak, słuchając piosenki, póki na horyzoncie nie zjawiła się Alice
wraz z Mirą.
– Ludzie, obiad
już gotowy! – zawołała liderka Ruchu Oporu, machając do nich ręką.
– Pośpieszcie
się! – dodała Rosjanka.
– Już idziemy! –
odkrzyknął Dan i zerwał się z ławki. – Rany, jestem koszmarnie głodny!
– Jadłeś
ostatnio godzinę temu. – przypomniała mu Jess, wstając.
– Muszę dużo
jeść, by mieć siłę na tyle bitew!
– Hai, hai. –
Dziewczyna wywróciła oczami. – Wracając do bitew, ciekawe jak sobie radzi Akane
z Shunem.
Spojrzeli po
sobie, mając żywo wspomnienie Japonki, która wyprowadziła Kazamiego z równowagi
(tak, dokonała tego!) pytaniami o jego „antenkę” oraz sztuczki ninja, i parsknęli
śmiechem.
Maybe we'll turn
it all around
'Cause it's not
too late
It's never too
late
The world we knew
Won't come back
The time we've
lost
Can't get back
The life we had
Won't be ours
again
Kocham piosenki Three Days Grace ^^<3 prawdziwe="" s="" span="" takie="">3>
Jessie: Ta, zachwyty sobie daruj
-.- Spadaj, co? *zerka z politowaniem, jak Dan pozbawia lodówki połowy zawartości* Jak sobie pomyślę, co ja będę miała od środy, to mam ochotę się rzucić pod auto -.-
Julie: ale potem ferie ^^
Nooo *.* I dobrze, bo wysiadam, rozdziały też nie idą, sił mi brak!
Jessie: I ruskich artów znów nie będzie
Bo chcę się wyspać, a jutro nie będę miała, kiedy wrzucić, więc siedź cicho, dziewczyno z problemami psychicznymi -.-
Jessie: Dzięki mamo -.-
Tytan: Mi tam to odpowiada
Jessie: Ja cię kiedyś zabiję...
Odmeldowujemy się ^^
Ja: Oo, Three Days Grace *.*. Też nawet lubię ten zespół. ^^ Ale aktualnie mam fazę na Halestorm.
OdpowiedzUsuńShizuka: U ciebie faza na piosenki potrafi zniknąć równie szybko jak się pojawia.
Ja: I co mogę na to poradzić?
Aaron: No, no... Czyli, że mamy już inną osobę niż Romi, która potrafi zirytować Kazamiego. ;)
Hiromi: Tylko ja to robię w trochę inny sposób niż Akane. Choć temat "antenki" jest wykorzystywany przez nas obie. x)
Andrew: Wyłącznie dlatego, że czułaś jakąś dziwną potrzebę, by ją tyknąć.
Hiromi: *wzrusza ramionami* Może tak, może nie... A ty znów zgubiłeś szkła trąbo jerychońska. *przytrzymuje mu głowę i wkłada okulary*
Andrew: *szamocze się* Sorella litości. >o<
Hiromi: Nie. -.- I przestań się wiercić!
*próbuje uratować telefon* No jasne i w tym akurat telefonie nie można zdjąć tylnej obudowy -.- Boże, rodzice mnie zabiją *tuli goracy telefon* Po mnie, po mnie ;-;
UsuńJessie: Brawo
To nie moja wina ok?! I jeszcze ojciec wróci dopiero o 21...Jezu, czemu ja?!
Jessie: Miałaś za duże szczęście
-.-
Akane: *zbyt zajęta doprowadzeniem Ace'a do białej gorączki xD*
Jessie: *patrzy z politowaniem jak Autorka jednocześnie ratuje telefon i uczy się geo* Bez dramatu, dostaniesz nowy
Chciałoby się -.-