Cóż, nie wiem, czy wszystkie shoty mi wyszły, tak jak chciałam, ale mam nadzieję, że się spodobają ^^
Uwaga
Poniższe miniatury są umieszczane w różnym czasie fabuł, a nawet poza nimi. Relacje między postaciami też mogą być nieco inne, niż w obecnym opku ^^
„Jak
to z walentynkami było”
Walentynki. Niektórzy
kochają to święto, inni tolerują, a jeszcze inni na sam dźwięk nazwy mają
ochotę utopić się w toalecie. Akurat Misaki Runo należała do osób, które
uwielbiały dzień czternastego lutego i miała je zamiar obchodzić wraz z Danem.
Stanęła
naprzeciw lustra, uważnie oglądając efekt swoich wysiłków. Niebieskie włosy
kaskadą spływały na jej plecy i biała sukienkę. Z ozdób wybrała tylko srebrną
bransoletkę, którą rok temu dostała od chłopaka. Zadowolona lekko się
uśmiechnęła, ubrała balerinki i zbiegła na dół schodów.
– Wychodzę! –
rzuciła, łapiąc torebkę.
Po chwili w domu
państwa Misakich było słychać tylko trzask drzwi. Mama Runo zerknęła na swojego
męża, który z ponurą miną pił kawę i uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak
to było z ich walentynkami.
Wojowniczka
Haosu musiała się wszelkimi siłami powstrzymywać by nie biegnąć. Powód
pierwszy, niech ten głupek sobie nie myśli, że jest najważniejszy! A drugi, nie
chciała zniszczyć fryzury oraz zabrudzić sukienki. Podeszła pod wieże, gdzie
umówiła się z Danem i rozejrzała się za chłopakiem, ale nigdzie go nie
dostrzegła. Zaczęła stukać niecierpliwie butem o chodnik i obserwować inne
pary, który kierowały się do parku, kina albo kafejek.
– No gdzie ten
łoś? – mruknęła, bawiąc się paskiem od torebki, kiedy upłynęło już pięć minut, jednak jej dłużyło się to jak godzina.
– P-przepraszam,
że się spóźniłem, Runo. Były straszne korki. – usłyszała i odwróciła głowę. Dan uśmiechnął się rozbrajająco i pocałował ją w policzek, po czym wręczył
bukiet kwiatów.
– Nic się nie
stało. – odparła, czując, jak na twarz pełznie jej rumieniec.
„Głupek!”
– To idziemy? –
spytał Wojownik Pyrusa, łapiąc ją za rękę.
– Yhym. –
Skinęła głową i uśmiechnęła się.
****
– Ty idioto! –
Misaki zdzieliła Dana kwiatami w twarz.
I cała
romantyczna atmosfera prysła. Dlaczego? Cóż Dan Kuso może i był utalentowanym
wojownikiem Pyrusa, ale jego pech lubił ujawniać się w najróżniejszych
sytuacjach. Akurat teraz gdy płynęli łódką po jeziorze, jedząc lody, chciał
odgarnąć Runo kosmyk włosów za ucho, a skończyło się tym, że lekka fala
popchnęła łódź, a czekoladowy lód chłopaka zagościł na sukience jego
dziewczyny.
– To nie była
moja wina! – bronił się szatyn. – To był wypadek!
– Siedź cicho,
durniu! To przez ciebie! – Oczy dziewczyny ciskały pioruny. – I co ja teraz
zrobię? To nowa sukienka! – Runo załamała ręce. – A ty się nie gap, tylko
wiosłuj! – warknęła do Kuso.
Chłopak
westchnął i spełnił polecenie, widząc, że nic nie wskóra. Kiedy dobili do
brzegu, Misaki wysiadła, nie zaszczycając chłopaka wzrokiem. Skrzyżowała ręce
na piersiach, obróciła głowę w bok i ruszyła wgłąb alejki. Dan wywiesił oczy do
góry, jakby pytał się tych nad nami, jak ma zrozumieć swoją dziewczynę. Jednak
nawet ci na górze tego nie wiedzieli, więc nie mając wyboru, ruszył za nią.
– Proszę – Zarzucił
Runo swoją czerwoną bluzę na ramiona. – Jeśli ją zapniesz, nie będzie widać
plamy.
– Dzięki –
burknęła Misaki.
Przez chwilę
szli w milczeniu, odprowadzani zdumionymi spojrzeniami innych par, dla których
niepojęte było, jak można być takim przygnębionym w walentynki, zwłaszcza gdy
jest się w związku! Nagle Runo splotła swoje palce z chłopaka.
– Przyjmuję przeprosiny,
bo jesteś łosiem – oświadczyła cicho.
W normalny dzień
Dan by się odgryzł, przez co na placu wybuchłaby istna wojna. Jednak dziś
chłopak miał...hmm...powiedzmy, że dzień panowania nad nerwami.
– W takim razie
teraz się uśmiechnij. – powiedział, przyciągając Runo do siebie.
– Bierz te łapy,
głupku! – krzyknęła. Brak reakcji. – Dan! – Dalej nic. – Grr nie rozkazuj mi! –
Trzepnęła go w głowę, po czym uśmiechnęła się na widok ogłupiałej miny Kuso.
Zemsta nadeszła prędko. Chłopak szybko pocałował dziewczynę, nim ta wyprowadziła kolejny cios i
odsunął się na bezpieczną odległość.
– Jak...ty..my... – bełkotała przez chwilę Runo. Po chwili jednak odzyskała rezon.
– Chodź tu i daj się zabić! - Podciągnęła rękaw bluzy i ruszyła w stronę Daniela.
„Niektórych
nie powinno się prowokować”
Niechętnie
otworzyła oczy i natychmiast je zmrużyła, gdy kilka promieni słonecznych
przedarło się przez zasłony i padło na jej twarz. Obróciła się na drugi bok i
już miała powrócić do krainy snów, ale ryk piosenki „Rock that city” skutecznie
jej to uniemożliwił
– Co jest? –
wymamrotała, trąc powieki. – Przecież dziś nie nastawiałam budzika –
Zmarszczyła brwi i zastanowiła się. – Chyba...
Wyciągnęła rękę
po telefon leżący na szafce nocnej i przeczytała treść alarmu.
„Już 10.
WSTAWAJ.”
– Zamorduję go –
stwierdziła, wyłączając przyszłe dzwonki na godzinę 11 i 12, po czym z
ociąganiem zwlokła się z łóżka. – Jak raz mogę sobie pospać, to mi cholera nie
daje! O nie, tak nie będzie!
Dalej wyklinając
pod nosem na chłopaka, ubrała czarne rurki oraz jego bluzę, ale tyle razy była
mu zabierana, że można było ją uznać za jej własność. Powolnym krokiem weszła
do kuchni, gdzie machinalnie uruchomiła ekspres i sięgnęła po płatki miodowe.
Po kilku minutach siedziała już przy wyczyszczonym kremowym blacie i knuła
zemstę, jednocześnie jedząc śniadanie.
– Hmm... – Oparła
podbródek o nadgarstek. Po chwili uśmiechnęła się przebiegle.
Weszła krętymi
schodami na piętro, skręciła w lewy korytarz i stanęła przed białymi drzwiami ze
srebrnymi zawijasami wokół framugi, za którymi było laboratorium. Rzadko tam
wchodziła, ale nie dlatego, że nie mogła, tylko bardziej ze względów
bezpieczeństwa. A po tym jak prawie wysadziła jeden projekt, dała sobie spokój
z wizytami w tym pomieszczeniu. Teraz sytuacja się zmieniła. Weszła do środka.
Kilkanaście
minut później wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi. Wyciągnęła telefon.
– Neee, Aki,
masz czas? – spytała, ubierając czerwone wysokie trampki.
– Zawsze i
wszędzie! – odparła dziewczyna. – Sayuri, tylko nie wracaj po 22, a jak coś to
dzwoń, przybiegnę i wleję komukolwiek trzeba będzie! – krzyknęła.
– W takim razie
w parku za 10 minut.
– Aye!
****
W Keithie Fermin
szalała prawdziwa nawałnica różnorakich uczuć. Główna rolę miała wściekłość, po
niej chęć mordu, następnie rozbawienie, a na szarym końcu wlokła się czułość.
Wrócił pół godziny temu, a gdy zauważył, że dziewczyna gdzieś wybyła,
postanowił dokończyć prace nad najnowszym urządzeniem, by mieć potem dla niej czas. Jednak w laboratorium
czekała na niego pewna niespodzianka.
Pomiędzy szafką
wypełnioną różnej maści narzędziami do pracy, a stolikiem, gdzie leżał schludny
stos kartek z analizami, wynikami i doświadczeniami, był kawałek ściany. Tam
właśnie Jess postanowiła umieścić wiadomość.
„CZEŚĆ, KOCHANIE. JAK WIDZISZ, NIECO SIĘ
ZDENERWOWAŁAM I NABAZGRAŁAM CI NA ŚCIANIE. WIESZ CZEMU? DLATEGO, ŻE PO RAZ
KOLEJNY NIE DAJESZ MI SIĘ WYSPAĆ, CHOLERO JEDNA! TO, ŻE TY WSTAJESZ O 7 RANO
JAK JAKIŚ KOGUT (I WTEDY JEST MI ZIMNO>.<), NIE ZNACZY, ŻE JA JESTEM
KURĄ, TAK? TO BY BYŁO NA TYLE.
KOCHAM, TWOJA NAJLEPSZA W ŚWIECIE
DZIEWCZYNA ^^
PS. MIŁEGO
ZMAZYWANIA NIEZMAZYWALNEGO MARKERA :*
PS2. WZIĘŁAM
SOBIE TWOJĄ BLUZĘ, TĄ CZERWONĄ Z CZARNYM KAPTUREM.
PS3. WRÓCĘ PÓŹNIEJ,
WIĘC BITWĘ Z GARAMI POZOSTAWIAM TOBIE.”
– Uduszę ją...
****
Zabije mnie, czy
nie? Taka myśl zagościła w głowie Jessie, gdy otwierała drzwi. Zajrzała
ostrożnie do środka i stwierdziła, że Keitha chyba znów nie ma. Pewnie jak
odkrył jej dzieło, to coś zjadł (nauczył się gotować xD) i poszedł do Gusa albo innego kumpla. Wróci dopiero w nocy i wtedy zacznie się cyrk.
Gdy tylko
przeszła do salonu, by stwierdzić, że miała rację, poczuła, jak po jej plecach
przebiega dreszcz. W pokoju panował przeraźliwy ziąb. Przeszła się po całym
mieszkaniu i wszędzie było tak samo.
– Żeby go szlag
trafił – wymamrotała, domyślając się kogo to robota.
Dodatkowo
światło też nie działało! Nie ma co Keith lubił jej działać na nerwy! Wkurzona
kopnęła drzwi i wtargnęła do sypialni, z miną bynajmniej nie wskazującą, że
odpuści Vestalianinowi. Otworzyła szafę i świecąc sobie telefonem, zaczęła
szukać szlafroków, swetrów i innych ciepłych rzeczy. Zacisnęła palca na
drzwiach od szafy, ignorując fakt, że za chwile je złamie w pół i wpatrywała
się w półki oraz wieszaki, które były puste...
– Keith! –
wrzasnęła.
– Słucham.
O mało zawału
nie dostała, gdy w mroku zamajaczyła sylwetka chłopaka, który najpewniej
uśmiechał się w ten typowy dla siebie wredny sposób. Szybko się jednak
opanowała i podeszła do niego.
– Możesz sobie
wyłączać prąd... – zaczęła, dźgając go palcem w tors. – oraz wysyłać ogrzewanie
na wakacje... – Kolejne dźgnięcie. – ale nie pozwalam ci tykać moich... Ej, ja
nie skończyłam mówić! – krzyknęła, gdy chłopak jakby nigdy nic przerzucił ją
sobie przez ramię i wyszedł z sypialni. – Keith!
– Przecież cały
czas słucham twojego fascynującego wywodu, kochanie. – odparł, nawet na nią na
patrząc.
– Bo dostaniesz
wazonem i się skończy. – zagroziła, a gdy chłopak nie zareagował, wbiła mu
łokieć w plecy i wydęła policzki (taka Fiona i Sherek xD)
Nagle została złapana
pod ramiona i uniesiona tuż przed twarz swojego chłopaka.
Rozejrzała się i ujrzała, że są w laboratorium, gdzie wyjątkowo było ciepło.
Rozejrzała się i ujrzała, że są w laboratorium, gdzie wyjątkowo było ciepło.
– A teraz ty
mnie posłuchasz, Jess. – powiedział Keith. – Tak długo jak nie zmyjesz mi ze
ściany tej wiadomości, będę cię codziennie budził o 5 nad ranem.
– Phi, też mi
groźba – burknęła. – Dobrze wiem, że tego nie zrobisz.
– Taka pewna
jesteś?
– Tak.
– Hmm, no
dobrze. Ale raczej wizja codziennych spotkań z Ethanem i resztą Rady nie brzmi
dla ciebie już tak miło? – Posłał jej jedne ze swoich zwycięskich spojrzeń.
– Nie zrobisz
tego... – teraz szatynka się zawahała.
– Na 100%?
Dziewczyna
wzięła głęboki wdech, który zwiastował, że ma zamiar porządnie zwyzywać
chłopaka, ale Keith zdążył przyciągnąć ją bliżej siebie i zamknąć usta pocałunkiem. Szarpanie nic nie dawało, bo trzymał ją mocno i nie miał zamiaru puścić. Drgnęła, czując, jak zjeżdża dłońmi na niższe partie jej pleców i wplotła palce w blond włosy, jednocześnie owijając nogi wokół jego pasa. Keith zamruczał z aprobatą, po czym delikatnie ugryzł ją w dolną wargę.
– Idiota. –
wymamrotała, kiedy oderwali się od siebie.
– Ja ciebie też,
Jessie. A teraz łap za szmatkę i leć szorować ścianę.
„Miłość
potrafi ogłupić”
Jej miły relaks
w wannie został przerwany przez dzwonek telefonu, który zostawiła na łóżku.
Westchnęła i postanowiła zignorować połączenie, ale po chwili ktoś zadzwonił
ponownie i ponownie...
– Ani chwili
spokoju – jęknęła z wyrzutem Akane, wychodząc z wanny i owijając się w ręcznik.
Zgodnie z jej
przypuszczeniami dzwoniła Jessie.
– Czego,
kurduplu? – spytała, odbierając.
– Pamiętasz
gorące źródła?
Japonka spaliła
lekkiego buraka na to wspomnienie.
– T-tak, a co? –
Jeśli Jess zaczyna od takiego pytania, to znaczy, że zaraz się coś wydarzy.
– Więc po kilku
miesiącach postanowiłam się odegrać – Na te słowa Akane stanęło serce. – Gus jest
z lekka nieogarnięty w sprawach ziemskich, dlatego mu powiedziałam, że ty
chętnie wszystko wyjaśnisz. Powinien być u ciebie za jakiś kwadrans. Miłej
zabawy!
– Jesteś martwa – oświadczyła dziewczyna, prawie rozgniatając telefon w ręce.
– Jak chcesz
mnie zabić, to ustaw się w kolejce, kochana. Papa!
Akane rzuciła
telefon z powrotem na posłanie, po czym zacisnęła dłoń w pięść.
– Zemszczę się
krwawo, ty mała medno! – Wycelowała palcem w szafę. – Popamiętasz wielką Akane
Hoshimurę!
– Ciesz się, że
twojej mamy nie ma w domu, bo by cię prędko do psychiatry wysłała – rzekł Leaus.
Dziewczyna
posłała mu swoje słynne mordercze spojrzenie i próbowała ułożyć plan działania.
Była w samym ręczniku i mokrych włosach, a chłopak miał być za jakieś 13 minut.
Dodatkowo w całym domu panuje syf totalny po wczorajszej imprezie.
Szybko ubrała w naprędce złapane ciuchy, zawinęła włosy w ręcznik i popędziła nieco ogarnąć mieszkanie. Brudne talerze wrzuciła stosem do zmywarki, nie zawracając sobie głowy poukładaniem ich. Puste opakowanie po pizzy i chińskim żarciu wylądowały w czarnym worku. Podobny los spotkał butelki i resztki papierosów.
Szybko ubrała w naprędce złapane ciuchy, zawinęła włosy w ręcznik i popędziła nieco ogarnąć mieszkanie. Brudne talerze wrzuciła stosem do zmywarki, nie zawracając sobie głowy poukładaniem ich. Puste opakowanie po pizzy i chińskim żarciu wylądowały w czarnym worku. Podobny los spotkał butelki i resztki papierosów.
DING!
Akane poderwała
się i przydzwoniła głową o półkę.
– Auu –
syknęła, masując ją. Otworzyła drzwi i przywołała na twarz sztuczny uśmiech
radości. – Cześć, Gus – kun!
– Cześć, Akane. –
Chłopak wszedł do środka.
Dziewczyna spostrzegła kilka butelek po sake ustawionych w kącie i zasłoniła je butami,
ciągle się szczerząc.
– Nee, mógłbyś
poczekać kilka minut... – Kątem oka zerknęła na salon. Nie wyglądał już jak po
przejściu tornada, chociaż firanki dalej zwisały pod dziwacznym kątem. – w salonie? Bo
nie zdążyłam wysuszyć włosów. Potem będziemy mogli pogadać i tak dalej.
– Jeśli ci
przeszkadzam, to mogę iść. Naprawdę to nie jest nic pilnego.
– Nie, co ty! –
Dziewczyna podrapała się po głowie. – Jest tylko trochę niezorganizowana, to
wszystko. No już idź do salonu, nie zajmie mi to długo. – Gdy tylko Gus wszedł
do pokoju, Akane rzuciła się w stronę kuchni.
Hmm, tragicznie
nie było, ale kolorowa plama na samym środku podłogi nieco psuła wygląd pomieszczenia.
Chwyciła za mop i zaczęła szorować wszystko, nie odpuszczając nawet
piekarnikowi i szafkom.
– Skończone –
mruknęła, wrzucając mop do schowka. – Co jeszcze zostało?
Korytarz!
Popędziła na górę i powrzucała różne śmieci do szafy stojącej w holu. W końcu
raczej Gus nie będzie tu zaglądał, a potem gdy chłopak pójdzie, wyrzuci się to
wszystko. Odetchnęła z ulgą i weszła do łazienki, by wreszcie doprowadzić się
do porządku.
– Już jestem! –
Wkroczyła do salonu z tacką, na której stały dwa kubki z herbatą. – Gomen, że
tak długo, ale był mały problem.
Owym problem był
strój Akane, który składał się z leginsów ¾ oraz długiej pomarańczowej
koszuli, a taką kreacją Japonka na pewno nie podbiłaby świata mody. Wniosek?
Trzeba się przebrać!
– Nic się nie
stało, w końcu to ja ci zabieram czas – zauważył Gus. Spostrzegł tackę. –
Mogłaś powiedzieć, to by za ten czas sam zrobił.
– Ja to nie
Phantom, że trzeba mnie 24 na dobę obsługiwać! – oburzyła się dziewczyna i
usiadła koło chłopaka. – To o czym chciałbyś się najwięcej dowiedzieć?
Gus już otwierał
usta, ale w tym momencie firanki wraz karniszem postanowiły spaść na ziemię,
strącając przy okazji doniczki z kwiatami.
JEB!
– No nieeee –
jęknęła Akane, łapiąc się za głowę. – Mama mnie zabije! To były jej ukochane
storczyki!
– Mogę je szybko
przesadzić, jeśli masz zapasowe doniczki – zaoferował Grav.
– Serio? –
ucieszyła się dziewczyna. – Dobra, to ty je przesadzisz, a ja przywieszę ten
idiotyczny karnisz.
****
Gus lekko
zaniepokojony patrzył, jak Akane próbuje przywiesić na nowo karnisz. Dobrze
sobie radziła, jednak stołek, który wzięła, trochę zbyt się chybotał jak na
gust Grava.
– Akane, może
zajdziesz? Ja się tym zajmę – zaproponował po raz 13.
I po raz 13
padła ta sama odpowiedź.
– Ja nie jestem
Spectra! Nie mam dwóch lewych rąk! – Obróciła głowę i zrobiła dzióbek z ust. –
Gus – kun jesteś zdecydowanie za miły na ten świat. – Zacmokała kilka razy i
wróciła do wojny karniszem.
Vestalianin
lekko się zaczerwienił, ale nic nie powiedział.
– Mówiłam? Jest
idealnie prosto! – Aki cofnęła się o krok, by podziwiać swoje dzieło i to był
błąd. Stołek poleciał w przód a dziewczyna w tył.
– Akane!
ŁUP!
– Itetete –
Dziewczyna pomasowała sobie głowę, która już drugi raz uderzyła o coś. Poczuła,
że siedzi na miękkim. – He? – Zerknęła w bok i zorientowała się, że to brzuch
Gusa. – Matko, nic ci nie jest?! – spanikowana nachyliła się nad oszołomionym
chłopakiem.
– Niee, nic –
mruknął, podnosząc się na łokciach. – A tobie?
– Nic a nic –
odparła.
Dopiero wtedy
uświadomiła sobie, że dalej na nim siedzi i w dodatku ich twarze dzielą może cztery centymetry. Zamrugała kilka razy, rumieniąc się
coraz bardziej i bardziej, aż jej twarz można by porównać do wozu strażackiego.
– Gomen! –
zerwała się na równe nogi. – To nie tak miało być! Znaczy się nie że ja to
planowałam! Tylko...Grrr...Zabiję Jess! – wydarła się i wyszła z zaciśniętymi
pięściami, zgrzytając zębami.
– Nigdy nie
zrozumiem ludzi – stwierdził Leaus, obserwując to całe widowisko kątem oka. –
Przenigdy.
„Problem”
Ace Grit mógł
być najszczęśliwszym facetem na Vestalii. Mieszkał już sam, miał nieźle płatną
robotę, dobre grono znajomych i, co najważniejsze, cudowną dziewczynę. Jednak
istniała jedna rysa na tym idealnym obrazie.
Keith Fermin.
Starszy brat Miry.
Ace aż zazgrzytał zębami na samo wspomnienie o
nim. Nie dość, że toczył z blondynem otwartą wojnę o rudowłosą przez dwa lata, to
nawet teraz, gdy wreszcie dzięki swojemu zaparciu był z Mirą, były lider
Vexosów pokazywał mu, że nie jest godny jego siostry.
To było dość zabawne,
biorąc pod uwagę fakt, że Keith po tych wszystkich wydarzeniach stał się nieco
bardziej wyrozumiały i mniej chłodny w obyciu (przynajmniej dla bliskich).
Nawet z Baronem lepiej się dogadywał niż z nim!
„Starsi bracia tak mają, Ace. Mick dalej
warczy na Keitha i tak dalej, mimo że minęło już kilka lat od wojny z Zenohledem.”
Tsaa, tylko że
brat Jessie nie był jednym z najlepszych vestaliańskich graczy oraz powszechnie
znanym i szanowanym naukowcem.
Jego rozmyślania
przerwało gwałtowne szarpnięcie.
– Dojechaliśmy
do celu – poinformował go taksówkarz – robot.
Ace bez
ociągania wysiadł z auta przed wysokim wieżowcem, gdzie mieszkała Mira. Na
szczęście już sama. Szybko wbiegł po schodach (nie miał ochoty czekać na windę)
i zadzwonił do drzwi swoim wystudiowanym sposobem. Dwa razy krótko i raz długo.
Został wpuszczony do środka bez zbędnego pytania.
– Cześć, Mira! –
Przytulił dziewczynę, która wyszła mu na powitanie. – Słuchaj, masz może ochotę
pójść dooo... – urwał, widząc, że jego ukochana nie jest w mieszkaniu sama.
Keith patrzył na
niego wzrokiem z jasnym przekazem „Bierz te łapy od mojej siostry albo cię ich
pozbawię”.
– Gdzie chcesz
iść, Ace? – spytała Vestalianka, nie zauważając zirytowania Grita.
– He? Aaa! Do
tego nowego klubu, który otworzyli przedwczoraj – Ace puścił ją i uśmiechnął
się lekko, ciągle kątem oka obserwując blondyna.
– W sumie nie
mam dziś żadnych planów na wieczór. Zgoda! – powiedziała Mira. – Później omówimy
resztę. Chcesz się czegoś napić?
– Kawa od
pięknej vestaliańskiej dziewczyny będzie dobra – Puścił jej oczko i
wkroczył śmiałym krokiem do salonu na stracie z wrogiem.
– O, cześć Ace –
powiedziała Jessie, zerkając na niego zza książki.
Nigdy wcześniej
chłopak tak się nie ucieszył na jej
widok. Ona jako jedna z nielicznych miała jakiś tam wpływ na Keitha.
Ace siadł na
fotelu dokładnie po skosie do Fermina i wypiął dumnie tors do przodu. Blondyn
zerknął na niego znudzonym wzrokiem i zajął się swoim napojem. Grit zmarszczył brwi. Takiej reakcji nie przewidział.
– Proszę – Mira
wetknęła mu do rąk kubek z kawą.
– Dziękuje.
Jess przez
chwilę patrzyła na nich zadumana, po czym nachyliła się i sprawdziła, ile Keithowi
zostało w filiżance.
– Skoro
skończyłeś pić, możemy iść – stwierdziła, wstając.
– Możesz iść
pierwsza, potem cię dogonię – odparł chłopak.
Dziewczyna
skrzyżowała ręce.
– Nope. Idziemy – powiedziała z naciskiem, ale blondyn tylko wygodniej się oparł. – Nooo Keith!
– Zaczęła go ciągnąć za rękę. – Nie denerwuj mnie!
– Jessie,
mówiłem ci, że chcę dziś pobyć z Mirą. – warknął Fermin.
– Ale Mira i Ace
mają inne plany, a ty im tylko zawadzasz!
– wypaliła. – Nie zachowuj się jak Mick, błagam! Mira – Skinęła głową w stronę rudej. – jest
już dorosła!
Ace i Mira
wymienili ostrzegawcze spojrzenia. Gdy tylko dziewczyna coś wspomniała o ich
planach, w oku blondyna pojawiła się nieprzyjazny błysk.
– Nie to nie!
Ale jeśli nie wejdziesz do mieszkania, to mnie nie obwiniaj! Do zobaczenia,
Mira! – krzyknęła Jessie, wypadła na korytarz, po czym było słychać trzask drzwi.
„Cholera” przeleciało Ace’owi przez myśl. Teraz się
zacznie.
Jednak ku zdumieniu
dwójki zakochanych, Keith tylko ciężko westchnął i podniósł się.
– Na słówko –
mruknął, łapiąc Grita za ramię i ciągnąc na korytarz. – Słuchaj, jeśli w
jakimkolwiek sposób skrzywdzisz Mirę, to nie będzie co z ciebie zbierać,
dotarło? – warknął.
– Tak – odparł Ace.
– Skończyłeś zgrywać niańkę?
– Nie zgrywałbym
niańki, gdyby koło mojej siostry kręcił się ktoś porządny – odgryzł się Fermin,
otwierając drzwi. – Pamiętaj o ostrzeżeniu, Grit. – I już go nie było.
„Pieprzony nadopiekuńczy braciszek.”
Wyjrzał przez
okno, a gdy ujrzał, że chłopak znika za zakrętem, tuląc do siebie obrażoną Jess, przyciągnął do siebie Mirę i
pocałował ją. Dziewczyna oddała pocałunek i lekko się uśmiechnęła.
– Wiesz, i tak
jest lepiej niż ostatnio – stwierdziła.
Hejka, hej! *macha energicznie, bo się wreszcie wyspała* Dziś podsumowanie tych oto miniatur będzie z Shadowem, bo reszta Ekipy albo zastanawia się, jak mnie zabić, albo ma padaczkę, albo dostała cukrzycy, a taka Jenn, to stwierdziła, że jej oczy płoną >>. Aż tak tragicznie to napisałam? ;-; *rzuca kaskiem w Keitha, który już otwiera usta*
Shadow: Ogólnie ja jestem zadowolony bo było Kessie
Nie odpo...
Shadow: *wchodzi mi w słowo* i reszta paringów (nazw ciągle brakuje)
Ja tam jestem nieprze..
Shadow: *znów się wcina* ale jest jeden minus. Mnie tu nie ma!
Lync: Chciałeś być w paringu z Mylene?
Shadow:....Dobra, nie narzekam.
Dobra, a teraz obydwoje się na chwilę zawrzyjcie, bo ja mam tu kilka spraw
1. Jak widać wreszcie zaczęłam ogarniać kody css i pozmieniałam wygląd bloga. Mi się osobiście dość podoba, ale nie wiem, czy przez tło post nie jest zbyt niewidoczny. Jeśli tak, to dajcie znać w komentarzu, a zmienię tło postu na jakiś kolor. Czarny albo niebieski.
2. Wyszły mi te miniatury? Pisałam je dzisiaj, bo zrobiłam sobie leniwą sobotę. Ciągle jestem nieprzekonana do GusxaAkane, więc shot o nich mi chyba najgorzej wyszedł xD
3. Tak post walentynkowy 11 lutego, bardzo trafiona data. Zrobiłam tak bo:
- Dziś ten blog skończył rok ^^
- Jutro wyjeżdżam na obóz raczej nie miałabym czasu na opublikowanie tego itp
4. Brak mi artów z AcexMira, bo ruscy coś ich nie lubią >.>
Shadow: Oni wolą mnie :3
Poniekąd tak. Zwłaszcza ciebie i Mylene
Shadow: ;-;
Ale i tak najbardziej lubią SpectraxGus, samego Lynca i Shuna xD
Spectra: Tsa
O skończyłeś już mordować Ace?
Spectra; Tak.
Ej ale na poważnie?
Spectra: A jak myślisz?
Ty kretynie! On mi jest potrzebny! *biegnie za kulisy, szukać zwłok Grita*
Akane: Phantom zaczynasz przypominać yandere O.O
Spectra: Cieszę się ogromnie
Akane: Meh, dalej cię nie lubię >.>
Runo: *z wałkiem* Przypominam o zabójstwie Angel
Odmeldowuje się! ~ Jeszcze żywa Angel
Ps. Jakby co to ja serca nie mam, więc romanse to nie moja bajka ^^ *unika sztyletu i chowa się w walizce*
Shadow: Ogólnie ja jestem zadowolony bo było Kessie
Nie odpo...
Shadow: *wchodzi mi w słowo* i reszta paringów (nazw ciągle brakuje)
Ja tam jestem nieprze..
Shadow: *znów się wcina* ale jest jeden minus. Mnie tu nie ma!
Lync: Chciałeś być w paringu z Mylene?
Shadow:....Dobra, nie narzekam.
Dobra, a teraz obydwoje się na chwilę zawrzyjcie, bo ja mam tu kilka spraw
1. Jak widać wreszcie zaczęłam ogarniać kody css i pozmieniałam wygląd bloga. Mi się osobiście dość podoba, ale nie wiem, czy przez tło post nie jest zbyt niewidoczny. Jeśli tak, to dajcie znać w komentarzu, a zmienię tło postu na jakiś kolor. Czarny albo niebieski.
2. Wyszły mi te miniatury? Pisałam je dzisiaj, bo zrobiłam sobie leniwą sobotę. Ciągle jestem nieprzekonana do GusxaAkane, więc shot o nich mi chyba najgorzej wyszedł xD
3. Tak post walentynkowy 11 lutego, bardzo trafiona data. Zrobiłam tak bo:
- Dziś ten blog skończył rok ^^
- Jutro wyjeżdżam na obóz raczej nie miałabym czasu na opublikowanie tego itp
4. Brak mi artów z AcexMira, bo ruscy coś ich nie lubią >.>
Shadow: Oni wolą mnie :3
Poniekąd tak. Zwłaszcza ciebie i Mylene
Shadow: ;-;
Ale i tak najbardziej lubią SpectraxGus, samego Lynca i Shuna xD
Spectra: Tsa
O skończyłeś już mordować Ace?
Spectra; Tak.
Ej ale na poważnie?
Spectra: A jak myślisz?
Ty kretynie! On mi jest potrzebny! *biegnie za kulisy, szukać zwłok Grita*
Akane: Phantom zaczynasz przypominać yandere O.O
Spectra: Cieszę się ogromnie
Akane: Meh, dalej cię nie lubię >.>
Runo: *z wałkiem* Przypominam o zabójstwie Angel
Odmeldowuje się! ~ Jeszcze żywa Angel
Ps. Jakby co to ja serca nie mam, więc romanse to nie moja bajka ^^ *unika sztyletu i chowa się w walizce*
Kocham to QwQ Jezus, ileś ty to pisała? Nie znalazłam ani jednego błędu, a tekstu jest sporo!
OdpowiedzUsuńJest i moja kochana autokorekta^^ Cały dzień od 15 XD (Z małą przerwą na wypełnienie pitu xD)
Usuń- gdzieś tam, na którymś z placów w Wenecji -
OdpowiedzUsuń*Andrew naku@*!ia salta i inne sztuczki na spółkę z jakimś akrobatą, Kale jak zwykle siedzi z laptopem na ramieniu Setha, który próbuje żonglować światłem (dowiedziałam się, że istnieje coś takiego na "Turku we Włoszech" xD) i ogólnie wszyscy na tym carnevale oprócz ... no mnie*
Hiromi: Piękne ci wyszły te miniatury Angelo. ;)
Kaosu: Takie bardzo typowe walentynki w wykonaniu wojowników. x)
Kim: *siedzi z kartką papieru*
Hiromi: I jak ci idzie z tymi nazwami?
Kim: Hmm... Mam kilka koncepcji, ale niektóre brzmią dla mnie strasznie głupio, no i nie wiem, który spodoba się innym...
Hiromi: Po prostu powiedz, co już masz i się zobaczy.
Kim: Dan i Runo to może być... Ruan? ... Anno, Dano, Ran...
Kaosu: Brzmi prawie jak "run". Hej, to świetnie obrazuje co powinien zrobić Kuso, gdy wkurzy Runo. xD
Kim: Akane i Gus, w sumie tworzą uroczą parkę ^^
Hiromi: Ty i tak lubisz każdy paring.
Kim: Jest mała różnica między lubię a toleruję,prawda~~? Co do nazwy... Akus, Gane, Aneus, Gune... W sumie większość wariacji różni się raptem jedną literką tu lub tam. ^^'
Hiromi: *wtopiła się w tłum szukając okazji do ... eee ... zarobku?*
Kim: Ace i Mira... Mice! To tak ładnie brzmi. ^^
Kaosu: Ara lepsze.
Kim: Nope! Będzie się kojarzyć z papugą.
Ooo Mice nieźle brzmi ^^
UsuńJess: Ace, Mira macie już nazwę!
Ace: No cudownie
Jess: Aki wy też!
Akane: Idź zdechnąć
Jess: ;*
Ja: *gra w mafię* O matko xDD
Run. Just run. *wybucha śmiechem*
Gune....Ej jak pistolet
Jess: Ale angielski