sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 55: Powrót do gry

   Ze snu wyrwało mnie gwałtowne pacnięcie w głowę. Otworzyłam jedno oko i ujrzałam, że to ręka Akane, która leżała rozwalona na swojej połowie. Westchnęłam cicho i chciałam wrócić do snu, gdy zatrzymał mnie widok cyferek na zegarze elektronicznym, stojącym na szafce nocnej. Była 11.30
– O cholera. – wymamrotałam, trąc powieki i ziewając.
– Wreszcie wstałaś. – powitał mnie Fludim. – Wyspałaś się chociaż?
– Jak nigdy. – wymruczałam, przeciągając się.
   Postanowiłam nie budzić Aki i ostrożnie wyplątałam się z kołdry, po czym stanęłam przed szafą. Akurat gdy wyciągałam czarną bomberkę, rozległo się ciche pukanie, a potem do pokoju zajrzała Alice.
 O już nie śpisz, Jessie. – powiedziała cicho z uśmiechem. – Chciałam was obudzić wcześniej, ale uznałam, że pewnie jesteście zmęczone i odpuściłam.
– Taaa, wczoraj dość długo siedziałyśmy. – przyznałam i zaczęłam podskakiwać na zdrowej nodze, by dostać się do moich koszulek. Dlaczego ja jestem tak idiotycznie niska?! (163 cm się kłaniają -.-)
– Będziecie jadły śniadanie? - spytała
 Ja raczej nie, najwyżej jakiś jogurt, ale nie wiem jak Aki.
 Ach, rozumiem.
– Ale żadnych idiotyzmów typu zastawianie stołu! – zastrzegłam. – Zgaduję, że Akane obudzi się dopiero na obiad. – Wreszcie zdobyłam potrzebne ciuchy i zadowolona ruszyłam do łazienki.
 Rozumiem, to do zobaczenia. – Alice delikatnie zamknęła za sobą drzwi, pewnie by nie budzić mojej przyjaciółki, ale to było zbędne. Aki nawet wybuch bomby potrafiła przespać.
   Ochlapałam twarz zimną wodą, żeby zacząć w miarę kontaktować, po czym szybki prysznic, fryzura i ubieranie. Kiedy wyszłam z łazienki, Akane siedziała na łóżku po turecku i czesała włosy.
 Ohayooooo. – ziewnęła. – Widzę małą zmianę imagu.
   Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze i uniosłam brwi do góry.  Jak dla mnie czarna bomberka ze srebrnym smokiem na rękawie, czarne rurki, skórzane botki i biały T- shirt z fioletowym napisem „All the best people are crazy” bardziej wygląda jak zwykły strój, ale  mówi to największa cosplayerka w Los Angeles, więc coś w tym musi być.
– Po coś w końcu dałam się zaciągnąć na te zakupy. – odparłam, wczołgując się pod łóżku i szukając mojego zakichanego gantletu.
 Wiesz, wpadłam na pewien pomysł.
 Dawaj.
 Skoro za niedługo odwiedzimy tego dziada i jego synka, to może pokażmy Hydronowi, że trochę zbyt nam zalazł za skórę? – Nie musiałam się wychylać, by wiedzieć, że Akane w tym momencie bawi się paralizatorem i ma szeroki, lekko obłąkany uśmiech na twarzy. – Takie małe pokazanie, gdzie jest miejsce dla takiego gówniarza.
 Bo co z tego, że jest w waszym wieku. – burknął Leaus.
 Cicho! – fuknęła Akane. – Neee, to jak, Jess?
 Jeszcze się pytasz? Z miłą chęcią urządzę tam prawdziwe piekło. – Dostrzegłam gantlet i wyciągnęłam go, po czym wyczołgałam się spod łóżka. – Najpierw coś jemy czy leczymy moją kostkę?
– Jeszcze się pytasz? Kostka! A jeść nie muszę, przydałoby się schudnąć. – Zeskoczyła z łóżka i rzuciła szczotkę w kąt.
 Aspirujesz na bycie wieszakiem? Nie wiedziałam. – Uchyliłam się przed papciem, który plasnął idealnie w lampę – kulę, a ta z kolei zaczęła gwałtownie się chybotać, ale, na szczęście, nie spadła.
 Nie maaaam się w co ubrać! – zawyła Akane, opierając ręce na biodrach.
   I już wiadomo, że mogę sobie nawet kurczaka zrobić, zanim ona się ubierze. Westchnęłam, wyjęłam słuchawki, podłączyłam do telefonu, puściłam pierwszą lepszą piosenkę i położyłam się na łóżku.
 Obudź mnie, jak skończysz. – mruknęłam.

****

   Biały księżyc przybrał barwę krwi. Gwiazdy przestały migotać i pochowały się za chmurami, jakby w obawie przed olbrzymem, którego szkarłatne oczy błyszczały w ciemnościach. Obok niego dla kontrastu siedziała drobna kobieta o włosach barwy śniegu i w jasnych ubraniach. Wiatr szarpał jej suknię i zrywał kwiaty z kosmyków, ale ona uparcie wpatrywała się w bakugana fioletowymi tęczówkami.
 Czemu nie jesteś w swojej ludzkiej formie? – spytała poważnym i chłodnym tonem.
   Tytan wydał z siebie coś na kształt prychnięcia i zaczął promieniować purpurowym światłem. Po chwili koło Reiko siedział około 40 – letni mężczyzna o czarnych, rozczochranych włosach, czerwonych oczach i mlecznej karnacji. Na jego prawym policzku widniał symbol Darkusa.
– Zadowolona? – syknął. – Czemu chciałaś porozmawiać? Myślałem, że taki tchórz jak ty będzie się raczej chował.
 Ty również zawiązałeś pakt ze Starożytnymi. – stwierdziła kobieta, patrząc na znak domeny.
   Mężczyzna skrzywił się.
 Idiotka. Ten znak tylko przypomina, że mimo swego wyglądu jestem ponad te śmieci – uśmiechnął się z wyższością. – Mam ci przypominać, że to Starożytni zaklęli mnie w tej odrażającej postaci? – Reiko zmrużyła oczy, jasno dając mu do zrozumienia, że nie. Przechylił więc głowę i zmienił temat. – Powiedz mi, boisz się?
 Czego niby?
 Tej gówniary. – odparł, uśmiechając się coraz szerzej. – Boisz się, że odkryje prawdę. Boisz się prawdy, bo ona ukazuje, co naprawdę zrobiłaś i kim jesteś. Boisz się jej, gdyż – zawiesił głos. W jego oczach błysnęła iskierka szaleństwa. – ona jako jedyna może cię zabić.
 Nie...Zamknij się! – Tytan poczuł, jak wokół Reiko wybucha sporo energii, jednak nie robiło to na nim wrażenia.  – Chciałam z tobą tylko porozmawiać, co zrobisz, jeśli Zenoheld... – urwała, gdy bakugan zaczął chichotać.
– Nie? – Zmarszczył brwi i nos. – A mi się wydaję, że trafiłem. Czas ci ucieka, Reiko. Albo ty zniszczysz ją, albo ona zniszczy ciebie. W sumie po tym co zrobiłaś, byłoby to wskazane.
   Reiko zerwała się na równe nogi.
 Rozmowa z tobą to strata czasu.
– Szybka jesteś. – uznał Tytan. – Naprawdę, mogłaś przez te lata włóczenia się po niebycie nabrać nieco rozumu. Bo jak na razie pokonują cię własne lęki i nasza kochaniutka „wnusia”. – powiedział kpiącym tonem.
   Kobieta odwróciła się gwałtownie, aż jej końcówki włosów zamiotły czarny marmur i zaczęła się oddalać.
– Nie mogę się doczekać końca tego przedstawienia! – zawołał mężczyzna. – Po raz pierwszy od wielu lat ktoś z moich potomków zdołał mnie zainteresować!
   Odpowiedziało mu pełne wyższości prychnięcie.

****

   Jakim cudem udało nam się dotrzeć do kuchni, gdzie stał wywar na kostkę, nie wpadając na nikogo, tego nie wiem po dziś dzień. Podeszłyśmy do kotła i znalazłyśmy kartkę.

Namocz szmatkę w eliksirze i trzymaj tak długo przy kostce, aż nie poczujesz pieczenia. Będzie to trwało ok 15 minut.
Reiko

   Spojrzałyśmy na siebie i wzruszyłyśmy ramionami. Jak raz musimy się zdać na tego cholernego ducha. W końcu leczenie skręconej kostki nie jest zbyt przyjemne i zabiera za dużo czasu. Wzięłam pomarańczową szmatkę, namoczyłam ją w wywarze, po czym siadłam na krześle, ściągnęłam buty i owinęłam materiał wokół kostki.
 Czujesz coś? – spytała Akane, przyglądając się uważnie tworowi Reiko.
 Na razie nic. – powiedziałam. – Minęło ledwo sześć sekund, spokojnie.
   Aki zaczęła się przechadzać po całym pomieszczeniu.
 Neee, to zjedzmy coś, a potem wyzwiemy kogoś na pojedynek, by się rozgrzać, co ty na to? – zaproponowała kilka minut później.
 Mi pasuje. – Czułam już lekkie mrowienie w kostce. Jeszcze tylko osiem minut....
   Nagle mój i mojej przyjaciółki telefon ryknął utworami „We are one” oraz „Calling all the monsters”. Zerknęłam na wyświetlacz. Jane, a u Aki Haruka.
– Taaaak? – odebrałam.
 Zdechłaś? – nie ma to jak miły akcent na powitanie. Jane jest w tym mistrzem.
 Chciałabyś! Wróciłaś z tej Hiszpanii?
– Już cztery dni temu. – Usłyszałam plusk wody. – Akane coś mówiła o jakimś duchu, broni i zwariowanym dziadku. O co chodzi?
   Wyjaśnienie jej tego wszystkiego zajęło mi z dobre pięć minut.
 Nieeee, ja w ciebie nie wierzę. – wymamrotała dziewczyna, gdy skończyłam. – Zaawansowany pech się kłania.
 Przynajmniej wakacje nie były nudne.
 Zapamiętasz je do końca życia. Gwarantuję ci. – odparła. – Znudziła mnie już szkoła, więc w najbliższym czasie może do was wpadnę. Poza tym zgadnij, kto wrócił? Ulvida! – Uśmiechnęłam się, słysząc nutę radości w zazwyczaj pozbawionym emocji głosie Jane. Oprócz naszej paczki, swojej mamy, Ulvidy i kilku osób z klasy dziewczyna nie darzyła nikogo uczuciami.
 Weź ją ze sobą. Mamy tu specjalne miejsce do walk. Będziesz mogła powalczyć.
 Hoho, zobaczymy. – westchnęła. – Dobra, młoda. Ja muszę spadać, bo Roger zaczyna wypisywać, gdzie jestem. Do zobaczenia.
 Cześć. – Zerknęłam na zegar i poczułam mocne pieczenie. Wreszcie!
   Odwinęłam szmatkę i zaczęłam poruszać stopą. Zero bólu!
– Yatta! – wykrzyknęłam, zrywając się na równe nogi.
 O udało się? – Aki uśmiechnęła się lekko. – No, wreszcie się do czegoś ten duch przydał. – Schowała telefon do kieszeni. – Haru stwierdziła, że wplątałyśmy się w cudowną aferę i jest ogromnie zdziwiona, że żyjemy.
 Bo grunt do optymizm. – Pokierowałyśmy się w stronę kuchni.
   Weszłyśmy do środka, gdzie spotkałyśmy Dana oraz Shuna. Szatyn buszował w lodówce, a Kazami spokojnie pił herbatę.
– Nee, chłopaki.. – zaczęłam niewinnie
 ...macie ochotę... – powiedziała Akane.
...z nami powalczyć? – spytałyśmy jednocześnie.



If you're only dreaming
Why I hear your screaming?


Pędzę z tymi rozdziałami wam powiem xD Już 55 O.O O matulu
Jessie: Teleport
Za chwilęęę
Jessie: Rozdział do sis
......
Jessie: Spodziewałam się tego
Wena mi się wyczerpuje ;-; Rozdziały też mi coś nie wychodzą >.>
Akane: Ta, najlepiej dostać depresji
Niiikt mnie nie kocha! ;-;
Ekipa: Przykro
-_-
Ruskich artów niestety nie będzie, bo mam pewne krhm..problemy że tak powiem...No nieważne
Odmeldowujemy się! ^^

4 komentarze:

  1. *w tle Kale gra w Wolfensteina*
    Kaosu: Nie przesadzaj Angel, rozdziały przyjemnie się czyta. ^^ A problemy z weną i leniem to ma Yuna do potęgi entej. -.-
    Ja: *ogarnia dwa pierwsze tematy z rozszerzenia i"Boską komedię"*
    Aaron: Czuj się olany pomidorze.
    Kaosu: Won w rzepak szukać pobratymców.
    Aaron: Czyli tobie pora najwyższa zakupić kilka sadzonek pomidorów. No wiesz - rodzina jest najważniejsza. *uchyla się przed ciacho kamieniem* Nie zgniło ci to jeszcze?
    Kaosu: Yuna zamroziła kilka w zamrażarce.
    Aaron: *mina z cylku: serio Yuna, serio?*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytan: *akurat on ma zaciesz z załamania Autorki*
      Stoworzylam bandę bez uczuć
      Jessie: Ja mam uczucia!
      Z okazywaniem ich już ci gorzej idzie
      Jessie:...-_-
      Wiesz Kaosu Tuba już jest w 1 liceum...Tak? XD
      Shadow: A my się byczymy w gimnazjum
      Jutro chemia
      Shadow: Phi
      Pan Tadeusz
      Jessie: Dalej nie rozumiem o co chodzi w tej książce xD

      Usuń
    2. Aaron: Nam wystarczy jedna spaczona emocjonalnie.
      Arisu: *ma w nosie (przynajmniej wygląda jakby miała) teksty Aaronii*
      Kaosu: Ano jest. ^^ Te lata tak szybko lecą.
      Ja: Jesteśmy w tym samym wieku, ... chyba...
      Kale: Nawet autorka nie ogarnia ile mamy lat?
      Hiromi: No bo po co ma sobie zawracać głowę takimi trywialnymi sprawami.
      Ja: Oj tam...

      Usuń
    3. Jessie: Angel nie wie, kiedy się urodziliśmy i wymyśla nam randomowe daty, a potem o nich zapomina xD
      A ja mam dość sporo spaczonych emocjonalnie c: A przewodzi im Jenn xD
      Jenny: zrobiłaś mnie psycho, to masz
      No wiem, no wiem
      Akane: Angeeel, pisz, bo ja już jestem przyszykowana na łamanie kości temu dzieciakowi
      Hydron: I jeszcze ty do kolekcji...

      Usuń