Pustka.
Ciemność.
Umarłam...?
– Jessie. –
cichy głos rozniósł się w wodnej toni.
Otworzyłam oczy.
Unosiłam się pod
rozgwieżdżonym niebem. Głowa ciągle pulsowała bólem i ociekałam wodą.
– Kto tu jest? –
wychrypiałam, widząc pustkę wokół siebie.
Nade mną
pojawiła się białowłosa kobieta. Włosy
sięgały jej niemal do kostek. Miała jedno oko szare, a drugie zielone. Ubrana była w
krótką liliową sukienkę wydłużoną z tyłu. We włosy miała
wpleciony wianek z niebieskich kwiatów.
– Widziałam cię
już. – stwierdziłam.
– Tak. – skinęła
głową.
– Kim jesteś? –
zadałam pytanie, które dręczyło mnie od dawna.
– Twoją praprapraprababcią. – odparła, lekko się uśmiechając. – Mam na imię Reiko. Jestem duchem.
– Eee... – jej odpowiedź
nieźle mnie zdziwiła. – Czemu siedzisz w mojej głowie?
– Nie siedzę w
niej. – posmutniała. – Zostałam wyznaczona na twoją strażniczkę i opiekunkę.
– Okeeej. – to się
robi coraz dziwniejsze. – Czemu mam jakieś moce? Dlaczego teraz dopiero się
ujawniły?
– Zostały ci
przekazane. – powiedziała. – Są wpisane w twoją krew i ciało. – dotknęła mojego
ramienia.
– To niczego nie
wyjaśnia! Jestem człowiekiem, nie żadnym kosmitą!
- Jesteś
obdarzona potężną mocą – olała moje wrzaski. – Jest ona przekazywana tylko w
naszej rodzinie.
– Jakoś nie
zauważyłam, żeby moi rodzice czy Mick ją mieli!
– Moc ujawnia się
co któreś pokolenie i u jednej osoby. – wytłumaczyła.
– Nic z tego nie
rozumiem. – złapałam się za głowę. – A te dziwne wizje?
– Nie mogę ci
powiedzieć. – powiedziała i jeszcze bardziej posmutniała. – Przepraszam.
Niebo nad nami
pociemniało. Księżyc zmienił barwę na czerwień. Oczy Reiko nabrały koloru
fioletowego.
– Dlaczego?
– Dlaczego?
– Sama musisz to
zrozumieć.
– Niby jak?!
Jesteś moją opiekunką, nie?! To mi pomóż! – wydarłam się.
Wiem, że to nie jej wina, ale miałam dość. Dalej niczego nie rozumiałam. Skąd się wzięła ta moc? Dlaczego nic nie wiedziałam o istnieniu Reiko?
Wiem, że to nie jej wina, ale miałam dość. Dalej niczego nie rozumiałam. Skąd się wzięła ta moc? Dlaczego nic nie wiedziałam o istnieniu Reiko?
– Mogę ci tylko
podpowiadać. Takie mam zadanie. A teraz słuchaj uważnie. – spoważniała. –
Umiesz już nawet panować nad mocą, ale szybko się męczysz. To przejdzie za
jakiś czas. Do tego czasu trenuj, trenuj i trenuj. Lecz nie walcz za jej pomocą,
bo możesz łatwo stracić kontrolę. Nie oddawaj mocy pod żadnym pozorem. Zwykli ludzie
nigdy jej nie opanują.
– Dzięki za ostrzeżenia,
ale dalej nie rozumiem, skąd w naszej rodzinie ta moc!
– Tego też nie
mogę ci powiedzieć. Przynajmniej nie teraz.
– Super. –
mruknęłam.
– Sama musisz to
odkryć. Jesteś inteligentna, powinnaś zauważyć, gdzie są wskazówki. –
uśmiechnęła się słabo. – Uratuję cię.
– Przed czym?
Vexosami? – spytałam z nadzieją.
– Nie. – pokręciła głową. – Wyciągnę cię z jeziora.
– Nie. – pokręciła głową. – Wyciągnę cię z jeziora.
– I może
wyrzucisz mnie prosto w ich łapy?
– Zobaczysz. –
rozpłynęła się w powietrzu.
– Oi czekaj! –
machnęłam ręką.
Poczułam, jakbym wpadła to tunelu, który ciągnął mnie ku górze
Powietrze!
Machając rękami
dookoła, łapczywie łapałam tlen. Reiko musiała
wypchnąć mnie na powierzchnie.
Byłam na środku
jeziora obok małej wysepki. Podpłynęłam do niej i wyszłam na brzeg.
Natychmiast padłam na trawę i wycisnęłam wodę z włosów.
– Bałem się, że
umarłaś! – Fludim spanikowany latał dookoła. – Nie oddychałaś!
– Widziałam moją
przodkinię Reiko. – powiedziałam. Bakugan przerwał lamentowanie i spojrzał
zdziwiony.
– Kogo?!
– Właśnie się
dowiedziałam, że mam praprapraprababcię, która nazywa się Reiko i to ona gadała
do mnie czasami.
– Wytłumaczyła
ci coś?
– No właśnie
nic! Tylko, że ta moc jest w naszej rodzinie od wieków i tylko co któreś
pokolenie ją ma.
– Czyli dalej
wiemy tyle co wcześniej. – podsumował Fludim.
– Dokładnie. –
westchnęłam.
Zaczęłam się
zastanawiać, gdzie mogą być te wskazówki. Może tam gdzie to wszytko się zaczęło?
– W pałacu Vexosów
są odpowiedzi. – powiedziałam.
– Jakie znowu
odpowiedzi?!
– Wyjaśnienia do
wizji, mojej mocy i skąd ona się wzięła – odparłam.
– Nigdzie nie
pójdziesz w tym stanie. Zresztą czy ty zwariowałaś?! Uciekamy przed Vexosami, a
ty chcesz iść do ich pałacu z własnej woli?! – wrzasnął zdenerwowany Fludim. –
Nie puszczę cię. Masz zostać z przyjaciółmi. Tu jesteś bezpieczna!
– Ale Fludim ja
chcę wiedzieć!
– Chcesz
zginąć?! Nie łudź się, jak dostaną to, czego chcą, bez wahania cię zabiją!
– To przez całe
życie mam być dręczona przez jakieś wizje i nie znać prawdy o samej sobie?! –
podniosłam głos.
– Nie! Ale iść
teraz to głupota! Jestem twoim przyjacielem i opiekunem. Obiecałem twoim
rodzicom, że będę cię chronił!
Rodzice.
Zamilkłam. Nieważne jak bardzo chcę znać prawdę, pragnę wreszcie zobaczyć się z
rodziną, przyjaciółmi. Tęsknię za nimi...
– Dobrze. –
powiedziałam cicho. – Zostanę.
– Wreszcie. –
odetchnął bakugan.
Przez chwilę
siedzieliśmy w milczeniu.
– Jessico
Knight! – głos Mylene rozniósł się po wodzie. – Jeśli nie chcesz, by twoim
przyjaciołom coś się stało, to lepiej tu chodź!
Zamarłam.
– Niemożliwe. –
wyszeptałam.
Nabrałam
powietrza w płuca i wrzasnęłam, nie zwracając uwagi na Fludima, który chciał
mnie zatrzymać.
– TU JESTEM!
WYPUŚCIE MOICH PRZYJACIÓŁ!
Jak na zawołanie
koło mnie zmaterializowała się Mylene, Hydron i Lync. Vexoska trzymała miecz
przy gardle przerażonego Barona, a księciunio przy głowie spokojnego Ace’a.
– Wypuście ich. –
warknęłam.
– Jeśli
pójdziesz z nami. – odparł Hydron.
– Mistrzyni
Jessico nie! – jęknął Baron.
– Cicho bądź! –
fuknęła Mylene, przysuwając miecz jeszcze bliżej.
Chłopak zbladł.
Zacisnęłam pięści i obrzuciłam ich wściekłym spojrzeniem.
– Nie walcz tą mocą.
To co mam
robić?! Tylko tak mogę ich uratować.
– Idź z nimi do pałacu. – szepnęła Reiko. – Już zrozumiałaś
gdzie są wskazówki. Czas je znaleźć i odkryć prawdę, nieprawdaż? Spokojnie, ochronie cię.
Mogę jej zaufać?
Może i jest moją rodzinę. Chyba. Właściwie to znam ją od kilkunastu minut!
– Masz trzy sekundy
na odpowiedź. – chłodny ton Mylene wyrwał mnie z zamyślenia. – Potem go zabiję.
– zagroziła.
– Idę. –
powiedziałam.
– Nie możesz. –
jęknął Fludim.
Na twarz Hydrona
wpłynął pełen zadowolenia uśmiech. Osiągnął, co chciał. Znowu trafię do tego
cholernego pałacu. To się powoli robi nudne! Czy oni nie mogą dać mi spokoju?!
– Teraz ich wypuście, bo nigdzie nie pójdę. – rozkazałam.
Mylene
uśmiechnęła się drwiąco.
Poczułam
uderzenie w tył głowy i usłyszałam wrzask chłopaków.
Potem była już
tylko ciemność.
Ocknęłam się w nieznanym mi pokoju.
Ocknęłam się w nieznanym mi pokoju.
– Znowu tutaj. –
mruknęłam. – Cholerni Vexosi.
Wstałam i
podeszłam do okna. Rozciągał się stamtąd widok na królewski ogród. Białe płatki
wirowały na wietrze, wśród zielonych drzew i różnobarwnych krzewów. Rabaty z
kwiatami miały najczęściej kolor czerwony lub niebieski.
Mimo swego
piękna ogród nie poprawił mi humory. Byłam wściekła. Wszystko się we mnie
gotowało. Grozili moim przyjaciołom. A ja nawet nie wiem czy ich puścili. Co
jeśli ich gdzieś zamknęli i dalej będą mnie szantażować?
Uderzyłam
pięścią w szybę, tym samym rozbijając ją na miliony kawałków. Z dłoni pociekła mi
krew. Nie zwróciłam na to uwagi, tylko kopniakiem otworzyłam drzwi wejściowe.
– No kogo my tu
mamy. – Lync uśmiechnął się złośliwie na mój widok. – Nie umiesz bez nas
wytrzymać.
Moc zawirowała
wokół mnie, unosząc końcówki moich włosów.
– Nie patrz się
tak na mnie. – pisnął. – Przerażasz mnie.
– To dobrze. –
powiedziałam. – Stanę się waszym koszmarem. – uśmiechnęłam się szeroko.
– A ja myślałem,
że to Shadow jest psychopatą.
– Wściekła
kobieta jest gorsza od psychopaty.
Żyrandol nad
nami zachybotał. Chłopak odwrócił się na pięcie i uciekł.
– I tak cię
dorwę! – krzyknęłam dla efektu.
Kiedy byłam
pewna, że zniknął, zaśmiałam się. Uwielbiam nabierać takich naiwniaków.
– No dobra. –
oparłam ręce na biodrach. – Czas szukać wskazówek!
****
Zestarzeje się, zanim jakieś znajdę! Ten pałac jest tak wielki jak dom Marucho! Zgubiłam się
już pięć razy, trafiłam do kuchni, gdzie oberwałam kurczakiem i prawie wpadłam na
Hydrona. Obecnie stoję przed dość zniszczonymi, mahoniowymi drzwiami i nie wiem
czy tam wejść.
Raz kozie
śmierć!
Weszłam do
środka. Jedyna co zastałam to tony kurzu i drewniana skrzynia przykryta jedwabną
chustą. Oprócz tego nie było nic. Gołe ściany, zniszczona drewniana podłoga i
zabrudzone okno, przez które prześwitywało światło.
Podniosłam
chustę i zajrzałam do środka skrzyni. We wnętrzu była tylko fotografia i złoty
pierścień. Najpierw obejrzałam zdjęcie. Przedstawiało smukłą kobietę o
fioletowych oczach i czarnych, długich włosach w purpurowej sukni.
Ścigała malca z kręconymi, cytrynowymi lokami i takich samych oczach jak ona.
Hydron i jego matka.
Mama. Poczułam
uścisk w sercu. Kiedy zobaczę swoją?
Odwróciłam
fotografię. Była podpisana: ,,Noelia i Hydron.”
Odłożyłam
zdjęcie i zajęłam się pierścieniem. Zalśnił w blasku promieni słonecznych. Miał
wyryty napis ,,Odwaga pozwala kroczyć przez życie z uniesioną głową.”
Ukłucie.
Płomienie
pojawiły mi się przed oczami. Krzyknęłam i
upuściłam pierścień.
Zniknęły.
Odetchnęłam i
szybkim ruchem wrzuciłam pierścionek do skrzyni. On był częścią układanki. Ale
żeby zrozumieć jak bardzo jest ważny, muszę znaleźć pozostałe fragmenty, które
wszystko wyjaśnią.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Rozdział krótki, ale treściwy ^^ Dan nie zgadłeś, pewnie myślałeś, że Spectra uratuje Jess, nie?
Jessie: Jeszcze czego.
Reiko: *zadumana unosi się nad ziemią*
Shadow: Duuuch! *biegnie po odkurzacz*
Jessie: Słabo coś w tym pałacu sprzątają *strzepuje kurz z włosów*
Hydron: Zgubiłaś się w nim.
Jessie: Bo jest w luj duży!
Hydron: Taa.
Jessie: A może nie?
Ja: *zastanawia się czy założyć 3 bloga*
Shadow: Wtedy to w ogóle nie nadążysz.
Ja: W wakacje bez problemu. W roku szkolnym nieco gorzej xD No nic, pomyślę nad tym ^^Odmeldowujemy się :D