„Ci,
którzy nas kochają, tak naprawdę nigdy nas nie opuszczą.”
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo
chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Wtuliłam nos w jego ramię i
przymknęłam oczy.
Nie był prawdziwy. Czułam to po jego
uścisku. Kiedyś był jednocześnie silny i dający poczucie bezpieczeństwa, a
teraz wydawało mi się, że byłam obejmowana przez delikatny, letni wietrzyk.
Wiedziałam, że to musiała być jakaś iluzja, więc
dlaczego, czułam taki smutek?
Czemu zbierało mi się na płacz?
Zacisnęłam mocniej dłoń na jego koszulce, a
moje serce dudniło coraz szybciej.
– Brakowało mi ciebie, wiesz? – wydusiłam. – Po tym jak odszedłeś... – Nie umiałam
już zapanować nad sobą i z oczu zaczęły spływać łzy. Próbowałam je szybko
zetrzeć, ale Jordan złapał mnie za nadgarstki i odciągnął dłonie od twarzy.
– Nie musisz ciągle udawać silnej, Jessie – powiedział cicho.
Wtedy coś we mnie pękło. Gorzka mieszanka
smutku, szczęścia, nienawiści oraz strachu uderzyła we mnie niczym wzburzona fala i zniszczyła
wszelkie zahamowania. Przytuliłam się mocno do niego i po prostu wybuchłam
płaczem. Nie wiedziałam, ile to trwało, ale z każdą łzą czułam się kapkę lepiej.
Zupełnie jakbym pozbywała się z organizmu trucizny, która od środka mnie
wyniszczała.
– Lepiej? – spytał, kiedy go puściłam i odsunęłam się.
– Yhym – Skinęłam głową, pociągając nosem. – Pomoczyłam ci koszulkę – zaśmiałam się,
gdy ujrzałam ciemną plamę na czerwonym materiale.
– Przynajmniej nie będę musiał już jej prać – stwierdził, uśmiechając się
łobuzersko.
Również się uśmiechnęłam i poczułam to
przyjemne ciepło w sercu, które pojawiało się za każdym razem, kiedy się
widywaliśmy. Jordan zawsze był niczym
mój talizman odganiający wszelki smutek, niczym bezpieczna przystań, do której
zawsze mogłam przyjść.
– Ne, Jordan, skąd się tu wziąłeś? – spytałam.
– Reiko mnie tu sprowadziła.
– He? – Przetwarzanie informacji w toku, proszę czekać... – Reiko?! –
Wytrzeszczyłam oczy. – Jakim cudem ona? Czyżby...
Chyba domyślił się, o co mi chodziło, bo
westchnął i spojrzał na mnie rozbawiony.
– Nie, Jessie, Reiko nie ściągnęła mnie z zaświatów. Jestem jedynie
ucieleśnieniem twoich wspomnień o mnie.
– Ok, ale jakim cudem jesteś, no, tutaj? – zabrakło mi słowa na określenie tego
dziwacznego miejsca.
– Umieściła w fragmencie twoich utraconych wspomnień kilka o mnie.
– Ale czemu?
– Chyba po to by ci pomóc.
Pomóc? Reiko?!
Przykucnęłam i zaczęłam uważnie przyglądać
się ziemi zarówno po jasnej jak i ciemnej stronie. A potem obserwować każdy
skrawek złoto – czarnego sklepienia, mamrocząc pod nosem.
– Co ty robisz? – Jordan kucnął koło mnie.
– Szukam logiki, może gdzieś tu leży – powiedziałam, po czym usiadłam, prostując
przy okazji nogi.
Jordan wybuchnął śmiechem, a ja zacisnęłam
mocniej palce, bo ten dźwięk przywoływał tak wiele naszych wspólnych chwil...
****
– Aciu! – Kichnęłam, po
czym potarłam nos wierzchem dłoni.
Inteligentna ja oczywiście nie posłuchała prognoz pogody i nie wzięła parasolki ani płaszcza, mimo że wszyscy prezenterzy
trąbili o nadchodzącej ulewie! Bo po co, w końcu deszcze na pewno ulegną przed
zajebistością mojej osoby. Chciałoby się.
Teoretycznie miałam tylko skoczyć do marketu
po jakiś sok i przekąskę, a skończyłam w pobliżu Citadel, bo zachciało mi się
posprawdzać jaki prezent kupić Haruce! Dodatkowo Edgar jest dziś z papą, forsy
nie mam, a nawet jeślibym posiadała, to niezbyt kolorowo widzę wyjście spod
tego daszku na ten siekający deszcz, przez który ledwo mogłam rozróżnić kontury
budynków.
Także mogę samej sobie strzelić liścia za ten
wspaniały pomysł wyjścia, po którym zapewne dostanę zapalenia płuc albo innego
cholerstwa!
– Fluuudim, czemu nie
posiadasz jakiejś wspaniałej umiejętności telepatii? Mógłbyś się skontaktować z
Garrą i Haru by tu przyjechała! – zajęczałam.
– Było wziąć telefon –
odparował.
Trafił w punkt, więc zamilkłam i zaczęłam
pocierać ramiona. Brakowała jeszcze tylko Maskarada, żeby uznać ten dzień za
nową odmianę piątku trzynastego!
– Jess – Fludim poruszył
się niespokojnie.
– Hm? – Zerknęłam na niego
– Spójrz – Kiwnął głową w
kierunku chodnika.
Popatrzyłam przed siebie i ujrzałam sylwetkę
idącą w naszą stronę. Napięłam wszystkie mięśnie i zmrużyłam
oczy.
– Jess! – Światło neonu
rozświetliło ciemne włosy i szarą, rozpinaną bluzę. Jordan. – Co ty tutaj
robisz? – Przybliżył parasolkę w moją stronę, bym mogła bezpiecznie wyjść spod
daszku.
– Długo by gadać –
bąknęłam. – Przez moment miałam cię za Maskarada, wiesz? – Zgarnęłam mokre
kosmyki włosów z twarzy.
- Od kiedy to wyglądam jak
ten frajer? – Uniósł brew, uśmiechając się, po czym otaksował mnie uważnym
spojrzeniem i sięgnął do zamka bluzy. – Przemokłaś do suchej nitki – Rozpiął ją
i zarzucił mi na ramiona.
– Nie będzie ci zimno? –
Zaniepokoiłam się, widząc, że został w cienkiej, białej podkoszulce.
– Wątpię – Przygarnął mnie
ramieniem do siebie i pocałował w czoło. – Ty mnie ogrzejesz – mruknął.
– O, zostałam twoim
prywatnym grzejnikiem? – Uśmiechnęłam się i oparłam o jego ramię.
– Dokładnie tak – Zaśmiał się.
****
Przecknęłam się dopiero, kiedy pomachał mi
dłonią przed oczami.
– Sorki, ciągle nie dociera do mnie informacja, że Reiko mogła chcieć mi pomóc – westchnęłam i potarłam kark.
– Sorki, ciągle nie dociera do mnie informacja, że Reiko mogła chcieć mi pomóc – westchnęłam i potarłam kark.
– Naprawdę cały czas ci przeszkadza?
Już chciałam powiedzieć „tak”, ale słowo
utknęło mi na języku. Do głowy nagle tabunem wpadło sporo wspomnień, a między
innymi, gdy wyciągnęła mnie z jeziora albo broniła przed strażnikami, kiedy
wyczerpałam moc.
Nie, ona chciała mi pomóc.
Ale...
Nie, ona chciała mi pomóc.
Ale...
Ostrzegała mnie przed ostatnim fragmentem, a
jednocześnie zachęcała bym go odszukała.
Mówiła, że chcę, bym była szczęśliwa, jednak
wyciągała z czeluści mojego umysłu najgorsze wspomnienia.
Próbowała mnie uratować, lecz to był ratunek
przed nią samą.
Kochała, równocześnie nienawidząc.
Była pełna sprzeczności identycznie jak ten
wymiar. Czasami potrafiła być miła i pomocna, a kiedy indziej bezduszna oraz
pełna nienawiści.
Dlatego jeśli chciała pomóc, równocześnie krzywdziła.
Dlatego jeśli chciała pomóc, równocześnie krzywdziła.
Popatrzyłam na Jordana. Na te jego łagodne,
piwne oczy.
– Nie – odparłam w końcu. – Sama nie wiem, co ona chce zrobić, ale raczej nie
zależy jej, bym zginęła.
– Na pewno nie, bo mam ci przekazać jedną rzecz – powiedział Jordan, opierając
brodę o dłoń.
– Jaką? – Przechyliłam głowę.
Cały wymiar zaczął gwałtownie drżeć. Kule
ognia obijały się o złote ściany, a z sklepienia posypał się czarno – biały proszek.
Nagle ustało, a ciemna strona wymiaru powiększyła się.
– Tytan zaczął szaleć – stwierdził Jordan, marszcząc brwi na ten widok. – Jest źle
– Spojrzał na mnie. – Jeśli szybko nie odzyskasz kontroli nad ciałem, twoja
dusza i świadomość zanikną pochłonięte przez mrok Tytana.
– Jak mam ją odzyskać?
– Na końcu tej linii znajdują się drzwi. Jeżeli zdołasz je otworzyć, zanim ciemna strona pochłonie jasną, ockniesz się – wyjaśnił.
Wstałam i podeszłam kilka kroków. Wytężyłam
wzrok, ale nie ujrzałam żadnych drzwi. No tak, nigdy nic nie może być proste!
– W takim razie będę już ruszać – Obróciłam się do chłopaka. – Dziękuje, Jordan.
Za wszystko – Uśmiechnęłam się.
– Powodzenia, Jess – Objął mnie i poczochrał włosy, po czym się odsunął. – Wiem, że dasz radę. Nie ma takiej rzeczy, która by cię zatrzymała, nie? – Wyszczerzył się, obrócił mnie tyłem do siebie i lekko popchnął.
– Żegnaj, Jordan - powiedziałam, patrząc na niego przez ramię.
– Papa, Jessie - Uśmiechnął się po raz ostatni i znikł. Pozostała po nim tylko srebrna mgiełka.
Starłam kilka łez nagromadzonych w kącikach oczu i klepnęłam się mocno w policzki.
– Żegnaj, Jordan - powiedziałam, patrząc na niego przez ramię.
– Papa, Jessie - Uśmiechnął się po raz ostatni i znikł. Pozostała po nim tylko srebrna mgiełka.
Starłam kilka łez nagromadzonych w kącikach oczu i klepnęłam się mocno w policzki.
"Wiem, że dasz radę."
Wzięłam głęboki wdech, poprawiłam opadające ramiączko stanika i puściłam się biegiem przez czarną linię.
Ktoś w końcu musi dokopać Tytanowi, nie?!
Wzięłam głęboki wdech, poprawiłam opadające ramiączko stanika i puściłam się biegiem przez czarną linię.
Ktoś w końcu musi dokopać Tytanowi, nie?!
****
Palący ból płynący z prawej dłoni ocucił Reiko. Kobieta powoli otworzyła oczy i spojrzała na kończynę. Były w nią wbite
dwa odłamki szyby. Wyrwała jej bez chwili wahania i chwiejnie wstała.
Co się stało?
Jak na zawołanie usłyszała dziki śmiech
gdzieś w oddali i wszystko wróciło. Najszybciej jak tylko mogła, popędziła w
stronę Bakuprzestrzeni. Kiedy do niej dotarła, zastała widok Jessie stojącej
naprzeciwko Drago i Heliosa z kpiącym uśmiech.
Oczy zjawy rozszerzyły się i przybrały szarą
barwę. Zacisnęła pięści i poleciała w dół. Wylądowała kilka metrów od Tytana.
– Och, Reiko – Uśmiech na ustach dziewczyny poszerzył się. – Przyszłaś pooglądać,
jak twoja kochana następczyni niknie?
– Nie licz na to! – zawołał Dan, ładując kartę. – Super moc, aktywacja!
Galaktyczny smok!
Jessie odwróciła głowę i spojrzała na
ognisty pocisk pikujący w jej stronę. Przechyliła głowę i założyła ręce na
piersi.
– Hm... – wymamrotała.
Nie drgnęła, gdy ciepło bijące z kuli ognia
zaczęło do niej docierać. Odchyliła się jedynie na pięcie, a atak uderzył
niedaleko jej stóp.
– Wiedziałem! – Roześmiała się i zrobiła piruet – Szczeniaku, jeśli nie jesteś w
stanie wycelować prosto we mnie, to znaczy, że jesteś jeszcze słabszy, niż
myślałem!
W jej rękach pojawił się czarny jak smoła
łuk ze fioletowymi zdobieniami na gryfach oraz masywna, ciemna strzała.
Nałożyła ją na cięciwę i bez chwili wahania strzeliła w Heliosa. Po drodze
strzała rozdzieliła się na kilkanaście mniejszych, które zaczęły lecieć też w
stronę Dragonoida i dwóch wojowników Pyrusa.
– Uderzenie mroku! – krzyknęła dziewczyna, kiedy łuk rozpłynął się w powietrzu.
Na grotach zapłonęły purpurowe płomyczki, po
których skakały iskry.
– Działo Ragnaroka! – zawołał Spectra.
Jessie uniosła brew, widząc, jak strzały wpadają
w strumień ognia i ziewnęła.
– Naprawdę myślisz, że coś takiego może zatrzymać prawdziwy mrok? – prychnęła.
Ku ogólnemu zdumieniu wszystkich strzały
wyleciały z ognia zupełnie nienaruszone. Dwie uderzyły tuż koło nóg Spectry i
Dana, a pozostałe wbiły się w ciała smoków.
– Drago! – wrzasnął Dan.
Licznik
życia obydwu wojowników spadł do 70%, a bakugany wróciły do form kulistych.
– Drago, nic ci nie jest?! – zawołał Kuso, łapiąc przyjaciela.
– Nie, Danielu.
– Jesteście wyjątkowi słabi, wiecie? – Dobiegł ich męski głos, choć słowa wydobywały
się z gardła Jessie. – Ale przynajmniej zapewnicie mi jakąś rozrywkę –
Wykrzywiła wargi w przebiegłym uśmiechu.
Żaden z wojowników nie odpowiedział, bo
uprzedziła ich Reiko.
– To nie są twoje prawdziwe intencje – wycedziła.
– Hm? – Jessie zerknęła na nią.
– Nie walczysz z nimi, bo chcesz rdzeń czy też bronie Heliosa.
– Dopiero teraz na to wpadłaś?
I mamy 70! ^^ Tytan się bawi, Jess przeżywa, a ja załamuję, bo te rozdziały wychodzą mi coraz krótsze ;-;
Aki: *pada na podłogę, po czym teatralnym gestem wyciąga rękę przed siebie, rzężąc*
A tej co?
Jess: Za dużo cukru
...No ja nie jestem od romantyzmu, kurna! Ach, mogłam cię zrobić takim bezuczuciowcem jak Jenn i byłoby pięknie! Ale nie, co mi strzeliło do łba, nooo ;-;
Jess: To my.. *zerka na Autorkę* Odmeldowujemy się, zanim Angel coś odwali ^^''
Tobie przynajmniej te rozdzialy wychodza a mi chu chu xD i tak slodkow z Jess i Jordanem, awwww *.* nie wiem czemu i NIE WNIKAJ ale jakos mi sie z Clary i Jace'm skojarzyli xD its miiii. a skoro kobiecie która nie lubi romansow sie podoba to znaczy ze jest git i ze rozdzial cudo! XD
OdpowiedzUsuńKel: *przypatruje sie jednej babce po czym spoglada w dol na swoje piersi* Mam kompleksy ;-;
Meg: Boże to cos moze zabic tymi zderzakami!
Kobietyyy. Hm, dobra, nie mam pojecia co tu jeszcze napisac, wena spierniczyla na Lanzarotte a ja.... Ide zakopywac dol ^^
Papatki i weny życzę
💖
Kogo zabiłaś? Który tom Darów Aniołów czytasz? Serio? "aww"? ;-; Bo ja za grosz nie ma poczucia romantyzmu
UsuńJess: Serca też
No właśnie xD
Będzie jeszcze jedno "awww", ale to dopiero za niedługo ;3
Taką małpę jaką nazywam Ms. D
UsuńKelly: W wolnym tłumaczenie: Depresja
Teraz drugi i jestem po tym jak Simona zamienili w wampira xD
Serio, serio xD
I spoko też nie znam się na pisaniu romansow xD
Meg: Przynajmniej u mnie nie będziesz musiała się z tym meczyc
Kelly: To nie fair!!
Meg: ;P
To ja sie nie moge doczekac nastepnego "AWWWW" ^.^
Kelly: Pisz coś do mnie bo next mial byc SZYBKO -.-
Ups ^^"
Aaa, to kop głęboko
UsuńHmm, nie pamiętam, co tam się wydarzyło, ale czy matka Clary się już ocknęła? i czy wiesz TO o Clary i Jasie?
O z tym aww...to będzie problem xD *podziwia zza okna autobusu jak leje*
Nie, matka Clary jeszcze się nie obudziła, i jeśli chodzi o Clary I Jace'a to jesli myślę o tym samym co ty to wiem co stoi na drodze do ich miłości xD
UsuńKel: A u nas słońce, kropi, słońce, kropi (wychodzimy z domu i ochodzimy kawałek) burza, po godzinie - słońce
I jak tu nie zwariować *chowa łopatę do szafy* Pf, mam nadzieję że dostatecznie głęboki wykopałam
Kel: Ja też, uwierz mi
Ale rozdział jest więc nie marudź!
Kel: Będę marudziła o koniec serii
->-
Kel: co to za buźka? XD
Nie wiem, tak jakoś mi się klikło xD
💕❤💕❤💕❤💕❤
OdpowiedzUsuńBeautiful 💗.💗
" Wtedy coś we mnie pękło. Gorzka mieszanka smutku, szczęścia, nienawiści i strachu uderzyła we mnie niczym wzburzona fala i zniszczyła wszelkie zahamowania. Przytuliłam się mocno do niego i po prostu wybuchłam płaczem. Nie wiem, ile to trwało, ale z każdą łzą czułam się kapkę lepiej. Zupełnie jakbym pozbywała się z organizmu trucizny, która od środka mnie wyniszczała."
Boski fragment! Taki słodki i delikatny *-*
Dan: Zgadzam się z Elz :3
"- Ne, Jordan, skąd się tu wziąłeś? – spytałam.
- Reiko mnie tu sprowadziła."
A ja od razu takie - biedny chłopak xP
"- Nie, Jessie, Reiko nie ściągnęła mnie z zaświatów. Jestem jedynie ucieleśnieniem twoich wspomnień o mnie."
Uff, a ja już się wystraszyłam Jordan że twoja ektoplazmatyczna osoba została skalana przez tego nieczystego ducha. xD
Dan: No, ale ona przecież chce pomóc?
To jest dla ciebie pomoc? To co ona zrobi jak będzie chciała zaszkodzić?
Dan: #pingwinyzmadagaskaru. XD
Dokładnie Dan, dokładnie 👌
Cała retrospekcja była po prostu słodka :3 Ze względu jednak na jej długość, pozwolisz że nie wkleję jej do koma xD
Dan: Co za Edgar? o.O Sis przedstawiłaś nam go może kiedyś bo nie pamiętam. o.O
"- Szukam logiki, może gdzieś tu leży"
Dan: Takie rzeczy zazwyczaj zakopuje się głęboko pod ziemią. Więc radziłbym raczej chwycić za łopatę sis. ;P
"Palący ból płynący z prawej dłoni ocucił Reiko. Kobieta powoli otworzyła oczy i spojrzała na kończynę. Były w nią wbite dwa odłamki szyby."
Jakim cudem coś może przebić ducha? O.O
Dan: Nwm, to nie wiem to nie moja brożka. xD
Walka Spectry i Dana z Tytanem miodzio, tylko szkoda że nie wygrali D;
Dan: Przestań bitwa jeszcze się nie skończyła, wszystko może się jeszcze wydarzyć.
"- To nie są twoje prawdziwe intencje – wycedziła.
- Hm? – Jessie zerknęła na nią.
- Nie walczysz z nimi, bo chcesz rdzeń czy też bronie Heliosa.
- Dopiero teraz na to wpadłaś?"
O.O
Dan: O.O
O co c'mon? O.O
Dan: Nie mnie się o to pytaj xD.
Tylko że to pytanie nie było skierowane do ciebie xD
...
Dan: XD
Podsumowując: jeśli ten rozdział wyszedł ci genialnie, to aż się nie mogę doczekać 71 i 72 *-*. Naprawdę rozdział boski, czekam na next(y) i przesyłam ci całe tony weny ;***
Pozdrawiamy ^^
Tytan: Ludzi zawsze tak prosto było nabrać
Usuń*z ręką przy twarzy i złowieszczą miną* Hai, hai, daruj sobie wykłady
A dziękuje, dziękuje, uczę się opisywać uczucia xDD
Jess: Reiko jak chce pomóc to jednocześnie, coś spieprza, więc no. Lepiej niech nic nie robi xD
"Jakim cudem coś może przebić ducha? O.O"
Jess: Ale to Reiko. Moja, jakby nie patrzeć, rodzina
Aki: Więc ona może wszystko xD
71,72...OMG
Aki: Szykuje się zabawa
Jess: Jak na stypie
=.=
Dziękujemy z wenę i również pozdrawiamy <3 ;*