Gdy
stwierdziłam, że nie mam szans, by wydostać Keitha, zaczęłam planować kolejną
ucieczkę. Miałam moc, więc byłam od nich silniejsza. Niestety teleporty okazały
się być zablokowane na jakiś kod! Nie no super! Zirytowana poleciałam do tej sali z
witrażem, gdzie ostatnio znalazłam jakiś szyfr. Pusto!
– Cudnie,
zajebiście. – mruknęłam, gdy przeszukałam większość pokoi. – Na pewno nie
umiesz wytworzyć tunelu? – zwróciłam się do Fludima.
– Nie mogę.
Próbowałem już wiele razy. – odparł smętnie.
Westchnęłam
bezsilnie i poczłapałam do kuchni. Spectra od czasu mojej bitwy z Heliosem
unikał mnie. W sumie dobrze, bo mnie jego gęba denerwuje.
Podczas czekania
aż herbata się zaparzy (próbowałam i nie otrułam się, więc jest ok) rozmyślałam
czy nie powinnam połapać się, jak można przenieść ten statek do innego wymiaru.
Wtedy mogłabym ogłuszyć tych pajaców i samodzielnie wrócić na Ziemię. Jednak
wszystkie przyciski w sterowni nie były podpisane, więc nie miałam zielonego
pojęcia, do czego służą, a jakoś się nie garnę do zgubienia w kosmosie.
Wzięłam łyka
herbaty i poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Ogrzewanie już
działało. Do listy zajęć Gusa doszło przy okazji bycie złotą rączką. Teraz już
ogarniałam, czemu Spectra o pierwszej w nocy jechał z brzuszkami! W końcu całymi dniami
siedział na swoich szanownych czterech literach i tylko myślał, jak tu zdobyć
władzę, a Gus robił...wszystko.
– Coś czuję, że
on skończy z brzuszkiem na trzy metry. – powiedziałam i znów wzięłam łyka.
– Kto? –
zainteresował się Fludim.
– Spectra.
– Yyy co?
– Nieważne. –
mruknęłam, wzruszając ramionami. Po chwili parsknęłam śmiechem, bo wyobraziłam
to sobie.
– Śmiejesz się sama do siebie? Coraz gorzej z tobą. – usłyszałam.
– Heee? – już chciałam
odpyskować, ale zobaczyłam Gusa, nie
Spectrę. – Widzę, że się powoli stajesz się coraz wredniejszy, brawo. –
pogratulowałam mu ze złośliwym uśmiechem i zajęłam się herbatą.
Grav tylko coś
szepnął do Vulcana (zapewne obraźliwego!) i zaczął grzebać w szafkach. Nagle
wyciągnął z kieszeni bakugana Haosu, który kiedyś był Volta. Jak on miał? Chyba
Brontes. Myślałam, że bakugan coś powie, ale on tylko wpatrywał się tępo w
przestrzeń. Zupełnie jak Drago, kiedy był w rękach Spectry. Wymieniliśmy
zaniepokojone spojrzenia z Fludimem. Wstałam i przycupnęłam przy Brontesie.
Nawet nie drgnął.
– Co mu
zrobiłeś? – spytałam, delikatnie szturchając bakugana.
– Zmieniłem w
lojalnego sługę. – odparł beznamiętnie, ale miał złośliwy wyraz twarzy.
– Rzeczywiście
to bardzo śmieszne, nie? – burknęłam. – To nie są zabawki, durnie cholerne,
farbowane i czeszące się pięć godzin! – wyliczałam, podczas gdy Gus coraz
bardziej się irytował. – Dodatkowo jesteście wkurzający, nie dajecie mi
spokoju, macie jakieś rąbnięte plany i nie ogarniacie słowa nie! Lepiej trafić
nie mogłam!
– Czyli chcesz
wrócić do Zenohelda, który ma ochotę cię zabić? – spytał oschle Spectra,
wchodząc do kuchni.
Westchnęłam
ciężko i nagle poczułam, jakby ktoś poraził mnie prądem. Elico! Zapomniałam o
nim! Szybko poklepałam się po kieszeniach, ale były puste. Brawo, Jessica! Nie
wzięłaś jednego ze swoich!
– Co się stało? –
zapytał Fludim.
– Zapomniałam
go! – jęknęłam rozpaczliwie.
– Kogo? –
zainteresował się Gus.
– Nie twój
lokowany interes! – fuknęłam. – No wiesz on.
– zwróciłam się do mojego przyjaciela.
– Nie mam
pojęcia, o kogo ci chodzi.
– Pomyśl!
Po chwili
namysłu Fludim zrozumiał, że zapomnieliśmy o Elico.
– Cholera jasna.
– Dokładnie. –
zgodziłam się.
Wymowny kaszel
Spectry przypomniał nam o obecności byłych Vexosów. Zignorowałam to i na
kuckach zaczęłam się wycofywać.
– Jessica, o kim
ty mówisz? – spytał ostro Phantom.
Zerwałam się na równe nogi. Nie zauważyłam rogu stołu i z całej siły w niego uderzyłam głową. Kolorowe plamy pojawiły mi się przed oczami. Zachwiałam się i gwałtownie padłam na krzesło, które odjechało, przez co skończyłam na kuchennych kafelkach.
Zerwałam się na równe nogi. Nie zauważyłam rogu stołu i z całej siły w niego uderzyłam głową. Kolorowe plamy pojawiły mi się przed oczami. Zachwiałam się i gwałtownie padłam na krzesło, które odjechało, przez co skończyłam na kuchennych kafelkach.
– Auuu. –
syknęłam. Będzie siniak lub guz.
– Żyjesz? –
zapytał Gus.
Strzeliłam się
płaską dłonią w czoło i zaraz tego pożałowałam.
– Nie, umarłam i
teraz będę was nawiedzała do końca waszych dni! A tak poważnie to zapodaj lód. –
powiedziałam.
Woreczek z lodem
nadleciał niespodziewanie i dostałam nim w oko. Tego było już dla mnie za
wiele.
– Tak się bawić
nie będziemy! – krzyknęłam, wstając. – Wy ewidentnie chcecie mi uprzykrzyć
życie! Wiecie co? – urwałam dla lepszego efektu. Wbili we mnie zaciekawione
spojrzenia. – FOCH! – Z woreczkiem przy czole, wyszłam na korytarz, kręcąc
biodrami.
– Co ty
wyrabiasz? – westchnął Spectra chyba załamany moją osobą.
– Małpuję cię! –
wrzasnęłam i już mnie nie było.
Weszłam do biblioteki. O ile miejsce gdzie było dwadzieścia książek można tak nazwać. Błagam, nawet Mick miał więcej! Analfabeci i tyle. Albo książki na Vestalii były drogie. Ale jeśli były, to przecież stać ich na taki wielgachny statek, a na przyzwoity księgozbiór już nie?! Dobra, może skończę te rozmyślania i zajmę się szukanie czegoś ciekawego.
Weszłam do biblioteki. O ile miejsce gdzie było dwadzieścia książek można tak nazwać. Błagam, nawet Mick miał więcej! Analfabeci i tyle. Albo książki na Vestalii były drogie. Ale jeśli były, to przecież stać ich na taki wielgachny statek, a na przyzwoity księgozbiór już nie?! Dobra, może skończę te rozmyślania i zajmę się szukanie czegoś ciekawego.
– Bronie,
bakugany, mechanika. – mruczałam, przeglądając tytuły i krótkie opisy. – Serio?
Nie mają niczego ciekawszego?
Wyjęłam
wyjątkowo gruby tom ,,Magia zielarki.” Otworzyłam książkę i...zdębiałam. Strony
były wydrążone i ułożone w coś w rodzaju pudełeczka. Na dnie książki leżała
mała, cienka książeczka. Wyjęłam
tomik, odłożyłam prowizoryczne pudełko i zajęłam się lekturą.
Wiecie, czym się
okazała ta książeczka? Instrukcją obsługi statku. Uśmiechnęłam się szeroko. To
teraz miałam ich w garści! Szybko otworzyłam ją i zaczęłam szukać działu z obsługą
sterowni i tej klawiatury co tam była.
– Ten guzik
uruchamia zapasowe zbiorniki.... – szeptałam, czytając. – Kurde! – krzyknęłam.
– Co jest?
– Guzik do
przemieszczania się między wymiarami proszę zamontować samemu według własnych
upodobań! – przeczytałam na głos. – Jak zwykle jakieś przeszkody! – Wstałam,
schowałam instrukcję pod bluzkę i wyszłam z biblioteki.
– Nie mów mi, że
idziemy do sterowni, by szukać tego przycisku.
– Czytasz ze
mnie jak z otwartej księgi.
– Nie rób tego! –
zdenerwował się Fludim. – Jeśli cię Spectra przyłapie to...- ucichł, kiedy
niedaleko rozległy się kroki.
Szybko skręciłam
i inną trasą poszłam do sterowni. Na moje nieszczęście był tam Gus, który
właśnie wrzucał Brontesa do teleportu!
– Co ty robisz? –
krzyknęłam i chciałam złapać bakugana, ale było już za późno. – Gus! –
warknęłam.
– Wykonał swoją
misję. Nie jest już potrzebny.
Popatrzyłam na
niego z niedowierzaniem.
– Wysłałeś
bakugana pozbawionego wspomnień do jakiegoś wymiaru, bo wypełnij misję? –
wycedziłam. – Co to była za misja?!
– Myślałem, że
Brontes pomoże nam zwerbować Volt, ale cóż – westchnął, jednocześnie wyłączając strumień. – Luster jest zbyt
honorowy.
– W
przeciwieństwie do was!
Spiorunował mnie
wzrokiem.
– Takie jest
życie.
– Jasne. – prychnęłam. – Takie bajki to przedszkolakom wciskaj.
– Coś ci się nie
podoba? – dobiegł mnie lodowaty ton Spectry.
Jezu, czy ja nie
mogłam mieć od niego chwili spokoju? Wróciłam do focha i bez słowa ruszyłam ku wyjściu,
ale Phantom złapał moje ramię i zmusił, bym się cofnęła.
– Czego? –
warknęłam.
– Grzeczniej. –
syknął. – Bo twój Fludim będzie następny.
Prychnęłam
głośno.
– Obecnie takie
groźby nie robią na mnie wrażenia. – Uniosłam rękę do góry. Skumulowała się w
niej zielona mgła. – Puszczaj, bo ci przywalę. – zagroziłam.
Zmierzył mnie
niechętnym spojrzeniem i puścił.
– Dziś gotujesz.
– oznajmił.
W odpowiedzi
popukałam się w czoło. Ja miałam mu gotować? Na łeb upadł? Chociaż nie, bo to już
dawno temu się stało. Pewnie upił się tym swoim winem.
– Czyli Gus ma
dzień wolny? – spytałam.
– Nie obrażaj
Gusa i dostosuj się do rozkazów.
– Co ja jestem
żołnierz?! – Strzeliłam focha. – Nie będę wam gotować i koniec gadania!
– Wkurzasz mnie
tym swoim nieposłuszeństwem. – mruknął.
– Zdążyłam to
zauważyć.
– Gus, podaj mi
to.
To zabrzmiało mało
zachęcająco. Zerknęłam do tyłu. Grav podawał Spectrze strzykawkę. Zimny dreszcz
przebiegł mi po plecach. Niewiele myśląc, rzuciłam się do przodu. Jednak drzwi
zatrzasnęły się tuż przed moim nosem. Zebrałam moc w dłoni i cisnęłam nią w nie. Ku mojemu zdumieniu pochłonęły ją. Drzwi są wyposażone w system
pochłania energii? Szkoda, że dopiero teraz się dowiaduję!
– Teraz nie
będziesz w stanie jej użyć.
Cudem uniknęłam
nadlatującej strzykawki i spróbowałam podciąć Spectrę, który się zachwiał, w
rezultacie pchając Gusa na ścianę. Poleciałam do przodu, by złapać drążek, ten
do zmieniania kierunku.
– Nie dotykaj
tego! – ryknął Phantom.
Złapał moją
nogę, przez co skończyłam na podłodze.
– Cholera. –
warknęłam.
– Chyba
przegrałaś. – powiedział z kpiną maszkaron.
– Bo jestem sama
na dwóch pajaców!
– To już
nieważne. – Wbił mi strzykawkę w łydkę. Nie poczułam bólu tylko pieczenie. Zamachnęłam się drugą nogą i pięknie trzasnęłam go w twarz. Gwałtownie usiadł,
a ja poczołgałam się do przodu. Spróbowałam wstać, ale noga była pozbawiona
czucia, jakby była kawałkiem drewna. I pomyśleć, że to wszystko przez jakiś głupi
obiad!
– Dobra ugotuję
wam ten cholerny obiad. – warknęłam. – Ale przysięgam, że was kiedyś zabiję w
nocy!
– Jaka łaska. –
zakpił Phantom. Pokazałam mu język.
– Tylko jest
taki problem. Nie mogę wstać! – wrzasnęłam. – O, nie masz maski. –
zorientowałam się.
– Taaa. –
pochylił się nad moją nogą. – Serio nic nie czujesz?
– Nie, tak sobie
udaję!
– Możesz sobie
darować ten sarkazm.
– Nie, bo jestem
zła. – Skrzyżowałam ręce na piersiach, położyłam się na posadzce i zamknęłam
oczy.
– Przejdzie ci
za pięć minut. – zawyrokował.
Westchnęłam
głośno. Z kim ja żyłam? Jakieś narkotyki mi do organizmu wstrzykują. Ćpunem
przez nich będę! Niech oczekują na pozew. Oskubię ich co do grosza!
– Wstawaj. –
Otworzyłam oczy. Spectra wyciągał do mnie rękę.
– Nie, dzięki,
poleżę sobie.
– Ale ty jesteś
irytująca.
– Codziennie mi
to mówisz. – odparłam, podziwiając klawiaturę sterującą.
Phantom
pociągnął mnie do góry, ale ja dalej nie czułam nogi, więc zaczęłam podskakiwać
na jednej nodze.
– W tym stanie
to wy drewno dostaniecie nie obiad!
– Zaprowadzę
cię. – Gus objął mnie w pasie. Spojrzałam na niego jak na debila. – No co?
Inaczej nie dasz rady dojść.
– Było mi nie
wstrzykiwać jakiś prochów. Bierz łapę. – Odtrąciłam jego rękę, straciłam
równowagę i Spectra znów musiał mnie łapać.
– Już powinno
minąć. – oświadczył.
Poczułam
mrowienie w całej prawej nodze. Po chwili już mogłam nią swobodnie ruszać. Z
ulgą wypuściłam powietrze.
– Idę gotować. –
mruknęłam. – Żebyście się potruli. – wymamrotałam do Fludima i w pośpiechu
opuściłam sterownię.
W kuchni
wyciągnęłam jakieś mięso, nóż, przyprawy iiii....szlag apteczki nie ma! Zaczęłam
trzeć skronie, by wpaść na jakiś dobry pomysł zemsty. Zaraz...Spectra pije
wino. Przebiegłam wzrokiem po blacie. Stała butelka z czerwoną cieczą. Aaa i
jeszcze mam robić za kelnera? Dobra, przyjmuję wyzwanie!
Zrobiłam kilka
kotletów, przyprawiłam je byle czym i zaczęłam szukać czegoś jeszcze. Sos by
się przydał. Hmmmm. Uśmiech wpłynął mi na usta.
– A gdzie
przystawka? – spytał Gus, gdy smażyłam kotlety.
– Yyy co?
Jeszcze zupę mam wam robić?
– I deser.
Brew zaczęła mi
drgać, więc Grav ulotnił się w tempie ekspresowym. Z lodówki wyciągnęłam
mackowate stworzenie. W jednej zupie widziałam coś takiego. Pocięłam ją na
osobne macki, wrzuciłam do gara i zaczęłam szukać czegoś, co by robiło za zupę.
Wyciągnęłam takie pomarańczowe kostki. Wrzuciłam je do garnka. Rozpuściły się i
wypełniły całe naczynie. Bingo! Uratowałam kotlety, przyprawiłam sosem z
pewnym, ekhem, dodatkiem i zajęłam się zupą.
Kilka minut
później dodałam do wina herbatę. To się Spectra zdziwi, hehe. Na deser rąbnęłam
galaretkę z bitą śmietaną i jakimiś owocami przypominającymi poziomki.
– Gotowa? – znów
Gus wpadł.
– Taaa. –
nalałam zupę do misek.
– To świetnie.
Idź do pokoju i się przebierz.
– C-co?! –
wykrzyknęłam.
– Jesz obiad z
mistrzem Spectrą.
No myślałam, że
znów wyląduje na podłodze.
– W co ja mam
się przebrać?
– Masz w swoim
pokoju. Pośpiesz się.
– O nie, nie,
nie! Ugotowałam, więc nie żądajcie ode mnie jakiś sukienek! Mam swój honor.
– Nie marudź, tylko idź.
Hmmm, czuję, że
znów się z nimi pobije, jak się nie przebiorę. Z niechęcią wielką jak Mount
Everest powlokłam się do pokoju. Na łóżku leżała czarno - biała suknia i
czerwone szpilki. Ja nawet nie chcę wiedzieć, skąd oni to mają.
– Cholerne
obcasy. – warczałam, idąc korytarzem. Jestem przyzwyczajona do chodzenia w
nich, ale nie przepadam za szpilkami.
– Nie wierzę, że
to ubrałaś.
– Uwierz mi, nie
chcę znowu czołgać po ziemi i dostawać prochy do krwi. To nie jest przyjemne.
– Ale twój
obiad...
– Nic nie mów,
proszę.
Do jadalni
weszłam z godnością i miną ala "odezwij się, a zabiję jak psa". Phantom już
czekał, a moja piękna przystawka stała na stole. Usiadłam. Jak Spectra mnie nie
doprowadzi do szału, to się otruję własnymi wyrobami...Zaraz! A może on mnie tu
zaprosił, by się upewnić, że niczego tam nie wrzuciłam? Ale wina nie piłam i miałam
dobrą wymówkę, więc...Uśmiechnęłam się dyskretnie, zasłaniając włosami.
– Wiesz, czemu tu
jesteś?
– Zgaduję, że po
raz setny chcesz mnie przeciągnąć na swoją stronę.
– Nie. Chcę
pogadać o interesach.
– Co?
– O tym później.
Jedzmy. – Zdjął maskę, sięgnął po łyżkę i zanurzył w zupie.
Tylko czekałam
na jego reakcję. O dziwo przełknął spokojnie. Chyba zrobiłam dobrą zupę...No
serio? Wzięłam pierwszy łyk. Bywało gorzej.
Potem przyszła
kolej na kotlety. Gus nalał Phantomowi wina. Ja dostałam wodę. Ha, frajer!
Wzięłam kawałek
bez sosu i szybko zjadłam. Spectra wziął kęs, znieruchomiał i zrobił się
zielony.
– Mistrzu
Spectra? – zaniepokoił się Gus.
Czas najwyższy
spadać. Podniosłam się szybko, Phantom wypluł kotleta do chusteczki.
– JESSICA! –
ryknął.
– Nie drzyj się!
Moja wina, że nie wiem, co wy macie za przyprawy?
– To smakuje
lodami, papryką i cukrem!
Ups...
– Yyyyy muszę
się umyć, pa! – krzyknęłam, wybiegając z jadalni.
– Stój! –
wrzasnął.
Ani mi się śniło!
Jednak szpilki miały to do siebie, że nie dało się w nich biegać. Chciałam je
zrzucić, gdy zostałam pociągnięta w tył. Powitała mnie wściekła twarz Keitha.
– To nie moja
wina. – mruknęłam na usprawiedliwienie.
– Jasne. –
warknął.
– To trzeba mnie
było nie wpuszczać do kuchni!
– Nie pyskuj!
– No jakbym moją
ciotkę słyszała. – szepnęłam.
– Pożałujesz
jeszcze tego. – wycedził. – Obiecuję ci to. – Puścił mnie.
Zaskoczona
odeszłam kilka kroków.
– Co ty się taki
łagodny stałeś? – spytałam podejrzliwie.
– Mam robotę i
nie mogę się denerwować przez jakaś głupią Ziemiankę. Ale – W jego oczach był
czysty gniew. – nie podaruje ci tego.
Coś czułam, że
muszę szybko znaleźć ten guzik.
~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Phyhyh xD Dziś zamiast podsumowania, będzie takie coś z cyklu: Jessie i Angel na ruskich stronkach xD i google grafika też.
Vexosi: *zamknięci w szafie*
Ja: Zaczynamy ^^
Ja: No ktoś tu jest od cukru uzależniony. Chyba odwyk zarządzę.
Jessie: Od wina też.
Ja: 19 lat i już chleje. Nieładnie -.-
Jessie: Gus wasz związek ma widzę problemy.
Gus: Zamknij się!
Jessie: Hahahah xD Lync pokojówka.
Dan: Pasuje mu.
Shadow: Sam wybierałem!
Lync:........
Ja: Keith taki śmieszek.
Jessie: E tam. Reakcje badał.
Spectra: JESSICA!
Ja: Takie normalne zdjęcie xD
Jessie: Bardzo.
Jessie: Nie no, Spectra byłyby zachwycony.
Spectra: I will kill you -.-
Ja: Psycho ;-;
Jessie: Mówiłam, że ma coś z garem.
Spectra: *próbuje się wydostać z szafy*
Jessie: ,,O nieee! Moja herbata się wylała!" :D
Ja: Hallowen ala Vexos :D
Ja: Uuu Hydron Vestalianki będą zazdrosne.
Jenny: W tym momencie stwierdziłam, że wychodzę....
Ja: *.*
Shadow: Czeka na Jess *wydostał się z szafy*
Jessie: *uderza go patelnią* Morda!
Ja: Hmmm...co to jest? xD
Jessie: Głębia google grafika. Lync stylowe kimono nie powiem.
Ja: A Hydron na haju.
Jessie: Herbata była za mocna xD
Ja: Yyyy nie chcę wiedzieć co tam się stało.
Jessie: Hydron jest podbny do Pedobera, nie?
Hydron: ;-;
Spectra: Jesteście chore.
Jessie: Ktoś tu jest zazdrosny.
Gus&Spectra: *idą po coś ciężkiego*
Jessie: Angel pośpieszmy się ;-;
Ja; Leżę xD
Jessie: Gus a ty gdzie? Lenisz się pewnie co?
Gus:.........
Ja: Ruch Oporu też zacnie gotuje. Jakim cudem wy jeszcze żyjecie? O.o
Dan: Łut szczęścia.
Jessie: No piesek Spectry wykapany :D
Spectra: *idzie za tasakiem*
Jessie: Stylowa obroża. Ile kosztowała?
Dan: Zgaduję, że dwa dolary.
Jessie: Zdjecia Gusa jako pokojówki. I jego legendarny fartuch.
Gus: *czerwony jak burak*
Dan: Myślałem, że to dziewczyna.
Shadow: Ja tak cały czas myślę.
Ja:...............
Jenny: *oczy jej płoną*
Jessie: Nie szukajmy ciągu dalszego, błagam xD
Ja: *odskakuje z wrzaskiem. bo ma robala na kołdrze*
No więc...to na tyle...dzisiaj.
Spectra: Uduszę cię.
Ja: Mam gorsze :*
Spectra: Nie pomagasz sobie.
Ja: Wiem xD Cóż za ewentualne szkody na psychice nie odpowiadam! Dobranoc ^^ *unika ognia Heliosa* Odczep się, bo później dam gorsze!