Jeśli myśleliście, że zaraz po wejściu do
tego dziwnego pokoju w podziemiach, ujrzę fragment i wszystko stanie się jasne,
to was srodze zawiodę. Ten cholerny,
ostatni element układanki postanowił pograć ze mną w ciepło zimno, zaraz po tym
jak weszłam do środka. Super, nie? Bo ja wcale nie jestem na terytorium wroga
(starego dziada, ale zawsze) i czas mnie nie nagli. Gdzie tam!
Jeszcze Tytan
uśmiechał się tak drwiąco, że miałam ochotę strzelić mu w gębę którymś z
opasłym tomów leżących na stoliku. Złapałam świecznik i ruszyłam na zwiedzanie
obszernego pomieszczenia. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu, tłuste, włochate
pająki chowały się w kątach, a pajęczyny musiałam odpychać mapą.
– Piękne
miejsca, prawda? – zawołał Tytan.
Bez obracania
się, pokazałam mu wyprostowany środkowy palec, na co on wybuchł tym swoim
śmiechem starego dziadka. Jak nie Reiko to on. Ugh, moja rodzina naprawdę jest
przeurocza.
Szybko jednak
zapomniałam o Tytanie, gdy w świetle ognia ujrzałam spory, złoty napis, który
był umieszczony nad rozciągłym drzewem genealogicznym.
RÓD ELEVENOR
Podniosłam
świecznik do góry. Główna linia rodu czyli ci od Titaniusa mieli purpurowe
podpisy oraz obwódki fotografii, a ci spoza – czarne. Pchana przeczuciem nie
zaczęłam od góry, tylko od środka. Po chwili odnalazłam zdjęcie
białowłosej kobiety w złotej tiarze.
Reiko Nemezja Elevenor – władczyni
Vestalii
Wiedziałam.
Czyli kłamała, że jesteśmy spokrewnione.
Zacisnęłam
mocniej palce na świeczniku.
Taką mam
nadzieję...
Wróciłam do drzewa. Reiko wyszła za mąż za
Kazuhiro (jego pierwotnego nazwiska nie podali). Wodziłam palcem po liniach,
mając przed oczami kawałek wspomnienia, gdy odbierano jej dzieci.
Spojrzałam na uśmiechnięte twarze Rebeki oraz Daichiego, po czym zerknęłam na
liczby pod nimi. Poczułam skurcz w brzuchu.
Obydwoje zmarli
przed ukończeniem 25 lat.
– Biedna ta
Reiko, co? – usłyszałam szept Tytana tuż przy ucho. Zerknęłam na niego przez
ramię. – Mogę ją śmiało nazwać drugą najbardziej pechową kobietą w rodzinie. –
Odchylił się na piętach.
– Kto jest
pierwszą?
– Ty.
Jakby się nad
tym zastanowić, to rzeczywiście szczęście nie darzy mnie miłością, jednak temu
świrowi na pewno o to nie chodzi.
– Szukaj,
Jessie. – powiedział, przywołując ten swój chory uśmiech na twarz. – Fragment
jest tuż przed tobą. Wystarczy się przypatrzeć... – niemal wyszeptał z jakąś
taką nabożną chcią.
– Tobie
stanowczo przyda się psychiatra. – stwierdziłam i wróciłam do genealogii
Elevenorów, pomijając władców po Reiko.
Nagle
dostrzegłam bardzo dobrze znane mi imię.
Melody Kyla Elevenor – władczyni Vestalii
Nad podpisem
była fotografia tej samej blondynki z wizji i zdjęcia, które kiedyś znalazłam w
tym pałacu. Miała szafirowe oczy i łagodny uśmiech.
"Czyli Zenoheld serio jest uzurpatorem."
W głowie od razu pojawiły mi się urywki wizji. Ten pożar, krzyki i zapach śmierci.
Pokręciłam głową, próbując uwolnić się od uciążliwych myśli. Muszę znaleźć fragment, zanim będzie za późno. Powiodłam wzrok na małżonka Melody – Davida. Był brunetem o ciemnobrązowych oczach.
– Widziałam go. - wyszeptałam niemal bezgłośnie. - Wtedy w bibliotece.
"Jesteś do niego taka podobna..."
Pokręciłam głową, próbując uwolnić się od uciążliwych myśli. Muszę znaleźć fragment, zanim będzie za późno. Powiodłam wzrok na małżonka Melody – Davida. Był brunetem o ciemnobrązowych oczach.
– Widziałam go. - wyszeptałam niemal bezgłośnie. - Wtedy w bibliotece.
"Jesteś do niego taka podobna..."
Czułam
narastającą gulę w gardle. Nie istniało dla mnie już nic innego niż drzewo
genealogiczne. Powędrowałam do następnego pokolenia Elevenor.
Pierwsza była
Cassandra. Młoda dziewczyna o błękitnych oczach i ciemnych włosach. Zmarła w
wieku 16 lat.
Następny urodził
się Kenji. Jego nigdy nie widziałam w żadnej wizji. Oczy chłopaka były o kilka odcieni jaśniejsze niż Cassandry. Umarł, mając 12 lat.
Ostatnia
fotografia oraz podpis były niewyraźne. Podsunęłam bliżej ogień, by móc coś
zobaczyć.
Świecznik upadł
z hukiem na kamienną posadzkę. Zamrugałam kilka razy, upewniając się, czy nie
mam problemów ze wzrokiem.
Patrzyłam na twarz
małej dziewczynki o brąz włosach, orzechowych oczach i dużym uśmiechu. Patrzyłam na
MOJĄ twarz.
– C-co to kurwa
ma być?! – wrzasnęłam do Tytana, celując drżącym palcem w fotografię. Lekko się
chwiałam, bo chaos, który we mnie zapanował, można porównać tylko do tego przy
stworzeniu świata.
– Jessica Saki
Elevenor. – przeczytał podpis i przeniósł wzrok na mnie. – Myślę, że to ty. –
Uśmiechnął się złośliwie.
Spokojnie,
Jessica. Jesteś kroplą w oceanie błogiego, pieprzonego oceanu cholernego
spokoju. To wszystko da się jakoś wyjaśnić. Nie możesz być księżniczką, to samo
w sobie brzmi absurdalnie. Wdech i wydech...
– Czy ja ci
wyglądam na księżniczkę?! – warknęłam, prezentując swoją sylwetkę. Coś to
relaksacyjne oddychanie mi nie pomaga.
Otaksował mnie
wzrokiem, jakby była jakimś mięsem w rzeźni.
– Cóż, masz urodę, ale twoje słownictwo to już inna sprawa.
Wyciągnęłam
przed siebie dłonie i zaczęłam zaciskać palce na powietrzu, imitując sposób w
jaki bym udusiła tą mendę z bezczelnym uśmiechem.
Tytan zaśmiał
się i położył mi rękę na ramieniu.
– Myślę, że masz
poważniejsze problemy, dziewczyno. – stwierdził. – Za niedługo odzyskasz
wspomnienia, ale – Przekrzywił głowę i wygiął usta w podkówkę. – długo się
nimi nie nacieszysz.
Już miałam
zapoznać moje paznokcie bliżej z jego twarzą, gdy nogi same się pode mną ugięły
i zagościłam na zimnych kamieniach.
– Jessie, co
jest?! – Fludim spanikowany podleciał do mnie.
– Nie mam
pojęcia. – odparłam, opierając się nadgarstkiem o ścianę.
Próbowałam
wstać, ale z tyłu miałam teraz dwa drewniane patyki, a nie nogi. Zdmuchnęłam
grzywkę z twarzy i zaczęłam mordować Tytana wzrokiem. Zignorował mnie,
przysunął do siebie okrągły stolik i siadł na nim, zakładając nogę za nogę.
Splótł palce i oparł o nie brodę.
– Muszę
przyznać, że myślałem, iż bardziej spanikujesz, gdy zobaczysz ostatni fragment,
ale ty naprawdę dobrze wypierasz złe informacje, prawda?
– Nie jestem
żadną Elevenor, do cholery!
– Och, doprawdy?
– Uśmiechnął się z drwiną i pstryknął palcami.
– T... – głos zamarł
mi w gardle, gdy przed moimi oczami stanął obraz płonącego pałacu.
– To wydarzenia
sprzed dziesięciu lat. – powiedział. – Kiedy to jakże wspaniała królewska rodzina, została
wymordowana przez... – urwał.
Z płomieni
liżących ściany wyłonił się mężczyzna. Zenoheld.
Poczułam, jak
coś mnie uderza w brzuch i zakryłam usta dłonią. Jednak przez palce przeciekła
krew. Cały pokój zaczął się powoli zacierać. Co jest?
– Mówiłem, że
ostatni fragment ci się spodoba.
Nie zdołałam
wyrazić mojego wielkiego zachwytu, bo oprócz wymiotowania własną krwią,
zaczęłam mieć problemy z oddychaniem. Coś mnie dosłownie dusiło.
– Przekleństwo zaczyna
działać. - poinformował mnie współczującym tonem podszywanym drwiną. - Biedactwo. - Zacmokał.
Zdołałam tylko
spojrzeć na niego w taki sposób, że gdyby nie był martwy, dostałby zawału.
– Och, dobrze, skoro tak bardzo prosisz, to powiem ci, dlaczego cierpisz. – Jaki łaskawca. – Dziesięć lat temu wymazałaś się z tego świata.
To mi kurwa
wyjaśnił...
– Tak cię przeraził widok ginącej rodziny, że postanowiłaś o tym wszystkim zapomnieć i zmusić innych, by zapomnieli o tobie. – Wstał i zaczął
się przechadzać. – Gdybyś nie szukała fragmentów, nic by się nie stało, ale ty nieświadomie postanowiłaś cofnąć wymazanie. – prychnął z
dezaprobatą. – W rezultacie masz to. – Wskazała na kałużę krwi, która z każdą
chwilą rosła. – Moc każe ci zapłacić.
– Moim własnym
życiem? – wycharczałam, widząc tylko kolorowe plamy przed sobą.
Kiwnął głową.
– Jest jakieś 2%
szans, że przeżyjesz, jednak wątpię, czy będziesz tego chciała po odzyskaniu
pamięci.
Taa, pieprzenie
zagadkami. Skąd ja to znam? Czemu żaden z przodków nie może powiedzieć czegoś
bez zbędnego mącenia?! Wolą mówić jak jakieś wróżki z ulicy i tylko sprawiają,
że ciśnienie mi skacze (no w chwili obecnej to mi opada...) Gdyby nie fakt, że
jestem tak nieco umierająca (nieco, ha, dobre sobie) to Tytan zbierałby zęby z
podłogi.
Jego następne
słowa sprawiły, że przestałam mu wygrażać.
– Nie martw się.
Nie będziesz samotna. Twoja przyjaciółka będzie ci towarzyszyć.
****
Podobał mu się sposób w jaki dziewczyna
zbladła. Po części było to spowodowane utratą krwi, ale w sporej mierze to był
lęk o jej drogocenną przyjaciółeczkę. Splótł ręce na torsie i czekał, co zrobi.
Jeśli dobrze
myślał, za kilka minut wybuch mocy w jej ciele ją zabije. Tik tak. Zegar tyka.
Gówniara oparła
się plecami o ścianę, z trudem łapiąc resztki tlenu. Przymknęła oczy. Już
chciał się zaśmiać z jej bezsilności, gdy poczuł, że wokół niej zbiera się moc.
Zwariowała?
Moc uformowała
się o grubą wiązkę i pomknęła do góry, wybijając dziurę w suficie. Czuł, że
leci coraz to wyżej, aż huknęła dokładnie w miejsce, gdzie stał ten dzieciak od
Zenohelda. Skrzywił się. A miało być tak pięknie.
Jessie otworzyła
oczy, a jej ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała.
–Trafiłam?
Skinął
niechętnie głową.
– Jesteś
naprawdę głupia. Teraz na pewno dołączysz do swojej rodziny.
Uśmiechnęła się
wyzywająco.
– Zobaczymy.
****
Nie wierzyłam, że jestem z rodziny Elevenor.
Nie wierzyłam, że jestem z Vestalii. Nie wierzyłam w żadne słowo Tytana. Już się nauczyłam, że moim przodkowie nie należą do godnych zaufania.
Jednak nie
zmieniało to tego, że moje położenie nie było najlepsze. Ledwo oddychałam, czułam chłód w
każdym zakątku ciała i całkowity bezwład.
– Jess? Jesteś w stanie wstać czy mam lecieć po pomoc? - mimo że Fludim pewnie krzyczał, w moich uszach brzmiało to jak szept.
– Uciekaj. - wydusiłam. On nie może tu zostać, szczególnie w formie kulistej.
– Nie zostawię cię. - odparł stanowczo.
Zmusiłam moje ciało do zaczerpnięcie nieco powietrza, pomimo żelaznych kleszczy na szyi.
– SPIEPRZAJ STĄD I PRZESTAŃ ZGRYWAĆ PIEPRZONEGO BOHATERA!- wydarłam się, po czym kleszcze niemal ścisnęły moją krtań w kształt zapałki.
Zakrztusiłam się i przestało do mnie cokolwiek dochodzić. Nie słyszałam już wrzasków mojego bakugana czy kpin Tytana. Wirowałam tak na granicy świata realnego i snu. Bicie serca coraz bardziej słabło, a komnatę zaczął pochłaniać mrok. Wkrótce otaczał mnie tylko on. Znikąd w głowie pojawiły mi się słowa jednego z bohaterów książki, którą kiedyś czytałam.
– Jess? Jesteś w stanie wstać czy mam lecieć po pomoc? - mimo że Fludim pewnie krzyczał, w moich uszach brzmiało to jak szept.
– Uciekaj. - wydusiłam. On nie może tu zostać, szczególnie w formie kulistej.
– Nie zostawię cię. - odparł stanowczo.
Zmusiłam moje ciało do zaczerpnięcie nieco powietrza, pomimo żelaznych kleszczy na szyi.
– SPIEPRZAJ STĄD I PRZESTAŃ ZGRYWAĆ PIEPRZONEGO BOHATERA!- wydarłam się, po czym kleszcze niemal ścisnęły moją krtań w kształt zapałki.
Zakrztusiłam się i przestało do mnie cokolwiek dochodzić. Nie słyszałam już wrzasków mojego bakugana czy kpin Tytana. Wirowałam tak na granicy świata realnego i snu. Bicie serca coraz bardziej słabło, a komnatę zaczął pochłaniać mrok. Wkrótce otaczał mnie tylko on. Znikąd w głowie pojawiły mi się słowa jednego z bohaterów książki, którą kiedyś czytałam.
"Kto narodził się w ciemności, ten w ciemności umrze."
Uśmiechnęłam się słabo. Miał w tym dużo racji. Ciemność będzie mi towarzyszyła do samego końca.
Towarzyszyła? Czemu to słowo przywołuje tyle nostalgii?
Towarzyszyła? Czemu to słowo przywołuje tyle nostalgii?
I wtedy
przypomniałam sobie, jak to wszystko się zaczęło. Wspomnienia przewijały się
przed moimi oczami. Z każdym narastało coraz większe przerażenie, bo uświadomiłam sobie, co tak naprawdę oznacza rozstanie się z życiem.
Nigdy więcej nie
ujrzę mojej rodziny, przyjaciół, bakuganów.
Nigdy więcej nie
usłyszę śmiechu Dana i Wojowników.
Nigdy więcej nie
będę się mogła nabijać z Ace’a i Gusa.
Nigdy więcej nie
pójdę z dziewczynami na zakupy.
Nigdy więcej nie
pogram z Mickiem w koszykówkę.
Nigdy więcej nie
przytulę się do rodziców.
TO KONIEC.
TO KONIEC.
– Nie... – Mój głos ledwo wydobywał się z mojego gardła. - Nie!
Żadnej reakcji. Sam mrok i przeraźliwa pustka.
Żadnej reakcji. Sam mrok i przeraźliwa pustka.
„Kiedy to wszystko się skończy, powiem
ci o wszystkim. Obiecuję.”
Dan...
„Jeśli umrzesz, to cię zabiję, dotarło?!”
Akane...
Chciałam wyciągnąć ręce przed siebie i rozedrzeć otaczającą mnie ciemność, ale nie byłam w stanie. Moje dłonie były niczym przykute łańcuchami w głąb czeluści. Zacisnęłam zęby, czując, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy.
Chciałam wyciągnąć ręce przed siebie i rozedrzeć otaczającą mnie ciemność, ale nie byłam w stanie. Moje dłonie były niczym przykute łańcuchami w głąb czeluści. Zacisnęłam zęby, czując, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy.
Nie mogę umrzeć. Nie teraz!
Udało mi się nieco unieść prawą ręką. Chciałam spróbować z lewą, gdy coś we mnie uderzyło, aż gwiazdy stanęły mi przed oczami. Ręka opadła bezwładnie w dół i pociągnęła za sobą resztę ciała. Mrok pochłonął mnie i zaczął rozszarpywać świadomość.
Udało mi się nieco unieść prawą ręką. Chciałam spróbować z lewą, gdy coś we mnie uderzyło, aż gwiazdy stanęły mi przed oczami. Ręka opadła bezwładnie w dół i pociągnęła za sobą resztę ciała. Mrok pochłonął mnie i zaczął rozszarpywać świadomość.
– Wybaczcie... – wymamrotałam, zanim zamknęłam oczy.
Serce już nie biło, krew przestała płynąć.
Serce już nie biło, krew przestała płynąć.
„Zniszcz mnie...”
W jednej chwili
wszystko się skończyło.
“Every thought is
a battle
Every breath is a
war
And I don't think I can win anymore”
And I don't think I can win anymore”
Jess: *z głośnym plaskiem odbija się od ściany*
Co.Ty.Robisz?
Jess: *pociera głowę ręką, która jest obecnie zimna jak lód* Testuje, czy jestem już duchem ^^
....
Jess: Sama mi dałaś trochę za dużo czarnego humoru i lekceważenia sytuacji.
Ace: Coś tam wyżej tego nie widać
Jess: Jakby nie patrzeć jestem człowiekiem (no prawie xD) i każdy by stracił głowę, gdyby umarł, więc morda, ok?
Shadow: Patrz jaki awans społeczny. Zostałaś księżniczką.
Jess: *puka się palcem w czoło* Ja + królewna = chyba cię powaliło. To jakaś laska podobna do mnie.
Shadow: Z takim samym imieniem, jasneeee.
Jess: Przypominam historię Angel.
Tytan: Mówiłem, że się wyprze. Ach, mogłem się założyć
Jess: Jak ożyję, to po tobie >.>
Tytan: Naprawdę w to wierzysz?
Jess: Wiesz, patrząc na rozkład fabuł, myślę, że jednak będę żyła. *ignoruje słowa Haruki, że będzie miała dzieci, więc to logiczne*
Tytan: A co jeśli w kolejnych będziesz duchem, jak Reiko?
Jess: *oczy jak spodki* Angel...
To chyba nie jest twój największy problem >.>
BUM! JEB! TRACH!
Aki: *wbija z buta, łapie Jess w pasie, przerzuca przez ramię i biegnie* Nie dam ci umrzeć, dotarło?! Lecimy do Piekła, siostra cię ożywi albo Victor!
*patrzy na to z politowaniem, bo jest Autorką i może wszystko* Zdaję sobie sprawę, że mogłam to wszystko jeszcze bardziej skomplikować albo wyjaśnić (strzelam, że bardziej to pierwsze xD), jednak jest dobrze, bo to pierwszy rozdział z tych "przełomowych" i wszystko się mniej więcej wyjaśni
Jane: Albo skomplikuje
Nie no bez przesady >.>
Jane: Taaa.
Brak wiary -.- Dobra, teraz będę walczyła z rozdziałami do 70 i to będzie bitwa stulecia, bo za nic nie wiem w jakiej formie wyjaśnić, czemu Elevenorów zabito i jak Jess się "wymazała" xD
Jess; Niech Reiko wyjaśni.
Ją też trzeba będzie wyjaśnić
Jess; Bosko.
Czuję ten optymizm.
Jess: Znaleźć fragment i umrzeć. Polecam serdecznie
Idź się rozbijać o ściany. Wgl ciekawe czy ktoś będzie po tobie płakał.
Aki *ryczy w kącie*
Ehhh...Odmeldowujemy się!
Ps. Zaskoczyłam kogoś? xDDD
Ekipa: Nas.
Bez przesady, wiedzieliście od dawna. Ty też Jess i ty Dan >.>