niedziela, 19 lipca 2020

S2 Rozdział 44: Kiedy wszystko chce cię zabić.


    Gdyby Akane miała opisać wszystko, co wydarzyło się do tej pory jednym słowem, byłby nim chaos. W jednej sekundzie spała spokojnie owinięta kołderką, w drugiej potrząsała nią Shiena, gdy wokół brzęczał alarm, natomiast w trzeciej uświadomiła sobie, że Jess i Dana gdzieś wywiało.
   Potem wcale nie było lepiej. Ledwo świtało, ona musiała się bić z paskiem do spodni, by chociaż wyglądać jak człowiek, a jeszcze będzie zmuszona walczyć z bandą świrów. Litości trochę, ten harmonogram nie był nieco za bardzo zapchany?!
– Ty się lepiej trzymaj, by nie spaść – mruknął Leaus.
– Dam raadę – ziewnęła i wrzuciła zestaw bojowy Fludima do kieszeni z zamiarem dania go dziewczynie, jak ją znajdzie. – Gdzie do cholery poszli Dan i Jess?
– Ich duo jest minimalnie lepsze od ciebie z Jessie, ale i tak pewnie zrobili coś idiotycznego.
    Akane pokazała mu język, wydymając policzki. Nie zmieniało to faktu, że była zaniepokojona. Ani Shiena ani Marucho krzyczący przez bakumetr nic o nich nie wspomnieli. Więc gdzie byli?
    Gdy udało im się wylecieć z porannej mgły, wylądowali na murze koło Fabii i Aranauta. Naprzeciwko nich unosiły się cztery gundaliańskie statki. Zarówno księżniczka Neathii jak i Elright wpatrywali się w nie pobladli.
– Przybyło niemal całe Zgromadzenie Dwunastu – wyszeptała dziewczyna.
    Jak na zawołanie pojawiły się cztery jasne sylwetki, które uformowały się w Gundalian. Akane nie mogła powstrzymać nerwowego gestu podrapania się po karku, gdy dokładnie naprzeciwko niej pojawiła się Kazarina. Cóż... Gundalianka z pewnością za nią nie przepadała.
– Pamiętajcie, żeby przynieść chwałę cesarzowi swoimi zwycięstwami! – krzyknął ochrypłym głosem Gill, nim wraz z bakuganem wznieśli się ku niebu.
– Och, to cesarz tu przybył – zachichotał Stoica.
    Akane od razu spojrzała przez ramię na Shienę. Choć wolałyby, żeby to była nieprawda, to doskonale zdawały sobie sprawę, że Jess po ludzko farta nie miała. Więc skoro ani Barodiusa nie było tutaj, to musieli być razem. A to oznaczało...
   Nagle coś gorącego świsnęło koło ucha Aki, a Leaus odskoczył, przyjmując pozę obronną.
– Nie odpływajcie, moje drogie – ostry głos Kazariny oderwał je od rozmyślań. – Chyba nie myślałyście, że zapomniałam o was? – Zmrużyła oczy, uśmiechając się groźnie.


****

    Taki sam jeśli nie większy chaos panował teraz w głowie Rena. Wydarzenia ostatniego dnia i jego przeszłość przeskakiwały mu przed oczami jak w szalonym kalejdoskopie. W jednej chwili znów znajdował się w Podziemiach pogrążony w niekończącej się ciemności, aby sekundę później znów wpatrywać się w spokojną twarz Sida, nim pochłonął go mrok głębokiej przepaści.
   Zacisnął mocniej dłoń wokół Rubanoida. Ciemność. Wszędzie ciemność. Czy ona naprawdę nigdy go nie opuści? Na zawsze będzie nią oznaczony wręcz splamiony?
„Takie jest twoje przeznaczenie”
    Zdusił ciche warknięcie. Nienawidził tej sentencji z pasją. Dlaczego ktoś o nim zadecydował za niego? Czemu nie mógł podejmować swoich własnych wyborów?
– Ren, odsuń się – głos Barodiusa dobiegał gdzieś z oddali.
    Mimo to skinął posłusznie głową i odsunął się. Pamiętał z jego wczorajszej rozmowy z władcą, jak Kazarina oznajmiła skończenie swoich prac nad Egzokorem. Spojrzał na Dana, który z płonącymi oczami wpatrywał się w Barodiusa.
„Ren, okłamujesz samego siebie. Wcale tego nie chcesz.”
    Westchnął cicho. Jego pragnienia i uczucia nie miay teraz żadnego znaczenia. Barodius pragnął posłusznego żołnierza, który zawsze będzie stał po jego stronie. Tak też będzie. Bez względu na moralność, przyjaciół i emocje.
    To była jego jedyna szansa na wieczne oglądanie słońca.
    Przełknął ślinę. Gardło miał ściśnięte.
    Prawda?


****

       Jeśli ktoś myślał, że ten Dharak był najgorszym zagrożeniem, tego muszę niemiło zaskoczyć. Kilka sekund po jego pojawieniu ze statku wypadł kolejny bakugan. Znaczy się chyba bakugan lub jakaś maszyna wyglądająca nieco jak skorpion. Połączyła się z Dharakiem, na wskutek czego powstała jakby mała poruszająca się forteca bojowa.
– Emmm, chyba mamy nieco przerąbane? – mruknął Dan.
– Koleś jest potężny – zgodził się Drago.
– No pięknie – westchnął ciężko Fludim, po czym podniósł włócznię. – To co robimy?
– To dobre pytanie – Podrapałam się po nosie. – Ktoś coś?
    Taaa, może i do walki się nadawaliśmy, ale jakiekolwiek plany, to mówiły nam stanowczo nie. Niby była nas dwójka, a ten jeden. No tylko że wyglądał jak czołg. I czego on tu w sumie chciał?
– Przestraszyliście się? – zawołał z góry Barodius, po czym wybuchł śmiechem. – Jeśli zejdziecie mi z drogi, to nic wam się nie stanie.
    Zerknęłam przez ramię. Ach, no tak. Druga osłona. Błysk w oczach Dana powiedział mi, że on też zrozumiał, co było grane. Taki kolos z pewnością mógłby ją zniszczyć.
– Nie damy ci zniszczyć drugiej osłony – wykrzyknął Kuso. – Jess, lepiej będzie osłaniać dwie przestrzenie – mruknął do mnie.
    Zgodziłam się, na co Drago wzbił się do góry.
– Skoro tak mówicie – Gundalianin wyciągnął kartę. – To spróbujcie mnie zatrzymać!  Podmuch Zła!
    Czarne fale ciemności zaczęły pędzić w naszą stronę. Na szczęście przez podział Dharak raz musiał wysyłać je we mnie, a raz w Dana, przez co ich ilość była mniejsza.
– Supermoc aktywacja! Protekcja Ereba!
    Fludim wbił w ziemię włócznię, po czym przekręcił ją w prawo, na co pojawiła się długa rysa, z której wyrósł czarny mur. Fale rozbijały się o nią bezradnie. Dharak warknął wściekle.
– Drago, Fala Cząsteczkowa!
    Czerwona kula ugodziła w bakugana Darkusa, pochłaniając go w balonie światła. Dan uradowany strzelił palcami, ale dla mnie coś za szybko by to poszło. Oczywiście zgadłam, bo po chwili Dharak stał cały i zdrowy.
– Zestaw Bojowy!
   Zaraz, stop, co?! Wytrzeszczyłam oczy. Czy tego gościa pojebało? Jego bakugan już wyglądał jak forteca, a ten chce go dalej zbroić? Litości, czy to nie lekka przesada? Ja się tak bardzo do grobu nie śpieszę, mam jeszcze weselę do zaliczenia!
   Akurat zestawem bojowym okazały się małe skrzydełka, więc było git. I szybko przestało być git, kiedy wokół nich zaczęło zbierać się mnóstwo fioletowych kul. Bakugan uśmiechnął się radośnie, gdy jego ciało objął blask.
– Powodzenia z tym Drago!
    W sekundę kulę zmieniły się w strumienie Darkusa uderzające w każdy możliwy punkt. Pierścień ognia zbliżał się coraz bardziej do nas. O kurwa, było zachować protekcję na teraz. Nie zdążyłam sięgnąć po karty, gdy deszcz pocisków uderzył również w nas. Zamknęłam oczy, by czasem nie oślepnąć, a Fludim próbował odbijać je swoją włócznią.
   Uderzenie. Wiatr. Odłamki skał. Poczułam, jak gwałtownie lecę w prawo, gdy Fludim padł na kolana, dysząc ciężko.
– Dan! – krzyknęłam, krztusząc się od dymu.
– Jestem cały! – odparł.
    On i Drago wcale nie byli w lepszym stanie niż my. Drago przyjął porządną salwę, przez co uderzył w skały i teraz wszystkie jego mięśnie dygotały, gdy próbował wstać. Jeśli tak dalej pójdzie, to przegramy, a druga osłona będzie miała przejebane. No my też, ale w tym nie było nic nowego.
– Ren! – Dan podniósł się i podszedł kawałek skalnej półki, gdzie stał Krawler. – Naprawdę zamierzasz pozwolić, by Barodius dalej się tobą bawił? Widziałeś, co zrobił Sidowi! Skąd możesz wiedzieć, że nie będziesz następny?!
    Ren zacisnął mocno wargi, aż mu zbielały i odwrócił głowę. Ale nie na nim się skupiałam. Barodius zmarszczył brwi, a po jego prawej dłoni zaczęły skakać purpurowe iskry. Przybywało ich i przybywało, aż niemal zakryły całą rękę. Wtedy Gundalianin szybkim ruchem nadgarstka już chciał wystrzelić, gdy przed Danem przywołałam barierę.
– Nie radziłabym – ostrzegłam, nad drugą dłonią formując kulę.
    Oczy Barodiusa rozszerzyły się lekko, po czym jego usta rozciągnęły w uśmiechu. Iskry zniknęły. Przyłożył dłoń do szczęki i kciukiem potarł brodę.
– Czyli moi podwładni mówili prawdę – powiedział spokojnie. – Władasz czymś kłopotliwym dla nas. Hmmm. Dharak! – Wskazał na mnie i Fludima, który dalej próbował się pozbierać. – Najpierw załatw ich!
    I tak to już było, kiedy chciało się tylko obronić przyjaciela. Zawsze dostawało się po dupie!


****

     Akane była akurat w trakcie mocnego ściskania szyi Leausa, gdy ten robił beczki między strumieniami laserów, gdy coś zaczęło wibrować w jej kieszeni. W pierwszym momencie nawet nie zwróciła na to uwagi, gdyż leciała głową w dół i zaklinała los, by nie skręcić karku. Jednak kiedy Shun przejął walkę z Lumagrowlem, to mogła odetchnąć i je poczuła.
– Co do cholery? – mruknęła i jedną ręką sięgnęła do kieszeni, natomiast drugą użyła karty. – Leaus, Nawałnica!
    Bakugany tych ze Zgromadzenia były silne, więc wtedy nie była na tyle bezmyślna, by odwracać wzrok. Jednak te pomniejsze płotki dało się łatwo zmieść jednym ciosem, dlatego wyciągnęła komunikator Jess, który też zabrała z jej pokoju. Połączenie od Spectry. Hmmm.
    Ułożyła usta w dzióbek. Czego ten maszkaron chciał? Nie chciała za bardzo słuchać jego głosu i czuć tej aury zadufanego w sobie gnojka, ale może to było coś ważnego? No bo nikt jej nie wmówi, że ten blond menda poczuła nagle chęć wylewania swoich uczuć do Jess?
– Długo się będziesz nad tym modliła? – warknął Leaus. – Tu się toczy wojna!
    Wywróciła oczami.
– Już nie bądź taką drama queen – Wcisnęła zieloną słuchawkę, ignorując odgryzienie się bakugana. – Czego, ty przebrzydła kreaturo? Tu Akane, jakbyś się nie zorientował.
– Zauważyłem po pierwszym zdaniu – zamiast znienawidzonego chłodnego tonu powitał ją lekko zdziwiony baryton Gusa.
   Zamrugała szybko kilka razy, próbując przetworzyć informacje. Grav? Skąd on tu? Czy Jess zapisała go jako Spectrę? Ale po co? Czy może jednak niebieski trans sypiał z Phantomem i stąd miał dostęp do jego telefonu? Nie, bez sensu, wtedy nie dzwoniłby do Jess, chyba że zechciałby umrzeć najgorszą z możliwych śmierci.
    I dlaczego znów on? Może to był jakiś kolejny plan Spectry, by jej truć życie? Obserwuje ją i tylko czekał, by móc jej dopiec rozmową z cholernym Gusem. Zacisnęła zęby. Cholernik jeden
    Pewnie stan absolutnego ogłupienia trwałby dłużej, gdyby Airzel nie obrał sobie ich na cel po załatwieniu Jake. Wrzask Leausa i nagłe pojawienie się mordy bakugana tuż przed jej twarzą, skutecznie ocknęło Akane.
– Synteza super mocy! Środek Tornada! – krzyknęła i czym prędzej zeskoczyła na ziemię, kiedy bakugany otoczyła powietrzna ściana.
– Akane, co się dzieje? – krzyczał w słuchawce Gus.
– A nic, tylko lekka wojna – odparła sztucznie słodkim głosem. – Co jest?
– Gdzie Jess?
    Już miała odpowiedzieć, lecz ugryzła się w język. Jak powie, że ją zgubili, to miała jak w banku, że Spectra tu przyleci. Wolała uniknąć oglądania jego mordy, dlatego zdecydowała się na połowicznie prawdziwą odpowiedź.
– Walczy, a ja przypadkiem mam jej komunikator. To o co chodzi?
– Mistrz chciał jej przekazać, że Reiko znów dziwnie się zachowuje. A i przesłał jej udoskonaloną wersję zestawu bojowego na gantleta.
    Brwi Akane podjechały niemal pod czoło. Duszyca nie była niczym dziwnym, to było wiadome, że w końcu coś jej odpierdoli. Ale Spectra coś robił dla kogoś? Co się wydarzyło? Czy w Vestalię pizgnął jakiś meteoryt zmieniający osobowość i nic o tym nie wiedziała? Czy może uderzył się zbyt mocno w głowę? Czego mu, nawiasem mówiąc, życzyła.
– To wspaniale, może skorzysta, jak Gundalianie nam zaraz łbów nie urwą – odparła w końcu. Akurat w tym samym momencie Garra starł się z Lumagrowlem. Ich pazury zabłysły w słońcu. – A co o Reiko?
– Skończysz te towarzyskie pogawędki?! – wyjęczał Leaus, któremu wybitnie nie na rękę było samotne użeranie się z Strikeflierem. Przeciwnik był potężny i dobrze wyszkolony w walce, a ta idiotka urządzała sobie jakieś durne rozmowy!
– Ależ proszę cię bardzo! Karta Otwarcia, Tchnięcie Szu!
    Ciało Leausa stało się jaśniejsze i oplotły go jasne smugi, które szybko zaczęły zasklepiać wszelkie rany i łagodzić palący ból w mięśniach. Bakugan odetchnął z ulgą.
– Super moc...
– Aktywacja! – Akane weszła w słowo Airzelowi. – Gniewny podmuch! No to wracając, co z Reiko? – spytała, uchylając się przed odpryskiem skały. Nie życzyła sobie żadnych skaz na twarzy.
– Po prostu stała się osowiała i nie wychodzi ze swojej komnaty – opisał szybko Gus. – Kiedy skończycie, przekaż Jessie, by oddzwoniła, bo słyszę, że jest niebezpiecznie.
    Chciała odpowiedzieć, że to nic w porównaniu z maszyną Zenka, lecz Gra mówił dalej.
– Uważaj na siebie, Akane. Do zobaczenia.
    Następnie się rozłączył. Akane opuściła rękę z komunikatorem, przez chwilę wpatrując się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Nawet nie spostrzegła jak w pobliżu padł Coredem w akompaniamencie zdenerwowanego okrzyku Jake’a. To był tylko niebieski trans i krótka rozmowa. Więc czemu czuła ten dziwny ucisk koło serca?


****

     Streszczając pokrótce wydarzenia, to przeżyłam. Mój bakugan również, choć wrócił do formy kulistej, bo ani ja ani on nie zdołaliśmy powstrzymać następnego ataku Dharaka. Drago wdział zestaw bojowy i przez chwilę myśleliśmy, że może uda nam się pozbyć tego spierdoleńca. Niestety życie to szmata i Drago legł na piachu, a w drugiej osłonie zrobiła się dziura.
    A no i dodatkowo Ren miał nas wykończyć. Moja moc to chuja by zrobiła bazuce Lineharta, a ukryć się w szczerym polu to za bardzo nie było jak. Umrę w podartych dresach i kapciach. Wspaniale. Choć dobra laser spali mnie na proch, nikt nie będzie widział.
   Stopy Lineharta uderzyły o ziemię. Ren stanął przed nim, wpatrując się w nas uważnie. Starał się zachować chłodną maskę spokoju, ale nie był w tym takim mistrzem jak Spectra, więc było widać zdenerwowanie i niepewność.
– Naprawdę Ren? – warknął Dan. – Dalej zamierzasz się go słuchać? Jeśli tak, to proszę bardzo! Strzelaj! – Rozłożył ręce.
– Pojebało cię?! – jęknęłam. – Nie strzelaj! Mnie się do grobu aż tak nie śpieszy, a ty go nie zachęcaj łbie! – Trzepnęłam Dana w tył głowy.
    Ren zamrugał kilka razy, jakby nie dowierzając, co właśnie zobaczył. Biedny, jeszcze się nie przyzwyczaił, że u Wojowników tak już było. Odchrząknął.
– Linehart.
    Bakugan ujął bazookę, celując na nas. Kurna, raz jak by się przydał Tytan i jego szalona moc, to musiał gnić w rdzeniu! O Starożytni, może teraz jakiś ratunek? Za te wszystkie przysługi?!
– To moja decyzja – mruknął Gundalianin.
    Wtem Linehart gwałtownie się odwrócił, a purpurowa smuga ugodziła tuż koło głowy Dharaka.
– Co... – Bakugan potrząsnął głową. – Co ty wyrabiasz, głupcze?!
– Staję po stronie moich przyjaciół – odparł Ren.
    O cholera, to był wyjątkowo szybki awans społeczny, ale niech mu będzie. Nie oberwałam z bazooki, więc liczmy to jako sukces.
– Nigdy nie dasz mi prawdziwej wolności, Barodius – kontynuował Ren. – Dlatego nie będę dla ciebie już walczył!
– Hee – Gundalinin wygiął usta w piranim uśmiechu. Na jego oczy padł cień. – W takim razie poślę cię znów do podziemi. A po zdobyciu Neathii także tych twoich ziemskich przyjaciół.
– O tak, z radością pójdę za jakimś nadętym bufonem – westchnęłam. – Jeszcze nie wygrałeś, więc nie pusz się jak kot na wystawie.
     Spojrzał na mnie niczym na robaka – on i Zenek byliby najlepszymi kumplami, change my mind – i uniósł brew.
– To tylko kwestia kilku chwil – Uniósł rękę. – Dharak!
    Jednak jego bakugan był leniwym śmieciem i oznajmił wszem i wobec, że ma się tym zająć tym Egzokor. Już zaczęłam się zastanawiać, jak ta ruchoma twierdza ma tu zrobić, gdy rozbiła się na trzy mniejsze robociki, którym w dodatku z tułowia wyłoniły się 3 pary odnóży. Na ten widok dostałam dreszczy i tort cofnął mi się do gardła. Obrzydlistwo.
– O fuuu – skrzywił się Dan.
– Widać, że dzieło Kazariny – uznałam.
– Lepiej się cofnijcie – zwrócił się do nas Ren.
    Nawet nie protestowałam, widząc jak te skorpionowo – pajęcze gówna zapierdalają w naszą stronę. Ujęłam Dana pod ramię i zgodnie wycofaliśmy się do najbliższego dużego kamienia.


****

    Jane nigdy nie była nastawiona optymistycznie do życia. Wszak jedną z zasad egzystencji było to, że coś musiało się zjebać. Tak było, jest i będzie aż cały wszechświat trafi szlag.
    Ale takiego pogromu się nie spodziewała. Aranaut oraz Coredem już padli. Akane to trzymała się resztkami sił, lecz Jane nie miała jak jej pomóc, gdyż sama wraz z Marucho była zajęta bitwą przeciwko Stoice. Rudzielec bawił się w najlepsze, natomiast ona czuła coraz większą chęć, by kopnąć go w mordę.
– Oczekiwałem lepszych przeciwników niż kurdupel i jakaś dziewczyna – rzekł tym swoim piskliwym głosem.
– Kogo nazywasz kurduplem?! – oburzył się Marucho, aż okulary zsunęły mu się z nosa.
    Jane jedynie wywróciła oczami, używając kolejnej karty.
– Ulvida, Zdradliwa Powierzchnia!
    Ciało Ulvidy w sekundę zmieniło się w czystą wodą  i z głośnym chlupnięciem złączyło się z jeziorem. Stoica zamrugał kilka razy, po czym wydął policzki.
– No wiesz co? Tak uciekać przede mną?! – wydarł się, wymachując w kółko rękami. – Stawaj do walki.
– Nie bądź taki niecierpliwy.
– Jane – san? – Marucho uniósł brew. – Jaki masz plan?
– Ach, nie przejmuj się tym i atakuj – machnęła ręką.
– Hah! Ten krasnoludek nic mi nie zrobi! – zaśmiał się rudzielec. – Nie lekceważcie mnie tak! – Teraz w jego głosie pobrzmiewała złość.
    Jane westchnęła. Koleś miał wyraźnie problemy z kontrolowaniem emocji. Pstryknęła palcami, ciągle wpatrując się beznamiętnie w oczy Stoicy.
    Kosa Ulvidy zalśniła w słońcu, gdy ugodziła w Lythirusa, nim cała jej postać się wynurzyła. Strumyki wody spływały po jej suchej szacie, rozsiewając wkoło tęczowe refleksy. Stoica zrobił zdziwioną minę, gdy został zepchnięty do defensywy, lecz szybko się uśmiechnął. Lythirus osłonił się szczypcami przed kolejnym cięciem. Na boki sypnęły iskry.
– Akwimos, super moc...
– Nie tak szybko, kurdupelku – Gundalianin pomachał kartą. – Megalo Bariera!
    Siła ataku posłała zarówno Ulvidę i Akwimosa do form kulistych. Jane zagryzła wargę. Garra ugodził o ziemię, a Hawktora zalał deszcz pocisków.
    Poczuła lekki chłód w brzuchu. Przegrali. Naprzeciw nich ciągle stały trzy wrogie bakugany. Z samymi Gundalianami mogliby sobie poradzić siłą fizyczną – lub paralizatorem jak Aki – lecz nie z bakuganami. Oj nie.
– To było takie proste! – Kazarina ruszyła w ich stronę. Jej oczy niebezpiecznie błyszczały, co nie wróżyło niczego dobrego. – Potężni Wojownicy rozłożeni na łopatki!
– Druga osłona jest już nasza – wychrypiał Gill.
    Wtem Jane poczuła gwałtowną falę ciepła. Obejrzała się zdezorientowana. Ziemia pod jej stopami zaczęła drżeć coraz gwałtowniej.
– Co jest? – mruknęła sama do siebie.

   
****

    Ziemia wibrowała, czarne kule rozpryskiwały się nad naszymi głowami, Dharak ryczał wściekle, strumienie supermocy przecinały powietrze. Ogólnie bardzo komfortowa sytuacja, zwłaszcza gdy całą twoją obronę stanowił kamień. No ewentualnie moje tarcze, ale one były niewiele twardsze.
– Co zrobimy, jak w nas trafi? – spytał głupio Dan.
– Pójdziemy zatańczyć z jednorożcami walca – odparłam z ironią. – Oczywiście, że zdechniemy niczym homary wrzucane do gorącej wody.
– Niezbyt kusząca perspektywa.
– Noo, też nie rozumiem, czemu trzeba je wrzucać tam na żywca.
– Chodziło mi o śmierć, idiotko.
– Aaa, to też. Nawet testamentu nie mam, bo mój z telefonu jest nieaktualny.
  Dan pokiwał głową ze zrozumieniem, gdyż ta odpowiedź go nawet nie zdziwiła. Zerknął na naszą kamienną tarczę.
– Teoretycznie możemy je wykuć tutaj, tylko czym?
– Szukaj jakiegoś małego kamienia, może da radę.
    Poszukiwania i tą absurdalną (ale kogo to dziwi) konwersację przerwał Linehart uderzający o ziemię. Ren padł koło niego. Ołł, to musiało zaboleć.
– To by było tyle z testamentu – stwierdziłam, a Dan rzucił się do sprawdzenia co z Krawlerem.
– Ren, stary! – wykrzyknął. – Nie dasz rady sam!
– Muszę! – wycharkał Gundalianin i z pomocą Dana się podniósł. – To nasza walka!
– Dokładnie – zgodził się Linehart.
– Naiwny dzieciaku! – zarechotał Barodius z góry. – Wcześniej myślałem, że będziesz dla mnie dobrym wojownikiem, ale teraz widzę, jaki jesteś bezwartościowy. Nawet nie umiesz wydobyć mocy z Lineharta. Twoje idiotyczne marzenie o życiu w słońcu nigdy się nie spełni, rozumiesz?! Na zawsze pozostaniesz w mroku!
    Zmrużyłam oczy. Nie darzyłam Rena miłością, to było oczywiste, ale ten gościu był tak wkurwiający, że zaczęłam mu współczuć życia pod jego tyranią. On o nic nie dbał poza czubkiem własnego nosa.
– Nie słuchaj go, Ren – odezwał się Linehart.
    Poczułam gorąco takie jak przy mocy, lecz jej nie używałam. Wyraźnie wydobywało się ono z bakugana. Przechyliłam głowę. Co to miało znaczyć?
– Dawałeś mi nadzieję przez te wszystkie lata w podziemiach. Znosiłeś każdą trudność. Teraz pozwól, że ci się odwdzięczę.
    Z każdym słowem bakugana otaczała coraz większa jasność.
– Pamiętaj, Ren. Wydostaniemy się z łańcuchów tego mroku. Pamiętaj!
    Wtedy moc uderzyła. Gwałtowna i surowa fala energii rozprzestrzeniła się w każdą stronę świata. Niewiele myśląc, padłam na ziemię, ciągąc za sobą Dana. Wszystko przed nami się rozmywało, tonąc w jasności. Każdy skrawek ziemi drżał. Miało się wrażenie, że wszystko wypełnia czysta energia, która pulsowała coraz mocniej i mocniej.
    Jak nie nasza głupota i Dharak, to to. Czemu nagle wszystko chciało nas zabić?!
– Co się dzieje? – wydusił Dan, osłaniając twarz przed strugami piasku.
– Linehalt uwolnił zakazane moce! – odparł Drago. – Jeśli nie przestanie, rozerwie wszystko na strzępy!
    Dla mnie to wyglądało, jakby wszystkie żywioły złączyły się w jeden i walczyły w środku o dominację. Nie było początku i końca. Każda fala wyduszała powietrze z płuc i wciskała mocniej w ziemie. Oczy łzawiły od światła. Głosy ginęły w ogłuszającym pulsowaniu.
– PRZESTAŃ! – wrzask Rena poniósł się słabym echem.
    Uderzenie. Nagły bicz sprężonego powietrza ugodził w nas, posyłając kilka metrów dalej. I wtedy nagle energia rozpłynęła się. Otworzyłam szeroko oczy, masując obolałą głowę.
– O matko słodka – wymamrotał Dan, unosząc się na łokciach.
    Rozległ się ryk. Poderwaliśmy głowy, pełni najgorszych obaw i ujrzeliśmy mechanicznego smoka, który po chwili rozpłynął się w kolorowym świetle. Co to było, do cholery?!
– Czy ja mam zwidy, Jess? – szepnął Dan.
– Też bym chciała wiedzieć – westchnęłam.


****

    Z pozytywów to moc Linehalta rozwaliła też Gundalian oraz ich statki, przez co musieli się wycofać. No i Wojownicy oraz laski w końcu nas znaleźli, bo ciężko było nie zauważyć nagłego uderzenia energii. Jednak z negatywów to drugą osłoną wzięła cholera.
– Przepraszam – odezwał się Ren, siedząc na jednym z kamiennych odłamków. – Moja rodzina od wieków musiała strzec bakuganów ciemności. Jednak nie mieliśmy pojęcia, jaką władają mocą. Ale teraz widzę. Dlatego powinienem was zostawić. Tak będzie bezpieczniej.
– To nie twoja wina z tą osłoną, stary – odparł Dan. – Zresztą to niebezpieczne dla ciebie, by być samemu. Mówiłem, że jesteśmy kumplami, więc idziesz z nami, dobra?
– Ale... – Ren wyglądał na zagubionego. – Nawet po tym wszystkim, co zrobiłem? Jak was zdradziłem?
– Teraz ocaliłeś mi i Jess życie, więc nie ma o czym mówić – uśmiechnął się Kuso. Skinęłam głową na potwierdzenie. – W pałacu Neathian będzie ci lepiej. Nie, Fabia?
    Powstrzymałam chęć, by uderzyć się w czoło, bo Dan jako jedyny chyba nie wyczuł wrogiej, delikatnie rzecz ujmując, aury Sheen, gdy patrzyła na Rena. Oczy dziewczyny były zimne, a usta zaciskała w cienką linię. Nie dziwiło mnie, że nienawidziła Gundalian absolutnie.
– Dan... – przełknęła ślinę. Wyprostowała się. – ja mu nie ufam.




No to szybko, rozdział długi, ale zakrył 2 odcinki i nawet nie tak źle się go pisało. Nieco Aki z Gusem, hyhy, troskliwy Keith, Dan i Jess odpierdalają po swojemu. W następnym nieco Vestalii, Fabii i jej kryzysu i myślę, że może coś z Jess, ale kto wie. Generalnie bliżej jak dalej jesteśmy!
Odmeldowuje się!

2 komentarze:

  1. No cóż ma już instynkt, biedak jeden XDDD
    Keith: *pije kawę*
    Jess: *drapie się po głowie* Hehe...
    Keith: Zdaje się, że miałaś siedzieć na 4 literach *mruży powieki*
    Jess: To Dan pociągnął za wajchę!
    Dan: Spadaj! Ty się dałaś wyciągnąć
    Jess: Kurwa, pomagaj mi a nie! ;-;
    Akane: Dlatego ja zawsze dyplomatycznie odpowiadam
    O tak wypełzłby i wyciągnął Jess za ucho z Neathii XDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic prostszego xD Ta by się szarpała, Helios osłaniał tyły, a Barodius zastanawiał, co ty się odpierdala

    OdpowiedzUsuń