sobota, 25 lipca 2020

S2 Rozdział 45: Nić porozumienia


   Spokojne wieczory w domu Ferminów były niemal regułą. Ani Keith ani Mira nie należeli do osób głośnych i umieli wzajemnie szanować swoją przestrzeń. Ponadto często zdarzało się, że jedno z nich siedziało w laboratorium, na wykładach, randce – nie trzeba wspominać któremu z nich niezbyt się to podobało – więc mijali się gdzieś w drzwiach. Dlatego takie wieczory jak te, gdzie spędzali czas razem, zdarzały się rzadko.
    Śnieg delikatnie sypał za oknem, przykrywając dachy białym puchem, elektroniczny czajnik szumiał cicho, w wyniku czego Keith czuł się dziwnie zrelaksowany. Jeśli miał być szczery sam ze sobą, to od czasu dołączenia do Vexosów i przekonania się, że to wybitnie upierdliwa banda, rzadko pozwalał sobie choćby na krótkie odprężenie. „Służba” królowi, próba zdobycia rdzenia, moc Jessicy, walka z Zenoheldem, potem próba ogarnięcia Vestalii i własnego życia. Papierosy niemal wypadały z popielniczki, łeb go bolał niesamowicie od wycia Shadowa (co ten kretyn nazywał śpiewem), a nerwy przypominały splątane słuchawki. Wspomnienia Gusa wpatrującego się w niego niczym zatroskana matka i próbującego grzecznym głosem wymusić na nim dodatkową godzinę snu ciągle były niczym żywe.
– Wyglądasz na szczęśliwego, braciszku – głos Miry wyrwał go z fali nostalgii. Przeniósł na nią wzrok, kiedy kładła kubek z kawą na stoliku. Uśmiechnęła się, przymykając oczy. – O czym myślisz?
– O wszystkim, co wydarzyło się do tej pory – odparł. – Przede wszystkim za czasów Vexos.
    Na moment uśmiech Miry ustąpił miejsca stropieniu.
– Oh – mruknęła, próbując to szybko zamaskować.
    Westchnął. Ten temat ciągle stanowił dla ich dwójki cienki lód i wcale nie obwiniał za to siostry. Zrobił wtedy kilka wątpliwych moralnie rzeczy, łamiąc jej serce.
– Wiem, że nie byłem dobrym bratem – powiedział i ujął ją za nadgarstek, gładząc delikatnie kciukiem jej dłoń. – Popełniłem błędy, będąc zaślepiony własnymi marzeniami i egoizmem – Kącik ust mu drgnął. – Ale jakby nie patrzeć doprowadziło to nas do tego momentu. I szczerze to tego nie żałuję – Spojrzał jej prosto w oczy.
    Mira rozluźniła się i skinęła głową. Nie musiał nic więcej mówić. Doskonale zrozumiała z tych kilku słów, o co mu chodziło.
– Ważne, że jesteś w domu – uznała.
– Zmieniając temat, to jak idą twoje projekty? – spytał i podniósł kubek z kawą, upijając kilka łyków.
– Mój promotor już mi niemal wisi na głowie, choć są prawie skończone i zostało jeszcze półtora miesiąca – westchnęła. – W ogóle to dobrze mówiłeś, że pan Lavell wymaga absolutnej perfekcji, zwłaszcza we wtorek, kiedy...
    Dobre pół godziny upłynęło im na rozmowie, podczas której uzupełniali informacje o sobie z minionego tygodnia lub poruszali zwyczajne tematy (choć o Ace’ie Mira kamiennie milczała, ale Fermin zanotował sobie w umyśle, by się temu przyjrzeć), ciągle naprawiając ich dawną więź. Keith przez cały czas czuł to przyjemne rozluźnienie, aż do czasu gdy Mira udała się do łazienki wziąć prysznic. Sięgnął po swój laptop i wtedy coś jakby zaswędziało go w umyśle. Czegoś brakowało. Zmarszczył brwi. O czymś zapomniał.
    Przez chwilę wpatrywał się uważnie w laptop, aż zaświeciła mu się lampka. Komunikator! Podniósł się i wyciągnął z kieszeni płaszcza zapasowy, bowiem oryginał ciągle miał Grav i wybrał jego numer.
– Mistrzu! – powitał go głos Gusa po zaledwie jednym sygnale.
    Przewrócił oczami. Litości, minął już rok, a Grav ciągle nie umiał przestać go tak nazywać. Z jednej strony łechtało to jego ego, lecz z drugiej inni ludzie w laboratorium robili dziwnie miny i doskonale wiedział, o czym myśleli i wcale mu się to nie podobało.
– I co powiedziała, Gus? – spytał prosto z mostu.
– Emm – Grav się zawahał.
    Kurwa. Wiedział, co oznaczała ta przerwa u Gusa. Szukał jakiś ładnych słów, by przypadkiem go nie zdenerwować. Czyli Jess coś zrobiła. Oczywiście. Nie umiała usiedzieć na dupie, tylko zaraz się gdzieś rwała, puszczając wszelkie przestrogi uszami. Zacisnął palce na przegrodzie nosa. Całe uczucie rozluźnienia i spokoju w sekundę z niego uleciało.
– Nie szukaj eufemizmów, Gus, tylko mów, co się dzieje – zażądał ostro, czując, że zaczyna go brać szlag.
– No ogólnie to odebrała Akane.
     Brwi Keitha podjechały pod czoło. Wspaniale. Jeszcze brakowało mu tej idiotki do kolekcji.
– Na Neathii toczy lub toczyła się bitwa z tym Zgromadzeniem Dwunastu i Jess nie miała jak odebrać, ale potem oddzwoni – zrelacjonował Gus. – Powiedziałem o Reiko i tym zestawie bojowym.
    Walić fakt, że cholera powinna się trzymać z daleka od otwartej walki. Ta wersja od Akane coś była za prosta. Na pewno czegoś nie dopowiedziała. Był o tym przekonany. W końcu Japonka podałaby mu herbatę doprawioną cyjankiem i nawet przy tym nie mrugnęła, więc powiedzenie mu prawdy stawało na równi z niemożliwym. Ale skoro Jess ma dziś oddzwonić, to dobrze, on poczeka i wydusi z tej cholery prawdę.
– Dzięki, Gus – odparł. – Oczekiwałem dłuższych relacji, ale widać nie są mi dane.
– Nie ma sprawy, mistrzu. I emmm...wszystko dobrze? Brzmisz trochę dziwnie...
– Wszystko w jak najlepszym porządku, Gus. Za chwilę przyjdę po mój komunikator – pożegnał się szybko i rozłączył.
    W rzeczywistości najchętniej kogoś by udusił. Brew już mu drgnęła kilka razy w nerwowym tiku. Tylko czego on się spodziewał? Jessica to Jessica, a w połączeniu z Danem Kuso stanowiło to przepis na katastrofę absolutną.
    Następnym razem po prostu przykuje ją do siebie i będzie po problemie.


****


– Nie, nie dam się tak łatwo przekonać! Ren powinien być tu z nami! – Dan wydął policzki, machając rękami dla podkreślenia swoich słów.
    Jego kłótnia z Fabią ciągnęła się już do dziesięciu minut. Powodem był fakt, gdyż w trzeciej osłonie – druga zrobiła w końcu salut – zamontowano barierę genetyczną, więc Gundalianin nie mógł przejść i pozostał na pustkowiu. Oczywiście nie spodobało się to Kuso, co wywołało ową dyskusję.
– Jakie niby mamy gwarancje, że nas nie zdradzi? – żachnęła się Sheen. – Że to nie pułapka? Już raz daliście się złapać, mam ci przypominać?
– Ale teraz jest inaczej! Przeciwstawił się Barodiusowi! Ocalił mi i Jess życie. Wiem, co widziałem! Ren się zmienił, prawda Jessie?! – Rzucił na mnie błagalne spojrzenie, szukając pomocy.
   Odchrząknęłam. Moje gardło przypominało papier ścierny. Niech szybko kończą, bym mogła się napić.
– To prawda, Krawler nam pomógł – Pokiwałam głową i spojrzałam na wyraźnie wyprowadzoną z równowagi Fabią, która zacisnęła mocniej szczęki. Nie lubiłyśmy się i nie ufałyśmy sobie, więc byłam marnym pomocnikiem, ale no cóż. – Barodius nie wyglądał, by to planował, dlatego myślę, że Ren zrobił to z własnej woli. Ponadto przydałby się nam ktoś obyty w tamtych terenach.
    Dan westchnął z ulgą, lecz Fabia potrząsnęła gwałtownie głową. Grzywka opadła jej na oczy.
– To ciągle Gundalianin – powiedziała zimnym głosem i zacisnęła pięści. – Oni na nas napadli. Ren był bliskim podwładnym cesarza. Nie pozwolę mu postawić stopy w tym pałacu!
– Fabia, błagam, przecież on tam może zginąć – odezwał się lekko drżącym głosem Marucho. – Jest możliwość, że Zgromadzenie Dwunastu wróci, a wtedy będzie łatwym celem.
    Twarz Fabii w ułamku sekundy zmieniła się z pełnej furii na pobladłą. Przełknęła ślinę i z lekkim świstem wciągnęła powietrze. Oczy jakby jej się zaszkliły. Zmarszczyłam brwi. Co się stało?
– Fabia... – Królowa Serena podniosła się z tronu.
– Nie – odparła Fabia stanowczym tonem. Zadrżała lekko. – To moja ostateczna decyzja. Wy naprawdę nie macie pojęcia do czego... – Głos jej się nieco załamał. Zaczerpnęła łapczywie powietrza. – Gundalianie są zdolni.
    Ledwo wypowiedziała te słowa, obróciła się na pięcie i wypadła z sali tronowej. Strażnicy szybko odskoczyli, by nie zostać staranowanymi.
– Czekaj, Fabia! – Dan już miał biec, gdy znów rozległ się głos Sereny.
– Nie, pozostańcie tutaj – Królowa westchnęła, znów siadając. – Fabia musi się uspokoić, a ja wam coś wyjaśnić.
    Odwróciliśmy się jak jeden mąż w jej stronę. Nawet Aki, która podczas kłótni wodziła dookoła niewidzącym wzrokiem, wróciła do rzeczywistości. Neathianka ułożyła dłonie na kolanach, a jej twarz spochmurniała. Atmosfera zgęstniała.
– To oczywiste, że każdy Neathianin żywi urazę do Gundalii. To nasi agresorzy – zaczęła. – Jednak powody Fabii są dużo głębsze i bardziej osobiste – Odetchnęła. – Moja siostra była zaręczona.
    Usłyszałam głuche uderzenie serca, po czym zimno rozchodzące się od dołu brzucha. Shiena ścisnęła mnie lekko za dłoń.
– Nazywał się Jin i był jednym z dowódców naszej armii. Na początku inwazji zginął podczas bitwy z Kazariną.
    Nikt się nie odezwał, choć Dan wyraźnie pobladł, a reszta wyraźnie się spięła.
– Oczywiście załamało to Fabię, ale była jeszcze jedna rzecz – Serena spojrzała na Drago siedzącego na ramieniu Dana. Choć jej twarz była poważna, to w kącikach oczach gościł smutek i żal. – Aranaut. Bakugan Jina. Został zabrany przez Kazarinę do swojego laboratorium i poddany jej wymyślnym torturom, w skutek czego stracił pamięć o nim. Fabia pomimo mego zakazu wdarła się do gundaliańskiego pałacu i go uratowała. Jako pamiątkę. Wspomnienie Jina. Jedyne, co po nim pozostało.
    Kamienna maska na moment pękła i królowa ukryła twarz dłoniach. Nie rozpłakała się, lecz ból odbity na jej twarzy był wystarczająco rozdzierający. Mimo ogromnego kryształowego tronu, bogatych szat i korony głowie przypominała teraz bardziej kobietę przybitą okrucieństwem wojny niż dumną królową. Szybko jednak się pozbierała i znów przybrała neutralną minę.
– Dlatego proszę was o zrozumienie, jak ciężko jest teraz Fabii. Ona potrzebuje czasu.
– Rozumiem...My...ja nie wiedzieliśmy – wydusił Dan.
– To oczywiste – Serena skinęła głową. – Teraz proszę, idźcie wypocząć. To był ciężki dzień.
    Bez słowa opuściliśmy pomieszczenie. Przełknęłam znów ślinę, tym razem oprócz tarcia czując też ucisk. Nie zrozumcie mnie źle, opowieść Sereny nie sprawiła, że z miejsca pokochałam Fabię. Daleko od tego. Ale...
   Spuściłam wzrok. Dłonie mi lekko drżały.
    Doskonale rozumiałam część jej uczuć.
– Będę musiał porozmawiać z Fabią – stwierdził Dan.
– Powinieneś dać jej czas – wtrącił Shun. – Ciągle jest wstrząśnięta i pewnie chce spokoju.
– Za kogo ty mnie masz? – Kuso się obruszył. – Wiadomo, że...
– Jesteś łbem, Kuso, więc lepiej było się upewnić – ucięła go Aki.
    Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
– W sumie to dawno nie słyszałem wyzwisk od ciebie.
– Och, tęskniłeś?
– Jasne, każdy marzy o byciu twoim workiem treningowym.
– Spokojnie, skoro pewnie spędzimy jeszcze dużo czasu razem, to zobaczę, kim poza spierdo...
– Dość – mruknęła Jane i trzepnęła Akane w łepetynę. – Jak chcecie się wyzywać, to proszę bardzo, ale gdzieś na uboczu, bo mi głowa pęka po tym dniu.
– Psujesz zabawę, Jane – chan – Akane wydęła usta. – Ach! Kurwa, zapomniałam! Jess!
    Jej słowa od razu mnie zaalarmowały, bo to nigdy nie zapowiadały niczego dobrego. Japonka wygrzebała z kieszeni kurtki komunikator i wręczyła mi.
– Spectra dzwonił – oznajmiła. – Znaczy Gus, ale i tak kazał oddzwonić. Bo tam powiedziałam, że no bitwa, ty walczysz i nie możesz.
    Moja mina przywodziła na myśl, jakbym trzymała w dłoni bombę. I zasadniczo to pasowało, bo już czułam tą radość Spectry na wieść, że sobie walczyłam, choć on kazał mi się nie wychylać. Ciekawe czy na Vestalii robią ładne pogrzeby?
    Ciągle zagapiona w narzędzie nieszczęścia, nawet nie usłyszałam sugestywnego komentarza Dana, cytuję „ Spectra nawet tak często nie chciał mojego Drago, co dzwoni do Jess” ani nie ujrzałam, jak Akane zmierza na niego z pięściami, gdy doczepił się Gusa.
– Jak tak pomyślę, to już podczas Zenohelda wydawałaś się nim zainteresowana.
– Ty chyba straciłeś resztki swojego orzeszkowego mózgu, Kuso – warknęła Aki, biorąc zamach.
    Czy do ciosu w mordę doszło, to nie wiedziałam. Bowiem ruszyłam tępo do swojego pokoju. Ledwo udało mi się uniknąć śmierci od bakugana, to czekał mnie Spectra.
   Niech ten dzień się już skończy, bo serio zejdę, ale za stresu.


****


       Małe westchnienie ulgi wydostało się z ust Fabii, kiedy w swojej neathiańskiej formie padła na łóżko. Biała sukienka stanowiła cudowną i wygodniejszą odmianę od ciasnego munduru, co pozwoliło jej na swobodne rozłożenie się na całym materacu.
    Całe zmęczenie delikatnie zelżało, ale ciągle czuła złość.
– Księżniczko, jesteś pewna swojej decyzji? – spytał Aranaut i przycupnął na podłokietniku.
    Zerknęła na niego i znów ścisnęło ją serce. On nie pamiętał i chwilami tego mu zazdrościła. Wtuliła nos w poduszkę.
– Aranaut, ja mu nie zaufam – Zacisnęła dłoń na prześcieradle. – To Gundalianin.
– Jednak Dan mówił, że się zmienił. Porzucił Barodiusa. Może być dla nas naprawdę cennym sojusznikiem.
    Przymknęła powieki. Nawet jeśli to zrobił, to czy będzie umiała pozbyć się tego dręczącego kłucia w sercu? Spojrzeć Krawlerowi w twarz i nie zechcieć mu w nią napluć? Bo problem nie było to, komu służył. Nie. Problemem było to, kim był.
    Choć wiedziała, że nie wszyscy Gundalianie robią to z własnej woli i są jedynie wykorzystywani przez władcę, to jakaś mroczna część jej duszy widziała ich jako potwory, które zasługiwały na zniknięcie. Na jej nienawiść. Za te wszystkie krzywdy. Za zrozpaczone twarze, zniszczone miasta, odebrane życia. 
   Jin...
    Nabrała powietrza. Co powinna zrobić? Jaka decyzja będzie najlepsza, a zarazem nie rozedrze jej na kawałki?
– Pamiętaj, że zawsze będę cię wspierał – szepnął Aranaut.
    Mówisz tak jak twój poprzedni wojownik, pomyślała, z trudem opanowując płacz. Podniosła się i wyszła z pokoju na balkon widokowy. Promienie zachodzącego słońca padały na balustradę, tworząc długie cienie na podłodze. Rozejrzała się. Było tak spokojnie i przyjemnie, że aż ciężko było uwierzyć, że zaledwie godzinę temu toczyła bitwę ze Zgromadzeniem Dwunastu.
    Odchyliła rękaw sukni i kliknęła w zegarek. Wizerunek Jina od razu pojawił się przed nią. Łagodny uśmiech i ciepłe spojrzenie zatrzymane na wieczność w czasie. Łzy same zebrały jej się w kącikach.
– Chyba pierwszy raz coś o tobie rozumiem.
    W pierwszej sekundzie myślała, że to Heather, gdy przypomniała sobie, że to zdrajczyni. Wyłączyła obraz i spojrzała na bok. Jakim cudem nie usłyszała kroków księżniczki Vestalii?
    Zmarszczyła brwi. Dziewczyna jasno powiedziała jej na początku, że nie powinny wchodzić sobie w drogę i tak było do tej pory. Więc czemu nagle przyszła tu do niej?
– O czym mówisz? – spytała niepewnie.
– O tym – Wskazała na jej zegarek. – Twoja siostra opowiedziała nam, co się stało.
– Och – Tyle zdołała z siebie wydusić. – Więc ty...  – Zamrugała gwałtownie, urywając zdanie.
    Zaraz, przecież Jessica przybyła tutaj z tym Vestalianinem. Może wyciągnęła zbyt pochopne wnioski? Choć wyglądali na bliskich sobie...
    Jess oparła się o balustradę koło niej. Wiatr rozwiał jej włosy, odsłaniając znak Darkusa na ramieniu.
– Ja i Spectra jesteśmy razem – powiedziała spokojnie. – To się stało wcześniej. I choć było inaczej, to rozumiem, że nie chcesz wybaczenia, lecz zemsty.
– Nie – Potrząsnęła głową. – Nie chcę tego czuć. Nie powinnam tego czuć. Bo... – Słowa uwięzły jej w gardle.
    Bo nie chcę stać się jak oni.
– Nie dostrzegam nic złego w złości – Jessie wzruszyła ramionami. – Ale to fakt, że potrafi oślepić i zniszczyć – Pokiwała głową.
– Czego ode mnie chcesz, Jessie? – westchnęła. – Nawet jeśli wiesz, co czuję, to to już jest za tobą, a ja ciągle się z tym mierzę.
– Dan mówił prawdę o Renie – rzuciła dziewczyna jakby w przestrzeń, po czym odwróciła się przodem do niej. – Jesteśmy inne. Mamy inne spojrzenie na świat i system wartości. Ale to nas łączy. Ból straty i jego następstwa.
– I co w związku z tym?
– Dlatego myślę, że wiem, jak ci pomóc. Pragniesz spokoju i pewności, że możesz zasklepić blizny, prawda? Znalezienia komfortu.
   Fabia nie ufała w tym momencie własnemu głosu, więc jedynie skinęła głową.
– Nienawidzisz Gundalian, bo widzisz ich jako morderców i tych, co odbierają. Więc może jeśli udowodnią ci, że też potrafią być dobrzy, że posiadają też inne wartości niż szerzenie chaosu, to uda ci się znaleźć ukojenie? Albo chociaż zmniejszy to twoją nienawiść.
– Skąd wiesz, że to zadziała? – mruknęła, zaciskając lekko pięści. Wiedziała, co dziewczyna przez to sugerowała. Spotkanie z Renem.
– Nie wiem – przyznała dziewczyna. – Ale mam wrażenie, że do pogodzenia się z czyjąś ciemnością, trzeba też dostrzec jego światło. I choćby spróbować ocenić czy jest tego warte. To tyle.
    Jessie odepchnęła się od balustrady. Brązowe kosmyki na sekundę rozsypały się w powietrzu, by opaść na plecy. Twarz miała gładką beż żadnej uniesionej brwi czy innego wyrazu zniesmaczenia lub irytacji.
– Dlaczego? – Zaczęła skubać rękaw sukni. – Dlaczego mi to mówisz?
    Spojrzała na nią przez ramię. W jej wzroku coś ją uderzyło. Zrozumienie.
– Bo przypominasz mnie sprzed 2 lat – rzekła. – I sprzed pół roku – dodała ciszej.
    Odeszła. Płaszcz załopotał, kiedy skręciła i zniknął. Fabia poczuła, jakby na moment opuściły ją siły i opadła całym ciężarem ciała na balustradę. Może ona miała trochę racji? Powinna spróbować?
    Objęła palcami kształt Aranauta.
    Chyba nie zostało jej nic innego.


****

    Fludim wiercił mi dziurę w głowie przez całą drogę do pokoju. Czy wynikało to z faktu, że chciał mnie opieprzyć za zwlekanie na odpowiedzenie Keithowi, tego nie wiedziałam. Ale zaczęło mnie to nieco irytować.
– Mam coś na twarzy? – westchnęłam, patrząc na niego z ukosa.
– Patrzę czy to na pewno ty.
    Podniosłam brew.
– Co to niby ma znaczyć?
– Wreszcie porozmawiałaś z kimś jak dorosła! Bez głupot czy jakiegoś zbędnego zbaczania z tematu! I to spokojnie! – wyrzucił z siebie, wyglądając na szczęśliwego
    Przejechałam dłonią po twarzy. Dawno mu się w sumie nie włączył tryb dumnej matki kwoki.
– Dlatego właśnie się zastawiam czy to przez to, że za mocno się uderzyłaś, jak spadłaś z pojazdu Drago czy ktoś cię podmienił.
    Ahhh, no tak. Tego też nie mogło zabraknąć.
– Chyba najwyższy czas, bym użyła na tobie super glue – stwierdziłam zimno.
– No co? To odbiega od rutyny!
– Nie jestem aż tak głupia, by nie przeprowadzić rozmowy, ty nadopiekuńcza kulko – sarknęłam.
– Brzmi to nieco ironicznie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że szybciej pogadałaś z Fabią niż swoim boyem – powiedział, pusząc się dumnie.
    Zagięłam palce w szpony, zastanawiając się czy zdołam go udusić samym wskazującym. Westchnęłam. Jednakże maruda miała rację, im dłużej będę zwlekała, tym większa szansa, że Spectra tu przyleci, a wtedy chroń się panie, nic mnie nie uratuje.
   Padłam plackiem na łóżko i wybrałam numer Spectry. Kurna, ostatnimi czasami coś często to robię, czyżby nasza relacja ewoluowała?
    Pomińmy milczeniem z jakiego powodu najczęściej nasze rozmowy się toczyły.
    Jeden sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Zmrużyłam powieki. Znając życie i jego, to pewnie teraz siedział w laboratorium i ani mu się śniło odbierać.
– Łaskawie dzwonisz – odezwał się nagle. Drgnęłam zaskoczona.
– Gus mówił, bym oddzwoniła, więc to robię – westchnęłam. – A ty zawsze wesoły od rana jak zawsze
– Miło się walczyło? – spytał ironicznie, ignorując przytyk. – Zwłaszcza, gdy miałaś się nie wychylać?
– Owszem, atrakcje były niesamowite – zgodziłam się, gdyż to była prawda. Nie codziennie włóczy się po nocy w lesie z morderczymi roślinami, a potem wpada na władcę wrogiej planety!
– Czemu Akane miała twój komunikator?
– A czemu by nie?
– Trochę to dziwne, nie sądzisz? Po cholerę miała go brać, jeśli ty zapomniałaś?
– Bo wyczuła, że zechcesz mi truć łeb, a gdyby nikt nie odebrał, to byłbyś jeszcze bardziej podejrzliwy.
– Ja jestem podejrzliwy? Mam do tego jakieś powody?
    Wywróciłam oczami. Kpina niemal sączyła się przez komunikator, bo Spectra się wyśmienicie bawił. Wystarczyło jedno złe słowo i już nabijał kogoś na widelec. Normalnie to wspaniała umiejętność na wrogów, ale czemu ja musiałam padać tego ofiarą?
– Absolutnie nie, ale zapomniałam, że lubisz się bawić w nadopiekuńcza nianię – warknęłam.
– Zrobiłaś coś z Danem, prawda?
– Czy to zazdrość?
– Co? – spytał. Wreszcie udało mi się go zbić z pantałyku! – Jeszcze czego. Nie, ale to najbardziej logiczna odpowiedź. Wasza dwójka jest nieprzewidywalna.
    Pokiwałam głową, bo tu nie było się z czym sprzeczać. Nikt by nie przewidział tej wajchy w kuchni ani wbicia Barodiusa akurat tam, gdzie byliśmy.
– Zresztą nie wybrałaś wideo, które tak lubisz, bo pewnie twój wygląd budzi wątpliwości – dodał.
    Zerwałam się do siadu i zaczęłam oglądać uważnie komunikator. Tu są jakieś kamerki na styl lustr weneckich, że ja nic nie widzę, a ten gnój wszystko?! Jak nic nie dostrzegłam mym sokolim wzorkiem, to zaczęłam się rozglądać po pokoju. W sumie to by mnie nie zdziwiło, to był Spectra. No i nie włączę teraz wideo, bo mowy nie było, bym zdążyła pozbyć się liści z włosów, drobnych zadrapań i błota w przeciągu kilku sekund.
– A twój brak odpowiedzi wszystko potwierdza.
– Dobrze się bawisz, co? – syknęłam. – A co jeśli powiem, że wszystkie twoje wnioski są błędne i jesteś zwyczajnie nadopiekuńczy?
– Cóż, na chwilę obecną będę zmuszony ci uwierzyć.
   Ta, ta, a Akane wyzna Gusowi miłość. Kpił sobie dalej w najlepsze. Wypuściłam ciężko powietrze.
– I tak jesteś panikującą matką – burknęłam. – Ale no dobra. Spotkaliśmy Barodiusa.
– Ja pierdolę – mruknął.
   Zagryzłam wargę, by nie parsknąć śmiechem. Keith rzadko przeklinał, także to było spore osiągnięcie.
– Ale nic takiego się nie stało – dodałam. – W sumie to Ren z nim walczył i użył tych mocy Linhelata, przez co tamten dziad spieprzył.
– Jakich mocy? – zainteresował się gwałtownie Spectra.
– Jakiś zakazanych – wzruszyłam ramionami. – Potężne są, bo wszyscy Gundalianie się wycofali i zmiotło drugą osłonę.
– Hmmm – zastanowił się. – Coś jak te Tytana?
    Poczułam gwałtowny skurcz w żołądku.
– Wątpię, musiałbyś spytać sę Reiko.
– Właśnie problem w tym, że od dawna nie wychodzi ze swojej komnaty. Nie mówiła ci nic przed odjazdem?
– Nie, zachowywała się normalnie jak na swoje standardy. Myślisz, że to sprawka Tytana? – zaniepokoiłam się. Brakowało mi tej kreatury do pełni szczęścia.
– Pojęcia nie mam, ale wolę powiadomić twojego brata
– Dobra – Skinęłam głową.
– Poza tym tak jak mówił Gus przesłałem ci nowszy model zestawu bojowego – ciągnął. – Tylko tym razem go przetestuj, nie wal na oślep.
– Dobrze, dobrze, zapamiętam.
   Nagle się spostrzegłam, że to jedna z naszych najdłuższych rozmów tak przez komunikator. Czyżbym zaczęła zmiękczać Spectrę Phantoma? Ha, klękajcie narody, jeśli dokończę swojego dzieła, to...
– Muszę kończyć, więc postaraj się niczego nie zniweczyć – powiedział, niszcząc piękne wizje przyszłości.
– Okej, miej oko na Reiko.
    Pożegnaliśmy się, po czym zdecydowałam się wreszcie ogarnąć swój wygląd. Wyciągnęłam z pękatej szafy koszulkę i sportowe szorty i udałam się łazienki. Ciekawe, czy uda mi się rozczesać ten kołtun bez wołania na pomoc Aki?
    Po około dwudziestu minutach, już byłam umyta, lecz toczyłam nierówną walkę z włosami. Lewa strona poszła gładko, jednak prawa nie chciała się poddać. Kurwa, Aki miała rację, żeby brać te olejki do włosów. Oj głupia ty Jessica, oj głupia.
   Wtem drzwi od łazienki walnęły o ścianę i otumaniona zostałam wyciągnięta przez radosnego Dana z pokoju. Rzucał jakimiś okrzykami i gestykulował ożywczo, strącając jakąś wazę, ale kto by się tam przejmował.
– Jeny, Dan, o co chodzi?
   Niemal wrzucił mnie do Sali tronowej i jak w memie zaprezentował mi Rena stojącego w stroju Rycerzy Królewskich.
– Ren do nas dołączył! – wykrzyknął, szczerząc zęby.
– Hej – Krawler uśmiechnął się niepewnie.
   Skinęłam głową i zerknęłam na Fabię. Ta wykonała jakiś dziwny gest ni to ukłon ni dygnięcie chyba jako znak podziękowania.
    Chyba powoli zaczęło się układać.
  
   



 Nic nie poradzę na robienie soft!Spectry przy Mirze czy Jess, i'm sorry not sorry XDDD Ale spokojnie on jeszcze dowali w tej części, bo teraz lecimy moim rytmem. Coś próbowałam Fabię ukazać, możliwe, że nędznie wyszło, but it is what it isss. Czy jej rozmowa z Jess wyszła, to też nie wiem XD Ogólnie miłość Spectry do Akane bije po oczach i vice versa, no i przydałoby się coś więcej o Gusie i Kenjim popisać. Generalnie długi rozdział znów. No.
Odmeldowuje się!


3 komentarze:

  1. A no pewnie będą, ale póki co życie biedacy mają zawalone innymi sprawami. Z jednej strony też go lubię, ale z drugiej nie chce zbyt drastycznie zmieniać charakteru xD Fabia to Fabia, czasami coś wspomnę, by nie było, a Ren to pokrzywdzone dziecko xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Niee, w życiu z niego tego nie zrobię, spokojnie XDD A jak, że się troszczy tylko po spectrowatemu
    Aki: Z dziećmi też tak będzie? -_-
    Who knows, przy dzieciach łatwo stracić głowę XD Hahahah, Jess by szybciej sypnęła brokatem na siebie i oznajmiła, że gwiazda przybyła XD W japońskiej wersji ma akurat git głos, ale ciągle jej nie cierpię, bo jest tępa XDDD Nieee, Shun z Alice to jedyny słuszny ship!

    OdpowiedzUsuń
  3. XDDDDDDDDD już ich widzę z rybkami, hahahaha. Fabia ehhh no nie ma charakteru według mnie, ale to też kwestia gustu XD Nooo, zjebali w 2, że praktycznie Alice nie było, a potem wgl zniknęła XDD Ale ja się postaram im dać jakieś momenty

    OdpowiedzUsuń