Spokojne wieczory w
domu Ferminów były niemal regułą. Ani Keith ani Mira nie należeli do osób
głośnych i umieli wzajemnie szanować swoją przestrzeń. Ponadto często zdarzało
się, że jedno z nich siedziało w laboratorium, na wykładach, randce – nie trzeba
wspominać któremu z nich niezbyt się to podobało – więc mijali się gdzieś w
drzwiach. Dlatego takie wieczory jak te, gdzie spędzali czas razem, zdarzały
się rzadko.
Śnieg delikatnie
sypał za oknem, przykrywając dachy białym puchem, elektroniczny czajnik szumiał
cicho, w wyniku czego Keith czuł się dziwnie zrelaksowany. Jeśli miał być
szczery sam ze sobą, to od czasu dołączenia do Vexosów i przekonania się, że to
wybitnie upierdliwa banda, rzadko pozwalał sobie choćby na krótkie odprężenie.
„Służba” królowi, próba zdobycia rdzenia, moc Jessicy, walka z Zenoheldem,
potem próba ogarnięcia Vestalii i własnego życia. Papierosy niemal wypadały z
popielniczki, łeb go bolał niesamowicie od wycia Shadowa (co ten kretyn nazywał
śpiewem), a nerwy przypominały splątane słuchawki. Wspomnienia Gusa
wpatrującego się w niego niczym zatroskana matka i próbującego grzecznym głosem
wymusić na nim dodatkową godzinę snu ciągle były niczym żywe.
– Wyglądasz na szczęśliwego, braciszku – głos Miry wyrwał go
z fali nostalgii. Przeniósł na nią wzrok, kiedy kładła kubek z kawą na stoliku.
Uśmiechnęła się, przymykając oczy. – O czym myślisz?
– O wszystkim, co wydarzyło się do tej pory – odparł. –
Przede wszystkim za czasów Vexos.
Na moment uśmiech
Miry ustąpił miejsca stropieniu.
– Oh – mruknęła, próbując to szybko zamaskować.
Westchnął. Ten
temat ciągle stanowił dla ich dwójki cienki lód i wcale nie obwiniał za to
siostry. Zrobił wtedy kilka wątpliwych moralnie rzeczy, łamiąc jej serce.
– Wiem, że nie byłem dobrym bratem – powiedział i ujął ją za
nadgarstek, gładząc delikatnie kciukiem jej dłoń. – Popełniłem błędy, będąc
zaślepiony własnymi marzeniami i egoizmem – Kącik ust mu drgnął. – Ale jakby nie
patrzeć doprowadziło to nas do tego momentu. I szczerze to tego nie żałuję –
Spojrzał jej prosto w oczy.
Mira rozluźniła
się i skinęła głową. Nie musiał nic więcej mówić. Doskonale zrozumiała z tych
kilku słów, o co mu chodziło.
– Ważne, że jesteś w domu – uznała.
– Zmieniając temat, to jak idą twoje projekty? – spytał i podniósł
kubek z kawą, upijając kilka łyków.
– Mój promotor już mi niemal wisi na głowie, choć są prawie
skończone i zostało jeszcze półtora miesiąca – westchnęła. – W ogóle to dobrze
mówiłeś, że pan Lavell wymaga absolutnej perfekcji, zwłaszcza we wtorek,
kiedy...
Dobre pół godziny
upłynęło im na rozmowie, podczas której uzupełniali informacje o sobie z minionego
tygodnia lub poruszali zwyczajne tematy (choć o Ace’ie Mira kamiennie milczała,
ale Fermin zanotował sobie w umyśle, by się temu przyjrzeć), ciągle naprawiając
ich dawną więź. Keith przez cały czas czuł to przyjemne rozluźnienie, aż do
czasu gdy Mira udała się do łazienki wziąć prysznic. Sięgnął po swój laptop i
wtedy coś jakby zaswędziało go w umyśle. Czegoś brakowało. Zmarszczył brwi. O
czymś zapomniał.
Przez chwilę
wpatrywał się uważnie w laptop, aż zaświeciła mu się lampka. Komunikator!
Podniósł się i wyciągnął z kieszeni płaszcza zapasowy, bowiem oryginał ciągle
miał Grav i wybrał jego numer.
– Mistrzu! – powitał go głos Gusa po zaledwie jednym
sygnale.
Przewrócił oczami.
Litości, minął już rok, a Grav ciągle nie umiał przestać go tak nazywać. Z
jednej strony łechtało to jego ego, lecz z drugiej inni ludzie w laboratorium
robili dziwnie miny i doskonale wiedział, o czym myśleli i wcale mu się to nie
podobało.
– I co powiedziała, Gus? – spytał prosto z mostu.
– Emm – Grav się zawahał.
Kurwa. Wiedział,
co oznaczała ta przerwa u Gusa. Szukał jakiś ładnych słów, by przypadkiem go
nie zdenerwować. Czyli Jess coś zrobiła. Oczywiście. Nie umiała usiedzieć na
dupie, tylko zaraz się gdzieś rwała, puszczając wszelkie przestrogi uszami.
Zacisnął palce na przegrodzie nosa. Całe uczucie rozluźnienia i spokoju w
sekundę z niego uleciało.
– Nie szukaj eufemizmów, Gus, tylko mów, co się dzieje –
zażądał ostro, czując, że zaczyna go brać szlag.
– No ogólnie to odebrała Akane.
Brwi Keitha
podjechały pod czoło. Wspaniale. Jeszcze brakowało mu tej idiotki do kolekcji.
– Na Neathii toczy lub toczyła się bitwa z tym Zgromadzeniem
Dwunastu i Jess nie miała jak odebrać, ale potem oddzwoni – zrelacjonował Gus.
– Powiedziałem o Reiko i tym zestawie bojowym.
Walić fakt, że
cholera powinna się trzymać z daleka od otwartej walki. Ta wersja od Akane coś
była za prosta. Na pewno czegoś nie dopowiedziała. Był o tym przekonany. W
końcu Japonka podałaby mu herbatę doprawioną cyjankiem i nawet przy tym nie
mrugnęła, więc powiedzenie mu prawdy stawało na równi z niemożliwym. Ale skoro
Jess ma dziś oddzwonić, to dobrze, on poczeka i wydusi z tej cholery prawdę.
– Dzięki, Gus – odparł. – Oczekiwałem dłuższych relacji, ale
widać nie są mi dane.
– Nie ma sprawy, mistrzu. I emmm...wszystko dobrze? Brzmisz
trochę dziwnie...
– Wszystko w jak najlepszym porządku, Gus. Za chwilę przyjdę
po mój komunikator – pożegnał się szybko i rozłączył.
W rzeczywistości
najchętniej kogoś by udusił. Brew już mu drgnęła kilka razy w nerwowym tiku.
Tylko czego on się spodziewał? Jessica to Jessica, a w połączeniu z Danem Kuso
stanowiło to przepis na katastrofę absolutną.
Następnym razem po
prostu przykuje ją do siebie i będzie po problemie.
****
– Nie, nie dam się tak łatwo przekonać! Ren powinien być tu
z nami! – Dan wydął policzki, machając rękami dla podkreślenia swoich słów.
Jego kłótnia z
Fabią ciągnęła się już do dziesięciu minut. Powodem był fakt, gdyż w trzeciej
osłonie – druga zrobiła w końcu salut – zamontowano barierę genetyczną, więc
Gundalianin nie mógł przejść i pozostał na pustkowiu. Oczywiście nie spodobało
się to Kuso, co wywołało ową dyskusję.
– Jakie niby mamy gwarancje, że nas nie zdradzi? – żachnęła
się Sheen. – Że to nie pułapka? Już raz daliście się złapać, mam ci
przypominać?
– Ale teraz jest inaczej! Przeciwstawił się Barodiusowi!
Ocalił mi i Jess życie. Wiem, co widziałem! Ren się zmienił, prawda Jessie?! –
Rzucił na mnie błagalne spojrzenie, szukając pomocy.
Odchrząknęłam. Moje
gardło przypominało papier ścierny. Niech szybko kończą, bym mogła się napić.
– To prawda, Krawler nam pomógł – Pokiwałam głową i
spojrzałam na wyraźnie wyprowadzoną z równowagi Fabią, która zacisnęła mocniej
szczęki. Nie lubiłyśmy się i nie ufałyśmy sobie, więc byłam marnym pomocnikiem,
ale no cóż. – Barodius nie wyglądał, by to planował, dlatego myślę, że Ren
zrobił to z własnej woli. Ponadto przydałby się nam ktoś obyty w tamtych
terenach.
Dan westchnął z
ulgą, lecz Fabia potrząsnęła gwałtownie głową. Grzywka opadła jej na oczy.
– To ciągle Gundalianin – powiedziała zimnym głosem i
zacisnęła pięści. – Oni na nas napadli. Ren był bliskim podwładnym cesarza. Nie
pozwolę mu postawić stopy w tym pałacu!
– Fabia, błagam, przecież on tam może zginąć – odezwał się
lekko drżącym głosem Marucho. – Jest możliwość, że Zgromadzenie Dwunastu wróci,
a wtedy będzie łatwym celem.
Twarz Fabii w
ułamku sekundy zmieniła się z pełnej furii na pobladłą. Przełknęła ślinę i z
lekkim świstem wciągnęła powietrze. Oczy jakby jej się zaszkliły. Zmarszczyłam
brwi. Co się stało?
– Fabia... – Królowa Serena podniosła się z tronu.
– Nie – odparła Fabia stanowczym tonem. Zadrżała lekko. –
To moja ostateczna decyzja. Wy naprawdę nie macie pojęcia do czego... – Głos
jej się nieco załamał. Zaczerpnęła łapczywie powietrza. – Gundalianie są
zdolni.
Ledwo
wypowiedziała te słowa, obróciła się na pięcie i wypadła z sali tronowej.
Strażnicy szybko odskoczyli, by nie zostać staranowanymi.
– Czekaj, Fabia! – Dan już miał biec, gdy znów rozległ się
głos Sereny.
– Nie, pozostańcie tutaj – Królowa westchnęła, znów
siadając. – Fabia musi się uspokoić, a ja wam coś wyjaśnić.
Odwróciliśmy się
jak jeden mąż w jej stronę. Nawet Aki, która podczas kłótni wodziła dookoła
niewidzącym wzrokiem, wróciła do rzeczywistości. Neathianka ułożyła dłonie na
kolanach, a jej twarz spochmurniała. Atmosfera zgęstniała.
– To oczywiste, że każdy Neathianin żywi urazę do Gundalii.
To nasi agresorzy – zaczęła. – Jednak powody Fabii są dużo głębsze i bardziej
osobiste – Odetchnęła. – Moja siostra była zaręczona.
Usłyszałam głuche
uderzenie serca, po czym zimno rozchodzące się od dołu brzucha. Shiena ścisnęła
mnie lekko za dłoń.
– Nazywał się Jin i był jednym z dowódców naszej armii. Na
początku inwazji zginął podczas bitwy z Kazariną.
Nikt się nie
odezwał, choć Dan wyraźnie pobladł, a reszta wyraźnie się spięła.
– Oczywiście załamało to Fabię, ale była jeszcze jedna rzecz
– Serena spojrzała na Drago siedzącego na ramieniu Dana. Choć jej twarz była
poważna, to w kącikach oczach gościł smutek i żal. – Aranaut. Bakugan Jina.
Został zabrany przez Kazarinę do swojego laboratorium i poddany jej wymyślnym
torturom, w skutek czego stracił pamięć o nim. Fabia pomimo mego zakazu wdarła
się do gundaliańskiego pałacu i go uratowała. Jako pamiątkę. Wspomnienie Jina.
Jedyne, co po nim pozostało.
Kamienna maska na
moment pękła i królowa ukryła twarz dłoniach. Nie rozpłakała się, lecz ból
odbity na jej twarzy był wystarczająco rozdzierający. Mimo ogromnego
kryształowego tronu, bogatych szat i korony głowie przypominała teraz bardziej
kobietę przybitą okrucieństwem wojny niż dumną królową. Szybko jednak się
pozbierała i znów przybrała neutralną minę.
– Dlatego proszę was o zrozumienie, jak ciężko jest teraz
Fabii. Ona potrzebuje czasu.
– Rozumiem...My...ja nie wiedzieliśmy – wydusił Dan.
– To oczywiste – Serena skinęła głową. – Teraz proszę,
idźcie wypocząć. To był ciężki dzień.
Bez słowa
opuściliśmy pomieszczenie. Przełknęłam znów ślinę, tym razem oprócz tarcia
czując też ucisk. Nie zrozumcie mnie źle, opowieść Sereny nie sprawiła, że z
miejsca pokochałam Fabię. Daleko od tego. Ale...
Spuściłam wzrok.
Dłonie mi lekko drżały.
Doskonale
rozumiałam część jej uczuć.
– Będę musiał porozmawiać z Fabią – stwierdził Dan.
– Powinieneś dać jej czas – wtrącił Shun. – Ciągle jest
wstrząśnięta i pewnie chce spokoju.
– Za kogo ty mnie masz? – Kuso się obruszył. – Wiadomo,
że...
– Jesteś łbem, Kuso, więc lepiej było się upewnić – ucięła
go Aki.
Spojrzał na nią
spod przymrużonych powiek.
– W sumie to dawno nie słyszałem wyzwisk od ciebie.
– Och, tęskniłeś?
– Jasne, każdy marzy o byciu twoim workiem treningowym.
– Spokojnie, skoro pewnie spędzimy jeszcze dużo czasu razem,
to zobaczę, kim poza spierdo...
– Dość – mruknęła Jane i trzepnęła Akane w łepetynę. – Jak
chcecie się wyzywać, to proszę bardzo, ale gdzieś na uboczu, bo mi głowa pęka po
tym dniu.
– Psujesz zabawę, Jane – chan – Akane wydęła usta. – Ach!
Kurwa, zapomniałam! Jess!
Jej słowa od razu
mnie zaalarmowały, bo to nigdy nie zapowiadały niczego dobrego. Japonka
wygrzebała z kieszeni kurtki komunikator i wręczyła mi.
– Spectra dzwonił – oznajmiła. – Znaczy Gus, ale i tak kazał
oddzwonić. Bo tam powiedziałam, że no bitwa, ty walczysz i nie możesz.
Moja mina
przywodziła na myśl, jakbym trzymała w dłoni bombę. I zasadniczo to pasowało,
bo już czułam tą radość Spectry na wieść, że sobie walczyłam, choć on kazał mi
się nie wychylać. Ciekawe czy na Vestalii robią ładne pogrzeby?
Ciągle zagapiona w
narzędzie nieszczęścia, nawet nie usłyszałam sugestywnego komentarza Dana,
cytuję „ Spectra nawet tak często nie chciał mojego Drago, co dzwoni do Jess”
ani nie ujrzałam, jak Akane zmierza na niego z pięściami, gdy doczepił się
Gusa.
– Jak tak pomyślę, to już podczas Zenohelda wydawałaś się
nim zainteresowana.
– Ty chyba straciłeś resztki swojego orzeszkowego mózgu,
Kuso – warknęła Aki, biorąc zamach.
Czy do ciosu w
mordę doszło, to nie wiedziałam. Bowiem ruszyłam tępo do swojego pokoju. Ledwo
udało mi się uniknąć śmierci od bakugana, to czekał mnie Spectra.
Niech ten dzień się
już skończy, bo serio zejdę, ale za stresu.
****
Małe
westchnienie ulgi wydostało się z ust Fabii, kiedy w swojej neathiańskiej
formie padła na łóżko. Biała sukienka stanowiła cudowną i wygodniejszą odmianę od
ciasnego munduru, co pozwoliło jej na swobodne rozłożenie się na całym materacu.
Całe zmęczenie
delikatnie zelżało, ale ciągle czuła złość.
– Księżniczko, jesteś pewna swojej decyzji? – spytał Aranaut
i przycupnął na podłokietniku.
Zerknęła na niego
i znów ścisnęło ją serce. On nie pamiętał i chwilami tego mu zazdrościła.
Wtuliła nos w poduszkę.
– Aranaut, ja mu nie zaufam – Zacisnęła dłoń na
prześcieradle. – To Gundalianin.
– Jednak Dan mówił, że się zmienił. Porzucił Barodiusa. Może
być dla nas naprawdę cennym sojusznikiem.
Przymknęła
powieki. Nawet jeśli to zrobił, to czy będzie umiała pozbyć się tego dręczącego
kłucia w sercu? Spojrzeć Krawlerowi w twarz i nie zechcieć mu w nią napluć? Bo
problem nie było to, komu służył. Nie. Problemem było to, kim był.
Choć wiedziała, że
nie wszyscy Gundalianie robią to z własnej woli i są jedynie wykorzystywani
przez władcę, to jakaś mroczna część jej duszy widziała ich jako potwory, które
zasługiwały na zniknięcie. Na jej nienawiść. Za te wszystkie krzywdy. Za
zrozpaczone twarze, zniszczone miasta, odebrane życia.
Jin...
Nabrała powietrza.
Co powinna zrobić? Jaka decyzja będzie najlepsza, a zarazem nie rozedrze jej na
kawałki?
– Pamiętaj, że zawsze będę cię wspierał – szepnął Aranaut.
Mówisz tak jak twój
poprzedni wojownik, pomyślała, z trudem opanowując płacz. Podniosła się i
wyszła z pokoju na balkon widokowy. Promienie zachodzącego słońca padały na
balustradę, tworząc długie cienie na podłodze. Rozejrzała się. Było tak
spokojnie i przyjemnie, że aż ciężko było uwierzyć, że zaledwie godzinę temu
toczyła bitwę ze Zgromadzeniem Dwunastu.
Odchyliła rękaw
sukni i kliknęła w zegarek. Wizerunek Jina od razu pojawił się przed nią.
Łagodny uśmiech i ciepłe spojrzenie zatrzymane na wieczność w czasie. Łzy same
zebrały jej się w kącikach.
– Chyba pierwszy raz coś o tobie rozumiem.
W pierwszej
sekundzie myślała, że to Heather, gdy przypomniała sobie, że to zdrajczyni.
Wyłączyła obraz i spojrzała na bok. Jakim cudem nie usłyszała kroków
księżniczki Vestalii?
Zmarszczyła brwi.
Dziewczyna jasno powiedziała jej na początku, że nie powinny wchodzić sobie w
drogę i tak było do tej pory. Więc czemu nagle przyszła tu do niej?
– O czym mówisz? – spytała niepewnie.
– O tym – Wskazała na jej zegarek. – Twoja siostra
opowiedziała nam, co się stało.
– Och – Tyle zdołała z siebie wydusić. – Więc ty... – Zamrugała gwałtownie, urywając zdanie.
Zaraz, przecież
Jessica przybyła tutaj z tym Vestalianinem. Może wyciągnęła zbyt pochopne
wnioski? Choć wyglądali na bliskich sobie...
Jess oparła się o
balustradę koło niej. Wiatr rozwiał jej włosy, odsłaniając znak Darkusa na
ramieniu.
– Ja i Spectra jesteśmy razem – powiedziała spokojnie. – To
się stało wcześniej. I choć było inaczej, to rozumiem, że nie chcesz
wybaczenia, lecz zemsty.
– Nie – Potrząsnęła głową. – Nie chcę tego czuć. Nie
powinnam tego czuć. Bo... – Słowa uwięzły jej w gardle.
Bo nie chcę stać
się jak oni.
– Nie dostrzegam nic złego w złości – Jessie wzruszyła
ramionami. – Ale to fakt, że potrafi oślepić i zniszczyć – Pokiwała głową.
– Czego ode mnie chcesz, Jessie? – westchnęła. – Nawet jeśli
wiesz, co czuję, to to już jest za tobą, a ja ciągle się z tym mierzę.
– Dan mówił prawdę o Renie – rzuciła dziewczyna jakby w
przestrzeń, po czym odwróciła się przodem do niej. – Jesteśmy inne. Mamy inne
spojrzenie na świat i system wartości. Ale to nas łączy. Ból straty i jego
następstwa.
– I co w związku z tym?
– Dlatego myślę, że wiem, jak ci pomóc. Pragniesz spokoju i
pewności, że możesz zasklepić blizny, prawda? Znalezienia komfortu.
Fabia nie ufała w
tym momencie własnemu głosu, więc jedynie skinęła głową.
– Nienawidzisz Gundalian, bo widzisz ich jako morderców i
tych, co odbierają. Więc może jeśli udowodnią ci, że też potrafią być dobrzy, że posiadają też inne wartości niż szerzenie chaosu, to uda ci się znaleźć ukojenie? Albo chociaż zmniejszy to twoją nienawiść.
– Skąd wiesz, że to zadziała? – mruknęła, zaciskając lekko
pięści. Wiedziała, co dziewczyna przez to sugerowała. Spotkanie z Renem.
– Nie wiem – przyznała dziewczyna. – Ale mam wrażenie, że do
pogodzenia się z czyjąś ciemnością, trzeba też dostrzec jego światło. I choćby
spróbować ocenić czy jest tego warte. To tyle.
Jessie odepchnęła
się od balustrady. Brązowe kosmyki na sekundę rozsypały się w powietrzu, by
opaść na plecy. Twarz miała gładką beż żadnej uniesionej brwi czy innego wyrazu
zniesmaczenia lub irytacji.
– Dlaczego? – Zaczęła skubać rękaw sukni. – Dlaczego mi to
mówisz?
Spojrzała na nią
przez ramię. W jej wzroku coś ją uderzyło. Zrozumienie.
– Bo przypominasz mnie sprzed 2 lat – rzekła. – I sprzed pół
roku – dodała ciszej.
Odeszła. Płaszcz
załopotał, kiedy skręciła i zniknął. Fabia poczuła, jakby na moment opuściły ją
siły i opadła całym ciężarem ciała na balustradę. Może ona miała trochę racji?
Powinna spróbować?
Objęła palcami
kształt Aranauta.
Chyba nie zostało
jej nic innego.
****
Fludim wiercił mi
dziurę w głowie przez całą drogę do pokoju. Czy wynikało to z faktu, że chciał
mnie opieprzyć za zwlekanie na odpowiedzenie Keithowi, tego nie wiedziałam. Ale
zaczęło mnie to nieco irytować.
– Mam coś na twarzy? – westchnęłam, patrząc na niego z
ukosa.
– Patrzę czy to na pewno ty.
Podniosłam brew.
– Co to niby ma znaczyć?
– Wreszcie porozmawiałaś z kimś jak dorosła! Bez głupot czy
jakiegoś zbędnego zbaczania z tematu! I to spokojnie! – wyrzucił z siebie,
wyglądając na szczęśliwego
Przejechałam
dłonią po twarzy. Dawno mu się w sumie nie włączył tryb dumnej matki kwoki.
– Dlatego właśnie się zastawiam czy to przez to, że za mocno
się uderzyłaś, jak spadłaś z pojazdu Drago czy ktoś cię podmienił.
Ahhh, no tak. Tego
też nie mogło zabraknąć.
– Chyba najwyższy czas, bym użyła na tobie super glue –
stwierdziłam zimno.
– No co? To odbiega od rutyny!
– Nie jestem aż tak głupia, by nie przeprowadzić rozmowy, ty
nadopiekuńcza kulko – sarknęłam.
– Brzmi to nieco ironicznie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że
szybciej pogadałaś z Fabią niż swoim boyem – powiedział, pusząc się dumnie.
Zagięłam palce w
szpony, zastanawiając się czy zdołam go udusić samym wskazującym. Westchnęłam.
Jednakże maruda miała rację, im dłużej będę zwlekała, tym większa szansa, że
Spectra tu przyleci, a wtedy chroń się panie, nic mnie nie uratuje.
Padłam plackiem na
łóżko i wybrałam numer Spectry. Kurna, ostatnimi czasami coś często to robię,
czyżby nasza relacja ewoluowała?
Pomińmy milczeniem
z jakiego powodu najczęściej nasze rozmowy się toczyły.
Jeden sygnał.
Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Zmrużyłam powieki. Znając życie i jego, to pewnie
teraz siedział w laboratorium i ani mu się śniło odbierać.
– Łaskawie dzwonisz – odezwał się nagle. Drgnęłam
zaskoczona.
– Gus mówił, bym oddzwoniła, więc to robię – westchnęłam. –
A ty zawsze wesoły od rana jak zawsze
– Miło się walczyło? – spytał ironicznie, ignorując przytyk.
– Zwłaszcza, gdy miałaś się nie wychylać?
– Owszem, atrakcje były niesamowite – zgodziłam się, gdyż to
była prawda. Nie codziennie włóczy się po nocy w lesie z morderczymi roślinami,
a potem wpada na władcę wrogiej planety!
– Czemu Akane miała twój komunikator?
– A czemu by nie?
– Trochę to dziwne, nie sądzisz? Po cholerę miała go brać,
jeśli ty zapomniałaś?
– Bo wyczuła, że zechcesz mi truć łeb, a gdyby nikt nie
odebrał, to byłbyś jeszcze bardziej podejrzliwy.
– Ja jestem podejrzliwy? Mam do tego jakieś powody?
Wywróciłam oczami. Kpina niemal sączyła się
przez komunikator, bo Spectra się wyśmienicie bawił. Wystarczyło jedno złe
słowo i już nabijał kogoś na widelec. Normalnie to wspaniała umiejętność na
wrogów, ale czemu ja musiałam padać tego ofiarą?
– Absolutnie nie, ale zapomniałam, że lubisz się bawić w
nadopiekuńcza nianię – warknęłam.
– Zrobiłaś coś z Danem, prawda?
– Czy to zazdrość?
– Co? – spytał. Wreszcie udało mi się go zbić z pantałyku! –
Jeszcze czego. Nie, ale to najbardziej logiczna odpowiedź. Wasza dwójka jest
nieprzewidywalna.
Pokiwałam głową,
bo tu nie było się z czym sprzeczać. Nikt by nie przewidział tej wajchy w
kuchni ani wbicia Barodiusa akurat tam, gdzie byliśmy.
– Zresztą nie wybrałaś wideo, które tak lubisz, bo pewnie
twój wygląd budzi wątpliwości – dodał.
Zerwałam się do
siadu i zaczęłam oglądać uważnie komunikator. Tu są jakieś kamerki na styl
lustr weneckich, że ja nic nie widzę, a ten gnój wszystko?! Jak nic nie
dostrzegłam mym sokolim wzorkiem, to zaczęłam się rozglądać po pokoju. W sumie
to by mnie nie zdziwiło, to był Spectra. No i nie włączę teraz wideo, bo mowy
nie było, bym zdążyła pozbyć się liści z włosów, drobnych zadrapań i błota w
przeciągu kilku sekund.
– A twój brak odpowiedzi wszystko potwierdza.
– Dobrze się bawisz, co? – syknęłam. – A co jeśli powiem, że
wszystkie twoje wnioski są błędne i jesteś zwyczajnie nadopiekuńczy?
– Cóż, na chwilę obecną będę zmuszony ci uwierzyć.
Ta, ta, a Akane
wyzna Gusowi miłość. Kpił sobie dalej w najlepsze. Wypuściłam ciężko powietrze.
– I tak jesteś panikującą matką – burknęłam. – Ale no dobra.
Spotkaliśmy Barodiusa.
– Ja pierdolę – mruknął.
Zagryzłam wargę, by
nie parsknąć śmiechem. Keith rzadko przeklinał, także to było spore
osiągnięcie.
– Ale nic takiego się nie stało – dodałam. – W sumie to Ren
z nim walczył i użył tych mocy Linhelata, przez co tamten dziad spieprzył.
– Jakich mocy? – zainteresował się gwałtownie Spectra.
– Jakiś zakazanych – wzruszyłam ramionami. – Potężne są, bo
wszyscy Gundalianie się wycofali i zmiotło drugą osłonę.
– Hmmm – zastanowił się. – Coś jak te Tytana?
Poczułam gwałtowny
skurcz w żołądku.
– Wątpię, musiałbyś spytać sę Reiko.
– Właśnie problem w tym, że od dawna nie wychodzi ze swojej
komnaty. Nie mówiła ci nic przed odjazdem?
– Nie, zachowywała się normalnie jak na swoje standardy.
Myślisz, że to sprawka Tytana? – zaniepokoiłam się. Brakowało mi tej kreatury
do pełni szczęścia.
– Pojęcia nie mam, ale wolę powiadomić twojego brata
– Dobra – Skinęłam głową.
– Poza tym tak jak mówił Gus przesłałem ci nowszy model
zestawu bojowego – ciągnął. – Tylko tym razem go przetestuj, nie wal na oślep.
– Dobrze, dobrze, zapamiętam.
Nagle się
spostrzegłam, że to jedna z naszych najdłuższych rozmów tak przez komunikator.
Czyżbym zaczęła zmiękczać Spectrę Phantoma? Ha, klękajcie narody, jeśli
dokończę swojego dzieła, to...
– Muszę kończyć, więc postaraj się niczego nie zniweczyć –
powiedział, niszcząc piękne wizje przyszłości.
– Okej, miej oko na Reiko.
Pożegnaliśmy się,
po czym zdecydowałam się wreszcie ogarnąć swój wygląd. Wyciągnęłam z pękatej
szafy koszulkę i sportowe szorty i udałam się łazienki. Ciekawe, czy uda mi się
rozczesać ten kołtun bez wołania na pomoc Aki?
Po około
dwudziestu minutach, już byłam umyta, lecz toczyłam nierówną walkę z włosami.
Lewa strona poszła gładko, jednak prawa nie chciała się poddać. Kurwa, Aki
miała rację, żeby brać te olejki do włosów. Oj głupia ty Jessica, oj głupia.
Wtem drzwi od
łazienki walnęły o ścianę i otumaniona zostałam wyciągnięta przez radosnego
Dana z pokoju. Rzucał jakimiś okrzykami i gestykulował ożywczo, strącając jakąś
wazę, ale kto by się tam przejmował.
– Jeny, Dan, o co chodzi?
Niemal wrzucił mnie
do Sali tronowej i jak w memie zaprezentował mi Rena stojącego w stroju Rycerzy
Królewskich.
– Ren do nas dołączył! – wykrzyknął, szczerząc zęby.
– Hej – Krawler uśmiechnął się niepewnie.
Skinęłam głową i
zerknęłam na Fabię. Ta wykonała jakiś dziwny gest ni to ukłon ni dygnięcie
chyba jako znak podziękowania.
Chyba powoli
zaczęło się układać.
A no pewnie będą, ale póki co życie biedacy mają zawalone innymi sprawami. Z jednej strony też go lubię, ale z drugiej nie chce zbyt drastycznie zmieniać charakteru xD Fabia to Fabia, czasami coś wspomnę, by nie było, a Ren to pokrzywdzone dziecko xD
OdpowiedzUsuńNiee, w życiu z niego tego nie zrobię, spokojnie XDD A jak, że się troszczy tylko po spectrowatemu
OdpowiedzUsuńAki: Z dziećmi też tak będzie? -_-
Who knows, przy dzieciach łatwo stracić głowę XD Hahahah, Jess by szybciej sypnęła brokatem na siebie i oznajmiła, że gwiazda przybyła XD W japońskiej wersji ma akurat git głos, ale ciągle jej nie cierpię, bo jest tępa XDDD Nieee, Shun z Alice to jedyny słuszny ship!
XDDDDDDDDD już ich widzę z rybkami, hahahaha. Fabia ehhh no nie ma charakteru według mnie, ale to też kwestia gustu XD Nooo, zjebali w 2, że praktycznie Alice nie było, a potem wgl zniknęła XDD Ale ja się postaram im dać jakieś momenty
OdpowiedzUsuń