sobota, 11 lipca 2020

S2 Rozdział 43: "Jest środek wojny, a wam się zachciało nocnych przygód! I to po co? By zjeść tort!"


    Radziłabym wszystkim uważnie nastawić uszu, bo zaraz powiem coś, co było równie rzadkie jak moje szczęście. Gotowi? Uwaga...
    Keith jednak miał rację, jeśli chodziło o mnie i Dana i nasz wybitny talent do wpadanie w kłopoty bez zbytniego wysiłku. Ale zacznijmy od początku, bo to fascynujące studium głupoty, które może kiedyś się komuś  przydać na studiach do magisterki czy coś w ten deseń.
   Wkurwiona, wpółżywa i jeszcze raz wkurwiona wróciłam do pałacu. Przed smagnięciem mocą w przypadkową ścianę i narażeniem swojego chudego portfela na spore wydatki ratowało mnie tylko fantazjowanie, jak będę torturowała Heather. Przez to reszta dnia minęła mi dość zamazanie i szybko. Nawet nie pamiętałam, kiedy rozstałam się z Aki i Shunem, idąc do pokoju, by zażyć trochę snu. Wiecie, by uzupełnić nerwy i swoją nadszarpniętą piękność.
   Wtedy zjawił się on. Mój cudowny przyjaciel, łeb i kat w jednym.
– Jeeesss – usłyszałam szept tuż przy uchu.
   Zareagowałam gwałtownym zerwaniem się i jęknęłam z bólu, gdy ugodziłam w coś twardego skronią. Usłyszałam łomot i zduszony okrzyk. Chwilę mi zajęło, by przyzwyczaić oczy do ciemności i otrząsnąć się z otępienia. Wtedy ujrzałam rozłożonego na łopatki Kuso, który z nadętymi policzkami masował czoło.
– Mogłabyś być delikatniejsza – powiedział z wyrzutem.
– Mógłbyś nie wbijać mi do pokoju w środku nocy – odbiłam piłeczkę i ziewnęłam. – Co jest?
– Więęęc – zaczął, szczerząc zęby. – Byłaś zła przez cały dzień, to pomyślałem, że może powtórka z naszych starych nocnych wypraw poprawi ci humor – mrugnął porozumiewawczo.
   Oczy mi się same zaświeciły i odwzajemniłam uśmiech. Niby tam później z rana miałam mieć zamianę warty, ale czym były braki snu dla Jessicy Knight, uczennicy 11 klasy w liceum? Niczym, wręcz żałosną pchłą! Nie tracąc czasu, zmieniłam piżamę na jakiś wygodny dresik, by się współgrać z Danem. Ostrożnie wsunęłam Fludima do kieszonki na piersi. Niby bym mogła go zostawić, ale później by gderał, że go porzucam i że on się nie godzi na takie traktowanie. Potem mogliśmy ruszać na naszą małą przygodę.
   Problemy zaczęły się już przy schodach. Noce na Neathii były dość jasne, przez mnóstwo gwiazd zdobiących niebo, jednak okna na korytarzach były często zasłaniane przez grube kotary. Przez to wszystko wokół tonęło w mroku. My tak samo. Dlatego szliśmy ładnie za rączkę, klepiąc ściany jak jakieś czuby, bo nie chciało nam się szukać lin, by je odsłonić.
  A zła godzina wręcz czekała na taką okazję. Ręka Dana ominęła  początek poręczy, lecz jego noga trafiła już na krawędź schodka. Wydał z siebie zduszony ni to jęk ni to kwik i stracił równowagę, lecąc w dół i ciągnąc mnie za sobą. Wystrzeliłam ręką na oślep i po kilku wyjątkowo gwałtownych stoczeniach się ze schodów, złapałam balustrady. Górną połową ciała zawisłam nad stopniami, a Dan rozpłaszczył się nieco niżej.
– Było coś słychać? – szepnął po kilku sekundach ciszy.
– Gdzieżby znowu, to było wyjątkowo ciche. Tylko lekki rumor – odparł załamany Drago.
– Skąd mogłem wiedzieć, że moja własna kończyna mnie zdradzi?! – syknął. – O Starożytni, moje plecy!
– Nie jęcz jak dziad i puść moją rękę, zaraz wyrwiesz mi ramię – mruknęłam, uspokajając oddech.
   Posiedzieliśmy przez chwilę, po czym jako pierwsza parsknęłam śmiechem. Dan się dołączył i przez chwilę tylko chichotaliśmy, a Drago wpatrywał się w nas, jakby zwątpił, że to my uratowaliśmy wcześniej Vestroię.
   Naszym następnym cele była kuchnia. W końcu trzeba było skądś wytrzasnąć zapasy na dalszą drogę. Jakoś udawało nam się wymijać nocne warty, bo one też były niesamowicie skupione i wcale nie ziewały co krok.
– A nie w lewo teraz? – Zmarszczyłam brwi.
– Jakie lewo? Prosto! – oburzył się Dan.
– Nieee,  wtedy trafimy do Sali tronowej – zaprotestowałam.
– Jess, kocham cię jak siostrę, ale nie masz za grosz wyczucia kierunku. Musimy iść prosto jak w mordę strzelił.
– Ale mam instynkt, a on mi mówi, że lewo. Zresztą ile razy ty się gubiłeś, jak przyjeżdżałeś do mnie?
– Nie odwracaj kota ogonem. Ja tu jestem dłużej, jestem starszy, więc wiem lepiej.
– Jesteś starszy o jakieś półtora miesiąca!
– I widzisz? Rozróżniam kierunki i dlatego idziemy prostooo.
– Dobra, ale jak nie trafisz, to stawiasz mi shaki do końca roku.
– Zgoda.
– Wspaniale.
   To poszliśmy prosto. Nasze kapcie plaskały o wypolerowane podłogi, kiedy mierzyliśmy się wyzywającym wzrokiem. Trafiliśmy pod dwuskrzydłowe drzwi. Dan ze zwycięskim uśmiechem przekręcił gałkę i lekko pchnął, prezentując mi wnętrze. Zrobiłam dwa kroki i uniosłam brwi.
– To dyżurka sprzątaczek, Danny – poinformowałam go i poklepałam po główce. – Szykuj portfel, jak wrócimy.
– Jak to?! – Wepchnął łeb pod moje ramię i rozejrzał się.
    W pomieszczeniu znajdowały się dwie białe kanapy, a między nimi kawowy stolik. W prawy kąt była wciśnięta mała kuchenka oraz ekspres do kawy, a po lewej znajdowały się cztery wózki wypełnione środkami do czyszczenia z miotłami, małym robocikiem jako odkurzaczem i mopem. Zamknęłam drzwi.
– Widzisz, mówiłam, że źle chcesz iść.
– Ale gadałaś, że trafimy do Sali tronowej!
– Nie zmieniaj tematu, Danny~.
    By nie trzymać was w niepewności, to obydwoje byliśmy łbami. Kuchnia nie była ani prosto ani w lewo, lecz w prawo. Jednak to mały szczegół, wręcz niewarty wspominania, bo Dan i tak przegrał, hyhy.
– Oby było tu jedzenie – powiedział Dan, gdy tylko wkroczyliśmy do środka i zamknęliśmy drzwi.
    Plasnęłam we włącznik i kilka jarzynówek rozświetliło wnętrze. Po środku ciągnęło się kilka czarnych stołów, nad którym zawieszone były koszyki z różnymi buteleczkami, gdzie pewnie były przyprawy i jakieś sosy. Kawałek dalej znajdowały się kuchenki i szafki. My natomiast odbiliśmy w stronę ogromnych srebrnych lodówek.
– Tylko pamiętajcie, że to nie tylko dla was – przypomniał Drago, gdy Dan z oczami w kształcie serc wyjął talerz z brązowym ciastem polanym czerwonym lukrem.
– Nikt przecież nie zauważy braku dwóch maciupkich kawałeczków – odparł Kuso.
   Patrząc, jakie kawały uciął, to pomyślałam, że nawet moja prababcia nosząca okulary z soczewkami o grubości dętki, by się zorientowała, ale co ja będę protestować? Rozglądałam się dalej i wyciągnęłam jeden garnek. Uchyliłam pokrywkę i zbaraniałam. Wpatrywało się we mnie oko w jakimś glutowatym ciele. Zamrugało i przechyliło nieco łeb. Chciało chyba wyjść z gara, na co zatrzasnęłam pokrywkę i wepchnęłam garnek z powrotem. Dan podniósł na mnie oczy.
– Co jest, Jess? – powiedział, rozsiewając wokół okruchy.
– Niiic – uśmiechnęłam się fałszywie. – Tylko dziwnie pachniało.
   Pokiwał głowę i wbił widelczyk w ciasto. Przełknęłam ślinę, wracając wzrokiem do lodówki. Matko droga, czemu oni trzymali to żywe coś w lodówce? W garnku?! Ale dobra, wdech i wydech, byłaś w kosmosie, Jess, tutaj się mogło odjebać wszystko.
    Ciasto było bardzo dobre, tak samo jak jakieś roladki, choć nieco ostre. Zaczęłam szukać czegoś do popicia i odnalazłam barek, podczas gdy Dan myszkował dalej.
– Ejj, Jess! – zawołał.
– Hmm? – mruknęłam, wyciągając butelkę z różowym brokatowym płynem. Może to jakieś winko?
– Znalazłem coś ciekawego!
   Porwałam jeszcze butelkę z wodą i podeszłam do Dana. Kucał koło niewielkiej srebrnej zapadki.
– Na cholerę to tutaj? – Zmarszczyłam brwi i tutaj mój zdrowy rozsądek się wyjątkowo ocknął, że lepiej tego nie tykać.
– Dan, nie ru... – zaczęliśmy równocześnie z Drago i urwaliśmy, gdy podłoga zapadła się pod moimi nogami. Uchwyciłam kątem oka pobladłą twarz Dana, nim runęliśmy w ciemność.


****

   Dres, dwie butelki, z czego jedna z winem i las. Hm, brzmiało jak niejeden powrót z imprezy.
– Ja wiedziałem, że było za spokojnie – zajęczał Fludim.
    Oczywiście obudziły go moje i Dana wrzaski, gdy pędziliśmy tunelem z zawrotną szybkością przez tunel. Ogólnie to wyrzuciło nas w jakieś krzaki w lesie. Wkoło nie było widać pałacu, w oddali rozlegało się jakieś chrząkanie, więc ogólnie było milutko.
– Jest środek wojny, a wam się zachciało nocnych przygód! I to po co? By zjeść tort! – tyranizował dalej mój bakugan, trąc czoło.
– Dan pociągnął za wajchę, nie ja – broniłam się. – Zresztą chciałam ostrzec!
– Ej nie zwalaj na mnie! – krzyknął Dan, otrzepując się z ziemi. – Jesteś współwinna!
   Przewróciłam oczami i rozejrzałam się. No nasza sytuacja nie napawała optymizmem.
– Nic mnie już nie zdziwi – westchnął Drago niczym rodzic, który od lat zajmuje się niesfornym dzieckiem. W sumie to tak było. – Musimy jakoś wrócić.
– Tylko w którą? – mruknęłam. – Tunel wyrzucił nas z zachodu, ale on miał trochę zakrętów, więc...
– Zachód i tak będzie najlepszy – zadecydował Drago.
– Przynajmniej mamy co pić – uznałam.
– Czy to alkohol? – Fludim zmarszczył brwi, wpatrując się w różową butelkę.
– Możliwe. Przyda się w chwili rozpaczy.
– No tak, pijani i zgubieni w lesie na pewno dacie sobie radę!
– Po pijanemu zawsze idzie łatwiej, zresztą jak dwie osoby mają się upić jedną butelką wina?
   Fludi wyglądał, jakby chciał mnie strzelić w łeb, lecz zapobiegł temu Dan.
– A właśnie, pamiętajcie, żeby patrzeć pod nogi – ostrzegł. – Jest tu taka dziwaczna rośliny, co je ludzi.
    Spojrzeliśmy na niego z szeroko otwartymi oczami. Czemu on to mówił takim swobodnym tonem? Co to była za planeta? Glutowate stwory w garnkach, ludożercze roślinki, co jeszcze? O na litość domen, gdzie ja trafiłam.
   Na wszelki przywołałam niewielką kulę mocy, by sobie nieco rozświetlić otoczenie i zaczęliśmy wędrówkę. Między drzewami, w kapciach i dresach. Mówię wam, wycieczka życia, nic tylko się zapisać i jechać na taką, polecam gorąco.
– Ej, chwila – Oprzytomniałam po kwadransie drogi. – Danny, a ty nie masz tego bakumetra? Można było się nim przenosić.
– Nie wziąłem go z pokoju – odparł, pokazując nagie nadgarstki. – Mam tylko Drago, nasz zestaw bojowy i baku nano. 
   Uniosłam brew. Jakie to były priorytety?
    Westchnęłam rozczarowana. Dalej byliśmy głęboko w lesie i nie było nawet śladu pałacu czy miasta.  A teren nie robił się prostszy, wręcz przeciwnie. Cały czas pojawiały się jakieś chaszcze albo usypy. Prawie wywinęłam orła, zahaczając o korzeń, a włosy Dana zaplątały się o gałęzie i musiałam go ratować.
– Wspaniale – gderał Fludim. – Jeśli coś się stanie albo zaatakują Gundalianie, to mamy przerąbane.
– Przecież mam moc no i ciebie marudo, a my tak łatwo się nie dajemy.
– Tak samo ja z Drago!
    Nasze bakugany jedynie westchnęły ciężko, mając nas po dziurki, ale co poradzić? Nie takie rzeczy przeżyliśmy!
   Akurat próbowaliśmy się przedrzeć przez jedne krzaki, gdy w nasze plecy zaczęło grzać wschodzące słońce. Ciemno niebo powoli jaśniało, a chmury przybierały pomarańczowo – różowy odcień. Wtedy też zerwał się gwałtowny wiatr, który rozrzucił korony drzew na boki.
– Czy to... – zaczął z niedowierzaniem Dan.
    Tuż nad nami przeleciał gundaliański statek, a powietrze przecięły mało wyraźne odgłosy alarmu. Niewiele myśląc, rzuciliśmy się przed siebie.
– Wykrakałeś! – jęknęłam do Fludima, rozgarniając liście rękoma.


****

   Wypadliśmy, pardon, wytoczyliśmy się gdzieś przed drugą osłoną. Tym razem wokół nie było drzew i błota, a piach i skały. W oddali dało się dostrzec niewyraźne zarysy osłony. No to ładny wybudowali sobie ten tunel, chyba był jakiś ewakuacyjny?
– Drago! – wykrzyknął Dan i wyrzucił bakugana, po czym dorzucił Bakunano w kształcie motora. – Wskakuj, Jess, nie będziemy tu łazić – Podał mi rękę.
   Wspięłam się na ramię Drago i dopiero ruszyliśmy.
– Dlaczego oni zawsze muszą atakować z rana? – zajęczałam.
    Niczym odpowiedź koło nas uderzył fioletowy pocisk. Przytuliłam się mocniej do Dana, kiedy Drago gwałtownie skręcił.
– Jeśli dobrze pamiętam, to zestaw bojowy z takimi pociskami miał... – zaczął bakugan.
– Linehalt! – dokończył Dan.
    Kiedy dym się rozrzedził, ujrzeliśmy bakugana Darkusa, który przyczajony leżał na skale ze swoją bazooką. Przełknęłam ślinę, patrząc na lufę. Oj jak to w nas trafi, to dobrze, jak nasze resztki zmieszczą się w pudełku na zapałki.
– Drago, trzeba wiać – krzyknęłam.
– Nie musisz mi tego mówić!
    Zrobił kolejny ostry skręt i zaczął pędzić w stronę kanionu. Niestety Linehalt wcale nie zamierzał nam ułatwiać życia i wzniósł się na swoich skrzydłach, zapierdalając za nami. Nabrałam powietrza i zaczęłam zbierać moc. Gdy znów strzelił, wygięłam nadgarstek w górę, tworząc niewielką barierę. Nie były one jakoś mega mocne, w końcu nie byłam Tytanem czy Reiko, ale przynajmniej siła wybuchu nie trafiała w nas tylko na boki. Choć i tak pył i kawałki skał wirowały dookoła, co jakiś czas zahaczając o naszą skórę.
– Drago! Tam! – Dan coś pokazał, ale byłam zbyt skupiona na tworzeniu kolejnych barier i w ogóle wypatrzeniu czegokolwiek w tym burdelu. Oczy zaczęły mi już łzawić od piachu, a gorąco w ciele wzrastało. Byle bym nie przesadziła.
    Nagle kula nadleciała z gęstego dymu. Warknęłam pod nosem i cisnęłam swoim odpowiednikiem. Zderzyły się, co wytworzyło falę uderzeniową. Zatoczyłam się w tył, a gdy Drago znów wziął zakręt, to straciłam równowagę.
– Jess! – Dan próbował złapać mnie za rękę, ale było za późno.
   W ostatniej chwili osłoniłam głowę, zanim uderzyłam o ziemię i potoczyłam się kilka metrów.
– Jess? Jess? Słyszysz mnie? – spanikowany głos Fludima. – Boli cię coś?
   Podniosłam się na łokciach i zaczęłam kaszleć. Czułam, jak pali mnie obdarta skóra na kolanach, ale poza tym to było git. Usiadłam na piętach, łapiąc oddech. Będą z tego siniaki jak chuj.
– Żyję, Fludi. Nie tak rzeczy się przeżyło – uspokoiłam go.
   Słyszałam, że Ren coś krzyczał, po czym rozległ się tupot stóp i Gundalianin wynurzył się z pyłu. Zmrużyłam powieki, mierząc się z nim wzrokiem i podniosłam się, otrzepując moje postrzępione spodnie.
– Ładnie to tak celować w bezbronnych – prychnęłam.
– Nie uznałbym po twoich barierach, że byłaś zupełnie bezbronna – odparł z lekkim uśmieszkiem, na który aż mnie skręciło. – Dawno się nie widzieliśmy.
– I lepiej, jakby tak zostało – odparowałam, unosząc dłoń.
   Wtem z bocznej jaskini wystrzelił Drago, który natarł na Linehalta.
– JEEES! – wrzasnął Dan, rzucając się na mnie. – Jesteś cała!
– Taaa, lata praktyk – Poklepałam go po plecach.
   Kuso puścił mnie i odwrócił się do Krawlera.
– Co ty tu robisz, Ren?
– Przybyłem, by wreszcie się z wami rozprawić. Super moc, Niszcząca Furia! – krzyknął Gundalianin
    Ogień i ciemność starły się ze sobą zażarcie, walcząc o dominację.
– Zostaw go mnie, Jess – zwrócił się do mnie Dan.
   Skinęłam głową i posłałam mu lekki uśmiech, po czym odbiegłam kawałek. Z jednego kolana ciekła mi strużka krwi. Oho, trzeba to będzie potem oczyścić, bo to jednak zakażenie mnie zmiecie z planszy.
– Fludim! – wyrzuciłam bakugana, a gdy stanął w oryginalnej formie, wskoczyłam na jego ramię.
– Mówiłem, że tak to się skończy – burknął. – Ale jest za cicho – dodał, mrużąc powieki.
– Dokładnie – zgodziłam się. – Powinniśmy się rozejrzeć czy ktoś tu się nie kręci.
    Skinął głową i wzniósł się lekko, jednak nie ponad kanion. Z tyłu ciągle rozlegały się odgłosy walki. Strumienia ognia i fioletowe kule co chwila zderzały się ze sobą, powodując nowe zniszczenia. Słyszałam też sfrustrowany głos Rena, więc odwróciłam się. Wyglądało, jakby Dan próbował go namówić do dołączenia do nas. Pokręciłam głową. W końcu metoda Wojowników.
   W oddali coś błysnęło, ale nie zdążyłam się temu dobrze przyjrzeć, gdy przeleciało tuż koło nas, powodując gwałtowny podmuch. Już wolałam nie myśleć, co miałam na głowie, tylko wyciągnęłam kartę supermocy. Fludim podniósł gardę i odwróciliśmy się.
   Był to czerwony smok złożony z kwadratów niczym w Minecrafcie. Zamrugałam gwałtownie. Chwila, moment. On był tego gościa, co rąbnął żywioł! Jak on miał....
– Krzaczaste brwi! – wykrzyknęłam.
– Co?! – Fludim spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Heee, jednak mnie pamiętasz – odezwał się żołnierz, który stał na jednej z łap bakugana. Ściągnął hełm, ukazując światu te krzaki nad oczami. Wyszczerzył zęby – Dziewczynko z Vestalii.


****

   Sama nie pamiętałam, jak do tego doszło, ale skończyło się na poczwórnej bitwie. Z czego Fludim po prostu powstrzymywał Rubanoida przed atakowaniem Drago, a Dan i Ren dalej bili się zażarcie.
– Super moc, aktywacja! Oszustwo Cienia! – krzyknęłam.
   Poziom mocy Fludima: 800
   Poziom mocy Rubanoida: 700
   Zacisnęłam zęby. Mała była między nami różnica.
– Zestaw bojowy! – uśmiechnął się Sid, wyrzucając ustrojstwo w powietrze.
   Ooo, tak się bawimy? Zaraz...nie wzięłam swojego!
– Ja pierdolę – jęknęłam.
– Nie gadaj, że... – zaczął Fludim.
– Ciicho – Zamachałam ręki. – Ogarniemy to inaczej!
– Jess!
– Co? – spojrzałam na Dana, jednocześnie szukając kart.
– Użyję teraz pojazdu bojowego, okej? Dasz radę?
– Pfff, ja zawsze daję radę. Leć – machnęłam ręką. – Otchłań Ciemności!
    Gdy udało mi się wepchnąć bakugana w ciemny kokon mgły, zerknęłam, co robi Dan. Wskoczył do środka al’a deski, na której unosił się Drago. Jednak Renik nie pozostawał dłużny, dołączył ten cholerny zestaw bojowy i ruszyli w pościg.
– Chyba zostaliśmy sami – stwierdził Sid. – Wolałbym cię za bardzo nie uszkodzić.
– I tak już wyglądam jak ofiara wypadku – Wzruszyłam ramionami. – Zresztą nie masz się czego bać. Super moc aktywacja! Zdradliwy Cień!
   Połowa hybrydowych łeb Rubanaoida zaczęła być wciągana przez wyrwę, która powstała w ziemi. Sid warknął wściekle i wyciągnął kartę, gdy z dołu spadł grad laserowych strzał. Dan wylądował koło mnie, a Drago stanął koło Fludima. Linehart ugodził porządnie o ziemie, lecz cholernik wstał.
– Ładnie – wyszczerzyłam zęby.
– Dzięki i nawzajem – Dan puścił mi oczko i znów włączył swój zestaw bojowy do walki.
– To jeszcze nie koniec – wycedził Ren. – Super moc zestawu! Strzał Pumixa (?)
– Rubanoid, Forma Falista Destrakona (?)!
– Ja myślę, że tak – Dan wyciągnął kartę. – Drago, Ogień Krosbostera (???)!
   Nawet nie zdążyłam użyć karty, bo moc Dragonoida zmiotła naszych przeciwników z pola walki. Westchnęłam, chowając kartę. To co teraz?
   Gundalianie warknęli sfrustrowani, po czym zaczęli rozmawiać.
– Powinniśmy ruszać do pałacu – uznał Dan.
– Masz rację – Skinęłam głową. – Trochę niewygodnie walczyć w papciach.
– Oj stanowczo.
    Fludim obdarzył mnie pełną politowania miną, gdy rozległ się kolejny wybuch po przeciwnej stronie, gdzie stali Sid z Renem.
– Co to było?! – krzyknął Dan i zaczął szukać źródła.
   Ja natomiast patrzyłam, jak Ren połową ciała zawisł na przepaścią, mocno ściskając rękę Sida. Coś czerwonego podskoczyło do drugiej dłoni Krawlera, nim Gundalianin go puścił i poszybował w ciemność. Instynktownie wyciągnęłam dłoń, by użyć mocy, gdy ciemny laser przejechał tuż przed naszymi stopami. Odskoczyliśmy w tył.
– Dharak! – warknął Drago.
    Obok bakugana, który wyglądał przypominał smoka Darkusa, unosił się okazały gundaliański statek. Jedno z drzwi powoli się rozsunęło i na niewielką platformę wyszedł wysoki Gundalianin w ciemnym stroju. Jego białe włosy do ramion powiewały na wietrze, a zielone oczy wpatrywały się prosto w Drago. Wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.
– Barodius – mruknęłam.
– Cesarz Gundalii – dodał Dan.
    Ren również wpatrywał się w Gundalianina w napięciu. Na moment jakby wszystko ucichło.
– Teraz nasza kolej, by się zabawić i zobaczyć efekty prac Kazariny – odezwał się chrapliwym głosem wrogi władca. – Mamy interesujących przeciwników.
    Przełknęłam ślinę. Byliśmy we dwójkę, nasze bakugany już trochę powalczyły, strój to mieliśmy odpowiedni do drzemki od lenienia się. Ja ponadto zapomniałam zestawu bojowego.
   Spectra definitywnie miał rację. Umieliśmy się wpakować w zajebiste tarapaty.


 Tadam, szybki następny rozdział! I to napisany tylko dziś, bo lało i miałam wene, to co zrobić XD Wyjątkowo mi się podoba, bo skupiony na drugim najbardziej postrzelonym duecie na tym blogu XDDD Ahh tęskniłam za ich głupotą. A i połączyłam odcinki 23, 24 i tam 25, więc będą leciały ciurkiem, by się kto nie dziwił, że wleciał Barodius.
Jess: Keith mnie zabije
Fludim: Optymistycznie myślisz, że zdążysz
XDDD No nic, zaczęłam nawet pisać następny, ale tam będzie dużo skoków między postaciami, więc no może trochę zająć XD
Odmeldowuje się!

  



5 komentarzy:

  1. Ogólnie to bardzo podobają mi się wyczyny duetu JessxDan i żałuję że nie było więcej scenek z ich udziałem w tej części. ;3
    I w sumie fajnie że rozdział skupiał się na tej dwójce, bo wydaje mi się że wyszło to temu rozdziałowi na dobre. ^.^

    Czy to alkohol? – Fludim zmarszczył brwi, wpatrując się w różową butelkę.
    Jest środek wojny, a wam się zachciało nocnych przygód! I to po co? By zjeść tort! – tyranizował dalej mój bakugan, trąc czoło.

    Przy czytaniu wyżej wymienionych zdań miałam takie... "Jak? JAK?"
    Jak to jest możliwe że bakugan w formie kulistej jest w stanie dotknąć swojego czoła, a tym bardziej zmarszczyć brwi?
    Dan: Btw on miał w tej pełnej formie brwi? XD
    No chyba że Fludim w wersji kulistej ma na tyle manualne kończyny/części swojego kulistego ciałka że jest w stanie zginać je tak jak w swojej prawdziwej formie, jeśli tak to podejrzewam że niejeden bakugan musi mu tego zazdrościć. ^^"
    Btw, w którymś ze wcześniejszych rozdziałów też było napisane że bakugan - w formie kulistej - wywrócił oczami lub coś w podobnym stylu.
    Wiem że dopierdalam się o szczegóły, ale po prostu trochę kuje to w oczy, bo to nie jest za bardzo możliwe żeby bakugan w formie kulistej mógł robić takie rzeczy. xd
    Btw, nazwy Supermocy Zestawów Bojowych można znaleźć na wiki (nwm czy wszystkie ale większość na pewno) tak samo jak nazwy Zestawów Bojowych.
    Nie mniej jednak rozdział przyjemnie mi się czytało właśnie przez to że skupiał się on na Jess i Danie ^u^ Można było na nowo poczuć klimat pierwszej części dzięki temu. ;D
    Czekam na next i przesyłam mnóstwo weny! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jeszcze wlecą, jak oni dopiero się w coś wjebali, to zanim się wyplączą, to troche minie XD
      Dan: To mogłaś nam dac chociaż lepsze buty -_-'
      Pfff, nigdy nie może być łatwo
      Jess: Już widzę moje boje w rozpierdolonych papuciach, mmmm
      Spectra: Angel....
      No co już się rzucasz, wszystko pod kontrolą, przecież przeżyje >.> Musi XD
      Jess: SZMATO
      Musiałabym znaleźć mojego starego bakugana, ale u nich da się tak podnieść to ramię, by do dotknęła czoła. Przynajmniej u Tigrerry tak było XDDD A tych nazw własnie nie było, bo patrzyłam, a w ang wiki to są wgl inne nazwy, więc nie chciało mi się strzelać i leciałam ze słuchu XDDD
      Wgl *odpycha zirytowaną Aki* jak tam idzie reaktywacja bloga?

      Usuń
    2. A no to chyba że tak to w takim razie zwracam honor. ^^"
      Nazwy są, znaleźć je można pod nazwą Zestawu Bojowego, nie wiem tylko czy wszystkie super moce zestawów tam ale, raczej tak, aczkolwiek zbytnio się nie orientuję, wiem jedynie że są.
      Nwm to może niech chociaż polecą na szybko do pałacu i się przebiorą. XD
      "Czekaj Ren nie strzelaj, laczki se przebiorę XD"
      W sumie to ciulowo, bo jestem na etapie robienia postaci, a z tym mi trochę zejdzie bo nie mam tabletu graficznego, a na laptopie ciężko się rysuje. xd No i planuje mały remont na blogu, ale najpierw muszę zrobić nagłówek, a z tym też opornie idzie. ^^"

      Usuń
    3. No wiem, że są, ale tych co używali w tym odcinku akurat nie ma, dlatego został mu zajebisty słuch *mówi to, puszczając na pełen regulator State of Mine*
      Jess: O tak Renik poczeka
      Aki: No widzisz, ciesz się, że wzięłam pełną walizkę
      Jess: O, przywieziesz mi?
      Aki: *patrzy na swoją rolę i wybałusza oczęta* Hehe, kurwa, coś tego nie czuję
      Jess: Dobra, spontan
      Fludim:Nie
      Spectra:....
      Jess: Ty tam z tyłu przestań mnie wyzywać w myślach -_-
      Daaasz radę, Akemi wróciła po 8 latach, so XD

      Usuń
  2. O tak, zbiłby na tym gruby majątek xDDD
    Dan: No skąd mogłem wiedzieć?
    Jess: Nigdy nie tyka się dziwnych wajch
    Niee, Keith pojawi się kiedy indziej, tutaj muszą sobie radzić sami XDD

    OdpowiedzUsuń