Helios i Drago
przegrali. Czerwona mgiełka wypłynęła z ciała Drago i pofrunęła do systemu
zniszczenia. Bakugany wróciły do form kulistych i wylądowały dłoniach swoich
partnerów. Zenoheld uśmiechnął się mściwie. Czerwony kryształ umieszczony na
systemie zalśnił krwistym blaskiem. Wtedy poczułam, jakby coś mnie dusiło. Nogi
ugięły się pode mną, ale nie upadłam. Z trudem łapałam powietrze.
– Co jest, Jess?
– zaniepokoiła się Mira.
– Nie wiem. –
wymamrotałam.
Bicie mojego
serca stało się coraz szybsze.
– To przez to
kim jesteś. – powiedział Zenoheld.
Wszystkie
spojrzenia spoczęły na nim.
– Masz w sobie
trochę DNA bakuganów. – wyjaśnił z jadowitą radością. – Więc skoro system
zaczął działać, to i ty to odczujesz.
Zrobiło mi się
zimno. Ja mam w sobie coś z bakugana? Z niedowierzaniem spojrzałam na swoje
ręce. Nie...To niemożliwe! On musi kłamać. Tak, on blefuje... Więc czemu czuje,
że to prawda?
– Nie istnieje
coś takiego jak połączenie człowieka i bakugana! – wrzasnął Dan. – Kłamiesz!
– Jeśli mi nie
wierzycie, to spójrzcie na nią. Dlaczego cierpi, skoro jest człowiekiem?
Spojrzałam na
niego z nienawiścią. Vexosi wjechali na specjalnych platformach i stanęli za
plecami króla. Prychnęłam i mimo ciągłe uczucia duszenia stanęłam prosto.
– Naprawdę mnie
nie znosisz, co? – mruknęłam. – Ale ja nie umrę. - Wyszczerzyłam się. – W końcu
jestem tylko w kilku procentach bakuganem, nie? – Zmrużyłam oczy. – Nie uda ci
się.
– Zobaczymy. –
powiedział chłodno.
– Lepiej
pożegnajcie się ze swoimi bakuganami. – rzucił kpiąco Hydron. – W końcu zostało
im mało czasu.
– Przegraliście,
Wojownicy! – zaśmiała się Mylene.
– Jak twój
Maccubas? Jego łeb dalej rdzewieje? – spytałam i zorientowałam się, że czuję
się już normalnie.
Jej tęczówki
zwęziły się w szparki.
– Jeszcze mi za
to zapłacisz. – wysyczała.
W odpowiedzi
wzruszyłam ramionami. Dan pociągnął mnie za ramię. Zerknęłam na niego.
– Jess, ty naprawdę
masz w sobie coś z bakugana? – zapytał niespokojnie.
– Nie wiem. –
powiedziałam cicho. – Ale czułam ból, więc to bardzo możliwe.
Zacisnął palce,
ale szybko je rozluźnił.
– Musimy
teleportować się do Vestroi. – zwrócił się do Spectry.
– Po co? –
spytali jednocześnie maszkaron i Mira.
– Musimy
uratować bakugany! – krzyknął Dan. – Póki Vexosi nie uruchomią swojego systemu,
istnieje szansa, że zdołamy je ewakuować.
– Nie liczyłbym
na to. – odezwał się Hydron. – Ale próbujcie. – uśmiechnął się złośliwie.
Czułam ochotę,
by tam podejść i przywalić każdemu Vexosowi po pysku. Lecz teraz ochrona
bakuganów była ważniejsza.
Spectra przeniósł nas na swój statek, a nim
polecieliśmy do Vestroii. Czemu on nam pomaga? Wymieniliśmy zdziwione
spojrzenia z Shunem i Acem. Ten drugi miał nieufny wyraz twarzy i obserwował
każdy ruch maszkarona. Porzuciłam rozważania o Phantomie i zajęłam się
istotniejszą sprawą. Czy ja naprawdę mam w sobie DNA bakuganów? Skąd? Jak?
Dlaczego? Miliony pytań i żadnej odpowiedzi. Jak miło.
– Musimy wysłać
nasze bakugany, by zwołały inne do statku. Stąd wyślemy je na Ziemię. -
słuchałam planu jednym uchem.
– Jak je tam
przeniesiemy? – spytała Mira.
– Teleportem. –
odparłam. – Wystarczy wprowadzić współrzędne.
– Tylko gdzie
one się zmieszczą? – zmartwił się Baron.
– W moim domu
jest dużo miejsca! – ucieszył się Marucho.
– Fantastyczny
pomysł! – podchwycił Dan. – U ciebie na pewno wszystkie się zmieszczą!
Tym oto sposobem
Marucho poszedł ze Spectrą wprowadzić współrzędne. Ace uznał, że nie ufa maszkaronowi
i towarzyszył im. My tymczasem wysłaliśmy nasze bakugany, żeby wołały swoich
braci i swoje siostry.
– Nie mamy za
wiele czasu. – zauważył Baron.
– Skąd wiesz?
– Zanim się
przenieśliśmy, zsynchronizowałem gantlet
z systemem i wiem, ile jeszcze zostało do jego uruchomienia. – wyjaśnił szybko.
Bakugany tłumnie
wlatywały na statek przez otwarty właz. Mimo ich ogromnej liczby, czułam, że
nie uda nam się uwolnić wszystkich. To było niemożliwe. Jednak nie powiedziałam
tego na głos. Reszta Wojowników też tak miała. Wszyscy wiedzieliśmy, że
porywamy się z motyką na słońce, ale żadne z nas się do tego nie przyznało. Nie
chcieliśmy niszczyć tej złudnej nadziei, że coś możemy.
Przegraliśmy. To
koniec gry.
Nagle coś
przyszło mi do głowy. Odeszłam nieco od Wojowników.
– Reiko, czy
możemy coś zrobić z systemem? – szepnęłam.
– Nie. – odparła
ze smutkiem.
– Na pewno? Moja
moc nie może nic z tym zrobić? Na przykład przenieść go w inny wymiar lub zniszczyć?
– Jesteśmy mimo
wszystko ludźmi. Nasze działania są ograniczone. – westchnęła.
– Mam do ciebie
wiele pytań, Reiko. Odpowiesz mi na kilka?
– O ile będę
mogła.
– Czy coś mi się
stanie, jeśli ten system zadziała?
–Jeżeli będziesz
na Ziemi to nic. Ale jeśli będziesz tu, to odniesiesz obrażenie, lecz nie
zginiesz.
– Milutko. Skąd
w moim DNA jest cząstka bakuganów?
– Cóż w naszej
rodzinie wieki temu narodziła się pewna kobieta. Jeden z dawnych bakuganów, który został wygnany na Vestalię, zakochał się w niej. Z ich związku narodziły się hybrydy, posiadające moc. Gen bakuganów z czasem słabł i od kilku wieków pokazuje się tylko u niektórych pokoleń.
– Nigdy nie
słyszałam, żeby ludzie widzieli wcześniej bakugany, przed tym jak przez
teleport doktora Michaela Ziemia została połączona z Vestroią. – zauważyłam.
– Jeszcze mało
rzeczy wiesz. – Reiko stanęła koło mnie i z nostalgią spojrzała przez okno. –
Ten świat ma ciągle swoje nieodkryte oblicza. I tylko do nas należy wybór, czy
spróbujemy je odkryć. – Uśmiechnęła się. – Dlatego go kocham.
Oparłam się o
ścianę i spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Była tajemnicza. Nie wiedziałam, co
chodzi po jej głowie oraz czy nie chce mnie oszukać. Ale jednego byłam pewna.
Ona naprawdę tęskniła za życiem. Już chciałam zadać jej kolejne pytanie, gdy
gwałtownie odwróciła głowę. Na jej twarzy pojawił się przestrach, po czym zniknęła.
Źródłem jej przerażenia był Spectra.
– Czego chcesz? –
mruknęłam niechętnie.
– Zastanawiam
się, czy zginiesz jeśli system się uruchomi.
– Co ja słyszę?
Czyżbyś się o mnie martwił, maszkaronie? – zakpiłam.
– Naiwna. –
Nachylił się nade mną. – Po prostu ciągle jesteś cennym narzędziem w tej grze.
Zacisnęłam dłoń
na jego bluzce i przyciągnęłam bliżej siebie.
– Nigdy nie
byłam i nie będę niczyją zabawką. – wycedziłam. – Lepiej to sobie zapamiętaj.
– Oszukuj się do
woli. – odparł, odtrącił moją rękę i oddalił się. – Jeszcze z tobą nie
skończyłem, Jessico Knight. – rzucił na pożegnanie.
– Mam nadzieję,
że cię ten statek kiedyś przejedzie albo zjedzą cię twoje fanki! – wrzasnęłam z
nim.
Jego chłodny
śmiech odbił się od ścian.
Zirytowana
wróciłam do Wojowników.
– Nie mamy już
czasu! – jęknął Baron. – Zostało kilka minut.
– Nie zostawię
tych bakuganów! – oświadczył Drago. – Obiecałam Wyrnie i Starożytnym, że będę
ich chronił i dotrzymam obietnicy!
– Ale jeśli za
chwilę się nie teleportujesz, to zginiesz! – krzyknął załamany Dan.
– Trudno! Wolę
poświęcić życie, niż uciec jak tchórz! – powiedział jego bakugan.
Jednak kazał
Fludimowi i reszcie hałastry się teleportować. Protestowali, ale w końcu
ulegli i przenieśli się na Ziemię. Zapadła niezręczna cisza. Co teraz?
– Drago? – Dan zauważył
nagłe zniknięcie przyjaciela. – Ej!
– Nie tylko
Drago postanowił zostać. – powiedział ze stoickim spokojem Spectra. - Heliosa też nie ma.
Zobaczyliśmy, że
na dworze obydwa bakugany przybrały swoje prawdziwe formy, a z modułu systemu
zniknęły zielone pasy. Co oni zamierzają zrobić? Zniszczyć system tylko we
dwójkę?
– Mamy tylko
trzydzieści sekund! – krzyknął Baron.
Kuso jak strzała
popędził do wyjścia, a my za nim.
– Nie zdążysz,
Drago! Zostało pół minuty! – wrzasnął rozpaczliwie.
– Dam radę! –
uparł się jego bakugan.
– Jeśli ci
pomogę, to potem będziesz walczył? – spytał Helios.
Nie powiem,
wszystkich zaskoczyły jego słowa. Nawet Spectrę. Dragonoid skinął głową. Obydwa
bakugany zaczęły różnymi atakami uderzać w moduł systemu. Wszystko jednak
spływało po nim jak po kaczce.
– Piętnaście sekund!
****
Reiko zasłoniła
oczy dłońmi. Nie znosiła tu być, więc wolała oglądać ciemność.
– Dlaczego tu
jestem?
– Bo chciałaś
mnie zobaczyć, prawda? – stwierdził dziecinny głosik.
– Nie! –
jęknęła. – Mam już dość!
– Przecież
jestem wytworem twojego umysłu. Twojego nieszczęśliwego, przerażonego mózgu.
– Wiem, ale mimo
to boję się. – powiedziała Reiko, zaciskając powieki.
– Czego?
– Tego, że znowu
popełnie błąd i... – urwała.
Poczuła, jak mała
rączka głaszcze ją po włosach. Kiedyś napełniło by ją to spokojem. Teraz czuła
tylko strach.
– Nie boisz się
błędu. – stwierdził głosik.
– To czego?
– Samej siebie.
Oderwała dłonie
od oczu i spojrzała na swoją rozmówczynię z niedowierzaniem. Popatrzyły na nią
łagodne, dziecięce tęczówki.
– To prawda,
Reiko. Najczystsza. Dlatego chcesz odpokutować. Po to, by nie czuć już ciężaru
własnego grzech.
– Nie. To nie
tak. – szepnęła kobieta.
– To jak?
Wyjaśnij.
Nie wiedziała co
odpowiedzieć.
– Robisz to
tylko dla samej siebie. Jesteś egoistką. Cały czas nią byłaś. Dlatego mnie
zdradziłaś, prawda?! – wrzasnął głosik, który przestał być dziecinny, a stał
się mroczny, przepełniony furią i goryczą. – Zniszczyłaś nas, Reiko!
– Nie... – Z
fioletowych oczu zaczęły płynąć łzy. – Nie robię tego dla siebie tylko dla...
– Zniszczyłaś
wszystko! – postać przerwała jej. – Mimo że nie żyjesz, to mieszałaś się w
sprawy żywych. Zaprowadziłaś tylu ludzi w ciemność. Jednego nawet znasz!
– Ja...
– ZAMKNIJ SIĘ!
Reiko pisnęła i
odsunęła się jak najdalej. Chciała zniknąć, przytulić się, porozmawiać z kimś,
ale nie mogła. Musiała słuchać tego wszystkiego. Prawdy o niej samej.
– Zabiłaś mnie,
Reiko.
Dziewczynka,
która do niej podeszła, nie miała przyjaznych oczu pełnych radości. Jej oczodoły ziały pustką. Zaczęła wypływać z nich krew.
Reiko wrzasnęła i cofnęła się, ale stwór podążał za nią. Gdzie nie spojrzała,
tam widziała te straszne oczy, które będą ją prześladować po wieczność. Nagle
dziewczynka stanęła w miejscu i uniosła głowę.
– To wszystko
twoja wina. – oświadczyła i rozpadła się w proch.
Reiko z trudem
podniosła się i rozejrzała. Znów była sama. Odetchnęła z ulgą i przyciągnęła
kolana pod brodę. To nie był żaden stwór. Tylko jej sumienie.
I to ją
najbardziej przerażało.
~~~~~~~~~~~~~~
Krótko, ale dość konkretnie mam nadzieję.
Jessie: Lubisz widzę dręczyć swoje postacie.
Shadow: Reiko kogoś zabiła? Wielu ktosiów?!
Ja; Może tak, może nie ^^
Jessie: Dyplomatycznie.
Ja; Jak zapewne wiecie, zbliża się *piiiiip* szkoła...W związku z tym notki mogą być rzadsze. Wiadomo nauka, projekty itp. Ale będę się starała wstawiać co najmniej jeden post na dwa tygodnie ^^ W okolicach maja to się rozluźni i będą częstsze ^^
Jessie: Koniec tego smęcenia.
Ja: Niestety nie będzie obrazków T.T
Spectra; Płaczę po prostu.
Shadow: Nie ma to jak urwać w połowie akcji, Angel.
Ja: Cicho, bo cię zamknę w słoiku ^^Trochę ostatnio poważne te rozdziały xD
Dan: Nom ;-;
Ja: Cóż wymogi fabuły.
Dobranoc ^^