– Akaneeee!
Dziewczyna
odwróciła głowę i ujrzała Dana Kuso oraz Barona pędzących w jej kierunku.
– Kto to ten
różowowłosy? – szepnęła Jane, wyjmując jedną słuchawkę z ucha.
– Baron Leltoy.
Vestalianin. – odparła Akane. – Co jest? – zapytała Dana, gdy ten je dogonił.
– Widziałaś
gdzieś Jessie?
– Rano do niej
wbiłam, ale była zajęta, więc poszłam tylko z Jane na zakupy. – powiedziała nastolatka,
wskazując na przyjaciółkę, a potem na torby z logiem sklepu. – A co?
– Bo dzwonię do
niej od godziny i nie odbiera, a umówiliśmy się!
– Może gdzieś
wyszła. – powiedziała Jane. – A ogólnie to cześć. Jestem Janice, ale mówcie mi
Jane, ok? – Uśmiechnęła się miło, wyjmując lizaka z ust.
– Dan Kuso. –
przedstawił się szatyn.
– Wiem. Jesteś
liderem Młodych Wojowników i żarłokiem jak ich mało. – Jane zerknęła na Barona.
– A ty jesteś?
Leltoy poczuł,
że robi się czerwony. Ziemianka miała takie ładne oczy i prawdę mówiąc
spodobała mu się.
– J-jestem
B-baron. – wydukał, wbijając wzrok w buty.
Dan uniósł brwi do
góry i miał ochotę parsknąć śmiechem, ale uchwycił mordercze spojrzenie Akane
mówiące: Nawet nie próbuj, bo cię przejadę buldożerem!
– Baron – kun?
Miło poznać.
– MIŁOŚĆ KWITNIE
WOKÓŁ NAS! – wydarła się Akana, a jej oczy zaświeciły się. – Kolejny paring! Na
pierwszym miejscu oczywiście jest Kessie, bo w końcu będę chrzestną, ale
później jest Dan x Runo....Muszę wam jakąś nazwę wymyślić! Potem jest Mira x
Ace – tutaj też przyda się nazwa. Taaa i teraz dochodzi mi Jane x Baron – kun! –
Dziewczyna zaklaskała kilka razy. – Jestem taka szczęśliwa! Rzecz jasne,
zaprosicie mnie na śluby, nie?
– Tobie już
nawet psychiatra nie pomoże. – westchnęła z politowaniem Jane, wiążąc swoje
czarne włosy w kucyka. – Jestem pełna podziwu dla Gusa, że z tobą
wytrzymuje. – Posłała znaczący uśmieszek Japonce.
– T-to
jest...yyy...Ej! Mieliśmy iść sprawdzić, gdzie Jess się zaszyła! –
błyskawicznie zmieniła temat. – Chodźcie, mam klucze! – nie czekając na
odpowiedź, puściła się biegiem w dół ulicy.
Jane roześmiała
się, widząc ogłupiałe miny chłopaków.
– Akane robi
głównie za swatkę, ale sama wpadła w sidła miłości. – wyjaśniła. – I nie martw
się Dan. Ona woli dręczyć Jess i Keitha. – Splotła ręce z plecami. – Chodźcie,
zanim nam zwieje.
***
– Jess,
telefoniku się nie odbiera, co? – Akane bez ceregieli wpadła do pokoju. – O,
cześć Mira! – przywitała Vestaliankę.
– Hej, Akane,
Jane, Dan, i Baron. – powiedziała Mira, gdy wszyscy wpadli do pokoju Jessici.
– Szukacie Jessie?
– Szukacie Jessie?
– Dokładnie! Widziałaś ją może?
– Poleciała
jakiś czas temu na Vestalię. – odparła Mira.
– Heee? Czyżby
odwiedzić Keitha? – Akane usiadła po turecku na dywanie. – No wreszcie coś się
dzieje! Już myślałam, że będę musiała wkroczyć do akcji!
– Jessie by cię
utopiła w ściekach. – mruknęła Jane, odkładając zakupy. – I wcale jej się nie
dziwię, bo ty masz dziwne formy „pomocy”
– A co ci się
nie podoba? – zawołała oburzona Akane.
– Wszystko. Mam
ci przypominać, co odwaliłaś w gorących źródłach?
– No to akurat
nie był dobry plan. – przyznała Akane, drapiąc się po karku i śmiejąc
głupkowato.
– A co takiego
zrobiłaś? – zaciekawiła się Mira.
– Keith ci nie
mówił? – zdziwiła się Jane. – Przecież to była akcja roku!
– Może nie chciał... – wymamrotała Akane.
Dan i Baron,
widząc, że są totalnie zlani, a Jessici nie ma, cicho wycofali się z pokoju.
Dopiero na schodach odetchnęli z ulgą.
– Mało
brakowało, a zostalibyśmy wciągnięci w strefę babskich plotek. – zauważył Dan,
gdy zeszli na dół do salonu.
– A to najgorsze
piekło dla każdego faceta. – dodał Mick, wyłaniając się z kuchni z kubkiem
kawy. – Yo.
***
Mira wybuchnęła
śmiechem i zasłoniła usta ręką po wysłuchaniu relacji Jane. Akane wcisnęła
twarz w poduszkę.
– Myślałam, że
Keith i Jess mnie ukatrupią! – jęknęła.
– Dziwisz im
się? – spytała Jane. – Ale oni chyba są ze sobą blisko? – zwróciła się do
Vestalianki.
– Tak, ale
trudno się dziwić, nie?
– Nom. –
mruknęła dziewczyna, gryząc patyczek po lizaku.
– Tylko po co
ona poszła do Keitha? – zastanawiała się na głos Akane.
– Może znów ma
jakiś problem z fizą.
– Ale mój brat
jest tutaj. – powiedziała zdziwiona Mira. – Razem z Gusem poszli do Marucho.
– Czyli Jess
poszła do Ace’a?
– Nie...Poszła
pozwiedzać stolicę Vestalii. Powiedziała, że chce ją lepiej poznać.
Jane i Akane zbladły.
– Co jest? –
zaniepokoiła się Mira.
– Jess...poszła
sama zwiedzać?
– Tak?
– Bez mapy i tak
dalej?
– No chyba.
– I bez nikogo?
– Owszem.
Akane i Jane
spojrzały na siebie skrajnie przerażone.
– Mira....
– Tak?
– My jej już
chyba nigdy więcej nie zobaczymy...
– Co?!
***
Znacie to
uczucie, gdy wiecie, gdzie macie wrócić, ale nie wiecie jak?
– Mówiłem byś
skręciła w lewo, a ty poszłaś w prawo! – opieprzył mnie Fludim, gdy po raz
piąty stanęliśmy przy tej samej fontannie.
– Dobra, nie
denerwuj się tak. Zaraz kogoś spytam o drogę i będzie cacy. – powiedziałam,
szukając potencjalnej ofiary.
– Mogłaś to
zrobić godzinę temu!
– A ty mógłbyś
się w końcu nauczyć otwierać portale. – mruknęłam i podbiegłam do dziewczyny
mniej więcej w moim wieku. – Przepraszam, wiesz może jak dojść na główny plac?
– Jasne! Musisz
iść prosto do końca uliczki, potem skręcić w lewo i przy takim granatowym
wieżowcu skręcić i wejść w park. Z parku
wyjdziesz zachodnią bramą i będziesz na placu. – wytłumaczyła.
– Ok, dzięki. –
Pomachałam jej i oddaliłam się.
– Nie ma za co,
Jessica- san! – zawołała.
– Jesteś już
wszędzie znana. – zauważył Fludim.
– W końcu byłam
jedną z tych, którzy obalili Zenohelda. – Przystanęłam i spojrzałam na błękitne
niebo i białe chmury. Delikatny wiatr rozwiał moje włosy. – Wreszcie zapanował
spokój. – szepnęłam, patrząc na swój cień.
– Masz rację.
Ale za jaką cenę. – Zerknął na mnie.
– Już nic mi nie
jest. – Uśmiechnęłam się. – Mnie nie da się tak łatwo zniszczyć!
– Akurat to
wiem. – rzekł i schował się do mojej kieszeni.
Szłam według
wskazówek dziewczyny i dotarłam pod osiedle wieżowców.
I tu zaczęły się
schody.
– Który z nich
to granatowy? – jęknęłam, co chwila przebiegając na drugą stronę ulicy, bo
obydwa wieżowce był tego samego koloru. – Fludim, ratuj!
– Yyy, ale one
są niebieskie. – odparł bakugan.
Faceci i ich
odróżnianie kolorów...
– Nie pomagasz! –
Rozglądnęłam się za pomocą, ale jak na złość nikt nie szedł! – Dobra,
wyliczanka!
Padło na
wieżowiec po prawej stronie, więc tam też poszłam.
– Teraz powinien być park. – mruknęłam, gdy wydostałam się z plątaniny uliczek, osiedli itp.
Wiecie, gdzie
trafiłam?
Sama nie
wiem....
Przede mną rozpościerał
się widok na stożkowate wieżowce, ułożone w dwa rzędy.
– Może to jest
vestaliański park? – zasugerował Fludim.
– Oślepłeś?
– Mówiłem, byś z
kimś poszła!
– Ale wszyscy
byli zajęci!
– A Reiko?!
– Chciała koniecznie iść po sukienki i materiały na mundury, to ją puściłam! Rany, Fludim, zachowujesz się gorzej niż Gus tydzień temu!
– Chciała koniecznie iść po sukienki i materiały na mundury, to ją puściłam! Rany, Fludim, zachowujesz się gorzej niż Gus tydzień temu!
– A co się stało
tydzień temu?
– Zaplątałam mu
grzebień we włosach i trzeba było ich trochę obciąć...
– Jessie... – Fludim się ostatecznie załamał. – Nie, stop! Dzwoń po Mirę, Ace’a czy tam
Keitha by cię znaleźli i stąd wyciągnęli!
– Jest taki mały
problem.
– Jaki?
– Zapomniałam
komórki.
– Na wszystkich Starożytnych! Gdzie ty miałaś dziś łeb!?
– Ej, nie krzycz
na mnie!
– A ty na mnie!
– Ty zacząłeś!
– Bo twoje
zapominalstwo mnie dobija!
– To zdarzyło
się tylko jeden raz! Fludim, dziwnie się zachowujesz.
– Bo... – zawahał
się. – martwię się! Po tym wszystkim, co się wydarzyło.
– Nie mówmy o
tym. – powiedziałam stanowczo.
– Dobrze.
Szliśmy dalej w
milczeniu. Z lekkim niepokojem zauważyłam, że praktycznie nie widzę żadnych
mieszkańców. Gdzie ja trafiłam?
Nagle
dostrzegłam zielone korony drzew. Park! Wreszcie!
Uradowana
popędziłam w tamtą stronę. Kiedy weszłam do środka, poczułam niesamowitą ulgę.
Tylko muszę wyjść zachodnią bramę i będę w domu!
Niemal
podskakując, wędrowałam przez alejki i podziwiałam starannie utrzymany trawnik
i rabaty niezwykłych vestaliańskich kwiatów.
– Jesteś pewna,
że to zachód? – spytała niepewnie Fludim.
– Na 100%! –
Przeszłam przez bramę. – Widzisz? Teraz tylko dojść do końca tej ulicy i
wyjdziemy na plan!
– Coś nie widzę
głównej wieży i fontanny.
– Nie kracz.
Kiedy wyszliśmy
z alei, wylądowaliśmy w wielkim skupisku sklepów ze sprzętem elektronicznym.
Zamkniętych...
– Wykrakałeś... – wymamrotałam i osunęłam się na kolana. – Poddaje się. Umrę tu na ławce, a ty
masz napisać na moim nagrobku, że hasam sobie po zaświatach w tak młodym wieku,
bo zapomniałam telefonu. – zażądałam, czując ogarniającą mnie depresję i ciemną
otchłań rozpaczy.
– Twój zmysł
orientacji jest beznadziejny jak zwykle. – mruknął bakugan. – Przepraszam, jak
dojść do głównego placu?
W odpowiedzi
rozległ się przerażony krzyk i tupot butów. Zerknęłam za uciekającym mężczyzną.
– Toś mi pomógł.
– zakpiłam.
– Nie rozumiem.
Czemu oni się boją bakuganów?
– Może myślą, że
chcecie wziąć odwet czy coś w ten deseń.
– mruknęłam i poczułam coś mokrego na nosie. – He?
No i wtedy mój
pech osiągnął apogeum. Rozlało się na dobre.
– Zajebiście! –
warknęłam. – Co za udany dzień! – Wstałam z chodnika i schowałam się pod dachem
jednego ze sklepów. Potarłam ramiona. – Zimno się zrobiło. Apsik!
– Na zdrowie.
– Dzięki. –
Odgarnęłam włosy z twarzy. – Keith, Jane?
– No hej, Jess. –
Moja przyjaciółka rzuciła mi bluzę. – Nawet nie wiesz, jak długo cię szukaliśmy.
– Chodźmy już, zanim się przeziębisz. – powiedział spokojnie Keith, wyjmując kolejny parasol.
– Ja go wezmę! –
powiedziała Jane i tak zrobiła. – Jess pójdzie z tobą, ok?
– Nie mam nic
przeciwko. – Uniósł nieco parasol. – Chodźmy, Jessica.
– Już. –
Zapięłam bluzę.
W trakcie drogi
do placu Jane obróciła się i puściła mi oczko.
– Jestem lepsza
niż Akane, nie? – zaśmiała się.
– Może. –
odparłam, kichając. – No nie! Będę chora!
– Keith się tobą
zajmie.
– Jane!
Dziewczyna
wyszczerzyła się jeszcze bardziej i odbiegła kawałek.
– Nie wiem, jak
takie przeciwności się łączą, ale miło patrzeć na waszą dwójkę! – zawołała
przez ramię.
– Jesteś jeszcze
gorsza od Akane! – krzyknęłam.
– Wiem! Kiedy ślub, Keith?!
Ja ją kiedyś zamorduję...
Coś z cyklu: Gdy Angel nie idzie rozdział xD Tak trochę o mnie, bo ja jestem w stanie zgubić się wszędzie xD
Meh, sił na podsumowanie brak...
Paa ^^