Raz w życiu
byłam przesłuchiwana w sprawie napadu na sklep jubilerski. Jednak wtedy
wszystko odbyło się w przyjaznej atmosferze, bo wiedzieli doskonale, że to nie
ja, a chcieli dopytać o szczegóły. Teraz było inaczej. Keith nie mordował mnie
wzrokiem, tylko patrzył z kamiennym spokojem, ale i tak miałam ochotę zniknąć
pod podłogą.
– A co ona tu
robi? – zadał kolejne pytania.
– Stoi na
dywanie i ze mną rozmawia, nie widać?
Chyba
stwierdził, że się ze mną nie dogada i zaprzestał pytać. Już miałam ruszyć
(pokuśtykać) dalej, ale ujrzałam błagalny wzrok Reiko. Westchnęłam ciężko.
– Spectra,
mógłbyś zgromadzić Wojowników w salonie? – spytałam.
– Po co? –
ciągle ten nieprzyjemny ton. Wywiesiłam oczy do góry. Serio będzie stroił
fochy, bo mu powiedziałam mało przyjazną rzecz? Co on ma pięć lat?
– Jak dla mnie,
to on tak traktuje podejrzanych. – szepnęła Reiko.
Jeden pies!
Nikogo nie zamordowałam!
Jeszcze...
– Bo będę
tańcowała z tą głupią kulą! – warknęłam. – Możesz przestać zachowywać się jak
baba w ciąży i zrobić to o co proszę?
Nawet nie
zaszczycił mnie spojrzeniem i powędrował w stronę pokoi Wojowników. Prychnęłam
pod nosem i ruszyłam do salonu, czując, że za nim tam dotrę, to wszyscy już się
zgromadzą.
Oczywiście
miałam rację, bo gdy z pomocą Dana wbiłam do środka, moi przyjaciele siedzieli
na kanapie.
– O co chodzi,
Jess? – spytała Julie. – Spectra mówił, że to coś ważnego.
Zerknęłam na
blondyna, który stał oparty o ścianę z rękami splecionymi na tosie. Dobra,
Jessica, załatwisz to teraz, a najwyżej potem zemdlejesz. Wzięłam głęboki
wdech.
– Mam pewną
sprawę, o której wam nie powiedziałam. – zaczęłam. – Otóż...pamiętacie, gdy
byliśmy u Klausa i wbili Vexosi? – Skinęli głowami, wbijając we mnie
zaciekawione spojrzenia. – Więc można powiedzieć, że rzuciłam się do jeziora,
by im zwiać i zaczęłam tonąć. Wtedy
ujawniła mi się pewna postać....Reiko.
Kobieta pojawiła
się zaraz po tym, gdy wypowiedziałam jej imię. Wszyscy (oprócz Keitha)
wybałuszyli na nią oczy. Cóż wyglądała dość niezwykle w swoim stroju.
– Witam. Nazywam
się Reiko. – skłoniła się lekko. – Jestem praprapraprababką Jessici.
– Niech mnie
ktoś uszczypnie... – wykrztusił Dan, patrząc na nią.
– Jessie, czemu
nam o niej nie powiedziałaś? – zwróciła się do mnie Mira. Wiedziałam, że padnie
to pytanie.
– To moja wina.
– wtrąciła błyskawicznie Reiko. – Prosiłam Jessicę o to. Moje istnienie nie
powinno wam być nigdy ujawnione, ale pewne okoliczności zmusiły mnie do tego.
Zenoheld...Skąd
on tak właściwie ją znał? Zmarszczyłam brwi.
– Wybaczcie. –
wymamrotałam. – Nie chciałam was okłamać, ale... – Przygryzłam wargę, szukając
dobrego usprawiedliwienia, ale mój mózg po raz kolejny wziął wolne i miałam
tylko rozpaczliwą pustkę w głowie.
– Nic się nie
stało. – Runo posłała mi ciepły uśmiech.
– Właśnie! –
poparł ją Baron. – Wszystko w porządku, mistrzyni Jessico!
– Lepiej późno
niż wcale. – dorzuciła Julie.
Uśmiechnęłam się
z lekkim niedowierzaniem i poczułam, jak więzy, krępujące moje serce, znikają.
Wojownicy zajęli się dyskusją z Reiko, która dokładnie im wszystko wytłumaczyła,
ale milczała na temat, skąd jest i jaki ma cel.
– Chronię
Jessicę. – ucięła dyskusję.
Również nie
wspomniała o fragmentach, ale akurat za to byłam jej wdzięczna. Nie chciałam
mieszać przyjaciół w kolejne kłopoty.
Mira nachyliła
się nade mną.
– Jest nieco
dziwna. – szepnęła. – Niby radosna, ale bije od niej taka przygnębiająca aura.
– Wiem. –
Skinęłam głową. – Ciągle nie mogę jej rozgryźć.
Przez chwilę
patrzyłyśmy, jak Reiko prezentuje Baronowi i reszcie swoje moce oraz znikanie i
pojawianie się w innej części pokoju.
– Muszę zrobić
wywar! – oświadczyła nagle.
– Wywar?
– Tak. –
Spojrzała na mnie. – Specjalny eliksir, dzięki któremu twoja kostka się
wyleczy.
– Umiesz zrobić
coś takiego? – zdziwiłam się.
– Oczywiście.
Jesteś Marucho – san, prawda? – zwróciła się do okularnika. – Mogłabym
skorzystać z jakiejś nieużywanej kuchni?
– J-jasne
– Dziękuje bardzo. – Skłoniła się lekko. – Muszę lecieć, do widzenia, Wojownicy. – pożegnała się i dosłownie rozpłynęła w ścianie.
– Dziękuje bardzo. – Skłoniła się lekko. – Muszę lecieć, do widzenia, Wojownicy. – pożegnała się i dosłownie rozpłynęła w ścianie.
Ohoho, czyli
odtąd będziemy mieli lekarz ducha w drużynie? Zapowiada się baaardzo ciekawie.
– Ej, Jess – Dan
odciągnął mnie na bok. Miał nieco niewyraźną minę. – Reiko jest podejrzana.
Czuję, że
usłyszę to dziś od wszystkich.
– Wiem. –
mruknęłam. – Zastanawia mnie, czego chce i kim tak naprawdę jest. – Wbiłam
wzrok w sufit.
– Może wkrótce
się dowiesz.
– Oby...
Drzwi od salonu
skrzypnęły i do środka wszedł Kato.
– Obiad na
stole, proszę państwa. – zakomunikował.
Wszyscy już
mieliśmy ruszać do jadalni, gdy zostałam powstrzymana przez męską część drużyny
(prócz Marucho i Spectry)
– Nie możesz
ciągle łazić z tą kulą, bo w końcu nam tu padniesz. – zawyrokował Ace.
– Jadalnia jest
na końcu korytarza. – przypomniałam.
– Wiem, ale gdy
będziemy musieli zejść niżej to co? Winda jest zniszczona – Tutaj chłopak posłał
Danowi i Baronowi wzrok zabójcy. – a ty na schodach przypominasz emeryta.
– Dzięki za
komplement.
– W takim razie
– Kula została mi wyrwana, przez co musiałam się kogoś złapać, a ty kimś okazał
się Shun. – zaniesiemy cię!
Złapałam Ace i
Kazamiego za barki, a oni podnieśli mnie. Z racji mojego wzrostu zawisłam kilka
centymetrów nad ziemią. Tak, widok był wyjątkowo idiotyczny. A jak biegiem
polecieli do jadalni, to zaklinałam w duchu los, by nie spaść.
– Tada! –
Wkroczyliśmy do jadalni w pełnej chwale.
Z ulgą osunęłam
się na krzesło koło Akane, a ta zmierzyła chłopaków krytycznym spojrzeniem.
– Powinniście
raczej ją wziąć na barana. Bezpieczniejsze. – powiedziała.
– A od kiedy to
przejmujesz się bezpieczeństwem? – odgryzł się Ace.
– A najlepiej by
było, gdyby KTOŚ wziął Jess na ręce. – Po tych słowach przyłożyłam jej łyżką. –
Auu! Za co?!
– Ty już dobrze
wiesz – warknęłam i zajęłam się zupą,
ignorując jej oburzone okrzyki.
Po skończonym
obiedzie Dan zaniósł mnie na barana pod drzwi pokoju.
– Dzięki. –
Uśmiechnęłam się, gdy odstawił mnie na ziemię.
– Nie ma za co,
Jess. – mrugnął przyjaźnie.
Weszłam do
środka i przeskoczyłam nad torbą. Mimo mroku panującego w pomieszczeniu,
rozróżniałam kontury. Zapaliłam małą lampę i przysiadłam na parapecie.
Pierwsze gwiazdy
zaczęły już błyszczeć na niebie. Przymknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę.
Reiko dalej pracowała nad tym swoim tajemnym wywarem, Fludim gdzieś poleciał,
więc zostałam sama ze swoimi myślami.
Po chwili
bezruchu, zwlekłam się z parapetu i podążyłam do łazienki.
****
Reiko kątem oka
obserwowała bladoróżowy wywar, podczas krojenia łodyg irysów. Zerknęła na
przepis, umieszczony w małej książeczce.
– Zamieszać trzy razy, po czym dodać wywar z kwiatu elokupina. – przeczytała cicho.
Eliksir po
zamieszaniu zaczął bulgotać i zmieniać barwę na fioletowy. Kobieta policzyła
ile jeszcze składników zostało i wyszło jej, że wywar będzie gotowy najszybciej
za dwa dni.
– Niedobrze. –
mruknęła zmartwiona. – Ale już trudno.
Podeszła do
stolika, gdzie wyłożyła różne flakoniki wypełnione kolorowymi płynami. Sięgnęła
po pękatą buteleczkę z pomarańczową cieczą. Odkorkowała ją i wlała zawartość do
kotła, z którego wzbiły się opary.
Nagle flakonik
roztrzaskał się o białe kafle, a Reiko złapała się za głowę i zacisnęła
powieki. Czyjeś urywki wspomnień latały jej przed oczami, jednak były tak
rozmazane, że nie mogła rozpoznać czyje są. Wiedziała jedno. Znów ktoś umrze...
W końcu fragmenty
pamięci przestały wirować, a zaczęły się przewijać zupełnie jak klatki w
starych filmach.
Dziewczynka z
niebieskimi włosami trzymała za rękę wysokiego mężczyznę o takich samym kolorze
czupryny. Stali przed spalonym domem i patrzyli na karetki pogotowia oraz
ratowników pętających się po pogorzelisku. Jeden ze strażaków podszedł do nich
i powiedział coś. Mężczyzna osunął się na ziemię, po czym z całej siły uderzył
w chodnik pięściami.
Dziewczynka
podbiegła do dwóch ratowników, którzy klęczeli przy postaci zakrytej białym
prześcieradłem.
– Mamo...
Klap.
Ta sama
dziewczyna, nieco starsza, podała mężczyźnie tabletki, poprawiła mu poduszki,
ucałowała w czoło, po czym wyszła na ulicę, by skierować się w stronę ponuro
wyglądającego pubu. Tam na powitanie dostała w twarz szmatą, a kobieta o rudych
włosach zaczęła się na nią wydzierać.
Klap.
Dziewczyna stała
przed szarym nagrobkiem. Reszta cmentarza zasnuta była mgłą. Z policzka
dziewczyny spłynęły łzy, które starła rękawem czarnej sukni. Zagryzła wargę i
zaczęła coś szeptać.
Reiko zerknęła
na nagrobek.
„Edward Farrow”
Klap.
Dziewczyna
siedziała na ławce. Jej bluza nosiła na sobie ślady mocnego zużycia, a jasne
spodnie miały przetarcie w wielu miejscach. Nagle niebo dosłownie pękło i
zaczęły z niego spływać karty. Niebieskowłosa złapała jedną z nich, która
zapłonęła błękitnym blaskiem i wynurzył się z niej bakugan.
Klap.
Dziewczyna
wyszła na arenę. Teraz jej strój niczym nie przypominał dawnych, biednych
kreacji. Wprost przeciwnie. Był zdobiony złotem i drogimi kamieniami. Kiedy pojawiła się na
jednej z ruchomych platform, tłum dosłownie oszalał. Zaczął krzyczeć, gwizdać i
wymachiwać transparentami.
– Mylene!
Mylene! Mylene!
Klap.
Reiko otworzyła
oczy.
Jeśli człowiek
żyje w ubóstwie, to daj mu pieniądze.
Gdy brakuje mu
towarzystwa, daj mu przyjaciół...
Zenoheld
doskonale znał te zasady. Wyciągał rękę do najlepszych, a potem puf! Zamykał
ich w złotej klatce.
– Bo tymi,
którzy coś stracili, najłatwiej manipulować. – wymamrotała Reiko, zbierając
skorupy flakonika.
****
Otulona ciepłym
szlafrokiem wyszłam na balkon. Oparłam się o barierkę i zaczęłam podziwiać
nocny krajobraz miasta. Moje świeżo wysuszone włosy zafalowały nieco przez
wietrzyk. Przydałby się jeszcze kubek gorącej herbaty. Najlepiej malinowej.
– Przeziębisz
się. – Usłyszałam tuż za plecami.
Zerknęłam do
tyłu.
– Wreszcie
odezwałeś się jak człowiek. – burknęłam, gdy Phantom podszedł bliżej. – Jakieś
święto?
– O co się
złościsz? – spytał. Uniosłam brwi. On tak serio? – Przecież wiem, że
gdybym cię wtedy nie zapytał, w życiu byś nie powiedziała o Reiko.
– Jasne. –
prychnęłam, splatając ręce. – Skąd wiesz?
– Bo znam cię lepiej,
niż myślisz. – Wywróciłam oczami.
Przez chwilę
mierzyliśmy się wzrokiem, aż odpuściłam i znów oparłam się o barierkę.
– Keith... –
zaczęłam, ale umilkłam, by po chwili kontynuować. – Spectra to twoje alter
ego?
– Nigdy nie było
żadnego rozdwojenia jaźni. – odparł. – Zawsze byłem sobą. Tylko próbowałem pozbyć się kawałka mojego charakteru.
– Świetnie ci
wyszło. – stwierdziłam. – Aż za bardzo.
– Boisz się
mnie, prawda?
– Nieprawda!
– Tak? To czemu
zawsze mówiłaś, żebym zdjął maskę i stał się Keithem?
Przygryzłam
wargę. Dobry jest....
– Czyli to
wszystko robiłeś tylko ty?
– Tak.
Westchnęłam. To
on mnie w końcu nienawidzi czy nie? Bo tak szczerze to skoro nie ma alter, to
wszystko się pokomplikowało.
– Jednak nie o
tym chciałem rozmawiać. Reiko...
– ...jest dziwna.
– wpadłam mu w słowo, ale pokręcił głową.
– Nie. Widziałem
ją wcześniej.
– Co?! –
Wytrzeszczyłam oczy.
Zerknął na
rozgwieżdżone niebo.
– Pewnego dnia,
ujrzałem ją w lustrze. – powiedział. – Mówiła coś o utracie duszy i
przepowiedni...Jessica?
„ Chłopak, który chciał uratować, to co się uratować nie dało,
niknie.”
Odsunęłam się od
niego i prawie potknęłam o własne nogi. Reiko mówiła, że nie może pokazywać się
obcym, tak? Czyli dla Keitha zrobiła sobie wyjątek, ale mi o tym nie
powiedziała?! Zacisnęłam pięści.
– Czy widziałeś
ją jeszcze wcześniej?
– Nie. – odparł,
mam nadzieję, że szczerze.
– Dobra. –
Zaczęłam masować skronie. Muszę o tym na spokojnie pomyśleć.
Już chciałam
odejść, gdy złapał mnie za przegub.
– W tej historii
jest coś jeszcze. – bardziej stwierdził, niż spytał. – I tylko ty wiesz co,
Jessica.
– Nieprawda. –
wycedziłam. – Możesz mnie puścić?
Chłopak okręcił
mnie w miejscu i zacisnął palce na moich ramionach.
– Słucham. –
Nachylił się.
Nadęłam policzki
i odwróciłam głowę w bok.
– Jessica. –
powtórzył groźniejszym tonem.
– Czy ty masz
jakiś uraz?! – wybuchłam. – Ciągle się mnie czepiasz! Co ja jestem? Biuro
informacyjne?! Czemu mam ci niby o wszystkim mówić, co, Spectra?! To nie twój
interes, co wiem, a czego nie wiem! – zakończyłam, łapiąc oddech.
Chłopak nie
odpowiedział, tylko przyjrzał mi się uważniej.
– Nie jestem
Spectra. – odezwał się chłodnym tonem. – A Keith.
– Dość długo
temu zaprzeczałeś. – wytknęłam mu.
Wywrócił oczami
i odsunął szklane drzwi balkonowe.
– Wracaj, bo
jest coraz zimniej. – Niemal wepchnął mnie do środka. Delikatny jak zawsze...
Zrzuciłam
szlafrok i zostałam w mojej ukochanej białej piżamie w czerwony wzorek.
– Jak twoja
kostka i ręka? – Złapał mnie za rękę i obejrzał biały bandaż.
– Dobrze. –
odparłam. – Yyy... nie idziesz spać? Keith?
Jego ręka
zatrzymała się tuż przed moim policzkiem. Blondyn zamrugał kilka razy, zupełnie
jakbym wybiła go z transu i odsunął się ode mnie.
– Do zobaczenia,
Jessico. – pożegnał się, po czym wyszedł na korytarz, nie dając mi szansy na
odpowiedź.
– Pa. – bąknęłam
skonfundowana.
I to niby
kobiety są ciężkie do zrozumienia!
Nie wyszedł mi ten fragment rozmowy Keitha z Jess. Gomen >.<
Shadow: Jak mogłaś urwać w przełomowym momencie. A ty Keith jak mogłeś tak po prostu wyjść?!
Keith: Odwal się.
Shadow: -.-
Tak a i właśnie w ten sposób widziałam przeszłość Mylene. Że coś musiało spowodować, iż jest taką jędza jak tu i w anime. A teraz czas się brać z shota świątecznego i przeżyć projekt. Pytanie: chcecie komedio romans czy czystą komedię? Bo mi wszystko jedno xD
To pa ^^
To pa ^^
Oj Keith, Keith, ładnie to było Spectre zgrywać? Teraz masz! Nawet na buziaka ci teraz nie pozwoli!
OdpowiedzUsuńI się nie wypieraj bo wszyscy wiedzą, jakie były twoje zamiary XD
Poza tym Keith i Jessie nie są ze sobą w ogóle szczerzy ;-;
Jak tak można?
Spoookojnie, to się potem zmieni xD
UsuńKeith:.....
Shadow: No dokładnie. Było szybciej działać. Daleko by nie zwiało...Auuu! *masuje siniaka nabitego miotłą*
Runo: Nie paplaj za dużo.
Jessie: Ale w jaki sensie szczerzy? O.o
Jak ja kocham poprawiać ludzi! A tak serio to nie, ale zamiast Pharrow jest Farrow lub Pharaoh... A tak swoją drogą Keith, byłeś wredny dla wszystkich, wyjść w takim momencie?! Tutaj człowiek skacze po całym pomieszczeniu i łup, rozbicie momentu! ;-;
OdpowiedzUsuńJa nazwiska tej wiedźmy nie ogarniam, więc dzięki xD
UsuńJessie: Keith to Keith
Ja; Spokojnie w święta się nadrobi
Keith: *sztyletuje autorkę wzrokiem*
Ja: ^^
Dan: Wreszcie Reiko pokazała się Wojownikom!^^
OdpowiedzUsuńShadow: Podjęłaś dobrą decyzję Jessie :3
Pierrette: Moim zdaniem to Keith powinien pomóc Jessie dojść do jadalni ^-^ Bo Ace i Shun mają już swoje dziewczyny i powinni się nimi zając. To nie taktowne grać tak na dwa fronty >.>
Lync: Ale oni nie grają na dwa fronty ;-;
Pierrette: Jesteś jeszcze za młody by zrozumieć takie rzeczy.
Shadow:*krzyżuje ręce na piersiach i wbija w Pierrette znaczące spojrzenie* Ekhm...chcesz powiedzieć że ty już jesteś gotowa na to by mieć chłopaka?
Pierrette: Co? Nic takiego nie powiedziałam.
Shadow: Cóż, ja to w ten sposób odebrałem.
Pierrette:...
Shadow: Oooooooo przeszłość Mylene.
Elz: Nie martw się Shadow. Ty też sobie powspominasz.
Lync: Będzie o kumplach z poprawczaka? >.>
Harley: I o nas!^^*przyciąga do siebie Pierrette*
Shadow: Pewnie gdyby nie fakt że ta suka jest taką suką to pewnie zrobiłoby mi się jej żal...ale po tym jak mną poniewierała to nie-e. Nie dla niej me współczucie `^`
Lync: To ty potrafisz współczuć? o.O
Shadow: A potrafię. Tylko nie Mylene.
UsuńLync:...
Shadow: Czy mi się wydaje czy Wojownicy odnoszą się do Reiko...z dystansem? Są tacy niepewni co do niej?
Jinx: Moim zdaniem odnoszą się do niej normalnie.
Shadow: A ty i twoje zdanie mnie nie obchodzicie.
"Nigdy nie było żadnego rozdwojenia jaźni."
Dan: Pierdolisz. <.<
Shadow: Dan coś z tobą dzisiaj jest nie tak. Najpierw Reiko, a teraz Spectra? xD
Harley: To pewnie stres przed poniedziałkiem.
Pierrette: Albo środą.
Jinx: Uuuuuuu pierwsze przebłyski Kessie^^ Oj Kociaku łapki przy sobie, nie ładnie tak bez pozwolenia :3 ^-^
Shadow: Jak dla mnie to ta rozmowa Keith'a i Jess ci wyszła ^^
To dobrze że wyszła xD
UsuńKeith: Wreszcie wstałaś
Ja: Hyhyhy
" Nie wolno tak bez pozwolenia"
Shadow: Ale to Spectra.
Akane: Kurde blade ale się wycofał! Tak nie może być!
Ja: Shotem nadrobimy xD
Jessie: *wyjmuje głowę brata z doniczki* Widać właśnie
Akane: Od początku sugeruje by czupryna pomagał Jessie a ten nic -_-
Ace: Nikt nie gra naa dwa fronty. Po ludzku pomogliśmy