piątek, 18 sierpnia 2017

Rozdział 76: Bezwzględność

   Ludzie mają różne sposoby na radzenie sobie z informacjami, które uderzają w nich z dużym impetem i niemal ogłuszają. Na przykład Jessie postanowiła pomedytować na tarasie, co i tak jej się nie udało, więc przerzuciła się na kąpiel z bąbelkami w rytmach „Murder Melody” zespołu Cult to Follow. Taka Jane wzruszyła ramionami, kompletnie nieprzejęta sytuacją, w jakiej znaleźli się wojownicy i wróciła do snu, a Akane poszła ugotować kukurydzę, bo stwierdziła, że jest głodna. Jak sami widzicie, każda z nich miała swoją indywidualną metodę i dopiero pozostali – dość ogłupiali spokojem dziewcząt – zawlekli je do salonu, by się naradzić.
 A kogo oni obchodzą? – spytała Akane, podsuwając świeżo ugotowaną kukurydzę pod nos Jess. – Dostaną po dupach i dobrze im tak – skwitowała.
 Dokładnie. Sami się podsunęli – zauważyła Jess, gryząc kolbę.
  Jane jedynie ziewnęła w odpowiedzi i oparła sie wygodniej o ozdobioną frędzlami poduszkę.
 Wy serio nie rozumiecie, nie? – westchnął załamany Ace, widząc absolutną obojętność bijącą od trójki z drużyny Destrukcji. – Spectra jako jedyny wiedział, gdzie jest pałac.
 To ładnie nas udupił – mruknęła Akane i wybuchła śmiechem. – Matko, nie wierzę, że zaufaliście takiemu kretynowi! – Uśmiechnęła się z kpiną, patrząc wyzywająco na wojowników, których miny od razu spochmurniały.
 W takim razie co robimy? – Jess podniosła się z kolan Japonki, przy okazji lekko szczypiąc ją w biodro.
 Myślę, że uda mi się odtworzyć drogę teleportacji Mylene i Shadowa, ale to trochę zajmie – oznajmił Marucho i poprawił okulary. – Alice, myślisz, że twój dziadek ma teraz czas?
– Raczej tak – odparła dziewczyna i wyciągnęła z kieszeni kartę Teleportacji. – Mam po niego polecieć?
 Tak, doktor Michael będzie nieocenioną pomocą.
   Alice skinęła głową i zniknęła w blasku światła. Blondynek wstał z kanapy razem z Shunem, Baronem i Ace’m.
– Jeśli nam się uda, powiadomimy was – rzucił jeszcze, zanim wyszedł.
   Akane odłożyła pusty talerz i przeciągnęła się, klepiąc po brzuchu.
 Ufufu, a pomyśleć, że gdyby nie ten psychopatyczny egoista, mielibyśmy już Zenka z głowy – powiedziała, nawet nie siląc się na ściszenie głosu i spojrzała spod przymrużonych powiek na Mirę. – Doprawdy, nie wiedziałam, że da się być aż takim idiotą
   Fermin choć siedziała ze spokojną miną, to w jej środku szalała najprawdziwsza nawałnica pytań. Dlaczego Keith postąpił tak lekkomyślnie? Czemu? Przecież to do niego niepodobne! Spuściła głowę i zacisnęła pięści. Julie poklepała ją pokrzepiająco po plecach. To nieco podniosła dziewczynę na duchu, jednak szydercze słowa Japonki znów ją podłamały.
 Ty też tam wcześniej poleciałaś Akane! – warknął Dan. – Zrobiłaś to samo!
– Tylko że oni prawdopodobnie polecieli tam walczyć z tą bronią, czyli ujawnili się. My starałyśmy się to zrobić jak najdyskretniej, by Zenoheld nas nie zauważył – wtrąciła się Jess. – No, przynajmniej ja się starałam – Spojrzała wymownie na przyjaciółkę, która zbyła to wzruszeniem ramion.
 Poza tym niewiele zabrakło, a ta nasza akcja sprawiłaby, że dziś już nie musiałabym oglądać waszych twarzy – dodała Aki.
 O czym ty mówisz? – zdziwił się Kuso. – To nie poleciałyście po ostatni fragment, dzięki któremu Jess odzyskała pamięć?
 Cóż, to było główne zamierzenie – Akane oparła policzek o dłoń. – Ale chciałam przy okazji pozbyć się profesorka.
   Mira poczuła lodowaty dreszcz, który przebiegł po jej plecach. Patrzyła przez chwilę z niedowierzaniem na znudzoną minę Japonki, po czym zmusiła się do wydobycia głosu.
– Pozbyć? – powtórzyła.
 Zabić, ukatrupić, zwał jak zwał – Dziewczyna machnęła dłonią. – Jednak nie wypaliło, bo ochrona postanowiła się wtrącić.
 Chciałaś go zabić? – Oczy Julie rozszerzyły się z przestrachu.
   Akane widząc ich miny, parsknęła pogardliwie.
– To właśnie sprawia, że jesteście żałośni. Macie jakieś urojone pojęcie o dobrze tego świata i myślicie, że da się wygrać głównie za pomocą pięknych słów. Mało tego! Próbowaliście namówić własnych wrogów do dołączenia do was – Dziewczyna umilkła na chwilę, walcząc z napadem śmiechu. – Nie wiem, skąd wam się wzięło, że w każdym jest jakaś iskierka dobra, ale w PRAWDZIWYM świecie większość ludzi to podli egoiści oraz tchórze i wasze wyczyny wywołałaby jedynie wybuch śmiechu. Czasami trzeba zrobić coś okrutnego, by osiągnąć jakiś rezultat.
 Co to ma do rzeczy? – syknął Dan.
 Zenoheld bez Claya nie istnieje – wyjaśniła Jessie. – W końcu to profesor tworzy tą broń, nie Zenek. Więc jeśli Clay zniknie, Zenoheld stanie się jedynie rozgoryczonym dziadem i tyle. Proste.
 Tak, jednak morderstwo to...
 Czy do ciebie nie dociera, że on chce ukatrupić nas?! – żachnęła się Akane i wstała, uderzając dłonią o szklany stolik.
 To ojciec Miry i Keitha! – wrzasnął Dan. – Jak możesz tak mówić, skoro jesteśmy w jednej drużynie? Czy ty nie masz uczuć?!
 Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy – powiedziała zimno Aki, patrząc mu prosto w oczy. – Ojciec? Jeśli nazywasz człowieka, który porzuca własne dzieci i ma gdzieś, że zginą, ojcem, to jesteś jeszcze głupszy niż myślałam. A co do uczuć – Uśmiechnęła się i złapała go za kurtkę, przyciągając bliżej. – Nie obchodzi mnie, kogo będę musiała się pozbyć, jeśli to uratuje moich bliskich. Wojownicy nie są tu żadnym wyjątkiem, dotarło? – wycedziła mu do ucha i odepchnęła go.
 Albo my pozbędziemy się ich albo oni nas, Dan – stwierdziła Jess, podnosząc się. Widząc, że chłopak otwiera usta, uprzedziła go. – I jeśli zamierzasz mi powiedzieć, że można ich od tego odwieść i zmienić, to wybacz, ale już jest za późno.
   Zapadła głucha cisza, która nie trwała długo, bo do pomieszczenia wpadł podekscytowany Baron. Chłopak nawet nie zauważył ponurej atmosfery i wypalił z radosnym iskierkami w oczach:
 Mamy ścieżkę teleportacji!

*****

   Opierałam się o poręcz schodów i podziwiałam, jak Marucho, Alice i profesor Michael przechadzają się po korytarzu w specjalnym sprzęcie przypominającym okulary projekcyjne, dzięki któremu mogli odszukać punkt lądowania Mylene i Shadowa. Po co, zapytacie? Był on bardzo potrzebny, bo jedynie z niego mogliśmy się teleportować i przebyć tą samą ścieżkę, która przebyła dwójka Vexosów. A z tego co powiedział dziadek Alice, chwilę to zajmie, bo ślady są już słabe. Dlatego też tkwiłam jak kołek na schodach. Czułam, że po naszej dość burzliwej wymianie zdań, Dan zdystansował się w stosunku do mnie. Zresztą nie tylko on, Mira także.
   Fakt, powiedziałam jej okrutną rzecz i rozumiem w pełni reakcję, ale nie oszukujmy się i nie mydlmy oczu pięknymi ideałami, taka jest prawda. Jeśli Clay tkwi przy Zenoheldzie, mimo tego iż wie, że jego dzieci mogą zginąć i robi to z własnej woli, to na pewno nie da się go zmienić. Dlatego pozbycie się go brzmi najrozsądniej, chociaż skoro stworzył broń, to już i tak nieważne. Natomiast Zenek to po prostu szaleniec i jego śmierć będzie ulgą dla każdego.
   Ledwo o nim pomyślałam, nawiedziły mnie obrazy rodziny. Chciałam je odgonić, kiedy mój umysł wypchnął na wierz informację, którą dotychczas trzymałam głęboko.
   Reiko uratowała Kenjiego z pałacu. Czyli on żyje.
   Prawie usiadłam z nagłego wrażenia, ale złapałam się poręczy i zagryzłam wargę. Żeby cię szlag mózgu! Czemu akurat uświadamiasz mi takie rzeczy tuż przed najważniejszą bitwą w życiu?!
   Skup się, Jess, skup, jak zostanie z ciebie mokra plama, to ta informacja będzie ci do niczego. Klepnęłam się w policzki i powoli wypuściłam powietrze ustami.
– Znalazłem! – Okrzyk doktora Michaela wyrwał wszystkim ze stanu odrętwienia. Naukowiec stał dokładnie na środku holu z uradowaną miną.
 Świetnie! – zawołał Dan, zbiegając po schodach. Drago zleciał z jego ramienia i ustawił się dokładnie nad głową dziadka Alice, który odsunął się na bok.
   Kilka minut później przed nami pojawił się portal. Runo, Alice oraz Julie pożegnały się z nami. Misaki uściskała Dana i wyszeptała mu coś do ucha, na co szatyn skinął głową z uśmiechem. Wskoczyliśmy do portalu i podążyliśmy na naszą ostatnią bitwę z Zenoheldem.
   Wylądowaliśmy na zniszczonych resztkach miasta Gammy. Przed nami rozciągał się się krajobraz czerwonych wiązek promieni laserowych, strumieni ognia i wybuchów. Sama broń była naprawdę gigantycznych rozmiarów. Widać profesorek nie próżnował.
– Tam są Helios i Vulcan! – krzyknął Ace, celując palcem w dwie małe postacie, które manewrowały w tym chaosie.
– Trzeba im natychmiast pomóc – stwierdził Dan i załadował kartę do gantletu. Bez słowa postąpiliśmy tak samo.
– Gantlet wystrzał mocy!
   Ledwo Fludim przybrał swoją zwykłą formę, już wskoczyłam mu na ramię i poszybowaliśmy w stronę broni. Załadowałam przy okazji supermoc.
– Włócznia mroku! – zawołałam i uratowałam Vulcana przed kilkoma pociskami.
– Jessie! – wykrzyknął zaskoczony Gus.
 Więcej nie będę cię ratowała, więc ruszaj tyłek – rzuciłam, puszczając mu oczko.
 Nie musisz mi tego mówić! Vulcan!
   Zostawiliśmy ich w spokoju i podlecieliśmy bliżej Farbrossa, który był wczepiony w broń. Czułam ten dziki wzrok Zenohelda na sobie. Identyczny jak przed dziesięcioma latami. Usiadłam na ramieniu Fludima.
 Więc jednak przybyłaś – wycedził Zenek, mordując mnie wzrokiem. – córko Davida...
 Taa – Uśmiechnęłam się i odrzuciłam włosy na plecy. – Stęskniłeś się? – zakpiłam.
 Jesteś tak samo arogancka jak on – syknął i przeciągnął palcem po holograficznym ekranie. – i zdechniesz tak samo jak on!
 Wybacz, ale tym razem jest twoja kolej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz