sobota, 26 sierpnia 2017

Rozdział 78: Zerwane więzi

   music


"Najgorsze potwory rodzą się w ludzkich głowach."

   Chłód przenikał ciało Miry do szpiku kości i sprawiał, że dziewczyna pomimo faktu, iż kucała wtulona w szyję Wildy, trzęsła się. Leciała wraz z bratem do swojego ojca, by spróbować go uświadomić, że popełnia straszliwy błąd, pomagając Zenoheldowi. Co dziwniejsze nie ona wyszła z tą propozycją, lecz Keith. Choć początkowo Mira była zaskoczona jego zachowaniem, prędko zrozumiała przyczynę. Czego profesor Clay by nie powiedział, nie zrobił, był ich tatą. Osobą, która kochała, karciła, wychowywała, pokazywała świat, uczyła. Tym, dzięki któremu była dziś tym, kim była. Ojcem, którego kochała najbardziej na świecie.
   Ciepłe duże krople rozprysły się na brązowym ramieniu bakugana. Dziewczyna starała się opanować płacz, jednak ledwo starła łzy z kącików oczu, zaraz pojawiały się nowe. Uśmiechnięta twarz ojca odbijała się w jej umyśle, przyprawiając niemal o krzyk, gdy doszła do niej myśl, że może jej nigdy więcej nie ujrzeć. Mira skuliła się. Maska opanowania pod którą kryła się przez ten cały czas, pękła na pół i wszystkie obawy, strachy, problemy uderzyły w nią niczym nawałnica, a ona nie umiała się przed nimi obronić. Była sama, bezbronna...
 Już spokojnie – W policzek połaskotały ją czarne piórka, kiedy Spectra przysiadł się do niej i objął ramieniem.
  Uchyliła powoli powieki i spojrzała załzawionymi oczami na brata. Ten jedynie potargał jej włosy bez słowa. Poczuła, jak pokrywa ją płaszcz spokoju, ścierający przy okazji łzy. Myliła się, myśląc, że jest sama. Ciągle miała Keitha, jej najdroższego brata.
 P-przepraszam – wydusiła. – Ale tata...on...on...  głos jej się załamał, gdy nie mogła określić swoich myśli. Wzięła głęboki wdech. – Ja...ja nie chcę go stracić! – wybuchła i przycisnęła dłonie do uszu, kręcąc gwałtownie głową. – Chcę, żebyśmy znowu byli normalną rodziną! Cała nasza trójka!
 Mira...
 Ale...  Oderwała ręce. – to chyba niemożliwe, prawda?  - spytała z wahaniem, zerkając na brata.
 Nie wiem – odparł Spectra, a Mira poczuła, jak jej gardło ściska lodowata dłoń.  – Ja go nie przekonam, ale ty – Uśmiechnął się delikatnie. – to co innego.
   Otworzyła lekko usta i zamrugała kilka razy.
 Naprawdę tak myślisz?
   Skinął głową.
   Mira zagryzła wargę. Ona? Już raz próbowała i wtedy próba zakończyła się porażką, bo ojciec nawet nie próbował jej słuchać. Lecz czy miała lepsze wyjście? Albo spróbuje, albo straci ojca na zawsze.
 Masz rację – powiedziała w końcu, wstając. – Przekonam go.

****

   Profesor Clay po raz setny sprawdzał czy aby na pewno jego analiza jest kompletna.  Stukał palcami w klawiaturę w szybkim tempie, a na ekranie przed nim otwierały się coraz to nowsze okna z danymi. Nagle w tym całym gąszczu spostrzegł, że jakiś plik zaczął się sam pobierać. Czym prędzej sprawdził go i odkrył, że to transmisja wideo z innego wymiaru! Zafascynowany nowym znaleziskiem poczekał, aż film się załaduje i powiększył go. Obraz śnieżył i często się zacinał, ale profesor bez trudu rozpoznał, że to nagranie bitwy bakuganów. Jednak nie była to zwykła bitwa na arenie, bowiem toczyła się ona na pustynnym terenie i walczyło wiele bakuganów. Czyżby to...
 Tato? – Do jego uszu dobiegł cichy, nieśmiały głos. Natychmiast zerwał się z fotela, przy okazji zamykając nagranie i odwrócił się przodem do własnej córki.
   Westchnął zirytowany. Był zmęczony, czekało na niego jeszcze wiele pracy, a ona znowu będzie mu przeszkadzała.
 Słuchaj, nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Każde z nas poszło swoją drogą i tyle – powiedział chłodno.
 Heh, jesteś taki pewny? – W drzwiach stanął Spectra.
   Profesor Clay ściągnął brwi, widząc syna. O ile z Mirą łatwo dałby sobie radę, tak Keith był dużo cięższym i bardziej upartym przeciwnikiem.
 Czego chcecie? – warknął, zakładając ręce na pierś. – Mam jeszcze wiele pracy, więc mówcie szybko.
   Mira lekko drgnęła, kiedy usłyszała ten przepełniony irytacją i zimnem głos, jednak Spectra wydawał się tego nie zauważać.
 Tato, błagam, przerwij to szaleństwo! – krzyknęła Fermin.
   Szaleństwo? Mężczyzna spojrzał na córkę, jakby ujrzał ją po raz pierwszy w życiu. Jak ona mogła nazwać próbę sił tej wspaniałej broni szaleństwem? Jak mogła nie rozumieć, jakie to było piękne?
– Mojej broni nie da się zatrzymać – oznajmił z mściwą satysfakcją. – Bardzo mi przykro – dodał z ironią.
 Tato...  zdołała jedynie wyjąkać Mira.
 Czy ty naprawdę nie widzisz, że plan Zenohelda to czysty obłęd? – spytał Spectra, przyglądając się ojcu badawczo.
   Wtem rozległa się syrena alarmowa i w pomieszczeniu zaczęło mrugać czerwone światło. Za plecami profesora wyświetlił się obraz przedstawiający Dana, Shuna, Ace’a i Baron zamkniętych w wirtualnej arenie. Clay bez odwracania wiedział, co się dzieje. Jego plan powiódł się.
– Wasi przyjaciele właśnie wpadli w moją pułapkę – oświadczył, podczas gdy zdezorientowani Wojownicy przyglądali się czterem dziwnym bakuganom. – To dodatkowa funkcja, którą wbudowałem w system obronny.
 Nie...Wypuść ich! – Głos Miry co chwile się łamał.
 Przecież już wam mówiłem – Profesor włożył ręce do kieszeni fartucha i uśmiechnął się szeroko. – Alternatywnego systemu nie da się już zatrzymać. Albo wasi przyjaciele wygrają, albo zostaną przerobieni na dane – Zaśmiał się ochryple i ściągnął okulary, by móc przetrzeć szkła.
   Żołądek Miry wykonał fikołka, po czym został ściśnięty ostrymi szczypcami. Dłonie jej drżały, a przed sobą raz widziała ojca, a raz potwora, który stał przed nią i śmiał się prosto w twarz. Dlaczego? Czemu wszystko się tak potoczyło?!
 Mira...  szepnął troskliwie Wilda, widząc cierpienie odbijające się na twarzy dziewczyny.
   „Ja go nie przekonam, ale ty to co innego.”
  Gdy te słowa rozbrzmiały w jej głowie, nieświadomie zacisnęła palce na wisiorku i przełknęła ślinę. To jest ostatnia szansa. Jeśli teraz niczego nie zrobi, utraci kogoś cennego. Postąpiła krok do przodu, a  wszelkie jej myśli zlały się w jeden krzyk.
 Przestań! – Złapała poły płaszcza ojca i przycisnęła twarz do jego torsu. – Proszę, nie krzywdź nikogo więcej! – Zacisnęła kurczowo dłonie i popatrzyła na niego roziskrzonymi oczami, w których powoli zbierały się łzy. – Wróć do nas!
   Profesor zamarł i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w łkająca córkę. Przez moment wydawało się, że zaczęło coś do niego docierać, bo dotychczasowy surowy wyraz twarzy złagodniał i przytulił ją. Jednak trwało to jedynie do czasu, aż nie usłyszał odgłosów walki z wirtualnej areny i obraz jego dzieci zasłoniła czarna zasłona. Jak on mógł? Przecież czeka na niego jeszcze tyle pracy! W dodatku ta dziwna transmisja mogła go wprowadzić w kompletnie nowe rejony nauki! W nową technologię! Poza tym...Odepchnął córkę niemal z obrzydzeniem i spojrzał na syna trzymającego czerwoną maskę...to już nie są jego dzieci.
 Mam z wami wrócić? – prychnął z pogardą. – Teraz?! – wrzasnął, tryskając wokół śliną. – Nie widzicie, czego dokonałem?! – Zrobił obrót, rozpościerając ręce. – Wszystko to zbudowałem sam! Dotarłem do takich sfer nauki, o których wam się nie śniło! Mogę nawet uzyskać wiedzę o nowej technologi, lecz wy chcecie, bym wrócił w wami!? – wrzasnął. Jego oczy przybrały oszalały wyraz, a usta wyginały w parodii uśmiechu. – Za nic! Dokończę moje dzieło i sprawię, że będzie perfekcyjne!
 Chyba w marzeniach – rzucił Dan.
  Profesor spojrzał na niego zniesmaczony. Czemu ten dzieciak mu teraz przeszkadza? Zaraz...czemu nigdzie nie widział bakuganów z pułapki? Podszedł bliżej ekranu.
– Nie mów mi, że pokonaliście cztery nieznane bakugany? – syknął z niedowierzaniem.
 Ha, a co w tym trudnego? – Kuso wzruszył ramionami. – Wiesz, z chęcią bym jeszcze pogadał, ale mam tu jeszcze reaktor do zniszczenia – Pokazał głową na obracają się kulę emitującą łagodne, błękitne światło. Była ona umieszczone pomiędzy dwoma, metalowymi filarami.
– Nie waż się te...
– Zrób to Dan! – Mira przerwała profesorowi i wbiegła przed niego. – Zniszcz to! W tej chwili!
 Już się robi! – krzyknął szatyn i załadował kartę.
  Nie minęła nawet chwila, kiedy w reaktor uderzyły połączone moce Darkusa, Ventusa, Haosu i Pyrusa. Rozległ się huk, a w pomieszczeniu zatańczył szary dym. Gdy opadł, profesor został uraczony widokiem płonących resztek kuli.
 Tato! – Mira odwróciła się w jego stronę, lecz on nie miał zamiaru dać jej dokończyć.
 Jak śmieliście! – Popchnął dziewczynę na podłogę i uderzył pięściami w klawiaturę. – Zniszczyliście dzieło mojego życia! Cholerne bachory! – Zamknął oczy i przycisnął czoło do ekranu. – Muszę to teraz jak najszybciej naprawić! Kurwa! – Znowu klawisze spotkały się z jego pięścią.
 Tato...  Fermin podniosła się, lekko krzywiąc, gdyż podczas upadku obtarła sobie nadgarstki. Poczuła rękę na ramieniu i spojrzała na Keitha. Blondyn pokręcił głową i pociągnął ją w tył.
– Wynoście się! – warknął Clay i przeszył ich przerażającym spojrzeniem, które nie przywodziło na myśl człowieka, lecz rozjuszoną, oszalałą bestię. – Ale wiecie, co powiem wam na pożegnanie? Żałuję, że jesteście moimi dziećmi.
  Mira mogła przysiąc, że w tym momencie usłyszała, jak coś pęka. Wpatrywała się w naukowca i powoli do niej dochodziła bolesna prawda. Ten człowiek nie był już ukochanym tatą. Był wrogiem.


  


  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz