Ciepłe duże krople rozprysły się na brązowym
ramieniu bakugana. Dziewczyna starała się opanować płacz, jednak ledwo starła
łzy z kącików oczu, zaraz pojawiały się nowe. Uśmiechnięta twarz ojca odbijała
się w jej umyśle, przyprawiając niemal o krzyk, gdy doszła do niej myśl, że
może jej nigdy więcej nie ujrzeć. Mira skuliła się. Maska opanowania pod którą
kryła się przez ten cały czas, pękła na pół i wszystkie obawy, strachy,
problemy uderzyły w nią niczym nawałnica, a ona nie umiała się przed nimi
obronić. Była sama, bezbronna...
– Już spokojnie – W policzek połaskotały ją czarne piórka, kiedy Spectra
przysiadł się do niej i objął ramieniem.
Uchyliła powoli powieki i spojrzała załzawionymi
oczami na brata. Ten jedynie potargał jej włosy bez słowa. Poczuła, jak pokrywa
ją płaszcz spokoju, ścierający przy okazji łzy. Myliła się, myśląc, że jest
sama. Ciągle miała Keitha, jej najdroższego brata.
– P-przepraszam – wydusiła. – Ale tata...on...on... – głos jej się załamał, gdy nie
mogła określić swoich myśli. Wzięła głęboki wdech. – Ja...ja nie chcę go
stracić! – wybuchła i przycisnęła dłonie do uszu, kręcąc gwałtownie głową. –
Chcę, żebyśmy znowu byli normalną rodziną! Cała nasza trójka!
– Mira...
– Ale... – Oderwała ręce. – to chyba niemożliwe, prawda? - spytała z wahaniem, zerkając na brata.
– Nie wiem – odparł Spectra, a Mira poczuła, jak jej gardło ściska lodowata dłoń.
– Ja go nie przekonam, ale ty –
Uśmiechnął się delikatnie. – to co innego.
Otworzyła lekko usta i zamrugała kilka razy.
– Naprawdę tak myślisz?
Skinął głową.
Mira zagryzła wargę. Ona? Już raz próbowała
i wtedy próba zakończyła się porażką, bo ojciec nawet nie próbował jej słuchać.
Lecz czy miała lepsze wyjście? Albo spróbuje, albo straci ojca na zawsze.
– Masz rację – powiedziała w końcu, wstając. – Przekonam go.
****
Profesor Clay po raz setny sprawdzał czy aby
na pewno jego analiza jest kompletna. Stukał
palcami w klawiaturę w szybkim tempie, a na ekranie przed nim otwierały się
coraz to nowsze okna z danymi. Nagle w tym całym gąszczu spostrzegł, że jakiś
plik zaczął się sam pobierać. Czym prędzej sprawdził go i odkrył, że to
transmisja wideo z innego wymiaru! Zafascynowany nowym znaleziskiem poczekał,
aż film się załaduje i powiększył go. Obraz śnieżył i często się zacinał, ale
profesor bez trudu rozpoznał, że to nagranie bitwy bakuganów. Jednak nie była
to zwykła bitwa na arenie, bowiem toczyła się ona na pustynnym terenie i
walczyło wiele bakuganów. Czyżby to...
– Tato? – Do jego uszu dobiegł cichy, nieśmiały głos. Natychmiast zerwał się z
fotela, przy okazji zamykając nagranie i odwrócił się przodem do własnej córki.
Westchnął zirytowany. Był zmęczony, czekało
na niego jeszcze wiele pracy, a ona znowu będzie mu przeszkadzała.
– Słuchaj, nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Każde z nas poszło swoją drogą i
tyle – powiedział chłodno.
– Heh, jesteś taki pewny? – W drzwiach stanął Spectra.
Profesor Clay ściągnął brwi, widząc syna. O
ile z Mirą łatwo dałby sobie radę, tak Keith był dużo cięższym i bardziej
upartym przeciwnikiem.
– Czego chcecie? – warknął, zakładając ręce na pierś. – Mam jeszcze wiele pracy,
więc mówcie szybko.
Mira lekko drgnęła, kiedy usłyszała ten
przepełniony irytacją i zimnem głos, jednak Spectra wydawał się tego nie
zauważać.
– Tato, błagam, przerwij to szaleństwo! – krzyknęła Fermin.
Szaleństwo? Mężczyzna spojrzał na córkę,
jakby ujrzał ją po raz pierwszy w życiu. Jak ona mogła nazwać próbę sił tej
wspaniałej broni szaleństwem? Jak mogła nie rozumieć, jakie to było piękne?
– Mojej broni nie da się zatrzymać – oznajmił z mściwą satysfakcją. – Bardzo mi
przykro – dodał z ironią.
– Tato... – zdołała jedynie wyjąkać Mira.
– Czy ty naprawdę nie widzisz, że plan Zenohelda to czysty obłęd? – spytał Spectra,
przyglądając się ojcu badawczo.
Wtem rozległa się syrena alarmowa i w
pomieszczeniu zaczęło mrugać czerwone światło. Za plecami profesora wyświetlił
się obraz przedstawiający Dana, Shuna, Ace’a i Baron zamkniętych w wirtualnej
arenie. Clay bez odwracania wiedział, co się dzieje. Jego plan powiódł się.
– Wasi przyjaciele właśnie wpadli w moją pułapkę – oświadczył, podczas gdy
zdezorientowani Wojownicy przyglądali się czterem dziwnym bakuganom. – To dodatkowa
funkcja, którą wbudowałem w system obronny.
– Nie...Wypuść ich! – Głos Miry co chwile się łamał.
– Przecież już wam mówiłem – Profesor włożył ręce do kieszeni fartucha i
uśmiechnął się szeroko. – Alternatywnego systemu nie da się już zatrzymać. Albo
wasi przyjaciele wygrają, albo zostaną przerobieni na dane – Zaśmiał się
ochryple i ściągnął okulary, by móc przetrzeć szkła.
Żołądek Miry wykonał fikołka, po czym został
ściśnięty ostrymi szczypcami. Dłonie jej drżały, a przed sobą raz widziała
ojca, a raz potwora, który stał przed nią i śmiał się prosto w twarz. Dlaczego?
Czemu wszystko się tak potoczyło?!
– Mira... – szepnął troskliwie Wilda, widząc cierpienie odbijające się na twarzy
dziewczyny.
„Ja go nie przekonam, ale ty to co innego.”
Gdy te słowa rozbrzmiały w jej głowie,
nieświadomie zacisnęła palce na wisiorku i przełknęła ślinę. To jest ostatnia
szansa. Jeśli teraz niczego nie zrobi, utraci kogoś cennego. Postąpiła krok do
przodu, a wszelkie jej myśli zlały się w
jeden krzyk.
– Przestań! – Złapała poły płaszcza ojca i przycisnęła twarz do jego torsu. –
Proszę, nie krzywdź nikogo więcej! – Zacisnęła kurczowo dłonie i popatrzyła na
niego roziskrzonymi oczami, w których powoli zbierały się łzy. – Wróć do nas!
Profesor zamarł i szeroko otwartymi oczami
wpatrywał się w łkająca córkę. Przez moment wydawało się, że zaczęło coś do niego
docierać, bo dotychczasowy surowy wyraz twarzy złagodniał i przytulił ją. Jednak
trwało to jedynie do czasu, aż nie usłyszał odgłosów walki z wirtualnej areny i
obraz jego dzieci zasłoniła czarna zasłona. Jak on mógł? Przecież czeka na
niego jeszcze tyle pracy! W dodatku ta dziwna transmisja mogła go wprowadzić w
kompletnie nowe rejony nauki! W nową technologię! Poza tym...Odepchnął córkę
niemal z obrzydzeniem i spojrzał na syna trzymającego czerwoną maskę...to już
nie są jego dzieci.
– Mam z wami wrócić? – prychnął z pogardą. – Teraz?! – wrzasnął, tryskając wokół
śliną. – Nie widzicie, czego dokonałem?! – Zrobił obrót, rozpościerając ręce. –
Wszystko to zbudowałem sam! Dotarłem do takich sfer nauki, o których wam się
nie śniło! Mogę nawet uzyskać wiedzę o nowej technologi, lecz wy chcecie, bym wrócił w wami!? – wrzasnął. Jego oczy przybrały oszalały wyraz, a usta wyginały
w parodii uśmiechu. – Za nic! Dokończę moje dzieło i sprawię, że będzie
perfekcyjne!
– Chyba w marzeniach – rzucił Dan.
Profesor spojrzał na niego zniesmaczony.
Czemu ten dzieciak mu teraz przeszkadza? Zaraz...czemu nigdzie nie widział
bakuganów z pułapki? Podszedł bliżej ekranu.
– Nie mów mi, że pokonaliście cztery nieznane bakugany? – syknął z
niedowierzaniem.
– Ha, a co w tym trudnego? – Kuso wzruszył ramionami. – Wiesz, z chęcią bym
jeszcze pogadał, ale mam tu jeszcze reaktor do zniszczenia – Pokazał głową na
obracają się kulę emitującą łagodne, błękitne światło. Była ona umieszczone
pomiędzy dwoma, metalowymi filarami.
– Nie waż się te...
– Zrób to Dan! – Mira przerwała profesorowi i wbiegła przed niego. – Zniszcz to! W
tej chwili!
– Już się robi! – krzyknął szatyn i załadował kartę.
Nie minęła nawet chwila, kiedy w reaktor
uderzyły połączone moce Darkusa, Ventusa, Haosu i Pyrusa. Rozległ się huk, a w
pomieszczeniu zatańczył szary dym. Gdy opadł, profesor został uraczony widokiem
płonących resztek kuli.
– Tato! – Mira odwróciła się w jego stronę, lecz on nie miał zamiaru dać jej
dokończyć.
– Jak śmieliście! – Popchnął dziewczynę na podłogę i uderzył pięściami w
klawiaturę. – Zniszczyliście dzieło mojego życia! Cholerne bachory! – Zamknął
oczy i przycisnął czoło do ekranu. – Muszę to teraz jak najszybciej naprawić!
Kurwa! – Znowu klawisze spotkały się z jego pięścią.
– Tato... – Fermin podniosła się, lekko krzywiąc, gdyż podczas upadku obtarła
sobie nadgarstki. Poczuła rękę na ramieniu i spojrzała na Keitha. Blondyn
pokręcił głową i pociągnął ją w tył.
– Wynoście się! – warknął Clay i przeszył ich przerażającym spojrzeniem, które
nie przywodziło na myśl człowieka, lecz rozjuszoną, oszalałą bestię. – Ale wiecie, co powiem wam na pożegnanie? Żałuję, że jesteście moimi dziećmi.
Mira mogła przysiąc, że w tym momencie
usłyszała, jak coś pęka. Wpatrywała się w naukowca i powoli do niej dochodziła bolesna prawda. Ten człowiek nie był już ukochanym tatą. Był wrogiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz