środa, 27 kwietnia 2016

Rozdział 10: ,,A co myślałaś? Że mamy żelki Haribo zamiast kości?!"

 Jesteś naiwny, Zenoheldzie! – oświadczył Apollonir.
 Słucham?! – warknął rozwścieczony król.
 Myślisz, że oddamy ci moce naszych domen? – bakugan pokiwał głową z politowaniem. – Nigdy.
   Po tych słowach rozbłysło oślepiające światło, które objęło Starożytnych, po czym zniknęli.
 Co jest? – zdezorientowany Zenoheld rozglądnął się dookoła.
    Bakuganów nigdzie nie było.

****

   Po dwóch godzinach wychodziłam razem z dziewczynami ze sklepu. Byłam umordowana, ale szczęśliwa. John dobrał mi naprawdę wspaniałe ciuchy. Julie chciała nas zaciągnąć jeszcze do obuwniczego, ale stanowczo odmówiłyśmy i ślimaczym tempem ruszyłyśmy do domu. Dziękowałam w duchu temu, który wymyślił windy, bo myśl, że musiałabym jeszcze wchodzić po schodach, zwalała mnie z nóg. 
   Ledwo weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia, a ja padłam jak kłoda na kanapę. Dziewczyny poszły w moje ślady.
 Jak było? – spytał Ace, bo akurat koło niego wylądowałam.
 Było serio zabawnie, ale – nabrałam powietrza. – takie maratony to nie dla mnie.
 Komuś się kondycja pogorszyła. Grit uśmiechnął się pod nosem.
 To następnym razem pójdziesz z nami i zobaczymy czy będziesz się tak śmiał. – burknęłam.
 Hej, wy też czujecie to ciepło? – Drago zwrócił się do pozostałych bakuganów.
   Ingram, Elfin, Wilda, Percival i Nemus kiwnęli głowami. Dopiero teraz zauważyłam, że się świecą. Nagle ich partnerzy padli na ziemię.
 Ace! Złaź, jesteś ciężki! – zepchnęłam go z siebie (co z tego, że był nieprzytomny! Moje plecy ważniejsze!)
   Grit wywinął pięknego orła i zarył nosem o dywan. Nawet powieką nie ruszył!
 Co wam jest? – Runo klepała Dana po policzkach podobnie jak Julie Shuna.
 Vexosi ich zaatakowali? – zastanawiała się na głos Makimoto.
 Niby jak? Wzięli pelerynę niewidkę i równocześnie podali im chloroform? – zakpił Fludim.
 A masz lepszy pomysł? – zirytowała się dziewczyna.
 Wiesz, nie mówię, że ta cała niewidka to bujda. – jego mina mówiła co innego. – Sądzę jednak, że z Shadowem w drużynie za nic by to nie wypaliło. – zakończył, powstrzymując się od śmiechu.
   Prove potykający się o pelerynę i zaliczający glebę, przy okazji wywalając swoich, zagościł w mojej głowie. Westchnęłam ciężko, gdy Ace gwałtownie wstał. To samo zrobili pozostali.
 StarożytniprzekazalinammocboZenoheldichzaatakował! – wykrztusił na jednym wdechu Kuso.
 Zapiszę cię do logopedy. – stwierdziła Runo po tej jakże zrozumiałej wypowiedzi.
 Jeszcze raz tylko wyraźniej. – dźwignęłam Dana do góry.
 Starożytni przekazali nam moc, bo Zenoheld ich zaatakował. – powtórzył szatyn.
 Dlaczego?
 Podobno chce stworzyć maszynę do zniszczenia bakuganów czy coś takiego.
 Potrzebne są mu do tego moce domen. – wyjaśnił Shun.
 Czyli... – zerknęłam na bakugany. – Ewoluowałyście. – bardziej stwierdziłam.
 Owszem. – przytaknął Percival.
 Podsumowując, Zenoheld po raz kolejny chce zniszczyć bakugany? – Runo miała mocno zaniepokojoną minę.
 Niestety tak. – przytaknęła Mira.
 Ten dziadyga powinien wiedzieć, kiedy odpuścić! – jęknęliśmy równocześnie z Danem.
   Ledwo pozbyliśmy się kontrolerów, a już mamy kolejne zagrożenie. To się nazywa szczęście! Przez wielkie S!

****

    Zdenerwowany...a nie przepraszam wściekły jak osa król Zenoheld zwany przez niektórych ,,dziadygą’’ właśnie powrócił do zamku. Stracił okazję by uruchomić ten cały system! Cholerni Starożytni wykiwali go! Kazał przywołać swego syna.
 Wzywałeś ojcze? – Hydron pojawił się niemal natychmiast, a teraz wpatrywał się z lękiem w rodziciela.
 Sprowadzisz dziewczynę. – rozkazał oschłym tonem.
 Dziewczynę znaczy się Jessicę? – upewnił się chłopak.
 Tak. Czekam do końca tygodnia, a jeśli ci się nie uda...  w groźnym spojrzeniu zdołał przekazać synowi, co się z nim wtedy stanie.
   Czyli mam trzy dni. Świetnie, pomyślał Hydron, zaciskając pięści.
   Skłonił się i wyszedł z sali. Czuł narastającą gulę w gardle. Ona jest z wojownikami. Jak ma ją stamtąd wydrzeć w tak krótkim czasie?! 
   Zatrzymał się w podziemnym korytarzu. Sam nie wiedział, co go tutaj sprowadziło. Tęsknota? Chęć ucieczki? Wściekłość? Otworzył stare masywne drzwi, które zaskrzypiały ponuro i stał już w pokoju swojej matki, Noelii. Nie było tu mebli. Tylko drewniana skrzynia zakryta jedwabną chustką. W środku leżało jedno zdjęcie. Przedstawiało jego, gdy był małym berbeciem i właśnie Noelię. Była smukłą kobietą o fiołkowych oczach i czarnych włosach. Uśmiechała się i goniła go po ogrodzie. Jedna z najwspanialszych chwil w jego życiu. Oprócz fotografii był jeszcze złoty pierścień. Jednak co ciekawe nie był jego matki. Należał do kogoś innego. Wyryto na nim słowa ,,Odwaga pozwala kroczyć przez życie z uniesioną głową.” Odwaga...Właśnie tego mu brakowało. Czuł, że rozkazy ojca są złe, ale nie umiał się im przeciwstawić. Bał się, że skończy jak Noelia.

   Dziesięcioletni Hydron biegał po całym pałacu w poszukiwaniu mamy.
 Mamo! – zaglądnął do jadalni. Pusto. – Mamo! – znów pudło. – Nie chowaj się! – zawołał płaczliwie.
 Synu. – surowy głos ojca nieźle go przestraszył.
 T-t-tak? – obrócił się do niego i szybko otarł twarz.
 Twoja matka...umarła. – oświadczył zimno, jakby nic go to nie obchodziło.
 Jak to? – fioletowe tęczówki księcia rozszerzyły się. Czuł wzbierające się łzy w oczach.
 Umarła. – powtórzył król i odszedł.

   Dopiero potem od służących dowiedział się, że została zamordowana, gdy nie zgodziła się z planami swojego męża. To wspomnienie napełniało go złością. Miał ochotę wyrzucić ojcu w twarz jakim jest potworem. Jednak nie mógł. Strach, że też umrze, zbyt go paraliżował. Dlatego zazdrościł Jessice czy nawet Spectrze. Oni bez lęku patrzyli na Zenohelda i sprzeciwiali się mu. Byli wolni. Westchnął ciężko. Po tym wszystkim zmienił się. Jaki był sens bycia dobrym skoro się wtedy wszystko traci?

*****

   W krótkich żołnierskich słowach: jest źle a chwilami tragicznie. Zenoheld ma kolejny plan zagłady, a na nas spadła odpowiedzialność ochrony domen. Baron z Acem wrócili na Vestalię w związku z jakimiś tam sprawami rodzinnymi. 
   Hmm, dlaczego zawsze ja mam takie problemy? Z Maskaradem było podobnie. Czy to dzień, noc, wakacje czy tam szkoła on chciał walczyć! Twierdził, że we mnie i Fludimie jest coś fascynującego. Tajemniczego nawet. A czy słowa protestu czy pukanie się w głowę działały? A gdzie tam! W końcu jeden pojedynek skończył się tym, że z Fludimem trafiliśmy do wymiaru zagłady. Po powrocie nigdy więcej nie walczyliśmy z Maskaradem. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Najazd bakuganów, Naga itp. A teraz co? Maszkaron, jego wierny przydupas i grupa osłów z rozpieszczonym księciem na czele poluje sobie na mnie. Lepiej być nie mogło. Aaaa, nie zapominajmy o dziadydze!
 Proszę was o szybkie zebranie się w sali obrad! – głos Marucho rozległ się na korytarzach.
– Co jest? – spytał Dan, gdy wszyscy się usadowili.
 Zobaczcie. – Marucho wcisnął guzik na pilocie, a nam wyświetlił się obraz kamer.
   Hydron i kilku naukowców stali przy barierze i wyraźnie próbowali się włamać. Bardzo inteligentny plan. Jaka szkoda, że nie jesteśmy kretynami i mamy kamery.
 Policzę się z tym gadem! – Kuso był już przy wyjściu.
 Zwariowałeś?! – wydarła się Runo. – Naszym priorytetem jest, aby się tu nie dostał, a nie jakieś głupie walki!
 To go powstrzymam! – bronił się Dan.
 Ja chcę z nim walczyć. – powiedziałam, zanim pomyślałam. Czułam, że muszę to zrobić.
 Ale ty możesz być jego celem. – zaprotestowała Mira.
 To co? – prychnęłam. – Nie będę siedzieć cicho, bo jakiś księciunio chce mnie porwać. Odwdzięczę mu się. – chwyciłam gantlet i wypadłam na dwór.
   Hydron uniósł lekko głowę, gdy do niego podeszłam. Na początku się cofnął, ale potem uśmiechnął szarmancko.
 Nie masz zamiaru stawiać oporu?
 Żartujesz sobie? – założyłam gantlet. – Chcę ci tylko pokazać, że ze mną się nie zadziera.
 Jak masz zamiar walczyć przez barierę?
 Wyjdę stąd na tą chwilę.
 Idę z tobą. – wtrącił się Shun.
 Ale... – chciałam im wytknąć, że nie mam dwóch lat i sobie poradzę.
 Nie po to by walczyć. Tylko upewnić się czy po walce nie zastosuje jakiejś brudnej sztuczki. – zmierzył Hydrona pogardliwym spojrzeniem.
 Zgadzamy się na wasze warunki. – Mylene stanęła przed księciem. – Jednak będziesz walczyła ze mną.
 Niech będzie. – wzruszyłam ramionami.
 Oraz jak przegrasz, to dołączysz do nas. – dodał Shadow.
   Wiedziałam, że to powie. W końcu jestem nieźle rozchwytywana, nie?
 Dobra. – powiedziałam cicho.
   W końcu zaczęłyśmy.
 Gantlet, wystrzał mocy! – krzyknęłyśmy.
   Czas się zatrzymał.
 Karcia otwarcia! – karta rozpłynęła się na asfalcie. – Naprzód Macubass!
 Fludim!
   Poziom mocy Fludima: 800
   Poziom mocy Macubassa: 700
 Mam pokonać tą kupę złomu? – Fludim westchnął.
 Uważaj na słowa! – warknęła Mylene. – Super moc aktywacja! Promienny szpon!
   Wzrost mocy Macubassa o 200 punktów. Spadek mocy Fludima o 200. 
   Macubass pociachał Fludima pazurami. Mój bakugan nic sobie z tego nie robił.
 Co tak słabo? – zakpił.
 Super moc aktywacja! Połączenie przeciwności!
   Spadek mocy Macubassa o 300 punktów. Wzrost mocy Fludima o 300.
 Grrr. Karta otwarcia start! Fantazm!
   Spadek mocy Fludima o 200. Wzrost mocy Macubassa o 200.
 Super moc aktywacja! Włócznia mroku!
   Wzrost mocy Fludima o 500 punktów. Spadek mocy Macubassa o 500.
   Wskaźnik życia Mylene: 50%
 Co?! – Farrow wytrzeszczyła oczy. – Fantazm blokuje wszelkie ruchy przeciwnika!
 Na nas takie rzeczy nie działają. – uśmiechnęłam się kpiąco. – Masz pecha.
 Zapłacisz za to dziewczynko.
 Już się boję babciu. – wyrzuciłam kartę. – Dalej, Fludim!
 Naprzód Macubass!
   Nie miałam ochoty się z nią bawić. Chciałam dorwać księcia ale niee! Wielki księciunio się boi.
 Super moc aktywacja! Krzyk ciemności! – użyłam kolejnej karty.
   Wzrost mocy Fludim o 400 punktów. Spadek Maccubasa o 400.
 Podwójna super moc, aktywacja! Bicz mocy + kompozycja bitwy!
   Spadek mocy Fludima o 700. Wzrost mocy Macubassa o 700 punktów. O kurde. Różnica 500 punktów!
 Karta otwarcia start! Cierniowe pazury! – straciłam głowę, ale nie miałam w zanadrzu lepszej karty.
   Wzrost mocy Fludima o 300 punktów. Spadek mocy Macubassa o 300.
 Początkowe poziomy, co? – uśmiechnęła się drwiąco. – Super moc aktywacja! Mega finał!
   Wzrost mocy Macubassa o 400 punktów. Spadek mocy Fludima o 400.
   Wskaźnik życia Jessicy: 65%
 No i co? – spytała zimnym tonem.
 Miałaś farta. – uśmiechnęłam się.
 Zobaczymy, czy będziesz się tak śmiała, gdy z tobą skończę!
   Przewróciłam oczami. Denerwowała mnie. Czas na szybkie rozwiązanie.
 Dalej, Fludim! – ledwo Mylene wyrzuciła bakugana, a ja już miałam kartę. – Synteza super mocy! Taniec Haosu i Darkusa!
   Wzrost mocy Fludima o 700 punktów. Spadek mocy Macubassa o 700.
   Wskaźnik życia Mylene: 0%
   Czas znowu zaczął płynąć. Dziewczyna zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem. Shun, nim mignęłam okiem, przeniósł mnie do ogrodu i bariera znów się pojawiła. Hydron stał z bardzo głupią miną. Pokazałam mu język i odeszłam wraz z wojownikami. Usłyszeliśmy warkot silnika, po czym książę, Mylene, Shadow i naukowcy zniknęli.
 To było super! – Dan z miną jakby to on pokonał Mylene, szedł przez alejki.
 Dzięki. – uśmiechnęłam się.
 Vexosi poznali naszą kryjówkę. – zauważyła Julie.
 Póki nie przebiją się przez barierę, co jest niemożliwe. – Marucho wyraźnie podkreślił ostatnie słowo. – to nic nam nie grozi.

****

 Mam rozumieć, że Vexosi byli na ziemi? – spytał Spectra władczym tonem.
 Tak. – potwierdził Gus. – Dość szybko zniknęli. – dodał.
   Phantom zaklął pod nosem. Nie spodziewał się, że tak szybko zaczną działać. Coś mu mówiło, że jednak nie zabrali dziewczyny, skoro szybko wrócili. Nieco spokojniejszy powrócił do nowej karty. Była niemal gotowa.
 Musimy jak najszybciej zdobyć rdzeń. – rzekł, zerkając na notatki.
 Możemy ruszać teraz.
 Nie. – pokręcił głową. – Czuję, że za niedługo sami wpadną w nasze ręce. – podniósł wzrok na śpiącego Heliosa. – Musimy się przygotować by tym razem ostatecznie zniszczyć Drago. – zacisnął dłoń w pięść.
 Tak jest. – Gus ukłonił się i wyszedł.
   Spectra zaczął usilnie rozmyślać. Zenoheld musiał wymyślić coś nowego, skoro już działa. Tylko co to mogło być?

****

   Było już grubo po pierwszej, a my wciąż robiliśmy no...dosłownie wszystko. Julie uczyła Mirę, jak się piecze ciasto, Dan kradł im masę, Runo tłukła Kuso i jednocześnie rozmawiała ze mną o różnych bzdetach. Marucho z nastawionym na żel czubem (nie wnikam, kto mu to zrobił) był jednocześnie nieświadomy, że go ma. Strasznie się dziwił, gdy wybuchaliśmy śmiechem na jego widok. Wyglądał jak mały Spectra w niebieskim kubraczku. Taki krasnoludek! Shun o dziwo nie medytował/trenował/znikał, tylko czasami wtrącał się do dyskusji. Nagle Dan odszedł od ciasta i podbiegł do głośników, z których ryknęło ,,Stronger’’ zespołu Emphatic.
 ŚCISZ TO! TU SĄ LUDZIE! – ryknęła Runo trzy razy głośniej od głośników. Jakie ona ma potężne płuca O.O
   BUM! Z piekarnika poleciał czarny dym. Chyba pierwszy piekarski wyczyn Miry właśnie się sfajczył. Otworzyliśmy okna.
 Chcesz Dan? – z miłym uśmiechem podsunęłam mu czarne jak węgiel ciasto.
 Nie, dzięki. – odmówił Kuso.
   Po jakimś czasie zostałam tylko ja i Dan. To nie mogło się dobrze skończyć. Nieco ciszej (by Runo nie przyleciała z wrzaskiem) puściliśmy muzykę i zaczęliśmy pić fantę, którą wygrzebaliśmy z lodówki. Tak około trzeciej bąbelki uderzyły nam do głowy. Zbudowaliśmy sobie bazy z kanap, poduszek, koców i krzeseł. Tak mniej więcej w połowie bitwy, gdy rozbiliśmy szklanki, do środka wparował Shun. Popatrzył na nas jak na idiotów. Pewnie rozważał, czy nie wysłać nasze szanowne osoby do najbliższego psychiatry. Jednak Dan wcisnął mu fantę i niemal zmusił do wypicia. Na początku nic się nie stało. Kazami bez słowa zaczął podnosić kanapy, lecz nagle zatrzymał się, a potem gwałtownie wyprostował.
– To walka na trzech? – zaproponował.
   Muszę sobie gdzieś zapisać, że fanta po północy działa jakoś magicznie. Sam Shun Kazami śmiał się jak wariat i strzelał w nas poduszkami. Bitwa przeniosła się na mroczne korytarze. Uznaliśmy, że walka w ciemności będzie ciekawa. Dywan amortyzował nasze kroki i upadki. Biegłam, sama nie wiem gdzie i ciskałam poduszkami w różne strony. Uderzyłam w coś twardego brzuchem. To chyba była poręcz. Podparłam się ściany i zaczęłam wchodzić na górę. Świst poduszki, która przeleciała koło mojego ucha, pobudził mnie do działania. Wbiegłam, niemal zaliczając glebę, rzuciłam koc w dół i pobiegłam, co chwila zmieniając kierunek. Poczułam pod stopami nie miękki dywan tylko zimną posadzkę. Gdzie ja jestem? Oczy zaczęły mi się zamykać, a organizm domagać snu. W sumie co mi szkodzi? W tych ciemnościach za nic nie trafię do pokoju. Oparłam się o ścianę i po chwili już słodko spałam.
 Panienko Jessico? – ktoś mną delikatnie potrząsnął.
   Otworzyłam oczy. Gdzie spałam? Pamiętacie tą słynną toaletę, gdzie większość osób trafi? Tak, właśnie w niej spałam... Kato obudził mnie, doprowadził do pokoju i poleciał szukać Shuna i Dana. W pokoju przywitał mnie zirytowany Fludim.
 Gdzieś ty się włóczyła całą noc?!
 Uwierz mi, mój drogi, cały czas byłam w budynku. – ziewnęłam i przeciągnęłam się.
 Gdzie spałaś?
 W toalecie.
 Słucham?!
 Nieważne, długa historia.
 Wiesz co? Jednak nie chce wiedzieć co robiłaś przez całą noc.
 Lepiej dla ciebie.
   Bakugan pokręcił głową po czym wskoczył mi na ramię.
 Czuje w kościach, że coś się dziś stanie. – rzekł po dłuższej ciszy.
 Ty masz kości? – spytałam rozbawiona, wychodząc na korytarz.
 A co myślałaś? Że mamy żelki Haribo zamiast kości?!
 Nie! Tylko wiesz, istoty z obcego wymiaru. Myślałam, że macie jakieś tkanki czy coś w tym rodzaju.
– To jesteś teraz bogatsza o informację, że mamy kości.
– Jess! – Dan, który się chyba z księżyca urwał, stał przede mną. – Przyznaj się, gdzie spałaś?
 W toalecie, a ty?
 W schowku na miotły. – wyszczerzył zęby.
   Przypomniałam sobie, jak się tam zamknęłam i nabijałam z Vexosów. Parsknęłam cicho śmiechem. Jedna z niewielu chwil na Vestalii warta zapamiętania.
 Toooo...  Dan kiwał się na piętach. – Idziemy coś przekąsić?
 Nie jestem specjalnie głodna.
   Ukłucie w sercu. Następne, tym razem mocniejsze. Co jest? Nie zważając na zdziwienia Dana, pobiegłam w prawo. Ból zwiększał się. Stanęłam pod wielkim oknem i wyjrzałam na zewnątrz. Pusto...Ukłucia ustały. Dooobra kolejna dziwna przypadłość. Zawróciłam z postanowieniem, że porządnie się prześpię. Może to mój zmęczony umysł wmawiał mi te bóle?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jessie: Moja głowaaa
Spectra: Fantowy kac?
Jessie: Najwyraźniej.
Spectra: Przykro mi.
Jessie: Mówisz mi to z uśmiechem na ustach.
Spectra: To smutny uśmiech.
Jessie: A ja jestem święty turecki.
Dan: A kto to?
Jessie: Nie mam pojęcia.
Dan: To jak możesz nim być?
Jessie: Dan, proszę, nie denerwuj mnie.
Dan: Przecież nie umierasz.
Jessie: Ale mi łeb rozsadza >.<
Runo: Pewnie po głośnikach.
Julie: *piszczy z zachwytu widząc nowe ciuchy*
Jessie: *zakłada stopery* Jak dobrze...
Dan: Chcesz kawę?
Jessie: *cisza*
Dan: Mogę ci wysmarować pastą do zębów buty?
Jessie: *cisza*
Dan: Biorę to za zgodę *wychodzi*
Jessie: *nagle się zrywa* Czekaj, co?! Dan wracaj mi tu kapusto jedna!!
Ja: Mieliście zrobić podsumowanie >.<
Spectra: A co tu podsumować? Hydron smęta, Mylene ponosi porażkę a Jessica napiła się fanty i ma napad głupoty. Standard tutaj.
Hydron: Ale ty jesteś delikatny.
Spectra: A sorry cię bardzo. Mam cię gdzieś.
Hydron: Mógłbyś okazać współczucie.
Spectra: Nie chce mi się.
Ja: Leń!
Spectra: Ciężko pracuje -.-
Ja: Jakoś tego nie widzę....
Hydron: *jako, że Autorka i Spectra odpadli przejmuje dowodzenie* No to yyy mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Cieszymy się, że Elz dołączyła do komentujących i...to chyba tyle.
Shadow: Źle!!! To się robi inaczej! Hej, kochani! *chce mówić dalej ale wraca Autorka*
Ja: Dobra zwijać manatki bo to się coraz dłuższe robi.
Shadow: Miało być moje wejście :(
Ja: Wejście nie zając nie ucieknie.
Shadow: No wiesz co Angel :( a jak umrę zanim wreszcie ukaże się światu?
Ja: Życie jest brutalne. No już! My się żegnamy ^^






czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 9: Rada na dziś: Nigdy nie chodź o 4 rano po dachach, bo Jessie cię zdzieli patelnią.

   Było około czwartej nad ranem i cały dom był pogrążony w śnie. Założyłam ręce za głową i wpatrywałam się w sufit. Fludim spał w swoim legowisku na szafce nocnej. Ocknęłam się tak nagle, jakby śnił mi się jakiś koszmar. Jednak nic nie pamiętałam. Westchnęłam, stoczyłam się z łóżka i poczołgałam do kuchni po mocną kawę.
   Już trochę tu mieszkałam, więc mniej więcej miałam rozeznanie, co jest gdzie. Ale i tak nie wiedziałam, co się kryje za wieloma drzwiami. Kiedy dotarłam do swego celu, a miałam z tym niemałe kłopoty, usiadłam na czerwonym krzesełku, włączyłam ekspres i zerknęłam na krajobraz miasta, który rozciągał się za ogromnym oknem. Mgła kryła jeszcze dachy budynków, a promienie słoneczne powoli zaczynały oświetlać ziemię. 
   Nagle zza szybą przeleciała jakaś postać. W jednej chwili oprzytomniałam. Kto normalny powtarzam normalny o czwartej nad ranem nie śpi? Oprócz mnie, rzecz jasna. Na wszelki wypadek wyjęłam patelnię. Kawa już była gotowa, więc pociągnęłam pierwszy i ostatecznie ostatni łyk. Usłyszałam odgłosy kroków zza ścianą. To pewnie Vexosi. Ooo nie ja się nie dam!                         
   Przyczaiłam się pod drzwiami. W chwili gdy się uchyliły, zaatakowałam. Nieznajomy zniknął, by po chwili mnie podciąć. Szybko wstałam i zamachnęłam się. Miodowe oczy. Patelnia zatrzymała się w miejscu, gdzie przed sekundą była głowa Shuna.
– Co ty tu robisz tak wcześnie? – spytaliśmy równocześnie.
– Byłem poćwiczyć. – zaczął Shun. – Usłyszałem podejrzane głosy i postanowiłem to sprawdzić. Wtedy zaatakowałaś mnie. – kąciki ust lekko mu drgnęły.
– Przepraszam. – spuściłam głowę. Jestem stanowczo przewrażliwiona. Przecież wiadomo, że Vexosi nie dostaliby się tu tak łatwo!
– Nic się nie stało, ale radzę ci odłożyć tą patelnię. Tania pewnie nie jest.
   Zrobiłam, jak powiedział. Już chciałam wziąć kolejny łyk kawy, gdy do kuchni wpadł Dan.
– Musicie tak krzyczeć o czwartej rano? – spytał z wyrzutem, pocierając oczy.
– Danny nikt nie krzyczał.
– Tylko nie Danny. – skrzywił się szatyn. – I jak to nikt nie krzyczał?
– Normalnie. – wzruszył ramionami Shun. – Walczyliśmy w milczeniu.
– Walczyliście? – Kuso spojrzał na nas jak na kosmitów
– Wzięłam Shuna za Vexosa i zaatakowałam go patelnią. – wytłumaczyłam mu.
– Muszę zapamiętać by więcej nie skakać tak wcześnie po dachach. – powiedział Shun.
   Dan parsknął śmiechem, a potem z rozmachem otworzył szafkę, w której były kubki. Przy okazji strącił filiżankę z moją kawą!
– Brawo niezdaro. – jęknęłam, zbierając skorupy.
– Jak ręką? – spytał niespodziewanie Shun.
– Hmm? A, już ok. – wrzuciłam szczątki do śmietnika.
   Przeszliśmy cicho do salonu. W końcu reszta domu spała. Dan zrekompensował się, bo zrobił mi kolejną kawę. Shun siedział po turecku i wyraźnie medytował.
– Jak myślisz, co robią Vexosi? – spytał Kuso, próbując obudzić Drago.
– Pewnie planują zemstę albo coś w tym guście. – odparłam.
– A jak tam u nich było?
– Okropnie. – skrzywiłam się. – Ciągle albo Spectra czegoś ode mnie chciał, albo Hydron próbował mnie namówić do oddania mu moc.
– Jakiej mocy? – spytał zainteresowany Drago.
– Nie wiem dokładnie. – pokręciłam głową. – Wiem, że ją mam, ale nie potrafię jej używać.
– Ciekawe. – mruknął bakugan.
   W tym momencie do środka wpadł zaspany Marucho.
– Co wy tu robicieeee.. – ziewnął. – O tak wczesnej porze?
– Zapamiętaj Marucho. Nigdy nie chodź o 4 rano po dachach, bo Jessie cię zdzieli patelnią. – wyszczerzył się Dan.
– Co? – spytał zdezorientowany blondyn.
– Nieważne. – mruknęłam.
   Do środka wleciał jeszcze Fludim i Kato ze śniadaniem. Kiedy ten człowiek to zrobił?

*****

   Spectra mimo bardzo wczesnej pory był na nogach. Vexosi już ogłosili go zdrajcą. Świetnie. Przeglądnął stos papierów, ale nigdzie nie było poszukiwanej kartki. Warknął ze wściekłością. Przetrząsnął szuflady i w końcu znalazł formułę potrzebną mu do stworzenia nowej potężnej karty. Brontess i Elico byli uśpieni i spoczywali w wielkich inkubatorach.
– Mistrzu, co robisz tak wcześnie? – nawet nie usłyszał kroków Gusa.
– Już jesteśmy zdrajcami. – powiedział obojętnie Spectra. – Musimy stworzyć tą kartę najszybciej, jak się da. – machnął mu kartką przed nosem.
– To zabieramy się do roboty? – spytał Grav.
– Jeszcze nie. Brakuje w tym czegoś. – odłożył kartkę w widoczne miejsce i przeszedł do sterowni. Gus podążył za nim jak cień.
   Spojrzał na mapę teleportów. Vexosi najwidoczniej przegrupowywali siły, skoro nie próbowali dostać się na Ziemię. W końcu zostali pozbawieni potężnej mocy. Uśmiechnął się złośliwie. Było ich tak wielu, a byli tacy żałośni. On doskonale radził sobie tylko z Gusem a oni? Uciekli z podkulonym ogonem i bali się zmierzyć z grupką wojowników.
 Mistrzu coś ważnego się dzieje na Vestalii. – oznajmił Gus i puścił transmisję na żywo.
   Mira, Ace i Baron opowiadali dziennikarzom o bakuganach, napadzie na nich i walce o uwolnienie. Jego siostra umiała sobie poradzić, musiał to przyznać. Przy okazji pomogła mu, bo oczerniała Zenohelda.
– Dziękuje kochana siostrzyczko. – pomyślał ze złośliwą uciechą.
– Długo mam jeszcze czekać? – wychrypiał Helios.
– Niedługo mój drogi bakuganie, niedługo. Jesteśmy bardzo blisko naszego celu. – odparł, zastanawiając się nad jedną rzeczą.

****

   Naprawdę lubię tu mieszkać, ale posiadanie takiej ilości pokoi i pomieszczeń gospodarczych to już lekka przesada! Chciałam tylko znaleźć taras, a gdzie trafiłam? Do zoo! Naprawdę! Stałam, z niedowierzaniem patrząc na dwie żyrafy spokojnie przeżuwające liście. Ja rozumiem, że ludzie trzymają psy, koty, chomiki, węże itp. ale żeby żyrafy?! Może jeszcze słonie, co? Jak na zawołanie usłyszałam głośne trąbienie i zza ścianki wyszedł słoń. Skrajnie załamana wyszłam ze zwierzyńca i trafiłam do kina. Fludim na widok mojej miny zaczął się śmiać.
– Przynajmniej nie musimy się martwić, kiedy Vexosi tu wpadną. Z miesiąc by im zajęło znalezienie nas. – rzekł, gdy wreszcie się uspokoił.
– Świetne pocieszenie. Jaka szkoda, że NIE MOGĘ ZNALEŹĆ TEGO TARASU OD PONAD GODZINY! – wrzasnęłam.
   Fludim od razu zamilkł, a ja nieco spokojniejsza odwróciłam się. Za mną stał gościu o cerze bladej jak śnieg i wyłupiastych czarnych oczach.
– Mam cię! – skoczył na mnie i po chwili szarpaliśmy się na podłodze. Wykręciłam mu rękę, gdy zajęczał:
– To ja Dan! Nie zabijaj. – i kopnął mnie w kostkę.
   Przeturlałam się pod fotele, przeklinając w myślach Kuso i jego głupie pomysły. Chłopak zdjął maskę i wyszczerzył się w charakterystyczny sposób. Westchnęłam ciężko i stwierdziłam, że utknęłam. W żaden sposób nie mogłam się wytoczyć spod fotela.
– Nie zbieraj kurzu, tylko wstawaj. – Dan podał mi rękę i próbował podciągnąć, na co moje biodra trzasnęły delikatnie.
– Zaklinowałam się. – jęknęłam i wybuchnęłam śmiechem.
   Dan dołączył do mnie i po chwili obydwoje pokładaliśmy się na podłodze. Jeszcze kilka razy próbował mnie wyciągnąć, ale moje biodra dawały mi sygnał, że nie ma mowy.
– Trzeba będzie zadzwonić po straż pożarną. – uznał Fludim, ciągle się śmiejąc.
– Co wy tu wyrabiacie? – do środka wszedł Shun.
   Zmierzył nas dziwnym spojrzeniem. Ja wyglądałam jak żółw, który próbował wyjść ze skorupy, Dan był cały czerwony, a nasze bakugany coś gadały o ludzkim rozsądku. Kazami chyba ogarnął, o co chodzi, bo wykonał jakiś dziwaczny ruch i kopnął fotel, jednocześnie mnie uwalniając.
– Zbawienie! – przetoczyłam się pod ścianę i chwiejnie wstałam, rozcierając plecy.
– Skoro już nikt nie jest uwięziony. – spojrzał na mnie rozbawiony. – To chodźcie.
– Gdzie?
– Zobaczycie. – machnął ręką.
   Wymieniliśmy z Danem zdziwione spojrzenia i ruszyliśmy za Shunem. Weszliśmy do salonu i jedyne, co zobaczyłam, to burza srebrnych włosów.
– Cześć Jess! Jestem Julie Makimoto. – dziewczyną mocno mnie uściskała, niemal mnie dusząc. Za nią stała dziewczyna z niebieskimi kucykami, Runo.
– H-hej. – wykrztusiłam, gdy mnie puściła, po czym przywitałam się z Misaki.
   Obydwie chyba doskonale wiedziały, kim jestem i jakim cudem się tu znalazłam. One były tą niespodzianką? Misaki zaczęła się kłócić z Danem, a Julie przyglądała im się z uroczym uśmiechem.
– To po co nas tu sprowadziłeś Marucho? – Shun zwrócił się do blondynka.
– Widzicie, nasi starzy przyjaciele mają nam dużo do opowiedzenia. – uśmiechnął się Marucho, a do środka wpadli Mira, Ace i Baron.
   Dan i dziewczyny z okrzykami radości natarli na nich.
– To może nam opowiecie, co tam w nowej Vestroi? – zaproponował Shun, gdy trójka Vestalian została wreszcie puszczona.
– To może zaczniemy od tego, że zostaliśmy zaproszeni na wywiad i...  zaczęła Mira.
   Oparłam głowę o poduszki i starałam się skupić na jej opowieści. Jednak nieznośne uczucie, że ktoś mnie obserwuje, nie dawało mi spokoju. Rozejrzałam się. Wszyscy byli skupieni na Mirze. Wyobraźnia płata mi figle. 
   Przymknęłam oczy i odpłynęłam. Nagle przed oczami pojawił mi się twarz chłopaka z łososiowymi włosami. Gwałtownie się zerwałam. Pamiętam tą twarz. Czasami widziałam ją w odbiciach szyb lub w snach. Wojownicy popatrzyli na mnie zdumieni.
– Coś się stało? – spytała z troską Mira.
   Pokręciłam głową. Muszę stąd wyjść. Uczucie, że ktoś mnie obserwuje, nasiliło się. Bez słowa wyjaśnienia wypadłam na korytarz i zbiegłam na sam dół. Zatrzymałam się dopiero w ogródku różanym. Wzięłam głęboki wdech.
– Fludim czy ja wariuję? – spytałam zrozpaczona. – Ciągle mi się wydaje, że ktoś mnie obserwuje.
– Jessie. – powiedział uspokajająco Fludim. – Tylko nie panikuj. Nie zwariowałaś.
– Czyli...? – słowa nie chciały przejść przez gardło.
– Spójrz w górę.
   Zadarłam głowę i prawie się wywaliłam. Nad barierą unosił się gigantyczny statek. Widziałam ten lodowaty wzrok utkwiony w moją osobę. Spectra.
– Co znudziłeś się?! – wrzasnęłam.
– Nie zgrywaj takiej odważnej! Wyglądałaś, jakbyś zobaczyła ducha. – odkrzyknął.
– Miałam szczerą nadzieję, że nigdy więcej cię nie zobaczę!
– Naprawdę myślisz, że Vexosi ci odpuszczą? – zaśmiał się. – Jesteś naiwna!
– Vexosi to jedno ty to drugie. Czego chcesz? – normalna osoba zaczęła by zwiewać, ale halo oddziela nas bariera!
– Na razie nic!
– Mam rozumieć, że przyleciałeś tu po to, by się na mnie pogapić? – załamałam się.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz. – rzekł, a jego usta wykrzywił złośliwy uśmiech. – Jessica  musisz do kogoś dołączyć.
– Brawo Sherlocku! Jakbyś nie wiedział, jestem z Ruchem Oporu i jest mi tu cudownie! – wrzasnęłam.
– Oni nie ochronią cię przed Hydronem. – krzyknął, ale ja już miałam tego pajaca po kokardę i zaczęłam iść do domu.
– Bo akurat ty byś umiał. – mruknęłam, wchodząc do windy.
   Już drzwi się zamykały, gdy ręką Miry wyciągnęła mnie z niej. Wojownicy nieźle zdyszani wlepiali zdumione spojrzenia w statek Spectry.
– Co ty tu robisz? – krzyknął Dan
– Spaceruje, nie widać? – odparł ironicznie Spectra, po czym statek nagle znikł.
– Jessie czego chciał? – zwrócił się do mnie Dan.
– A żebym to wiedziała. – westchnęłam. – Pewnie się za mną stęsknił. – posłałam pełne jadu spojrzenie w miejsce, gdzie przed chwilą był statek.
– Kto by za tobą tęsknił? – wyszczerzył się Ace.
– Mogłabym zadać ci to samo pytanie. – odparłam z uśmiechem.
   Spiorunował mnie wzrokiem, po czym stwierdził, że możemy wracać, bo uwaga cytat: ,,Pan chłodna maska dziś nas już nie zaszczyci swoją wkurwiającą obecnością’’. 
   Mira ze smutkiem wpatrywała się w niebo. Trochę ją rozumiałam, ale w większej części zaczęło mnie to irytować. Może i jestem wyjątkiem, ale ja bym wykrzyczała bratu, że ma się ogarnąć albo skończy jako psychopata ewentualnie trup. Nie chciałam jej tego mówić, lecz wydawało mi się, że Spectra przestał być jej bratem już od dawna. A może o tym wiedziała tylko nie chciała do końca w to uwierzyć? Ja w każdym razie jej rad nie mogę dać, bo z Mick’iem kłócę się nieustannie. Czyli w tej kwestii byłam bezradna, super.
   Poszliśmy do jadalni na obiad. Dan jak zwykle pochłaniał wszystko z ekspresowym tempie, Ace pokpiwał z niego, Shun z żelaznym spokojem ocierał kawałki jedzenia z twarzy, a Runo upominała Kuso. Uśmiechnęłam się lekko. Dobrze się z nimi czułam. Póki z głębi umysłu dobiegły do mnie słowa Phantoma ,,Oni nie ochronią cię przed Hydronem’’. Teraz nie dość, że ma tego maszkarona na głowie to jeszcze Vexosów! A ja narzekałam, że się nudzę kilka tygodni temu! Widać złośliwy los to usłyszał i postanowił dostarczyć mi niezapomnianych rozrywek. Taa niezapomniane będą. O ile przeżyję do końca. 
   Wstałam, prawie zwalając filiżankę i utkwiłam wzrok w Danie.
– Może powalczymy? – zaproponowałam.
– W sumie czemu by nie. – wzruszył ramionami Kuso.
– A gdzie macie zamiar walczyć? – spytała Runo.
– W ogrodzie? – wskazałam na rozległe połacie terenu.
– Nie możecie. – pokręcił głową Marucho.
– Czyli nie macie gdzie. – stwierdził Ace, opierając buty o róg stołu.
   Ja bym osobiście mogła powalczyć w którymś z miliona pokoi. W końcu ubytek jednego nic by nie zmienił. Jednak nie mój dom, nie moje zasady.
– To co robimy? – wtrąciła się Julie i zaraz po tym pisnęła tak głośno, że podskoczyłam. – Jessie! – chwyciła moje dłonie w swoje. – Kupimy ci ciuchy!
– Ale mam to. – wskazałam na swoje obecne ubranie.
– To za mało. – energicznie pokręciła głową. – Potrzebujesz więcej!
   A jeśli ma rację? Moje ciuchy szybko się niszczą, a większa ilość nikogo nie zabiła.
– Chwila. – Mira wstała. – Idę z wami.
– Jasne! Pójdziemy w czwórkę! – Makimoto wskazała na mnie, Mirę i Runo. – Mirze kupimy ziemskie rzeczy, Jess kilka nowych kreacji, a ja i Runo pobuszujemy! – uśmiechnęła się radośnie i wyciągnęła nas z domu, a potem poprowadziła do jej ulubionego sklepu.    Przywitała nas zielono-włosa ekspedientka o morskich oczach. Widać dobrze znała Runo i Julie.
– To co dziewczyny? – podeszła do nas. – Czego konkretnego poszukujecie?
– Ja jakiś wygodnych i wytrzymałych ciuchów. – odezwałam się.
– I rzecz jasna ładnych? – mrugnęła przyjaźnie. – John twój dział!
   Z zaplecza wyszedł chłopak, który miał na oko 19-20 lat.  Był ubrany w luźne, czerwone spodnie 3/4, czarną podkoszulkę i białe trampki. Niby nic specjalnego ale poczułam, że zna się na rzeczy.
– No to powodzenia! – Julie popchnęła mnie do części John’a.
– To co młoda. – przejrzał kilka wieszaków. – Kolory ciemne czy jasne? Bardziej obcisłe czy luźne? – otaksował mnie uważnym spojrzeniem.
– Hmm... – zmrużyłam oczy.  To będzie ciężkie.
– Spoko, spokooo. Mamy cały dzień.
   Kiedy my się bawiłyśmy w sklepie, Zenoheld nie próżnował. Zaczął realizować kolejny plan zagłady.

****

– Wszystko gotowe? – upewnił się po raz setny profesor Clay.
– Wszystko w najlepszym porządku. Możemy zaczynać. – odrzekł jeden z pracowników.
   Mieli zamiar teleportować Zenohelda do siedziby starożytnych bakuganów. Po co? Żeby zdobyć energię sześciu domen. Dlaczego? Cóż profesor Clay ukończył budowanie systemu zniszczenia bakuganów, a do jego uruchomienia potrzebował mocy domen. Zenoheld uznał, że Vexosi są zbyt słabi by podjąć się tej misji i postanowił sam tam wyruszyć. Miał swego potężnego bakugana, co mogło pójść nie tak? Był pewny zwycięstwa. Wojownicy pożałują, że weszli mu w drogę. Nie tylko oni. Spectra ten zdrajca też poczuje gorycz porażki.
– Zaczynamy! – krzyknął Clay, wciskając guzik.




~~~~~~
Ja: Ech nie mam siły na podsumowanie...
Jessie: No wiesz co -.- To ja się tym szybko zajmę! No więc jak widzicie rozróba z nową bronią Zenohelda się zbliża a ja nieco zmienię wygląd ^^ ale nie dam spoilera!
Spectra: To o swoim wyglądzie mogłaś darować.
Jessie: Powieś się najlepiej a nie się czepiasz!
Ja: Miły akcent na zakończenie.