wtorek, 29 sierpnia 2017

Epilog: Nic nie dzieje się bez powodu

   Miesiąc później
– Wszystko pięknie, ładnie, ale jak wyjaśniłaś wszystko Mickowi i rodzicom? I jakim cudem oni nie wiedzieli, że jesteś z Vestalii? – spytała Haruka, obracając kubek z kawą w dłoni.
– Reiko wszczepiła im fałszywe wspomnienia – odparłam i pociągnęłam łyk napoju bogów. – A co do wyjaśnień...Rodzice dalej są lekko zszokowani, ale to jakoś to zaakceptowali.
 A Mick?
   Zacisnęłam mocniej palce na uchwycie kubka, a brew zadrgała mi nerwowo.
 Wybuchł śmiechem i stwierdził, że Vestalianie mają przerąbane, jeśli są tam tak brzydkie kobiety jak ja. Cholerny model się znalazł – wycedziłam. – Cóż, zmienił zdanie, kiedy wszystkie noże kuchenne wzięły go za cel – dodałam, uśmiechając się.
– Aaa... – Haruka stropiła się i zasłoniła kubkiem. Po chwili parsknęła cichym śmiechem.
   Siedziałyśmy w kuchni, która nareszcie wyglądała, jakby ktoś ją używał. Było to widać głównie po miskach powrzucanych byle jak do zmywarki czy kolekcji łyżek ubrudzonych Nutellą w zlewie. Z głośnika stojącego na brązowej wysepce rozbrzmiewał głos Charliego Putha. Nieliczne promienie słoneczne przebijały się przez białe żaluzje i przyjemnie grzały nas w ramiona.
 You just want attention. You don't want my heart. Maybe you just hate the thought of me with someone new? – zanuciłam, przy okazji wybijając rytm paznokciem.
 Jeśli mówimy o nowościach – Haru spojrzała wymownie na moje ramię. – Naprawdę nikt nie będzie na tej Vestalii robił ci wymówek?
 A niby czemu? – Przejechałam palcem po wytatuowanym symbolu Darkusa, który zakrywał bliznę. – Księżniczką jestem tylko formalnie. A poza tym – Przybrałam na tyle dumną pozą, na ile pozwalał siad po turecku. – Nikt mi nie będzie mówił, jak mam żyć!
– Tak, tak – westchnęła, odchylając się na krześle i drapiąc  za uchem Aresa, który przymilał jej się do nóg.
   Obydwie zamilkłyśmy, zatapiając się we własnych przemyśleniach. Ten błogi stan trwał do momentu, kiedy to mój telefon zawibrował. Odblokowałam go i przejrzałam sms'a od Keith’a, którym była długa lista wszystkich Kenji w wieku 19-26 lat zamieszkałych w stolicy Vestalii – Velarii. Uśmiechnęłam się pod nosem i napisałam mu podziękowania, po czym wróciłam do spisu. Musiał trochę się nad tym nasiedzieć (choć pewnie wrobił w to Gusa ^^''), bo przewijałam i przewijałam, a końca nie było widać. Huh, nalatam się po Velarii nie ma co.
– Co tam masz? – Haru przechyliła się przez stół i spojrzała na wyświetlacz. Poprawiła okulary i gwizdnęła przez zęby. – To do poszukiwań twojego brata, nie?
 Yhym – Kiwnęłam głową i wypuściłam z ulgą, gdy lista wreszcie się skończyła.
 Troszkę się nabiegasz – stwierdziła i podeszła do zlewu, by umyć kubek.
 Tsaa – mruknęłam i odpięłam od bluzki broszkę.
   Podrzuciłam ją do góry, a zielony kryształ rozbłysł w promieniach słońca. Na krótki moment przed oczami stanęła mi twarz brata. Co jak co, ale w jednym Reiko miała absolutną rację. Nic nie dzieje się bez powodu.



 Jak widzicie kochani, to jest mój ostatni, króciutki post. Zakończyłam pracę - ciągle to do mnie nie dociera O,O - na tym blogu i teraz się z wami żegnam na długi okres czasu, gdyż będę musiała się zająć nauką...





Oczywiście sobie kpię :P Nauka to tam żyje gdzieś na uboczu xD Ogólnie co do sprawy drugiej serii tooo...oczywiście będę ja pisała, lecz najpierw muszę coś obejrzeć z tej serii o Gundalianach, gdyż mało co z niej ogarniam xD A nie obejrzałam jej z prostego powodu. Nie ma Spectry!
Aki; U nas jest
Bez niego bym nie pisała
Aki: A mogło być tak pięknie, ehhh
O! I w drugiej serii będzie dość duży chaos, co można zauważyć po postaciach, ale nic więcej nie zdradzę ;x. Została też najważniejsza kwestia: kiedy zacznę ją pisać? Cóż...tego to ja nie wiem xD Najpierw muszę się nauczyć pisać prologi, potem coś tam obejrzeć z GI i wtedy może coś tu się pojawi xD No i niestety zaczyna się na nowo piekło, a ja jeszcze mam jednego bloga do skończenia.... =.= Jednakże, do dwóch - trzech tygodni powinien się pojawić jakiś post (nawet głupi one shot, bo na nie mam mnóstwo pomysłów). Tutaj kończy się część informacyjna i przejdę do oficjalnych podziękowań
Jess: Czyli szykujmy się na cukrzycę.
Morda w kubeł.
Jess: Aye, aye
Także ten *chrząka* Emm...a walić zrobię to w formie rozpiski xD
Elz - za to, że wytrzymywała moje dramy, załamania, dręczenia ją milionami pytań i wypisywania o wszystkich możliwych porach, choć jest zajęta (wybacz za to ^^") 
Nessa - wspierała, kopała w cztery litery, mianowała osobistym doradcą i psychologiem (to nie jest za dobry pomysł xD, oj nie)
Kruk - jej komy zawsze wywoływały u mnie uśmiech i dawały motywację, by pisać dalej. A teorie to jeszcze sobie potworzysz, kochana
Irs - mój kochany nocny marek, który zna się na wymyślaniu nazw jak nikt i pięknie rysuje *.*
Kaze bo Ryu/Yuna - za pocieszne komy, wspaniałą ekipkę. Dodatkowo była pierwszym komentatorem i czytelnikiem!
Kitty - moja kochana autokorekta, rysownik Keithów w Nutelii i różnych wariacji Jess. 
  Jeśli o kimś zapomniałam, to przepraszam. Ma pamięć ma to do siebie, że pamięta bzdury, a resztę zapomina xD Ale oczywiście dziękuje też tym, którzy czytają, choć się nie ujawniają (widzę po ankiecie i żywię nadzieję, że któreś z was zdecyduje się kiedyś ujawnić)
Aki: Poleciałaś. To jest dłuższe od epilogu.
Dlatego już kończę ^^
Jess: I  do siostrzyczki. Jenn czeka z utęsknieniem.
Jej...
Do zobaczenia!

Znalezione obrazy dla zapytania one finger anime girl



poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Rozdział 80: Ostatni uśmiech

   Będę musiała się poważnie zastanowić nad dołączeniem do klubu lekkoatletycznego, bo przez te kilka miesięcy poprawiłam swoją kondycję niemal o 100%! Wcześniej przebiegnięcie głupiego kilometra na stadionie sprawiało, że miałam ochotę wypluć płuca, a teraz bez problemu pomykałam przez długie korytarze w tempie godnym podziwu. A czemu się po nich pałętałam? Cóż, stanie pod metalową osłoną wyposażoną w system pochłaniania energii, było dość bezsensowne, dlatego też uznałam, że pozwiedzam sobie tą jakże uroczą maszynę zagłady. A tak całkiem na poważnie...
 Gdzie my tak właściwie jesteśmy? – spytał Fludim, który powrócił do formy kulistej i siedział na moim ramieniu.
 Umm – Przystanęłam przy rozsuniętych drzwiach od jakiejś pracowni. – pojęcia zielonego nie mam.
 To było to przewidzenia – westchnął. – To może mi chociaż wyjaśnisz, czemu biegasz jak głupia, zamiast pomagać reszcie na zewnątrz?
 Reiko polazła zabić Zenka.
 Nie mów mi, że chcesz ją powstrzymać.
 Powaliło cię? Ja ratująca Zenka? – Popukałam się w czoło. – Niech zdycha!
 To ja dalej nie rozumiem.
 Po prostu mam złe przeczucia. Coś mi mówi, że Reiko nie może tego zrobić.
 Dlaczego?
– Nie wiem – Pokręciłam głową i skręciłam w lewo. – Nie może i tyle.
– Te twoje przeczucia mogły by być dokładniejsze.
 A ty mógłbyś być mniej marudny – fuknęłam.
 Phi! – No i Fludim strzelił focha.
   Wywróciłam oczami i przystanęłam przy rozwidleniu by zrobić wyliczankę, w którą stronę pobiec. Gdy byłam w połowie, w korytarzu po prawej stronie rozległo się echo kroków. Bez zbędnego zastanawiania się, wbiegłam do niego. Zdołałam dostrzec skraj białej sukni znikającej za progiem. Zatrzymałam się i na paluszkach podeszłam koło rozsuniętych drzwi. Oparłam się plecami o ścianę. Z pomieszczania dało się słyszeć zawodzenie oraz buczenie maszyn, ale głosy Reiko i Zenoheld bez trudu przebijały się przez zgiełk.
 Twój syn właśnie zginął – powiedziała obojętnie kobieta.
  Otworzyłam szeroko oczy, a w środku poczułam zimno. Hydron nie żyje? Dyskretnie zajrzałam do środka i prawie się wywróciłam, widząc na szybie za fotelem, na którym siedział Zenek, linie i plamki krwi tworzące coś na kształt groteskowej abstrakcji.
– Jess! – Ostrzegawczy syk Fludima, wyrwał mnie z odrętwienia.
   Natychmiast schowałam głowę i wstrzymałam oddech, nasłuchując. Na szczęście rozmowa toczyła się nadal, czyli Zenek nie zauważył mojej obecności. Wypuściłam wolno powietrze, próbując w ten sposób uspokoić myśli, które dostały jakiegoś szału na widok krwi. Ugh, też sobie wybrały moment! Przez to nie byłam w stanie zrozumieć, o czym rozmawiają, bo sens słów do mnie nie docierał! Zacisnęłam powieki i potrząsnęłam głową. Uspokójcie się, głupie myśli! Wojna to wojna, na niej zawsze są jakieś ofiary! Nie ma w tym nic dziwnego! Przed oczami przewinęły mi się twarze rodziców, Cassie, Jordana, Elico, Volta, Lynca...Powinnam się była już przyzwyczaić do śmierci!
   Chaos w umyśle ustąpił. Odetchnęłam z ulgą i wyprostowałam się. Ciekawe jak dużo z ich rozmowy przegapiłam?
 Jeśli mnie zabijesz, sama znikniesz!
   Słysząc to, bez ociągania wetknęłam łeb do środka i ujrzałam taką oto scenę. Reiko owinęła jedną rękę wokół ramion Zenohelda, który miał skute nadgarstki i kostki łańcuchem, a drugą podetknęła mu sztylet pod gardło. Uśmiech chciał sam wejść mi na twarz, gdy przypomniałam sobie kolejną rzecz z dzieciństwa i niemal klepnęłam się w czoło z politowania nad swoją głupotą. Zastanawiałam się, czemu dręczy mnie przeczucie, że Reiko nie może zabić starucha, a to było jasne jak słońce! Starożytni jej tego zabronili! Taa, i teraz przydałoby się mała wyjaśnionko, skąd w tym całym syfie oni. W skrócie: Reiko zawarła z nimi jakąś tam umową, dzięki czemu stała się taką jakby „żywą zjawą”, a w zamian obiecała nigdy nie splamić swoich rąk ludzką krwią. Jeśli złamie przyrzeczenie, Starożytni zniszczą jej duszę.
 Ostatnie słowo? – Kobieta przejechała ostrzem po skórze, przez co po szyi spłynęły kropelki krwi. Jej oczy ziały czystą, nieludzką wręcz nienawiścią.
– Powiem ci tylko jedno. To wszystko twoja wina – wycedził Zenoheld przez zęby.
– Rozumiem – Reiko lekko odchyliła rękę. – W takim razie żegnaj – Ostatnie słowo wypowiedziała z zimną satysfakcją.
 Stój! – Wpadłam do środka i złapałam ją za przegub, nim ostrze zagłębiło się w gardle mężczyzny.
   Nie zrobiłam tego, by ocalić tego dziada. Taka miła to ja nie jestem! Lecz Reiko nie ma prawa od tak sobie znikać! Nie wyjaśniła mi jeszcze wielu rzeczy!
 Jess, puść mnie. Tak będzie najlepiej dla ciebie. Ja i on znikniemy – Wbiła paznokcie w ramię Zenohelda, na co ten zawył z bólu. – Obydwoje jesteśmy potworami, które cię skrzywdziły.
 Nie zaprzeczę, ale jesteś mi coś winna do cholery! – Wyszarpałam jej sztylet z ręki i wbiłam w fotel koło skroni Zenka. Staruch spróbował po niego sięgnąć, więc kopnęłam go w łydkę, by się uspokoił. Zadziałało. – Przestań się w końcu nad sobą użalać, idiotko!
– Jessie...
– Co? Nie mam racji?! W kółko tylko jojczysz, że to wszystko twoja wina, że to, że tamto! Daruj już sobie! – Złapałam ją za materiał sukni i potrząsnęłam nią. – Co ci z tego przyjdzie?! Nic! Tylko wszystkich wkurwiasz! – Ufff, wreszcie to z siebie wyrzuciłam. - Obiecałaś mi, że będziesz mnie uczyła, jak używać mocy, nie? To dotrzymaj obietnicy!
 Pamiętasz? – Spojrzała na mnie zdumiona.
 Jak przez mgłę, ale tak – Puściłam ją i odeszłam o parę kroków. – A teraz idziemy, trzeba wyciągnąć chłopaków z pułapki.
– D-dobrze – powiedziała ze skołowanym wyrazem twarzy i wyrwała sztylet z fotela, po czym schowała go w rękawie. – Ale co z Zenoheldem? – Zacisnęła dłoń w pięść, a niebieski łańcuch skuł całe ciało dziada.
 Zostaw go tak – Uśmiechnęłam się lekko, podziwiając Zenka, który związany w tym swoim czerwonym kostiumie przypominał dorodną szynkę w siatce. – Kiedy zniszczymy reaktor, ten statek wybuchnie – Przykucnęłam przy nim. – Chyba to będzie twój koniec, nie? – Strzeliłam go palcem w nos.
 Nie bądź taka pewna siebie, gówniaro – warknął. – To może być równie dobrze twój koniec.
   Nagle cały statek się zatrząsł, a za moimi plecami rozległ się wybuch, który popchnął mnie w przód. Przeturlałam się po podłodze i uderzyłam plecami w fotel. Zdezorientowana patrzyłam do góry nogami na zapadający się korytarz. Tsaa, Zenek chyba właśnie przepowiedział mi przyszłość. Z małym trudem wstałam, lecz długo się tym nie nacieszyłam, bo kolejny wybuch posłał w moją stronę kawałki metalu i prętów. Odbiłam je za pomocą tarczy w kierunku szyby, ale nie zauważyłam, że w konsekwencji szkło pękło.
– Uważaj! – krzyknęła Reiko, rzucając się w moją stronę. Niestety nie zdążyła złapać mojej dłoni, gdy przez cały statek przebiegła potężna eksplozja.
   Zostałam wypchnięta na zewnątrz z niesamowitą siłą. Przez zasłonę włosów ujrzałam przerażone oblicze Reiko i Zenohelda uśmiechającego się z triumfem. Kilka kawałków szkła, które wirowały wokół mnie, wbiło się w moje przedramię. Jęknęłam cicho i przyrąbałam kolanem o krawędź statku, zanim zaczęłam spadać w dół. No coraz lepiej, coraz lepiej! Jeszcze niech nadleci jakiś pocisk i zostanie ze mnie mokra plama! Jak na zawołanie jedna armata obrała mą skromną osobę za cel i wystrzeliła czerwoną kulę.  Bo czemu nie! Zdrową ręką zdołałam uchwycić Fludima i wyrzucić go do góry z okrzykiem „bakugan bitwa!” Zrobiłam to dosłownie w ostatniej chwili, bo gdyby mnie nie zasłonił, skończyłoby się dekapitacją, jakby była jakimś cholernym karpiem świątecznym. Zatoczyłam się do tyłu i z ulgą usiadłam na ręce marudy. Woah, żyję! To jest wyczyn!
 Jessie! Jessie! – Zdołałam jedynie ujrzeć Reiko z wyciągniętymi rękami, nim kobieta mocno mnie przytuliła.
   Zamrugałam kilka razy, zdumiona faktem, że ona umie tak ekspresywnie okazywać emocje, po czym przeniosłam wzrok ponad jej ramię. Statek zaczął się trząść oraz świecić i podświadomie czułam, że to zły znak.
– Jess! – Ktoś złapał mnie za nadgarstek. Nie zdążyłam nawet obrócić głowy, kiedy zostałam pochłonięta przez oślepiające światło. Przed oczami mignął mi jeszcze biały kosmyk włosów i wybuch statku, nim wszystko zlało się w jedno.

****

   Zacisnęłam mocniej zęby, podczas gdy Aki czyściła mi ranę na przedramieniu za pomocą wacików nasączonych wodą utlenioną. Kawałki szkła pokryte zaschniętą krwią leżały w metalowej misce na stoliku obok.
 To co się stało z Zenkiem i ekipą? – spytałam, krzywiąc się przez pieczenie ran.
 Nie żyją – odparła krótko Akane. – Hydron zginął przez pocisk z działa, a Zenek i profesorek w eksplozji.
– Oł... – Zagryzłam wargę. – Co z Mirą?
 Bo ja ci wiem – Aki wzruszyła ramionami. – Niezbyt mnie to interesuje – Wrzuciła waciki do kosza i sięgnęła po bandaże. 
   Zerknęłam na lustro, które wisiało po mojej prawej stronie, i zauważyłam, że zraniłam się w tą samą rękę, na której miałam bliznę. Heh, najwyraźniej prawa strona jest dla mnie jakaś pechowa.
 Skończyłam – oświadczyła Akane, wrzucając białe zwoje do szafki.
– Dzięki – Uśmiechnęłam się i wstałam ze stołka. Bandaż ciągnął się od nadgarstka do łokcia.
 Proszę bardzo – Japonka przeciągnęła się, mrucząc cicho. – Miło wiedzieć, że już po wszystkim, nie?
– Yhym – Przytaknęłam i wyglądnęłam przez okno na zielone niebo. Znajdowaliśmy się w nieznanym wymiarze, do którego przeniósł nas Spectra. Zrobił to, ponieważ wybuch maszyny Zenohelda był tak potężny, że zmiótłby nas w proch.  Wiesz, gdzie jest Keith? – spytałam. Brak odpowiedzi. – Aki? – Spojrzałam na nią.
   Akane wpatrywała się  rozkojarzonym wzrokiem w lampę i zaciskała dłoń na przegubie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że coś mówię i wyrwała sie ze stanu otępienia.
 Co mówiłaś? – Przetarła oczy.
 Coś się stało?
 Nie, zawiesiłam się – Machnęła ręką. – To o co pytałaś?
 Wiesz, gdzie jest Keith?
 Kręcił się chyba koło sterowni.
 Ok, idę go poszukać.
 Uuu, szykuje się małe migdalenie? – Aki poruszyła znacząco brwiami.
 Widzę, że masz niezłe plany, więc ja ci nie przeszkadzam – rzuciłam, pokazując jej język i wyszłam z pomieszczenia.
   Na Niszczycielu bywałam tak często, że doskonale wiedziałam, jaką trasą dostanę się do pracowni. Ruszyłam przez ciche korytarze, a moje kroki niosły się głośnym echem w dal. Z wolna dochodziło do mnie, że to koniec. Nie było już żadnego zagrożenia, nasi wrogowie nie żyli, byliśmy bezpieczni. Przystanęłam i wbiłam wzrok w czubki białych, wiązanych botek. Jeszcze kilka miesięcy temu moje życie było w miarę uporządkowane i spokojne, wręcz nudne. A w przeciągu tych kilkudziesięciu dni zostałam księżniczką Vestalii, igrałam ze śmiercią, śmiałam się do rozpuku, wyczyniałam piramidalne głupoty, tłukłam się z duchem i  poznałam wiele wspaniałych osób. Dlatego też nic dziwnego, że zaczęłam czuć wdzięczność do mojego wiecznego pecha, że tak się wszystko potoczyło. Było ciężko i boleśnie, przyznaję. Ale przecież nikt nie powiedział, że w życiu będzie łatwo, prawda?
   Zeszłam po schodach i byłam już przy drzwiach od sterowni. Zabawne, kiedyś  wpadłabym do tego pomieszczenia z wrzaskiem oburzenia, że znowu coś mi się nie podoba lub po to by doprowadzić Spectrę i Gusa do białej gorączki, a teraz stałam przed nim, nie do końca wiedząc, po co tak właściwie tu przyszłam. Westchnęłam. Akurat spontan mógłby mi pozostać, bywał bardzo przydatny.
 Mam nadzieję, że nie zdechliście! – zawołałam, wbijając do środka.
   Ach, jednak kochaniutki spontanik zawsze będzie mi towarzyszył, hyhy.
   Keith, który pochylał się nad klawiaturą, zerknął na mnie przez ramię z dezaprobatą, a Gus już otwierał usta, by mnie opieprzyć, więc trzepnęłam go w ramię.
 Miło widzieć, że jesteś w formie – mruknął blondyn.
– Ktoś w końcu musi dbać, by nie było tu atmosfery jak na stypie – Zrobiłam kilka tanecznych piruetów i przyskoczyłam do niego. Spojrzał  na mnie dziwnym wzrokiem. – Co jest?
– Nic takiego – Skierował spojrzenie z powrotem na klawiaturę.
– Stypie? – burknął mi Fludim do ucha. – Jego ojciec zginął, idiotko!
  Ups...No dzięki spontanie!
 Ach! Wybacz, nie chciałam cię urazić – powiedziałam, drapiąc się w kark ze sztucznym uśmiechem.
 Nic się nie stało, przewidywałem, że tak to się skończy – odparł.
 Co z Mirą?
 Już dobrze, uspokoiła się. Teraz Dan i reszta z nią siedzą.
 Aaa – Zaczęłam się kiwać na piętach i myśleć, jak tu rozładować tą niezręczną atmosferę, którą przygnałam swoim pytaniem.
 Bardzo cię boli? – Oderwałam się od bujania w obłokach, kiedy Keith delikatnie uniósł moją prawą rękę i przyjrzał się bandażowi.
– Zważywszy na fakt, że było w niej sześć kawałków szyby, to nie jest źle – Wzruszyłam ramionami. – Nawet nie krwawiło tak bardzo!
 Wcale, jedynie dwa ręczniki zmieniły kolor na czerwony – zakpił Fludim, za co zasztyletowałam go wzrokiem i obiecałam wizytę w odpływie umywalki.
 Pomijając tą jakże fascynującą wypowiedź, to nie boli aż tak, bym nie miała gotować – oświadczyłam.
 Gotować? – Spectra i Fludim spojrzeli na mnie w najwyższym stopniu zdumieni.
 A jak! – Oparłam ręce o biodra z wyszczerzem. – Chyba nie myślisz, że teraz Mira będzie ci gotowała obiadki? O nie, nie, mój drogi! Ja cię tak wyuczę, że hoho! Zobaczysz! Więcej nie będziesz palił patelni!
   Przez krótką chwilę Keith wyglądał, jakby miał wybuchnąć śmiechem Jednak szybko się opanował i uniósł brew w geście niedowierzania.
– Spoko, jak Mick się nauczył, to ty też, bez obaw – dodałam z podłym uśmiechem.
 Ty naprawdę nigdy się nie zmienisz – westchnął niewzruszony.
   Wydęłam policzki. Czy on trenuje do tego by zostać mistrzem bezemocjonalizmu? Bo jeśli tak to jest na dobrej drodze do zdobycia złota!
– Amoo, uśmiechnąłbyś się chociaż raz! – Uniosłam mu jeden kącik ust palcem. Popatrzyłam na niego i wybuchnęłam śmiechem. Miał na twarzy wyśmienitą parodię wyszczerzu, który bardziej przywodził na myśl wkurzonego rekina niż szczęśliwego człowieka. – Dobra, żartowałam – Chciałam odsunąć rękę, kiedy drzwi od sterowni rozsunęły się.
 Jeess! Ty żyjesz! – zawołał Dan, przeskakując próg. Już chciał zacząć mnie dusić (tulić), ale zauważył, że nie jestem sama i stanął w miejscu.
 Zniszczyłeś moment – powiedziała z wyrzutem Jane, wchodząc za nim.
 Serio jesteś beznadziejny – dodała Akane, trzepiąc go w tył głowy, po czym spojrzała na nas i machnęła ręką. – Kontynuujcie, nas tu wcale nie ma.
   Pamiętacie, jak mówiłam, że czuję wdzięczność do mojego pecha? Cofam to!

****

 Więc...to koniec, co? – mruknął cicho Dan.
   Wszyscy zgromadziliśmy się w sterowni, gdzie Drago stworzył portal na Ziemię. Jednak nikomu z nas – pomijając Aki i Jane – nie śpieszyło się, by wracać do domu, chociaż czekały tam na nas rodziny oraz znajomi.
 Taa – potwierdził Marucho, kopiąc stopień.
  Przeleciałam wzrokiem po twarzach Wojowników i odchyliłam głowę, zakładając ręce na piersi. Dla nich powrót na Ziemię oznaczał długą rozłąkę z Vestalianami. W moim przypadku było troszkę inaczej. Koniec końców pochodziłam z Vestalii. Poza tym Kenji gdzieś tam jest. Uniosłam rękę i przejechałam opuszką palca po powierzchni srebrnej spinki, którą użyłam do spięcia włosów w kucyka.
   Poczułam, że ktoś mnie klepnął w ramię i zerknęłam do tyłu.
 My już idziemy – powiedziała Jane, pokazując na siebie i Akane, po czym obróciła się do reszty. – Do zobaczenia – Ku mojemu i Aki zaskoczeniu zdobyła się na lekki uśmiech.
– Odwiedź nas jeszcze kiedyś! – zawołał Baron z błagalnym spojrzeniem.
 Heee... – Aki przymknęła jedno oko i zaczęła stukać palcem w policzek. – Ten dzieciak...ufufufu.
 Nie wyobrażaj sobie za dużo – burknęłam i dźgnęłam ją łokciem w bok.
 Zobaczę, co da się zrobić – obiecała Jane i wskoczyła do portalu. Przez chwilę patrzyłam na jej niknącą sylwetkę, póki do akcji nie wkroczyła Akane.
 Cóóż, nie powiem, że jest mi przykro z powodu rozstania – Rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami. – Ale dzięki za to, że zajęliście się Jess. Oczywiście, nie mówiłam do CIEBIE – Obrzuciła Spectrę spojrzeniem żmii. – No to sayonara – Machnęła ręką na pożegnanie i podbiegła do portalu.
 Do zobaczenia Akane – powiedział Gus.
   Aki uśmiechnęła się pod nosem i mogę przysiąc, że wymamrotała „głupek”. Po chwili już jej nie było.
 My też będziemy się już zbierać – stwierdził Dan.
 Rozumiem – Mira przetarła zaczerwienione oczy i wstała ze stopnia. – Dziękuje za wszystko, Dan. – Wyciągnęła do niego ręką
 Heh, nie ma o czym mówić! – wyszczerzył się szatyn i potrząsnął energicznie jej dłonią.
  Wszyscy zaczęli się ze sobą nawzajem żegnać. Przypominało mi to bardzo zakończenie szkoły. Brakowało tylko bukietów kwiatów, bombonierek i eleganckich ubrań. Przysiadłam na parapecie i postanowiłam to cierpliwie przeczekać.
 Nie żegnasz się? – spytał Fludim, siadając na kolanie.
 Nie lubię  – Oparłam brodę o dłonie. – Słowo „żegnaj” brzmi jak jakiś wyrok.
– Mistrzyni Jessicooo! – Baron prawie mnie zgniótł w swoim uścisku. – Będę za tobą baaardzo tęsknił!
 A-a ja za tobą – wykrztusiłam, próbując złapać oddech. Leltoy zorientował się, że zaraz będę trupem i mnie puścił z zakłopotaną miną.
  Po kilku minutach faza pożegnań się skończyła i pozostała jedna rzecz. Przekroczyć linię i wskoczyć do portalu. Ja, Shun, Dan i Marucho staliśmy tuż przed nią i jakoś żadne z nas nie chciało zrobić tego pierwsze.
– Ej tak się zastanawiam – odezwał się nagle Dan. Wszystkie oczy spoczęły na nim. – Czy zakochani nie żegnają się jakoś inaczej? Przez pocałunek czy tam przytulas? Jess?
 Ha? A co mi do tego? – spytałam, mając bardzo złe przeczucia.
 Bo przecież ty i...AAAA! – Niestety szatyn nie dokończył zdania, gdyż przez przypadek podcięłam go i popchnęłam w przód, przez co poleciał łeb na szyję w portal.
 Emm, o co mu chodziło? – Mira przechyliła głowę.
 Nie mam pojęcia – powiedziałam. – Pewnie jakieś głupoty – uznałam, ignorując natarczywy wzrok Ace’a. 
   Żeby Kuso szlag wziął!  Mógł sobie darować tych zakochanych! Teraz uwaga każdego skupiła się na mnie! Zresztą, jak on sobie niby to widzi, że Spectra aka chodząca góra lodu mnie przytula? Przecież to niemożliwe! Zaraz... O czym ja myślę?!
  Pokręciłam energicznie głową, próbując wyzbyć się tych debilnych myśli. Zlałam, że wszyscy się na mnie dziwnie popatrzyli i zerknęłam na Spectrę. Wtedy mój wkurw sięgnął apogeum. Maszkaron najbezczelniej w świecie się uśmiechał, mając wyśmienity ubaw z mojego zażenowania. Otworzyłam usta, ale mnie uprzedził.
 Rumienisz się - stwierdził.
   Ja go chyba uduszę...
   Zakaszlałam kilka razy i postanowiłam, jak najszybciej stąd wiać.
 Taa, to od gorąca - Zarzuciłam włosy do tyłu i odbiłam się jedną nogą od posadzki. – Papa! – krzyknęłam i zamachałam do nich. W duchu przysięgałam, że przy najbliższej okazji pewnych dwóch graczy Pyrusa będzie miało wypadek.
   W portalu zaatakował mnie kalejdoskop barw i dźwięków.  Przez chwilę leciałam w ciszy, aż za plecami nie usłyszałam kłócących się Elfin i Preyasa, Marucho próbującego ich uspokoić, ciche westchnięcie Shuna i głos Ingram. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść. Przez moment wydawało mi się, że będzie to trwało w nieskończoność, póki nie uderzyłam w coś miękkiego. Do moich nozdrzy wdarł się zapach spalin i smogu, a zimny wiatr rozwiał włosy. Uchyliłam powieki, ale szybko tego pożałowałam, bo promienie słoneczne były oślepiające.
– Zejdziesz ze mnie w końcu? - Popatrzyłam w bok i ujrzałam Mick'a masującego głowę. Mój własny łeb spoczywał na jego brzuchu, natomiast w biodro boleśnie wbijał się gantlet.
  Uśmiechnęłam się i podniosłam na łokciach.
 Wróciłam.
– Taa  Dostałam pstryczka w nos. - Witaj w domu.

   


  I to jest właśnie koniec ludzie. W tym momencie kończy się 1 część historii tej brązowowłosej idiotki, zdolnej zgubić się wszędzie
Jess: Jeszcze epilog
Skończyłam...
Jess: *uderza się ręką w czoło*
A tak całkiem poważnie, to naprawdę jestem wdzięczna każdemu, kto był tu, czytał, komentował, wspierał mnie (Tutaj główne brawa należą się Nessie i Elz ^^, dziękuje bardzo dziewczyny, naprawdę ^^). Każdy nawet najmniejszy komik dawał mi motywację i kopa do działania!
Aki: Z innej beczki, przepraszamy, że rozdział dopiero dziś, ale wczoraj coś nie udało nam się z nim wyrobić ^^''
Myślę, że epilog będzie za jakąś godzinkę/dwie, jak mi wena nie zwieje ^^ (lub też jutro, jak zwieje)
Odmeldowuje się!


sobota, 26 sierpnia 2017

Rozdział 79: You'll be the death of me

   "Dobro i zło to dwie strony tej samej karty."

   Akane przez chwilę nie wierzyła własnym oczom, więc przetarła je kilka razy, jednak osoba przed nią nie zniknęła. Pieprzony kundel, księciunio Vestalii, szmaciarz jakich mało stał na ręce swojej mechanicznej kupy złomu jakby nigdy nic i zerkał na nią ukradkiem. W dziewczynie krew się zagotowała.
 Więc ukochany synek Zenusia postanowił wreszcie wyleźć z nory? – spytała, wsuwając rękę do kieszeni i próbując wymacać nóż. – Nie powiem, że cieszy mnie twój widok.
 Nie, nie, spokojnie, jesteśmy teraz po tej samej stronie! – Hydron spróbował się uśmiechnąć. – Zamierzam walczyć z moim ojcem! – Na potwierdzenie swoich słów użył supermocy i Dryoid przeciął fioletowym mieczem kilkanaście robotów naraz. – Widzisz?
 To słodkie – Akane poczuła zimny metal na palcu i zgrabnym ruchem wyjęła ostrze. – Jednak ja nie jestem taka naiwna jak oni – Machnęła dłonią w kierunku walczącego Gusa i Marucho. – Nie wierzę, że się zmieniłeś.
 Dlaczego? – Hydron spostrzegł błysk stali i napiął mięśnie w oczekiwaniu na atak.
 Bo ludzie tak łatwo się nie zmieniają. W szczególności tacy żałośni tchórze jak ty – Japonka przechyliła głowę w bok i uniosła gantlet do góry. Karta supermocy rozbłysła na zielono. – Potęga Eosa!
   Dryoid został porwany przez strumienie wiatru, które poczęły go bezlitośnie szarpać, zupełnie jakby chciały rozerwać jego mechaniczne ciało na malutkie kawałki. Hydron próbował użyć jakiejś karty, jednak zimne bicze powietrza chlastały w niego bezustannie i nie pozwalały, by choćby drgnął. Nagle jeden podciął mu nogi, przez co ześlizgnął się z bakugana i zaczął spadać. Myślał, że wietrzna klatka go rozczłonkuje, ale stało się inaczej. Strumienie powietrza dosłownie wypluły Hydrona na zewnątrz. Przez chwilę leciał, po czym uderzył plecami w twardą powierzchnię.
 Nie powiem, że tęskniłam za twoją obrzydliwą gębą – Brązowy botek stanął na jego brzuchu. Akane pochyliła się nad nim. – Ale przynajmniej zrobię coś dobrego dla świata i pozbędę się śmiecia – Fioletowe włosy połaskotały go po twarzy. – Jakieś ostatnie słowo? – Drugi butem stanęła na jego dłoni, wbijając mocno obcas. Ze świstem wciągnął powietrze. – Hm?
   Prawe ramię piekło go koszmarnie, a sylwetka Japonki lekko falowała.  Hydron próbował się podnieść, ale kopniak wymierzony w jego twarz skutecznie go powstrzymał. Poczuł, jak po brodzie spływa krew z rozbitego nosa i zebrało mu się na śmiech. No to ładnie skończył! Chciał powstrzymać ojca i co? Zaraz zostanie zadźgany przez wariatkę z Ziemi!
 Nee, powiedz mi – Wzdrygnął się, kiedy szyję owiał mu ciepły oddech. Nawet nie spostrzegł się, że Akane przykucnęła. – boisz się?
 Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że jestem...Aaa! – wrzasnął, bo dziewczyna tym razem przydepnęła jego nadgarstek. Zrobiło mu się biało przed oczami.
 Akane! Przestań! – Musiał zupełnie zwariować, gdyż wydawało mu się, że słyszy Gusa.
 Morda, piesku maszkarona – powiedziała Akane, mierząc Grava na wpół obojętnym na wpół pogardliwym spojrzeniem. – Jeśli spróbujesz mi wejść w drogę – Uniosła kącik ust. – skończysz jak ten szczur – Przejechała powierzchnią noża po policzku Hydrona, tworząc tym samym cienką raną.
   Gus zmarszczył brwi. Od kiedy tylko poznał Akane, wiedział, że jest niebezpieczna. Nie posiadała żadnych zahamowań i życie wrogów było dla niej bezwartościowe. Musiał wymyślić jakiś sposób, tylko jaki?
 Myślisz, że Jessie ucieszy się, jeżeli jej przyjaciółka zostanie morderczynią? – spróbował od innej strony. W końcu Jess była dla Japonki cenna, więc może...
   Jednak pełna politowania mina dziewczyny powiedziała mu, że taki argument był śmieszny.
 Jess zaakceptuje wszystko, nieważne co zrobię – odparła. – A to że zniknie syn człowieka, który zniszczył jej życie, na pewno ją ucieszy.
 Nie wydaje mi się, żeby Jess była taka.
 Bo jesteś idiotą – Akane zacisnęła palce na rękojeści noża i uniosła go. – Myślicie, że nas znacie, choć tak naprawdę to zwykła aktorska gra.
   Świat Hydrona powoli zaczynał nabierać barw i kontur, ale chłopak szybko tego pożałował, bo ujrzał nad sobą lśniący nóż. Zacisnął zęby, oczekując na cios, który miał skrócić jego życie, lecz on nie nadszedł, gdyż rozległ się kobiecy krzyk. Akane zamarła na ułamek sekundy, po czym zerwała się na równe nogi.
–  Jane?! – krzyknęła zaniepokojona i zaczęła wodzić wzorkiem dookoła, lecz wszędzie błyskało lub wybuchało, więc nie umiała dostrzec przyjaciółki. – JANE!
 Tam jest! – Gus zauważył Ulvidę miotającą się w żelaznym uchwycie metalowych kleszczy. Przed nią było działo, które właśnie ładowało energię.
   Akane bez chwili namysłu wyciągnęła przypadkową kartę i załadowała ją do gantleta, przez co nie dostrzegła, że Hydron zdołał się pozbierać i ukradkiem przeskoczył na lekko podniszczonego Dryoida. Wiedział już, że nie zawalczy z ojcem, Ziemianka szybciej go zabije. Dlatego postanowił postanowił poświęcić samego siebie, by choć trochę przeszkodzić Zenoheldowi.
 Furia skrzydeł! – wrzasnęła dziewczyna.
   Niestety atak nie podziałał na szczypce, które zostały najwyraźniej wyposażone w system pochłaniania energii. Zacisnęła pięści i podleciała jak najbliżej przyjaciółki. Leaus zaczął próbować wyciągnąć Ulvidę z pułapki, ale z każdym szarpnięciem te napierały mocniej na bakugana Aqousa.
 Przestań! Krzywdzisz Ulvidę! – krzyknęła zrozpaczona Jane.
   Leaus zaprzestał prób uwolnienia towarzyszki i wtedy działo zaczęło buczeć na znak, że zaraz wystrzeli. Ulvida próbowała unieść kosę, by osłonić siebie i Jane, ale gdy uświadomiła sobie, że nie ma już sił, szepnęła do wojowniczki.
– Uciekaj.
 Nie zostawię cię!
– Jane...
   Cztery rzeczy wydarzyły się jednocześnie. Rozległ się huk, wszystko pochłonął czerwony blask,  Akane krzyknęła, a Ulvida została odepchnięta w bok. Potężna fala powietrza posłała wszystkich w tył i nasłała na nich chmurę kurzu. Jane z trudem podniosła się i zakaszlała kilka razy, próbując odgonić pył od siebie.
 Co się...  Głos uwiązł w jej gardle, gdy spostrzegła że jest upstrzona czerwonymi kropkami. – Krew... Ale czyja?
   Tornado Leausa wchłonęło kurz, dzięki czemu wojownicy mogli ujrzeć, że wybawcą Wilson był nikt inny jak Hydron. Chłopak zapłacił jednak najwyższą cenę za swój wyczyn. Jego ciało z ogromną dziurą w miejscu klatki piersiowej spoczywało na powyginanych resztkach szczypiec, a krew spływała po prętach i skapywała w próżnię. Obok chłopaka leżał Dryoid pozbawiony głowy i prawej strony ciała.
 On kogoś uratował – wymamrotał z niedowierzaniem Gus.
– Przynajmniej jego bezużyteczne życie się do czegoś przydało – stwierdziła Akane, po czym obróciła się na pięcie i ugięła nogi. – JANEE! – Skoczyła na dziewczynę i mocno ją przytuliła. – I to ja jestem głupia? Mogłaś zginąć!
– Wybacz, ale nie mogłam zostawić Ulvidy – szepnęła Wilson i uderzyła Japonkę w plecy. – Już! Zgnieciesz mnie!
 Oł, goomen – Aki puściła dziewczynę i podrapała się po karku.
   Gus patrzył na nią przez chwilę uważnie.
– On uratował twoją przyjaciółkę –powiedział cicho.
 No i? – Aki rozłożyła ręce, wzdychając. – Mam go teraz za to kochać?
– Nie, ale mogłabyś wykazać trochę szacunku. On nie żyje, Akane.
   Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego bez słowa, po czym zgięła się wpół i zaczęła śmiać.
 Sz-szacunku? – wydusiła. – Jemu? Och, Gus- kun, nie wiedziałam, że taki z ciebie żartowniś! – Nagle spoważniała. – Naprawdę myślisz, że to był bohaterski wyczyn? – Uniosła brew. – To była po prostu ucieczka. Doskonale wiedział, że się go pozbędę, dlatego stchórzył i uznał, że woli sam się zabić, by nie cierpieć za długo. Nic się nie zmienił.
 On naprawdę był po naszej stronie. Czemu nie umiesz tego zrozumieć?
 Naszej? – powtórzyła Japonka i skrzywiła twarz w grymasie. – Chyba waszej, Grav. Ja nie trzymam z takimi śmieciami.
   Chłopak przymknął oczy. Widział, że Akane potrafi być sympatyczna i miła, więc dlaczego stawała się taką bezwzględną osobą? Co takiego musiało się stać, by uznawała ludzkie życie za bezwartościowe? Czy to jej prawdziwa osobowość czy zwykła gra?

****
   Zenoheld syknął cicho, widząc, jak po ochronnej szybie płyną szkarłatne strumyki. Śledził  podróż jednego z nich, aż jego wzrok nie zatrzymał się na tak dobrze znanej mu bladej twarzy. Fioletowe oczy, które niegdyś patrzyły na niego z uwielbieniem, teraz miały obojętny wyraz. Odwrócił się na fotelu.
 Witaj, Reiko – przywitał kobietę.
  Zjawa nie zaszczyciła go spojrzeniem i uniosła wzrok ponad jego głowę na krwawe linie.
 Twój syn właśnie zginął – stwierdziła bezbarwnym głosem.
 On nawet nie był godny takiego miana. Równie żałosny co jego matka.
– Ty tu jesteś jedynym żałosnym.
– I mówi mi to kobieta, która wolała się płaszczyć przed durnym dzieciakiem, zamiast wykorzystać swoją potęgę i zemścić się na swoich oprawcach.
 Nie jestem taka jak ty, Zenoheld. Nie mszczę się na niewinnych – Mówiąc to, Reiko wyjęła z rękawa sukni sztylet długi na ok. 20 cm ozdobiony białym diamentem. – Poza tym muszę przyznać, że naprawdę jesteś głupcem – Uśmiechnęła się lekko. – Nie umiałeś zrozumieć mojego ostrzeżenia.
 O czym ty mówisz? – warknął Zenoheld, ale w jego tonie dało się wyczuć panikę. To samo zdradzały  oczy, które co chwilę nerwowo zerkały na ostrze. Reiko przełożyła je do drugiej dłoni.
 Zanim Jessica wymazała się z Vestalii, powiedziałam ci jedną rzecz, prawda? – Zniknęła, by zaraz pojawić się za plecami mężczyzny. – Zniszczy cię twoje własne dzieło – wyszeptała mu do ucha, a gdy mężczyzna odskoczył, zaśmiała się krótko. – Bakugany były przyczyną twojego upadku, nieprawdaż? A w czyich żyłach płynie ich krew, hm?
 Planowałaś to od początku?
– Nie – Reiko machnęła dłonią, przez co nadgarstki i kostki Zenohelda zostały skute niebieskimi łańcuchami. – Oddałam tę sprawę losowi i jak widać dobrze zrobiłam – Objęła mężczyznę jedną ręką, a drugą podetknęła mu zimną stal pod gardło.
 Jeśli mnie zabijesz, sama znikniesz! – wycharczał Zenoheld. – Nie wolno ci zabijać ludzi!
 Wiem, ale nie mam nic przeciwko, jeśli dzięki temu trafisz do piekła. – Po szyi Zenka zaczęły spływać kropelki krwi. – Ostatnie słowa?


  JEEEEST! Wreszcie! Zabiłam go!
Hydron: -.-
Czekałam na to od dawna! ^^
Jess&Aki: Nareszcie ^^
Hydron: Nikt mnie nie kocha ;-;
No ba xD
Hydron: Pfy T^T
A co do samych rozdziałów...Cóż niektóre części mi się podobają, niektóre nie, ale serio już tak długo się męczę z NV, że mam powoli dość, chociaż to moja ukochana część o bakuganach xD Jutro zamierzam wstawić 80 wraz z epilogiem, więc trzymajcie kciuki by się udało ^^ A i Kruk wybacz, ale zabiłam Hydrona ^^''
Jess: Przez chwilą darłaś się z radości, więc spoko, zauważyła
A i z profesorka zrobiłam takiego skurwiela do potęgi, ale...no ja jestem jak Aki, nie wierzę, że Clay tak łatwo by wszystko porzucił xD
Aki: Za to zakończenie, to cię zabić można 
I know xD O! I wcisnęłam tam takie mini Gune xD Albo taką bardziej zapowiedź kim się Gus zdecyduje zainteresować
Jess: *szepcze* Tak na poważnie, to Angel ciągle zmienia co do tego zdanie, więc to nic pewnego xD
Cicho tam! Do to jutra! ^^

Rozdział 78: Zerwane więzi

   music


"Najgorsze potwory rodzą się w ludzkich głowach."

   Chłód przenikał ciało Miry do szpiku kości i sprawiał, że dziewczyna pomimo faktu, iż kucała wtulona w szyję Wildy, trzęsła się. Leciała wraz z bratem do swojego ojca, by spróbować go uświadomić, że popełnia straszliwy błąd, pomagając Zenoheldowi. Co dziwniejsze nie ona wyszła z tą propozycją, lecz Keith. Choć początkowo Mira była zaskoczona jego zachowaniem, prędko zrozumiała przyczynę. Czego profesor Clay by nie powiedział, nie zrobił, był ich tatą. Osobą, która kochała, karciła, wychowywała, pokazywała świat, uczyła. Tym, dzięki któremu była dziś tym, kim była. Ojcem, którego kochała najbardziej na świecie.
   Ciepłe duże krople rozprysły się na brązowym ramieniu bakugana. Dziewczyna starała się opanować płacz, jednak ledwo starła łzy z kącików oczu, zaraz pojawiały się nowe. Uśmiechnięta twarz ojca odbijała się w jej umyśle, przyprawiając niemal o krzyk, gdy doszła do niej myśl, że może jej nigdy więcej nie ujrzeć. Mira skuliła się. Maska opanowania pod którą kryła się przez ten cały czas, pękła na pół i wszystkie obawy, strachy, problemy uderzyły w nią niczym nawałnica, a ona nie umiała się przed nimi obronić. Była sama, bezbronna...
 Już spokojnie – W policzek połaskotały ją czarne piórka, kiedy Spectra przysiadł się do niej i objął ramieniem.
  Uchyliła powoli powieki i spojrzała załzawionymi oczami na brata. Ten jedynie potargał jej włosy bez słowa. Poczuła, jak pokrywa ją płaszcz spokoju, ścierający przy okazji łzy. Myliła się, myśląc, że jest sama. Ciągle miała Keitha, jej najdroższego brata.
 P-przepraszam – wydusiła. – Ale tata...on...on...  głos jej się załamał, gdy nie mogła określić swoich myśli. Wzięła głęboki wdech. – Ja...ja nie chcę go stracić! – wybuchła i przycisnęła dłonie do uszu, kręcąc gwałtownie głową. – Chcę, żebyśmy znowu byli normalną rodziną! Cała nasza trójka!
 Mira...
 Ale...  Oderwała ręce. – to chyba niemożliwe, prawda?  - spytała z wahaniem, zerkając na brata.
 Nie wiem – odparł Spectra, a Mira poczuła, jak jej gardło ściska lodowata dłoń.  – Ja go nie przekonam, ale ty – Uśmiechnął się delikatnie. – to co innego.
   Otworzyła lekko usta i zamrugała kilka razy.
 Naprawdę tak myślisz?
   Skinął głową.
   Mira zagryzła wargę. Ona? Już raz próbowała i wtedy próba zakończyła się porażką, bo ojciec nawet nie próbował jej słuchać. Lecz czy miała lepsze wyjście? Albo spróbuje, albo straci ojca na zawsze.
 Masz rację – powiedziała w końcu, wstając. – Przekonam go.

****

   Profesor Clay po raz setny sprawdzał czy aby na pewno jego analiza jest kompletna.  Stukał palcami w klawiaturę w szybkim tempie, a na ekranie przed nim otwierały się coraz to nowsze okna z danymi. Nagle w tym całym gąszczu spostrzegł, że jakiś plik zaczął się sam pobierać. Czym prędzej sprawdził go i odkrył, że to transmisja wideo z innego wymiaru! Zafascynowany nowym znaleziskiem poczekał, aż film się załaduje i powiększył go. Obraz śnieżył i często się zacinał, ale profesor bez trudu rozpoznał, że to nagranie bitwy bakuganów. Jednak nie była to zwykła bitwa na arenie, bowiem toczyła się ona na pustynnym terenie i walczyło wiele bakuganów. Czyżby to...
 Tato? – Do jego uszu dobiegł cichy, nieśmiały głos. Natychmiast zerwał się z fotela, przy okazji zamykając nagranie i odwrócił się przodem do własnej córki.
   Westchnął zirytowany. Był zmęczony, czekało na niego jeszcze wiele pracy, a ona znowu będzie mu przeszkadzała.
 Słuchaj, nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Każde z nas poszło swoją drogą i tyle – powiedział chłodno.
 Heh, jesteś taki pewny? – W drzwiach stanął Spectra.
   Profesor Clay ściągnął brwi, widząc syna. O ile z Mirą łatwo dałby sobie radę, tak Keith był dużo cięższym i bardziej upartym przeciwnikiem.
 Czego chcecie? – warknął, zakładając ręce na pierś. – Mam jeszcze wiele pracy, więc mówcie szybko.
   Mira lekko drgnęła, kiedy usłyszała ten przepełniony irytacją i zimnem głos, jednak Spectra wydawał się tego nie zauważać.
 Tato, błagam, przerwij to szaleństwo! – krzyknęła Fermin.
   Szaleństwo? Mężczyzna spojrzał na córkę, jakby ujrzał ją po raz pierwszy w życiu. Jak ona mogła nazwać próbę sił tej wspaniałej broni szaleństwem? Jak mogła nie rozumieć, jakie to było piękne?
– Mojej broni nie da się zatrzymać – oznajmił z mściwą satysfakcją. – Bardzo mi przykro – dodał z ironią.
 Tato...  zdołała jedynie wyjąkać Mira.
 Czy ty naprawdę nie widzisz, że plan Zenohelda to czysty obłęd? – spytał Spectra, przyglądając się ojcu badawczo.
   Wtem rozległa się syrena alarmowa i w pomieszczeniu zaczęło mrugać czerwone światło. Za plecami profesora wyświetlił się obraz przedstawiający Dana, Shuna, Ace’a i Baron zamkniętych w wirtualnej arenie. Clay bez odwracania wiedział, co się dzieje. Jego plan powiódł się.
– Wasi przyjaciele właśnie wpadli w moją pułapkę – oświadczył, podczas gdy zdezorientowani Wojownicy przyglądali się czterem dziwnym bakuganom. – To dodatkowa funkcja, którą wbudowałem w system obronny.
 Nie...Wypuść ich! – Głos Miry co chwile się łamał.
 Przecież już wam mówiłem – Profesor włożył ręce do kieszeni fartucha i uśmiechnął się szeroko. – Alternatywnego systemu nie da się już zatrzymać. Albo wasi przyjaciele wygrają, albo zostaną przerobieni na dane – Zaśmiał się ochryple i ściągnął okulary, by móc przetrzeć szkła.
   Żołądek Miry wykonał fikołka, po czym został ściśnięty ostrymi szczypcami. Dłonie jej drżały, a przed sobą raz widziała ojca, a raz potwora, który stał przed nią i śmiał się prosto w twarz. Dlaczego? Czemu wszystko się tak potoczyło?!
 Mira...  szepnął troskliwie Wilda, widząc cierpienie odbijające się na twarzy dziewczyny.
   „Ja go nie przekonam, ale ty to co innego.”
  Gdy te słowa rozbrzmiały w jej głowie, nieświadomie zacisnęła palce na wisiorku i przełknęła ślinę. To jest ostatnia szansa. Jeśli teraz niczego nie zrobi, utraci kogoś cennego. Postąpiła krok do przodu, a  wszelkie jej myśli zlały się w jeden krzyk.
 Przestań! – Złapała poły płaszcza ojca i przycisnęła twarz do jego torsu. – Proszę, nie krzywdź nikogo więcej! – Zacisnęła kurczowo dłonie i popatrzyła na niego roziskrzonymi oczami, w których powoli zbierały się łzy. – Wróć do nas!
   Profesor zamarł i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w łkająca córkę. Przez moment wydawało się, że zaczęło coś do niego docierać, bo dotychczasowy surowy wyraz twarzy złagodniał i przytulił ją. Jednak trwało to jedynie do czasu, aż nie usłyszał odgłosów walki z wirtualnej areny i obraz jego dzieci zasłoniła czarna zasłona. Jak on mógł? Przecież czeka na niego jeszcze tyle pracy! W dodatku ta dziwna transmisja mogła go wprowadzić w kompletnie nowe rejony nauki! W nową technologię! Poza tym...Odepchnął córkę niemal z obrzydzeniem i spojrzał na syna trzymającego czerwoną maskę...to już nie są jego dzieci.
 Mam z wami wrócić? – prychnął z pogardą. – Teraz?! – wrzasnął, tryskając wokół śliną. – Nie widzicie, czego dokonałem?! – Zrobił obrót, rozpościerając ręce. – Wszystko to zbudowałem sam! Dotarłem do takich sfer nauki, o których wam się nie śniło! Mogę nawet uzyskać wiedzę o nowej technologi, lecz wy chcecie, bym wrócił w wami!? – wrzasnął. Jego oczy przybrały oszalały wyraz, a usta wyginały w parodii uśmiechu. – Za nic! Dokończę moje dzieło i sprawię, że będzie perfekcyjne!
 Chyba w marzeniach – rzucił Dan.
  Profesor spojrzał na niego zniesmaczony. Czemu ten dzieciak mu teraz przeszkadza? Zaraz...czemu nigdzie nie widział bakuganów z pułapki? Podszedł bliżej ekranu.
– Nie mów mi, że pokonaliście cztery nieznane bakugany? – syknął z niedowierzaniem.
 Ha, a co w tym trudnego? – Kuso wzruszył ramionami. – Wiesz, z chęcią bym jeszcze pogadał, ale mam tu jeszcze reaktor do zniszczenia – Pokazał głową na obracają się kulę emitującą łagodne, błękitne światło. Była ona umieszczone pomiędzy dwoma, metalowymi filarami.
– Nie waż się te...
– Zrób to Dan! – Mira przerwała profesorowi i wbiegła przed niego. – Zniszcz to! W tej chwili!
 Już się robi! – krzyknął szatyn i załadował kartę.
  Nie minęła nawet chwila, kiedy w reaktor uderzyły połączone moce Darkusa, Ventusa, Haosu i Pyrusa. Rozległ się huk, a w pomieszczeniu zatańczył szary dym. Gdy opadł, profesor został uraczony widokiem płonących resztek kuli.
 Tato! – Mira odwróciła się w jego stronę, lecz on nie miał zamiaru dać jej dokończyć.
 Jak śmieliście! – Popchnął dziewczynę na podłogę i uderzył pięściami w klawiaturę. – Zniszczyliście dzieło mojego życia! Cholerne bachory! – Zamknął oczy i przycisnął czoło do ekranu. – Muszę to teraz jak najszybciej naprawić! Kurwa! – Znowu klawisze spotkały się z jego pięścią.
 Tato...  Fermin podniosła się, lekko krzywiąc, gdyż podczas upadku obtarła sobie nadgarstki. Poczuła rękę na ramieniu i spojrzała na Keitha. Blondyn pokręcił głową i pociągnął ją w tył.
– Wynoście się! – warknął Clay i przeszył ich przerażającym spojrzeniem, które nie przywodziło na myśl człowieka, lecz rozjuszoną, oszalałą bestię. – Ale wiecie, co powiem wam na pożegnanie? Żałuję, że jesteście moimi dziećmi.
  Mira mogła przysiąc, że w tym momencie usłyszała, jak coś pęka. Wpatrywała się w naukowca i powoli do niej dochodziła bolesna prawda. Ten człowiek nie był już ukochanym tatą. Był wrogiem.