sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 55: Powrót do gry

   Ze snu wyrwało mnie gwałtowne pacnięcie w głowę. Otworzyłam jedno oko i ujrzałam, że to ręka Akane, która leżała rozwalona na swojej połowie. Westchnęłam cicho i chciałam wrócić do snu, gdy zatrzymał mnie widok cyferek na zegarze elektronicznym, stojącym na szafce nocnej. Była 11.30
– O cholera. – wymamrotałam, trąc powieki i ziewając.
– Wreszcie wstałaś. – powitał mnie Fludim. – Wyspałaś się chociaż?
– Jak nigdy. – wymruczałam, przeciągając się.
   Postanowiłam nie budzić Aki i ostrożnie wyplątałam się z kołdry, po czym stanęłam przed szafą. Akurat gdy wyciągałam czarną bomberkę, rozległo się ciche pukanie, a potem do pokoju zajrzała Alice.
 O już nie śpisz, Jessie. – powiedziała cicho z uśmiechem. – Chciałam was obudzić wcześniej, ale uznałam, że pewnie jesteście zmęczone i odpuściłam.
– Taaa, wczoraj dość długo siedziałyśmy. – przyznałam i zaczęłam podskakiwać na zdrowej nodze, by dostać się do moich koszulek. Dlaczego ja jestem tak idiotycznie niska?! (163 cm się kłaniają -.-)
– Będziecie jadły śniadanie? - spytała
 Ja raczej nie, najwyżej jakiś jogurt, ale nie wiem jak Aki.
 Ach, rozumiem.
– Ale żadnych idiotyzmów typu zastawianie stołu! – zastrzegłam. – Zgaduję, że Akane obudzi się dopiero na obiad. – Wreszcie zdobyłam potrzebne ciuchy i zadowolona ruszyłam do łazienki.
 Rozumiem, to do zobaczenia. – Alice delikatnie zamknęła za sobą drzwi, pewnie by nie budzić mojej przyjaciółki, ale to było zbędne. Aki nawet wybuch bomby potrafiła przespać.
   Ochlapałam twarz zimną wodą, żeby zacząć w miarę kontaktować, po czym szybki prysznic, fryzura i ubieranie. Kiedy wyszłam z łazienki, Akane siedziała na łóżku po turecku i czesała włosy.
 Ohayooooo. – ziewnęła. – Widzę małą zmianę imagu.
   Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze i uniosłam brwi do góry.  Jak dla mnie czarna bomberka ze srebrnym smokiem na rękawie, czarne rurki, skórzane botki i biały T- shirt z fioletowym napisem „All the best people are crazy” bardziej wygląda jak zwykły strój, ale  mówi to największa cosplayerka w Los Angeles, więc coś w tym musi być.
– Po coś w końcu dałam się zaciągnąć na te zakupy. – odparłam, wczołgując się pod łóżku i szukając mojego zakichanego gantletu.
 Wiesz, wpadłam na pewien pomysł.
 Dawaj.
 Skoro za niedługo odwiedzimy tego dziada i jego synka, to może pokażmy Hydronowi, że trochę zbyt nam zalazł za skórę? – Nie musiałam się wychylać, by wiedzieć, że Akane w tym momencie bawi się paralizatorem i ma szeroki, lekko obłąkany uśmiech na twarzy. – Takie małe pokazanie, gdzie jest miejsce dla takiego gówniarza.
 Bo co z tego, że jest w waszym wieku. – burknął Leaus.
 Cicho! – fuknęła Akane. – Neee, to jak, Jess?
 Jeszcze się pytasz? Z miłą chęcią urządzę tam prawdziwe piekło. – Dostrzegłam gantlet i wyciągnęłam go, po czym wyczołgałam się spod łóżka. – Najpierw coś jemy czy leczymy moją kostkę?
– Jeszcze się pytasz? Kostka! A jeść nie muszę, przydałoby się schudnąć. – Zeskoczyła z łóżka i rzuciła szczotkę w kąt.
 Aspirujesz na bycie wieszakiem? Nie wiedziałam. – Uchyliłam się przed papciem, który plasnął idealnie w lampę – kulę, a ta z kolei zaczęła gwałtownie się chybotać, ale, na szczęście, nie spadła.
 Nie maaaam się w co ubrać! – zawyła Akane, opierając ręce na biodrach.
   I już wiadomo, że mogę sobie nawet kurczaka zrobić, zanim ona się ubierze. Westchnęłam, wyjęłam słuchawki, podłączyłam do telefonu, puściłam pierwszą lepszą piosenkę i położyłam się na łóżku.
 Obudź mnie, jak skończysz. – mruknęłam.

****

   Biały księżyc przybrał barwę krwi. Gwiazdy przestały migotać i pochowały się za chmurami, jakby w obawie przed olbrzymem, którego szkarłatne oczy błyszczały w ciemnościach. Obok niego dla kontrastu siedziała drobna kobieta o włosach barwy śniegu i w jasnych ubraniach. Wiatr szarpał jej suknię i zrywał kwiaty z kosmyków, ale ona uparcie wpatrywała się w bakugana fioletowymi tęczówkami.
 Czemu nie jesteś w swojej ludzkiej formie? – spytała poważnym i chłodnym tonem.
   Tytan wydał z siebie coś na kształt prychnięcia i zaczął promieniować purpurowym światłem. Po chwili koło Reiko siedział około 40 – letni mężczyzna o czarnych, rozczochranych włosach, czerwonych oczach i mlecznej karnacji. Na jego prawym policzku widniał symbol Darkusa.
– Zadowolona? – syknął. – Czemu chciałaś porozmawiać? Myślałem, że taki tchórz jak ty będzie się raczej chował.
 Ty również zawiązałeś pakt ze Starożytnymi. – stwierdziła kobieta, patrząc na znak domeny.
   Mężczyzna skrzywił się.
 Idiotka. Ten znak tylko przypomina, że mimo swego wyglądu jestem ponad te śmieci – uśmiechnął się z wyższością. – Mam ci przypominać, że to Starożytni zaklęli mnie w tej odrażającej postaci? – Reiko zmrużyła oczy, jasno dając mu do zrozumienia, że nie. Przechylił więc głowę i zmienił temat. – Powiedz mi, boisz się?
 Czego niby?
 Tej gówniary. – odparł, uśmiechając się coraz szerzej. – Boisz się, że odkryje prawdę. Boisz się prawdy, bo ona ukazuje, co naprawdę zrobiłaś i kim jesteś. Boisz się jej, gdyż – zawiesił głos. W jego oczach błysnęła iskierka szaleństwa. – ona jako jedyna może cię zabić.
 Nie...Zamknij się! – Tytan poczuł, jak wokół Reiko wybucha sporo energii, jednak nie robiło to na nim wrażenia.  – Chciałam z tobą tylko porozmawiać, co zrobisz, jeśli Zenoheld... – urwała, gdy bakugan zaczął chichotać.
– Nie? – Zmarszczył brwi i nos. – A mi się wydaję, że trafiłem. Czas ci ucieka, Reiko. Albo ty zniszczysz ją, albo ona zniszczy ciebie. W sumie po tym co zrobiłaś, byłoby to wskazane.
   Reiko zerwała się na równe nogi.
 Rozmowa z tobą to strata czasu.
– Szybka jesteś. – uznał Tytan. – Naprawdę, mogłaś przez te lata włóczenia się po niebycie nabrać nieco rozumu. Bo jak na razie pokonują cię własne lęki i nasza kochaniutka „wnusia”. – powiedział kpiącym tonem.
   Kobieta odwróciła się gwałtownie, aż jej końcówki włosów zamiotły czarny marmur i zaczęła się oddalać.
– Nie mogę się doczekać końca tego przedstawienia! – zawołał mężczyzna. – Po raz pierwszy od wielu lat ktoś z moich potomków zdołał mnie zainteresować!
   Odpowiedziało mu pełne wyższości prychnięcie.

****

   Jakim cudem udało nam się dotrzeć do kuchni, gdzie stał wywar na kostkę, nie wpadając na nikogo, tego nie wiem po dziś dzień. Podeszłyśmy do kotła i znalazłyśmy kartkę.

Namocz szmatkę w eliksirze i trzymaj tak długo przy kostce, aż nie poczujesz pieczenia. Będzie to trwało ok 15 minut.
Reiko

   Spojrzałyśmy na siebie i wzruszyłyśmy ramionami. Jak raz musimy się zdać na tego cholernego ducha. W końcu leczenie skręconej kostki nie jest zbyt przyjemne i zabiera za dużo czasu. Wzięłam pomarańczową szmatkę, namoczyłam ją w wywarze, po czym siadłam na krześle, ściągnęłam buty i owinęłam materiał wokół kostki.
 Czujesz coś? – spytała Akane, przyglądając się uważnie tworowi Reiko.
 Na razie nic. – powiedziałam. – Minęło ledwo sześć sekund, spokojnie.
   Aki zaczęła się przechadzać po całym pomieszczeniu.
 Neee, to zjedzmy coś, a potem wyzwiemy kogoś na pojedynek, by się rozgrzać, co ty na to? – zaproponowała kilka minut później.
 Mi pasuje. – Czułam już lekkie mrowienie w kostce. Jeszcze tylko osiem minut....
   Nagle mój i mojej przyjaciółki telefon ryknął utworami „We are one” oraz „Calling all the monsters”. Zerknęłam na wyświetlacz. Jane, a u Aki Haruka.
– Taaaak? – odebrałam.
 Zdechłaś? – nie ma to jak miły akcent na powitanie. Jane jest w tym mistrzem.
 Chciałabyś! Wróciłaś z tej Hiszpanii?
– Już cztery dni temu. – Usłyszałam plusk wody. – Akane coś mówiła o jakimś duchu, broni i zwariowanym dziadku. O co chodzi?
   Wyjaśnienie jej tego wszystkiego zajęło mi z dobre pięć minut.
 Nieeee, ja w ciebie nie wierzę. – wymamrotała dziewczyna, gdy skończyłam. – Zaawansowany pech się kłania.
 Przynajmniej wakacje nie były nudne.
 Zapamiętasz je do końca życia. Gwarantuję ci. – odparła. – Znudziła mnie już szkoła, więc w najbliższym czasie może do was wpadnę. Poza tym zgadnij, kto wrócił? Ulvida! – Uśmiechnęłam się, słysząc nutę radości w zazwyczaj pozbawionym emocji głosie Jane. Oprócz naszej paczki, swojej mamy, Ulvidy i kilku osób z klasy dziewczyna nie darzyła nikogo uczuciami.
 Weź ją ze sobą. Mamy tu specjalne miejsce do walk. Będziesz mogła powalczyć.
 Hoho, zobaczymy. – westchnęła. – Dobra, młoda. Ja muszę spadać, bo Roger zaczyna wypisywać, gdzie jestem. Do zobaczenia.
 Cześć. – Zerknęłam na zegar i poczułam mocne pieczenie. Wreszcie!
   Odwinęłam szmatkę i zaczęłam poruszać stopą. Zero bólu!
– Yatta! – wykrzyknęłam, zrywając się na równe nogi.
 O udało się? – Aki uśmiechnęła się lekko. – No, wreszcie się do czegoś ten duch przydał. – Schowała telefon do kieszeni. – Haru stwierdziła, że wplątałyśmy się w cudowną aferę i jest ogromnie zdziwiona, że żyjemy.
 Bo grunt do optymizm. – Pokierowałyśmy się w stronę kuchni.
   Weszłyśmy do środka, gdzie spotkałyśmy Dana oraz Shuna. Szatyn buszował w lodówce, a Kazami spokojnie pił herbatę.
– Nee, chłopaki.. – zaczęłam niewinnie
 ...macie ochotę... – powiedziała Akane.
...z nami powalczyć? – spytałyśmy jednocześnie.



If you're only dreaming
Why I hear your screaming?


Pędzę z tymi rozdziałami wam powiem xD Już 55 O.O O matulu
Jessie: Teleport
Za chwilęęę
Jessie: Rozdział do sis
......
Jessie: Spodziewałam się tego
Wena mi się wyczerpuje ;-; Rozdziały też mi coś nie wychodzą >.>
Akane: Ta, najlepiej dostać depresji
Niiikt mnie nie kocha! ;-;
Ekipa: Przykro
-_-
Ruskich artów niestety nie będzie, bo mam pewne krhm..problemy że tak powiem...No nieważne
Odmeldowujemy się! ^^

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Rozdział 54: W sumie brak planu też jest jakimś planem

   Akane ziewnęła i oparła brodę o dłoń. W całym domu panował taki spokój i cisza, że miała ochotę zasnąć. Tylko przytłumione odgłosy muzyki dochodzące z jej i Jess pokoju ją przed tym powstrzymywały.
 No dalej mleczko. Gotuj się szybciej! – jęknęła, zerkając ponuro na garnek. – Ciocia Akane chce kakao!
 Dobrze się czujesz? – spytał Leaus, szczerze w to wątpiąc.
   Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem i sprzedała lekkiego prztyczka, przez co bakugan skończył na plecach i wróciła do bezmyślnego patrzenia na garnek.
 Powinnam w sumie jeszcze spuścić wpierdol Reiko, ale – ziewnęła. – zwiała, a ja jestem śpiąca.
 Do kogo ty w tym momencie mówisz? – mruknął jej bakugan, próbując wstać.
 Do ściany, wiesz? Do ciebie mój głupiutki przyjacielu! – warknęła. – Jak coś to mi pomożesz.
 Jak mam twoim zdaniem uderzyć ducha?
– Myślę, że pięścią, ale możesz mieć inne pomysły.
   Leaus chciał odpowiedzieć, lecz mina Akane niezbicie pokazywała, że jak to zrobi, to skończy w mleku, więc zamilkł.
   Wtedy do kuchni spokojnym krokiem wszedł Keith wraz z Marucho. Dziewczyna od razu napięła wszystkie mięśnie, mimo że wzrok ciągle miała utkwiony w mleku. Vestalianin włączył ekspres i oparł się o blat stołu, splatając ręce na torsie. W tym czasie Marakura grzebał w szafkach, szukając kubków. Akane wychyliła się i wyciągnęła dwa w niebieskie wzory.
  Proszę. – Podała je Marucho, uśmiechając się lekko.
 Dzięki, Akane! – Blondynek odwzajemnił uśmiech. – Przepraszam, nie zauważyłem cię wcześniej.
 Nic się nie stało. – mruknęła, przymykając oczy.
   Z drzemki wyrwał ją swąd spalenizny i stukot. Otworzyła oczy i ujrzała, jak Keith wrzuca podpalony garnek do śmietnika.
 Co się stało? – jęknęła. – Nie gadajcie, że się spaliło!
 Świetna z ciebie kucharka. – zaśmiał się Leaus.
 Morda, przysnęło mi się kapkę. – broniła się Akane, wstając z krzesła. Ponownie ziewnęła i sięgnęła po następny garnek, do którego wlała resztki mleka. – Sorki za garnek, ale wątpię, żeby to była duża strata. – zwróciła się do Marucho, ignorując uśmieszek Spectry, chociaż ją kusiło, by się na niego wydrzeć. On też nie umiał gotować!
– Nic się nie stało. Kiedyś tylko Dan z Runo zbili mi z dziesięć talerzy.
 Rzucali się nimi?
– Dokładnie.
 Będą piękną parą, z tym że Dan skończy pod pantoflem. – stwierdziła Akane, włączając płytę.
 Dobranoc. – pożegnał się Marucho, zabierając swój kubek z herbatą.
 Tsa, miłych snów. – wymamrotała dziewczyna.
   Keith wyszedł tuż za blondynkiem, ale tuż przy drzwiach zatrzymał się.
 Dobranoc, Akane. – powiedział.
 Najgorszych koszmarów! – warknęła i plasnęła ręką o blat.
   Chłopak wzruszył ramionami i zniknął w mroku korytarza. Akane przejechała ręką po twarzy. Z czego on tak się cieszy? Przecież tylko powiedziała mu, że Reiko i Jessie mają mocno na pieńku i tyle. Zacisnęła dłoń na łyżce. Co mu dała ta informacja?
   Przygryzła wargę. Chociaż może powiedziała mu nieco więcej...
 Łazienka jest już wolna. – Obróciła się na dźwięk głosu Jessie. Szatynka stała w swojej krótkiej piżamie i turbanie na głowie, opierając się o framugę drzwi. – Idź się umyć. Ja dokończę kakao, bo czuję – Pociągnęła nosem i lekko się skrzywiła. – że tobie coś nie idzie.
 Nie mądrz się tak, islamistko. – burknęła Aki, przeciągając się. – Dziś był wyjątkowo męczący dzień.
 Hai, hai, zjeżdżaj po prysznic. – Rzuciła jej mokrym ręcznikiem w twarz. – Masz, może się ożywisz.
 Nie podskakuj, bo i tak nie dorównasz mi wzrostem. – Wyszczerzyła się Japonka, poklepała przyjaciółkę po policzku i wyszła z kuchni.

****

   Spalenizną było czuć już na korytarzu. Wniosek? Akane gotuje mleko. Westchnęłam i zajrzałam do kosza. Spalony garnek. Dobrze że przynajmniej kubki całe. Sprawdziłam mleko, ale było za chłodne, więc oparłam się o stół. Jak wrócę, trzeba będzie powiedzieć Aki, co się dowiedziałam i że mam kolejnego zwariowanego przodka na głowie. Jutro wyleczę kostkę i razem z Akane polecimy na Vexosów, gdzie wreszcie odnajdę ten cholerny fragment. Tylko jak my się tam dostaniemy?
– Fludim, masz zadanie. – szepnęłam.
 Jakie?
 Musisz do... Jaki dziś dzień? Zerknęłam na kalendarz. – piątku nauczyć się wytwarzać te portale.
– Jess, co ty chcesz zrobić?
– Zakończyć to wszystko. – odparłam, przelewając mleko do kubków i mieszając je z kakao.
 Sama? To nierozsądne! Powinnaś wraz z Wojownikami tam polecieć!
 Co im powiem? – spytałam chłodno. – Że szukam jakiś fragmentów, by dowiedzieć się o co chodziło w moich dziwacznych wizjach?
 Więc...
 No właśnie, Fludim. Oni nie mają z tym nic wspólnego i nie chcę ich narażać na niebezpieczeństwo. Mają wystarczająco dużo własnych problemów. Poza tym im będzie mniej osób, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że nas zauważą. – Wzięłam kubki do ręki, wyłączyłam światło  i ruszyłam do pokoju. – Nie chcę na razie walczyć z Zenoheldem, a odnaleźć ostatni fragment i poznać prawdę, ok?
 Dobrze. – skapitulował. – Ale obiecaj mi, że będziecie z Akane ostrożne.
   Nie ma takiego pojęcia w moim słowniku, ale skinęłam głową dla świętego spokoju.
–...Elevenorowie zginęli lata temu, a wątpię, że Vestalianie zaakceptują kogoś kompletnie obcego na tronie. – Usłyszałam przytłumiony, męski głos dochodzący zza drzwi.
– Co na to Rada? – tym razem to był Keith.
 Sami nie wiedzą, co robić. Keith większość z nich za dwa – trzy lata przejdzie na emeryturę. To już stare dziadki, na które spadł ciężar rządzenia Vestalią. Tylko ja i Hertzon jesteśmy tam młodzi. Potrzebny jest silny, nowy rząd, ale nie ma go jak stworzyć bez władcy. – Rozmówca chłopaka westchnął. – Demokracja, która jest popularna na Ziemi, na Vestalii nie ma szans przejść. Lud nie ma pojęcia, co to jest.
– Więc co robimy?
– Ty tam siedź i powstrzymaj naszego byłego, szalonego króla przed zrobieniem z nas prochu. Tymczasem spróbuję coś zrobić. Myślisz, że ktoś z Elevenorów przeżył?
 I przez dziesięć lat nie dał o sobie znać? Nie wierzę w to.
 Żeby diabli wzięli twój realizm. – warknął rozmówca. – Dobra kończę, bo czeka mnie jeszcze mnóstwo papierkowej roboty. 
– Do zobaczenia.
   Dopiero skrzypnięcie krzesła wyrwało mnie z bezruchu. Zrobiłam kilka kroków do przodu i znów się zatrzymałam.
   Co za Elevenorowie? Zmarszczyłam brwi. Wydawało mi się, że już gdzieś słyszałam to nazwisko, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
   Nagle przed oczami pojawił mi się obraz Reiko, którą widziałam w jej wspomnieniu.
   A jeśli...
   Pokręciłam głową. Niemożliwe.
   „Ale ona nie powiedziała, jak ma na nazwisko.”
   Stałam tak z kubkami kakao, które parzyły mi palce, patrząc się na swoje papucie w fioletowe serca.
 Jessie?
   Zerknęłam do tyłu na Keitha, który patrzył na mnie zdziwiony. Jeśli stałam tak od pięciu minut, a on to widział, to mu się nie dziwię.
 Ne, Keith, mam pytanie.
– Jakie?
 Kim byli Elevenorowie? – wyrwało mi się, zanim ugryzłam się w język. – Znaczy się, nie chciałam podsłuchiwać ani nic w tym stylu, ale tak mi wpadło do ucha i wydaje mi się, że już słyszałam to nazwisko.
   Chłopak uniósł brew.
– To dawna rodzina królewska, ale zginęła dziesięć lat temu w wielkim pożarze. – odparł.
   Coś w moim wnętrzu gwałtownie drgnęło, a przez głowę przebiegła jakaś myśl, ale nie zdążyłam jej uchwycić. Wtem rozległ się męski głos z jednej z wizji.
   Jestem synem kowala! Zwykłym plebsem!
   Czyżby Zenoheld?
 Gdzie o nich słyszałaś? – spytał chłopak, przyglądając mi się uważniej.
   Spojrzałam na niego mało rozumnymi oczami, analizując wolno jego słowa. Byłam zbyt zaprzątnięta myślą o moich wizjach. Teraz wszystko zaczęło się układać w logiczną całość...
 Etto... zaczęłam i potrząsnęłam głową.  Nie pamiętam. – mruknęłam, zaciskając mocniej palce na kubkach. 
   Przez chwilę stał w milczeniu, świdrując mnie mało przyjaznym spojrzeniem, po czym wzrok mu złagodniał.
– W takim razie dobranoc, Jessie.
 Dobrej nocy. – rzuciłam i pośpieszyłam do pokoju, zdumiona, że tak łatwo mi odpuścił.
   Usłyszałam trzask drzwi. Cholera, nie powinnam się pytać...a właściwie czemu? On się mnie ciągle czepia, więc czemu ja nie mogę?!
 Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie wyzionęłaś ducha w tej kuchni. – powitała mnie Akane, gdy wreszcie weszłam do pokoju. Leżała na podłodze i malowała paznokcie na zielono – srebrno.
 Chciałoby się, co? – Siadłam po turecku naprzeciwko niej i położyłam na dywanie kubki z kakao.
– Jak kostka? – zerknęła na stabilizator, który skądś wytrzasnął Baron.
 Już tak nie boli. – odparłam, biorąc łyk ciepłego napoju.
   Akane przeturlała się na drugi koniec pokoju i zaczęła wyrzucać ze swojej przepastnej torby różne rzeczy. Na podłodze wylądowała paczka krakersów, ciastka, butla soku pomarańczowego, czekolada, żelki, batony i tak dalej, i tak dalej. W końcu jedną z wielu zasad Aki była: „Jedzeniem można załatwić wszystko.”
   Do tego wszystkiego dołączył laptop, ładowarka do niego, przenośne głośniki, pendriv i stos płyt.
 Pół domu wyniosłaś. – stwierdziłam, oblizując wargi.
 Wcale że nie! – Paralizator dołączył do kupy rzeczy. – Co najwyżej pół pokoju! –  Wyrzuciła jeszcze dwie poduszki. – Ale to później. – wróciła na swoje miejsce, ściskając w jednej ręce zeszyt, a w drugiej długopis. – Najpierw musimy ustalić kilka spraw i plan działania – Uśmiechnęła się szeroko.

****

   Przeciągnęłam się jak jakiś kot i sięgnęłam po zeszyt, by jeszcze raz zobaczyć nasze ustalenia i plan działania. Było to wszystko zapisane dość chaotycznie, bo w międzyczasie oglądałyśmy filmy, biłyśmy na długopisy, wyżarłyśmy zapasy i zniszczyłyśmy zamek w łazience, ale chyba Marucho się nie obrazi.
1.        Reiko na 100% coś ukrywa.
2.      Tytan to nowy rodzinny psychopata.
3.      Elevenorowie rządzili na Vestalii sprzed 10 latami, więc Zenuś jest plebsem (poziom kultury i wychowania pasuje jak ulał).
4.   Zenoheld kogoś zabił?
5.      Trzeba się dowiedzieć jak pozbyć się ducha.
6.      W najbliższym czasie odwiedzić Zenusia i znaleźć ostatni fragment.
7.      Spuścić łomot Hydronowi.
8.       Ogarnąć ojca Miry i Keitha (albo go zabić, to też jest jakieś wyjście).
9.      Sprawić, by Zenoheld zszedł na zawał.
10.      Przeżyć do wakacji.


– Nie wiem, czy jest tu jakiś plan, ale rozpiska jak najbardziej prawidłowa. – powiedziałam, patrząc do góry nogami, jak Akane szuka w kołdrze pendriva.
– W sumie brak planu też jest jakimś planem. – zauważyła. – A i jeszcze jedna sprawa. – Zerknęła na mnie przez ramię. – Skoro jutro teoretycznie ten wywar będzie gotowy, to w nocy lecimy do tych powalonych gości?
   Podniosłam się do siadu i pokręciłam głową.
 Nie. Od dawna nie walczyłam. Przydałoby się to nadrobić. Co ty na to, Fludim? – spytałam przyjaciela.
 Bardzo chętnie.
 Ciebie Akane też to dotyczy. – burknął Leaus. – Twój poziom bardzo spadł.
 Dzięki za komplement. – wymamrotała dziewczyna. – Dobra wyzwę tego Kazamiego czy jak on tam miał i będzie po sprawie.
 Przegrasz. – powiedzieliśmy jednocześnie z Leausem.
 He?! – Oburzyła się. – A to niby czemu?! Co to niby jakaś szycha jest?
– Nie słyszałaś o nim? – Uniosłam brwi. – Przecież przez jakiś czas był pierwszy w rankingu graczy, póki nie pokonał go Maskarad.
   Wzruszyła ramionami.
 Wielkie mi co. Ja się w żadne rankingi nie bawiłam. Zwykły idiotyzm i tyle. – mruknęła, poddając się z szukaniem pendriva. – A ty kogo wyzwiesz?
 Nie mam pojęcia. Może Ace’a, może Shuna, może Mirę.
– Dawaj Spectrę!
 Eeee... – Skrzywiłam się. - Wątpię, że bym wygrała.
 Ja tam myślę, że byś sobie koncertowo poradziła, ale jak się wstydzisz, to nie.
 Huh? Czy ja powiedziałam, że się wstydzę?
 Tak, pomiędzy wierszami.
– Skończ z tą nadinterpretacją!
 Ooo~ rumieńce widzę!
 To czas najwyższy wybrać się do okulisty!
– Słucham?
– I laryngologa!
 Ty mała....
   Nagle drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyły i weszły zaspane Julie, Mira oraz Alice.
 Dziewczyny jest czwarta nad ranem. Możecie być trochę ciszej? Pro... Mira urwała i wytrzeszczyła oczy, a pozostałe Wojowniczki dosłownie zbaraniały.
   Cóż, widok mnie oraz Akane okładających się poduszkami z pomalowanymi rękami i twarzami długopisem w otoczeniu pustych opakowań po ciastkach i krakersach oraz kulek z papieru musiał być niecodzienny. Zwłaszcza, że z głośnika akurat płynęła jakaś romantyczna i melancholijna melodia.
– My już idziemy spać. – powiedziałam, zrzucając z siebie Akane, jednak nie na długo, bo wskoczyła na moje plecy i przygniotła mnie do podłogi.
 Zmykajcie do łóżek, za chwilę wyłączę muzykę i będziemy cicho! – wyszczerzyła się, ignorując moje groźby.
   Mira tylko wolno skinęła głową i wraz z dziewczynami wycofała się i zamknęła drzwi. Gdy usłyszałyśmy ich oddalające się kroki, parsknęłyśmy śmiechem.
 Serio jest czwarta – poinformowała mnie Akane, wyłączając laptop i zrzucając różne śmieci  kołdry. – Czas się nieco przespać. – ziewnęła przeciągle.
– Na którą jest śniadanie? – spytałam, poszukując telefonu, co było dość trudne, zważywszy na bajzel, który panował w naszym pokoju.
 Normalne o dziewiątej, ale nasze gdzieś tak na jedenastą.
   Wyszczerzyłam zęby.
 Podoba mi się twój tok myślenia.

****

   Japonka przewróciła się po raz setny, nie mogąc zasnąć. Grube zasłony tłumiły światło słoneczne, przez co w pokoju panował mrok, na korytarzu było cicho, a Jessie zasnęła zwinięta w kulkę, dzięki czemu miała jeszcze więcej miejsca dla siebie, ale sen i tak nie nadchodził.
   Westchnęła z irytacją, patrząc na wyświetlacz telefonu. Piąta trzydzieści. Półtorej godziny bezsensownych przemyśleń i zamartwiania się. Przygryzła wargę. Ostatni raz miała tak ponad półtora roku temu, gdy Jordan zginął, a Jane i Jessie mocno się podłamały. Wtedy spędziła bezsennie całą noc.
 Kurwa. – szepnęła, wyślizgując się z łóżka.
   Wyszła na balkon, nie zwracając uwagi na chłodne, poranne powietrze, które owiało jej ciało. Oparła się łokciami o barierkę.
   Dwie sprawy dręczyły ją najbardziej. Po pierwsze, broń do niszczenia światów. Jeśli ona naprawdę zostanie stworzona, to co wtedy? Cała jej rodzina, jej mama, jej urocza siostrzyczka będą zagrożone. Zacisnęła dłonie w pięści. Nikomu nie pozwoli ich tknąć. 
Wiatr rozwiał jej włosy, a pojedyncze promienie słoneczne oświetliły białą cerę.
   Po drugie, stan jej przyszywanej siostry. Zbyt długo ją znała, by sądzić, że w wszystko jest w porządku. Świadczyły o tym  cienie pod oczami i mniejsza chęć do rozmów. Stanowczo było coś nie tak. Przez tego pieprzonego ducha! Warknęła. Gdyby tylko Reiko była człowiekiem...
Najchętniej powstrzymałaby Jessie przed wyprawą po ten ostatni fragment, gdyby nie fakt, że to może być rozwiązanie ich problemów. Może jest w nim coś, dzięki czemu Reiko zniknie z ich życia? Tak byłoby najlepiej.
   Tam gdzie ty tam i ja. Proste i logiczne, nie?
   Pchana nagłym impulsem złości kopnęła w barierkę balkonu. Żeby to wszystko szlag trafił!




*dosłownie pada z książką od wosu na twarzy* Niby mam wylew weny, ale z czasem jest gorzej. No czemuuu?
Jessie: Nie przesadzaj, jutro luźny dzień, oprócz spr z wosu
Tak to jest, gdy prawie 9 nauczycieli jest chorych xD *dumna ze swoich ocen* Wybaczcie czytelnicy, ale mam dość i nie chce mi się pisać podsumowania *zerka ponuro na lenia, który rozsiadł się na jej ulubionym fotelu* więc przejdźmy już do artów *macha ręką*

Jessie: Gus powściągnij te emocje. Po prostu ty i Spectra zostaliście wykiwani przez Mirę xD
Julie: Dziewczyn się nie bije
Jessie: Dokładnie. Bo powiem Aki, by się z tobą nie wiązała, bo jesteś zły :3
Akane: -.-
Ja: Ustalenie nowego związku bez żadnego konkretnego powodu zawsze ok
Jessie&Julie: Wiemy.

Akane: To jest tak brzydkie, że aż oczy bolą
Jessie: A mogli zostawić w oknie życia
Akane: Albo wyskrobać
Dan: I już wiemy, że po Hydronie, gdy dziewczyny do niego polecą
Shadow: Jakże mi przykro.


Jessie: Keith, twój bakugan się trochę...bardzo roztył xD
Akane: Dieta, mój drogi
Jessie: I codziennie przysiady oraz brzuszki
Helios: Spadajcie, obydwie

Jessie: Xd
Julie: Atomówki *.*
Ja: Baja dzieciństwa ^^

Lync taki król imprezy
Jessie: A Grav sztywny jak zawsze
Shadow: *kąciki ust mu drżą*
Jessie: Ej, nie Prove bez przesady
Shadow: Kiedy ja nic nie mówię xD

Jessie:....He? *próbuje odczytać co pisze z tyłu*
Shadow: *zakrywa oczy* Oślepłem!
Dan: Przejdźmy dalej. Ja was proszę ;-;
Ace: Co wy tu..*dostaje poduszką od zawstydzonej Miry i wypada na korytarz* Odbiło wam?!

Taki mały a już ciastka kradnie? ^^
Shadow: Ciastka życiem *bije Lynca, ale nikt nie wie czemu xD*
Lync: Dlatego taki gruby jesteś!
Shadow: Ja gruby? Weź w okulary zainwestuj. Ty widzisz te idealne mięśnie? *napina muskuły* pół vestaliańskich dziewczyn na to leci.
Jessie: A raczej leciało
Shadow: ;-;

Jessie: Aki, Gus cię jednak zdradza *siedzi na znokautowanym chłopaku*
Dan: Serio dałeś się pobić dziewczynie?
Akane: Kuso, czy ty sugerujesz, że dziewczyny są słabe? *mówi spokojnie, ale w jej oczach czają się groźne błyski*
Dan: Nieee. Tylko wiesz Grav miał pewnie jakieś treningi z Vexosami i ogólnie był Vexosem i wiesz...
Akane: *przestała go słuchać* Zaraz ci pokażę, jak dziewczyny są "słabe" :)
Dan:...

Jessie: *dusi się ze śmiechu*
Akane: Pasuje jak ulał. On się powinien tak ubierać
Zenohled: Ja mam imię
Jessie: Uważaj, bo nas to obejdzie
Akane: Weź sobie pofruń jak ta cholerna Mariposa i przestań nam uprzykrzać życie, co?


Jessie: Ja zawsze sądziłam, że pomiędzy nimi coś jest
Mira&Keith: *starają się zabić ją wzrokiem*
Jessue: Nie mogłam się powstrzymać xD
Akane: Jaki ojciec taki syn
Jessie&Dan: *ostatkami sił próbują powstrzymać śmiech*
Keith: Odpierdol się ode mnie, dobrze ci radzę.
Akane: Sorry, mój zdrowy rozsądek odszedł w zapomnienie jakieś 12 lat temu :x

Dan: Popatrz, Gus jaki dobry Spectra zamontował ci parasol w głowie xd
Shadow: A on mu go nie dał? O.o
Dan: Cichaj.


Kończymy ten cudowny rozdział, a następny MOŻE być gdzieś w okolicach soboty (jak jej dożyję, tak wiem optymistka ze mnie) , a tymczasem się odmeldowujemy ^^
Ps. Wow. To już 54 rozdziały ;-;
Jessie: A teleportu dalej nie naprawiłaś.
.......

wtorek, 17 stycznia 2017

Rozdział 53: "Release me from this curse I'm in"

   Czerwona ziemia płonęła fioletowym ogniem. Bakugany domeny Pyrusa uciekały w popłochu, nawet nie odwracając się.
   Nagle na niebie rozbłysło purpurowe światło, z którego wyleciały dziesiątki czarnych strzał.
 Tytan się zbliża! – ryknął bakugan, wyglądający kapka w kapkę jak Drago, ale miał inny kolor tęczówek.
   W oddali rozległ się dudniący, ochrypły śmiech. W fioletowych płomieniach pojawiły się czerwone oczy, wycelowane prosto we mnie.
– Więc ty jesteś moją kolejną wnuczką, hm? Ciekaw jestem, jak długo ty wytrwasz. – Zaśmiał się.
 Jeszcze się zdziwisz, Tytanie. – syknęłam.
   Odpowiedziało mi milczenie.
– JESS! Matko, ocknij się! A i nie idź w stronę światła, dotarło?! Światło jest be!  pomieszane głosy Akane  i Dana rozlegały się gdzieś w oddali. – Widzisz anioły? Ładne są?
   Sama nie wiem, śmiać się czy płakać?
   Otworzyłam oczy i zaraz je zamknęłam, bo biel ścian wydawała mi się zbyt jasna po tak długim czasie przebywaniu w ciemności. Akane właśnie zaczęła się drzeć na Kuso, jakie to idiotyczne pytania zadaje.
 Muszę was zawieść, ale nie planuję jeszcze umrzeć. – oświadczyłam głośno, trąc powieki.
   Zamarli na chwilę i powoli odwrócili głowy w moją stronę. Poczekałam cierpliwie, aż wiadomość, że żyje do nich dotrze i po chwili tonęłam w ramionach Akane.
 Umrzesz jeszcze raz, a cię zabiję! – zagroziła, po czy mnie puściła.
 Jess, co tu się działo? – spytał Dan, pokazując na dziury po kulach energii, plamy wywaru oraz rozwalone kule.
 Taka rodzinna sprzeczka. – Wyszczerzyłam się niewinnie. – Sprzątnę później.
   Akane uniosła brwi. Ona doskonale zna moje ”później” , które równa się od dwóch godzin do nigdy.
   Dan gwizdnął cicho, po czym wraz z Akane dźwignęli mnie na nogi. Wdrapałam się na plecy dziewczyny i mogliśmy ruszać.
 Ooo wreszcie się zrzuciło się parę kilo? – mruknęła Aki z zjadliwym uśmieszkiem, łapiąc mnie pod uda.
– Za to tobie się przytyło. – odcięłam się. - Wydarzyło się coś ciekawego, gdy byłam nieprzytomna? – spytałam szatyna, dźgając Akane palcem w policzek.
 Okazało się, że Keith zrobił kopię zapasową Bakuprzestrzeni! – powiedział uradowany Dan. – Dalej będziemy mogli toczyć walki i testować zestaw bojowy Drago!
– Co? Zestaw bojowy Drago? O czym ja nie wiem?
– Sorry, zapomniałem, że wtedy nie było cię z nami. W skrócie, kiedy Keith do nas dołączył, to uznał, że dobrze by było, gdyby Drago miał właśnie zestaw. Stworzył go za pomocą analizy DNA Drago i odpowiednich testów. – wyjaśnił Dan. – Fajny jest ten sprzęt, nie, Drago? – zwrócił się do partnera.
– W rzeczy samej. Na pewno pomoże nam w walce z Zenoheldem. – potwierdził bakugan.
 Też coś takiego chciałam, ale Fermin stwierdził, że nie ma czasu. – poskarżyła się Akane. – Niech żre gruz, Cygan jeden.
   Parsknęłam śmiechem.
 Akane, nie możesz tak mówić. Keith wiele nam pomógł i... – zaczął Dan.
– Morda, Kuso! Nie obchodzi mnie, że jest jakiś tam super inteligenty i umie coś tam zrobić! Jest wredny, ewidentnie niebezpieczny oraz...
   Przestałam kompletnie słuchać, co mówią i skupiłam się na mojej krótkiej wizji.
 Fludim, mówiłeś, że Tytan był groźny, prawda? – szepnęłam.
– Zgadza się. – potwierdził bakugan. – Okrutny, przerażający i sadystyczny. Był taki. Potem nagle zniknął z naszego świata. Słyszałem, że umarł – zamilkł. – Czemu pytasz?
 Powiedział coś w stylu: „Więc ty jesteś moją kolejną wnuczką, hm? Ciekaw jestem, jak długo ty wytrwasz.” – zacytowałam. – O co mu mogło chodzić?
 Niestety nie potrafię ci na to odpowiedzieć. – odparł Fludim. – Ciągle nie rozumiem, jakim cudem zakochał się w człowieku.
 Jest jedna osoba, która może nam odpowiedzieć. – Uniosłam nieco głowę i uśmiechnęłam się drwiąco. – Reiko!
 Co Reiko? – spytała Akane, odwracając głowę.
 He?
 Mówiłaś coś o Reiko.
 Ups...  No tak musieli się przestać kłócić w kluczowym momencie. – Chodziło mi o to, że trzeba jej wyjaśnić, iż w ludzi nie ciska się kulami energii.
 Z miłą chęcią pomogę. – wymamrotała Akane z nutą nienawiści.
   W chwili, gdy Aki to powiedziała, Reiko powinna zacząć pisać testament (ciul, że pewnie drugi). Znacie to przysłowie, że wściekłej kobiety boi się nawet diabeł? Więc Akane jest dokładnie taką kobietą. Nawet fakt, że raz zmarłeś jej nie powstrzyma i skończysz z raną ciętą, kulą lub siniakiem i podbitym okiem. Zależy od poziomu nienawiści.
– Wciągniemy ją do odkurzacza. – szepnęłam. Dziewczyna skinęła głową.
 Czemu tak właściwie ty i Reiko tak się nie lubicie? W końcu jesteście rodziną. – zauważył Dan.
 Nie moja wina, że robi jakieś wielkie tajemnice, nic nie mówi i wchodzi mi do głowy bez pytania! – warknęłam.
 Ty też to zrobiłaś. – mruknął Fludim, za co zabiłam go wzrokiem.
 Wiesz dlaczego?
 Nie mam pojęcia. – burknęłam. – Nie rozumiem jej. – Zagryzłam wargę.
   Dan zaprzestał pytań, więc odetchnęłam z ulgą. Nie chcę na razie myśleć o tym duchu, bo mi ciśnienie skacze.

****

What's wrong with me?
Why do I feel like this?
I'm going crazy now!

No more gas in the red
Can't even get it started
Nothing heard, nothing said
Can't even speak about it
All my life on my head
Don't want to think about it
Feels like I'm going insane
Yeah!

   Śpiewałam wraz z Rihanną do słuchawki prysznicowej. Piosenka dudniła na całą łazienkę i pewnie pokój, ale Akane wybyła robić kakao, więc nikomu to nikomu nie przeszkadzało. Odgarnęłam mokre włosy z twarzy i schyliłam się po szampon waniliowy.

It's a thief in the night
To come and grab you
It can creep up inside you
And consume you
A disease of the mind
It can control you
It's too close for comfort

   Przypomniało mi się, jak kiedyś tańczyłam z zespołem do tego utworu. Stare dobre czasy...Pfu! Gadam jak jakaś 90 – letnia babcia!
 Ne, Fludim, pamiętasz może coś jeszcze o tym Tytanie? – spytałam, masując skórę głowy palcami.
 Nie. Ogólnie informacje o nim są bardzo skąpe, bo praktycznie nikogo nie dopuszczał do siebie.
 Zupełnie jakby się bał, że gdy go bliżej poznają, to stanie się słaby. – stwierdziłam, wchodząc pod bieżącą wodę.
   Zamknęłam oczy.
   Znów te czerwone oczy wpatrzone we mnie z nutą ciekawości.
 Och, interesujące. Jak dotąd jesteś jedyną, która może ze mną porozmawiać. – powiedział głębokim głosem.
– Jesteś w mojej głowie jak Reiko? – spytałam.
 Nie powróciłem do świata żywych. Nie jestem tak głupi jak ona. Jednak – Przekręcił głowę, bo oczy zmieniły punkt położenia. – jestem z tobą związany. Wiesz czemu?
 Zgaduję, że przez domenę.
 Ohoho, nie jesteś taka głupia.
   Przewróciłam oczy. Czy wszyscy moi przodkowie mają coś nie tak z głową?
 To musi być dla ciebie irytujące, prawda? Świadomość, że twoje spokojne życie nagle wykonało gwałtowny zwrot oraz to, iż twoi bliscy cierpią. Ty cierpisz. Dam ci radę. Zniszcz wszystko, co ośmieli się zakłócić twój spokój. Zabij Zenohelda i jego synka. Przecież możesz, prawda? Może...
– Skończyłeś już mówić, Tytanie? – rozległ się chłodny głos Reiko.
   Czerwone oczu skierowały się do góry prosto na kobietę. Bakugan roześmiał się.
 Kogo ja tu widzę? Moją najsłabszą wnuczkę, Reiko!
 Też mi ciebie miło widzieć. – Złapała mnie za ramię. – Idziemy, Jessie.
 A od kiedy to jesteś moją matką? – warknęłam, wyrywając się jej.
 Idziemy! – powtórzyła dobitniej i wszystko zawirowało.
   Znów stałam pod prysznicem. Reiko patrzyła na mnie zirytowana. No tak, bo mimo że wbiła mi w czasie kąpieli, rządzi się i na mnie drze, to wszystko jest moją winą! Tak, cholernie logiczne!
 Zdajesz sobie sprawę, jak ryzykowałaś? – spytała, kręcąc głową.
   A teraz lecimy z wypominaniem mi, że mam skłonności samobójcze? Tylko na to czekałam.
 Przykro mi bardzo, ale nie ostrzegałaś mnie przed nim. – wytknęłam jej, owijając się ręcznikiem. – Poza tym skąd miałam wiedzieć, że on też jest ze mną połączony?
 Nie jest! Kłamał!
 To chyba u nas rodzinne.
   Zacisnęła usta w wąską linią i powoli wypuściła powietrze przez nos, po czym kontynuowała.
 Tytan za życia był bakugan Darkusa, jak już wiesz. Jednak miał jedną specyficzną umiejętność. Umiał wpędzić w szaleństwo.
– Heee? – Przekrzywiłam głowę. – O czymś takim jeszcze nie słyszałam.
   Reiko rozłożyła bezradnie ręce.
– Jakby to ująć...Wykorzystywał twoje największe słabości, lęki, pożądania by cię zniszczyć.
 To ci dopiero super moc! Połowa ludzkości to umie!
 Ale u bakuganów jest to rzadsze! – warknęła, trąc skronie. – Jak ty mało rozumiesz.
 To łaskawie wyjaśnij wszystko i będzie spokój! – Trzasnęłam pięścią w ścianę. – Robisz mi wyrzuty, boisz się Keitha, włazisz do głowy, nie chcesz nic powiedzieć, ale masz zamiar wyjść na ofiarę, tak? Gówno! Nie ufam ci, nienawidzę cię i najchętniej wysłałbym cię do diabła, ale jesteś pieprzonym duchem i nie mogę! – wydarłam się, po czym nabrałam powietrza.
– Masz ciekawy sposób okazywania przerażenia. – powiedziała takim tonem, jakby stwierdzała, że mam brązowe włosy. – Przez agresję.
   Niech mnie ktoś trzyma, bo ją utopię pod tym prysznicem!
– Zjeżdżaj! – warknęłam i szarpnęłam za klamkę.
– Jutro przyjdź do kuchni. Wywar będzie gotowy. – rzuciła, po czym zniknęła.
   Padłam na łóżko, przykładając do twarzy ręce pachnące wanilią. Mokre kosmyki włosów rozsypały się na poduszce, ale miałam to gdzieś.

Release me from this curse I'm in
I'm trying to remain tame
But I'm struggling
You can't go, go, go
I think I'm gonna oh, oh, oh

 Jess? – zaniepokoił się Fludim.
   Wbiłam paznokcie w skórę, czując buzującą wściekłość. Za kogo ona się uważa? Skąd mam niby wiedzieć, co zrobić, gdy ona siedzi cicho i myśli, że sama na wszystko wpadnę?
Wybuchnęłam śmiechem. Zachowuję się jak gówniara w podstawówce. Wszędzie szukam winy, ale w sobie już nie. Podniosłam się do siadu. Pieprzyć Reiko. Byle uleczyć kostkę, powstrzymać Zenohelda i znaleźć ostatni fragment. Potem będzie już koniec.
   Prawda?




Piosenka Disturbia - Rihanna.
Ja: Jess, psychika ci trochę siada
Jessie: Każdemu by siadła z taką opiekunką *morduje Reiko wzrokiem, po czym wraca do szukania materiałów na niemiecki*
Ja: *znalazła sobie nowego bisha* Mihawk *.*
Shadow: Keith poszedł w odstawkę :D
Dan: Z czego się cieszysz? Jeszcze chwila i my pójdziemy
Shadow: Ja tak trochę jestem już martwy xD
Dan: -.-
Ja: *mamrocze pod nosem* Byle dożyć piątku. Byle do piątku.
Jessie: Jaki piątek? Ferie!
Akane: Wakacje najlepiej *ogarnia, że już ma 17 lat* Ooo mogę chlać ^^
Jane: To od 18
Akane: Phi, jedna cyfra nie robi mi różnicy
Ja: *stwierdza, że przydałoby się wziąć prysznic* No to...
Odmeldowujemy się ^^