sobota, 29 września 2018

S2 Rozdział 18: Przed akcją


– I tyle wiemy o żywiole i motywach Gundalian – zakończył Dan.
   Siedzieliśmy w ich bazie, gdzie mnie siłą zaciągnęli. Próbowałam nieco ochłonąć za pomocą kawy, jednak ciągnęłam już trzeci kubek i większe szanse były na to, że się odwodnię niż uspokoję.
– Jess, serio chcesz lecieć? To cholernie ryzykowne – dodał zaniepokojony.
– Nie mam zamiaru kazać Jane czekać – mruknęłam, wystukując alarmujące wiadomości do Aki i Haru. – Zresztą od zawsze działam spontanicznie.
– Przypomnę, że ostatnim razem o mało nie umarłaś – wtrącił Fludim. – I jak chcesz się tam dostać? To nie Vestalia czy Vestroia, na której byliśmy kilkanaście razy! Nic nie wiemy o tej planecie!
   Spiorunowałam go wzrokiem, ale w duchu przyznałam rację. Zmarszczyłam brwi. Jak to rozegrać? Zerknęłam w kierunku Fabii oraz Linusa, którzy siedzieli koło Dana.
– Nie wiecie może coś na ten temat? – spytałam.
   Linus pokręcił głową, lecz Sheen się zasępiła.
– Byłam tam tylko raz – odparła. – Wiem, że w pałacu są lochy i może tam trzymają twoje przyjaciółki, ale to nic pewnego. Poza tym wszędzie jest pełno strażników. Dostanie się tam niezauważonym jest praktycznie niewykonalne.
– Ale można się też przebić dużą siłą, zgarnąć Jane oraz Phoebe i wrócić – wymamrotałam. – Tylko jak się tam dostać? – Zamyśliłam się i olśniło mnie. – Fludim! Przecież ty umiesz otwierać portale!
– Ja tam nigdy wcześniej nie byłem, kobieto! – jęknął z niedowierzaniem. – Poza tym jakbyś nie zauważyła to ciągle nad tym nie panuje!
– Ale Drago panuje! – wykrzyknęłam, wpatrując się roziskrzonym oczyma w bakugana. – Potrafisz, nieee?
– To nie będzie takie proste bez odpowiednich współrzędnych, poza tym to niebezpieczne, Jess – powiedział zakłopotany.
– Nie lepiej będzie, jeśli polecisz z nami na Neathię? Tam opracujemy plan ataku na Gundalię, a ty przy okazji uwolnisz... – zaczęła mówić Fabia.
– Za długo. – przerwałam jej stanowczo. – Jane nie może za długo przebywać poza Ziemią. Ma tutaj prace, musi się uczyć do egzaminów – Zacisnęłam pięści. – To dla niej bardzo ważne.
– Jess...Hej, a nie możesz spytać Spectry? Może on jakoś mógłby pomóc?
   Pokręciłam głowę, przypominając sobie, ile ostatnio widziałam u niego papierów z różnymi analizami, wynikami, tabelkami i wykresami. Mira była podobnie zajęta co brat, a ja naprawdę nie chciałam bardziej mieszać im w życiu niż powinnam.
   Odchyliłam się, trąc nasadę nosa. Współrzędne można zgarnąć od Fabii, Drago nas teleportuje, ale jak wrócić? Nie wiem, gdzie tam są teleporty, Fludim to nas wyrzuci na jakieś zadupie i jeszcze mnie jakieś ufoludki zjedzą.  Mój wzrok padł na bransoletkę, którą niedawno dostałam od Keitha i mnie olśniło. Przecież w gantlecie mam teleport i wyjątkowo umiem się nim posługiwać!
    Jessie, ty geniuszu, doprawdy.
    Wtem drzwi od pokoju się rozsunęły i do środka stanowczym krokiem wkroczyła Shiena odziana w jasnobrązowy płaszczyk. Zatrzymała się, oparła ręce o biodra i popatrzyła na mnie surowo. Aki wsunęła się za nią cicho ze skwaszoną miną.
– Wybij sobie z głowy jakikolwiek lot do Gundalian w ciągu najbliższej półgodziny – powiedziała śmiertelnie poważnie Haru. – Jak znam życie, kompletnie tego nie przemyślałaś i liczysz na łut szczęścia, ale ja nie będę sobie nerwów na to marnowała, dotarło? – spytała, odchylając głowę na bok. Oczy jej groźnie błysnęły.
   Przełknęłam ślinę i skinęłam głową. Shiena od zawsze stanowiła swojego rodzaju ostoję rozsądku w naszym teamie i często próbowała nas powstrzymać przed idiotyzmami, lecz rzadko jej to wychodziło. Dziś najwyraźniej uznała, że powstrzyma mnie i Aki, choćby miała nas wepchnąć w kaftany bezpieczeństwa i zamknąć w piwnicy. I ja wcale nie żartuję, nie tak dawno szukała takowych na Allegro.
   Haru odetchnęła i już z miłym uśmiechem przywitała się z resztą. Shun zwolnił jej krzesło. Jake próbował zrobić to samo dla Aki, lecz dziewczyna uznała, że woli postać, choć bardziej chodziło jej o fakt, że Vallory siedział koło Dana.
– To zacznijmy od początku, wymyśliłaś cokolwiek? – spytała Shiena, układając podbródek na splecionych palcach.
– Drago może nas tam teleportować, Fabia posiada współrzędne. Możemy użyć też gantletów, posiadają teleporty. Ogólnie nie mamy jak zdobyć planów tego ich pałacu, więc uznałam, że trzeba będzie użyć siły, przebić się i zgarnąć laski.
– Hmmm... – Ściągnęła brwi. – Aki?
– Tak?
– Zdołasz zgarnąć kilka paralizatorów, gaz pieprzowy i może pałki teleskopowe w godzinę?
– Nie wiedziałam, że idziemy się bić z kibolami, ale nie ma problemu. Dorwę je za pół godziny maks – odparła, uśmiechając się i wyciągając telefon. – Spotykamy się tutaj?
– Yup.
– To do zobaczenia.
   Obróciła się na pięcie, przykładając komórkę do ucha. Haru nie próżnowała i od razu obróciła się do Fabii.
– Wybacz, że pytam, ale mogłabyś mniej więcej narysować, jak wyglądał ten budynek?
– Niewiele pamiętam, szczerze mówiąc – bąknęła Sheen.
– Cokolwiek. Wolałabym nie brodzić po omacku.
– Dobrze, spróbuje – zgodziła się w końcu.
    Patrząc, jak Marucho szuka jakiegoś kawałku papieru, dziękowałam Starożytnym, że było mi dane spotkać Harukę. Serio, bez niej już dawno byłabym martwa. Moja kochana ostoja mózgu, choć mogłaby tak nie zabijać wzrokiem, żeby nie było.
   Na stół wskoczył Garra czyli bakugan domeny Pyrusa należący do Shieny. Był smokiem pokrytym bordowymi łuskami z wyjątkiem tych na podbrzuszu, które były złote. Oprócz tego posiadał wyjątkowo ostre kolce na ogonie oraz długie, lekko zakręcone rogi tej samej barwy co brzuch. Można powiedzieć, że robił za takiego zastępcę dziewczyny w byciu głosem rozsądku, gdy ta była chora lub miała arcyważne próby przedstawień.
– Myślę, że przydałoby się więcej ludzi, wtedy moglibyście podzielić się na kilka drużyn i zrobić gruntowne poszukiwania. Tylko każda ekipa musiałaby posiadać komunikator oraz gantlet, by móc się w razie niepowodzenia teleportować.
   Nie jestem żadną rasistką (to się w ogóle podciąga pod rasizm?), ale poczułam się dziwnie, gdy bakugan mówił rozsądniej ode mnie. Teoretycznie Fludim też miał sporo oleju w głowie, ale przez swoją naturę panikarza często bywał głupszy niż but, a Garra to kurde strzelał strategiami na prawo i lewo.
– Jess, bierzemy kogoś jeszcze?
– Przyda się – mruknęłam. – Roger, Nathan i Stella na pewno pójdą.
– Ściągaj ich. A i przy okazji weź nasze gantlety.
– Nawet ich przyprowadzę – westchnęłam, zastanawiając się, czy uda mi się ich wszystkich dorwać.

****

    Wiedział, że dziewczyna wróciła na Ziemię z powodu jakiś kłopotów i może nie zwracać uwagi na dzwoniący telefon albo go wyłączyć. Lecz kiedy po raz trzeci wybierał jej numer, nie mógł pozbyć wrażenia, że właśnie jest w trakcie robienia czegoś idiotycznego. Bądź co bądź znał ją od dziecka i doświadczył skutków jej spontanicznych działań na własnej skórze.
   Warknął z irytacją, gdy automatyczna sekretarka po raz kolejny poprosiła go o zostawienie wiadomości. Odłożył komórkę na blat i oparł czoło o dłoń, zastanawiając się czy olać przeczucie, czy też działać. Teoretycznie dopiero co odnalazła swojego brata i powinna skupić na nim, ale z drugiej to była Jessica. Kłopoty i ona przyciągały się niczym magnesy.
    Był już późny wieczór, wyszła jakieś dwie godziny temu. Może powinien skupić się na robocie i zaufać, że zachowa się rozsądnie?
   ....
   Kogo on chce oszukać, doskonale zdawał sobie sprawę, że Jess często gubiła gdzieś rozsądek podobnie jak jakąkolwiek powagę czy wyczucie sytuacji. W te sto dwadzieścia minut mogła równie dobrze już narobić sobie z trzech wrogów, rozwalić budynek lub zgubić się gdzieś i wyklinając na wszystko szukać wyjścia.
   Wypuścił wolno powietrze przez usta. On też musi trochę przyhamować, bo już zaczął snuć domysły niczym nadopiekuńczy ojciec. Jakaś część jego umysłu z ironią zauważyła, że niecały rok temu, to miałby wyjebane, gdzie jest, co robi, byle mu czegoś nie uszkodziła.
   Po jeszcze kilkuminutowej batalii z samym sobą wstał, sięgnął po kurtkę i gantlet. Akane nie ma co pytać, wolał się sam upewnić, że Jess nie odwali głupoty i będzie mógł spać spokojnie.
   Choć i tak był niemal przekonany, że już się spóźnił.


****

   Już gdy diabelskie bliźniaki łapały za kurtki, krzycząc jeden przez drugiego, że wrócą jutro rano, to smagnęło mnie niemiłe przeczucie. Im bliżej byliśmy Bakuprzestrzeni, tym bardziej narastało. Pewnie było to przez wspomnienia spontanicznego wyjazdu po fragment, który zakończyłam plując krwią i niemal umierając. Nie ma co urocze wspomnienia, będzie co dzieciom opowiadać, jak będą niegrzeczne.
   Ogólnie zebrałam dobrą ekipę. Łącznie było nas ośmiu, lecz połączenie braci Rendich wraz z Akane zapewne rozniesie połowę tej Gundali. Ja też mogłam się poszczycić pewnym talentem do niszczenia rzeczy. Zenek, Hydron, Spectra i Tytan potwierdzają.
    Weszli za mną do środka. Roger bez krępacji pomachał do Wojowników, po czym skłonił się Fabii, Nathan jedynie skinął głową, a Stella rozglądnęła ciekawie, niemal robiąc orła przez potknięcie się o nogę krzesła. Shiena z uśmiechem przytrzymała Drake i Deana za uszy, wręczając mi szkic Fabii. Wynikało z niego, że pałac miał co najmniej dwa piętra plus podziemie i stanowiska straży na każdym przejściu. W północnej części znajdowało się laboratorium, które zostało oznaczone dużym wykrzyknikiem.
– Dlaczego tak? – spytałam, zwracając się do Sheen.
– Kobieta, która tam pracuje, Kazarina, bardzo lubi eksperymentować na każdym, kto wpadnie jej w ręce, więc lepiej tam nie chodźcie.
– Słyszeliście? – mruknęła Shiena do Rendichów.
– Za kogo ty nas masz? – burknął oburzony Dean.
– Przecież my zawsze uważamy! – wtrącił urażony Drake.
   Wywróciłyśmy oczami i wróciłyśmy do rysunku. Jeśli rzeczywiście całe podziemie to lochy, bez większego trudu się tam dostaniemy.
– Jestem! – zakomunikowała Akane, wpadając do środka i rzucając średniej wielkości sportową torbę na stół.
– To my w końcu idziemy po Jane czy napadamy bank? – Roger spojrzał na nas pytająco, wyciągając pałkę teleskopową.
– Roguś, nie nudź, mi się to podoba – powiedział Drake, włączając paralizator i obserwując jak pomiędzy dwoma metalowymi szpikulcami skaczą iskry prądu.
   Chyba wszyscy obecni w pomieszczeniu poczuli, że to będzie niezła rozróba. Keith by mnie chyba udusił, gdyby dowiedział się, na co się porwałam. Jak dobrze, że jednak do niego nie zadzwoniłam w sprawie teleportu.
Unikanie przypału, mój ósmy zmysł, kurde.
– To chyba wszystko mamy – powiedziała Haruka. – Teraz opowiem wam, jak to widzę i lecimy. Chciałabym wrócić przed ranem.
– Poczekajcie moment – odezwał się Dan i wstał. – Idę z wami.
   Aki uniosła brew i już miała coś powiedzieć, ale sprzedałam jej kuksańca w brzuch. Pokazała mi język, jednak już nie odezwała.
– Jesteś pewny? Nie musisz – zauważyłam.
– Co ty gadasz, Jess? Jane to przecież moja kumpela. Poza tym od dawna już mam ochotę sprać Gundalian za ich wszystkie krzywe akcje.
– My będziemy was wspierać stąd – dodał Marucho i podał Shienie mały komunikator. – Proszę, dzięki temu będziecie mogli połączyć się z tą bazą w razie kłopotów lub gdybyście się zgubili.
– Marucho... – zaczęłam.
   Blondynek zerknął na mnie i uśmiechnął się.
– W końcu dalej jesteśmy drużyną, prawda?



 Hah, wybaczcie tą miesięczną nieobecność, ale sami rozumiecie, zaczęłam liceum, nowa klasa, przedmioty, wielka szkoła i też przypływ dużej weny, lecz do drugiego bloga. No ale wróciłam z tym krótkim rozdziałem, ale w następnym już będzie akcja. Team Destrukcji leci po swoje, Keith się martwi, ale co się chłopakowi dziwić, skoro jest z Jess :')
Odmeldowuje się!
Ps. Tutaj macie rysunek Garry wykonany przez Irs. Przepiękny, prawda? *.*