sobota, 24 lipca 2021

S3 Rozdział 7: Początek śledztwa

 

   Błoga mgiełka snu powoli zaczynała się rozrzedzać, przez co zaczęłam rejestrować coraz więcej dźwięków. Szum opon o drogę, świst wiatru oraz czyjś spokojny oddech. Zaraz, oddech?

   Otworzyłam wolno oczy, ziewając głośno. Obróciłam głowę i ujrzałam Keitha, który spał w fotelu z głową opartą o miękki plusz. Wtedy wydarzenia zeszłej nocy uderzyły we mnie niczym wzburzona fala. Dziwny chłopak, Dan, koszmary w pałacu. Przyjemne wewnętrzne ciepło momentalnie uciekło, pozostawiając po sobie zimną pustkę. To, że spokojnie spałam, musiało być sprawką Reiko. Jednak skąd wzięły się te wcześniejsze wizje? Dlaczego widziałam Vexosów, moją rodzinę?

- Jess.. – głos Fludima przywołał mnie do porządku.

   Spojrzałam na przyjaciela. Wyglądał na przestraszonego i zmartwionego.

– Fludi, co się wczoraj stało, jak zemdlałam? – szepnęłam, desperacko potrzebując tej wiedzy, żeby choć trochę okiełznać chaos w głowie.

– Reiko użyła jakiegoś czaru, kiedy zaczęłaś panikować. Ty zasnęłaś, ona kazała Danowi wracać przez portal. Wróciliśmy. Spectra tu był, ale nic nie powiedział – Bakugan westchnął. – Reiko cię położyła, nakazała nie budzić i tyle. Tylko Jess, co się stało? Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczesz.

– Widziałam Hydrona, Volta i resztą oraz moją rodzinę – wyznałam cicho, ciągnąc rękaw koszulki. – Martwych, całych we krwi – Wzdrygnęłam się. – I… - Zerknęłam kątem oka na Keitha. Ciągle spał. – Zaczęły nawiedzać mnie myśli, co jeśli Spectra ciągle jest tym złym.

   Fludim przez chwilę milczał, po czym podsunął się pod moją dłoń i lekko trącił palec w geście pocieszenia.

– Myślisz, że to prawda?

– Nie – Pokręciłam głową. – Ale te koszmary… – Przymknęłam na moment oczy, urywając wypowiedź. – Szczerze przez to spotkanie z tym gościem zaczynam mieć coraz więcej pytań.

   Bo on coś wiedział. A jeśli Spectra nie będzie chętny odpowiedzieć na kilka pytań, to chyba będę musiała ponownie się z nim spotkać, choć było to dość kretyńskie posunięcie. Chyba, że wezmę Akane, wtedy można iść bez strachu.

  Keith poruszył się przez sen, a głowa opadła mu na ramię. Podniosłam się i złapałam za poduszkę, by mu podłożyć pod ten nieszczęsny kark. Co on tu robił i czemu był ubrany w garniak?

   Drgnął na mój dotyk i po chwili rozchylił powieki. Poprawił się na fotelu, przecierając oczy. Zegar nad jego głową wskazywał na godzinę siódmą dziesięć. Wspaniale, znów będę spóźniona, cóż za nowość w mym życiu.

– Nie żeby mnie twój widok nie cieszył, ale co tu robisz? – spytałam, przenosząc wzrok na niego.

– Chciałem z tobą porozmawiać – odparł. – A tak bardziej to ostrzec.

   Serce mi szybciej zabiło, a zimno w środku zaczęło się piąć ku płucom. Spectra podniósł się na równe nogi. Światło słoneczne tak padło na jego twarz, że wyraźnie podkreśliło ciemne sińce pod oczami. Myślałam, że powie, o co chodzi, ale zamiast tego ujął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju.

– Muszę napić się kawy.

   Ogłuszona dałam się usadzić na krześle w jadalni i pozwolić, by Keith zniknął w kuchni. Jednak trzeba go pochwalić, zrobił mi tosty, które nie były spalone, a i toster pozostał w jednym kawałku. Sam usiadł jedynie z kubkiem kawy. Gdyby nie powód jego wizyty i wcześniejsza ponura wyprawa pewnie uznałabym to za perfekcyjny poranek.

– Too – Uniosłam tosta. – przed czym chciałeś mnie ostrzec?

– Raczej przed kim – poprawił. – Chodzi o chłopaka imieniem Gawain. Jest nieco starszy od ciebie i z tego co wiem, przebywa w Bakuprzestrzeni. Nie powinnaś z nim rozmawiać i starać się go unikać.

   Poczułam skurcz w żołądku, ale zmusiłam się, by przełknąć kęs.

– Jak wygląda?

– Nieco wyższy niż ty, czarne włosy i żółte oczy – odparł. Musiałam zblednąć, bo zmarszczył brwi. – Jessie?

   Coż, nie było sensu tego ukrywać.

– W takim razie już za późno, bo go spotkałam – mruknęłam. Spectra otworzył szeroko oczy. Rozparłam się wygodniej na krześle. – Wczoraj po pojedynku, kiedy byłam już w recepcji. Podszedł do mnie.

– Czego chciał?

   Wbiłam w Keitha wzrok. Tosty leżały zapomniane na talerzu.

– Mówił o mroku Vestalii. I o tym, że wiele o tobie wie.

   Ręką Spectry mocniej zacisnęła się na kubku, a on sam wyglądał, jakby walczył z wykrzywieniem się w grymasie. Nie opuszczałam oczu, czekając na jakąś odpowiedź.

– Skąd się znacie? – spytałam. – Co masz wspólnego z slumsami? – Chciałam pytać dalej, ale się powstrzymałam.

– Poznałem go, gdy byliśmy młodsi – odezwał się po dłuższej ciszy. – Nigdy za sobą nie przepadaliśmy – Wzruszył ramionami.

   Wyraźnie lawirował wobec odpowiedzi, rzucając tylko nędzne ochłapy, by odwrócić moją uwagę. Zmarszczyłam brwi.

 Zachowywał się, jakby naprawdę dużo o to wiedział. Czemu nie odpowiesz szczerze?

   Drgnął na mój szorstki ton.

– Poznaliśmy się, gdy byliśmy młodsi – powtórzył. – A potem spotkaliśmy, kiedy robiłem interesy w slamsach – dodał niechętnie. – Pewnie to chciał ci opowiedzieć.

– Jakie interesy? – drążyłam dalej, choć i tak to już wiele tłumaczyło. Stąd musiał mieć tyle kasy, w końcu co jak co, ale Keith łeb do interesów miał.

– To już nie jest ważne – rzekł chłodnym tonem. – Skończyłem z tym po upadku Zenohelda.

    Wzrokiem dał mi do zrozumienia, że dalsze pytanie o to tylko go bardziej wkurwi. Dlatego zmieniłam nieco temat.

– Co takiego jest w slumsach?

– Biedni ludzie.

   Czasami chyba powinnam go pierdolnąć za takie odpowiedzi. Jeszcze uśmiechnął się ironicznie. Przewróciłam oczami, odgryzając kawałek tostu.

– Pytam, bo powiedział, że powinnam to zobaczyć na własne oczy.

   Momentalnie uśmiech znikł, a twarz Spectry stała zimna.

– Gawain mnie nienawidzi, więc ciebie pewnie też. Pójście z nim gdziekolwiek brzmi jak skrajna głupota – odparł, ale czułam, że chętnie by dodał „czyli jak coś co często robisz”.

   Stanowczo powinnam mu wbić do głowy nieco więcej szacunku, ale pozostałam na zmierzeniu go spojrzeniem spode łba.

– Zawsze ty możesz ze mną tam pójść – burknęłam. – Jestem przekonana, że nikt nie tknie wielkiego Spectry.

– To nie jest miejsce, gdzie obowiązują jakieś reguły. Póki rząd nie rozwiąże tej kwestii, nie powinnaś się tam zbliżać.

– Ale strach zawsze działa na ludzi i zmusza do posłuszeństwa, choćby tego nie chcieli – Uniosłam brew. – A nie wydaje mi się, byś handlował tam kwiatkami?

   Widocznie zacisnął zęby, bo mięśnie szczęki mu się napięły. Zanim mrugnęłam, podniósł się, uderzając lekko dłonią w stół. Kubek zachybotał.

– Czemu właściwie cię to interesuje? – ni to spytał ni to syknął. – Dlaczego tak desperacko chcesz wiedzieć o tym, co było kiedyś? Po co ci to?

   Zamrugałam, po czym zmrużyłam powieki i sama się podniosłam.

– Dziwisz się? Ja cię pod tym względem kompletnie nie znam, Keith. Nie znam większość twoich znajomych, nie wiem, co się z tobą działo przed Vexosami. Tak właściwie, to nie wiem, co się działo już nawet w trakcie działania wśród nich! – Wycelowałam w niego palcem. – Ciągle gdzieś znikasz, niewiele mówiąc. Na początku jakoś było mi wszystko jedno, ale im dłużej na to patrzę, to nie jest normalne. Ty znasz moich przyjaciół, rodzinę. Wiesz, co robiłam, jak byłam młodsza. Nie uważasz, że ja też na to zasługuję, skoro jesteśmy razem? – zakończyłam, biorąc głęboki wdech.

   W trakcie mojego monologu twarz Spectry widocznie złagodniała. Nie marszczył się już, a jego oczy nie ciskały błyskawic. Odetchnął i przejechał dłonią po włosach, jakby nieco speszony. Wyciągnął ku mnie rękę i ujął mój nadgarstek.

– Jeśli chcesz, zabrałbym cię na następny bankiet dla inwestorów. Poznałabyś kilku moich współpracowników – mruknął, gładząc kciukiem skórę przegubu. Zrobiło mi się cieplej na ten gest. – Jednak na niektóre rzeczy musisz mi dać czas – Jego głos przybrał poważny ton. – Większość ludzi, z którymi robiłem interesy, to nie są przyjemne osoby, a ciągle nie rozwiązałem tych spraw.

– Jakby kogoś to dziwiło – odparłam. – Sam nie jesteś zbytnio uroczy. Zwłaszcza w tej koszmarnej masce.

   Wyglądało, że chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język i jedynie zrobił zniesmaczoną minę.

– Więc umowa stoi?

  Skinęłam głową, na co poczułam jak jego wargo ocierają się o moją dłoń w delikatnym pocałunku. Na moment zdurniałam, lecz Spectra jakby nigdy nic zabrał kubek i wyminął mnie, idąc do kuchni.

– Lepiej się zbieraj. Odwiozę cię do szkoły – rzekł jeszcze.

   Popatrzyłam na dłoń, bo ciągle miałam problem z pojęciem, co się wydarzyło. Potem wolnym krokiem poszłam do siebie. Dopiero kiedy w chaosie zapinałam guziki czarnej koszuli, dotarło do mnie, że ani razu nie spytał, co się ze mną działo przez noc. Z jednej strony ulga, że nie musiałam wyjaśniać, ale z drugiej cholernie podejrzane. Kompletnie nie w jego stylu.

– Jess!

– Idę! – krzyknęłam i szybko pocałowałam Aresa w czółko, jednocześnie łapiąc plecak.

   Fartem nie wywróciłam się na schodach i nie skręciłam karku, więc po trzech minutach mknęłam już samochodem na fantastyczne lekcje. Oczywiście Keith jechał po swojemu czyli niemal kompletnie ignorując ograniczenia prędkości.

– Więc gdzie byłaś w nocy?

   Rzucił to pytanie swobodnym tonem, zerkając na mnie, po czym wracając wzrokiem na drogę. Ahh, czułam, że moja radość była za szybka. Wtuliłam się mocniej w fotel.

– Na Vestalii. U Reiko.

– Po co byłaś u niej w środku nocy? Stało się coś?

– Cóż… - Podrapałam się po karku, myśląc, ile mogę powiedzieć. – Stało, ale nie mi – dodałam szybko, bo zauważyłam, jak zacisnął palce na kierownicy. – To był nagły przypadek i pomoc Reiko była niezbędna.

  Nie było to w żadnym przypadku kłamstwo. Tylko nie powiedziałam, że Dana prześladują dziwne koszmary z mordą Sześciookiego w roli głównej. Swoją drogą oby zjawie udało się coś znaleźć, bo Dan zdawał się być na granicy załamania. A w połączeniu z szalejącą mocą Drago to może skończyć się tragicznie.

– Zrobiła ci coś, że zemdlałaś? – Ton Keitha był podejrzliwy, co w sumie nie dziwiło, bo mówiliśmy o Reiko.

   Wzdrygnęłam się, bo z gąszczu wspomnień mimowolnie wyrwała się zakrwawiona twarz Hydrona. Wbiłam paznokieć w skórę, by przywołać się do porządku.

– Można powiedzieć, że poprzypominało mi się trochę niemiłych rzeczy.

– Niemiłych?

– No wiesz… -  Przeniosłam wzrok na szybę. Przełknęłam ślinę. – niektóre wydarzenia za Zenka były trochę traumatyczne.

   Niespodziewanie poczułam jego rękę na kolanie.

– Dobrze się czujesz?

   Odwróciłam głowę. Wzrok Keitha był niecodzienny, bo taki zmartwiony? To w połączeniu z jego ręką sprawiło, że moje usta zadziałały szybciej niż umysł.

– Byłam przerażona. Widziałam ich wszystkich. Vexosów, rodziców. Miałam wrażenie, że mieli mi za złe, że dopuściłam do ich śmier…– urwałam gwałtownie, czując dziwną pustkę w środku. Jakbym właśnie wyrwała jakąś cząstkę siebie i zaprezentowała ją na dłoni.

    I może tak właśnie było. Może właśnie powiedziałam Ferminowi coś, co od dawna nosiłam w głębi siebie, ale próbowałam ignorować. Tylko że niektórych spraw nie da się porzucić w zapomnieniu, bo one w końcu wracały i to z podwójną mocą.

    Skupił wzrok na sznurze aut, ale uścisk jego dłoni na kolanie stał się mocniejszy. Jednak nie w bolesny sposób, ale bardziej próbujący dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się lekko.

– Myślałaś, żeby z kimś o tym porozmawiać? – spytał. – Terapeutą lub chociaż twoim bratem? Bo jedyną osobą, która zabiła twoich rodziców, był Zenoheld – niemal wypluł to imię. – Nikt inny.

– Nie miałam czasu, by o tym myśleć. Cały zeszły rok minął niemal w mrugnięciu oka. Zresztą to jednorazowa sytuacja.

   To zdanie pozostawiło gorzki smak na języku. Nie kłamałam, ale też nie poczułam, jakbym mówiła prawdę. Moje odczucia dotyczące tamtych wydarzeń przypominały wielki węzeł. Dwa lata temu byłam zbyt skupiona na przetrwaniu, nowych przyjaciołach i odkryciu prawdy o mocy. Potem nastąpił chaos związany ze wspomnieniami, szukaniem Kenjiego i całą tą fantastyczną wojną. Teraz teoretycznie były spokojniejsze czasy, przez co stanęłam twarzą w twarz z wieloma niedokończonymi kwestiami. A przez lata się tylko gromadziły, więc nawet nie wiedziałam od czego mam zacząć. Próba lepszej komunikacji z Keithem była pierwszym krokiem w stronę posortowanie tego całego syfu.

   Nie było się co oszukiwać, miałam traumę. Po prostu wolałam patrzeć wszędzie tylko nie na nią i uczucia z nią związane. I teraz za to obrywałam.

   Może terapeuta to najlepsze wyjście? Po śmierci Jordana sporo mi pomógł.

   Keith zahamował, co wyrwało mnie z myśli. Zza szybą widziałam pojedyncze osoby wbiegające na podwórko. Klasycznie byłam już spóźniona.

– Wrócimy jeszcze do tej rozmowy – oznajmił.

– Dziś widzę się z Kenjim i Veną.

– Więc nocuj u mnie – Wzruszył ramionami. – Będziemy mogli porozmawiać jutro. A teraz leć.

   Skinęłam głową, na co posłał mi lekko uśmiech. Wysiadłam, zarzucając plecak na ramiona. Nie przeszłam nawet przez bramę, kiedy ktoś rzucił mi się na plecy. Fioletowe włosy połaskotały mnie po nosie.

– Gdzieś ty była wczoraj w nocy? – syknęła mi do ucha Akane, uśmiechając się milutko z ukrytą nutką grozy.

 

****

 

   Wielu uczniów lubiło zajęcia teatralne z kompletnie różnych powodów. Dla jednych było to spełnienie ich aktorskich pasji, inni kochali panią Goldman za kreatywne ale i wyrozumiałe podejście do lekcji. Lecz u Akane najbardziej punktowało to, że wraz z Jess i Haru mogły tu w spokoju poplotkować, malując przez godzinę jedną lub dwie dekoracje. Tak właśnie robiły teraz, wspólnie kolorując dużą gondolę wraz z tłem ukazującym zachodzące słońce. Shiena normalnie nadzorowałaby próby, ale z racji nieobecności trzech głównych aktorów przełożono  je na pojutrze.

   Aki z jękiem odchyliła głowę, prostując plecy. Zakręciła ramionami, aż rozległo się ciche chrupnięcie. Haru skrzywiła się lekko.

– Nie wierzę, że to powiem, ale maszkaron ma rację – oznajmiła. – Powinnaś umówić się do psychologa – Klepnęła Jess w łydkę.

   Dziewczyna w odpowiedzi zagryzła wargę, po czym westchnęła ciężko i zaczęła rozmasowywać nadgarstek.

– No wiem, wiem. Tylko niełatwo się do tego przemóc.

– Mogę cię tam zawlec za szmaty.

– Brakuje tu Jane, która by ci walnęła za takie pomysły – Haru spojrzała ostro na Aki i rozprostowała nogi, uważając, by nie przejechać butem po obrazie. – Ale zgadzam się, psycholog jest wskazany. A co do Sellon, to bym uważała.

– Nie mam zamiaru dołączać do jej drużyny – Jess machnęła ręką.

– Bardziej to fanklub niż drużyna – zauważyła Akane. – Poza tym w Sellon jest coś podejrzanego. Niby nie czuć od niej takiej wrogości jak od Heather, jednak wydaje się, że ma jakieś ukryte motywy.

– Ogólnie drużyny Sellon i sadomaso są pewne dziwnych osób – Brunetka zmieniła pozycję na siad po turecku i sięgnęła po pomarańczową kredkę. – Jeszcze ten upadek kolumny podczas walki. Shun podejrzewa, że coś jest na rzeczy.

– Faktycznie dawno nic się nie działo – uznała ironicznie Haruka, poprawiając okulary.

    Jess była w trakcie miksowania różowego koloru z żółcią, by uzyskać efekt chmur oświetlonych zachodzącym słońcem, kiedy gwałtownie się zatrzymała i spojrzała w bok.

– Zapomniałam o tym powiedzieć Keithowi.

– Dowie się z neta, spokojnie – Aki wzruszyła ramionami. – Zresztą on sam wylewny nie jest, nie ma się co czuć winnym.

– Myślę, że bardziej tu chodzi, że Jess pokazała swoją moc całemu światu – Shiena uniosła brew. – Połowa sali się na nas gapi ale masz kredkę w ręku, to wolą nie podchodzić.

   Była to prawda i ledwo Akane uniosła głowę, połowa osób błyskawicznie pochyliła się nad robotą. Jess zauważyła te spojrzenia już na podwórku, ale wolała to zignorować chociaż na chwilę.

– Jess, nigdy nie mówiłaś, że umiesz strzelać pociskami z dłoni.

   Niczym przywołani za ich plecami pojawiły się bliźniaki, niemal doprowadzając tym Akane do zawału. Jednak rudzielce niespecjalnie się tym przyjęli, a jedynie poklepali Japonkę po ramieniu w geście przeprosin, po czym równocześnie przykucnęli i ułożyli brody na kolanach. Jess uniosła wysoko brwi, robiąc skwaszoną minę.

– Uznałam, że przyda się mała atrakcja w czasie walki – mruknęła. – Nie podobało się?

– Trochę mało efektowne – Dean zmarszczył nos.

– I bardzo krótkie – dodał Drake.

– Po szkole mogę wam zaprezentować bardziej imponujące sztuczki. Gwarantuje, że na długo zapamiętacie.

– Ale po co się tak najeżać?  – Dean pokręcił głową, rozkładając ręce. – Jesteśmy po prostu ciekawi.

– Zwłaszcza, że cała stronka Bakuprzestrzeni wręcz huczy od plotek, a my byśmy chcieli poznać prawdę – wtrącił Drake i pokazał dziewczynom wyświetlacz telefonu.

   Krótki filmik ukazujący, jak spod palców Jess wypala moc i uderza w kawałek kolumny miał już okoła stu tysięcy wyświetleń i niewiele mniej komentarzy. Aki przymrużyła oko, drapiąc się po głowie, a Jess pobladła. Haru jedynie się skrzywiła, czując, że będą z tego kłopoty.

– Dylan nigdy nie przepuści okazji do wzbudzenia sensacji – mruknęła okularnica.

– Ja pierdolę – Jess potarła skronie. – Powinnam jebnąć tą mocą w jego zdradziecki ryj.

– My dalej czekamy – Bliźniaki uniosły lekko dłonie, przez co Jess ścisnęła mocniej kredkę, niemal ją łamiąc.

– Nie ma tu o czym gadać. Urodziłam się z mocą, jednak nie mogę jej za wiele używać, bo wyczerpuje mnie fizycznie – Wzruszyła ramionami.

– Ale skąd?

– To już nie jest wasza sprawa, spierdoliny – Aki zdecydowała się podnieść i pociągnąć rudzielce za uszy. Ci zgodnie zawyli, jakby ogromnie cierpieli, co sprawiło, że dziewczyna uśmiechnęła się niepokojąco i nachyliła się. – Jeśli zaczniecie o tym rozpowiadać, to zapewniam, że poczujecie, jak to jest jeść bez zębów. Jasne? – syknęła.

   Drake oraz Dean może i byli beztroscy, ale w żadnym wypadku nie mieli skłonności samobójczych. Wkurwiona Akane (jeszcze z prawkiem w kieszeni) była osobą nieprzewidywalną, a oni widzieli już wystarczająco jej umiejętności. Więc zgodnie wykonali gest zamykania buzi na kłódkę i wyrzucania kluczyka. Dopiero wtedy zostali puszczeni. Japonka wyprostowała się i oparła dłonie o biodra.

– Tak przy okazji to Dylan nakręca tę aferę – odezwał się Dean jakby w próbie ułaskawienia dziewczyn. – Trochę komentował niby jako główny moderator, ale każdy wie, że to on – Pokazał im sekcje komentarzy i faktycznie było kilka wpisów do chłopaka.

– Mogę ściągnąć ten filmik – zaoferowała Haru. – Ale będę potrzebowała trochę czasu oraz mojego głównego komputera z domu.

– Pewnie są już kopie. I on sam też musi jakieś mieć – westchnęła Jessie. – Zbyt intrygujący temat, żeby tak łatwo dał się go pozbawić.

– Kopie zawsze można zabrać – zauważyła Aki. – A ja bardzo chętnie się przejdę.

– Masz klasówkę z matematyki. Nie po to zarywałam noc, byś z niej wiała – Zirytowała się Shiena.

– Ależ spokojnie, to dopiero za 2 godziny – Akane wyszczerzyła zęby. – Na spokojnie z wszystkim zdążę.

   Zaraz po jej słowach korytarz wypełnił dźwięk dzwonka. Akane nie czekając na niczyją aprobatę, chwyciła za torbę, po czym wykonała teatralny ukłon i popędziła w stronę drzwi. Nim ktoś zdążył się podnieść, wypadła na korytarz, ginąc w tłumie uczniów.

 

****

   Gundalia zawsze sprawiała wrażenie miejsca mrocznego. W końcu sporą jej część pokrywały szare, pyłowe gleby albo gęste i niedostępne dla wielu lasy. Mimo to po odejściu Barodiusa zdawało się, że planeta odżyła i pojawiło się w niej więcej światła. Choć może było to wrażenie wywołane zniknięciem poczucia ciągłego zagrożenia. Tego Reiko nie była pewna, ale z pewnością przyjemnie patrzyło się na rodziny swobodnie przechadzające się uliczkami obwieszonymi zielonymi lampionami.

  Nawet kiedy podeszła pod bazę wojskową nie wyczuła wśród strażników irytacji. Choć z pewnością byli zaskoczeni, kiedy podeszli bliżej.

– Kim pani jest? – spytał jeden z nich.

– Poproście Rena lub Nurzaka – odparła. – Choć lepiej Rena, bo on już mnie zna.

– Ma pani umówione spotkanie? – Gdy pokręciła głową, strażnik zmarszczył brwi. – W takim razie nie mogę pani wpuścić. Jeśli pani planeta ma tutaj ambasadę, to proszę iść tam lub próbować w urzędzie dla przy…

– Mogę się mylić, ale pani Reiko?

   Ren stał w rozsuniętych drzwiach od bazy. Widocznie musiał awansować, bo nosił czarną szatę o szerokich rękawach zdobionych fioletowymi pasami, a górną część tułowia miał chronioną przez złote metalowe uzbrojenie.

– W rzeczy sam, Ren – san – Uśmiechnęła się.

   Gundalianin wyraźnie przełknął ślinę i ruszył w ich stronę. U boku miał przymocowaną włócznię.

– Ta pani to ważna część rządu Vestalii – oznajmił poważnym głosem.

– Vestalii?!

   Te słowa sprawiły, że automatycznie się od niej odsunęli. Reiko zmierzyła ich wzrokiem, po czym zwróciła się do Rena.

– Muszę porozmawiać z Nurzakiem. Mógłbyś mnie zabrać?

   Pozostali strażnicy chyba chcieli coś powiedzieć, ale Krawler powstrzymał ich ruchem dłoni. Przez moment wpatrywał się w jej twarz, po czym skinął głową.

– Proszę za mną.

   Dopiero gdy zjeżdżali windą w podziemne partie pałacu, odezwał się ponownie.

– Powinienem się bać, skoro pani tu przyszła?

– Nie mam pojęcia – przyznała szczerze. – Przyszłam zapytać o Kulę.

   Chłopak drgnął gwałtownie jakby ktoś go poparzył, ale zachował neutralny wyraz twarzy.

– Czemu Kulę? I czemu do Nurzaka a nie do Neathian.

– Nurzak jest dużo starszy od królowej Sereny – odparła. – Dlatego przypuszczam, że może wiedzieć więcej.

   Drzwi się rozsunęły.

– Pierwsze drzwi po prawej – poinformował ją.

   Podziękowała skinieniem głowy i go wyminęła.

– Czy coś grozi Vestalii? Albo wszystkim planetom?

   Obejrzała się na niego przez ramię. Dalej sprawiał wrażenie nieporuszonego, ale widziała kłębiący się w oczach strach. Tak podobny do tego, który wykrzywiał twarz Dana opowiadającego o swoich koszmarach. Wizerunek tajemniczej istoty mignął jej przed oczami, a zaraz po nim przerażona Jess. Zacisnęła dłoń w pięść, po czym wypuściła wolno powietrze i uśmiechnęła się.

– Jestem tu właśnie po to, by do tego nie dopuścić.

   Z tymi słowami go zostawiła i skierowała się do gabinetu obecnego rządcy Gundalii. Już po wkroczeniu do środka, mogła uznać, że dobrze odzwierciedlał Nurzaka. Był przestrony, wypełniony długimi regałami cennych ksiąg, a na ścianach wisiały różnorodne mapy. Jednak nie widziała tutaj żadnych oznak przepychu, a jedynie wygodne i praktyczne meble. Mądrość i spokój biły z każdego zakątka.

– Ren mówił, że jest pani kimś ważnym na Vestalii, ale mógłbym poznać pełne imię? – spytał premier Gundalii, wyłaniając się zza rogu wraz z tacą z dwoma dymiącymi filiżankami.

  Uniosła koniuszki białej sukni i dygnęła lekko.

– Jestem Reiko Elevenore. Dawna królowa Vestalii, a obecnie formalna opiekunka Jessicy i jej doradca – przedstawiła się.

   Nawet jeśli informacja zaskoczyła Gundaliana, to nie dał tego po sobie okazać. Jego uprzejmy uśmiech nawet nie drgnął. Odłożył tacę, odsunął jej fotel i sam usiadł po drugiej stronie potężnego dębowego stołu. Zajęła miejsce.

– Może będzie to nieuprzejme, ale nigdy o pani nie słyszałem, a żyję już jakiś czas.

   Westchnęła. Wiedziała, że jej młoda aparycja musi wzbudzić wiele pytań.

– Urodziłam się czterysta lat temu. Jestem duchem w sztucznym ciele otrzymanym od Starożytnych – wyjaśniła i na dowód ukazała, jak jej dłonie na moment stały się wpółprzeźroczyste, po czym wróciły do zwykłej formy.

   Teraz ręce Nurzaka lekko zadrgały.

– Ale nie o tym chciałam rozmawiać – Nachyliła się. – Potrzebuję informacji o Kuli.

– Dlaczego Kuli? – Gundalianin ściągnął brwi. – Od końca wojny jest spokojna, a ponadto lepiej pytać o nią Neathian…

– Poprzedni cesarz wiedział dużo o Kuli, a skądś musiał się dowiedzieć – przerwała. – Potrzebowałabym dostępu do tych ksiąg.

– Ciągle nie wiem, czemu miałbym się zgodzić – odparł.

   Nabrała powietrza i zamieszała łyżeczką w różowej zawartości herbaty. Wiedziała, że nie mogła wydać Dana, jak to obiecała, ale jednocześnie musiała powiedzieć coś wartego uwagi, by przekonać Gundalianina.

– W Bakuprzestrzeni zaczyna dziać się coś niepokojącego. Jessica ostatnio to wyczuła, a jej nie należy lekceważyć. A gdy to przeanalizowałam, to najbardziej prawdopodobnym powodem są działania Kuli. Dlatego potrzebuję dowiedzieć się o niej jak najwięcej.

– Co konkretnie ma pani na myśli, mówiąc o czymś niepokojącym? – Nurzak wyraźnie się spiął.

   Omiotła wzrokiem wysokie regały. W tym jednym pokoju musiała być ponad setka ksiąg. Szukanie nie będzie łatwe.

– Mam wrażenie, że… - Zawahała się. – Kula umożliwiła lub pozwoliła powstać istocie, która nigdy nie powinna istnieć.

   Nurzak wyraźnie pobladł.

 

****

   Jedną podróż metrem i dziesięć minut później Akane już stąpała po głównym placu Bakuprzestrzeni. Nad jej głową latały telebimy wyświetlające mordy najbardziej znanych graczy (pantofel oczywiście królował) lub krótkie zapowiedzi następnych pojedynków. Z racji wczesnych popołudniowych godzin za wiele graczy nie było, co powodowało, że ciężej było znaleźć Dylana. Bowiem on niczym hiena do padliny dopadał duże tłumy i wciskał dzieciakom różne plastiki, okraszając to słodką gadką o „promocyjnej cenie”. Był w tym lepszy niż arabscy handlarze i nawet nie działało na niego warknięcie czy groźba dostania w łeb. Huh, w takim razie przypominał chrabąszcza, bo te tępe cholery nawet po dostaniu sześciu wpierdoli dalej leciały na tego samego człowieka, póki ktoś ich nie rozkwasił.

– Ja jebie – jęknęła, kiedy weszła już do piątej kafejki. Chłopaka dalej nie było widać.

– Powalczyłoby się – odezwał się tęsknie Leaus, patrząc na urywki walk. – Czemu już tu nie przychodzimy?

– Bo jestem w piździe z nauką – odparła. – Zresztą przypominam, że narzekałeś na bycie przemęczonym!

– To było kilka miesięcy temu!

– Mniejsza! Jak przestanę być na granicy zdania a oblania, to można się zapisać na kilka walk.

– Czyli przechodzę na emeryturę, jak miło.

   Akane podniosła wzrok na menu wypisane nad kasą.

– Sprzedają tutaj mrożoną czekoladę – stwierdziła.

– I?

– Ciekawe czy jak przywalę ci kilkoma grudkami lodu, to wypłyniesz na powierzchnię – Sięgnęła po portfel. – Dzień dobry, chciałam zamówić jedną mrożoną czekoladę oraz babeczkę.

– Będziesz się delektowała, kiedy będę umierał?

– Owszem, tortury pobudzają apetyt – zgodziła się, podając kilka banknotów niebotycznie skonfundowanej kasjerce. Wszystko oczywiście z szerokim uśmiechem.

– Jesteś niemożliwa.

– Kiedyś musisz zapłacić za swoje słowa – Wydęła wargi. – Jak nie chcesz tak, to zawsze możesz polecieć i szukać Dylana, kiedy ja czekam na zamówienie.

   Leaus gdyby mógł, to przewróciłby oczami, ale widząc błysk w oczach partnerki, posłusznie odleciał. Japonka zadowolona przysiadła na jednym ze stołków podbitych czarną skórą. Ciągle wodziła oczami po osobach przebiegających za szybą. Jednak jak na złość upierdliwiec się nie pojawiał. Dość ironiczne, biorąc pod uwagę, że zawsze gdy pojawiali się jacyś w miarę znani gracze, to wręcz się do nich kleił.

  Drzwi od kawiarenki znów się rozsunęły i po samych krokach Akane wiedziała, kto to. Oparła policzek o zwiniętą dłoń i przyjrzała się spod przymrużonych powiek, jak drużyna Anubiasa wchodzi do środka. Sam sadomaso nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem, jednak gnom o blond włosach od razu ją rozpoznał.

– Dawno się nie widzieliśmy! – zawołał piskliwym głosem, pochylając się.

– Kto to? – mruknął Ben, unosząc swoje krzaczaste brwi.

– To nie jedna z Wojowników? – mruknął Robin jak zwykle stojąc z boku.

   Drgnęła jej brew.

– Nie gadajcie, jakbym tu nie siedziała, bando cyrkowców – syknęła. – I nie obrażajcie mnie – Odrzuciła włosy za plecy. – Ja i Wojownicy to inne kategorie.

– Och – Anubias zerknął na nią ze znudzoną miną. – Chyba zadajesz się ze styropianem.

   Ahh, zapomniała, jak wkurwiający był sadomaso. Napakowane ego połączone z niskim iq nigdy nie dawało dobrych efektów.

– Nie wiem, kim jest styropian, ale znam kilka miejscówek, gdzie mogłabym wepchnąć twoje zwłoki.

   Ben od razu zastąpił jej drogę do lidera i wypiął szeroki tors, uśmiechając się pogardliwie.

– Dużo grozisz jak na kogoś, kto znajduje się na dole rankingów.

– Jeśli uważasz, że miejsce w rankingu walk bakuganów – wyraźnie podkreśliła ostatnie słowa. – wyznacza czyjąś siłę, to naprawdę polecałabym powrót do podstawówki. Choć może za daleko wybiegłam, myśląc, że ją skończyłeś.

   Osiłek nastroszył się, a jego nozdrza zadrgały. Uśmiechnęła się słodko i ześlizgnęła z siedzenia, idąc po swoje zamówienie. Odwróciła się i zmierzyła drużynę wzrokiem, jednocześnie pociągając przez rurkę czekoladowy napój.

– Kogo ja widzę! – Dylan magicznie pojawił się za plecami Robina, uśmiechając się szeroko. – Akane, skarbie, gdzieś się tyle podziewała?

   Zignorowała pytanie i odepchnęła gnoma z drogi, łapiąc handlarza za kołnierz marynarki.

– Przyszłam tu specjalnie dla ciebie, powinieneś się cieszyć – rzekła, przechylając głowę w prawo.

– Ochh, a czemu zawdzięczam tą przyjemność? – Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

   Zacisnęła mocniej palce na materiale i pociągnęła go za sobą, olewając zdumione spojrzenia drużyny Anubiasa i obsługi. Wypchnęła Dylana z kafejki, aż zatoczył się na chodniku.

– Heh, zdenerwowałem cię czymś? – Podniósł ręce w geście pojednania.

– Usuń nagrania.

– Huh?

– Usuń nagrania – powtórzyła zimnym głosem. – Te z Jess.

– Ależ to publiczna własność! Zresztą co złego jest w pokazaniu, jak potężne mamy zawo…

   Szybko zamknął usta, kiedy pusty plastikowy kubek świsnął koło jego ucha. Akane odetchnęła, krzyżując ręce na piersi. W prawej dłoni obracała paralizator jako niemą groźbę.

– Daruj sobie miętolenie językiem, tylko to usuń oraz wszelkie kopie. O albo lepiej! – Wyciągnęła rękę. – Odblokuj telefon i sam mi daj.

    Chłopak chciał protestować, ale dziki błysk w oku Japonki oraz paralizator zawieszony na jej nadgarstku skutecznie go uciszyły. Westchnął głośno i podał komórkę. Akane szybko weszła w pliki i usunęła jeden plik, po czym zdjęła nagranie ze strony. Szybko poprzewijała inne foldery, ale wideo nigdzie nie było. Podniosła wzrok.

– Wrzucisz to gdziekolwiek jeszcze raz, a zgniotę ci te okularki na twarzy, a resztki wepchnę do gardła, Dylan. Wiesz, że byłabym do tego zdolna.

– Dalej nie rozumiem, o co tyle krzyku – odparł oskarżycielskim tonem, marszcząc nos. – Przecież pokazałem tylko, jak potężna jest Jessica.

– Jasne – prychnęła i rzuciła mu telefon. – Wcale nie zwietrzyłeś okazji do przyciągnięcia ludzi i zarobku.

– Jeśli jest to jakiś sekret, to styropian jest w chuj słaba w jego ukrywaniu – rozległ się za nią głos Anubiasa.

– Twoja opinia niespecjalnie mnie interesuje – odparła i wyciągnęła rękę do Leausa, który leciał w jej stronę wyraźnie umęczony.

– Nienawidzę cię – wydyszał bakugan, opadając na jej ramię.

– Ja wiem – Pokiwała głową i odwróciła się w stronę drogi do teleportów.

   Oczywiście kroku nie zrobiła, bo zatrzymał ją sadomaso. Jednak olała to, zrobiła obrót i wyminęła go, ignorując okrzyk lidera drużyny. Doszedł ją jeszcze krzyk Dylana.

– Koniecznie powiadom Jess – chan, że będę robił fanmeeting!

   Przewróciła oczami i skręciła w mniej uczęszczane uliczki. Myślała, że cała sprawa zajmie jej maks kwadrans, jednak okazało się, że pochłonęła dwa razy tyle czasu. Tyle dobrze, że do szkoły wróci metrem, bo inaczej niechybnie spóźniłaby się na sprawdzian, za co Haru urwałaby jej łeb.

   Weszła do pomieszczenia z teleportami, jednocześnie wyciągając telefon, żeby wystukać wiadomość do dziewczyn. Mechanicznie zaczęła wstukiwać początek współrzędnych, nie odrywając oczy od wyświetlacza, przez co nie zauważyła, że jej palec niechcący wcisnął drugą wyskakującą opcję a nie pierwszą. Dopiero kiedy zamiast w punkcie dostępu, wylądowała na rozległym placu i to gdzieś na Vestalii, zorientowała się, co się odjebało.

– Zawsze byłaś wybitna – sarknął Leaus.

   A do klasówki pozostała jedynie godzina.

  


  No znalazłam czas, by to skończyć XDD Ogólnie uznałam, że czas popracować nad komunikacją Kessie, bo kuleje, ale nie wiem, czy wyszło wystarczająco autentycznie a nie drętwo ^^" Akane ogólnie to Akane, a Reiko zaczęła szpiegować. Miałam tu jeszcze wcisnąć Dana or Shuna ale ten rozdział ma ponad 4 tys słów XD