poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 17: Oszalałeś?! Kopytami mnie atakujesz, debilu?!

   Drzewa. Wszędzie drzewa! Nie miałam pojęcia czy byłam na Ziemi, Vestalii czy może na innej głupiej planecie! Tylko las. W kółko las! Jak nie kosmos to drzewa!
 Podobno mech rośnie po północnej stronie drzew. – Fludim zaczął się bawić w Beara Gryllsa. – Chodźmy w tamtym kierunku.
 A potem się okaże, że jakieś miasto jest po przeciwnej stronie! – kopnęłam najbliższą kłodę i natychmiast tego pożałowałam. – Przeklęty Phantom! – warknęłam.
 Kto tu jest?! – do moich uszu dobiegł wyraźnie męski głos.
 Królewna Śnieżka. – mruknęłam i ruszyłam w kierunku, z którego dobiegał głos.
   Koń! Musiałam się uchylić, by nie dostać kopytem.
 Oszalałeś?! Kopytami mnie atakujesz, debilu?! – wydarłam się na chłopaka, który dosiadał wierzchowca.
   Heh, jak widać na powyższym obrazku nie miałam za dobrego humoru. Czemu? Bo byłam zmęczona, zła, głodna, a siedziałam w jakimś cholernym lesie!
   Dżokej uspokoił konia, który był przestraszony moim wybuchem. Potem zsiadł i zdjął dżokejkę z głowy. 
– Co się stało, śliczna panienko? – spytał głosem z niemieckim akcentem.
– Klaus von Hercel! – wybałuszyłam oczy, po czym z ulgą usiadłam na trawie. – Całe szczęście! Już się bałam, że znów spotkam kogoś mało przyjaznego!
 W rzeczy samej jestem Klaus. – skłonił się. – A ty, panienko?
– Jessica. – wskazałam na bakugana. – A to Fludim.
– Więc, Jessico co ty tu robisz? – przyjrzał mi się.
– Wiesz, to dość długa historia. – westchnęłam. – Kojarzysz Vexosów? – skinął głową. – Zostałam przez nich porwana, ale po jakimś czasie uciekłam z Ruchem Oporu. Potem znów zostałam porwana przez Vexosów. Następnie trafiłam na statek Spectry a teraz tutaj. – objaśniłam jak najkrócej.
 A możesz mi powiedzieć czemu cię porwali, Jessico?
– Mam potężną moc. Nie umiem się nią posługiwać. – zaznaczyłam.
 Skoro już wszystko wiem, to jeźdźmy! – podał mi rękę.
 Gdzie? – zbaraniałam i wstałam.
– Do mojego domu. – wskazał głową w gęstwiny.
 Czyli wylądowałam w Niemczech. – stwierdziłam.
 Nie. – uśmiechnął się lekko. – W Vestalii, Jessico.
 A to fajnie....zaraz.....co?!
 W skrócie: wspomogłem projekt doktora Michaela o teleportach. Kiedy udało mu się go dokończyć, byłem pierwszym, który przeniósł się do Vestalii.
 Aha. – bąknęłam, po czym w pamięci mi zakołatało, że Phantom coś wspominał o pobycia szlachcica na Vestali. Tylko co on dokładnie o tym mówił?
– Jedźmy już, moja droga. – pociągnął mnie w stronę konia.
   Wyjął z torby, która była przypięta do siodła, czerwoną dżokejkę i włożył mi na głowę.
 Nie umiem jechać na koniu. – powiedziałam, ale było już za późno. Klaus usadowił mnie na siodle, chwycił lejce i popędziliśmy w gęstwinę.
   Ukazał mi się piękny zamek otoczony z lewej strony jeziorem. Z wodnej tafli wyłoniła się ścieżka, która prowadziła do wejścia.
   Wjechaliśmy na kamienny dzieciniec. Zsiadłam z konia. Natychmiast do Klausa podbiegło dwóch służących, którzy odebrali mu dżokejkę i zaprowadzili konia do stajni.
 Witaj z powrotem, paniczu. – powiedział zapewne kamerdyner. – Kim jest ta młoda dama? – uśmiechnął się do mnie gościnnie.
 To Jessica. Jest moim gościem. – odparł Hercel.
   Nie przypominał mi zadufanego w sobie paniczyka, ale w jego głosie słychać było pewną wyższość.
 Dzień dobry. – przywitałam się z kamerdynerem i rozejrzałam się niezdecydowana.
   Ładnie tu było. Nie, to złe słowo. Raczej elegancko i tak dostojnie. Klaus pokazał mi gestem, żebym szła za nim. Podczas wędrówki podziwiałam malowidła na ścianach i widoki za oknem. Było tu dużo przyjemniej niż w pałacu Vexosów.
 Przez najbliższy czas będziesz mieszkała w tym pokoju, dobrze? – otworzył drzwi i przepuścił mnie.
   Pokój był niemal rozmiaru małego mieszkania. Łóżko, w którym mogło by spać sześć osób koło siebie, ogromna szafa z mahoniu, okrągły stoliczek otoczony czarnymi fotelami, wysokie okna okryte czerwonymi zasłonami, biała sofa. Ehh, nie miałam siły wymieniać wszystkich mebli, ale było ich sporo podobnie jak wolnej przestrzeni pomiędzy nimi.
 W łazience pewnie jest wanna przypominająca basen. – uznał Fludim, rozglądając się po pokoju.
   Nawet nie zauważyłam, kiedy Klaus wyszedł. Rzuciłam się na łóżko skokiem „na szczupaka”
 Wygoodnee. – zamruczałam i poczułam, jak coś boleśnie wbija mi się w bok. Zrzuciłam torbę na podłogę.
 Jak uszczęśliwić kobietę? Dać jej wygodne łóżko. – skwitował Fludim.
 Ty do szczęścia potrzebujesz walk i tej swojej Juliany czy jak tam jej było.
 Julida. – obruszył się. – I nie potrzebuje jej! – zwinął się w kulkę, tym samym kończąc rozmowę.
   TRZASK!
   Zleciałam na miękki dywan gotowa bić się z Vexosami, którzy pewnie po mnie przylecieli (ktoś tu dostaje paranoi, juhu!)
 Mistrzyni Jessico! – zostałam przygwożdżona do podłogi przez Barona. – Wróciłaś! Gdzie byłaś? 
    Przez kilka sekund wpatrywałam się w niego skonfundowana, by wreszcie przypomnieć sobie, że Wojownicy przebywali u Klausa! Dlatego Spectra o nim mówił! To były właśnie wady słabej pamięci, powinnam ją w przyszłości poćwiczyć.
 U świętego Mikołaja i jego elfów! – palnęłam, łapiąc powietrze.
 Przywiozłaś mi coś? – ucieszył się Baron.
   Strzeliłam klasycznego facepalma.
 Dobrze cię widzieć, Jessica. – Ace uśmiechnął się lekko.
 Cześć, Ace. – wyszczerzyłam się. – Gdzie reszta?
 Na Ziemi. – odparł Baron. – Mistrzyni opowiesz nam, jak było u Vexosów i jak uciekłaś? – spytał błagalnie.
   Grit również był ciekawy. Usiadł na jednym z foteli i oparł nogi o stolik.
 Skoro tak ładnie prosisz. – też usiadłam na fotelu. – Nie umiem dobrze opowiadać. – zaznaczyłam i zaczęłam streszczać wydarzenia.
   Kiedy skończyłam, Ace kręcił głową pewnie nad moją głupotą, a Baron był wniebowzięty.
 Czyli wywinęłaś się Spectrze. Ale super! – krzyknął najmłodszy z naszej trójki.
 A wy? Co tu robicie? Czemu nie jesteście z resztą? – spytałam, bawiąc się kosmykiem włosów.
 Więęęc. – zmieszał się Baron. – Straciłem energię Haosu. – przyznał i spuścił głową.
 Kto ci ją odebrał?
 Hydron. – spodziewałam się tej odpowiedzi.
 Mnie zaatakowała Mylene, ale z nią wygrałem! – powiedział z dumą Ace.
– Z pomocą Klausa. – zauważył Baron.
 Mógł się nie wtrącać! Sam bym sobie poradził! – uznał Grit z naburmuszoną miną. – Zadufany dupek.
– Och, coś mówiłeś? – spytał von Hercel z pokerową twarzą. Jak on cicho chodził! Albo ten dywan tak zagłuszał kroki.
 Ja? Niee co ty. – Ace odwrócił wzrok.
   Klaus popatrzył na niego niechętnie.
– W każdym razie zapraszam was na obiad. – zwrócił się do mnie i Barona, ignorując Ace’a.
 Super! Tu jest pyszne żarcie! – Baron w najlepszym humorze opuścił pomieszczenie.
 Idziesz? – zwróciłam się do Ace. – Nie bocz się. Wiem, że nieźle walczysz. – pociągnęłam go za rękaw.
   Uśmiechnął się cwanie, wstał i przytrzymał mi drzwi.
 Jestem lepszy od tego gostka. – powiedział, gdy szliśmy korytarzem. – Będę najlepszy! – przyśpieszył kroku.
 Najlepszy. – powtórzyłam cicho.
    Przed oczami pojawił mi się Spectra. Zacisnęłam rękę na spodenkach.


****

 Uduszę ją! Zamorduję! – warczał Phantom, smarując siniaki maścią. – Będę ją dręczył do końca jej dni!
 Mistrzu mogę trochę maści? – spytał nieśmiało Gus.
   Spectra bez słowa dał mu pojemnik i skrajnie wkurzony powędrował do pokoju.
Oszukała go. Oszukała! On rozważał czy nie dać jej spokoju po tym wszystkim. 
 Zniszczę ją. – syknął, patrząc na pusty, szklany inkubator.
   Nie dość, że latał jak głupi po ścianach, został okradziony, to jeszcze dał się omamić. Zatrząsł się ze złości. Nienawidził jej.
 Znajdę cię, Jessica. – uśmiechnął się złowieszczo. – Tylko po to by cię zniszczyć i patrzyć na twoje łzy.


****

   Klaus na szczęście nie praktykował, by dawać miliony różnych sztućców do obiadu. Ace rzucał Niemcowi nieprzyjemne spojrzenia, Baron kończył już deser, natomiast ja poczułam zimne dreszcze.
   Dziwne. Zazwyczaj zdarzały się, gdy byłam w niebezpieczeństwie. A gdzie tu było jakieś niebezpieczeństwo? No chyba, że po ludzku się przeziębiłam i za chwilę będę kichać jak wariatka.
 Swoją droga to czemu Mira, Dan, Shun i Marucho jeszcze nie przylecieli? – spytałam, by przerwać ciszę.
 Powinni się pojawić za jakiś czas. – powiedział Ace.
 Pytałam się, czemu nie przylecieli. – westchnęłam.
 Mieli jakieś tam sprawy do załatwienia. – Grit machnął ręką. – A co, stęskniłaś się za Shunem?
– Czemu akurat za Shunem? – spojrzałam na niego jak na kretyna.
 Tak mi się powiedziało. – Biegłam by mu w to uwierzyć.
 Jessico, chcesz obejrzeć mój zamek? – spytał z miłym uśmiechem Klaus.
 Czemu by nie? – potknęłam się o dywan i zrzuciłam talerz na podłogę. – Ugh, serio?! Przepraszam. – chciałam pozbierać skorupy, ale uprzedził mnie kamerdyner.
 Nic się nie stało. – powiedział von Hercel.
 Niezdara. – Ace uśmiechnął się złośliwie.
 Odezwał się pan wieczny foch. – odgryzłam się. Spiorunował mnie wzrokiem.


****

   Nogi mnie bolały jak po jakiejś wycieczce. Mogli tu zamontować windę. Szczególnie, że zamek miał pięć pięter.
 Umieram. – jęknęłam, padając na dywan.
   Mógł z powodzeniem zastąpić łóżko. Był miękki i czysty. Perfekcyjna pani domu wpadała tu codziennie z wizytą?
 Miażdżysz mnie. – usłyszałam obcy głos w kieszeni.
 Elico?! – dopiero teraz sobie przypomniałam, że zabrałam go ze statku.
 We własnej osobie. – odparł bakugan. – Dziękuje za ratunek.
 Nie ma za co. – odparł Fludim.
– Mam cię oddać Mylene? – spytałam, siadając po turecku.
 Nie. Wyrzuciła mnie jak jakiegoś śmiecia.
 „Kogo to obchodzi? Teraz są nasze. Muszą się dostosować.” – przypomniałam sobie słowa Gusa. 
   Mimo że Phantom i Grav nie byli już Vexosami, zachowywali się tak samo. Wszystko było bronią, którą można wykorzystać, a gdy już nie będzie potrzebna, wyrzucić.
 Chcę zostać z tobą jeśli to możliwe. – Elico wyrwał mnie z zamyślenia.
 Nie mam nic przeciwko. Fludim? – spojrzałam na bakugana.
 Ale zostanę twoim strażnikiem, prawda? – zaniepokoił się.
 Jesteś moim ukochanym przyjacielem, Fludim. – uśmiechnęłam się, tuląc go do policzka.
 Dobrze, możesz mnie p-puścić. – bąknął zmieszany.
 Dziękuje. – Elico pokłonił się. – Żal mi trochę Brontisa.
 Czemu? – spytaliśmy równocześnie z Fludimem.
 Z tego co słyszałem, w następnej fazie ewolucji traci się wspomnienie, uczucia i zdolność myślenia. – powiedział smutno.
   Oczy rozszerzyły mi się z przerażenia.
 Co?! – warknął Fludim.
 Niestety. – westchnął Elico.
,,A może gdy twoi bliscy znikną staniesz się bronią idealną?”




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Mówiłam? Sadystyczny się robisz, Spectra!
Spectra: Zjeżdżaj.
Jessie: Mam dwa bakugany! ^^
Dan: Nie ma mnie tu :(
Shadow: Mnie nie ma już od daawnaa.
Ja: Nie jęczeć!
Dan: *obrażony*
Ja: A z tym nazwiskiem Klausa. On ma w końcu Hercel czy Herzton? Bo na większości blogów jest Hercel a na bakupedii piszę Herzton O.o
Jessie: Podejrzane.
Klaus: A jak mówią w anime?
Ja: Nigdy nie zwróciłam na to uwagi.
Klaus: To jak będzie jakiś odcinek ze mną oglądać zwróć uwagę, dobrze?
Ja: Jaki dobrze wychowany ^^
Spectra: Wypraszam sobie!
Ja: Ty obecnie grozisz Jessice więc morda. Kurde wydaje mi się czy czcionka jest za mała? Jak coś to piszcie ^^
Pozdrawiamy!


wtorek, 24 maja 2016

Rozdział 16: Niczym marionetka

   Młoda kobieta o kruczoczarnych włosach w czerwonej sukni stoi przed grupą wojowników. Opiera się o miecz, który ma niebieskie zdobienia na klindze.
 Posłuchajcie mnie! – ma dźwięczny i przyjemny głos. – Dotychczasowe wyniki waszych treningów są całkiem niezłe. Tylko tak dalej!
 Hura! – mężczyźni unoszą włócznie od góry.
   Nikt się nie oburza, że młodsza od nich wydaje im rozkazy. Mają do niej szacunek i pewien podziw. Tylko jeden stoi spokojnie i z godnością. Nie cieszy się. Spogląda na kobietę z wyższością, ale nie protestuje.  Powoli obraca głową i patrzy prosto na mnie. Dziki wzrok. Pełen nienawiści.
 CASSANDRO! – przeraźliwy krzyk pełen bólu.
   Szloch i szaleńczy śmiech zlewają się w jedno. Płomienie wznoszą się coraz wyżej i wyżej. Ludzkie sylwetki zmieniają się w straszne cienie. Nie mogę się ruszyć. tylko tak patrzę i nic nie rozumiem. Pod stopy toczy mi się pierścień. Jest splamiony krwią.
   Ukłucie.
   Podnoszę głowę.
   Dziki wzrok. Drętwieje.
 W końcu. – wyciąga do mnie rękę.
   Nie!
 NIE! – otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że to ja tak krzyczę. Zignorowałam pytania Fludima, tylko próbowałam się opanować.
   Kto to był? Widziałam tylko ten wzrok. Twarz była rozmazana. Zacisnęłam powieki. Niestety nie umiem przywołać sobie jego obrazu. Tak jakby...zniknął.
   Cassandra. To imię wydaję się takie znajome. Czy ona zginęła? Ten pierścień był jej?. Coraz więcej wizji, a wszystkie pozostawiają kolejne pytania.
– Czemu tak krzyczysz? – Uniosłam głowę i ujrzałam zagniewanego Gusa. Super. Kopciuszek za chwilę wyjedzie z kazaniem, że przeszkadzam maszkaronowi.
 Z radości, wiesz? – burknęłam.
 Może tak grzeczniej? – Zaplótł ręce na torsie.
 W snach, mój drogi.
   Przez chwilę mierzyliśmy się morderczymi spojrzeniami.
 Teraz taka pewna siebie, a przed chwilą potulna jak baranek, co? – uśmiechnął się triumfalnie.
 Odezwał się gościu, który parzy Spectrze herbatki i gotuje mu. Ty jesteś jego sługą czy przyjacielem? Czy może masz jakiś fetysz? – zakpiłam.
   Zacisnął pięści, słysząc moje pytania.
 Ja po prostu mu się odwdzięczam. W przeciwieństwie do niektórych. – powiedział znacząco. Zignorowałam aluzję i zajęłam się jego pierwszym zdaniem.
 Za co się odwdzięczasz, hm?
   Spojrzał na mnie niezdecydowany.
 Pomógł mi. – powiedział, uśmiechając się. – Pokazał drogę do zwycięstwa i chwały.
 Dużo mi to mówi. – westchnęłam.
 Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć. – ruszył przed siebie. – Korytarz to nie miejsce na rozmowy. – odwrócił się nagle. – Tylko co będę z tego miał?
 Co? – spytałam zaskoczona.
 No wiesz jakieś wynagrodzenie.
– Puknij się, Grav. Nikt cię nie zmusza.
– To nici z historii.
– Jakże mi przykro. – wzruszyłam ramionami.
 Chociaż chyba jednak mogę ci powiedzieć bez przeszkód.
   Za chwilę kręćka dostanę! Przed chwilą gadał, że nie a teraz, że tak! Ja serio mam obecnie słabą tolerancję na idiotów!
– To gadaj albo spadaj. – warknęłam.


****

   Gus bandażował ramię kawałkiem szmaty. Grupka chłopaków oddalała się od niego. Śmiali się i rzucali ukradkowe spojrzenia na chłopaka. Gus zacisnął pięść. Nie nabijano się z niego z powodu jego długich włosów. Po prostu raz stanął w obronie młodszego. I teraz przerzucili się na niego. Nie mógł nic zrobić. Jego matka ignorowała problemy syna i zajmowała się swoją kwieciarnią. A ojca nie miał. Zniknął, gdy był mały.
– Wielki turniej bakuganów! – ogłosił radośnie z telebimu jeden z organizatorów wydarzenia. – Zwycięzca zmierzy się z... – efektownie zawiesił głos. – Spectrą Phantomem!
   Dziewczyny oglądające transmisję zapiszczały i popędziły kupować bilety. Spectra Phantom. Gus wiedział kim on jest. Najsłynniejszy Vexos, w którym kochały się niemal wszystkie Vestalianki. Tajemniczy, potężny i okrutny lider Vexosów.
   Westchnął. Chciałby być taki jak on. Wtedy nikt nie rzucałby się na niego z pięściami. A nawet jeśli by tak się stało, to od razu otrzymałby pomoc.
 Bierzesz w tym udział? – dziewczyna zwróciła się do swojego chłopaka po skończeniu  reklamy. Stali niedaleko Gusa, którego traktowali jak powietrze.
 Nie. Zwariowałaś? – zaśmiał się tamten. – Ze Spectrą nie miałbym szans.
– Ale podobno jeśli się z nim wygra, to można dołączyć do Vexos. – kusiła go dalej dziewczyna.
   Gus uniósł głowę. A to ciekawe. Mógłby stać się jednym z najbardziej szanowanych obywateli. Wstał i niewiele myśląc, ruszył się zapisać. Zrobiłby wszystko, by pozbyć się prześladowców.

****

   Gus przegrał. Phantom był zbyt potężny. Obecnie chłopak lekko poraniony patrzył na wielki portret Heliosa. Nagle jego czerwone oko zaświeciło się. Chłopak poruszył się niespokojnie. Co to miało znaczyć?
 Więc też to widzisz. – stwierdził lider Vexosów, podchodząc do niego. – Zostałeś wybrany.
 Do czego? – spytał Gus.
 Do walki ze mną o lepszą przyszłość. Wiem, że pragniesz się pozbyć pewnych osób. – blondyn uśmiechnął się przebiegle. – To jak? Chcesz mieć wpływ na swoją przyszłość?
   Grav padł na kolana. Od Spectry biła potężna aura. Wręcz przytłaczała. Tak, on pomoże mu wyrwać się z szarej codzienności.
   Od tamtej pory Gus codziennie trenował pod okiem Phantoma. Wyprowadził się z mieszkania i zamieszkał u Vexosów. Jego matka nie miała nic przeciwko. Cieszyła się nawet, że nie będzie syna.
 Będziesz potężny, Gus. – powiedział któregoś dnia Phantom.
   Miał rację. W krótkim czasie Grav stał się drugim pod względem siły Vexosem. Tłumy szalały za nim. Jego prześladowcy bali się do niego podejść. Osiągnął swój cel.

****

 To wszystko dzięki mistrzowi Spectrze. – powiedział na zakończenie. – Dlatego mu pomagam. Za jego wielką pomoc.
– Zyskałeś siłę, ale straciłeś wolność. – stwierdziłam.
 Słucham?! – oburzył się.
 Teraz robisz wszystko, co ci rozkaże. Niczym marionetka, bez własnego zdania – Bawiłam się kosmykiem włosa. – Uciekłeś od prześladowców, a trafiłeś do klatki.
 Gadasz bzdury. – prychnął.
– Nie wydaje mi się. Jesteś na każde jego zawołanie. Stąd twoje przezwisko „pies”.
 Nieprawda! Chcesz mnie tylko zwrócić przeciwko mistrzowi, wiedźmo! – wrzasnął, gwałtownie wstając.
– Jak długo będziesz się oszukiwał? Mówię prawdę. To nie jest przyjaźń. Tylko relacja pan – sługa.
– No tak! Ktoś taki jak ty nie zna pojęcia wdzięczności! Wykorzystujesz tylko innych dla własnych korzyści! 
 Jak Spectra.
 Nieprawda!
 Pokaż mi, że potrafisz mu się sprzeciwić, a to wszystko odwołam. – oznajmiłam.
   Zaśmiał się chłodno i wyszedł.
 To nie było rozsądne posunięcie. Zrobisz sobie w nim wroga. – Fludim wskoczył mi na ramię.
 Powiedziałam tylko prawdę. –  westchnęłam i pociągnęłam za klamkę. Drzwi były zamknięte. – Otwieraj je, debilu! – wrzasnęłam.
   Brak odpowiedzi. Uniosłam ręce do góry. Pojawiła się w nich zielona mgiełka. Poczułam ostry ból w ramionach. To był mój limit. Zrezygnowana opuściłam ręce.
 Pomysłowa zemsta, baranie. – mruknęłam pod nosem i wzięłam potężny zamach nogą.
   Drzwi uderzyły o posadzkę. Otrzepałam spodenki i ruszyłam do pokoju. Pierwsze, co mnie uderzyło po wejściu do niego, była szafka nocna pokryta lodowymi łodygami.
 Co to jest? – mruknęłam, łapiąc jedną w nich w palce. Lód od razu się rozsypał.
   Otworzyłam szufladę i wyjęłam gałązkę. Mieniła się srebrnym światłem.
   To ten czas. Jest gotowa, by mi pomóc. Wrzuciłam do torby najpotrzebniejsze rzeczy i założyłam gantlet. Coś mi mówiło, że muszę się pośpieszyć.
 Teleporty były w tym pokoju przy końcu statku, prawda? – spytałam Fludima, biegnąc korytarzem.
   Ściskałam gałązkę w ręce. O dziwo nie rozsypała się. Wpadłam do pomieszczenia gdzie....były teleporty! Matko, szczęście się do mnie uśmiechnęło!
   Póki koło mojej głowy nie pojawił się świetlny miecz.
– Dokąd to? – spytał Gus. Nim zdążyłam zareagować, celnym cięciem zniszczył część zasilającą teleport.
   Dzięki temu zdążyłam szybko zwiać. Mój perfekcyjny plan trafił szlag! Szczęście jednak ciągle ma mnie w czterech literach.
 Gdzie teraz? – krzyknął Fludim.
   Dobre pytanie. Pewnie są gdzieś jeszcze teleporty. Tylko gdzie? Nagle odbiłam się od owej niewidzialnej wkurwiającej bariery i wylądowałam na tyłku.
 Serio?! – warknęłam, wstając.
   Gałązka nagle wypuściła cienkie łodygi, które owinęły się wokół obręczy. Zamroziły ją. Tknęłam ustrojstwo palcem. Pękło. Byłam wolna!
 Co teraz? – mój bakugan sprowadził mnie na ziemię.
   Hmmm. Gus pewnie mnie już ściga. Spectra też. Skoro mam swobodny dostęp wszędzie to... Uśmiechnęłam się szatańsko. Bez odpowiedniego pożegnania nie pójdę, nie?
   Weszłam do laboratorium. Bakugany wyglądały na uśpione. Zaczęłam wciskać przypadkowe guziki w urządzeniu kontrolnym. Udało mi się zamienić Elico w kulkę, która specjalnym szybem wytoczyła się prosto do moich rąk.
   PIM. PIM. 
   Alarm. Wcisnęłam Elico do kieszeni i popędziłam do centrum sterującego statkiem, gdzie na szczęście było pusto. Zmęczona usiadłam na fotelu. Rozciągał mi się stamtąd widok na całe pomieszczenie. Na samym środku była taka jakby kierownica czy może lepiej nazwę to drągiem do zmieniania kierunków.
 JESSICA! – Z głośników wydobył się wrzask Spectry. – Nie chowaj się i tak cię znajdę!
 I tylko po to zdzierasz sobie gardło? – mruknęłam, kręcąc głową.
   Złapałam za drążek i zaczęłam kręcić lekko statkiem. To całkiem łatwe!
 Tu jesteś. – odwróciłam się i stanęłam twarzą twarz z rozwścieczonym Spectrą.
 Hello – Wyszczerzyłam zęby i z całej siły pociągnęłam drągiem w prawo.
   Phantom i Gus polecieli na drugi koniec pomieszczenia. Ja utrzymałam się tylko dzięki temu, że kurczowo trzymałam się kierownicy.
– Teraz ci odpłacę za te upokorzenia! – krzyknęłam, tym razem ciągnąc w lewo.
 Jessica przestań! – wydarł się Gus.
 Nie ma mowy! – Ciągle zmieniałam kierunki, a oni obijali się o ściany.
 Tak mi się odwdzięczasz?! – warknął Keith. Jego maska potoczyła mi się pod nogi. Podniosłam ją.
– Wiesz, Keith, naprawdę cię lubię. – powiedziałam i szarpnęłam kierownicą. Tym razem polecieli do tyłu. – Ale możesz przestać gadać te bzdury. Nie straciłam pamięci. Wiem, że zostałam porwana przez Vexosów. Ty ich zdradziłeś, a ja trafiłam do Ruchu Oporu.
 Okłamałaś mnie. – syknął. – Jak śmiałaś...
 Nie miałam wyjścia. Zresztą ty też kłamiesz. – Pociągnęłam drążek w lewo.
 Przestań, Jessie! Za chwilę wlecimy w skały! – wrzasnął Gus, próbując wstać.
   Jak to się zatrzymuje?! Spanikowałam i puściłam drążek. W efekcie poleciałam do tyłu. Keith dorwał kierownicę i uniknął przeszkód.
 Gus, co z nią zrobimy? – spytał.
   Jego ton głosu był przepełniony złością i takim trochę...sadyzmem. Tym razem serio mi się oberwie. Wyciągnął rękę w moją stronę, zasłaniając mi widoczność
 W końcu. – obraz tamtego mężczyzny pojawił mi się w głowie. Niewiele myśląc, rozbiłam gałązkę o posadzkę.
   Łodygi owinęły się wokół nóg i nadgarstków chłopaków. Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z centrali. W szaleńczym tempie otwierałam miliony drzwi. W końcu trafiłam do właściwych.
 Proszę podać kod aktywacyjny urządzenia. – powiedział kobiecy głos.
   Jaki znowu kod?! Uciekam przed dwójką psycholi, a tu mi każą usunąć jakieś zabezpieczenia! Walnęłam bezsilnie pięścią w grubą szybę oddzielającą mnie od wolności.
– Wpisz cokolwiek. – Fludim zaczął wciskać guziczki.
– Czuję, że oni za chwilę tu będę. – Co chwila zerkałam nerwowo w stronę drzwi. Nie miałam ich czym zablokować.
   Czułam tylko panikę. Bałam się w tym momencie. Spectra i ten mężczyzna byli tacy podobni.
 Nic nie działa. – jęknął mój bakugan.
   Myśl. Myśl!!
   Kod! Ten z witrażu! Miałam go w gantlecie! Szybko przejrzałam moje ostatnie zapiski. Był! ,,84039519”Wpisałam ciąg liczb.
 Hasło poprawne. – Szklane drzwi odsunęły się.
   Sukces! Teraz pozostało pytanie, jakie współrzędne? Drzwi od pomieszczenia rąbnęły o ścianę.
 Ty mała zarazo! – wycharczał Spectra. Miał potargany płaszcz i kilka skaleczeń na nogach.
Wstukałam przypadkowe współrzędne.
 Nie pozwolę ci ode mnie uciec! – usłyszałam jeszcze, gdy pochłonęło mnie fioletowe światło.
   Potem widziałam tylko ciemność.




 ~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Proszę Emi :D Taka krótka historia Gusa.
Jessie: *taniec szczęścia razem z Shadowem, Julie i Danem*
Spectra: Zemszczę się.
Dan: Tym razem tak łatwo ci nie pójdzie.
Spectra: Przekonamy się, Kuso.
Jessie: Ale ciągle mam zrąbane wizje -.-
Ja: Potrzeby fabuły.
Gus: Ewentualnie objawy choroby psychicznej.
Jessie: Odezwał się.
Gus: -.-
Jessie: *pokazuje mu język*
Shadow: ADWOKAT!
Jessie: Kij z tym twoim prawnikiem. Wydostałam się!
Shadow: Co oznacza, że mnie nie będzie ;-;
Ja: Szykuje coś czego raczej na innych baku - blogach nie było więc spokojnie.
Shadow: Wystąpię w tym? *.*
Ja: A jak!
Jessie: To się źle skończy.
Dan: Jak Angel zechce to może dobrze.
Jessie: Czyli źle.
Ja: -.-
Julie: Do zobaczenia ^^



       


wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 15: Ta co spoczywa w głębi mego ciała.

   Gus upadł na głowę. Próbuje mi rozkazywać!
– Zanieś mistrzowi tę książkę. – powiedział, gdy siedzieliśmy w bibliotece. O ile można to miejsce tak nazwać. Już mój brat ma więcej książek!
 Od kiedy jestem służącą? – mruknęłam, wertując opasły tom.
 Zanieś to i koniec dyskusji. – warknął. – No rusz się – Rzucił mi cienką książeczkę.
 Spectrze rączki czy nóżki ucięło? – zakpiłam.
 Nie obrażaj mistrza, bo pożałujesz!
   Jasne, jasne. Kopciuszek wziął się za groźby.
 Sam mu to zanieś, piesku Spectry – westchnęłam i wcisnęłam mu książeczkę.
   Zesztywniał, a cienki tom plasnął o podłogę.
 J-jak mnie nazwałaś? – Spojrzał groźnie.
   O cholera. Jeszcze moja nie-amnezja wyjdzie na jaw i cały plan szlag trafi!
 Piesek Spectry. – wzruszyłam ramionami. – No co się tak gapisz? Takie skojarzenie. – przybrałam niewinny wyraz twarzy.
 Już nic. – mruknął i ruszył w kierunku wyjścia. Rzucił mi szybkie uważne spojrzenie i zniknął.
   Zagłębiłam się w miękkim fotelu. Tylko tego mi brakuje. Kolejnych podejrzeń! Szczerze? Powód, że przestaje myśleć, co powinnam mówić, leży w tym, że chcę na zewnątrz! A tu nie ma gdzie wyjść. Tylko kosmos, kosmos i jeszcze raz ten zasmarkany kosmos!
 Komuś tu wolności brakuje – szepnął rozbawiony Fludim.
   Westchnęłam ciężko i otworzyłam księgę. Nie rozumiałam tak do końca, o czym jest. Wyglądało, jakby kilka stron zostało wyrwanych. Dbają o księgozbiór, nie ma co.
   Nie wytrzymałam, opuściłam bibliotekę i jakimś cudem dotarłam do drzwi wyjściowych ze statku. O dziwo nie było tej wkurzającej blokady od obręczy. Pewnie uznali, że nie będę próbowała skakać z tylnego wyjścia w próżnie. Odblokowałam drzwi i ostrożnie postawiłam nogę na platformie. Statek nie pędził jakoś mega szybko, więc trzymając się drzwi, spokojnie podziwiałam kolorową przestrzeń przede mną.
 Całkiem tu ładnie. – powiedziała Fludim, wystawiając głowę.
   Nagle gwałtownie się zatrzymaliśmy. Prawie zleciałam, ale mój szósty zmysł mnie uchronił (czyt. Zaczepiła rękawem o klamkę).
 Śnieg? – spojrzałam z niedowierzaniem na biały puch, który padał na moje włosy.
   Zatrzymaliśmy się na małej planecie. Wokół widziałam lasy. Drzewa mieniły się różnymi odcieniami fioletu i niebieskiego. Zeszłam z platformy i stanęłam w śniegu po kostki. Nie czułam zimna. Tylko tak stałam zahipnotyzowana widokiem.
 Jessica! – poczułam ciepły płaszcz na głowie. – Co ci odbiło, by wychodzić na nieznaną planetę? – koło mnie stanął Spectra.
 Nie wiedziałam, że nie mogę. – spuściłam głowę. – Chciałam chwilę pobyć na zewnątrz.
Zerknęłam na śnieg i do głowy wpadł mi szatański pomysł.
 – Uwaga! – krzyknęłam, a kiedy Keith się odwrócił, strzeliłam w niego śnieżką.
 Co ty...! – nie dokończył Gus, bo biała kula rozbiła mu się o nos. – Pff, co ty wyprawiasz?! – zaczął pluć wkoło, próbując pozbyć się śniegu z ust.
  Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo Spectra postanowił mi oddać i śnieżka rozbiła się o moje ramię.
   Ukłucie.
   Poczułam, jakbym patrzyła na tą scenę zza grubej szyby. T-to już się działo. Bawiłam się z kimś...Zaraz co?
 Jessie? – Keith pomachał mi przed oczami dłonią.
 T-tak? – starałam się spojrzeć na niego w miarę przytomnie.
 Musimy wracać. – odwrócił się i ruszył w stronę statku.
   Zmarszczyłam brwi. Te ukłucia coraz częściej się powtarzają. Zazwyczaj wtedy widzę tę kobietę w zielonej szacie.
– Jessie. – szepnął cichutko głos w mojej głowie. – Proszę, chodź do mnie.
   Z doświadczenia wiem, że jak się słyszy głosy w głowie, to wszystkie ostre rzeczy na śmietnik i jazda do domu bez klamek, ale nie umiałam powstrzymać nóg przed pobiegnięciem w las.
 Pośpiesz się. Proszę. – powiedział smutno głosik.
   Zaczepiłam butem o krzew.
 Weź to. – rozkazał głos. – Pomoże ci. W odpowiednim czasie.
   Zerwałam małą gałązkę. Z palca spłynęła mi strużka krwi.
 Cholera. – mruknęłam, wysysając krew.
 Co to miało być?! – dobiegł mnie rozdrażniony ton Gusa. – Myślisz, że mamy czas na twoje głupie zachcianki?! – szarpnął mnie brutalnie za ramię.
 Rzeczywiście pięć minut może decydować o waszych misjach.
 A żebyś wiedziała! – niemal biegiem dotarliśmy do statku. Nie wnikałam, gdzie wywiało Spectrę i wycofałam się z zasięgu złego Grava.
   Przyjrzałam się uważniej gałązce. Była koloru jasnego błękitu, a po bokach miała cieniutkie fioletowe igły. Ostre igły. Włożyłam ją do szuflady i padłam na łóżko.
 Słyszałaś tę kobietę, prawda? – Fludim siadł mi na brzuchu.
 Nie jestem pewna, czy to była ona – powiedziałam zadumana. – Wcześniej miała inny głos. Słodki. A ten był cichy i przestraszony – westchnęłam ciężko, czując kompletną pustkę w głowie. Co mam robić? Pomysłów na wkurzanie tych durni chwilowo brak. Jak wyjdę, to zaraz będzie „przynieś, zanieś, pozamiataj”.
– Inwencja twórcza zniknęła? – spytał bakugan żartobliwie.
– Bingo. Muszę sobie coś znaleźć do roboty, inaczej zwariuję.
   Wyszłam gotowa bić się, jeśli zagonią mnie do roboty. Fludim uznał, że jak coś to mam krzyczeć, a przyleci mi na ratunek. Taa ratunek w wykonaniu małej kulki. 
   Nogi zaniosły mnie rzecz jasna do laboratorium. Pracowali tam nad czymś, bo widziałam tęczowe światło na posadzce przed wejściem.
 Czemu nam to robicie? – usłyszałam piskliwy głos. Bakugan?
 Bo teraz należycie do nas. – odparł mu Gus.
   Zajrzałam do środka. Vulcan, Elico i bakugan o wyglądzie pajacyka mieli wokół ciała owinięte fioletowe łańcuchy.
 Co ty robisz? – spytałam, stając za jego plecami i patrzyłam, jak bakugany zmieniają wygląd.
 Jak ty?! – zawołał, po czym westchnął. – A zresztą nieważne. Wymuszam ich ewolucję. – Pomachał mi kartą przed oczami.
 To bezpieczne? – zerknęłam na obojętną twarz pajacyka i jego tępy wzrok. Wyglądał, jakby cała jego osoba zmieniła się w kilka sekund.
– Kogo to obchodzi? Teraz są nasze. Muszą się dostosować.
 To żywe istoty! – warknęłam. – A nie zabawki.
 Mówisz jak Ruch Oporu. – prychnął, mierząc mnie podejrzliwym wzrokiem.
 Mówię to, co myślę.
 I jak tam, Gus? Przygotowani? – wszedł Spectra.
 Wedle rozkazu. – skłonił się Grav.
   Broń. Oni traktują ich jak broń. Istoty bez uczuć, marzeń, planów. Zacisnęłam palce na spodenkach. 
 Jessica słyszałaś? – spytał chłodno Spectra.
 Hm? – podniosłam głowę wyrwana z ponurych przemyśleń.
 Twój bakugan też powinien przejść ewolucję – powtórzył. – Przynieś go.
 Fludim tego nie potrzebuje.
 Potrzebuje!
– Nie!
 Tak!
 Nie!
 Tak! Nie kłóć się ze mną!
– Będę, aż nie odwalisz się od Fludima!
 Sprzeciwiasz mi się?!
 Nie, piekę kaczkę w piekarniku!
 Bezczelna!
 Wredny!
 Arogancka!
 Przemądrzały!
 Chcesz znowu wylądować na ulicy?! – Trzasnął pięścią o stolik.
   Spojrzałam na niego zdumiona. Gdzie?!
 Ach, zapomniałem, że masz amnezję – Uśmiechnął się jadowicie. – Wiesz, poznaliśmy się na ulicy, gdzie mieszkałaś. Zabrałem cię stamtąd. Tak mi się teraz odwdzięczasz?
 J-ja... – zdołałam wydusić zszokowana jego pomysłem. Ale muszę przyznać, był niezły.
 Masz dość twojej arogancji – Podniósł mój podbródek i zacisnął na nim mocno palce – Dla innych możesz sobie być wredną czy miłą. Do mnie masz mówić ,,mistrzu” jak zawsze. Zrozumiałaś? – spojrzał groźnie.
   Dać mu w mordę czy dać mu w mordę?
 Tak.– wymamrotałam, cofając się o krok.
   To jednak był głupi plan z tą amnezją. Mam być drugim Gusem? Ooo nie! Szybciej przyznam, że  mój brat to przystojniak!
 To przynieś Fludima. – zażądał.
 Nie – wrodzony upór się wtrącił. – mistrzu. – dokończyłam, nieznacznie się krzywiąc. – On tego nie potrzebuje.
 Naprawdę tak myślisz? – Kiwnęłam głową. – Zobaczymy za niedługo. Możesz odejść.
   Bez ceregieli typu ukłon (tak nisko nie upadłam) obróciłam się na pięcie i pobiegłam do pokoju.
– Mam dość! – wybuchnęłam, wyciągając moje rzeczy z szafy. – Wejdę do tego teleportu i przeniosę się choćby do Chin! Byleby z dala od nich.
– A tak naprawdę co się stało? – spytał spokojnie Fludim. Spojrzałam na niego oniemiała. – Przecież wiem, że bez wyraźnego powodu, byś tak nie ryzykowała.  – Czytał ze mnie jak z otwartej księgi.
 Musisz być taki domyślny? – powiedziałam z wyrzutem. – Przeraża mnie.
– Spectra?
   Pokiwałam głową.
 Czemu? Myślałem, że masz go gdzieś.
 To było dziwne – Potarłam ramiona. – Miałam go gdzieś aż do dzisiaj. Wściekł się, że jestem taka bezczelna. – przewróciłam oczami. – Wymyślił historyjkę, że niby jestem z ulicy itp. Kiedy popatrzył na mnie groźnym wzrokiem, poczułam lęk. Przypominał mi kogoś. Kogoś strasznego. To nie był Keith czy Spectra tylko potwór. Przez ułamek widziałam dziki wzrok wycelowany prosto we mnie. T-to – zauważyłam, że cały czas wbijam sobie paznokcie w rękę. – nie był wzrok Spectry. Tylko tego kogoś. Brzmię jak wariatka, co? – zaśmiałam się nerwowo.
 Nie. – Fludim był wyraźnie zaniepokojony. – Ostatnio dzieje się wiele tajemniczych rzeczy wokół ciebie, prawda?
   Miał rację. To wszystko nie jest normalne.
 To nie jest przypadek, Jessie. Coś cię łączy z Vestalią. Jestem tego pewny.
   Pozostało pytanie: co?
 Mistrz cię wzywa. – Drgnęłam na dźwięk głosu Gusa, który stanął w drzwiach. Oczywiście, nie zapukał!
 Idę – mruknęłam niechętnie, kierując się do pokoju Phantoma.
   Stał odwrócony do okna. Pewnie dla efektu, bo każdy kto by przez dłuższy czas oglądał migające kolory, dostałbym zawrotów głowy.
 O co chodzi? – spytałam, opierając się o ścianę.
   Zignorował brak słowa ,,mistrz” i spojrzał na mnie swoim złowrogim okiem.
 Miałem zamiar wyruszyć do Wojowników, ale mojemu Heliosowi wciąż brakuje mocy. – zaczął. – Zastanawiam się czy twoja moc mogłabym nam pomóc.
   Jeszcze raz wyśle mnie na walkę z bakuganem, a rozwalę mu tą głupią maskę!
 Niby jak? Sam mówiłeś, że jeszcze nie umiem jej używać.
 Budzi ją coś. Konkretnie twoja wściekłość i nienawiść.
 W związku z tym? – Zacisnęłam ręką na kieszeni, gdzie siedział Fludim.
 Niestety nie masz bliskich, ale twój cenny bakugan też się nada do tego celu.
 Myślisz, że ci go oddam na jakieś tortury? – cofnęłam się. – Są limity w posłuszeństwie! – odtrąciłam jego rękę i cofnęłam się po drzwi, macając za klamką.
 Idealnie. – uśmiechnął się z jakimś chorym zafascynowaniem. – Wreszcie mi się uda. – drzwi nie chciały się otworzyć.
– Nie...nie skrzywdzisz Fludima. – szepnęłam.
 A kto mi zabroni? – zaśmiał się. – Dość tych gierek! Oddawaj go! – szarpnął mnie i sięgnął po spanikowanego bakugana, który wypadł z kieszeni.
 NIE DOTYKAJ FLUDIMA! – wrzasnęłam i poczułam gwałtowne uderzenie ciepła.
   Fala uderzeniowa rzuciła Phantoma na ścianę i ciągle wirowała w pokoju. Miała delikatny odcień zieleni. Chyba tylko ja ją widziałam. Więc to jest moja moc?
 Niesamowite. – powiedział Spectra, nie ruszając się z miejsca. Widać stworzyłam barierę, której blondyn nie mógł przejść. – Ale jak długo zdołasz wytrzymać?
   Zagryzłam wargę. Jeszcze nigdy nie zachowałam świadomości, kiedy jej używałam. Spróbowałam przekierować energię w stronę szafki z książkami. Poczułam przeszywający ból w ramionach, a moc ledwo drgnęła.
 No właśnie. – Zacisnął palce na moim przegubie, bo bariera zniknęła. Nie miałam siły jej utrzymać. – Tylko chwilę.
   Obraz przed oczami rozmył się. Z całej siły starałam się nie tracić przytomności. Udało mi się, choć miałam ochotę zwymiotować. Opuściłam bezwładnie ręce. Ból ciągle w nich tańczył. Moc zniknęła. Ciepło opuściło moje ciało.
– Nie tak dawno nie umiałaś nawet zachować przytomności. Zbliżamy się do naszego celu. – powiedział zadowolony, a ja spojrzałam na niego zamroczona.
– Puść mnie.
 Nie dasz rady zrobić kroku.
 Nie obchodzi mnie to – Podparłam się o ścianę. – Nie chcę twojej pomocy. – powoli wyszłam z jego pokoju.
 Jessie, jak się czujesz? – Fludim latał wkoło mnie.
 Jakbym właśnie wyszła spod otrzeźwiającego prysznica! – przystanęłam. Oddaliłam się tylko o jakieś dziesięć metrów.
 Jessie nie zasypiaj. – powiedział. – Nie zasypiaj pod żadnym pozorem.
   Szkoda, że go nie posłuchałam.




&za kulisami&

Ja: Dzisiaj króciutki rozdział ale następny powinien być dłuższy :D
Jessie: *śpi zwinięta w kłębek*
Dan: *okrywa ją kocem*
Shadow: Spectra my sobie poważnie pogadamy! >.<
Spectra: Spadać idioci *szaleńczy śmiech* Wreszcie!
Dan: Zdejmij maskę!
Spectra: Nie! *ciągle się śmieje*
Ja: Keith zanika U.U
Dan: Spać!
Ja: No już, już. Mogą być błędy bo niezbyt dokładnie sprawdzałam.
Dan: Jessie chciała powyzywać Anubiasa ale jak widzicie zasnęła.
Ja: To my się żegnamy! Dobranoc ^^
Shadow: Znów mało mnie! Skandal! Adwokat!
Ja: Ej miało być dobranoc!
Shadow: Trudno! Żądam adwokata i mojej umowy!
Shun: Nie masz żadnej umowy O.O
Mick: *kręci piłkę na palcu* Ja nie narzekam , że tak mało występuje.
Shadow: Ktoś ty?
Mick: Brat Jessie. Mistrz kosza.
Shadow: Nie rozumiesz mojej sytuacji! Ja powinienem mieć umowę! W końcu nie jestem Angel.
Ja: Rozmawialiśmy o tym Q.Q
Shadow: No ale!
Ja: Żadnych ale.
Shadow: Bo zrobię bunt.
Dan: Akurat szafa się zwolniła :D
Shun: Tam mapa idzie.
Runo: DO ŁÓŻEK!
Shadow: A spadaj. Ja tu walczę z niesprawiedliwością.
Gus: Pojedź sobie kurde kupić strój super bohatera -.-
Shadow: *wybiega*
Ja: Wreszcie ^^ No to dobranoc ^^