sobota, 19 września 2020

S2 Rozdział 50: Chaos, chaos i jeszcze raz chaos

 

   Korytarze zdawały się złączyć w jeden nieskończony tunel. Choć pewnie biegła już z dobry kwadrans, to adrenalina buzująca w jej żyłach ciągle dodawała energii, ignorując jęki zmęczonych mięśni.  Dźwięki z zewnątrz nie dochodziły do niej, a wzrok skupił się jedynie na oddalających się zielonych włosach.

   Jane jednak wiedziała, że za niedługo będzie musiała przystanąć, by móc złapać oddech. Pewnie Heather liczyła na zgubienie jej w tym gąszczu korytarzy, lecz mocno się przeliczyła. Pociągnie tą małą sucz za sobą, tak jak jej obiecała.

   Wykorzystując resztki krążącej po organizmie epinefryny, przyśpieszyła, układając dłoń na palce teleskopowej. Jeden celny cios w kolano i dziewczyna była jej. Zagryzła zęby. Słyszała już przyśpieszony, płytki oddech Ventuski.

   Wtem Heather się odwróciła, a w jej palcach błyszczała karta otwarcia. Puściła ją. Upadła z cichym stukiem. Zielone światło rozeszło się falą po linoleum.

– Zagrajmy, Jane – san – Rozłożyła ręce w zapraszającym geście. – Tu na pewno nikt nam nie przeszkodzi.

– Nie wydaje mi się, żeby Gundalianom podobało się, że się obijasz – odparła chłodnie, robiąc kilka kroków w tył. Nie była Aki, która odrzuciłaby walkę, byle zdzielić sucz po głowie. Jane nie była tak gwałtowna. Crueltiona też lepiej było unieszkodliwić, skoro trafiła się okazja.

    Heather w odpowiedzi zaprezentowała uśmiech pełnym jadowitej słodyczy i przechyliła głowę. Jej strój w postaci ciemnego topu, obcisłych skórzanych spodni, do który miała przyczepiony mały sztylet oraz wysokich butów z łańcuchami po bokach tylko potęgował aurę spragnionej krwi bestii. Choć w przypadku Heather bardziej chodziło o chaos.

– Ale ciebie przecież to nie obchodzi – Jane pokiwała głową.

– Owszem.

– Kochasz tylko chaos i ból, który powodujesz. Nieważne kto kim jest.

– Zamierasz mi prawić kazanie? Przyznam, że nie o to mi chodziło – Heather wydęła wargi w geście zawiedzenia.

– O to się nie martw. Jestem ostatnią osobą mogącą coś mówić o moralnych wyborach – Jane wzruszyła ramionami, po czym wyrzuciła bakugana. – Ulvida!

   Heather zrobiła to samo, ciągle milcząc. Patrzyła oczekująco na Wilson, czując, że dziewczyna wcale jeszcze nie skończyła.

Ulvida: 700

Crueltion: 800

– Tylko widzisz, jesteś strasznie rozpieszczonym dzieciakiem. Albo po prostu masz coś z głową, tego nie wiem. Bawisz się swoim życiem, szukając jakiegoś dreszczu adrenaliny, bo wydaje ci się, że jesteś jakimś bogiem – Wyciągnęła paczkę papierosów i kciukiem otworzyła wierzch. – I zajebiście rób sobie jak chcesz, tylko nie myśl, że ci nie oddam, gówniaro.

   Jednocześnie z odpaleniem srebrnej zapalniczki, Ulvida zamachnęła się kosą. Powietrze przeciął błękitny błysk. Crueltion przygotował się do obrony, gdy za nim rozległ się lekki wybuch.

   W poprzek ściany biegło głębokie pęknięcie. Jane wydmuchała dym ku sufitowi, otulając się ciasno jedną ręką.

– Oko za oko, Heather.

   Dziewczyna dotknęła palcami policzka. Wyczuła ciepłą lepką substancję powoli spływającą ku ustom. Spuściła rękę i zachichotała, widząc czerwoną posokę plamiącą skórę.

– Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz, Jane – san – Wyciągnęła następną kartę. – Razem obrócimy to miejsce w ruinę, jak było mu przeznaczone. Super moc, aktywacja! – wykrzyknęła radośnie. – Zdradliwe Opary!

 

****

 

   Rozległo się krótkie stukanie w kraty. Akane uchyliła powiekę. Po drugiej stronie stał strażnik.

– Wstawaj, idziemy do pani Kazariny.

– Chyba cię pojebało, skarbie – odparła, stukając się palcem w czoło. Rozciągnęła się wygodniej na ławce. – Jak tak chce mnie ujrzeć, niech pofatyguje tu swoje brokułowate dupsko.

– Jasne, niech się przyśpieszy twój proces hipnozy – zakpił Leaus.

    Akane wywróciła oczami i założyła ręce za głowę, ziewając szeroko.

– Dość! – warknął strażnik. – Nie masz prawa dyskutować. Wyłaź chyba, że mam cię wywlec siłą.

– Ach, możesz próbować do woli – Machnęła ręką.

– Co ty odwalasz?! – syknął Leaus. – Mało ci jeszcze?

    Wojowniczka spojrzała na bakugana spod uniesionej brwi i miechnęła się wyzywająco w stronę Gundalianina. Ten widocznie nie posiadał dużych pokładów cierpliwości, bo burknął gniewnie i szybko wstukał kod otwierający. Drzwi się rozsunęły i wkroczył go środka, wyciągając rozcapierzone po dziewczynę. Ta ciągle patrzyła beznamiętnie spod przymrużonych powiek.

   Złapał ją za koszulkę i szarpnął do góry.

– Kiedy wydaje rozkaz, masz się stosować, zrozumiano? – wysyczał. Zadarł głowę. Żyły na jego szyi intensywnie pulsowały . – Jesteś naszym więźniem – Wykręcił wargi w pogardliwym uśmieszku. – Dan Kuso już padł. Twoi kumple nie zdążą cię uratować, głupia Ziemianko.

– Och, doskonale poradzę sobie samo, ty durny ufoludku – szepnęła dziewczyna.

   Nim zdążył mrugnąć, poczuł zimny dotyk metalu na skórze szyi. Kilka iskierek prądu strzeliło na boki, nim mocna dawka elektryczności wystrzeliła prosto w jego nerwy. Palce ściskające koszulkę bezwładnie się rozluźniły, a oczy wywróciły białkami do przodu, po czym runął głucho na ziemię, pogrążając się w mroku.

   Akane odetchnęła. Jake najwyraźniej nawet jako zahipnotyzowany był za głupi na zabranie jej paralizatora, a Heather uznała zostawienie go za element urozmaicający swoją gierkę. Przynajmniej do tego ta sucz się przydała.

– Ostrzegaj na przyszłość! – jęknął Leaus. – Myślałam, że chcesz się z nim bić na gołe pięści!

– Jasne i przy okazji zostać usmażoną – prychnęła, podnosząc włócznię Gundalianina. Wcisnęła guzik i ostrze pokryła siateczka prądu. – Ja zawsze sobie radzę, mój drogi bakuganie.

   Wyszła wraz z bronią, zatrzaskując za sobą kraty. Wrzuciła włócznię do pobliskiej pustej celi i położyła ręce na biodrach. O strażników nie miała się co martwić w przeciągu ostatnich dwóch godzin widziała tu trzech, z czego jeden właśnie spoczywał nieprzytomny za nią. Tutaj pojawił się dużo poważniejszy problem, który powodował dość sporo zmian.

    Dan Kuso mówiąc kolokwialnie, coś zjebał. Nie żeby to było coś niezwykłego, często mu się zdarzało.

– Leaus, skoro tego pantofla wziął szlag, to gdzie może być? – spytała.

– Przypuszczam, że pewnie go zabrali do laboratorium. W końcu Drago musi być dla nich cenny.

– Po czym wnioskujesz?

– A Drago nie jest zawsze w centrum zainteresowania?

– Racja – Skinęła głową i potarła brodę. – Nie zdziwiłabym się, jakby zaciągnął go tam Jake, bo Kuso był przekonany, że mu przemówi do rozumu – westchnęła. – Same problemy z nim.

– Akane, ty też dałaś się porwać – zauważył bakugan z politowaniem. – I to jako pierwsza.

– Ej nawet nie miałam szans na obronę! A ten baran to baran. W każdym razie przydałoby się go uratować, bo jak Kazia mu namiesza w łbie i wystawi przeciw nam Drago...

   Opcja nie była ani trochę nęcąca. O ile na Dana Japonka patrzyła krzywo, tak w pełni akceptowała, że Dragonoid był najpotężniejszym bakuganem, jakiego spotkała. Tak więc jeśli będzie przeciw nim, to błyskawicznie zostaną zmieceni z planszy.

– Super, fajnie, już widzą twoją walkę z Kazariną. Zapewne będzie wspaniała.

– Zawsze można uwolnić Kuso dyskretnie.

– Takie pojęcie nie występuje w twoim słowniku.

   Zapewne doszłoby do rękoczynów niezbyt drastycznych, bo Leaus ciągle był w stanie kulistym, lecz przerwało im załamanie sufitu. Na jedno z wyjść z lochów spadło gruzowisko kamieni, pobitych żyrandoli oraz mebli. Wojowniczka i bakugan przez chwilę patrzyli ogłupiali na pobojowisko, po czym przenieśli wzrok na jedyną dostępną im drogę. Cóż jeśli szukać jakiś plusów, to przynajmniej mogli być pewni, że ewentualny pościg miał odciętą jedną ścieżkę.

– To co idziemy? – zagadnęła Akane.

– Módl się, by tam było laboratorium.

– Nie ja rozwaliłam jakieś piętro! To pewnie Jess albo któryś z Wojowników!

   Przez chwilę miała wrażenie, że poniósł się cichy okrzyk Shuna „Marucho, jestem pod tobą”, ale zbyła to wzruszeniem ramion. Bitwa z brokułem kiedyś musiała nastać i lepiej jeśli pójdzie na nią sama.

 

****

   Obecnym naszym planem było zwiać. Niby łatwe, proste i przyjemne do wykonania. Niestety jedynie w teorii, bo praktyka była o wiele trudniejsza.

   Przywołaliśmy nasze bakugany, ignorując obelżywe wrzaski Gilla. Kiedy biegiem zaczęliśmy się oddalać, bariera poczęła słabnąć. Oczywiste było, że nie utrzymam bez skupienia umysłu i patrzenia na nią, a bieganie tyłem było mi wybitnie nie na rękę.

– Krakix! – poniósł się za nami wrzask Gundalianina, po czym dalszą drogę odciął nam pierścień płomieni.

   Zaklęłam i spojrzałam przez ramię. W dłoni Gilla migotała szkarłatna kula, choć póki co wstrzymywał się od ciśnięcia nią w nas.

– Widocznie bez walki nie uda nam się odejść – mruknął Gus.

– Nie lekceważcie nas tak – odparł poważnym głosem Airzel. – Super moc, aktywacja, Tajfun Mirażu!

– Vulcan!

   Bakugan Subttery swoim ciałem osłonił nas przed uderzeniem wiatru, dzięki czemu nie skończyliśmy niczym muchy rozgniecione przez packę na ścianie. Co nie zmieniało, że nasze położenie nie było zabawne, z przodu dwóch ze Zgromadzenia, a z tyłu ognista ściana. I tak źle i tak niedobrze.

    Nagle mnie olśniło. Szybko przyklękłam, opierając dłonie o rozgrzaną posadzkę i skupiłam moc. Gus spojrzał na mnie jak na wariatkę, a Gill uśmiechnął się z kpiną.

– Zamierzasz błagać o litość?

   Nie odpowiedziałam, jedynie wbiłam wzrok w miejsce, gdzie stały ich bakugany. Skoro przez machinacje Tytana uwolniły się większe pokłady mocy, to równie dobrze mogę to wykorzystać.

   Gill sięgnął po następną kartę, gdy w górę wystrzeliło fioletowe światło. Krakix ugodził w lewą ścianę, natomiast Strikeflier w lewą. Korytarz z głośnym rumorem zasypały kawałki marmuru. Nie czekając na wyzwiska pod swym skromnym adresem, pociągnęłam Gusa za tył płaszcza i wspólnie wskoczyliśmy na dłonie Vulcana.

– Nie wiem, jak ci wychodziło bieganie, ale spierdalamy! – zakomenderowałam, przykucając.

   Okazało się, że skubany miał mini rakiety w butach, więc szybciutko odlecieliśmy z miejsca zbrodni.

– Jak to zrobiłaś? – spytał Gus.

– Ach, wykorzystałam nadmiar mocy uwolnionej przez Tytana – mruknęłam. – Skoro było go na tak mocny atak, a nie czuję zmęczenia, to jesteśmy w głębokiej chujni. A raczej Vestalia.

   Nagle Vulcan uderzył prawym ramieniem o ścianę. Zachwiałam się i spojrzałam w górę. Strikeflier unosił się nad nami z wyjątkowo wściekłym Airzelem na nami. Wytrzeszczyłam oczy. Jak on się tak szybko pozbierał?! Halo, halo, cisnęłam dawką, która normalnie by odebrała mi przytomność! Czy ktoś mógłby to docenić?

– Mówiłem, że nas lekceważycie – wycedził. Karta w jego dłoni rozbrzmiała zielonym światłem.  – Zderzenie!

– Tytanowa pięść!

– Fludim!

   Ataki starły się, tworząc potężną siłę uderzeniową. Ściany poczęły się kruszyć tak jak sufit. Warkocze wiatru świsnęły w cztery strony świata, ciągnąc za sobą kamienie, pył i kurz. Usłyszeliśmy zgrzyt, po czym wszystko runęło na siebie w ogłuszającym rumorze. Grunt wyślizgnął mi się spod nóg. Na kilka sekund byłam zawieszona w powietrzu, po czym coś mną miotnęło, obracając wokół własnej osi. Zacisnęłam powieki, czując się jak na oszalałej karuzeli.

   Odgłosy wybuchu i walących się ścian wypełniały moje uszy, a przez dym nic nie widziałam. Moje włosy szalały na wietrze, choć pod plecami czułam coś twardego. Gwałtownie pod moje powieki wdarło się światło. Otworzyłam oczy.

   Leżałam wśród gruzowiska na ręce Fludima na pałacowym placu. Podniosłam się do siadu. Byłam cała w kurzu i pyle, ale przynajmniej żyłam.

– Dziękuje, Fludim – Spojrzałam z wdzięcznością na bakugana.

– Przywołałaś mnie w ostatniej chwili – westchnął i podniósł się.

    Cała wschodnia ściana pałacu została zniszczona. Przed nami było teraz tylko dymiące zgliszcza. Ścisnęło mnie w dołku. A gdzie Gus?

– Widziałem, że Gus z Vulcanem spadli do piwnic, zanim nas wyrzuciło  – uspokoił mnie Fludim.

– W piwnicach są lochy – wymamrotałam i potrząsnęłam głową. – Chyba naprawdę mu jest przeznaczone uratowania Aki.

– O ile Airzel nie rozszarpie go wcześniej na części.

– Kto jak kto, ale Gus sobie poradzi – uznałam. – Gorzej z nami. Jak mamy teraz znaleźć Spectrę?

– Śladami zniszczeń?

– Teraz wszędzie coś jest zniszczone – Rozrzuciłam ręce w dramatycznym geście. - Chyba że polecimy metodą spalonej ziemi.

    Wtedy do moich oczu dobiegł cichy szum wody. Zmarszczyłam brwi. Od kiedy tu była rzeka?

– Fludi, podsadź mnie – poprosiłam.

   Kiedy stanęłam na jego ramieniu, zmrużyłam oczy i rozejrzałam się. Kawałek dalej przez kanały, które kiedyś były suche, teraz popykała całkiem głęboka rzeka. W sumie co ja się dziwiłam, z Wojownikami nawet zmiany natury były całkiem możliwe.

– Jeeess!

    Garra elegancko wylądował przed nami z uradowaną Haruką na grzebiecie. Zeszłam z Fludima i przytuliłyśmy się, pomimo iż wybrudziłam jej bordową koszulkę pyłem.

– Gdzie cię wywiało, jak nas rozdzieliło? – spytałam.

– Znów na zewnątrz – odparła. – Razem z Garrą szukaliśmy jakiegoś innego wejścia, by móc od razu zejść do lochów, kiedy trafiłam na Masona i resztę tej gromady.

– To ich sprawka? – Wskazałam na zalany kanał.

   Skinęła głową i spochmurniała.

– Nie udała się zasadzka na Kazarinę i Nurzak z Fabią zaczęli z nią walczyć. No i...zniknęli.

– Ha! – Uniosłam pięść. – Pierwszy raz to nie ja coś zwaliłam.

– Zgubiliśmy Gusa.

– Cicho, Fludim.

    Haruka westchnęła ciężko, jednak tego nie skomentowała.

– W każdym razie jesteśmy dalej rozbici i lepiej, jak się schowamy, zanim wyślą nowych żołnierzy.

    Tak oto znalazłam się w tajemnej kryjówce Nurzaka koło laboratorium i zorientowałam się, że wcale nie było źle. Ani trochę. Gdzie tam. Było tragicznie i jak z tego wyjdziemy żywi, to chyba każdy będzie dość zaskoczony. Choć dla szczęśliwych zdarzeń to Shun i Marucho byli cały i zdrowi tak jak Fabia.

– To podsumowując, Dan został porwany przez Gundalian i jest trzymany u brokuła, ja zgubiłam Gusa, Nurzak chyba nie żyje, Jake to dalej zahipnotyzowany piesek Kazi, nikt nie wie, gdzie są Spectra i Jane,  Akane ciągle w lochu, a Heather dalej lata na wolności – głos Shieny pod końcówkę wyliczanki lekko się podłamał.

– Nie zapomnij o ekipie Rena, która też jest pod hipnozą – dorzuciłam.

    Obdarzyła mnie wzrokiem spode łba, ale skinęła głową. Wszyscy przez chwilę milczeli, wsłuchując się w trzaskanie ognia w kominku. Była na siódemka na całe Zgromadzenie, ekipę Rena, Jake’a i Heather. Matma była mym wrogiem, ale to nie miało szans się szczęśliwie skończyć.

– Nie sądziłam, że może być gorzej niż na Vestalii – mruknęłam.

– Musimy uwolnić Dana – wymamrotał Marucho. – Jeśli Gundalianie położą łapy na Drago i go wykorzystają...

– Neathia nie będzie miała szans przeciw Drago i Dharakowi – wykrztusiła pobladła Fabia.

– My też wtedy zostaniemy zmieceni z planszy – dodałam cicho, za co Shiena dała mi kuksańca. Wydęłam wargi oburzona. Ktoś musiał patrzeć realistycznie!

– Nie ma rady, musimy wrócić do pałacu i wszyscy razem natrzeć na Kazarinę – uznał Ren. – Potem będziemy martwić się o resztę.

– Ja skupiam się na szukaniu Nurzaka. Możliwe, że przeżył – zadeklarował Mason.

   Pominę jego wymianę zdań z Fabią, którą chciał zaciągnąć ze sobą. Koniec końców poleciał sam, ale ja wam mówię, że tutaj intencję nie były takie do końca czyste. Jak wyczułam Akane i Gusa, tak wyczułam ich.

– My robimy tak – zaczął Ren. – Linehart odetnie częściowe zasilanie laboratorium oraz zrobi nam wejście. Reszta to już będzie improwizacja.

– To dokładnie mój typ planów! – ucieszyłam się. – Wejdź i próbuj przeżyć!

   Shun i Marucho lekko się uśmiechnęli, ale zaraz zaprzestali, bo wtrąciła się moja przeklęta maruda.

– Raz skończyłaś jako trup.

– Ugh, nie trup, ale w połowie trup! Nie strasz nowych! – Pstryknęłam go palcami w czoło. – Pomijając, można powiedzieć, że trochę zeszły ograniczenia z mojej mocy, więc walcie w przód, ja nas osłonię.

   Haruka rzuciła mi pytające spojrzenia, ale pokazałam uniesiony kciuk. Nie było czasu tego tłumaczyć, a nie też nie miało sensu. Nikt z nich nie przywoła mi przecież Niszczyciela ani nie wyczaruje komunikatora do Vestalii. Potrzebowałam znaleźć Spectrę.

   Rozległ się huk, przez który schron się lekko zakołysał. Potem dobiegł nas ryk smoka. Choć bardziej niż bojowy to przywodził mi na myśl zirytowany. Nie tracąc czasu wytknęłam łeb na zewnątrz, by zostać uraczona widokiem Heliosa wśród ruin kolejnego kawałka zamku.

   Cóż, chociaż jeden problem został rozwiązany.

 

****

 

   Heather dawno straciła rachubę, przez którą z kolei ścianę się przebiła. Crueltion i Ulvida zderzali się raz na razem, powodując, że wszystko dookoła drżało i dygotało. Ściany i sufit pokrywały siatki pęknięć, powietrze raz przecinało ostrze kosy, a raz ogon węża.

  Zdmuchnęła spocone kosmyki z czoła i sięgnęła po jedną z ostatnich supermocy. Cokolwiek nie użyła, Jane zawsze umiała się jakoś wykaraskać z potrzasku, przez co powoli zaczynało jej brakować opcji.

   Nie mogła skończyć na walce tylko z Wilson. Potrzebowała jeszcze furii Jessie czy przerażenia Fabii. Zniszczenia tego pałacu. Zniszczenia wszystkiego!

– Supermoc aktywacja! Zakazane zaklęcie! – krzyknęła.

   Grzechotka Crueltiona zaczęła dygotać, zmieniając barwę na intensywną purpurę. Bakugan zamachnął się ogonem niczym lassem i ugodził przeciwniczkę idealnie w miękki bok. Ulvida uderzyła w ścianę, powodując kolejny wstrząs i chmurę dymu. Kolejne gruzy posypały się na niegdyś jasną podłogę.

   Uśmiechnęła się, kiedy Jane od razu nie odpowiedziała atakiem. Użyła jednej z potężniejszej supermocy, więc pewnie walka już się skończyła.

   Niespodziewanie w gęstej mgle pojawił się błysk, po czym tępa strona kosy gruchnęła prosto pomiędzy oczy Crueltiona. Bakugan zasyczał wściekle, smagając bakugana Aquosa nogę.

– Contestir, Lśniący Mnich!

   Heather mrugnęła. Contestir? Jeśli dobrze kojarzyła to tak nazywał się bohater Zenet. A Zenet była–

   Dym opadł, ukazując Zenet, która stała ze swoim fałszywie pewnym siebie uśmiechem przyklejonym do twarzy. Choć coś było z nią nie tak. Coś uległo zmianie, lecz Heather nie potrafiła wyłapać co.

– Powinnaś być martwa – powiedziała, mrużąc oczy.

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Heather – odparła Gundalianka chłodno.

   Teraz dziewczyna spostrzegła ślady żółci w jej oczach. Prychnęła. Kolejna marionetka Kazariny.

– W każdym razie co tu robisz? – mruknęła. – Miałam taką wspaniałą walkę z Jane – san, a ty mi się wpierdoliłaś.

– Dokładnie to jest powód. Bardziej przeszkadzasz niż pomagasz – Zenet obróciła kartę. – Nie jesteś już potrzebna. Contestir, Rapier Przewagi!

– Już nas zdradzili? – syknął Crueltion z dezaprobatą.

– Barodius chyba zauważył, że mamy ich gdzieś – zgodziła się Heather. – No cóż, trzeba będzie wiać. Trucizna Cienia!

   Jednak atak Contestira minął węża i strumień światła pikował wprost na Heather, po czym świsnął tuż koło jej głowy. Porażona intensywnym światłem zamknęła powieki.

– Uważaj, Hea...!

   Z ust wydobyło jej się nagłe westchnięcie, a potem uczucie zimna czegoś metalowego w ciele. Miała wrażenie, że czas zwolnił, gdy spojrzała w dół i ujrzała wystającą rękojeść własnego sztyletu i dłoń Zenet dookoła niej.

– Tak jak mówił mistrz Gill, musisz zginąć, zanim nas zdradzisz – szepnęła Zenet, wyrywając ostrze w akompaniamencie nieprzyjemnego chlupnięcia.

   Heather zatoczyła się w tył. Ostry niemal oślepiający ból przebiegł całe ciało, przez co widziała białe plamy. Zacisnęła szczęki, po czym obnażyła zęby. Przycisnęłą dłoń do rany, ignorując ciepłą krew przeciekającą przez palce.

– Nie myśl, że nie pociągnę was ze sobą – wycharczała. – Crueltion, Synteza Supermocy! Śmiertelne Oczy!

    Ból zaślepił i pochłonął wszystko. Nie widziała pełnego politowania wzroku Zenet, nim ta się teleportowała, upadających z rumorem kolumn, fioletowych fal energii rozbijających kolejne korytarze. Nie czuła też, jak Cru owinął wokół niej ogon, tuż przed tym jak podłoga pod nimi pękła.

   Ból zaprowadził ją z oślepiającej bieli wprost w ramiona głębokiego mroku.

 

****

   Maska Keitha wkurwiała mnie od chwili, gdy go poznałam, bo nic przez nią się dało wyczytać. Zwłaszcza teraz nie byłam pewna czy ze złości planował zrzucić mnie na zakręcie z pleców Heliosa, czy może był tak załamany, że brakło mu słów, czy też stracił resztki wiary w ludzkość.

– Jak... – odezwał się wreszcie. – Jak można było tak namieszać w godzinę?

   Rozłożyłam szeroko ręce i poczułam chęć podrapania się po głowie. Powiedziałam mu dopiero o zgubieniu Gusa, złapaniu Dana i wyparowaniu Jane, a już widziałam, że miał tego po dziurki. Jak tu mu jeszcze przekazać, że Reiko przez jakieś swoje pobudki może rozjebać naszą rodzinną planetę?

   Lecieliśmy za Hektorem, gdzie siedział Shun z Fabią. Ren pozostał by walczyć z Gillem (Gundalianin się na mnie patrzył, jakby chciał mi łeb ujebać), a Marucho z Airzelem. Niepokoiło mnie, że skoro oni byli tu, to co zatrzymywało Jane? Heather? Czy, odpukać w niemalowane, Kazarina? Choć też mogła wpaść na zombiaki z drużyny Rena...

– Ale czuję, że to nie wszystko. Co jeszcze się stało, Jessie?

– No nie ma Akane.

– Skoro Gus dostał się do lochów, to ją uwolni, nic się nie martw. Co jeszcze?

   Westchnęłam na słyszalne obniżenie tonu głosu.

– TytansięaktywowałnaVestaliiitochybaprzezReiko – powiedziałam na jednym wdechu.

– To jakiś nowy język? – mruknął Helios.

   Spectra przechylił głowę, sztyletując mnie wzrokiem.

– Słucham?

– Reiko, z chuj wie jakich powodów, chyba uwolniła Tytana albo coś ruszyła z rdzeniem Vestalii – powtórzyłam wyraźnie i z naciskiem. Podniosłam dłonie i natychmiastowo zatańczyła nad nimi fioletowa mgiełka. – Mam za dużo mocy. Normalnie nie mogłabym jej używać, bo mój organizm nie dałby rady. Musimy skontaktować się z Kenjim!

– Helios, zawracamy! – krzyknął Spectra.

   Jaszczur błyskawicznie wykonał polecenie. Zachwiałam się gwałtownie, więc Spectra przytrzymał mnie za ramię.

– Jess?! Spectra?! – zawołała za nami Haruka, zatrzymując się na środku holu.

– Wpadłem na pomysł – odparł krótko Keith. – Zobaczymy się w laboratorium Kazariny albo przed nim.

   Pokazałam gestem Shienie, że wszystko było cudnie i wspaniale. Dziewczyna po chwilowym wahaniu skinęła głową i odlecieli wraz z Garrą, próbując dogonić Shuna i Fabię.

– Co to za pomysł? – spytałam, widząc, że lecimy inną drogą niż przybyliśmy.

– Trzeba czym prędzej dostać do Niszczyciela – Odetchnął. – Dlaczego akurat z twoim bratem a nie Radą? I skąd wiesz, że to Reiko?

– Sam mówiłeś, że Reiko odwala, więc musi mieć coś z tym wspólnego. A co do Kenjiego to czy to nie oczywiste?

   Uniósł brew, zachęcając mnie do dalszego mówienia.

– Los Vestalian może jej nie obchodzić,  tego nie wiem. Ale ja i Kenji jesteśmy jej rodziną. Dziećmi Melody, jej przyjaciółki. Ostatnimi osobami, która byłaby w stanie skrzywdzić.

– Ciebie skrzywdziła.

– Nieważne co wtedy by zrobiła i tak byłam skazana na cierpienie – mruknęłam. – Teraz jest inaczej.

– Mam nadzieję, że masz rację – odparł i lekko ścisnął mnie za dłoń.

   Ja też, Keith. Ja też.

 


Tak wiem, w chuuj długo rozdział XDD Pokićkane te odcinki, więc wyszłam z takim swoim miszmaszem. Kessie znowu razem, Gus gdzieś przepadł, Aki ma swoje mordercze napady. Heather oberwała. Ogólnie wesoło XDD W następnym informuje, że lecę wydarzenia z Vestalii, a ostatnie 4 - 5 rozdziałów ściśle skupione już na tej końcówce wojny XDD Mam nadzieję, że nikt się nie zanudził przy czytaniu ^^''

niedziela, 13 września 2020

S2 Rozdział 49: Denerwowanie lwa patykiem


      Ekran, na którym wyświetlał się obraz z kamer z placu, był jedynym jasnym punktem w sali tronowej. Barodius podpierał policzek pięścią, obserwując z uniesioną brwią, jak Colossus oraz inne bakugany oczyszczają sobie drogę przez jego wojska. Nie spodziewał się dodatkowych dwóch postaci, lecz mu to nie przeszkadzało. Im więcej przeciwników zmiażdży tym lepiej dla niego.

    Zasępił się na moment. Choć fakt, że Nurzak przeżył był nieco niepokojący. Będzie musiał się dokładnie upewnić, że starzec stał się zimnym trupem przy ich następnym spotkaniu.

    Zza tronu dobiegły go ciche kroki. Uśmiechnął się i zerknął w bok.

– Masz lojalnych przyjaciół, Jake – przemówił, patrząc na Wojownika. Jego żółte oczy błyszczały jak lampiony. – Jednak to trochę tchórze, skoro lecą na nas taką grupą. Trzeba ich rozdzielić, nie sądzisz?

    Chłopak spojrzał na niego. Wzrok miał kompletnie pozbawiony emocji czy skupienia. Umiejętności hipnotyczne Kazariny zawsze mu imponowały. Potrafiła jednym ruchem zniewolić ludzki umysł i wykorzystywać go jak tylko chciała. Nieważne jak potężny, jak inteligenty, każdy poruszał się niczym zwykła lalka pod jej wodzą.

    Jak dobrze, że była mu bezgranicznie oddana...

– Zrozumiałem, mistrzu – odparł Vallory.

– Też masz w tym pomóc, Heather – dodał, zwracając się do dziewczyny.

    Był szczerze zdziwiony, że tak długo wytrzymała bez zrobienia niczego. Poznał się na niej już po kilku dniach. Nie obchodziło jej nic poza własnymi korzyściami i przyjemnościami. A tacy nie byli mu potrzebni, a wręcz zagrażali. Dlatego musiał pozbyć się jej już teraz. W końcu drobne wypadki podczas walk się zdarzały.

– Oczywiście – odparła, choć myślami była gdzieś indziej. – O niczym innym nie marzę – dodała, przejeżdżając językiem po dolnej wardze.

 

****

   

   Kichnęłam mocno, aż niemal zgięłam się w pół i głośno pociągnęłam nosem. W tym pałacu było mnóstwo kurzu! Rozumiałam, że wojna i tym podobne, ale żeby aż tak nie sprzątać?! Przecież te wszystkie ściany wokół zaraz zmienią kompletnie barwę od tego brudu!

– Ciszej! – syknął Gus, który szedł przede mną i oświetlał korytarz latarką.

– Powiedziałbyś chociaż „na zdrowie”! – oburzyłam się. – Spectrze to zaraz na kolanach podawałbyś opakowanie z chusteczkami!

– Wydaje mi się, że większym problemem jest fakt, że celowo nas rozdzielili – stwierdził, olewając moje drugie zdanie.

   Ach, no tak, zapomniałam wspomnieć. Po rozprawieniu się ze strażą na zewnątrz wpadliśmy na pełnej kurwie do środka, gdzie nagle załamał się sufit. Każdy rzucił się w inną stronę i ja skończyłam z Gusem w zakurzonym, posępnym holu, gdzie potężnie pizgało. Zawsze wspaniale zaczynałam swoje misje, ciekawe czy tutaj też złapię katar?

    A na pewno dostanę migreny, bo Grav już zaczął lamentować, że rozdzieliło go z Keithem.

– Jakoś się odnajdziemy – Wzruszyłam ramionami. – Nie masz w gantlecie jakiegoś GPS na Spectrę?

– Niby po co? – Uniósł brew.

– Ara, to nie wszczepiłeś mu żadnego czipa? Jestem szczerze zaskoczona.

– Jess, to naprawdę nie jest pora na twoje docinki. I nie, gantlety czy vestaliańskie sprzęty nie działają na tych częstotliwościach.

– Czyli musimy łazić, aż gdzieś nie trafimy. Brzmi dziwnie znajomo  – Rozejrzałam się i zmarszczyłam nos na widok sporej pajęczyny. – Oby gundaliańskie pająki nie były włochate, bo zejdę na zawał. Jaki kloc robi takie pajęczyny?!

   Westchnął głośno, machnął na mnie ręką i ruszył w przód. Wokół panowała kompletna cisza i pustka, dlatego póki co nasze bakugany wróciły do form kulistych. To było swoją drogą dość dziwne, bo przecież wypadliśmy tylko na inny korytarz. Więc powinniśmy słyszeć cokolwiek, odgłosy walki czy głosy reszty. Tymczasem nic. Chyba że wyrzuciło nas dalej, niż myślałam.

– Nie podoba mi się to miejsce – odezwał się Gus i przyklęknął pod światło oglądając ślady jakby od pazurów na ścianach. – Wygląda niemal jak katakumby.

– Przecież nie rzuciliśmy się w żaden dół – odparłam. – Może to jakiś zapomniany hol? Nawet nie wiesz, ile takich jest w pałacu w Velarii. Raz prowadziłam takim Aki, by się straż nie czepiała, że wprowadzam obcych.

   Spojrzał na mnie przez ramię i coś mignęło w jego oczach. Przez chwilę wyglądał, jakby miał coś powiedzieć, lecz zrezygnował. Podniósł się.

– W każdym razie trzymaj się blisko mnie. Wolę, byś się nie zgubiła.

– Oczywiście, panie dowódco – Zaplotłam ręce za plecami i w podskokach zrównałam się z nim. – Kto wie, może dojdziemy tędy do lochów?

   Jego ręka trzymająca latarkę delikatnie drgnęła, lecz wzrok ciągle trzymał wycelowany przed siebie. Uniosłam kącik ust. Chłop już przegrał.

– Naprawdę chciałabym tam szybko dojść. Brokuł miłością nas nie darzy, a zwłaszcza nie lubi chyba, jak ktoś się nie boi jej szkaradnej mordy, więc Aki ma przejebane – ciągnęłam dalej. – No i zapewne będzie chciała pora...

– Chciałem cię spytać o Akane, ale teraz nie ma na to czasu – przerwał mi gwałtownie.

   Zatrzymałam się i zamrugałam.

– Co?

    Obrócił się do mnie przodem, opuszczając latarkę.

– To ostatnie miejsce na takie dyskusje, Jess.

– Serio jesteś zainteresowany Aki? – Uniosłam brwi. – Ha, wiedziałam, że mój związkoradar się nie myli! Czułam to już od waszego pierwszego spotkania.

   Fludim gdyby mógł, to pewnie przywaliłby głową w ścianę, a tak to pozostało mu tylko wydać pełen frustracji jęk.

– Nie widziałaś pierwszego spotkania, bo byłaś nieco martwa wtedy – odparł. Brew mi drgnęła. – Mniejsza, mam trochę pytań, ale nie teraz.

– Chyba nie myślisz, że zostawię przyszłość mojej Akane na później – Oparłam dłoń o biodro i zmrużyłam powieki. – Bez urazy, ale Aki bardziej wydaje się niechętna do ciebie. No i masz dziewczynę, halo, halo.

– Jess, to naprawdę nie czas – syknął Fludim.

– A co nas powstrzymuje? – Rozrzuciłam ręce. – Włóczymy się po pustym pełnym pająków korytarzu, chuj wie gdzie! Także Gus, odpowiedz mi ładnie. Czego chcesz od Akane?

– Poznać ją.

– Hmmm – Zagryzłam wargę, przechylając głowę i przyglądając mu się.

   Rzecz jasna decyzja należała do Akane, lecz póki co średnio to widziałam. Już pomijając taki szczególik, że miał laskę, to no moja przyjaciółka wyraziła już nie raz, że Grav ją denerwuje. A w erze Zenka to nawet dość często go wyzywała. Choć co ja się wypowiadam, sama skończyłam z gościem, którego wcześniej byłam gotowa udusić.

   A już całkowicie to pomijając, to czy Aki będzie w stanie się otworzyć? Jak dotąd to nawet nasi przyjaciele z Ziemi widzieli tylko jej jedną twarz, a znaliśmy się ponad dobre cztery lata. Czemu Gus miałby być inny?

– No dobrze, ale co Irene?

    Pytanie zawisło między nami, bo posadzką nagle zatrzęsło. Złapałam Fludima, gotowa wyrzucić go w każdej chwili, lecz z mroku nic się nie wyłoniło. Drżenie ustało na kilka sekund, po czym ściana kilka metrów przed nami eksplodowała. Osłoniłam się rękami przed gwałtowną falą sprężonego powietrza i dymu.

– Żyjesz? – szepnął Gus po chwili.

   Skinęłam głową, otrzepałam spodnie i spojrzałam przed siebie. Z wyrwy wydobywało się światło i było widać kawałek następnego korytarza, więc serio trafiłam, że łaziliśmy po jakimś zapomnianym holu. Chciałam już podejść i przejść na drugą stronę, lecz Gus złapał mnie za przegub i przyłożył palec do ust.

– Uciekli nam – dobiegł nas rozdrażniony głos. – Ale dorwę ich później.

   Wymieniliśmy się wzrokiem z Gusem i na kuckach podeszliśmy bliżej wyrwy. Wychyliłam nieco głowę i ujrzałam Gila oraz Airzela. Fartem rozmawiali między sobą, więc nas nie zauważyli. Wystarczy poczekać, aż sobie pójdą i będzie można się wyślizgnąć. Tylko kto im zwiał?  Shun? Haru? Jane? Marucho? Bo gdyby to byłby Spectra lub Dan, to oni prędzej napierdalaliby się do końca niż oddali walkę, ot duma Pyrusa.

– To co teraz, mistrzu Gillu?

– Szukamy kolejnych. Za niedługo była drużyna Rene z laboratorium do nas dołączy.

   Ahh, jak bosko. Nie dość że Zgromadzenie Dwunastu, to jeszcze tamte spierdoliny. Nigdy więcej wypraw na jakieś pałace, przecież to idzie nerwicy dostać.

  Wtem zakręciło mnie w nosy. Nim mój mózg zdążył to zarejestrować, kichnęłam.

   Cisza. Czułam szum krwi w uszach. Może nie usłyszeli? Może jakimś cudem akurat w chwili kichnięcie coś obok walnęło, więc zostałam zagłuszona.

– Och, nawet nie musimy szukać.

   Kurwa, jednak nie.

   Mimo miny Gusa, który w myślach to pewnie mnie wieszał, podniosłam się i uśmiechnęłam przyjaźnie. Przeskoczyłam wyrwę i stanęłam na wypolerowanej podłodze. Gundalianie patrzyli na mnie ciekawie podobnie jak ich bakugany.

– Mogliście mi chociaż powiedzieć „na zdrowie” – skwitowałam, odrzucając włosy do tyłu.

 

****

 

   Kiedy wreszcie się zatrzymali, Jane oparła się o ścianę, próbując złapać oddech. W duchu dziękowała Starożytnym, że Gundalianie nie rzucili się za nimi, bo jej płuca prawdopodobnie by wysiadły.

– Uratowałeś nas Shun – powiedziała z wdzięcznością Ulvida.

– Nie ma o czym mówić – Kazami wzruszył ramionami.

– Tylko co teraz? – spytał Marucho. – Nie mamy pojęcia, gdzie podziała się reszta.

– Powinniśmy pozostać przy planie i szukać Jake’a – uznał Shun.

– Skoro dalej służy Gundalii, to może przy odrobinie szczęścia Heather też tam będzie – zgodziła się Jane. – Jess i Haru pewnie ruszyły po Akane, więc tą suką zajmę się ja.

– Dobry plan, tylko jak chcecie przejść przez ten pałac. Każdy Gundalianin będzie chciał z wami walczyć! A wtedy to zajmie wieki! – zauważyl Akwimos.

– Hmmm – Blondynek zamyślił się. – Gdyby dało się jakoś zamaskować.

   Shun wyprostował się i wyszedł z zakrętu. Nim zdążyli się spytać, co wyprawia, wyciągnął spod rękawa kunai i wyskoczył, znikając im z oczu. Kilka zduszonych okrzyków i odgłosów ciosów później wrócił, ciągnąc za sobą stroje trójki strażników.

– Myślę, że to się nada.

   Przebieranie się nie należało do łatwych. Zbroja była sztywna i twarda, buty za szerokie. Jane z trudem zachowywała równowagę, a ponadto w środku śmierdziało nieco potem. Jednak i tak nie narzekała, widząc, jakie gimnastyki wyprawiał Shun, by upchnąć w środku dwa al’a skrzydła, które miał przyczepione z tyłu swojego neathiańskiego stroju. Marucho był w generalnie najgorszej sytuacji przez swój karłowaty wzrost. Zmieścił się idealnie w spodniach, natomiast Akwimos robił z głowę. Taaa, wyglądało to bardziej jakby zbroja była opętana przez ducha, ale może w ferworze walki nikt nie zwróci na to uwagi. Zresztą można to było zaliczyć jako element zaskoczenia.

– Wyglądacie kretyńsko – szepnęła do niej Ulvida.

    Wywiesiła oczy do góry.

– Powiedz mi coś, czego nie wiem.

   Bakugan zachichotał.

– To idziemy – zakomenderował Shun.

   Wyszli z zakrętu i ruszyli w lewo. Po jakiś pięciu metrach Jane zaczęła się zastanawiać, czy Gundalianie nie mają problemów ze wzrokiem. Shun co prawda szedł normalnie, lecz ona z Marucho to była kompletnie inna bajka. Jej chód można było co najmniej wziąć za mocno pijacki, zwłaszcza kiedy zaczynała machać rękami dla złapania równowagi. Przebranie Marucho dokonywało za to rozczłonkowania co kilkanaście kroków. Albo Marucho szedł za szybko, albo Akwimos zaczął coś oglądać i pozostawał w tyle. Lecz czy ktoś się interesował? Gdzie tam! Żołnierze biegali tam i z powrotem, traktując ich niczym powietrze.

   Stanęli na rozwidleniu, kiedy dobiegł ich śmiech. Jane poczuła prąd przebiegający przez plecy na ten dźwięk i obróciła głowę, zaciskając mocno szczęki.

– Stęskniłam się za wami, Wojownicy.

– Heather – wyszeptał Marucho. – Ach, Jane – san! Proszę, zacze…

    Wilson go zignorowała. Wprawdzie z natury była osobą spokojną i opanowaną, lecz widok wojowniczki Darkusa sprawił, że poczuła, jak wrze jej krew. Mimo to ciągle myślała logicznie i wiedziała, że Heather musiała coś planować.

   To jednak nie miało znaczenia. Im szybciej pozbędą się jej, tym lepiej pójdzie reszta planu. Ulvida sama wskoczyła do jej dłoni, a pałka teleskopowa obijała lekko o tylne udo. Wyślizgnęła się ze stroju, kopnęła go za siebie i szybkim krokiem podążyła na dziewczynę. Cała jej perspektywa skupiła się na tej suce, a głosy chłopaków rozbijały się o uszy.

– Widzę, że też nie mogłaś się doczekać naszego spotkania, Jane – mruknęła Heather, uśmiechając się.

– Nie zamierzasz uciekać?

– Hm, patrząc na twoją twarz, raczej powinnam – Dziewczyna oparła się o ścianę i nacisnęła na nią dłonią. Otworzyło się przejście. Machnęła dłonią. – Brutalne sceny powinny rozgrywać się w dyskretnym miejscu, nie sądzisz?

   Jane niewiele myśląc wyjęła pałkę, po czym weszła w ciemność przejścia.

 

****

– Coś czułem, że mi się tu nie spodoba – stwierdził Dan, podnosząc się z kolan i otrzepując strój.

    Spectra obdarzył go pełnym politowanie wzrokiem i rozejrzał, gdzie teraz wyszli. Ku jego niezadowoleniu ten korytarzy wyglądał niemal identycznie jak poprzedni. Kręcili się już tak z kwadrans ciągle nikogo nie spotykając. Jedynie Kuso zaliczający gleby stanowił jakąś rozrywkę.

– Wszyscy się przed nami schowali ze strachu? – spytał z niedowierzaniem Helios. – Heh, jakie żałosne, nawet Zenoheld zachował resztki godności w ostatnim starciu.

– Nic dziwnego, w końcu jesteśmy Wojownikami! – wyszczerzył się Dan.

    Jaszczur spojrzał na niego i mruknął coś o niesamowitym szczęściu pajaców, lecz Spectra go uciszył.

– Kuso, byłeś tu wcześniej i dłużej niż ja. Masz pojęcie co to za część pałacu? – zadał pytanie, zakładając ręce na piersi.

   Doprawdy, jaka to była zasada, że ostatnio zawsze kończył z kimś skrajnie nieodpowiedzialnym. Dan był silny, lecz Gundalianie grali według bardziej podstępnych reguł i na pewno nie można było tutaj oczekiwać uczciwości.

– Niestety nie – Brunet rozłożył ręce. – Nie zwracałem na to uwagę.

– Oczywiście – burknął Helios.

    Dan wydął wargi, po czym nagle jego oczy się zaświeciły. Dla Spectry już to był zły sygnał, lecz chłopak minął go z entuzjastycznym uśmiechem

– To jest przejście! – krzyknął, wskazując na coś przypominające wejście do kokonu. – Dzięki niemu przejdziemy na inną część pałacu.

– Ostrożnie Dan, Gundalianie raczej nie zastawili tylko jednej pułapki – odparł Spectra.

   Niczym na zawołanie przejście się otworzyło. Spectra sięgnął po Heliosa, gdy poraziło ich mocne światło. Okrzyk Dana się urwał i jasność zniknęła. Tak samo Kuso.

– Masz dar zgadywania – stwierdził Helios w dziwnej próbie pocieszenia.

   Kurwa.

   Keith poczuł z tyłu głowy lekki ból. Rzucił robotę, przybył na obcą planetę, by użerać się z bandą Gundalian w ich pokurwionym pałacu. Jeszcze rozdzieliło go z Jess, więc znając życie, zaraz coś gdzieś trafi szlag.

– Helios! – wykrzyknął, wyrzucając bakugana, po czym wskoczył na jego kark.

– Komuś się chyba śpieszy.

– Nie ma już żadnego sensu w byciu ostrożnym – warknął. – Idziemy.

 

****

   Nigdy nie przepadałam za zabawami z ogniem. Poparzenie bolało jak cholera, a ze swoim fartem to bym się nie zdziwiła, jakbym puściła swoje włosy z dymem. Także nawet nie posiadałam zapalniczki.

   Ironicznie teraz nawalałam się  z gościem od Pyrusa, który gdyby mógł, to cisnął by mnie w lawę. Sytuacji nie pomagał też jego kumpel, bo przez wiatr te kretyńskie płomienie były o wiele za blisko mojej twarzy.

– Weź coś z nim zrób! – krzyknęłam do Gusa. – Supermoc, aktywacja! Otchłań Cienia!

– Było nie kichać!

– Przepraszam bardzo, odruch naturalny! Moja wina, że tu nikt nie wie, jak wygląda odkurzacz?

– Zauważyłaś, że zawsze masz na wszystko wytłumaczenie?

– Gus ty oślepłeś, że nie widziałeś tego kurzu? To była kilkucentymetrowa warstwa! A właśnie! – zwróciłam się do Gundalian, który patrzyli z lekkim niedowierzaniem albo irytacją, kto tam wie. – Duże tu macie pająki?

   Airzel delikatnie skinął głową.

– Matulo, a ja czułam, że coś mi się o nogę ociera. Fuu, będę musiała wziąć prysznic, jak to się skończy – Wzdrygnęłam się.

– Jess...

– Wystarczy!  - warknął Gill, używając karty.

    Poziom mocy Krakixa: 1000

   Poziom mocy Fludima: 700

    Hehe, chyba mam delikatnie przejebane.

– Waszym kolegom udało się wymknąć, ale wam już nie popuszczę – oświadczył gracz Pyrusa. – Zwłaszcza, że cesarz chce wam się bliżej przyjrzeć.

– Nie wybieram się na żadne audiencje, podziękuje.

– Nie masz wyboru.

   Prychnęłam, na co Gil uśmiechnął się niepokojąco. Szybko w jego dłoni zebrała się czerwony ładunek elektryczny w kształcie kulki. Bez zastanowienia zebrałam moc i wygięłam nadgarstek, by stworzyć małą tarczę.

   I wtedy wydarzyło się coś w chuj niepokojącego.

   – Jess, jak ty to... – Fludim nie zdołał nawet dokończyć.

    Pokręciłam głową, niezdolna wykrztusić słowo. Moja moc pozwala na tworzenie małych barier. Zawsze. Moje ciało nie dałoby rady wytworzyć większe. Więc czemu teraz przed naszymi bakuganami rozciągała się iskrząca się na fioletowo bariera rozmiaru, który w stanie byłaby wywołać Reiko? Spojrzałam na swoje dłonie. Purpurowa mgła ciągle przemykała między palcami. Nie czułam zmęczenia czy palącego bólu mięśni lub skroni. Jakby moc nie pochodziła ze mnie, lecz karmiła się z zewnętrznego źródła. A jedyne zewnętrzne źródło to był Tytan. Czyli rdzeń Vestalii.

– Gus, musimy znaleźć Spectrę – powiedziałam.

– Co? A co z resztą? Co się dzieje?

– Nie chodzi mi że od razu – mruknęłam. – Najpierw Aki, potem on.

– Dobrze, ale co jest, Jess? – Położył mi rękę na ramieniu. – Zbladłaś.

– Nie widzisz? – Wycelowałam palcem w barierę.

– Owszem – Zdumienie na jego twarzy ustąpiło niepokojowi. – Czy to...

    W barierę uderzył rozgrzany do czerwoności szczypiec Krakixa.

– Chyba nie myślicie, że uciekniecie – syknął Gill.

– To nie u mnie – szepnęłam do Gusa. – Ale coś się dzieje na Vestalii i Tytan ma z tym jakiś związek.

  


 Także no rozdział jest, chujowy, lecz jest XD Wszyscy liczyli na Kessie, a tu duet Jess i Gus czyli coś pięknego XDD Ale spoko Kessie będzie, tylko jeszcze nie teraz. Generalnie rozpierdol jest, Vestalia też się bawi, a ja mam dość. Jeszcze tylko z 6-7 rozdziałów i kończymy, ledwo będę się już trzymała tych odcinków XD

Odmeldowuje się!

 

poniedziałek, 7 września 2020

Angel się wypowiada!#yyy...8?

Jako że Blogger postanowił niespodziewanie dać aktualizację, to wpadłam w lekkie kłopoty. Albowiem póki co mam stary interfejs, ale miałam też uż okazję użyć nowego i no hehe, nie ogarniam go. Nie łapię, czemu nie pokazuje mi, kto co wyświetla i jest jakiś taki nieporęczny. Więc jak ktoś już używa tej aktualizacji, to może się podzielić doświadczeniami, bo ja czuje, że to będzie komedia XD
Jess: Komedia już wystarczająca jest z tą serią >.>
Cicho, cicho jeszcze z 6-7 rozdziałów
Aki: I nadciągają dramy
Coś musi się dziać, tak? Przynajmniej bez Fabii będzie
Jess: I kazia odejdzie na bok
Aki: Buu, brokuł się nawet nie rozkręcił
Kazarina: Nie jesteś w sytuacji, by mi pyskować
Aki: Ja zawsze jestem w takiej sytuacji, zmarszczko jedna
Dobra, bez morderstw poza sceną -_- W każdym razie jak ktoś ma nowy interfejs, to proszę by mi powiedział, jak sobie radzi z obsługa. Gdyż u mnie będzie to dość rozpaczliwy widok ^^''
Dobranoc, wszak 2 tydzień szkółki zaczynamy, ugh


czwartek, 3 września 2020

S2 Rozdział 48: Pościg za demonami

Ważne, bo dołu nikt nie czyta!
Czy ktoś wie, jak się obsługuje tego nowego bloggera, bo ja za chuja nie umiem....XD



 – Musimy wymyślić jakiś dobry plan. Wątpię, że Kazarina nie wykorzysta do czegoś Akane.
– Lecz Serena, moja siostra....
– Zacznijmy może od tego, że Dana również wyjebało.
– Uwierz mi, Jane, jesteśmy już po części przyzwyczajeni. Czasami tak już się zdarzało.
    Słońce nad naszymi głowami świeciło ostro, odbijając jasne refleksy dookoła. Gulasz przygotowany przez Linusa był bardzo dobry, a rozmowa przy stole o dziwo toczyła się w pełnym spokoju. Ta, wyglądało na sielankę, jednak Shiena siedziała wyprostowana jakby połknęła kij od szczotki, Jane nieustannie gryzła wargę, a Marucho nie zjadł więcej niż dwie łyżki potrawy. Nie było to nic dziwnego, absolutnie. Gdyż nasza sytuacja, delikatnie rzecz ujmując, była chujowa.
   Akane porwana przez sucz, Dan z dupy wyparował przed naszymi oczami, natomiast Serena nie zezwalała na wycieczkę na Gundalię. No mówię wam, było rozkosznie. Wręcz czekałam na rozwój akcji, bo znając życie, to karuzela cyrku i spierdolenia dopiero ruszyła.
- Ile może zająć Danowi powrót? – spytała Shiena.
– Zależy co się z nim stało – mruknęła Fabia. – Ktoś ma jakiś pomysł?
– Jak Gundalianie to mnie coś trafi – westchnęłam, trąc rękami czoło.
– Dobra, zakładając, że pojawi się do godziny, to jak planujemy się dostać na Gundalię? – Ren dalej próbował ustalić jakikolwiek plan, choć od zniknięcia Dana to nikt się nie kwapił, by podjąć temat.
– Przecież królowa Serena nam zabroniła – przypomniał Marucho. – Bez jej pozwolenia nie tkniemy teleportu.
– Zawsze mogę spróbować pożyczyć Niszczyciela Spectry.
– Pożyczyć? – Jane uniosła brew.
– Ty go nawet nie umiesz prowadzić – dodał Fludim. – Puknij się w głowę, to by było samobójstwo.
– Chyba że namówisz Gusa na bycie kierowcą.
– Wtedy zginiemy z rąk Aki – powstrzymała machinacje Wilson Haru.
– Ale przecież nie możemy pozwolić jej zostać samej z tą bandą na dłużej niż kilka godzin! – jęknęłam. – No i Jake!
– Nie zapominajmy o Danie – westchnął Marucho.
– Sprawy wzięły koncertowo w łeb – podsumowała Jane.
    Rzuciłam wzrokiem na wysoki garnek z gulaszem. Miałam nieco ochotę, by wziąć sobie dokładkę za dokładką, bo w końcu jedzenie to sposób na wszystko, ale przecież i tak polecę po Aki, choćbym miała przetrzeć Sereną podłogę albo zagrozić rozwaleniem trzeciej osłony, a wtedy nie mogę się toczyć jak kulka ze wzgórza. Tak sobie debatowałam sama ze sobą, gdy nad stołem pojawił się ekran, gdzie wyświetlała się neathiańska królowa.
– Właśnie z kapitanem Elrightem obejrzeliśmy nagrania z walki Drago z Linehartem – przemówiła.
    Wszyscy wbili w nią oczekujący wzrok, lecz Krawler się nieco spiął. Marucho poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.
– I zrozumiałam, co się wydarzyło. To jakaś działalność świętej Kuli doprowadziła do zniknięcia Dana. Możliwe, że chciała go poddać jakiejś próbie.
   Reszta zaczęła się dopytywać o jakieś szczegóły, na które władczyni i tak nie miała odpowiedzi. Ja natomiast na słowo „próba” zaczęłam mieć falę wspomnień z własnej dość mało przyjemnej. Spojrzałam na równie zaniepokojonego Fludima. Jeśli Dan też wróci opętany przez jakiegoś swojego przodka, to ja się wypisuje z tej powalonej imprezy.


****

   Samochód Reinare pruł przez ulice, rozchlapując śnieg na boki i pewnie łamiąc z setkę przepisów. Normalnie Vena pewnie bałaby się o własne życie przy każdym zakręcie, lecz teraz jej myśli skupiły się tylko wokół rozmowy z Reiko. Ledwo kobieta zniknęła, to popędziła do Volan i tylko poprosiła o odwiezienie do domu. Dziewczyna nawet nie zadawała pytań, widząc jej stan, za co była wdzięczna.
   O jaki grób chodziło? Jakie kłamstwo? Jaka prawda? Przyłożyła dłoń do serca, które dudniło jak szalone. Sombra starała się uspokajająco pocierać jej szyję, lecz to nic nie dawało. Vena czuła, że to było coś niebezpiecznego. Czy ta niebieska ciecz była krwią Reiko? Czemu taki kolor?
   Zacisnęła powieki, gdy poczuła nagły ból w skroniach. W jej głowie narastał coraz większy chaos, a nie miała wiedzy, by go uspokoić. Obecnie znajdowała się tylko jedna osoba, która mogła ją poratować.
   Zatrzymały się gwałtownie przed restauracją. Vena nie tracąc czasu otworzyła drzwiczki i wyskoczył na chodnik. Słyszała obcasy Rei za sobą, gdy wchodziła na kuchnię. Ignorując wzrok personelu, rozejrzała się po kuchni.
– Gdzie jest Kenji? – spytała. Głos jej drżał.
– Vena? – Poczuła jego ciepłą dłoń na policzku. Obrócił ją w jego stronę. – Co się dzieje?
– Musimy porozmawiać – odparła i chwyciła go za ramię, ciągnąc ku gabinetowi.
   Ledwo drzwi zamknęły się za nimi,  wydała głośne westchnięcie i opuściła torbę na podłogę.
– Vena, co się dzieje? Ktoś coś ci zrobił? Albo tobie Rei? – Jej narzeczony spoglądał to na nią to na Volan spragniony odpowiedzi.
– Nie, to nie chodzi o nas – zaprzeczyła. – Tu chodzi o Reiko.
    Kenji zamrugał gwałtownie.
– Reiko?
   Skinęła głową i padła na fotel, mając gdzieś, że moczy go śniegiem z kurtki. To było ważniejsze od mebli.
– Poszłam do niej dziś. Rei wpuściła mnie do pałacu.
– Ale po co? Stało się coś? – Kenji ukląkł koło niej, ciągle wyglądając na zatroskanego. Poczuła, jak ściska ją w dołku. Zawsze taki był wobec niej.
– Po prostu od kiedy Spectra przekazał, że dziwnie się zachowuje, to widziałam, że zacząłeś się niepokoić. Dlatego poszłam do niej, by spróbować z nią porozmawiać.
– Vena...
– Daj mi skończyć, bo to naprawdę ważne – odetchnęła i spojrzała mu prosto w oczy. – Dzieje się coś złego.
    Widziała, jak porusza się jego jabłko Adama, gdy przełykał ślinę.
– Co takiego?
– Nie mam pojęcia, lecz udało mi się z nią porozmawiać. Albo chociaż sprawić, że zaczęła mówić – Poczuła uścisk jego palców na dłoni i słabo się uśmiechnęła. – Powiedziała coś o szukaniu i że nie umie znaleźć kłamcy. Była roztrzęsiona. A potem wspomniała, że mamy nie zbliżać się do jakiegoś grobu, a będziemy bezpieczni. Kenji, wiesz, o co może chodzić.
– Do grobu? – Zmarszczył brwi. – Reiko była blisko z rodzicami, ale jaki by to miało sens...
– Ja chyba wiem, do jakiego – rozległ się cichy głos Reinare.
    Odwrócili się w jej stronę. Dziewczyna też przysiadła na ramieniu fotela.
– Raz zabrałam Jessie na Zieloną Dzielnicę nad amfiteatrem. Był tam grób, jeśli dobrze pamiętam.
– A wiesz czyj? – spytała Vena.
– Emmm, pan Vamkil wspomniał imię – Reinare ściągnęła brwi w zamyśleniu. – Yyyy...Sy...Sy...Sybilla!
– Mityczna pierwsza królowa Vestalii? Ona ma grób? I czemu akurat ona? – Vena uniosła wysoko brwi. Nic z tego nie miało dla niej sensu. Przecież Sybilla zmarła długo przed tym, zanim narodziła się Reiko. Jeśli w ogóle istniała.
    Usłyszała, jak Kenji głośno wciąga powietrze. Spojrzała na niego i spostrzegła, że gwałtownie pobladł.
– Kochanie?
– Chyba wiem czemu – przemówił. Pokręcił głową. – Jess opowiadała mi o tym – Zerknął na nie, nim spuścił wzrok na podłogę. – Tytan był mężem Sybilli i bakuganem.
– Zaraz, zaraz, bakugan i człowiek? Ale... – zaczęła Reinare, lecz Kenji uniósł rękę.
– To długa historia, jednak zarówno Sybilla jak i Tytan istnieli naprawdę. Stąd w mojej rodzinie wzięły się moce. Od Tytana, potężnego bakugana Darkusa – Zamilkł na moment, lecz żadna z nich nie próbowała się odezwać. Kenji wyglądał na naprawdę wystraszonego. – Rzecz w tym, że Tytan był i ciągle jest niebezpieczny. Jego dusza została zaklęta w rdzeniu Vestalii – Podniósł się i zaczął chodzić po pokoju. – A fragment rdzenia znajduje się pod grobem Sybilli. Reiko idzie tam, co znaczy... – Zatrzymał się.
– Co znaczy, że chce wywołać Tytana – dokończyła Reinare, po czym poczuła dreszcz na plecach. – Zadzwonię po pomoc – oznajmiła i szybko wyszła z gabinetu.
    Atmosfera w pokoju gwałtownie zgęstniała.
– Tytan był niebezpieczny – przemówiła Sombra. – Mówiono o nim jako o okrutniku i tym, który stawiał wyzwania bogom.
– To dlaczego chce go wywołać lub z nim rozmawiać? – szepnęła Vena. – By znaleźć tego kłamcę?
– Nawet jeśli tak, to Reiko powinna wiedzieć, żeby tego nie robić – powiedział Kenji, marszcząc brwi. – To Tytan pośrednio doprowadził do pożaru i śmierci rodziców. Nie można mu ufać.
   Vena wzdrygnęła się, lecz chłopak nie wydawał się poruszony. Wpatrywał się w ogień płonący w kominku i nad czymś intensywnie myślał. Powinna czuć dumę, że coraz lepiej radził sobie z traumą, jednak porcja nowych informacji nieco przytłoczyła jej umysł.
   Skrzypnęły drzwi i wróciła Reinare z grymasem niezadowolenia i ściskając komunikator w dłoni.
– Ani Keith ani Gus nie odbierają. Mira również. Gdzie ich wywiało w takim momencie, to ja nie wiem – jęknęła.
– To teraz bez znaczenia – mruknął Kenji i odwrócił się do nich przodem. – Muszę zatrzymać Reiko, nim spróbuje wywołać lub rozmawiać z Tytanem.
– Nie pójdziesz sam! – Vena podniosła się na równe nogi. – Nawet o tym nie myśl.
– Skarbie, to naprawdę nie jest do...
– Idę. Z. Tobą. – wycedziła przez zęby i zmrużyła powieki. – Nie pozwolę ci przejść metra beze mnie.
– Dokładnie, lepiej w grupie! – poparła ją Reinare. – Więc wdziewaj płaszcz i jedziemy
   Podniósł ręce w geście poddania, wydał pośpiesznie kilka poleceń Alexowi i po pięciu minutach cała trójka zniknęła w śnieżnej zawiei.


****

    Na łaskawy powrót Dana czekaliśmy ponad jebane, nasłonecznione półtorej godziny. Potem rozległy się alarmy (doprawdy po tej wojnie znienawidziłam wszystkie budziki) i gdy wyszliśmy przed pałac, to pojawił się on. Na szczęście nie opętany, więc za to należały mu się oklaski. Za to z Drago po chuj wie której ewolucji oraz drugim jebitnym smokiem.
– Mistrz Nurzak! Mason?! – zawołał zdumiony Ren.
– Co oni tu robią? – syknęła Fabia.
   A i dwoma Gundalianami, żeby jeszcze bardziej uprzyjemnić ten dzień. Bo w sumie nie doszłos jeszcze do żadnych rękoczynów.
– Musiałem ich zabrać. Utknęli między wymiarami z winy Barodiusa! – Dan zrobił klasyczną minę niewiniątka i rozłożył ręce.
   Sheen na to wydała zirytowane westchnięcie i przeniosła rozzłoszczony wzrok na swoich wrogów – ex-wrogów? Jeden z nich był wysoki i sporo starszy od nas, a drugi rozglądał się bezczelnie i miał taki lekko irytujący uśmieszek. Och, czuję, że się pokochamy. Zwłaszcza moje pięści i jego nos.
– Chyba nie jesteśmy mile widziani – zaśmiał się cwaniaczek, trąc po karku.
– Zachowuj się, Mason! – syknął jego bakugan.
   Oho, czułam, że to mogła być bratnia dusza dla Fludiego.
– Nie wpuszczę kolejnych Gundalian na nasze ziemię – odparła zimno Fabia. – Zwłaszcza jednego z najbliższych ludzi cesarza! – Skierowała wzrok na Nurzaka.
– Księżniczko, rozumiem twoje obawy, lecz żaden z nas nie pracuje już dla Barodiusa. Ja trafiłem między wymiary właśnie przez moją próbę obalenia jego. Teraz chcę wam pomóc, by móc go powstrzymać – Starzec ukląkł na jedno kolano. – Musimy ochronić Kulę przed jego chorymi ambicjami.
– Nie ma dla nas przyszłości na Gundalii – westchnął Mason. – Więc również oferuje swoje usługi.
    Fabia zagryzła wargę i wciągnęła głośno powietrze.
– Dobrze, przyjmujemy was, ale jeden zły ruch i wypadacie – zagroziła.
– Dziękuje, księżniczko – Nurzak skinął głową i wyprostował się.
– Spoko, szefowo – Mason posłał flirciarski uśmieszek, za co jego bakugan zaczął go rugać.
    Po chwili już się kłócili. Oj tak. To zdecydowanie byłaby idealna psiapsi dla Fludima. Muszą się koniecznie potem zapoznać.
– Super! – Dan klasnął w dłonie. – To lecimy na Gundalię!
– Nie jesteś zmęczony?! – Marucho wybałuszył oczy.
– Pfff, ja nigdy nie jestem zmęczony.
– Twoje chrapanie co noc trochę niszczy tą teorię – mruknęłam.
– Ej! – Wydął usta w oburzeniu. Puściłam mu oczko.  – To się nie liczy! Zresztą mniejsza, czas lecieć odbić Jake’a i Akane!
   Razem z Shieną i Jane instynktownie ruszyłyśmy do Kuso, gdy zatrzymał nas głos Shuna.
– Niby jak, Dan?
– Dzięki Dragonoidowi Colossusowi! – Lider Wojowników wskazał na ogromnego smoka, na którego grzbiecie stali już ten Nurzak i cwaniak. – To dla niego pestka!
   Shun i ekipa stali dalej w miejscu, ale ja wzruszyłam ramionami i podeszłam do spuszczonego ogona bakugana. Wdrapałam się po nim jak po schodach. Jego grzbiet był idealnie płaski, więc istniała szansa, że się nie spierdolę i nie rozwalę czaszki na pół. Kiedy reszta doszła, Colossus zaryczał, a z jego rogu wystrzeliła jasna wiązka. Przed nami wykształcił się portal.
– Nadciągamy Gundalio! – zawołał wesoło Dan, wyciągając ręce ku niebu.
    Uniosłam brew. Ktoś tu chyba zapomniał, jak skończył się ostatni raz.


****

    Gdzieś w połowie tunelu zaczęła się czynność, której praktycznie nie wykonywałam czyli planowanie. Chciałam się dyskretnie wycofać w tył, lecz widząc złowrogi wzrok Haru pozostałam grzecznie między Shunem a Jane.
– Jake jest przetrzymywany w zamku? – upewnił się Dan.
– Oraz Akane – dodałam.
– Nie ma wątpliwości – Mason skinął głową. – Są im potrzebni.
– Ren? – odezwał się zmartwiony Marucho. – Co jest?
    Gundalianin stał z opuszczoną głową i wpatrywał się w podłogę. Pięści miał lekko zaciśnięte. Podniósł wzrok.
– Nie tylko ich musimy uratować. Moi przyjaciele też są tam przetrzymywani.
– I co z tego? – syknęła Sheen.
   Ahh, zapowiadała się cudowna rozmowa. Może jednak dojdzie do tych rękoczynów?
– Zapewne Kazarina poddaje ich swoim eksperymentom – uznał Nurzak.
– O tym właśnie mówię. Nie mogę ich zostawić na pastwę losu, Dan – powiedział Krawler.
– Okej! Rozdzielimy się, więc ty Ren pójdziesz do laboratorium, skoro znasz drogę.
– Emm, a wiemy, gdzie znaleźć Jake? Lub Akane? – spytałam.
– No i Heather, nie zapominajmy o tej małej suczy – wtrąciła Jane.
– Wy się znacie? – zdumiał się Nurzak.
– Długa historia – machnęłam ręką.
– Będziemy musieli przeszukać pałac – stwierdził Shun. – Pewnie ich nie chowają.
– Miejmy taką nadzieję.
    Już ustaliliśmy podział grup czyli, że wszyscy Gundalianie lecą do Kazariny, a reszta na szukanie po zamku, gdy Shiena odchrząknęła gwałtownie.
– Jess mnie zabije, ale trudno. Spectra i Gus też tam będą. Pewnie już na nas czekają.
    Zapadła na moment cisza. Wybałuszyłam oczy na przyjaciółkę. Czy ja na moment ogłuchłam czy ona właśnie...
   Spojrzała na mnie i skinęła głową.
– Ale czemu?! I czemu nic nie wiem?! – jęknęłam. – Ty zdrajco, ostrzegaj mnie!
– Po ostatniej bitwie ze Zgromadzeniem Dwunastu zrozumiałam, że są naprawdę potężni – Shiena mówiła szybko, by nikt jej nie przerwał. – Nie przewidziałam przybycia Nurzaka i Masona, więc poprosiłam ich o wsparcie.
– Ale jestem martwa – Osunęłam się po Shunie. – Błagam was, nie mówcie mu o szczegółach pobytu na Neathii, bo mnie oskalpuje.
– A wy nie jesteście razem? – Dan uniósł brew.
– I co z tego?
– Wybaczcie, że przerywam, ale zaraz będziemy na Gundalii! – przemówił Colossus.
    Już mogłam wręcz odliczać sekundy do końca swojej kariery. I to nawet nie chodziło, że nie chciałam go widzieć, bo wręcz przeciwnie. Ale Haru powinna ostrzec! Ciągle miałam trochę zadrapań po naszej epickiej wyprawie z Danem, siniaków na kolanach też nieco było. Przecież jak Spectra to zobaczy, to zaraz mu się uruchomi tryb podobny od tego jak widział Mirę z Acem. Słodcy Starożytni, może teraz ruszycie dupy?!
– Będzie doobrze, Jess – Dan poklepał mnie po plecach. – Czyż to nie romantyczne rozwalać wspólnie pałac?


****


   Gundalia wyglądała równie ponuro jak ostatnim razem, lecz tym razem odróżniały ją dwa małe szczegóły. Czerwony płaszcz Phantoma wyraźnie odcinał się od mroku wkoło podobnie jak włosy Gusa. Colossus wylądował. Rozejrzałam się. Brak Niszczyciela. Czyli musieli go schować gdzieś w chmurach albo walnąć jakiś tryb niewidzialności.
– Dawno się nie widzieliśmy, Spectra, Gus! – przywitał się radośnie Kuso.
– Witam z powrotem, Dan, Shun i Marucho – Spectra uśmiechnął się pod nosem, a Gus skinął głową.
    Westchnęłam ciężko. Gundalianie zeszli na ziemię, natomiast tamten duet cyrkowców zaczęła się wspinać.
– Tęskniłeś? – zakpiłam, gdy Spectra stanął koło mnie.
– Dniami i nocami – odbił piłeczkę i założył ręce na tors. – Przynajmniej raz upewnię się, że czegoś nie zniszczysz.
– Och, jaka szkoda, że to jeden z celów tej misji.
– Wiadomo, co z Aki? – Gus wychylił się zza pleców blondyna i przebiegł wzrokiem po mnie, Jane i Shienie.
– Tyle że porwana – odparła krótko Wilson. – Przez Heather – Brew jej zadrgała na samo wspomnienie.
    Rozmowa trwałaby dalej, gdyby Fabia z dupy nie zdecydowała się również zeskoczyć z bakugana. Wszyscy spojrzeli na nią z niedowierzaniem. Bo tak trochę jej nienawiść do Gundalian i drużyna z nich się składająca niezbyt się dodawały jak olej i woda czy coś takiego. Orłem z chemii nie byłam nigdy.
– Emm, co ty robisz, Fabia? – spytał Shun.
– Chyba to oczywiste, że ktoś musi mieć na nich oko – odparła.
    O tak, ona nadawała się do tego celu idealnie. Lecz zdusiłam uwagi w gardle, żeby nie było, że znów mieszam Vestalię w konflikty.
– Dołączymy do was później! – krzyknął jeszcze Ren, rzucił szybkie spojrzenie na Spectrę i ten zespół z marzeń jakiegoś sadysty odbiegł.
    Oj jak oni wrócą, to chyba zacznę wierzyć, że jednak Starożytni nie do końca się opierdalają.
–A my lecimy na naszą misję! – wykrzyknął Dan, gdy Colossus odbił się od ziemi.
– Jaki jest plan, Kuso? – spytał Keith.
– Szukamy Jake i Akane – Szatyn rozłożył ręce. – Prosty.
– I tak czuję, że coś nie wyjdzie – mruknęła Shiena. – I tak już idzie za łatwo.
– To prawda – zgodził się Shun.
– Ale nie popadajmy w przesadę – Machnęłam ręką. – Będzie git.
– To nazywasz git? – Jane wskazała przed siebie, drugą ręką łapiąc Ulvidę.
    Około trzydzieści metrów przed nami pojawiły się dwa bakugany Darkusa. Zaraz rozbłysło światło i pojawiło się kilka Haosa. Za nimi Ventusa. I tak dalej i tak dalej. Podrapałam się po skroni.
    Życie mnie naprawdę nienawidziło.



To szybko. 2 dni szkoły i chcę się zastrzelić, bo mam już z 4 sprawdziany zapowiedziane. Akcja zmierza do końca, wróciło Kessie, więc gitówa, idę spać XD