niedziela, 21 marca 2021

S3 Rozdział 3: Niepokojące sygnały

 

   W Bakuprzestrzeni mogło nie być prawdziwego słońca, co jednak nie zmieniło faktu, że zmarszczyłam brwi na sam jego widok. W Los Angeles lało jak z cebra, co mi niezwykle pasowało, bo jakąś godzinę po pobudce znów poczułam senność, a cóż jest lepszego od drzemania przy dźwięku deszczu? Ale nieee, trzeba się było ubierać i lecieć

- Postaraj się nie zemdleć na arenie – Spectra podparł mnie, kiedy lekko się zachwiałam.

– I nawet nie próbuj się rozpraszać – wtrącił Fludim. – Nie zamierzam się wiecznie kisić na tym 7 miejscu.

   Wywróciłam oczami, ziewając. Było tuż po trzynastej i wokół kręciło się już sporo graczy. Bitwy na wszystkich arenach szły równo, a nazwiska śmigały po tabeli wyników. Jednak trudno było nie dostrzec jak zgęstniała atmosfera w chwili wejścia Keitha. Nawet ubrany w czarne spodnie i białą koszulę bez tej kretyńskiej maski przyciągał uwagę. Ludzie oglądali się przez ramiona lub zaczęli szeptać. Niektórzy nawet wbili wzrok w listy pojedynków, jakby oczekiwali magicznego pojawienia się nazwiska Spectry.

– Cóż za sława – uznałam. – Nie dane ci będzie odpocząć od fanów nawet tutaj. Na trybunach wszystkie oczy na ciebie.

   Westchnął, krzyżując ramiona  .Uśmiechnęłam się, ale zaraz przestałam, gdy uniósł brew.

– Kto powiedział, że idę na trybuny.

– Te, miałeś oglądać bitwę, nie wykręcaj się.

– Byłaś aż tak pijana zeszłej nocy, że coś ci się przesłyszało, Jessie?

– Hooo – Strzyknęłam kośćmi nadgarstków. – Nie prowokowałabym osoby z mocą.

   Do rękoczynów i fantastycznej rozrywki dla graczy jednak nie doszło. Bowiem spod ziemi wyrósł lokalny dealer bakuganów czyli Dylan. W oczojebnej żółtej marynarce, ciamkający lizaka i poprawiający ciemne okularki. Ogólnie był jak komar, który nieważne ile razy pierdolniesz, to i tak wróci, by dalej niszczyć nerwy.

– Najgorętsza parka Bakuprzestrzeni wreszcie przybyła! – zawył, składając pokraczny ukłon. – Witajcie w naszych skromnych progach!

    Strzyknęłam pięścią jeszcze raz. Keith doszedł chyba do podobnych co ja wniosków, gdy nagle Dylan wycelował w nas fioletowym lizakiem. Ślina prysnęła w bok. Obrzydlistwo.

– W ramach fantastycznej oferty – uśmiechnął się przebiegle, a okularki błysnęły – z wielką przyjemnością sprzedam wam najnowsze pojazdy bojowe o czterdzieści procent taniej. Są to świeżutkie bułeczki, więc Jess bez trudu rozgromi Sellon i Anubiasa.

– Na cholerę nam twoje bezużyteczne kawałki plastiku? – westchnął Keith.

– Poradzę sobie bez, dzięki wielkie – mruknęłam.

– Heee? – Dylan oparł ręce na biodra. – Pan naukowiec nie ufa innym wytworom?

   Spectra w zamian obdarzył go lodowatym spojrzeniem. Coraz więcej gapiów zaczęło się zatrzymywać, czekając na rozwój sytuacji. Pajac też to wyczuł, gdyż roześmiał się i odchylił, po czym zrobił gwałtowny obrót. Marynarka zafurkotała. Zerknął na nas, unosząc lizak.

– Jednak pamiętajcie, że dla was zawsze znajdę zniżkę.

   I odszedł, ginąc w tłumie w przeciągu zaledwie kilku sekund.

– Marucho powinien go wyjebać.

– Tak, ale co do twojego przyjścia…

– Oh – przerwał mi, zerkając na wielki elektroniczny zegar. – Za dziesięć minut walczysz. Lepiej biegnij do szatni – Złapał mnie za ramię i obrócił w kierunku areny A.

– Spróbujesz coś chcieć – syknęłam i z truchcikiem pobiegłam do szatni.

   Pewnie się ze mną droczył. Znaczy oby, bo inaczej patelnia wraca do gry i niech mu ziemia lekką będzie.

   Przeszłam długi korytarz, mijając wychodzących zawodników. Zatrzymałam się na moment przy automacie z piciem i szybko zgarnęłam sok pomarańczowy, wrzuciłam do kieszeni bluzy i szybkim krokiem podeszłam do głównej szatni.

   Otworzyłam drzwi. Jak na komendę wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. Prawą ławkę zajmował rozłożony po królewsku Anubias otoczony przez swoich sługusów, a po lewej siedział Sellon wraz z Soon i Chris. Dan jak to biedne dziecko siedział sam na środku. Na me pojawienie ucieszył się, jakby ktoś kupił mu kebaba.

– Jess!

– Danny!

   Przytuliliśmy się, ale oczywiście miły moment zepsuł sadomaso.

– Myślałem, że już stchórzyłaś – uśmiechnął się leniwie, pokazując kieł.

– Mam trochę więcej spraw w swoim życiu niż tylko bitwy, ale radośnie spiorę ci dupę – uśmiechnęłam się, puszczając oczko. – Nic się nie bój.

– Za marzenia nie ma co karać.

– Witaj, Jessie

   Głos Sellon zawsze był gładki i melodyjny. Kobieta posłała mi łagodny uśmiech, kiedy skinęłam jej głową. Jej dwie koleżanki z drużyny już nie były tak przyjaźnie nastawione. Choć szczerze to nikt tak naprawdę nie wiedział, co chodziło Sellon po głowie. Walczyła inteligentnie i z gracją, a poza spokojem to chyba nie widziałam u niej innej emocji.

   Ale ciągle tysiąckroć lepsze było jej towarzystwo niż Anubiasa, bo on to drugi komar. Mogliby się zbratać z Dylanem i razem gdzieś odlecieć.

– Spectry nie ma? – szepnął Dan.

– Przyjdzie – odparłam. – A jak nie to dostanie lepę.

– Chciałbym to zobaczyć – wymamrotał Fludim z nutką złośliwości.

   A to Brutus mały! Pacnęłam go w głowę, kiedy rozległ się lekko skrzeczący głos sędzi i komentatora w jednym.

– Zawodnicy są proszeni na arenę. Zaraz zaczynamy pojedynek.

   Nabrałam powietrza. Dreszczyk emocji i adrenalina zaczęły rozchodzić się po moim ciele. Wymieniliśmy spojrzenia z Danem i ruszyliśmy do kolejnych rozsuwanych drzwi, za którymi już wrzał tłum.

 

****

   Piasek. Czy istnieje coś bardziej przeklętego niż to małe gówno? Tak. Piasek unoszony przez wiatr. Wtedy masz go wszędzie. We włosach. Pod spódnicą. W brwiach. Paznokciach. Ogólnie jest przeuroczo.

   Ale powinnam przewidzieć, że życie przecież sprzedało mi za mało wpierdol. Akurat gdy byłam cała na czarno, to czym stała się arena? Pustynią, jebaną pustynią! A kto obrał sobie mnie za cel? Gość z bakuganem Ventusa. Wszak kto nie chciałby stać tuż obok burzy piaskowej? A! Jeszcze ubrałam buty na platformach, by przypadkiem ucieczka nie była za łatwa.

   Geniusz, doprawdy. Że mnie jeszcze do NASA nie przyjęli to szok kompletny.

– Fludim, Protekcja Chłodu! – zawołałam, ledwo coś widząc na oczy.

   Fludim: 1300G

Bakugan Robina: 700g

   Zasmarkany wiatr ustał, a mnie otoczył ukochany cień. Brunet obnażył zęby i poderwał dłoń, by użyć kolejnej supermocy. Rozejrzałam się. Teoretycznie kilka metrów dalej stała jakaś oaza, ale szybciej to się utopię w tej piaskownicy niż tam dotrę. Chyba że…

– Oszustwo Cienia.

   Podczas kiedy Ziperator wpadł na cień Fludima, to maruda wzięła mnie na ramię i zaczęliśmy radośnie spierdalać. Tylko po to by minutę później zetrzeć się z Sellon. Ehh, czy ona nie powinna skupić się na Danie? Jeszcze Spyron wydawał tak ostre okrzyki, że głowa bolała z automatu.

   Fludim odrzucił pazury bakugana i zaczął obracać włócznią.

– Dawno nie miałyśmy okazji walczyć – stwierdziła Sellon. – Wielka szkoda.

   Zerknęłam przez jej ramię. Drago naprzemiennie bił się z bakuganami Anubiasa i Chris. Zmarszczyłam brwi.

– Zawsze wydawało mi się, że chcesz dorwać Dana.

– Interesują mnie silni przeciwnicy – Przejechała zgrabnie ręką po włosach i odrzuciła je. – Ich pozycje nie mają dla mnie znaczenia – Powoli obróciła dłoń. Karta wystrzeliła przed jej nadgarstek. – Kluczowy Ruch.

Spyron: 1700

Fludim: 800

– Upadek światła.

   Spyron: 1300

  Fludim: 1400

  Wykorzystując pojawienie się gęstej czarnej mgły, użyłam następnej karty. Z włóczni Fludima wytrysnęły dwie strugi lasera. Jeden musnął skrzydło Spyrona, sprawiając, że stracił on równowagę, a drugi ugodził w bakugana Chris. Drago poszedł za ciosem, sprawiając, że pozbyliśmy się jednego przeciwnika. Lecz to by było na tyle.

   Nagle coś wypełniło przestrzeń, aż zadudniło mi w uszach. Powietrze stało się jakby cięższe, a atmosfera przyduszająca. Choć teoretycznie nic się nie zmieniło, by dostrzec to gołym okiem. Piasek oraz wiwaty zdawały się znajdować w oddzielnym choć widzialnym wymiarze. Moc zawrzała ostrzegawczo w żyłach, kiedy wszystko wyleciało jakby odcięte nożem.

   Bat wiatru smagnął mnie po twarzy, a powietrze rozdarł okrzyk.

– Daniel!

   Momentalnie wszystko ustało. Obróciłam głowę. Przed oczami mignął mi obraz, jak Dan osuwa się na ziemię. Cichy odgłos uderzania ciała o podłoże poniósł się jak strzał. Zapanowała pełna drgającego napięcia cisza, która po chwili się rozdarła.

– Nieprzytomny zawodnik! Wezwać pielęgniarza! – darł się komentator.

    Ludzie na trybunach też coś wykrzykiwali. Podbiegłam bliżej i pochyliłam się nad nieprzytomnym chłopakiem. Był pobladły. Zmarszczyłam brwi, zauważając świeże zadrapanie na policzku. To od bitwy czy coś sobie zrobił?

   Po chwili odsunął mnie pielęgniarz. Podniosłam się i obserwowałam, jak mierzą mu ciśnienie, po czym przenoszą na nosze.

   To było dziwne. Kompletnie niepodobne do Dana. W szatni wyglądał całkowicie zdrowo.

– Od razu mówię, że nie przyjmuję tego jako zwycięstwo – huknął mi do ucha Anubias.

   Spojrzałam na niego spode łba, na co wykrzywił się w zwyczajowym grymasie. Robin już stał za nim, mordując mnie z lekka spojrzeniem.

– Przekaż mu to – Wycelował palcem na odchodzących ratowników. – Tak łatwo mi się nie wywiniecie.

   Podejrzewanie sadomaso o uszkodzenia Dana było bezcelowe. Koleś miał obsesję na punkcie wygrania z nim w równym pojedynku. I ta nagła zmiana atmosfera. Postukałam się paznokciem o podbródek. Co tu się dzieje?

 

****

– Więc – Dźwięk stuknięcie o szkło kieliszka posłał dreszcze po plecach Aki. – Chciałaś się spotkać w jakimś konkretnym celu?

   To było to. Westchnęła, prostując się. Wcześniej jak się zobaczyli, to mogła szybko pozbyć się sztywnej atmosfery żartami czy zwykłą rozmową. Przez chwilę nawet poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają. Jednak to pytanie przywróciło całe napięcie oraz ucisk w dole żołądka.

– Nie można się po prostu spotkać? – mruknęła, łapiąc szklankę z wodą.

   Niespodziewanie jej gardło stało się suche jak cholera.

– Można – zgodził się Gus i lekko wysunął podbródek. – Jednak to było niespodziewane i dodatkowo po wielu zignorowanych telefonach.

– A ty czemu tyle dzwoniłeś? – odparowała, w duchu dziękując, że jeszcze miała jakiś refleks.

  Tyle że Grav nie dał się zbić. Miły uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony przez zmarszczone brwi.

– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, Akane.

– Teoretycznie telefony były pierwsze.

– Ale pytanie o nie już nie.

   Stuknęła w kolczyk i pociągnęła go. Sytuacja coraz bardziej na nią napierała i brakowało sekund, aż wszystko pęknie i polecą słowa. Tylko teraz od niej zależało czy palnie jakąś głupotę i bardziej skomplikuje sprawy czy może postara się coś wyjaśnić z własnego chaosu, który miała w głowie.

– No bo…ogólnie – zacięła się. Talentu do przemów stanowczo jej brakowało. – nasza znajomość dziwnie się zaczęła?

   Leaus by pewnie wspomniał, że Spectra i Jess zaczęli gorzej niż wpadnięcie na siebie w lochu, ale to nie był teraz najważniejszy punkt.

– W sensie – Przejechała językiem po zębach. – Ty od maszkarona, żeby go szlag, ja od Jess...no i wiesz potem też trochę dużo ci powiedziałam, hehe – Ręka jej drgała, by podrapać się po głowie, ale byli w restauracji. – Więc jak się to wszystko skończyło, to jakoś czułam się dziwnie w twoim towarzystwie. Nie że coś zrobiłeś, ale jakoś tak…no – skończyła koślawo.

   Dobra, to chyba były najgorsze wyjaśnienia w jej karierze. Pełne dziur i skrótów myślowych, ale co innego mogła powiedzieć, żeby nie pokazać za dużo? Nie chciała tylko by Gus się czuł winny. Tyle. Nic więcej.

   Gus przestał się marszczyć i przez chwilę miał nieodgadniony wyraz twarzy, po czym westchnął i znów się lekko uśmiechnął. Do oczów wlało się zwyczajowe ciepło.

– To o to chodziło? – Pokręcił głową, opierając policzek o zwiniętą pięść. – Zawsze możemy zacząć na nowo jako znajomi.

   Zamrugała, unosząc wysoko brwi. Tego się nie spodziewała.

– Kompletna czysta kartka?

   Spojrzał na nią z nutka złośliwości.

– Chcesz, bym zaczął od „Cześć, jeste…

– O nie – Potrząsnęła głową. – Bo już mnie skręciło – Machnęła ręką. – Tylko nie wspominajmy o wiesz czym.

– Skoro tak chcesz , to proszę bardzo.

  Opadła na krzesło, a napięcie uleciało z niej niczym z przekłutego baloniku. Poczuła lekkość i nawet, kiedy lekko ukuło ją w środku, to to zignorowała.

– W takim razie muszę spytać mojego nowego przyjaciela – Podniosła kieliszek i wzrokiem omiotła miłą orientalną knajpkę, gdzie siedzieli. – Skoro nie jesteś z Ziemi i wiedziałeś gdzie to jest i co zamówić, to znaczy że byłeś tu z maszkaronem na randuni?

   Na odgłos zakrztuszenia się makaronem, uśmiech sam jej wpłynął na usta. Tak powinno być.

    Leaus jakby słysząc jej myśli, parsknął. Pstryknęła go palcem, nie odrywając oczu od Gusa, który desperacko próbował przestać kaszleć.

 

****

– Nie podoba mi się to – zawyrokował Shun.

    Całą czwórką siedzieliśmy w niewielkiej salce. Dan ciągle leżał zemdlony na łóżku pokrytym błękitnym prześcieradłem. Spectra znalazł się wśród tłumu widzów i razem poszliśmy ogarnąć co z Kuso. Jako że ciągle był poza naszym światem to opowiedziałam im o wyczuciu dziwnej energii, lecz nie mieliśmy pojęcia, skąd mogła się wytrzasnąć. Nie była tak mroczna jak Tytana lecz wyjątkowo nieprzyjemna. Jeszcze wyszło, że jedynie ja coś poczułam, więc musiało mieć to związek z bakuganem, choć tam nikogo nie było w teorii.

   Marucho spojrzał na Drago, który siedział tuż koło ucha swojego partnera. Bakugan przez dłuższą część naszej rozmowy milczał.

– Drago, a ty nic nie zauważyłeś?

– Niestety nie – odparł smok. – Daniel dobrze się czuł przed bitwą i nagle zasłabł. Sekundę wcześniej jeszcze wykłócał się z Anubiasem.

– A wcześniej? – odezwał się niespodziewanie Keith. – Nic się nie działo?

– Nie.

– A to zadrapanie – nie ustępował. – Skąd się wzięło?

    Drago od odpowiedzi uratowało gwałtownie zerwanie się Dana. Potoczył po nas oszołomionym spojrzeniem, nabierając głęboko powietrza. Zmarszczył nos, ogarniając oczami szczegóły pomieszczenia.

– Co się stało? – spytał ogłupiały.

– Zemdlałeś – odparł krótko Shun. – W czasie bitwy.

   Dan otworzył usta i zaraz je zamknął. Chyba dostrzegł, że każdy wpatruje się w niego uważnie, niemo żądając odpowiedzi. Oczy uciekły mu na bok, kiedy zgarnął bakugana na rękę. Wyszczerzył zęby, lecz było w tym coś nieszczerego.

– Poczułem, że mi się tak mega gorąco zrobiło i obraz rozmył mi się przed oczami – powiedział.

– Dziwne – mruknęłam. – A też poczułeś, jakby takie zgęstnienie atmosfery?

   Gwałtownie drgnęła mu ręka, ale ukrył to, mrugając niewinnie. Czyli coś było na rzeczy.

– Nie – Przechylił głowę. – Twoja moc może coś wyczuła?

– Nie mam pojęcia – westchnęłam. – Jednak chwilę zanim odleciałeś, coś się zmieniło na arenie – zawiesiłam oczekująco głos.

   Jednak szatyn nic nie powiedział. Poderwał się z łóżka, prostując, aż mu kości strzyknęły.

– Zgłodniałem – uznał i poklepał się po brzuchu. – A właśnie co z walką, Jess?

– Tradycyjnie Anubias nie akceptuje zwycięstwa, chce powtórki. A co do tego – Pociągnęłam go za ucho, ściskając lekko. – Jeszcze raz mnie wjebiesz w walki, to Anubias nie będzie miał z kim walczyć, dotarło?

– O-oczywiście! – zasalutował.

   Puściłam go, na co się okręcił wokół własnej osi i wyszczerzył do Spectry. Widać było po nim pewne wymuszenie. Próbował grać, że nic się nie stało, byśmy puścili to w niepamięć.

– Trochę wstyd, że to oglądałeś, Keith – przyznał, sunąc ręką po karku. – W ogóle zamierzasz wrócić do walk?

– Póki co jestem zbyt zajęty – przyznał blondyn, podnosząc się. – Przy okazji zraniłeś się – Postukał się w policzek.

   Dan znów się spłoszył, lecz uśmiech mu nie zszedł z twarzy.

– To szkoda, liczyłem na naszą walkę.

   Spectra przewrócił oczami, łapiąc mnie pod rękę. Kuso w sekundę podchwycił temat i złapał Shuna oraz Marucho za ramiona.

– Zupełnie zapomniałem, że pewnie chcecie mieć trochę spokoju – zaczął wypychać przyjaciół do drzwi. – My lecimy na jedzenie także się nie przejmujcie!

– Ale Dan… - zaczął Shun, łapiąc dłonią framugę.

– Już, już, pewnie też jesteś głodny! – uciszył go brunet. – Julie się ucieszy na nasz widok!

   Po kilku minutach przepychanki udało mu się wywalić kolegów na korytarz. Puścił mi perskie oczko i wyszedł, zatrzaskując drzwi. Keith zerknął na mnie z uniesionej brwi.

– Naprawdę z nim przegrałem?

   Pacnęłam go w ramię.

– Nie bądź wredny, coś tu nie gra.

– Nie dało się zauważyć, fantastyczny z niego aktor.

– Który wgniótł cię kilka razy w ziemię – ucięłam. – Lepiej użyj głowy, czemu tak bardzo zachowuje się nie po swojemu.

– To znaczy?

– To przecież Dan! – Wyrzuciłam ręce przed siebie. – Jeśli by coś się stało, to normalnie zaraz bym wiedziała. A jak nie ja to Shun albo Marucho. Tymczasem on się z czymś ukrywa…

– Niezwykle umiejętnie.

–… i wygląda, że się tego obawia, ale nic nie chce powiedzieć – dokończyłam.

– Pytasz złą osobę – westchnął. – Też mi się to nie podoba, ale nie mam pojęcia, co mogło się stać. Będziesz częściej w Bakuprzestrzeni, to możesz mu się przyjrzeć.

   Pokiwałam głową. Jakiś plan to był. Zawsze mogłam też poprosić bliźniaki albo Stellę by też mieli oko na Dana. Oni nie byli tak w piździe z materiałem szkolnym jak ja.

– Masz czas jutro po szkole?

– Z godzinkę.

– Raczej starczy – Spojrzał na zegarek, kliknął kilka razy i potarmosił mnie po włosach. – Będę się zbierał.

   Nawet mi to nie przeszkadzało, bo kilka sekund później dostałam telefon od Kenjiego z pytaniem, czy mogę do nich wpaść. Dlatego razem skierowaliśmy kroki do teleportów. Przez wypadek Dana przyciągaliśmy jeszcze większa uwagę, choć i tak największy tłum dostrzegałam koło kawiarenki. Jedynie szatyn byłby na tyle głupi, by po wzbudzeniu sensacji iść gdzieś w Bakuprzestrzeni na jedzenie.

– Jak tak pomyślę – odezwał się Spectra, wstukując współrzędne. – To za długo było spokojnie.

   I z tymi słowami mnie zostawił.

 

 

****

 

   Reinare od zawsze szczyciła się swoją wyczuloną intuicją. Jeśli na kogoś widok zaczęła słyszeć ostrzegawcze dzwonienie, wiedziała, że lepiej się wystrzegać tej osoby. Jednak teraz miała problem z ustaleniem, o kogo dokładnie chodziło.

   Siedziała wysoko na trybunach areny, więc miała problem z dokładnym przyjrzeniem się trójce osób stojących właśnie na półce skalnej. Dwóch chłopaków w ciemnych bluzach i jedna dziewczyna. Dzwonienie nie ustawało. Zmrużyła powieki, lecz dalej nie widziała wyraźnie rys.

  Dopiero kiedy na ich twarze skierowała się kamera, to aż podskoczyła na siedzeniu. Jedna twarz była jej aż za dobrze znana.

– Gawain? – szepnęła.

   Vestalianin skierował wzrok prosto na obiektyw, przez co ogarnęło ją uczucie, jakby złote tęczówki były wycelowane prosto na nią. Następnie pokazali się jego koledzy z drużyny. Chłopak o długich fioletowych włosach spiętych w kucyk i dziewczyna o znudzonej twarzy. Bez wątpienia Ziemianie.

   Odszukała tablicę wyników. Gawain zajmował obecnie 9 miejsce. Tamta dwójka nie znajdowała się w pierwszej piętnastce. Reinare poprawiła się na krzesełku, czekając na rozwój bitwy, choć jej myśli były od tego dalekie.

   Co tu u diabła robił ten chłopak?