poniedziałek, 27 marca 2017

Rozdział 63: Memento mori

    ~~muzyka~~
   Jeśli myśleliście, że zaraz po wejściu do tego dziwnego pokoju w podziemiach, ujrzę fragment i wszystko stanie się jasne, to was srodze zawiodę. Ten cholerny, ostatni element układanki postanowił pograć ze mną w ciepło zimno, zaraz po tym jak weszłam do środka. Super, nie? Bo ja wcale nie jestem na terytorium wroga (starego dziada, ale zawsze) i czas mnie nie nagli. Gdzie tam!
   Jeszcze Tytan uśmiechał się tak drwiąco, że miałam ochotę strzelić mu w gębę którymś z opasłym tomów leżących na stoliku. Złapałam świecznik i ruszyłam na zwiedzanie obszernego pomieszczenia. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu, tłuste, włochate pająki chowały się w kątach, a pajęczyny musiałam odpychać mapą.
 Piękne miejsca, prawda? – zawołał Tytan.
   Bez obracania się, pokazałam mu wyprostowany środkowy palec, na co on wybuchł tym swoim śmiechem starego dziadka. Jak nie Reiko to on. Ugh, moja rodzina naprawdę jest przeurocza.
   Szybko jednak zapomniałam o Tytanie, gdy w świetle ognia ujrzałam spory, złoty napis, który był umieszczony nad rozciągłym drzewem genealogicznym.
   RÓD ELEVENOR
   Podniosłam świecznik do góry. Główna linia rodu czyli ci od Titaniusa mieli purpurowe podpisy oraz obwódki fotografii, a ci spoza – czarne. Pchana przeczuciem nie zaczęłam od góry, tylko od środka. Po chwili  odnalazłam zdjęcie białowłosej kobiety w złotej tiarze.
   Reiko Nemezja Elevenor – władczyni Vestalii
   Wiedziałam. Czyli kłamała, że jesteśmy spokrewnione.
   Zacisnęłam mocniej palce na świeczniku.
   Taką mam nadzieję...
   Wróciłam do drzewa. Reiko wyszła za mąż za Kazuhiro (jego pierwotnego nazwiska nie podali). Wodziłam palcem po liniach, mając przed oczami kawałek wspomnienia, gdy odbierano jej dzieci. Spojrzałam na uśmiechnięte twarze Rebeki oraz Daichiego, po czym zerknęłam na liczby pod nimi. Poczułam skurcz w brzuchu.
   Obydwoje zmarli przed ukończeniem 25 lat.
– Biedna ta Reiko, co? – usłyszałam szept Tytana tuż przy ucho. Zerknęłam na niego przez ramię. – Mogę ją śmiało nazwać drugą najbardziej pechową kobietą w rodzinie. – Odchylił się na piętach.
 Kto jest pierwszą?
 Ty.
   Jakby się nad tym zastanowić, to rzeczywiście szczęście nie darzy mnie miłością, jednak temu świrowi na pewno o to nie chodzi.
 Szukaj, Jessie. – powiedział, przywołując ten swój chory uśmiech na twarz. – Fragment jest tuż przed tobą. Wystarczy się przypatrzeć... – niemal wyszeptał z jakąś taką nabożną chcią.
 Tobie stanowczo przyda się psychiatra. – stwierdziłam i wróciłam do genealogii Elevenorów, pomijając władców po Reiko.
   Nagle dostrzegłam bardzo dobrze znane mi imię.
   Melody Kyla Elevenor – władczyni Vestalii
   Nad podpisem była fotografia tej samej blondynki z wizji i zdjęcia, które kiedyś znalazłam w tym pałacu. Miała szafirowe oczy i łagodny uśmiech.
   "Czyli Zenoheld serio jest uzurpatorem."
   W głowie od razu pojawiły mi się urywki wizji. Ten pożar, krzyki i zapach śmierci.
Pokręciłam głową, próbując uwolnić się od uciążliwych myśli. Muszę znaleźć fragment, zanim będzie za późno. Powiodłam wzrok na małżonka Melody  Davida. Był brunetem o ciemnobrązowych oczach.
 Widziałam go. - wyszeptałam niemal bezgłośnie. - Wtedy w bibliotece.
   "Jesteś do niego taka podobna..."
   Czułam narastającą gulę w gardle. Nie istniało dla mnie już nic innego niż drzewo genealogiczne. Powędrowałam do następnego pokolenia Elevenor.
   Pierwsza była Cassandra. Młoda dziewczyna o błękitnych oczach i ciemnych włosach. Zmarła w wieku 16 lat.
   Następny urodził się Kenji. Jego nigdy nie widziałam w żadnej wizji. Oczy chłopaka były o kilka odcieni jaśniejsze niż Cassandry. Umarł, mając 12 lat.
   Ostatnia fotografia oraz podpis były niewyraźne. Podsunęłam bliżej ogień, by móc coś zobaczyć.
   Świecznik upadł z hukiem na kamienną posadzkę. Zamrugałam kilka razy, upewniając się, czy nie mam problemów ze wzrokiem.
   Patrzyłam na twarz małej dziewczynki o brąz włosach, orzechowych oczach i dużym uśmiechu. Patrzyłam na MOJĄ twarz.
 C-co to kurwa ma być?! – wrzasnęłam do Tytana, celując drżącym palcem w fotografię.    Lekko się chwiałam, bo chaos, który we mnie zapanował, można porównać tylko do tego przy stworzeniu świata.
 Jessica Saki Elevenor. – przeczytał podpis i przeniósł wzrok na mnie. – Myślę, że to ty. – Uśmiechnął się złośliwie.
   Spokojnie, Jessica. Jesteś kroplą w oceanie błogiego, pieprzonego oceanu cholernego spokoju. To wszystko da się jakoś wyjaśnić. Nie możesz być księżniczką, to samo w sobie brzmi absurdalnie. Wdech i wydech...
 Czy ja ci wyglądam na księżniczkę?! – warknęłam, prezentując swoją sylwetkę. Coś to relaksacyjne oddychanie mi nie pomaga.
   Otaksował mnie wzrokiem, jakby była jakimś mięsem w rzeźni.
 Cóż, masz urodę, ale twoje słownictwo to już inna sprawa.
   Wyciągnęłam przed siebie dłonie i zaczęłam zaciskać palce na powietrzu, imitując sposób w jaki bym udusiła tą mendę z bezczelnym uśmiechem.
   Tytan zaśmiał się i położył mi rękę na ramieniu.
 Myślę, że masz poważniejsze problemy, dziewczyno. – stwierdził. – Za niedługo odzyskasz wspomnienia, ale – Przekrzywił głowę i wygiął usta w podkówkę. – długo się nimi nie nacieszysz.
   Już miałam zapoznać moje paznokcie bliżej z jego twarzą, gdy nogi same się pode mną ugięły i zagościłam na zimnych kamieniach.
 Jessie, co jest?! – Fludim spanikowany podleciał do mnie.
 Nie mam pojęcia. – odparłam, opierając się nadgarstkiem o ścianę.
   Próbowałam wstać, ale z tyłu miałam teraz dwa drewniane patyki, a nie nogi. Zdmuchnęłam grzywkę z twarzy i zaczęłam mordować Tytana wzrokiem. Zignorował mnie, przysunął do siebie okrągły stolik i siadł na nim, zakładając nogę za nogę. Splótł palce i oparł o nie brodę.
 Muszę przyznać, że myślałem, iż bardziej spanikujesz, gdy zobaczysz ostatni fragment, ale ty naprawdę dobrze wypierasz złe informacje, prawda?
 Nie jestem żadną Elevenor, do cholery!
 Och, doprawdy? – Uśmiechnął się z drwiną i pstryknął palcami.
– T... – głos zamarł mi w gardle, gdy przed  moimi oczami stanął obraz płonącego pałacu. 
 To wydarzenia sprzed dziesięciu lat. – powiedział. – Kiedy to jakże wspaniała królewska rodzina, została wymordowana przez... – urwał.
   Z płomieni liżących ściany wyłonił się mężczyzna. Zenoheld.
   Poczułam, jak coś mnie uderza w brzuch i zakryłam usta dłonią. Jednak przez palce przeciekła krew. Cały pokój zaczął się powoli zacierać. Co jest?
 Mówiłem, że ostatni fragment ci się spodoba.
   Nie zdołałam wyrazić mojego wielkiego zachwytu, bo oprócz wymiotowania własną krwią, zaczęłam mieć problemy z oddychaniem. Coś mnie dosłownie dusiło.
 Przekleństwo zaczyna działać. - poinformował mnie współczującym tonem podszywanym drwiną. - Biedactwo. - Zacmokał.
   Zdołałam tylko spojrzeć na niego w taki sposób, że gdyby nie był martwy, dostałby zawału.
 Och, dobrze, skoro tak bardzo prosisz, to powiem ci, dlaczego cierpisz. – Jaki łaskawca. – Dziesięć lat temu wymazałaś się z tego świata.
   To mi kurwa wyjaśnił...
 Tak cię przeraził widok ginącej rodziny, że postanowiłaś o tym wszystkim zapomnieć i zmusić innych, by zapomnieli o tobie. – Wstał i zaczął się przechadzać. – Gdybyś nie szukała fragmentów, nic by się nie stało, ale ty nieświadomie postanowiłaś cofnąć wymazanie. – prychnął z dezaprobatą. – W rezultacie masz to. – Wskazała na kałużę krwi, która z każdą chwilą rosła. – Moc każe ci zapłacić.
 Moim własnym życiem? – wycharczałam, widząc tylko kolorowe plamy przed sobą.
Kiwnął głową.
 Jest jakieś 2% szans, że przeżyjesz, jednak wątpię, czy będziesz tego chciała po odzyskaniu pamięci.
   Taa, pieprzenie zagadkami. Skąd ja to znam? Czemu żaden z przodków nie może powiedzieć czegoś bez zbędnego mącenia?! Wolą mówić jak jakieś wróżki z ulicy i tylko sprawiają, że ciśnienie mi skacze (no w chwili obecnej to mi opada...) Gdyby nie fakt, że jestem tak nieco umierająca (nieco, ha, dobre sobie) to Tytan zbierałby zęby z podłogi.
   Jego następne słowa sprawiły, że przestałam mu wygrażać.
 Nie martw się. Nie będziesz samotna. Twoja przyjaciółka będzie ci towarzyszyć.

****

   Podobał mu się sposób w jaki dziewczyna zbladła. Po części było to spowodowane utratą krwi, ale w sporej mierze to był lęk o jej drogocenną przyjaciółeczkę. Splótł ręce na torsie i czekał, co zrobi.
   Jeśli dobrze myślał, za kilka minut wybuch mocy w jej ciele ją zabije. Tik tak. Zegar tyka.
Gówniara oparła się plecami o ścianę, z trudem łapiąc resztki tlenu. Przymknęła oczy. Już chciał się zaśmiać z jej bezsilności, gdy poczuł, że wokół niej zbiera się moc.
   Zwariowała?
   Moc uformowała się o grubą wiązkę i pomknęła do góry, wybijając dziurę w suficie. Czuł, że leci coraz to wyżej, aż huknęła dokładnie w miejsce, gdzie stał ten dzieciak od Zenohelda. Skrzywił się. A miało być tak pięknie.
   Jessie otworzyła oczy, a jej ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała.
 Trafiłam?
   Skinął niechętnie głową.
 Jesteś naprawdę głupia. Teraz na pewno dołączysz do swojej rodziny.
   Uśmiechnęła się wyzywająco.
– Zobaczymy.

****

   Nie wierzyłam, że jestem z rodziny Elevenor. Nie wierzyłam, że jestem z Vestalii. Nie wierzyłam w żadne słowo Tytana. Już się nauczyłam, że moim przodkowie nie należą do godnych zaufania.
   Jednak nie zmieniało to tego, że moje położenie nie było najlepsze. Ledwo oddychałam, czułam chłód w każdym zakątku ciała i całkowity bezwład.
 Jess? Jesteś w stanie wstać czy mam lecieć po pomoc? - mimo że Fludim pewnie krzyczał, w moich uszach brzmiało to jak szept.
 Uciekaj. - wydusiłam. On nie może tu zostać, szczególnie w formie kulistej.
 Nie zostawię cię. - odparł stanowczo.
    Zmusiłam moje ciało do zaczerpnięcie nieco powietrza, pomimo żelaznych kleszczy na szyi.
 SPIEPRZAJ STĄD I PRZESTAŃ ZGRYWAĆ PIEPRZONEGO BOHATERA!- wydarłam się, po czym kleszcze niemal ścisnęły moją krtań w kształt zapałki.
   Zakrztusiłam się i przestało do mnie cokolwiek dochodzić. Nie słyszałam już wrzasków mojego bakugana czy kpin Tytana. Wirowałam tak na granicy świata realnego i snu. Bicie serca coraz bardziej słabło, a komnatę zaczął pochłaniać mrok. Wkrótce otaczał mnie tylko on. Znikąd w głowie pojawiły mi się słowa jednego z bohaterów książki, którą kiedyś czytałam.
   "Kto narodził się w ciemności, ten w ciemności umrze."
   Uśmiechnęłam się słabo. Miał w tym dużo racji. Ciemność będzie mi towarzyszyła do samego końca.
   Towarzyszyła? Czemu to słowo przywołuje tyle nostalgii?
   I wtedy przypomniałam sobie, jak to wszystko się zaczęło. Wspomnienia przewijały się przed moimi oczami. Z każdym narastało coraz większe przerażenie, bo uświadomiłam sobie, co tak naprawdę oznacza rozstanie się z życiem.
   Nigdy więcej nie ujrzę mojej rodziny, przyjaciół, bakuganów.
   Nigdy więcej nie usłyszę śmiechu Dana i Wojowników.
   Nigdy więcej nie będę się mogła nabijać z Ace’a i Gusa.
   Nigdy więcej nie pójdę z dziewczynami na zakupy.
   Nigdy więcej nie pogram z Mickiem w koszykówkę.
   Nigdy więcej nie przytulę się do rodziców.
   TO KONIEC.
 Nie...  Mój głos ledwo wydobywał się z mojego gardła. - Nie! 
   Żadnej reakcji. Sam mrok i przeraźliwa pustka.
   „Kiedy to wszystko się skończy, powiem ci o wszystkim. Obiecuję.”
   Dan...
   „Jeśli umrzesz, to cię zabiję, dotarło?!”
   Akane...
   Chciałam wyciągnąć ręce przed siebie i rozedrzeć otaczającą mnie ciemność, ale nie byłam w stanie. Moje dłonie były niczym przykute łańcuchami w głąb czeluści. Zacisnęłam zęby, czując, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy.
   Nie mogę umrzeć. Nie teraz!
   Udało mi się nieco unieść prawą ręką. Chciałam spróbować z lewą, gdy coś we mnie uderzyło, aż gwiazdy stanęły mi przed oczami. Ręka opadła bezwładnie w dół i pociągnęła za sobą resztę ciała. Mrok pochłonął mnie i zaczął rozszarpywać świadomość.
 Wybaczcie...  wymamrotałam, zanim zamknęłam oczy.
   Serce już nie biło, krew przestała płynąć.
   „Zniszcz mnie...”
   W jednej chwili wszystko się skończyło.


“Every thought is a battle
Every breath is a war
And I don't think I can win anymore”


Ten moment, gdy zabiłaś główną bohaterkę, ale cieszysz się, bo znalazłaś dobry gif xD
Jess: *z głośnym plaskiem odbija się od ściany*
Co.Ty.Robisz?
Jess: *pociera głowę ręką, która jest obecnie zimna jak lód* Testuje, czy jestem już duchem ^^
....
Jess: Sama mi dałaś trochę za dużo czarnego humoru i lekceważenia sytuacji.
Ace: Coś tam wyżej tego nie widać
Jess: Jakby nie patrzeć jestem człowiekiem (no prawie xD) i każdy by stracił głowę, gdyby umarł, więc morda, ok?
Shadow: Patrz jaki awans społeczny. Zostałaś księżniczką.
Jess: *puka się palcem w czoło* Ja + królewna = chyba cię powaliło. To jakaś laska podobna do mnie.
Shadow: Z takim samym imieniem, jasneeee.
Jess: Przypominam historię Angel.
Tytan: Mówiłem, że się wyprze. Ach, mogłem się założyć
Jess: Jak ożyję, to po tobie >.>
Tytan: Naprawdę w to wierzysz?
Jess: Wiesz, patrząc na rozkład fabuł, myślę, że jednak będę żyła. *ignoruje słowa Haruki, że będzie miała dzieci, więc to logiczne*
Tytan: A co jeśli w kolejnych będziesz duchem, jak Reiko?
Jess: *oczy jak spodki* Angel...
To chyba nie jest twój największy problem >.>
BUM! JEB! TRACH!
Aki: *wbija z buta, łapie Jess w pasie, przerzuca przez ramię i biegnie* Nie dam ci umrzeć, dotarło?! Lecimy do Piekła, siostra cię ożywi albo Victor!
*patrzy na to z politowaniem, bo jest Autorką i może wszystko* Zdaję sobie sprawę, że mogłam to wszystko jeszcze bardziej skomplikować albo wyjaśnić (strzelam, że bardziej to pierwsze xD), jednak jest dobrze, bo to pierwszy rozdział z tych "przełomowych" i wszystko się mniej więcej wyjaśni
Jane: Albo skomplikuje
Nie no bez przesady >.>
Jane: Taaa.
Brak wiary -.- Dobra, teraz będę walczyła z rozdziałami do 70 i to będzie bitwa stulecia, bo za nic nie wiem w jakiej formie wyjaśnić, czemu Elevenorów zabito i jak Jess się "wymazała" xD
Jess; Niech Reiko wyjaśni.
Ją też trzeba będzie wyjaśnić
Jess; Bosko.
Czuję ten optymizm.
Jess: Znaleźć fragment i umrzeć. Polecam serdecznie
Idź się rozbijać o ściany. Wgl ciekawe czy ktoś będzie po tobie płakał.
Aki *ryczy w kącie*
Ehhh...Odmeldowujemy się!
Ps. Zaskoczyłam kogoś? xDDD
Ekipa: Nas.
Bez przesady, wiedzieliście od dawna. Ty też Jess i ty Dan >.>





piątek, 24 marca 2017

Rozdział 62: Ostatni fragment

   „Nie boimy się ciemności, a tego co w niej jest.”

    W tym diabelskim labiryncie było stanowczo za dużo korytarzy i schodów! Nawet jeśli biegłam z mapą, to ciągle prześladowało mnie wrażenie, że za chwilę zabłądzę i będzie dupa blada, a nie szukanie fragmentu.
   Przynajmniej dzięki wyłączeniu kamer i zajęciu się strażą przez Akane i Leausa mogłam tak biegać przez te zakichane korytarze, wspominając jak robiłam jaja z Zenohelda i Vexosów. Taaa, chciałoby się. Nie dość, że co pięć sekund dostawałam dreszczy przez tą dziwaczną energię, to jeszcze Fludim stwierdził nagle, iż coś do niego szepcze z ciemności! Mam nadzieję, że to coś nie będzie chętne wyjść i się z nami zapoznać, bo nie ręczę za siebie!
   Gdy zbiegałam po schodach, wszystkie lampy zgasły. Warknęłam zirytowana. No jasne, Zenoheld jest w takiej biedzie, że go na prąd nie stać? Nie mogę odczytać mapy w takich ciemnościach!
 Widzę jakieś światło na końcu korytarza. – powiedział Fludim.
   Wytężyłam wzrok. Rzeczywiście, jasna smuga wydobywała się z pomieszczenia na końcu korytarza. Ruszyłam w jej kierunku. Musiałam odsunąć masywne, srebrne drzwi, by wejść do środka pomieszczenia, którego dalsza część tonęła w mroku. Jasno było tylko koło drzwi, bo wisiał tam kinkiet.
   Na przeciwległej ścianie coś zalśniło na czerwono. Zapomniałam kompletnie o obejrzeniu planu i ruszyłam do przodu. Nagle usłyszałam kroki tuż za plecami. Zerknęłam przez ramię. Nikogo nie ma.
   Czuję się, jak w jakimś kiepskim horrorze klasy B.
   Ruszyłam dalej, zlewając czy coś za mną idzie, czy też nie. Shadowa tu już nie mieszka, więc nie ma się czego bać. Najwyżej kopnie się kogoś w twarz i zwieje.
   Tym razem nie był to czerwony błysk, a światło, które musiało być wycelowane centralnie na moją twarz! Zmrużyłam powieki. Co to jest?
   Wszystkie światła z powrotem się zapaliły, a ja zorientowałam się, że wytrzeszczam oczy jak jakaś idiotka na obraz Heliosa, którego oko tak lśniło.
   Zaraz, stop, co w pałacu Vexosów robi jego obraz? Spectra naprawdę nie ma na co pieniędzy wydawać (polecałabym na ubrania), że każe malować swoją pokraczną jaszczurkę? I jeszcze umieszczać jej portret na środku jakiegoś pomieszczenia niewiadomego dla mnie przeznaczenia?
   Pokręciłam z politowaniem głową, obróciłam się na pięcie i rozwinęłam plan. Muszę szybko znaleźć podziemia, zanim Zenoheld znów postanowi zaoszczędzać prąd.
   Mapa wypadła mi z ręki, gdy poczułam na ramionach czyjeś zimne dłonie.

****

   Otworzyła oczy, kiedy poczuła uderzenie w policzek. Widziała rozmazany obraz jakiegoś pomieszczenia. Po chwili obraz wyostrzył się. Przed nią stał Hydron z wrednym wyrazem twarzy. Akane wywiesiła oczy do góry. Rzecz jasna musiała trafić na rozpieszczonego szczeniaka!
   Zaczęła szybko analizować sytuację. Nie ma broni, jej ręce są związane liną z tyłu pleców, Leausa też nigdzie nie ma. Zagryzła wargę. Nie jest dobrze. Prędko zmieniła wyraz twarzy na jadowity uśmiech, by przypadkiem Hydron nie poczuł, że jest lekko spanikowana.
   Jednak książę nie zwrócił uwagi na jej minę. Podrzucił kilka razy zieloną kulkę, patrząc na nią zwycięsko. Akane drgnęła. To był Leaus.
 Nie dotykaj go swoimi brudnymi łapami! – warknęła, szarpiąc się do przodu, przez co gruby sznur jeszcze bardziej obtarł jej nadgarstki.
– Bo co? – spytał zaczepnie Hydron.
   Zmrużyła oczy.
 Ponieważ nie zasłużył, by dotykał go taki szczur jak ty. – wycedziła przez zęby.
   Ledwo skończyła mówić, gdy poczuła ostry ból w szyi. Syknęła cicho i spuściła głowę.
 Będziesz grzeczna? – Hydron złapał ją za włosy i szarpnął do góry, zmuszając by na niego spojrzała.
   Wybuchnęła szyderczym śmiechem prosto w jego twarz.
 Dla ciebie? Kpisz sobie?
   Puścił ją, a dwa razy większa dawka bólu uderzyła ją w plecy, przez co wygięła ciało w łuk.
 Mogłaś mnie nie denerwować, Akane. – powiedział spokojnie, siadając na krześle wyścielanym aksamitem dokładnie naprzeciwko niej. Podparł głowę o rękę i uśmiechnął się drwiąco.
 Mogłeś się nie urodzić. – odparowała, po czym zacisnęła zęby, oczekując na kolejne uderzenie.
   Nigdy wcześniej nie czuła takiej żądzy mordu.

****

    Przez chwilę myślałam, że to jakieś zwidy, ale naprawdę ktoś mnie złapał. Stałam jak słup soli, a dłonie dalej spoczywały na moich ramionach, wysyłając dreszcze w dół pleców. Jednak osoba za mną nie atakowała ani nic nie mówiła. Nie słyszałam nawet jej oddechu.
   Obróciłam powoli głowę i stanęłam twarzą w twarz, no niezupełnie, raczej twarzą w podbródek z jakąś kobietą. Kiedy zauważyła, że się odwróciłam, puściła mnie i postąpiła o krok do tyłu.
   Wydawała mi się dziwnie znajoma. Te rysy twarzy...

    Kobieta przytula do siebie małą dziewczynkę o rudych włosach i błękitnych oczach, po czym gładzi po głowie chłopczyka, który ma takie same oczy co Keith, ale inny kolor włosów, bo identyczny jak profesora Claya.

   Grunt uciekł mi spod nóg. Gwałtownie usiadłam, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w matkę rodzeństwa. Teraz zauważyłam, że mimo złocistego koloru włosów a nie rudego Mira była do niej niezwykle podobna. Jednak jej tęczówki w kolorze czystego nieba odziedziczył Keith.
– Już wiesz, kim jestem?
    Te słowa rozbrzmiały w mojej głowie. Mimo iż nie otworzyła ust, wiedziałam, że ona to powiedziała. Przełknęłam ślinę. Czy też jest duchem i tu umarła?

   Krzyki i  dźwięk syren pogotowania rozbrzmiewa wszędzie. Profesor Clay powoli osuwa się na kolana, patrząc tępo przed siebie. Spod oberwanego kawałka sufitu wystaje dłoń, po której spływa strumyk krwi.

   Przygryzłam wargę. To nie było przyjemne...
 Nie. Zginęłam w wypadku.
   Podniosłam się, ciągle wpatrując w kobietę.
 Jak się pani nazywasz?
 Nie pamiętasz?
 He?
   Mira nigdy mi nie mówiła o ich matce. Nawet nie wiedziałam, że ona nie żyje!
 Leila.
 Skąd miałabym panią pamiętać?
   Na twarzy kobiety odmalowało się delikatne zdziwienie, a do mnie dotarło coś jeszcze. Widziałam już kiedyś małego Keitha. Jakim cudem?
– Sporo czasu minęło.
 Proszę, niech mi pani powie jedną rzecz. Spotkałyśmy się już wcześniej?
 Ach! Zapomniałam ci zwrócić twoją broszkę!
   Broszkę? Ona chyba nie mówi o...
   Srebrna broszka w kształcie kwiatu z szmaragdem pośrodku została podsunięta pod mój nos. Niemożliwe. To należy do tej kobiety. To nie jest moje.
 Jesteś taka pewna?
   Uniosłam na nią wzrok i niespodziewana fala bólu powaliła mnie na kolana. Podłoga drżała pod moimi stopami, a pokój falował. Zacisnęłam powieki.

   Mała Mira idzie za rękę z bratem. W pewnej chwili rozpromienia się i macha do dziewczynki, której twarz jest ukryta w cieniu. Ta coś do niej mówi, po czym przykłada palec do ust i wysuwa przed siebie dłoń, gdzie leży broszka.

   Dopiero zimna posadzka przywróciła mnie do przytomności. Leżałam na brzuchu, otoczenie wywijało szalone piruety, a serce chyba próbowało wyrwać mi się z piersi i uciec z wrzaskiem przerażenia. Podparłam się na łokciach i wstałam. Jak tak dalej pójdzie, to przeczyszczę wszystkie podłogi w pałacu.
  Jeśli pójdziesz do końca tego korytarza, zobaczysz spory gobelin. Za nim jest skrót do podziemi.
   Leila Fermin obdarzyła mnie ciepłym spojrzeniem, po czym odrzuciła złociste loki na plecy i zaczęła zanikać.
– Uważaj na siebie, Jessie.
   Gdy zniknęła, stałam zszokowana i wpatrywałam się w marmurowe płytki, gdzie błyszczała broszka.
 "...przypominasz mi kogoś."
   Gwałtownie pokręciłam głową
   Niemożliwe.
   Nogi zaczęły mi drżeć.
   To nie może być prawdą...
 Jessie? – spytał Fludim. – Dobrze się czujesz?
   Dygotanie ustąpiło. Mam misję, jestem w pałacu Vexosów i raczej szczytem marzeń Zenohelda nie jest pozostawienie mnie przy życiu. Nadepnęłam butem na broszkę, która rozpadła się w proch, więc była zwyczajną iluzją. Klepnęłam się kilka razy w policzki, przywołując do jako takiego porządku, chociaż chaos w moich myślach pozostał.
   FRAGMENT!
 W miarę. – Podniosłam plan pałacu, zrulowałam go i wsunęłam do wewnętrznej kieszeni kurtki.
   Dotarcie do miejsca wskazanego przez Leilę Fermin nie zajęło mi wiele czasu. Odsunęłam lekko zakurzony gobelin i ujrzałam drzwiczki, które chyba były przeznaczone dla jakiegoś kota (W końcu jesteś Kicią ~ Akane). Musiałam się przez nie wczołgać. Akurat gdy miałam w całości znaleźć się w środku, moje ręce straciły oparcie i poleciałam w dół.
   Lecę...
   Lecę...
   Lecę...
   Jakie to jest głębokie?!
   Moja noga obtarła się o kamienną ścianę. Niewiele myśląc, zwinęłam się w kulkę. W ostatniej chwili, bo moje siedzenie obiło się mocno o podłoże. Pomasowałam dolną część pleców, mamrocząc niewybredne epitety pod adresem konstruktora podziemi. Mógł dać chociaż jakiś materac! Moje myśli szybko jednak poszybowały do innych tematów.
   Fragment.
   Czułam go każdym skrawkiem ciała. Był bardzo, bardzo blisko. Rozejrzałam się. Korytarz tych kazamatów ciągnął się i ciągnął. Nie wyczuwałam w oddali żadnej energii. Ostatni element układanki musi być przede mną. Podeszłam o kilka kroków do przeciwległej, kamiennej ściany, gdy rozległ się wrzask.
– Nie podchodź! – Fludim pojawił się tuż przed moją twarzą.
 Czemu?
– Tu są linki. – powiedział poważnie.
 Linki?
 Tak. Wiesz, te cienkie, które oplatają ciało, a kiedy pójdziesz za daleko, mogę ci cię poważnie zranić, a nawet zabić. Były kiedyś w jednym z filmów.
   Cofnęłam się i zmrużyłam oczy.
 Niczego nie widzę.
 Ale ja tak. Nie ciągną się zbyt daleko. – Zaczął mnie prowadzić. Po kilkunastu metrach zatrzymaliśmy się. – Tu jest czysto.
– Jeśli tu jest jakaś pułapka...  zaczęłam.
– ...ktoś musi wiedzieć o fragmencie. – dokończył.
   Spojrzeliśmy po sobie. Energia pulsowała w powietrzu, a ja odczułam, jak coś owija się wokół mojego gardła. Uczucie, którego od dawna nie czułam.
   Strach.
   Ktoś wie, co jest w tym miejscu. Wie, że to jest cenne.
   I prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że tego szukam.
   Ale to już nieważne. Dotknęłam zimnych kamieni ręką. Moje ciało objął gorąc. Za tym skalnym blokiem jest fragment. Jestem tego pewna.
 Tu nie ma przejścia. – wymamrotałam, przebiegając wzrokiem po ścianie.
 To jak się tam dostaniemy?
   Zwinęłam dłoń w pięść i odsunęłam rękę do tyłu. Wokół zaciśniętych palców zaczęła falować moc. Poczekałam cierpliwie, aż będzie jej wystarczająca ilość i uderzyłam w przeszkodę. Cały korytarz zatrząsł się, a na ścianie pojawiły grube rysy.
 Oszalałaś?! Złamiesz sobie palce! – wrzasnął Fludim.
   Nie zwróciłam na niego uwagi, tylko potrząsnęłam dłonią. Jeszcze jeden cios. Zamachnęłam się i trzasnęłam w ścianę z całych sił. Nawet jeśli coś zrobiłam z ręką, to adrenalina zagłuszyła wszelki ból. Odskoczyłam do tyłu i podziwiałam, jak stos kamieni wali się na bruk niczym zburzony zamek z piasku.
   W otworze, który powstał, dostrzegłam blask świec i stos książek na okrągłym stoliku. Uniosłam brwi do góry. Pokój w takim miejscu?
   Nagle rozległy się brawa, a z mrocznego kąta wyjrzały czerwone ślepia.
– Czego tu chcesz, Tytanie? – syknęłam. – Przyszedłeś mi pokibicować?
   Wybuchł chrapliwym śmiechem.
 Jak ci się podobała rozmowa z Leilą, Jessie? Prawda, że zachwycająca kobieta?
   Założyłam ręce na piersi, patrząc na niego chłodno. 
 Och, nie krzyw tak swojej ślicznej buźki. Kobieta zmarła i nic z tym nie zrobisz. - Zamknął jedno oko. - Jestem pewny, że ostatni fragment ci się spodoba. W końcu tyle wycierpiałaś by go znaleźć!
– A ty mi w tym niezmiernie pomogłeś. - zakpiłam.
   Z ciemności wyszedł wysoki mężczyzna. Jego blada skóra dosłownie lśniła w mroku, a krwiste tęczówki jarzyły się jak lampki. Ukłonił się, uśmiechając drwiąco. Na jego policzku był wytatuowany symbol Darkusa.
 Nie traćmy już czasu. Czas zakończyć ten kabaret.  Zaklaskał kilka razy. - Nie sądzisz, moja droga? - Przeskoczył nad stosem kamieni i wszedł do środka.
   Poszłam w jego ślady, mając dziwne przeczucie, że nie wyjdę stąd taka sama.
   O ile w ogóle wyjdę...
   Heh, optymizm chyba postanowił się wyprowadzić...




Skończyłam! Cudnie!
Aki&Jess: To teraz 63 ^^
*patrzy na szkic* Gińcie...
Jess: Jakoś nie zamierzam
Aki: Mam zbyt wiele planów
Jak zawsze >.> Nie chce mi się podsumować (leń mode activate), więc zrobią to arty xD


Aki: Czemu znów muszę na niego patrzeć?! ;-;
Jess: *obraca w palcach strzałkę* Można by z tego zrobić dobrą tarcze...
Aki: Wolę takiej bardziej z życiem *patrzy na Hydrona z chorym uśmiechem*


Dan&Jess:  XDDD*duszą się gdzieś z tyłu*
Shadow: Widać, że cicha woda brzegi rwie :P
Aki:....O.O Rozlałeś wino, idioto! I co ty masz na łbie? ;-;
Jess: *uspokoiła się, ale znów wybucha śmiechem, widząc mindfuck'a Dana i Shadowa*


Jess: Chyba za dużo liści
Aki: Ja myślę że Jack'a
Weźcie mi nie deprawujcie innych -.-
Jess&Aki: ale myśmy nic nie zrobiły
Jane: Imprezy rządzą się własnymi prawami


Dan: To powinien być wasz jakiś plakat promocyjny
Jess: "Tylko dziś spotkanie z cyrkowcami"
Aki: Tam tak pisze xD Patrzcie, jak Mylene próbuje sobie biust powiększyć. Nie ma tak łatwo, moja droga, albo kasa, albo natura, albo decha do końca życia.
  
Jess: Wyglądasz, jakby cię dziadek trafił shurikenem w cztery litery
Aki: xd
Shun: Dzięki wielkie


Znalazłam nawet coś z Marucho, bądźcie ze mnie dumni xD
Aki: Kawaii *robi mu puci - puci* Ne,ne poszukajmy mu dziewczyny! *.*
Leaus: Nie mieliście ratować świata
Aki: Jprd, znów się czepiasz. Jane rzuć mi katanę! Odetnę łeb komu trzeba i pozamiatane -.-


Aki: Co to jest? O.o
Jess: On się uśmiecha?
Aki&Jess: Wut?
Jane: Ja bym się bardziej zastanawiała, czemu Ace krzyczy na Spectrę
On jwat o niego zazdrosny xD Znaczy się o Dana
Haruka: I kolejny fanfick stał się prawdą.


Aki: Nie przesadzaj, zwyczajny bakugan
Jess: Zauważyłam, że my jako jedne z nielicznych nie mamy bakuganów - pułapek
Aki: Bo jesteśmy zbyt potężne :3
Ace: Haha, w snach
Aki: Spadaj podrywać Dana
Ace: Lecę, pędzę.


Aki: Mówiłam, że jak Pyrus to ogier xDD
Jess: I Ace stracił kolejnego partnera ^^
Aki: Ale morda zjeba i tak jest, widzicie?
Haru: *odhacza kolejny punkt na liście*



Jess&Aki&Dan: xDDD
Lync: Wyjaśniło się, gdzie czasami znikali
Jess: T-te królicze uszy xD
Aki: Mam pomysł! *.* *łapie Volta i Hydrona, którzy ciągle mają te kostiumy, i ciągnie ich zza drzwi* Ne chce taki jeden męski i damski ^^


Dan: To też może iść na plakat
Jess: Trzeba będzie urządzić Halloween w przyszłym roku. Oj tak xD
Aki: *wychodzi, nucąc pod nosem*
Jess: Gdzie Volt i herbaciana menda? >.>


Czuj się wyróżniony Shadow
Jess: Zęby rekina xD
Dan: Mrau, dostałeś miśka od dziewczyny? Shadow?
Jess: Jest piątek. Każdy wie, gdzie poleciał

I teraz dwa arty, które ruskie nie są xD Dostałam je od Kitty ^^




Jess: Ale fajne policzki *.*
Aki: Frajer
Lync: Podobno na Ziemi bierze się kąpiele w czekoladzie
Aki: I jeszcze jaki paniczyk.


Aki: To jest kawai^^
Maskotka Keitha *.* Jess, daj mi ją ;-;
Jess: Bo?
Czyli masz!
Mick: Zrobiłabyś coś z tymi włosami. Już ci do kolan sięgają
Jess: *odrzuca kucyka do tyłu, a końcówki uderzają Mick'a w twarz* Nope :3

Odmeldowujemy się!

sobota, 18 marca 2017

Rozdział 61: Komplikacje

Lepiej być absolutnie niedorzecznym niż absolutnie nudnym.”

   Zatrzymałam się tuż pod jedną z kamer, która była, ku mojemu zdumieniu, wyłączona. Dziwne, myśmy nawet nie pamiętały, że tu jest monitoring. Choć fakt, że biegałam już swobodnie po pałacu, był dość zastanawiający. Teraz się wyjaśnił. Nie mieli pojęcia, gdzie jestem.
   Tylko kto wyłączył kamery?
   Odpowiedź nadeszła, gdy przebiegłam koło pomieszczenia dla ochrony. Zenek stanowczo będzie musiał je wyremontować, bo jedyne co pozostało to rozbite monitory, porozrywane kable i garstka nieprzytomnych strażników.
– Akane. – powiedzieliśmy jednocześnie z Fludimem. – Albo Leaus...
   Mimo że do podziemi miałam jeszcze kawał drogi, w pałacu czuć było jakąś potężną energię nasilającą się z każdą sekundą. Odbiłam w prawo i zjechałam po poręczy wprost na elegancki, czerwony dywan. Gdy przez niego szłam, czułam się niczym gwiazda filmowa nagrodzona Oscarem. Ale one raczej nie ubierają się tak jak ja. Choć te trendy się szybko zmieniają.
   Heh, znowu odpłynęłam...
 Tu nie ma przejścia! – krzyknął Fludim.
   Nie miałam czasu mu odpowiedzieć, bo spostrzegłam ruch tuż za moimi plecami i błyskawicznie uchyliłam się przed bronią, która mało przyjemnie się iskrzyła. Posłałam w strażnika zieloną kulkę energii, ignorując przeraźliwe ukłucie w skroń i serce. Wybuch posłał go do góry i w ścianę.
   Pod moje buty potoczył się metalowy kijek, z którego wyłaniały się dwa, białe okręgi. Podniosłam go. Potrzebuje mieć jakąś broń, bo długo nie pociągnę na mocy, a lepiej nie być bezbronną.
– Tutaj jest przejście. – powiedziałam spokojnie. – Wystarczy je znaleźć. – Zerknęłam na plan. Muszę odszukać dość kręty korytarz.
   Do wyboru miałam szukanie kolejnych szpar w płytach, ciągnięcie za świeczniki lub wypatrywanie przycisków na posadzce. Wybrałam drugą opcję i pociągnęłam za środkowy świecznik. Kliknęło i ściana rozsunęła się.
   Uśmiechnęłam się pod nosem i puściłam biegiem dalej. Dręczyło mnie jednak przeczucie, że coś za łatwo mi poszło i na pewno zaraz coś się spieprzy. W końcu jestem dzieckiem zaawansowanego pecha.
   Oczywiście, złośliwy los musiał się mnie posłuchać, bo na mapie i przede mną pojawiła się taka plątanina przejść, że nic tylko siąść i się załamać. Westchnęłam i ruszyłam w labirynt.

****
  
    Nigdy wcześniej nie przyszło mu na myśl, że osobą, która go uratuje, będzie ziemska dziewczyna dosłownie wpadająca do lochów z jego gantletem.
– Nic ci nie jest? – spytał, kiedy podniosła się na łokciach.
 Niee, potknęłam się. – odparła, masując głowę. – Kim jesteś?
– Nazywam się Gus.
   Wytrzeszczyła niebieskie oczy.
 Gus? Przydupas Phantoma, za którego włosy niektóre laski dałyby się pociąć! – Dziewczyna na czworaka podeszła do krat. – Tak bez wątpienia! Serio masz loki jak z reklamy szamponu!
   Gus westchnął, będąc w pewnym, że ta Ziemianka zna Jessicę.
– Możesz mnie uwolnić?
 Pewnie, ale pod jednym warunkiem. – Kucnęła i oparła brodę o kolana. – Powiesz mi, gdzie może być profesor Clay i jak tam trafić.
 Po co ci taka informacja?
 Bo chcę od niego autograf! – zakpiła. – Nie interesuj się, tylko powiedz. No chyba że chcesz tu gnić.
 Pewnie w głównym laboratorium na drugim piętrze.
   Dziewczyna rozpromieniła się, wstała i pobiegła na koniec długiego rzędu cel. Znajdował się tam panel z guzikami, dzięki którym można było otworzyć więzienie, jednak był on zablokowany na kartę dostępu. Wygrzebała jedną z kieszeni i przyłożyła do czytnika, po czym wcisnęła odpowiedni przycisk, tym samym uwalniając chłopaka.
 To miłej zabawy! – zawołała, rzucając mu gantlet. Nie zdążyła zrobić dwóch kroków, gdy poczuła rękę na lewym przegubie. – Hm?
 Krwawisz.
   Zerknęła na prawe przedramię. Rzeczywiście, z rany sączyły się krople krwi. Wzruszyła ramionami.
 Opatrzę się później (czyli nigdy, dop Leausa).
 Stracisz za dużo krwi
 Czy ty jesteś jakimś wolontariuszem? – spytała cierpko, wyrywając mu się. – Myślałam, że przydupas Spectry będzie takim sam jak on i pobiegnie załatwiać swoje sprawy.
   Gus najchętniej by tak postąpił, póki nie pojawiła się straż. Jednak nie umiał zostawić rannej dziewczyny samej sobie. Zwłaszcza, że go uwolniła. Nie było mu dane długo podejmować decyzji, bo Ziemianka puściła się biegiem w kierunku schodów.
   Złapał ją za ramię i zatrzymał jej pięść, która zamierzała rozkwasić mu nos. Warknęła, patrząc na niego wściekle zza zasłony fioletowych włosów. Sięgnęła prawą ręką do kieszeni, ale nagle syknęła z bólu.
 Nie wiem, co chcesz zrobić w tym pałacu, ale z raną długo nie powalczysz. Opatrzę cię w pięć minut. To jak będzie?
 Idź do diabła. – wycedziła.
   Uśmiechnął się pod nosem.

****

    Akane skrzywiła się z niesmakiem, widząc, jakie drugie piętro jest rozległe. Znalezienie laboratorium i Leausa trochę jej zajmie. Zdmuchnęła kosmyk włosów z twarzy i ze skupioną miną zaczęła wyliczankę, którędy teraz pójdzie.
   Nie zauważyła nawet, że Gus podąża za nią. Zaraz po tym jak opatrzył jej ranę, pobiegła tutaj, nie zwracając na nic uwagi.
   Gus pokręcił z politowaniem głową i już chciał ją poinformować, gdzie ma iść, gdy dostrzegł błysk stali tuż koło dziewczyny.
– Uważaj! – wrzasnął, rzucając się do przodu.
   Padła na ziemię, podczas gdy on wyrwał strażnikowi broń i posłał go na posadzkę. Usłyszał wrzask i odwrócił głowę. Kolejny ze straży padł nieprzytomny tuż pod nogi Ziemianki, która uśmiechała się lekko i trzymała paralizator w dłoni.
 Ty też uważaj, Gus – kun. – powiedziała, trącając butem powalonego wartownika.
   Ruszyli razem w dalszą drogę. Grav prowadził, co jakiś czas zerkając czy Akane idzie za nim, bo miał nieodparte wrażenie, że jest ona w stanie zgubić się wszędzie, nawet mając przewodnika.
 Tak właściwie to skąd się tu wzięłaś? – spytał po jakimś czasie, kiedy wyglądał zza ściany, czy nikogo nie ma na następnym korytarzu.
– Nieładnie jest być takim ciekawskim.
   Wywiesił oczy do góry. Dziewczyna parsknęła śmiechem.
 Przyszłam tu z moją przyjaciółką coś załatwić.
 Z Jessie?
 Ara. – zdziwiła się. – Skąd wiesz?
 Strzelałem. – mruknął. – Gdzie ona ter...  urwał i gwałtownie przylgnął plecami do ściany, ciągnąc Akane za siebie. Przez hol szedł jeden z dowódców straży.
 Jeszcze nie znaleźliście tej zdziry?! – rozległ się wrzask Hydrona.
 Okres. – wymamrotała Akane. Gus przyłożył palec do ust.
 Niestety nie. Monitoring w całym pałacu padł. – zameldował mężczyzna.
 Kazałem wam zrobić to jak najszybciej! – Wojownik Subterry zignorował tłumaczenie. – Widzisz, co mi zrobiła, prawda? – wysyczał, pokazując na swoje ramię. – Chcesz, żeby mój ojciec się o tym dowiedział?
– Oczywiście, że nie, książę! Daj nam jeszcze trochę czasu!
   Hydron prychnął z irytacją.
 Niech będzie. Jednak jeśli nie złapiecie jej, to mój ojciec się wami zajmie.
– Rozkaz! – Dowódca skłonił się.
   Kiedy obydwoje oddalili się, Akane zaśmiała się krótko.
– Gdybym wiedziała, że będzie mnie tak wyzywał, to bym mu jeszcze glasgow smile dorobiła, by tej swojej parszywej gęby nie otwierał.
– Ty mu to zrobiłaś? – Gus zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
 Yhym. To była taka mała lekcja, dlaczego nie tyka się moich przyjaciół, ale – Rozłożyła ręce i pokręciła głową. – jest tak tępy, że chyba nic do niego nie dotarło.
 Zdajesz sobie sprawę, że nieźle się mu naraziłaś?
 Twój mistrzunio też i jakoś żyje.
 Mistrz Spectra jest najpotężniejszym wojownikiem w Vestalii. Hydron nie może się z nim równać.
   Spojrzała na niego zniesmaczona ze sceptycznym wyrazem twarzy. Samo gadanie jaki to Phantom nie jest, irytowało ją.
 Najpotężniejszym, najpotężniejszym! – zaczęła go przedrzeźniać. – Co on jest jakieś pierdolone, wszechmocne bóstwo?! To zwykły gość z kompleksem wyższości, który dostał sporo talentu w rekompensacie za zrąbaną psychikę!
 Nie obrażaj go.
 Hah, jak mogłam zapomnieć! Przecież jesteś jego pieskiem i zawsze będzie go bronił. – Przejechała ręką po twarzy. – Podążałbyś za tym frajerem, nawet gdyby chciał zniszczyć Vestalię, prawda?
– A ty nie pójdziesz wszędzie za Jessie?
 Ja jestem jej przyjaciółką, a nie sługą. Będę zawsze przy niej, ale nie będę wykonywała bez zastanowienia wszystkiego, co mi powie. Ty zrobisz wszystko dla Spectry, nie? Czegokolwiek zażąda, zawsze to zrobisz! Niczym marionetka pozbawiona własnej woli!
   Gus zacisnął dłonie w pięści, czując, jak po raz kolejny ogarnia go wściekłość. Akane westchnęła i splotła ręce za karkiem.
 Nie musisz za mną iść. Powiedz mi jedynie, gdzie jest to laboratorium i pędź do swojego potężnego psychopaty.
 Na końcu korytarza po lewej stronie.
   Obróciła się na pięcie i odbiegła, bez słowa pożegnania.
   „Najwyraźniej nigdy nie dogadam się z żadnym Vestalianinem” przeleciało jej przez głowę. Zauważyła nieopodal kratkę wentylacyjną. Bez zbędnego zastanawiania, wybiła ją butem i wślizgnęła się do środka. Szyb był dość obszerny i  mogła się w nim spokojnie czołgać.
   Nasłuchiwała, czy nie usłyszy swego bakugana, ale wszędzie panowała nieznośna cisza. Tak przynajmniej było, póki nie dotarła do niewielkiego otworu, z którego miała widok na swój cel – profesora Claya. Cudownym zrządzeniem losu obok naukowca był jeszcze znerwicowany dziad, Zenoheld.
– Masz tylko tyle?! – warknął były władca Vestalii. – To o wiele za mało, Clay! Taką dawką na pewno się jej nie pozbędę! – Potrząsnął szklaną butelkę wypełnioną do połowy zielonkawą, mętną cieczą.
 Niestety panie przez pracę nad bronią, nie jestem w stanie zrobić więcej. – usprawiedliwił się profesor.
 To zleć to komuś innemu! Ta dziewczyna tu jest! Im szybciej ją dopadnę, tym lepiej!
   Oczy Akane zwęziły się w małe szparki. Jej myśli odpłynęły na dalszy plan. Teraz wszystko kręciło się wokół dwójki mężczyzn pod nią. Są sami, większość straży leży nieprzytomna. Wymarzona okazja. Wyjęła nóż, włączyła paralizator i kopnęła z całej siły w dół szybu.    Zleciała na dół wraz z jego odłamem. Huknęło. Profesor odwrócił się w jej stronę.
   Już wzięła zamach, gdy poczuła jak coś ciężkiego uderza ją w głowę. Przez ułamek sekundy widziała fragment zbroi straży.
 Kurwa. – zdążyła wymamrotać, zanim wszystko pogrążyło się w ciemności.



Ostatnie słowa Aki idealnie podsumowały rozdział xD I kto to niby spieprzył akcję, hm? >.>
Aki: Ja przynajmniej nie narażam życia innych
*wzdycha* Tylko własne
Ski: To istotna różnica! A i działam na spontana, więc miałam prawo do błędu!
Jess: To w końcu nie ma Jane?
Nie :3
Jess: ;(
Aki: Nie smuć się, jak ona wleci, to Wojownicy nas doszczętnie znienawidzą
Dan: Nikt was nienawidzi
Aki: Jasne, jasne, widziałam, że grzebaliście w naszych rzeczach. Mamusia kultury nie nauczyła?
Dan: To nie ja!
Aki: Tylko winny się tłumaczy
Dan: Nie masz większych problemów?
Aki: Nie
Ace: Wcaleee.
Aki: a co oni mogą? *pokazuje na Hydrona i Zenohelda* Jeden to kundel, a drugi dziad
Zawsze miałam rozsądne córki!
Ekipa: *wychodzą, bo mają pewne wydarzenie do odhaczenia* Odmeldowujemy się! ^^