sobota, 25 maja 2019

S2 Rozdział 31: Nóż wbity w plecy


   Nie było się co czarować, sytuacja należała do tych z gatunku tragicznie chujowych. Ja siedziałam na Ziemi (no w chwili obecnej na Vestalii, ale nie czepiajmy się szczegółów), Wojownicy – a raczej część z nich – znajdowała się na łasce chorej na łeb dziewczyny oraz neathiańskiej łączności, Gundalia dalej sobie szaleli, a wojna trwała. Cudownie, chyba życie uznało, że póki co było za spokojniem, więc czas rozkręcić jakiś balet. Żebym się kurwa przypadkiem nie zanudziła! No dzięki za troskę, idź w cholerę!
   Objęłam dłońmi ciepły kubek z gorącą czekoladą, napawając się jej kojącym aromatem. Jednak nawet ten wspaniały zapach nie był w stanie odgonić ode mnie ponurych myśli, przez które mocno zacisnęłam palce na cienkiej ceramice.
– Zawsze lubiłaś niszczyć rzeczy przez złość, ale kubek to oszczędź, niewinny – mruknął chrapliwie Helios z nutką uszczypliwości.
   Spojrzałam na niego spod byka. Z wszystkich, którzy przeżyli cyrk z Zenoheldem, akurat ten jaszczur uległ najmniejszej przemianie emocjonalnej. Jedynie przestał uznawać Wojowników za wrogów i wyzywać Drago na pojedynki przy każdym spotkaniu. A tak to pozostał złośliwym i pewnym siebie bakuganem nawet w formie kulistej.
– Sorki, nie pomyślałam, że to może być twoja wanna – odparłam, unosząc kącik ust.
   Helios nie zdążył odbić piłeczki, bo do rozmowy dołączył Fludim.
– Wymyśliłaś już, co robimy w kwestii Heather?
   Przerwałam bitwę na wzrok z jaszczurem i westchnęłam, opierając policzek o dłoń.
– Lecenie tam w tym momencie nie ma sensu, bo ani nie wiemy, gdzie jest Dan, Marucho czy ta cholerna Heather. Zresztą Neathianie raczej nas miło nie potraktują, jeśli znikąd się u nich pojawimy – Odchyliłam się na krześle. – Tyle dobrze, że udało się ostrzec Wojowników.
– Proszę, proszę, wreszcie zrezygnowałaś ze spontana? – spytał Keith, wchodząc do kuchni. Wracał z łazienki, gdzie zmywał z rąk jakiś smar, którego użył do podrasowania komunikatora.
– Nie, tylko patrzę na to logicznie. Wtedy przynajmniej wiedziałam dzięki Sheen, gdzie jest pałac Gundalian i mniej więcej jego rozkład, a o Neathii nie wiem nic.
   Vestalianin przeszedł koło mnie i uruchomił jedną płytkę kuchenną, której brzegi stały się neonowo czerwone. Położył na tym garnek chyba z makaronem i dopiero potem usiadł koło mnie.
– Później postaram się jeszcze raz skontaktować z Danem, o tym jak im poszło – mruknął.
– Powinnam z nimi polecieć. Pewnie też bym nie tak szybko zauważyła manipulacje Heather, jednak z mocą... – Zagryzłam wargę, pokręciłam głową i podniosłam kubek.
   Ostrzegłam ich, lecz w środku czułam, że to za mało. To nie było wszystko, co mogłam dla nich zrobić. Oni mnie raz uratowali, a ja... Mogłam się usprawiedliwić próbą ustabilizowania sobie życia, obudowywaniem relacji z bratem i zwyczajnym pragnieniem spokoju, ale i tak...
– Wiesz, że nie masz się o co obwiniać? – szepnął Keith wprost do mojego ucha.
   Zrobił to tak niespodziewanie, że instynktownie odskoczyłam na lewo. Krzesło zachybotało się niebezpiecznie i gdyby blondyn nie złapał oparcia, leżałabym na podłodze ubabrana płynną czekoladą od stóp do głów.
– Ostrzegaj na przyszłość – jęknęłam, przykładając dłoń do karku. Jeszcze dmuchnął we mnie takim zimnym powietrzem!
   Rozległo się ziewnięcie. Helios podleciał do swojego wojownika i usiadł na jego przedramieniu.
– Heh, jednak teraz łatwiej cię zawstydzić, ludzka samico – zaśmiał się.
   Najpierw Keith i jego koszula, teraz jaszczur z durnymi gadkami. Oni naprawdę się świetnie dobrali, w dokuczaniu byli nie do pobicia! Przynajmniej na Vestalii, bo na Ziemi ich przeciwnikami byli bracia Rendich.
– Idź się wykąpać do kubka – prychnęłam i spojrzałam na Keitha.  – Tak, wiem, ale to nie zmienia faktu, że mam lekkie wyrzuty, iż z nimi nie poleciałam.
– Po tej akcji na Gundalii bym się nie wychylał – odparł. – Narazie poczekajmy na informacje od nich.
– Tylko co jak będą złe? – Fludim jako mistrz motywowania i optymizmu musiał dodać coś od siebie.
– Wtedy spontan.
   Fermin zerknął na mnie z ukosa i dał prztyczka w nos. Zawyłam żałośnie i kopnęłam go w kostkę.
– Jak dzieci – skomentował Helios.
– Zobaczymy, co wtedy zrobimy – powiedział z naciskiem na pierwsze słowo Keith, olewając swoją jaszczurkę.
– Siedzieć na du... Ej – Wciągnęłam powietrze nosem i zmarszczyłam brwi. – pachnie spalenizną.
– Kurwa! – Keith zerwał się z krzesła i pobiegł ratować kolację, z której pewnie został już sam węgiel.
   Uśmiechnęłam się pod nosem. Niektóre rzeczy się nie zmieniały.
   Fermin podczas akcji ratunkowej, co jakiś czas rzucał przekleństwami. Słuchałam tego ze spokojem, patrząc na niego przez ramię. Powiedziałabym mu, że to karma za numer z koszulą, ale uznałam, że zirytowany Keith wymachujący zieloną szmatką może być nieprzewidywalny.
   Ogólnie zrobiło się luźno, pomijając czarny dym przy suficie i syki Keitha. Nagle rozległy się piski domofonu, jakby ktoś w chaotycznym tempie wciskał cyferki, mając nadzieję, że tak trafi na hasło. Wyszłam na korytarz, akurat w momencie gdy drzwi się rozsunęły i do środka wpakowała się Reinare. Jak zawsze efektownie, niemal rozbijając sobie głowę o szafkę na buty i dysząc niczym ranny pies. Nawet nie odgarnęła włosów z twarzy, tylko ruszyła do przodu, nie zrzucając butów.
– Oooi, Keith, potrzebuję ... – Wreszcie mnie zauważyła, przez co zamilkła i zrobiła duże oczy. – O jak słodko, że tu jesteś, Jess!
– Problemy ze wzrokiem? – spytał Keith, wychylając łeb przez drzwi.
   Rei pokazała mu język, a mnie coś tknęło. Znałam ją krótko, ale miałam wrażenie, że dziś brakowało w niej jakieś takiej...radości życia? Albo przez to, że sama miałam średni humor, uznawałam, że wszyscy byli dziś dziwni, dzięki serdeczne mózgu.
– Hejka, Rei. Coś się stało? – spytałam.
– Ehh, więc nie jest to dobra rzecz – walnęła prosto z mostu, po czym sięgnęła do przepastnej kieszeni swojego białego płaszcza i wyciągnęła z niej jasną kopertę. – Pan Vamkil prosił, by ci to szybko dostarczyć.
  Wujek? Sięgnęłam po kopertę. Vestaliańskim alfabetem było wypisane „Jessica Elevenor”. Brak mojego drugiego nazwiska. Przełknęłam ślinę i rozerwałam papier, wyciągając listy. Na pergaminowej karce było napisane:

„Uprzejmnie radziłbym Pani pozostać neutralnym wobec konfliktu między Gundalią a Neathią. Nasz miłościwy władca Barodius – sama wolałby, by stosunki między naszymi planetami nie stały się wyjątkowo napięte.”

   Zacisnęłam dłoń, wpatrując się w czarne litery. Brakowało podpisu, jednak to nie był teraz najważniejsze. Nie trzeba było być geniuszem, by wyczytać niemą groźbę. Jeden zły ruch i Vestalia zostanie wplątana w ten głupi konflikt.
– Jess? – odezwał się zaniepokojony Fludim.
   Wzięłam głęboki wdech. Nie chciałam porzucać Wojowników ani wciągać Vestalii w wojnę, więc potrzeba furtki, która rozwiąże ten problem. A kto lepiej się zna na wynajdywaniu takich rzeczy niż  kilkuset letnia Reiko dawna królowa?


****


   Stopy Coredema uderzały ciężko o ziemię, powodując, że ta drżała podobnie jak ciało bakugana. Jednak Jake nawet nie tego nie odczuwał, będąc zbyt pochłoniętym zadaniem, które otrzymał od Marucho. Odebrali połączenie od zdenerwowanego Dana z informację, że Heather może mieć złe intencje wobec Neathian, więc blondynek poprosił go o sprawdzenie, co się działo z dziewczyną.
   On sam nie do końca wiedział, co sądzić. Z jednej strony nie znał jej i nie wyglądała na taką, co chciałaby z nim zawierać bliższą znajomość, lecz z drugiej czy naprawdę zadałaby sobie tyle trudu i nawymyślała tyle kłamstw, tylko by się tu dostać? A może była jakimś spiskowcem przysłanym z Gundalii?
– Czym się tak zadręczasz, Jake? – zapytał jego bakugan.
– Myślę tylko o tym, co tam zastaniemy – odparł.
– Zaklinajmy los, by to okazało się jedynie niesłusznym przypuszczeniem.
   Vallory przytaknął, lecz gdy uniósł głowę, poczuł, że czas wokół zaczyna zwalniać. Kryształy lodu, w których Marucho uwięził Strikefliera Airzela zniknął podobnie jak sam bakugan. Dodatkowo wkoło nie rozlegały się odgłosy bitew. Trwała złowieszcza cisza przerywana od czasu do czasu skrzeczeniem ptaków.
   Gdy dotarli na miejsca zastali widok, którego pragnęli uniknąć. Ujrzeli rozgromiony oddział neathiańskich sił, rozorane pole bitwy, połamane drzewa.
– Kapitanie Elright! Chłopie, żyjesz?! – wrzasnął Jake, pędząc na złamanie karków do żołnierzy.
   Neathianin, który akurat pomagał się podnieść jednemu ze swoich podwładnych, skinął głową. Na jego policzku widniała świeża szrama.
– Udało nam się pokonać siły Airzela, lecz – Twarz kapitana spowił cień. – Heather nas zdradziła.
– Czyli Marucho miał rację – mruknął Jake, czując, jak na serce pada mu ciężar. – Powiedziała coś?
– Nie. Widziałam tylko, że koło niej stał Airzel. Jeszcze gdyby to była Kazarina, to istniałaby możliwość, że użyła swojej hipnozy. – Elright otrzepał rękawy munduru z ziemi, zagryzając zęby. Był wściekły na siebie, że dał się podejść z zaskoczenia. – Lecz tutaj widzę tylko jedno wyjaśnienie.
   Vallory wyjaśnił Neathianowi powód swojego przybycia, po czym zaczął szukać komunikatora, by poinformować Marucho, iż Heather naprawdę była zdrajcą. W końcu Jake wyciągnął poręczny brązowy kryształem, który posiadał jedynie guzik do uruchamiania holograficznego ekranu. Wcisnął go i zaczął przewijać palcem, szukając imienia blondynka.
– Kiedy dostaliście tą wiadomość? – spytał Elright.
– Z pół godziny temu zadzwonił Dan. Ale nie powiedział skąd to wie.
– Ojoj, czyli już ktoś mnie rozszyfrował? – sztucznie zmartwiony głos Heather rozległ się za nimi.
   Odwrócili się jak jeden mąż. Dziewczyna stała kilka metrów dalej, a koło niej w splotach wił się wąż Darkusa, który przyglądał się Coredemowi z głodem w oczach. W ciągu dalszym miała na sobie strój Rycerzy Zamkowych, co sprawiało, że krew Elrighta wrzała. Symbol ich narodowej dumy noszony przez kogoś takiego! Czy można było doznać większej zniewagi?
   Heather uśmiechnęła się jadowicie, jakby wiedziała, jakie myśli przebiegały przez głowę kapitana.
– Cóż, może to Nathan się wygadał albo na Ziemi pozostał ktoś z większym iq niż wasze – Wzruszyła ramionami.
– Jak mogłaś! Mistrzunio Dan ci zaufał! – krzyknął Jake.
– Bo miał, tępy strzale.
   Vallory zacisnął pięści. Heather rozłożyła ręce.
– Jest naiwny, to jego wina!
– Jesteś szpiegiem Gundalian, prawda?! – syknął. – Gdy plan Rena zaczął się sypać, pojawiłaś się ty.
   Brwi dziewczyny podjechały pod same czoło, po czym zaśmiała się.
– Nie robię z takich pobudek jak pragnienie wygrania wojny. Zresztą pochodzę z Ziemi.
– Więc czemu? – spytał już lekko skołowany Jake.
– Bo to interesujące! – zawołała. Malinowe oczy zapłonęły blaskiem, w którym czaił się obłęd.
   Jake nie wytrzymał. Nie rozumiał jej powodów, lecz nie miał zamiaru pozwolić, by po tym co zrobiła, wszystko uszło jej na sucho. Wyciągnął kartę supermocy.
– Nie myśl, że zdołasz się wywinąć.
   Usta Heather rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu.
– Och, jesteś taki głupi.
   Bowiem ona wiedziała, że Airzel ich obserwował ze swojego ukrytego w pobliżu statku. A Jake nie zdawał sobie sprawy, że stał się po raz kolejny jej marionetką.




Kurwa, wreszcie coś napisałam ;-; Wybaczcie tą dlugą przerwę, ale to co się teraz dzieje u mnie w życiu, to jest jakiś cyrk. Jeszcze mój przyszły tydzień jest tak zawalony, że mam ochotę się utopić pod prysznicem, a muszę mieć dobre oceny, by utrzymać moje 5 ;-; i 4 z fizyki cudem jakimś istniejącą. Byle do wystawienia ocen, później mnie już to miejsce depresji nie zobaczy. Co do rozdziału to nieco zmieniłam koncepcję, jakie Heather dostała warunki do spełnienia od Airzela (ale o tym w następnym), Jess znów ma kłody pod nogami i no tyle XD W następny postaram się jakoś pchnąć tą fabułę, może nieco o tej barierze...ehh czeka nas z tym sezonem dłuuuga przeprawa :')

niedziela, 5 maja 2019

Angel się wypowiada #1

Jak wszyscy dobrze wiemy, od jutra zaczynają się maturki, czyli dla niektórych licealistów 3 dni laby, a dla reszty no...wojna i chlanie 10 melis na raz, nie oszukujmy się ^^'' (tak, kocham was!) Z mojej strony możecie liczyć na pełne duchowe wsparcie i trzymanie kciuków, dlatego jutro na salę możecie wbić tak:














A nie tak:















Pamiętajcie, by się wyspać, bo na naukę i tak za późno (Kruk XDDD), uwierzcie w swoje mózgi i dajcie z siebie wszystko!
Przeżyjcie, Kruk, Elz i każdy z moich czytelników, który od jutra ma to bajlando!


Ps. Też chcę takie pocieszanie, jak będę musiała iść na ten cyrk ;-;