poniedziałek, 31 października 2016

One shot#2 Puścić Jess samą na Vestalię

 Akaneeee!
   Dziewczyna odwróciła głowę i ujrzała Dana Kuso oraz Barona pędzących w jej kierunku.
 Kto to ten różowowłosy? – szepnęła Jane, wyjmując jedną słuchawkę z ucha.
– Baron Leltoy. Vestalianin. – odparła Akane. – Co jest? – zapytała Dana, gdy ten je dogonił.
 Widziałaś gdzieś Jessie?
 Rano do niej wbiłam, ale była zajęta, więc poszłam tylko z Jane na zakupy. – powiedziała nastolatka, wskazując na przyjaciółkę, a potem na torby z logiem sklepu. – A co?
– Bo dzwonię do niej od godziny i nie odbiera, a umówiliśmy się!
– Może gdzieś wyszła. – powiedziała Jane. – A ogólnie to cześć. Jestem Janice, ale mówcie mi Jane, ok? – Uśmiechnęła się miło, wyjmując lizaka z ust.
 Dan Kuso. – przedstawił się szatyn.
– Wiem. Jesteś liderem Młodych Wojowników i żarłokiem jak ich mało. – Jane zerknęła na Barona. – A ty jesteś?
   Leltoy poczuł, że robi się czerwony. Ziemianka miała takie ładne oczy i prawdę mówiąc spodobała mu się.
 J-jestem B-baron. – wydukał, wbijając wzrok w buty.
   Dan uniósł brwi do góry i miał ochotę parsknąć śmiechem, ale uchwycił mordercze spojrzenie Akane mówiące: Nawet nie próbuj, bo cię przejadę buldożerem!
– Baron – kun? Miło poznać.
 MIŁOŚĆ KWITNIE WOKÓŁ NAS! – wydarła się Akana, a jej oczy zaświeciły się. – Kolejny paring! Na pierwszym miejscu oczywiście jest Kessie, bo w końcu będę chrzestną, ale później jest Dan x Runo....Muszę wam jakąś nazwę wymyślić! Potem jest Mira x Ace – tutaj też przyda się nazwa. Taaa i teraz dochodzi mi Jane x Baron – kun! – Dziewczyna zaklaskała kilka razy. – Jestem taka szczęśliwa! Rzecz jasne, zaprosicie mnie na śluby, nie?
– Tobie już nawet psychiatra nie pomoże. – westchnęła z politowaniem Jane, wiążąc swoje czarne włosy w kucyka. – Jestem pełna podziwu dla Gusa, że z tobą wytrzymuje. – Posłała znaczący uśmieszek Japonce.
 T-to jest...yyy...Ej! Mieliśmy iść sprawdzić, gdzie Jess się zaszyła! – błyskawicznie zmieniła temat. – Chodźcie, mam klucze! – nie czekając na odpowiedź, puściła się biegiem w dół ulicy.
    Jane roześmiała się, widząc ogłupiałe miny chłopaków.
 Akane robi głównie za swatkę, ale sama wpadła w sidła miłości. – wyjaśniła. – I nie martw się Dan. Ona woli dręczyć Jess i Keitha. – Splotła ręce z plecami. – Chodźcie, zanim nam zwieje.
***

 Jess, telefoniku się nie odbiera, co? – Akane bez ceregieli wpadła do pokoju. – O, cześć Mira! – przywitała Vestaliankę.
 Hej, Akane, Jane, Dan, i Baron. – powiedziała Mira, gdy wszyscy wpadli do pokoju Jessici.
– Szukacie Jessie?
 Dokładnie! Widziałaś ją może?
 Poleciała jakiś czas temu na Vestalię. – odparła Mira.
 Heee? Czyżby odwiedzić Keitha? – Akane usiadła po turecku na dywanie. – No wreszcie coś się dzieje! Już myślałam, że będę musiała wkroczyć do akcji!
 Jessie by cię utopiła w ściekach. – mruknęła Jane, odkładając zakupy. – I wcale jej się nie dziwię, bo ty masz dziwne formy „pomocy”
 A co ci się nie podoba? – zawołała oburzona Akane.
– Wszystko. Mam ci przypominać, co odwaliłaś w gorących źródłach?
– No to akurat nie był dobry plan. – przyznała Akane, drapiąc się po karku i śmiejąc głupkowato.
– A co takiego zrobiłaś? – zaciekawiła się Mira.
 Keith ci nie mówił? – zdziwiła się Jane. – Przecież to była akcja roku!
 Może nie chciał...   wymamrotała Akane.
   Dan i Baron, widząc, że są totalnie zlani, a Jessici nie ma, cicho wycofali się z pokoju. Dopiero na schodach odetchnęli z ulgą.
 Mało brakowało, a zostalibyśmy wciągnięci w strefę babskich plotek. – zauważył Dan, gdy zeszli na dół do salonu.
 A to najgorsze piekło dla każdego faceta. – dodał Mick, wyłaniając się z kuchni z kubkiem kawy. – Yo.
***

   Mira wybuchnęła śmiechem i zasłoniła usta ręką po wysłuchaniu relacji Jane. Akane wcisnęła twarz w poduszkę.
 Myślałam, że Keith i Jess mnie ukatrupią! – jęknęła.
 Dziwisz im się? – spytała Jane. – Ale oni chyba są ze sobą blisko? – zwróciła się do Vestalianki.
– Tak, ale trudno się dziwić, nie?
 Nom. – mruknęła dziewczyna, gryząc patyczek po lizaku.
 Tylko po co ona poszła do Keitha? – zastanawiała się na głos Akane.
 Może znów ma jakiś problem z fizą.
 Ale mój brat jest tutaj. – powiedziała zdziwiona Mira. – Razem z Gusem poszli do Marucho.
 Czyli Jess poszła do Ace’a?
 Nie...Poszła pozwiedzać stolicę Vestalii. Powiedziała, że chce ją lepiej poznać.
   Jane i Akane zbladły.
 Co jest? – zaniepokoiła się Mira.
 Jess...poszła sama zwiedzać?
 Tak?
 Bez mapy i tak dalej?
 No chyba.
– I bez nikogo?
– Owszem.
   Akane i Jane spojrzały na siebie skrajnie przerażone.
 Mira....
 Tak?
 My jej już chyba nigdy więcej nie zobaczymy...
 Co?!

***

   Znacie to uczucie, gdy wiecie, gdzie macie wrócić, ale nie wiecie jak?
– Mówiłem byś skręciła w lewo, a ty poszłaś w prawo! – opieprzył mnie Fludim, gdy po raz piąty stanęliśmy przy tej samej fontannie.
 Dobra, nie denerwuj się tak. Zaraz kogoś spytam o drogę i będzie cacy. – powiedziałam, szukając potencjalnej ofiary.
– Mogłaś to zrobić godzinę temu!
 A ty mógłbyś się w końcu nauczyć otwierać portale. – mruknęłam i podbiegłam do dziewczyny mniej więcej w moim wieku. – Przepraszam, wiesz może jak dojść na główny plac?
 Jasne! Musisz iść prosto do końca uliczki, potem skręcić w lewo i przy takim granatowym wieżowcu skręcić i  wejść w park. Z parku wyjdziesz zachodnią bramą i będziesz na placu. – wytłumaczyła.
– Ok, dzięki. – Pomachałam jej i oddaliłam się.
– Nie ma za co, Jessica- san! – zawołała.
 Jesteś już wszędzie znana. – zauważył Fludim.
 W końcu byłam jedną z tych, którzy obalili Zenohelda. – Przystanęłam i spojrzałam na błękitne niebo i białe chmury. Delikatny wiatr rozwiał moje włosy. – Wreszcie zapanował spokój. – szepnęłam, patrząc na swój cień.
 Masz rację. Ale za jaką cenę. – Zerknął na mnie.
 Już nic mi nie jest. – Uśmiechnęłam się. – Mnie nie da się tak łatwo zniszczyć!
 Akurat to wiem. – rzekł i schował się do mojej kieszeni.
   Szłam według wskazówek dziewczyny i dotarłam pod osiedle wieżowców.
I tu zaczęły się schody.
 Który z nich to granatowy? – jęknęłam, co chwila przebiegając na drugą stronę ulicy, bo obydwa wieżowce był tego samego koloru. – Fludim, ratuj!
– Yyy, ale one są niebieskie. – odparł bakugan.
   Faceci i ich odróżnianie kolorów...
 Nie pomagasz! – Rozglądnęłam się za pomocą, ale jak na złość nikt nie szedł! – Dobra, wyliczanka!
   Padło na wieżowiec po prawej stronie, więc tam też poszłam.
 Teraz powinien być park. – mruknęłam, gdy wydostałam się z plątaniny uliczek, osiedli itp.
   Wiecie, gdzie trafiłam?
   Sama nie wiem....
   Przede mną rozpościerał się widok na stożkowate wieżowce, ułożone w dwa rzędy.
 Może to jest vestaliański park? – zasugerował Fludim.
 Oślepłeś?
 Mówiłem, byś z kimś poszła!
 Ale wszyscy byli zajęci!
 A Reiko?!
 Chciała koniecznie iść po sukienki i materiały na mundury, to ją puściłam! Rany, Fludim, zachowujesz się gorzej niż Gus tydzień temu!
 A co się stało tydzień temu?
– Zaplątałam mu grzebień we włosach i trzeba było ich trochę obciąć...
 Jessie...  Fludim się ostatecznie załamał. – Nie, stop! Dzwoń po Mirę, Ace’a czy tam Keitha by cię znaleźli i stąd wyciągnęli!
– Jest taki mały problem.
– Jaki?
 Zapomniałam komórki.
 Na wszystkich Starożytnych! Gdzie ty miałaś dziś łeb!?
 Ej, nie krzycz na mnie!
 A ty na mnie!
 Ty zacząłeś!
 Bo twoje zapominalstwo mnie dobija!
– To zdarzyło się tylko jeden raz! Fludim, dziwnie się zachowujesz.
 Bo...  zawahał się. – martwię się! Po tym wszystkim, co się wydarzyło.
 Nie mówmy o tym. – powiedziałam stanowczo.
 Dobrze.
   Szliśmy dalej w milczeniu. Z lekkim niepokojem zauważyłam, że praktycznie nie widzę żadnych mieszkańców. Gdzie ja trafiłam?
   Nagle dostrzegłam zielone korony drzew. Park! Wreszcie!
   Uradowana popędziłam w tamtą stronę. Kiedy weszłam do środka, poczułam niesamowitą ulgę. Tylko muszę wyjść zachodnią bramę i będę w domu!
   Niemal podskakując, wędrowałam przez alejki i podziwiałam starannie utrzymany trawnik i rabaty niezwykłych vestaliańskich kwiatów.
 Jesteś pewna, że to zachód? – spytała niepewnie Fludim.
 Na 100%! – Przeszłam przez bramę. – Widzisz? Teraz tylko dojść do końca tej ulicy i wyjdziemy na plan!
 Coś nie widzę głównej wieży i fontanny.
 Nie kracz.
   Kiedy wyszliśmy z alei, wylądowaliśmy w wielkim skupisku sklepów ze sprzętem elektronicznym. Zamkniętych...
 Wykrakałeś...  wymamrotałam i osunęłam się na kolana. – Poddaje się. Umrę tu na ławce, a ty masz napisać na moim nagrobku, że hasam sobie po zaświatach w tak młodym wieku, bo zapomniałam telefonu. – zażądałam, czując ogarniającą mnie depresję i ciemną otchłań rozpaczy.
 Twój zmysł orientacji jest beznadziejny jak zwykle. – mruknął bakugan. – Przepraszam, jak dojść do głównego placu?
   W odpowiedzi rozległ się przerażony krzyk i tupot butów. Zerknęłam za uciekającym mężczyzną.
 Toś mi pomógł. – zakpiłam.
– Nie rozumiem. Czemu oni się boją bakuganów?
 Może myślą, że chcecie wziąć odwet czy coś w ten deseń. – mruknęłam i poczułam coś mokrego na nosie. – He?
   No i wtedy mój pech osiągnął apogeum. Rozlało się na dobre.
 Zajebiście! – warknęłam. – Co za udany dzień! – Wstałam z chodnika i schowałam się pod dachem jednego ze sklepów. Potarłam ramiona. – Zimno się zrobiło. Apsik!
 Na zdrowie.
 Dzięki. – Odgarnęłam włosy z twarzy. – Keith, Jane?
 No hej, Jess. – Moja przyjaciółka rzuciła mi bluzę. – Nawet nie wiesz, jak długo cię szukaliśmy.
 Chodźmy już, zanim się przeziębisz. – powiedział spokojnie Keith, wyjmując kolejny parasol.
 Ja go wezmę! – powiedziała Jane i tak zrobiła. – Jess pójdzie z tobą, ok?
 Nie mam nic przeciwko. – Uniósł nieco parasol. – Chodźmy, Jessica.
– Już. – Zapięłam bluzę.
   W trakcie drogi do placu Jane obróciła się i puściła mi oczko.
 Jestem lepsza niż Akane, nie? – zaśmiała się.
– Może. – odparłam, kichając. – No nie! Będę chora!
 Keith się tobą zajmie.
 Jane!
   Dziewczyna wyszczerzyła się jeszcze bardziej i odbiegła kawałek.
 Nie wiem, jak takie przeciwności się łączą, ale miło patrzeć na waszą dwójkę! – zawołała przez ramię.
– Jesteś jeszcze gorsza od Akane! – krzyknęłam.
– Wiem! Kiedy ślub, Keith?!
   Ja ją kiedyś zamorduję...



Coś z cyklu: Gdy Angel nie idzie rozdział xD Tak trochę o mnie, bo ja jestem w stanie zgubić się wszędzie xD
Meh, sił na podsumowanie brak...
Paa ^^






sobota, 22 października 2016

Rozdział 40: Myślałaś kiedyś o terapii panowania nad gniewem?

 Te buty są robione dla olbrzymów czy co? – wymamrotałam, idąc chwiejnie przez korytarz. Co chwila musiałam się podpierać ściany lub zatrzymywać, ale parłam dalej.
– Ej, ty! – Podszedł do mnie jeden ze strażników, gdy, na szczęście, stałam prosto. – Masz znaleźć tą dziewczynę z brązowymi włosami! To rozkaz księcia!
 Tak jest! – zasalutowałam i uświadomiłam sobie, jak grubo brzmi mój głos przez maskę.
Mężczyzna skinął głową i zniknął za zakrętem.
 Nie wierzę w ciebie kobieto. – jęknął Fludim, patrząc, jak macham rękami, by złapać równowagę.
– Cicho! – syknęłam i stawiając sztywno nogi, szłam dalej.
   Wyszłam na główne rozwidlenie korytarzy w okolicy mojego pokoju. Minęłam grono strażników, z którymi powitałam się skinieniem głowy. Hmm, gdzie mogą być schody do kazamatów?
– Strażnik! – usłyszałam wrzask za plecami i odwróciłam się. Ujrzałam wściekłą Mylene, która zaciskając usta w cienka linię, postukiwała obcasami po podłodze. – W moim pokoju zepsuła się fontanna, ogarnij to!
– Oczywiście! – wykrzyknęłam.
   Vexoska poprowadziła mnie do jej pokoju, który był cały niebieski z białymi elementami. Wskazała palcem na otwór w ścianie, z którego skapywała woda, po czym bez słowa wyszła, trzaskając drzwiami. Fontanna najwyraźniej miała płynąć do niewielkiego kamiennego okrągłego zbiornika, który teraz był zapełniony do ¼, a obecnie woda ledwo płynęła z rur.
Ściągnęłam z ulgą maskę i rzuciłam ją na łóżko z błękitnym baldachimem i białą pościelą.
 Teraz się policzymy, jędzo. – wycedziłam, ściągając kostium i rzucając go w kąt.
   Na początku zrzuciłam całą pościel i zaczęłam rzucać poduszkami po pokoju, aż zaczął wypadać pierz. Potem przesunęłam drzwi od szafy i moim oczom ukazały się miliony wieszaków wypełnione najróżniejszymi ciuchami od zwykłych bluzek na wymyślnych kreacjach skończywszy.
   Wow. Chyba nawet niektóre sklepy nie mają tylu ubrań...
 Ale piękne! – wybuchłam śmiechem, wyciągając suknie baletnicy zdobioną w...prosiaczki! (xD)
   Fludim też nie wytrzymał i zaczął chichotać. Gdy się względnie uspokoiliśmy, wysypałam większość rzeczy na podłogę i okoliczne meble.
   Właśnie kiedy byłam w trakcie rysowania serduszek markerem wokół Mylene i Shadowa na jedynym zdjęciu wspólnym Vexosów, weszła właścicielka pokoju.
   Zatrzymała się w pół kroku i otworzyła usta. Shadow zajrzał przez jej ramię i wybuchł szaleńczym śmiechem. Cichutko przesunęłam się za komodę, biorąc po drodze maskę.
 Zabiję tego debila! – ryknęła Vexoska, po czym podeszła do komody i wyszarpnęła z jednej z szuflad bat, który zaiskrzył na niebiesko.
 Jakiego debila? – zainteresował się Lync, lustrując wzrokiem pobojowisko.
 Tego strażnika, który miał naprawić fontannę!
 Ale dziś wszyscy strażnicy mają być z królem. – zdziwił się Volan.
   A to mała, piszcząca menda! Przeczyszczę kibel jego peleryną! Albo nie! Nim samym!
 Czyli to ta dziewucha, gówniara, idiotka! – wysyczała Mylene, ściskając bat. – Znajdźcie ją!
 Nic mnie ona nie obchodzi, nie będę się męczył. – odparł Shadow, oglądając paznokcie i zlewając morderczy wzrok Vexoski. Natomiast Lync w tempie ekspresowym usunął się z pola widzenia.
   Mylene wygoniła Prova i tym sposobem zostałam z nią sam na sam. Cudownie! Bo nie ma nic lepszego niż bycie w pokoju z psychopatką z batem. Zaczęłam się czołgać w kierunku górki ubrań, by się za nimi schować i poczekać, aż Mylene wyjdzie. Jednak Vexoska ani myślała opuścić pokój. Rąbnęła się na łóżko i ze świstem wypuściła powietrze. Niech jeszcze zacznie jogę uprawiać, a zejdę na zawał. Albo mi oczy wypali, a ja naprawdę lubię swoje oczy.
 No i kto mi to posprząta? – wymamrotała.
Bo podniesie tych ubrań i włączenie odkurzacza to wyczyn na miarę zdobycia Mount Everest...
   Dalej tak lamentowała, że jest nieszczęśliwa, że Zenuś jest zły, że Spectra pożałuje, że Shadow to idiota, że ja to powinnam mieć na tyle przyzwoitości, by zejść na zawał itp. Książkę by można o tym napisać.
   Nagle podniosła się i sięgnęła po jedną ze sukni – tą z prosiaczkami. Podeszła do ogromnego lustra w morskiej ramie i przyłożyła ją do swojego obecnego stroju. Z całej siły starałam się zdusić śmiech, ale widok Mylene w takim stroju nawet kamień by rozśmieszył! Jednak dokonałam niemożliwego i nawet nie pisnęłam. Wreszcie Vexoska zaczęła oglądać biżuterię, więc mogłam odetchnąć. I to był błąd. Przez to, że zdusiłam śmiech, mój organizm wytworzył....czkawkę.
   Czknięcie przy tej ciszy zabrzmiało jak wystrzał z armaty. Mylene zamarła i opuściła sznur pereł. Nie czekałam na rozwój wydarzeń, tylko niczym torpeda wypadłam zza stosu ubrań. Widziałam, że dziewczyna sięga po bat, więc zacisnęłam zęby i wykonałam ryzykowny ruch.
Uchyliłam się przed niebieską linią, która musnęła moje włosy i złapałam kołdrę, po czym cały czas pochylona popędziłam na czołowe zderzenie z Mylene. Podskoczyłam, rozłożyłam kołdrę i zaczęłam zawijając w nią dziewczynę.
 Puszczaj mnie! – wrzasnęła, kopiąc na oślep i miotając się jak przy napadzie febry.
 Masz jakąś nerwicę, czy co? – mruknęłam, próbując wykopać bat poza jej zasięg.
– Ty mała! – warknęła.
 Myślałaś kiedyś o terapii panowania nad gniewem? Myślę, że ci się przyda. – stwierdziłam.
 Tobie przydałby się psychiatra! – odgryzła się.
 Ale takiej chodzącej bomby nikt nie zechce. Zwłaszcza, że piękna to ty nie jesteś.
– Odezwała się miss świata!
– Ja przynajmniej nie rzucam się na ludzi z batem. Czy to jakiś fetysz?
   I tak się kłóciłyśmy i szarpałyśmy przez dobre dziesięć minut, aż wpadł Shadow z niezadowoloną miną.
 Mylene, mogłabyś się...  urwał i wybałuszył oczy, patrząc na nas.
 Pomóż mi! – wrzasnęła Vexoska.
   Prove ruszył do przodu, do tego stopnia ogłupiały, że gdy sturlałam się z Vexoski, to on tego nie zauważył i złapał Mylene.
 Co ty odwalasz, jełopie?! Ona jest tam! – wydarła się mu do ucha.
   Ja przez ten czas zdążyłam się potknąć o jej buty, zaliczyć glebę, wstać i dostać ataku śmiechu.
 Jesteście śliczną parą! – oświadczyłam, robiąc serce dłońmi.
 No wiesz co? Obrażasz mój gust! – krzyknął oburzony Shadow.
 Co to miało znaczyć, poczwaro?! – ryknęła Mylene.
   Prove spojrzał na mnie spanikowany.
 Nie mieliśmy jej łapać? – jęknął, wskazując na mnie, gdy dziewczyna nadepnęła mu na stopę.
 Masz rację!
   No szlag, a ja się tak dobrze bawiłam! Rzuciłam w Shadowa butem i uniknęłam szkatułki, ciągle cofając się w stronę drzwi.
– Co tu tak głoś... – Lync wbił do środka bez pukania (pełna kultura) i dostał puzderkiem w zęby.
   Wtedy Prove rzucił się na mnie z rozczapierzonymi pazurami. Złapałam Volana za ramię i wepchnęłam w ramiona Shadowa, po czym wreszcie opuściłam ten przeklęty pokój.
– Tylko gdzie dalej? – mruknęłam, gdy oddaliłam się na bezpieczną odległość.
– Mnie się pytasz? – odparł Fludim.
   I jeszcze dodatkowo byłam ubrana jak jakaś księżniczka! A bieganie w obcasach nie jest moim ulubionym zajęciem.
   Nagle poczułam, czyjąś dłoń na buzi. Kopnęłam tego kogoś w nogę, ale nie usłyszałam choćby syku. Zostałam pociągnięta w ciemniejszą część korytarza. O matulu, Reiko ratuj, Hydron chce mi coś zrobić! Znaczy się strzelam, że to on, ale wiecie, tacy to są do wszystkiego zdolni.
– No, teraz możesz mówić, byle nie głośno. – usłyszałam i moja twarz została uwolniona.
 Volt, co ty wyrabiasz? – zdziwiłam się.
 Ratuję cię przed wściekłą Mylene.
– Ona ma jakieś problemy z agresją. – burknęłam. – Zawsze zaczyna, ale to moja wina!
 Skądś to znam. – mruknął, patrząc czy ktoś idzie. – Ale akurat teraz nie powinnaś robić za wiele awantur.
 Ja nic nie robię, serio. Tylko mam wyjątkowego pecha i jestem nieco zbyt szczerza. – przyznałam, szczerząc zęby.
 Więc będziesz musiała siedzieć cicho. – odparł, lekko unosząc kąciki ust.
 A to czemu?
 Bo wygląda na to, że król...jak to powiedzieć....
 Najchętniej zadźgałby mnie łyżką, a potem podpalił. Nie on jeden, uwierz mi.
 Dokładnie. W takim układzie prowokowanie innych ci nie pomoże.
 Tak właściwie to czemu mi pomagasz? – spytałam. – W końcu to przeze mnie i Ruch Oporu musieliście zwiewać z Vestalii i tak dalej.
 Sam nie wiem. Jakoś tak. Mimo wszystko jesteś dobrą osobą, nawet jeśli udajesz wredną, a ja zawsze takim pomagam.
– Dzięki. – uśmiechnęłam się. – Nie łapię czemu jesteś w tej grupie psychopatów, ale jesteś sympatyczną osobą.
   Zmarszczył brwi, ale skinął głowa na znak podziękowania.
 Chodź. – Machnął ręką.
   Na paluszkach przeszliśmy przez korytarz i weszliśmy do niewielkiej kuchni.
 Muszę iść na ważne zebranie Vexosów, a ty tu zostań, dobrze? Potem tu po ciebie wrócę. Pod żadnym pozorem się nie ruszaj.
 Tak, tak, załapałam. – mruknęłam, wyciągając z zamrażarki lody. – Jak wrócisz i powiesz, że Zenohelda szlag trafił, to uznam, że dziś jest całkiem miły dzień. – rzuciłam na pożegnania.
   Pokręcił głową i westchnął ciężko, po czym wyszedł.
 Zostać czy nie zostać? – zerknęłam na Fludima, a potem na Reiko, która się pojawiła.
 Lepiej zostań. I tak nie wiesz jak trafić do tych piwnic, gdzie jest fragment. – poradził bakugan.
 Reiko, a może ty wiesz?
 Niestety nie znam przejścia. Trochę za dużo tu schodów. – skrzywiła się.
 W sumie mogliby zainwestować w windy. – Wzięłam łyżeczkę i wbiłam w lody miętowe. – No nic. Poczekamy na Volta  i może on coś powie!

****
   Wybuch zniszczył skarpę, na której stał. Zaczął spadać wraz z fragmentami skały i głazów. Tym razem chyba poszedł o jeden krok za daleko... 
– Spectra! – usłyszał ryk swego bakugana i poczuł, jak ląduje na miękkiej powierzchni czyli łapie Heliosa.
   Wtedy zrozumiał. Z każdym krokiem w kierunku nieograniczonej władzy i siły coś tracił.
   Najpierw stracił rodzinę.
   Potem rodzinną planetę.
   Następnie ważną osobę.
  Później wiernego przyjaciela.
  A teraz był o krok od utraty swego bakugana, który zawsze przy nim był i własnego życia. Dodatkowo tracił cząstki siebie i stawał się taki jak Zenoheld.
Ludzie idący taką drogą jak ty, giną szybciej niż myślisz!
   Miała rację...
   Wstał i spojrzał na promienie słońca, który powoli przedostawały się przez chmury. Ciągle jest szansa. Jeszcze nie wszystko stracone!
 Jesteś dobry, Dan. Najlepszy. – powiedział, patrząc czy z Heliosem wszystko w porządku.
 Dzięki, stary  ucieszył się szatyn.
   Keith uniósł nieco kąciki ust. Już wiedział, co powinien zrobić.
 Powinienem być z najlepszymi, a nie z nimi walczyć. – rzekł, po czym wyłączył i ściągnął maskę.
   Promienie słoneczne wpadły mu do oczu i rozświetliły scenę bitwy.
 Wreszcie wszystko zrozumiałem. – oświadczył, patrząc na na Wojowników zgromadzonych wokół Dana.
   Czemu wcześniej byłem tak głupi, by tego nie zauważyć? – pomyślał.
 Keith, nareszcie! – Mira przytuliła się do niego.
   Objął siostrę i przyciągnął do siebie.
 Przepraszam, Miro. Za wszystko. – wyszeptał, tuląc ją i gładząc jej włosy.
 Tak tęskniłam. – wymamrotała, ścierając łzy.
   Uśmiechnął się tylko i pozwolił siostrze wypłakać się. Był jej to winien.
   

Już 40 rozdział, hyhy i ponad połowa historii xD Serio, zostało może z 30 rozdziałów O.O
Dan: A potem Gundalianie!
Ja: Przydałoby się ogarnąć ten sezon. Nom, ale co do rozdziału, to Spectra "przykro mi" ale koniec zabawy. Wypad!
Spectra: *pije sok* Nie
Ja: -.- Jeszcze się stawiasz, durniu farbowany?!
*dyskutują dość niecenzuralnie gdzieś z tyłu*
Jessie: No tooo...Ruskie stronki! xD

Jessie: Kupię ci na urodziny xd
Gus: A mój fartuch
Jessie: Będzie, bez nerwów xD

Ja: Tym sposobem Shadow zabił największy mózg na Vestalii xD
Shadow: Uznał, że mam fatalne paznokcie
Jessie: Nieładnie
Shadow: Dokładnie
Jessie: Bo one są tragiczne
Shadow:....

Ja: "odważny" Hydron jako uczeń xD
Jessie: Oczy już zjarane od herbatki

Jessie: *zakrztusza się ciastem* J-jak?!
Ja: Mówiłam, że dorwę każdego xD
Keith: Helios, masz tam jakiś pocisk na składzie?

Jessie: Ace...Powodzenia na urodzinach xd
Ace: Wracaj tu z tym telefonem!

Ja; W sumie Halloween za niedługo xD
Jessie: Ale to nie jest Halloween tylko koszmar ;-;
Dan: Pomyśl co tam musiał przeżywać Volt
Jessie: Zapłacili chociaż dobrze?

Jessie: Hydron, a czemu ja nie byłam na takiej herbatce?!
Hydron: Czasu nie było
Jessie: Jasnee, ale Lync to już mógł, tak?! *foch*
Hydron: Weź tu zrozum kobietę
Keith: Daj jej czekoladę albo kwiaty
Shadow: Już masz taktyki obcykane, co? Na Vestaliankach próbowałeś?

Jessie: Matka cię Spectra nie uczyła, że ludzi się nie porywa? To bez pytania?!
Dan: Co ja mam powiedzieć?
Jessie: Kopnąć w gębę.

Jessie: Bo jedzenie ważniejsze xD
Dan: To jest oczywiste.

Ja: Bakugan w wersji szkolnej xD
Jessie: Mylene pielęgniarka? I to jest motywacja, by nigdy nie chorować! xD
Ja: Keith fajne...pierze na głowie xD

Ja: Dobić was? Mam wersję gender prawie każdego xD
Lync: No super, tylko tego brakowało
Shun: *morduje jednym okiem*
Ja: Już tak się nie marszcz, Keith i Gus mają gorsze xD
Keith&Gus: Tsaa -.-

Jessie: Lync, szykuj się na lincz
Ja: Ten płaszcz jest mój!
Spectra: No chyba cię coś boli
Ja: Ciebie matka podrzuciła 2 razy a złapała raz, więc siedź cicho!
Jessie: Gus sam by chciał przymierzyć, ale się wstydzi ^^
Gus:....-_-

No i to na tyle xD
Do zobaczenia! - profesjonalny niszczyciel psychiki, Angel


wtorek, 18 października 2016

Rozdział 39: Coraz bliżej końca?

   Poczułam zimną wodę na twarzy i gwałtownie się zerwałam. Jednak przytrzymały mnie muskularne ręce Volta. Zamazany obraz powoli się wyostrzał. Ponad ramieniem Volta dostrzegłam Hydrona, który z założonymi rękami niecierpliwie tupał nogą i nerwowo zerkał na zdobione złotem drzwi prowadząca do sali tronowej.
 Czy ty jesteś normalny?! Tak mnie prądem razić?! – wydarłam się i z pomocą Lustera, wstałam.
 Nie miałem wyboru. Mój ojciec bardzo nie lubi czekać, a ty zbytnio się opierasz – odparł z naciskiem.
 Czego znowu ta dziadyga chce? – wymamrotałam. Mimo moich zaparć obcasami w marmurową podłogę Volt wepchnął mnie do środka.
 Bądź ostrożna. – rzucił cicho i wycofał się.
   Prychnęłam i odrzuciłam włosy za siebie. Hydron ujął moją dłoń. Posłałam mu spojrzenie, mówiące: ty się dobrze czujesz?!
– To nie jest czas na żarty. – syknął i zerknął wymownie na mój pierścień.
   Szlag! Zagryzłam wargę i wspólnie z Hydronem powędrowaliśmy pod tron. Chłopak lekko się ukłonił, ale ja nie miałam zamiaru się tak upokorzyć i po prostu stałam dumnie wyprostowana. Zenoheld zmierzył naszą dwójkę uważnym wzrokiem, po czym zwrócił się do mnie.
 Od kiedy ty i wojownicy się pojawiliście, mam dużo kłopotów.
 Nie zauważyłam. – powiedziałam ironicznie.
 Jednak, gdy pozbędę się ciebie, to te dzieciaki utracą ważnego sojusznika.
   Zdusiłam chęć ucieczki i dalej tak stałam z beznamiętnym wyrazem twarzy. Król przyjął inną taktykę.
 Dzięki profesorowi Clayowi wreszcie wiem, jak ujarzmić twoją moc! Teraz zostaniesz tu na zawsze. I co mi teraz powiesz, dziewczyno?
 Wiesz, fajnie by było gdybyś się mnie o zdanie zapytał. – odparłam, mrużąc oczy. – Bo ja osobiście nie mam zamiaru tu zostać.
 Myślisz, że uciekniesz?
 Ja to wiem.
   Król uśmiechnął się ironicznie.
– Nawet jeśli nie wiesz, gdzie jesteś, twoja moc jest zablokowana, a wojownicy cię nie uratują? – zaśmiał się.
 Słuchaj no! Kłóciłam się ze starożytnymi, przetrwałam w wymiarze zagłady i od kilku miesięcy zmagam się z wami! Taka ucieczka to nic wielkiego!
   Zenoheld oparł policzek o rękę i spojrzał na mnie zadumany.
 Masz naprawdę buntowniczą naturę, dziewczyno. – powiedział po dłuższym milczeniu. – A ja bardzo nie lubię takich osób...
   Powiało trochę grozą. Instynktownie cofnęłam się o pół kroku.
 Ale byłabyś idealnym materiałem na różne testy. W końcu nie na co dzień spotyka się człowieka z krwią bakuganów!
   Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Czyli już nie broń a króliczek doświadczalny?
 Ale ojcze obiecałeś mi! – krzyknął nagle Hydron.
   Z twarzy króla zniknęła groźba, a odbiło się znudzenie.
 Masz rację. Zgadzam się – zwrócił się do mnie. - Odtąd jesteś narzeczoną mojego syna. – powiedział  kompletnie bez emocji.
   Cały absurd tej sytuacji mnie przerósł i wybuchłam szyderczym śmiechem, który szybko ucichł.
 Narzeczona? Bo co? Bo wam tak się podoba? Wiecie co? A utopcie się w tej swojej herbacie! – wrzasnęłam i nim którykolwiek zdążył choćby mrugnąć, obróciłam na pięcie i w tempie godnym maratończyka pobiegłam do wyjścia z sali.
 Goń ją! I naucz odrobiny szacunku! – krzyknął Zenoheld do syna.
 Szacunku to ty się naucz! – odpyskowałam, po czym wypadłam na korytarz i czym prędzej skręciłam w lewy korytarz.
    Omal nóg sobie nie połamałam w tych cudnych obcasach, jednak niezbyt mnie to obeszło, bo zastanawiałam się, jak dobiec okrężnie do pokoju, by sobie mnie szukali tak z co najmniej dwie godzinki. Nagle sobie przypomniałam. Fragment! Muszę go szybko odnaleźć! Tylko jak mam trafić do tych piwnic?!
 Fludim jakieś genialne pomysły, jak się dostać pod ziemię? – spytałam, tupiąc mocno nogą w podłogę.
 Schodami? – odparł zdumiony.
 No w sumie masz rację. – przytaknęłam, gdy nagle usłyszałam tupot stóp i schowałam się za ścianą.
   Mylene razem z Shadowem na szczęście mnie ominęli i popędzili w prawo. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam się cicho przemieszczać w kierunku najbliższych schodów.
 To naprawdę nie było mądre, Jessie. – powiedział Volt, wyłaniając się z cienia.
 Nie będę niczyją narzeczoną, bo Zenoheld tak chce! – warknęłam buntowniczo.
   Luster westchnął bezsilnie.
 Rozumiem, ale czy nie mogłabyś tego okazywać ciut... – zaczął szukać dobrego słowa. – mniej dobitnie?
– Wtedy tego nie zrozumie!
   Volt pokręcił głową z rezygnacją.
 Chodź, mam cię odprowadzić do pokoju. – powiedział, odwracając się.
 Przykro mi, ale nigdzie nie idę. – wymamrotałam i szybko odbiegłam.
– Jessie! – krzyknął za mną, po czym rozległ się tupot jego butów.
   Przyśpieszyłam.

****

   Spectra zmaterializował się na samym środku pustego korytarza. Widział czerwone światełko kamery, które zmierzało na niego, więc wcisnął odpowiedni przycisk na pilocie, a sprzęt padł.
   Uśmiechnął się kpiąco i cicho poszedł dalej. Usłyszał przytłumione głosy Wojowników w oddali.
– Gdzie ona może być? – spytał czyjś lekko podłamany głos.
 To było dziwne...
 Może wylądowała u swojej rodziny?
 Jeśli jest tak, jak mówicie, to Jess musi się teraz bić z Mickiem. Czekajcie, zadzwonię.
   Spectra nie czekał na ciąg dalszy rozmowy. Usłyszał wystarczająco. Najwyraźniej Jessica coś znów wymyśliła i jakimś cudem wylądowała u rodziny.
   A to bardzo wszystko ułatwia.
   Schował komunikator do kieszeni, wstukał współrzędne do gantletu i zniknął, nim ktokolwiek zdołał go zauważyć.
   Jednak przez to nie dosłyszał, co powiedziała Akane chwilę później.
 Nie ma jej tam...

****

   Mick wyjął jedną słuchawkę z ucha, bo wydawało mu się, że coś słyszał. Jednak w całym domu dalej panowała cisza, a Ares nie szczekał, więc było w porządku. Ponownie zatopił się w muzyce.
   Jednak jego spokój nie potrwał długo. Usłyszał warkot Aresa i trzaśnięcie drzwi. Zerwał się z fotela i wybiegł na korytarz. Pusto. Zszedł na dół. Tu też.
   Co jest?!
   To nie mógł być nikt znajomy, bo pies by nie warczał...Czyżby włamywacze? Ale w środku dnia?
   Mick nie był tchórzem, ale  wizja walki z przestępcami nie była dla niego za kolorowa, więc wyciągnął komórkę i wpisał numer policji, po czym ruszył dalej.
– Gdzie jest twoja siostra? – Odwrócił się i stanął oko w oko z blondynem, którego twarz była zasłonięta maską, ubranego w dziwaczny płaszcz i strój
– Więc ty jesteś Spectra Phantom. – stwierdził Mick, chowając telefon.
– Owszem  odparł tamten lodowatym tonem. – Ponawiam pytanie, gdzie jest twoja siostra?
 To nie twój interes, Phantom. Ale wiedz jedno: mojej siostry się nie krzywdzi. A jak to zrobisz, to za to odpowiesz! – warknął Mick i bez zastanowienia wymierzył Vestalionowi sierpowego.
   Blondyn zablokował uderzenie.
 Pytałem, gdzie jest twoja siostra. – powtórzył z nutką zniecierpliwienia.
– Wal się! – wycedził Mick, cofając się o krok i biorąc zamach.
   Za drzwiami od kuchni rozległo się szczekanie Aresa. Chciał ostrzec swojego pana, że to bezwzględny człowiek, ale nie zdążył.
   Mick poczuł uderzenie w brzuch, które wyparło mu powietrze z płuc. Potem oberwał w slot słoneczy. Chrząknął bezsilnie i padł na ziemię. Jego punkt widzenia zaczął się zacierać. Widział buty Spectry na schodach i słyszał jego wrzaski, ale nie rozumiał, co blondyn mówi. Widać Vestalianin myślał, że Jessie wróciła.
   Podparł się chwiejnie prawą dłonią i otarł twarz.
 Szlag, dobry jest. – warknął.
   Policja mu nie pomoże, ale...Jego wzrok padł na drzwi od kuchni. Cicho je otworzył. Ares z nasrożoną sierścią i wyszczerzonymi kłami wyszedł i spojrzał zaniepokojony na swojego pana.
 Ten zły gościu zrobił coś Jess. Teraz ty mu coś zrób. – szepnął Mick, głaszcząc psa.
   Ares skinął łebkiem i bezgłośnie poszedł na górę. Dopiero później Mick usłyszał wściekły warkot, warknięcie i przekleństwo Phantoma, po czym zapadła cisza.
   Ares zbiegł na dół, a w pysku niósł biała rękawiczkę lekko zakrwawioną.
 Dobry piesek. – powiedział Mick z uznaniem, głaszcząc psa.
   Później wyjął mu rękawiczkę z pyska i wrzucił ją do kominka.
– Siostra, co się z tobą dzieje? – mruknął, patrząc na płomienie.

****

   Spectra spojrzał na niewielkie zadraśnięcie. Niepotrzebnie się teleportował, ale przynajmniej wiedział, że dziewczyny tam nie ma.
– Jaka siostra taki brat. – mruknął, ubierając nową rękawiczkę (widzę, że jakaś kolekcja xD)
   Teraz nie ma już czasu do stracenia.

****

   Poczułam gwałtowne uderzenie gorąca.
   Coś się stało. Tylko co?
   Odgłosy pościgu już dawno ucichły, a ja stałam w owalnym pomieszczeniu, gdzie była trójka drzwi od pokoi, w których wcześniej nie byłam
 Co my tu mamy? – mruknęłam, otwierając jedne z nich.
   Ukazały mi się wieszaki i półki wypełnione strojami typowymi dla straży w tym pałacu.
Uśmiechnęłam się, a w mojej głowie powstał nowy plan.


~~~~~~
Rozdział krótki, ale nie miałam za dużo czasu xD
Spectra: Ty przecież dziś nic nie miałaś
Ja: Ciii, nikt nie musi wiedzieć xd Pierwotnie to miałam dziś napisać do Jenn, ale tam dalej rozkładam fabułę, więc dodałam tu^^
Spectra: Ten kundel ma wściekliznę?
Jessie: Teraz już tak, bo załapał od ciebie -.-
Spectra: -.-
Mick: I on ma być z Jess?
Dan: Nie on. Keith
Mick: To to samo
Akane: Ja też nie łapię!
Dan: *wzdycha* Julie, łap marker idziemy im to tłumaczyć.
Ja: A w międzyczasie jako że znalazłam duuużo artów, to jej teraz dodam ^^

Ja: *profesjonalny tłumacz* Teraz to ja jestem mistrzem Gusem! - Gus xDDD
Jessie: Jak dla mnie to on mówi: Mistrzu....twarz mi się zaklinowała....xD

Ja: Gdyby ktoś się zastanawiał jak wygląda kąpiel Vexosów ^^
Jessie: Czemu Mylene się z wami kąpie? O.O i czemu Hydron podziwia kaczkę? ;-;
Ja: Spectra czemu ty się kąpiesz w masce? xD Wodoodporna? *.*
Dan: Granice neta tak bardzo xD
Ja: Ruskie xD

Jessie: Chcesz zniżkę w tym barze!
Ja: Jezu Spectra Darkus...nieee ;-; I ja też chce to wino! xD I znam twoją sekretną kryjówkę! xD
Dan: A może zatrute?
Spectra: Dla tych dwóch zawsze -.-

Ja: Chyba coś przegapiłam....Kto chce Shadowo - kota - gender?!
Lync: Bezdomni
Spectra: nie obrażaj, oni mają jakiś gust.
Jessie: W przeciwieństwie do ciebie ^^

Ja: Matka nie uczyła, że się nie wtrąca do zakochanych?!
Shadow: No weź, oni tak ładnie wyglądają *.* Chociaż Kessie trzeba rozwijać 
Alice: *czerwona po czubki włosów*
Shadow: I ten moment, gdy nie umiesz odróżnić twarzy od włosów xD *dostaje w łeb od Runo*

Ja: Chibi! *>* Gdzie Keith?! *.*

Ja: Władcy piorunów xD
Jessie: Niech ich jakiś trzaśnie, niech ich jakiś trzaśnie...

*przed wykonaniem zdjęcia*
Jessie: Arszenik?
Shadow: Jest!
Jessie: Jad żmii?
Shadow: Jest!
Jessie: Ruszaj!
*teraz*
Shadow: Mylene, chcesz? ^^
Ja: Kiedy Jess nie chce się tłumaczyć tej dwójce, że w środku dnia metrem się nie jeździ xD

Jessie: *zarąbała mu płaszcz i go papuguje* Patrzcie jaki jestem zajebisty i jaką mam dziurę między udami! xD
Spectra: Chodź tu i daj się zabić!

Ja: Spectra wampir? *.*
Jessie: ;-;
Shadow: Jess, dbaj o krew, by ci się Keith nie zaraził.
Jessie: -.-

*po tłumaczeniu*
Akane: Eeee...what? xD
Mick: Czyli schiza? Gdzie ja schowałem pistolet?
Julie: Chyba nam nie wyszło *zerka na tablicę zamazaną strzałkami i patyczakami*
Dan: Nom...
To my się żegnamy! ^^