niedziela, 20 maja 2018

S2 Rozdział 12: Intryga i wyznania

   Jane bardzo lubiła przerwę na lunch. Wtedy większość uczniów zlatywała się do stołówki, a ona mogła zaszyć się wraz z Haruką, Aki oraz Jess w sali kółka teatralnego i w spokoju posłuchać muzyki lub pogadać z dziewczynami. Niestety dziś ktoś musiał zepsuć jej ten zwyczaj.
   Popatrzyła niechętnie na Rogera. Lubiła go. Był wiecznie wyluzowany i dało się z nim pogadać na wiele różnych tematów. Niestety dziś miała wyjątkowy zły nastrój, a rudzielec tylko pogarszał ten stan. Szczególnie, że zagradzał jej drogę do szafki, a ona naprawdę nie miała ochotę na pogaduszki.
– Przesuń się – powiedziała.
– Jane, naprawdę powinnaś nieco bardziej się zżyć z naszą klasą – stwierdził rudzielec, opierając się ramieniem o ścianę. – Ostatnio wszystkich unikasz. Coś się stało?
– I tak w tym roku kończymy szkołę, więc po co? – spytała, ignorując drugą część wypowiedzi. Założyła ręce na piersi. – Serio, suń się.
– Jak to po co? Chcesz być zapamiętana jako wyalienowana dziewczyna?
– Nie dbam o to – powiedziała i podniosła czerwoną torbę. Złote ćwieki zalśniły w świetle lamp. Roger zrozumiał przekaz i zrobił dziewczynie przejście.
   Jane wykręciła kod i otworzyła szafkę. Powitało ją wspólne zdjęcie z dziewczynami oraz strony zapisane drobnym maczkiem. Wyciągnęła trzy pierwsze kartki i przyjrzała im się. Haru ostatnio prosiła ją o jakąś krótką piosenkę do przedstawienia, opowiadającą o nieszczęściu i walce o honor. Ta chyba się nada. Włożyła zapiski do torby, dorzuciła książkę z algebry i zamknęła szafkę. Już miała odejść, gdy zauważyła, że Roger cały czas koło niej stoi.
– Wiesz co, Roger? W gruncie rzeczy mogłabym nieco bardziej zżyć się z naszą klasą – powiedziała, podnosząc na niego oczy. – Jednak wydaje mi się, że jestem za mało inteligenta, by rozmawiać o najnowszych seks skandalach celebrytów lub kto jak się pomalował – uśmiechnęła się kpiąco. – Wybacz.
   Nie poczekała na odpowiedź, lecz ruszyła w tłum uczniów, rozpychając się łokciami, bo praktycznie cały strumień zmierzał ku parterowi, gdzie mieściła się stołówka oraz automaty z przekąskami.
   Niespodziewanie wpadła na zasępioną Akane oraz Shienę, która trzymała się jej kurczowo, jakby bała się, że fala ludzi ją porwie.
– Och, Jane! – Szatynka zamachała do niej. Akane jedynie uniosła wzrok i po sekundzie go spuściła. – Gdzie idziemy?
– Sala teatralna, jak zawsze – mruknęła. – Gdzie zgubiłyście Jessie?
– Olała zajęcia, podobno siedzi na Vestalii – wyjaśniła Haruka, ciągnąc za sobą Akane. Jane spojrzała na nią pytająco. Okularnica wzruszyła ramionami. – Masz tę piosenkę dla mnie?
– Yeah, zaraz ją sprawdzimy – Wilson trąciła Akane łokciem, kiedy udało im się wejść na schody. – Co ci jest? Wyglądasz jak rozjechana żaba.
– Życie jest do dupy – burknęła Aki, patrząc na nią spode łba. – Jak jedna rzecz pójdzie kurwa dobrze, to kolejna się rozjebuje.
   Jane uniosła brew. Depresyjna Akane to było coś dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że spotkały ją ostatnio same dobre rzeczy. Śmierć tamtego skurwiela, zaczęcie nagrywanie singla. A może wydarzyło się coś, o czym nie wiedziały? Nieee, Akane zaraz by przyleciała z wieścią, ona nie była z tych, co trzymają wszystko w sobie.
– Singiel? – spytała Haruka, jednocześnie wślizgując się do sali.
– Nope – Akane usiadła na schodkach prowadzących na scenę i podparła podbródek o dłoń. – Po prostu nie ogarniam logiki niektórych facetów.
   Shiena wytrzeszczyła oczy, niemal upuszając pióro oraz w połowie dokończony scenariusz. Jane również była zaskoczona, ale nie dała po sobie tego poznać.
– Pokłóciłaś się z chłopakiem? – wykrztusiła Haru.
– Ty w ogóle masz chłopaka? – dorzuciła Wilson. – Pierwszy raz słyszę.
– Nie mam nikogo! – prychnęła Aki. – Tylko jest taki jeden koleś, który mnie cholernie irytuje. Nie rozumiem jego logiki, nie rozumiem, czemu się pyta o niektóre rzeczy, ugh! – Zacisnęła dłoń w pięść.
  Haruka i Jane spojrzały na siebie, po czym przeniosły wzrok na Japonkę.
– Zakochałaś się.
– No jasne kurna od razu! Hamujcie zapędy, tylko w książkach tak to działa.
– Jess nie znosiła Spectry – zauważyła celnie Shiena, wyciągając z torby Jane tekst piosenki.
– Tylko że Jess zawsze działała według własnej pokrętnej logiki.
   Jane z chęcią dalej pomęczyłaby przyjaciółkę , ale przerwał im kolejny chłopak z jej klasy – Nathan. Wysoki blondyn noszący wiecznie pogniecione T-shirty.
– Nath, ratuj mnie! – Akane rozrzuciła ręce na boki i natarła na chłopaka. – Dręczą mnie!
   Nathan uniósł kącik ust i poklepał dziewczynę po głowie.
– Czego chcesz? – rzuciła Jane.
– Hyhy, prosić piękne dziewczęta o pomoc – wyszczerzył się. Haruka przechyliła głowę. Chłopak siadł po turecku, ciągle tuląc do siebie dramatyzującą Akane. – Sprawa wygląda prosto: jak sprawdzić, by zamknięta w sobie dziewczyna się we mnie zakochała?
   Jane prawie wypluła sok pomarańczowy z powrotem do butelki. Ten dzień robił się coraz dziwniejszy.

****

   Heather maszerowała przez główny plac Bakuprzestrzeni, czujnie obserwując otoczenie. Niby wszystko była takie samo; radosne, podekscytowane dzieciaki oglądały rankingi lub omawiały bitwy, jednak miała przeczucie, że coś się w tym kryje. Kiedy zatrzymała się niedaleko wejścia do areny „C”, zrozumiała, o co chodziło.
   Tuż przed nią dwóch knypków mających może z trzynaście lat wyciągnęło ręce do pary innych dzieciaków. Gdy te je złapały, oczy knypków przybrały żółty odcień, bakugany, które trzymali, zaczęły świecić i cała grupka zniknęła. Zerknęła na Crueltiona.
– Co to miało być?
– Nie mam zielonego pojęcia, ale nie podoba mi się to. Zjeżdżajmy stąd.
   Heather szybko oddaliła się w mniej zaludnioną część Bakuprzestrzeni, myśląc intensywnie. Całe to zajście wyglądało podejrzanie. Może to sprawka tych z Gundlali, czy jak to się tam nazywało. Zagryzła wargę. Hm, mogłaby to wykorzystać przy spotkaniu z Wojownikami. W końcu byli oni takimi obrońcami słabszych. Na pewno łzawa historyjka dziewczyny, której grupka przyjaciół niespodziewanie zniknęła z jakimiś dziwnymi gośćmi, na nich zadziała. A już z pewnością na Dana Kuso.
   Wyprostowała się, uśmiechając pod nosem. Wreszcie znalazła coś użytecznego! Teraz tylko wystarczy dobrze rozegrać sytuację i jakoś wkręcić się w tą wojnę. Ooo i może kazać temu blondynowi zaświadczyć, że znał tych jej wyimaginowanych kumpli! W końcu był winny jej przysługę.
– Hej, ślicznotko, masz może chwilkę?
   Zatrzymała się i obejrzała przez ramię, mrużąc oczy. Ujrzała wysokiego, muskularnego faceta o tak zarośniętych brwiach, że przypominały dwa dorodne krzaki. Podrzucał bakugana domeny Pyrusa. Kojarzyła go skądś. A tak to ogłoszenie o niebezpiecznych gościach.
– Czego chcesz? – syknęła, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Wymacała gaz pieprzowy.
– Masz ochotę na małą walkę, księżniczko?
– Nie.
– Oj, no nie daj się prosić – Facet zaczął do niej podchodzić, uśmiechając się. – W końcu Bakuprzestrzeń jest od walczenia, nie?
– Nie, spierdalaj – warknęła, cofając się. – Szukaj innych idiotek, które nie widziały ogłoszeń o niebezpiecznych osobach.
– Jaki niby ogłoszeń, księżniczko? – Facet uniósł brew. – To był błąd, popatrz – Pokazał kciukiem ku górze. Heather zerknęła jednym okiem. Teraz pod napisem „Uwaga, ci ludzie są niebezpieczni! Jeśli ich zobaczysz, natychmiast powiadom Administrację!” widziała twarze Wojowników i tej laski o granatowych włosach. – Widzisz? Ich powinnaś się bać.
   Heather w myślach klepnęła się w czoło. Ona rozumiała, że oni są z innej planety, ale serio, jak można zrobić z idoli numer jeden wrogów publicznych bez konkretnej przyczyny? Chociaż dobra większość ludzi to debile, nie umiejący logicznie myśleć. Na szczęście ona do nich nie należała.
   Facet tym razem zaczął iść w szybszym tempie, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Dostrzegła, że jego bakugan zaczął promieniować na czerwono i wiedziała, co się święci.
– Spierdalaj, powiedziałam! – krzyknęła i wyciągnęła spray z gazem. Wcisnęła przycisk, celując mu prosto w twarz. Facet zaczął wrzeszczeć i kaszleć. Odsunął się od niej, zasłaniając twarz rękami. Wykorzystała okazję i zaczęła biec.
   Wypadła na główny plac i dostrzegła osobę, którą pragnęła spotkać najbardziej w świecie. Dan Kuso. Przyśpieszyła i wpadła na chłopaka z impetem, prawie go wywracając.
– C-co jest?! – wykrzyknął skołowany, podczas gdy ona uspokajała oddech. Pięknie, idealnie, los ją kocha!
– P-pomocy! Moi kumple...zniknęli...oni...ci z ogłoszenia! – zaczęła wykrzykiwać, pokazując palcem na telebimy. Zaciskała kurczowo jedną rękę na kurtce szatyna, a drugą opierała o kolano. Dyszała ciężko. – Oni...ja...
– Spokojnie, już dobrze – Kuso położył jej ręce na ramiona. – Uspokój się i powiedz nam, co się stało.
   Skinęła głową i na chwilę zamilkła. Wojownicy oraz laska z Neathii poprowadzili ją do ławki, na której usiadła. Spokojnie, wystarczy dobra maska i wszystko pójdzie gładko.
– Więc co się stało? – spytał się brunet ubrany w zieloną bluzkę z fioletowym paskiem biegnącym w poprzek. Shun Kazami.
– Wybrałam się dziś z moimi kumplami, żeby powalczyć – zaczęła mówić cichym i smutnym głosem, dbając, by jej odpowiednio drżał. Zacisnęła dłonie na materiale spodni. – akurat kiedy chcieliśmy iść do kawiarenki, zaczepił nas jeden z kolesi z ogłoszenia, ten taki z blond włosami – uniosła na nich nieśmiało wzrok.
– Sid, ten drań... – wycedził Dan, zaciskając pięść. – Co wam zrobił?
– Mówił, że chce pokazać nam coś fajnego – Jej wzrok padł na ranking. – jakąś super arenę. Moi kumpele niestety mu uwierzyli – urwała, zagryzając wargę. – P-przepraszam, ciągle nie umiem się otrząsnąć.
– Nic się nie stało, rozumiemy – powiedziała granatowa, kładąc jej rękę na ramię. – Już nic ci nie grozi.
   Heather pokiwała głową, siłą powstrzymując się od chichotu. Uwielbiała naiwnych, empatycznych ludzi niezdolnych do zauważenia maski.
– Oni...oni zniknęli. Tak nagle. Przestraszyłam się i zaczęłam do niego krzyczeć, co im zrobił. On wtedy powiedział, że nie ma się czego bać, nic mi się nie stanie – Przełknęła ślinę. – Cudem zdążyłam wyciągnąć gaz pieprzowy, zanim mnie złapał. Potem uciekłam. Wiecie, co się stało z moimi przyjaciółmi? I czemu teraz wasze twarze są na ogłoszeniu z ostrzeżeniem?
  Marucho westchnął i poprawił okulary.
– Widzisz...przepraszam, jak ci na imię?
– Heather.
– Widzisz, Heather, twoi przyjaciele zostali porwani przez niebezpieczną grupę Gundalian. Jeszcze do końca nie wiemy w jakim celu, lecz wiemy, że niektórzy z nich są poddawani praniu mózgu.
– C-co? – wykrztusiła, będąc szczerze zaskoczoną. Cholera, gdyby tamten facet ją wtedy dorwał, nie byłoby ciekawie.
– Ale nie masz się czego bać, uratujemy twoich przyjaciół, obiecuję – dodał Dan.
– Proszę, pozwólcie mi dołączyć. To moja wina, że nie ostrzegłam ich w porę. Jeśli coś im się stanie... – Z prawego oka popłynęła jej łza. Akurat z płaczem na zawołanie ciągle miała małe problemy, nie robiła tego często.
– To bardzo niebezpieczne osoby, Heather – powiedział spokojnie Shun.
– Tu chodzi o moich przyjaciół! – krzyknęła. – Błagam, nie mogę ich tak zostawić! Poza tym poradzę sobie! Umiem walczyć, mam dwudzieste drugie miejsce w rankingu!
   Marucho oraz Shun zerknęli na lidera. Ten z kolei podrapał się po głowie. Heather z napięciem śledziła jego ruchy. No dawaj Kuso, łyknij to.
– Hmmm, może zróbmy tak. Teraz przeniesiemy cię do domu, tam to wszystko przemyślisz, a jutro skontaktujesz się z nami i powiesz, jaką decyzję podjęłaś? Walka z Gundalianami to serio nie przelewki.
   Heather już miała zaprotestować, ale w porę ugryzła się w język. Tak będzie jej dużo wygodniej, zdąży przygotować solidne dowody, że miała jakiś kumpli. Teraz zadziała za szybko i dziękowała losowi, że nikt z Wojowników nie poprosił o ich zdjęcia.
– Dobrze, to brzmi rozsądnie – zgodziła się. – Dziękuje.
– Co ty! Nie ma za co! – uśmiechnął się radośnie Kuso. – A teraz chodź! Gdzie konkretnie mieszkasz? – Zerknął na nią, idąc ku teleportom.
– W Los Angeles, w Jewerly Disctrict – odparła, ruszając za nimi.
– O, nasza przyjaciółka też mieszka w Los Angeles, ale chyba jakieś dalszej dzielnicy – zaczął mówić Dan, odwracając głowę i zaczynając rozmowę z Jakiem.
   Jessica Knight, przeleciało jej przez myśl. Wsunęła jedną rękę do kieszeni i przybiła piątkę z Cru, po czym zerknęła na tył Dana oraz Shuna. Wszystko szło fantastycznie.

****

   Padłam nosem na poduszkę na kanapie w salonie rodzeństwa Fermin. Byłam tak zmęczona, że nie miałam nawet siły teleportować się do domu. Przewróciłam się na plecy i utkwiłam wzrok w lampie z fioletowo – niebieskim szklanym kloszem. Czułam, że mój telefon wibruje, ale to olałam. Rodzice byli przyzwyczajeni, że czasami nocuję u Ferminów, bo odrzuciłam ofertę Rady, by zamieszkać w letnim pałacu. Przywoływał za dużo wspomnień i czułabym się dziwnie, będąc samą w tak wielkim miejscu.
– Zostajemy tu na noc? – spytał Fludim.
– Nie, wracamy do domu – ziewnęłam. Oczy zaczęły mi się kleić. – Tylko może zdrzemnę się na jakąś godzinkę. Obudzisz mnie?
– Jasne.
   Sięgnęłam po mięciutki koc w kolorze piasku, owinęłam się nim i zamknęłam oczy. Nie minęło wiele czasu, kiedy poczułam nadciągająca senność.
   Gdy otworzyłam oczy, zamiast lampy ujrzałam ciemny podkoszulek. Chciałam się podnieść, jednak ręka owinięta wokół mojej talii nie pozwoliła mi. Keith mruknął przez sen i przyciągnął mnie bliżej siebie. Aha, dzięki Fludim, że mnie obudziłeś.
   W całym pokoju panowała ciemność. Jedynie przez okno balkonowe padało światło okolicznych wieżowców. Udało mi się nieco podnieść, nie budząc Keitha. Zaczęłam rozglądać się za zegarem. Znalazłam go. Wskazywał kwadrans po północy. Cóż nie ma sensu teraz wracać do domu.
   Keith wymamrotał coś przez sen. Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam. W śpiącym Keithie była taka rozczulająca nuta. Rysy mu się rozluźniały, twarz przybierała spokojny, zrelaksowany wyraz. Może to przez to, że jako dziecko wyglądał jak mały aniołek? Ostrożnie ułożyłam głowę z powrotem na jego ramieniu. Ręka na mojej talii drgnęła. 
– Dobry wieczór, Jessie – mruknął mi do ucha sennym głosem.
– Hej, Keith – odchyliłam głowę, by móc na niego spojrzeć. Przecierał dłonią twarz, próbując się rozbudzić.
– Gdzie się podziewałaś cały dzień? Dzwoniłem.
   To było do przewidzenia, że to był on.
– Ja też dzwoniłam, ale ty nie odbierałeś – wytknęłam.
– Byłem zajęty opracowaniem nowego zestawu bojowego, wybacz. Teraz twoje usprawiedliwienie.
– Hm, od czego by tu zacząć? Najpierw spotkałam Reinare, która pracuje u Klausa. Strasznie fajna jest, wiesz? Wreszcie trafiłam na kogoś kto traktuje mnie normalnie! No ale wracając, powiedziała mi że zaprowadzi mnie do takiego gościa, który chce mnie zobaczyć. Jak szłyśmy, to wpadłyśmy na Ethana. Oczywiście powydzierał się, jak on to ma w zwyczaju. Na szczęście Rei go zjechała i mogłyśmy iść dalej. Potem poleciałam do Zielonej Dzielnicy, tam spotkałam mojego wujka. Znaczy się przyszywanego, nazywam go tak od dziecka. Zajmował się jeszcze moją mamą, potem mną, Cassie i Kenjim. Dowiedziałam się ogólnie, czemu Tytan był taki walnięty i trochę o pierwszej królowej Vestalii. Poza tym Tytan wcale nie zdechł i siedzi w rdzeniu, super, nie? Następnie chciałam iść na grób rodziców i Cassie, ale – zagryzłam wargę. – chcę to zrobić z Kenjim, jeśli go znajdę.
– Znajdziesz, Jessie.
– A co jeśli nie? – szepnęłam. – Mówiąc szczerze, trochę się boję. Dlaczego Kenji nie spróbował się ze mną skontaktować, skoro już wie, że żyję? Co jeśli pragnie się odciąć od przeszłości i nie chce mnie znać? A może on nie żyje? Zasadniczo nie mam żadnej pewności, czy on...
– Twój brat cię kochał i ciągle kocha, Jessie – przerwał mi Keith, gładząc moje plecy dłonią w uspokajającym geście. – I z pewnością żyje. Ale może czuć się winny.
– Niby czemu? – zmarszczyłam brwi.
– Jest starszym bratem, więc jest za ciebie odpowiedzialny. Może czuć się winnym, że nie udało mu się ci pomóc podczas pożaru. Może uważać, że nie jest godny znów się z tobą spotkać.
– Byliśmy tylko dziećmi, co on mógłby zrobić?
– To jest obojętne, Jessie. Ja też długo czułem się źle z tym, jak potraktowałem Mirę. Zostawiłem ją, potem wykorzystałem i odpychałem od siebie, próbując podążać za jakimś śmiesznym ideałem siły.
   Milczałam. Keith rzadko mówił głośno o swoich emocjach, uczuciach, troskach. Przeżywał je w środku i zawsze panował nad ciałem, by go nie zdradzało. Kiedy był Spectrą, to byłam przekonana, że odczuwa tylko gniew oraz obsesję na punkcie siły. Właśnie dlatego poczułam się szczęśliwa, że mi się zwierza, choć wiedziałam, że jeszcze mało o sobie wiemy. Na przykład o tym co się działo, zanim znów się spotkaliśmy w parku po dziesięciu latach.
  Objął mnie rękami i przytulił. Przymknęłam oczy i wtuliłam nos w zagłębienie obojczyka. Blondyn idealnie ilustrował płomień. Kiedyś bałam się do niego zbliżyć, myśląc, że mnie spali. Teraz potrzebowałam go, by odgonić od siebie mrok i poczuć ciepło.
– Zresztą z tobą było podobnie – powiedział – Uważałem, że będziesz idealna do wykorzystania, a potem porzucenia w kącie.
   Poczułam, jak nieco wzmacnia uścisk, jakby bał się, że się od niego odsunę, ucieknę.
– Ludzie popełniają błędy – odparłam spokojnie. – Nawet idealny Keith Fermin, ekspert od spalania patelni.
– Nic mi nie mówiłaś o dodaniu oleju.
   I zagadka, jak on ją spalił, rozwiązana! Parsknęłam śmiechem, cmokając go w policzek, po czym obróciłam się na drugi bok. Owinął ramię wokół mojego pasa i umiejscowił swój podbródek na moim ramieniu.
– Dobranoc, Jessie.
– Dobranoc, Keith.
  


A dałam coś bardziej romantico na koniec xD Heather zaczyna wdrażać swój plan, Jess...to Jess xD, Aki ma humorki, a reszta drużyny Destrukcji jeszcze nie wie, co je czeka. Błędy jutro poprawie, a teraz oyasumi!
Ps. Dzielnica, gdzie mieszka Heather może się zmienić XD

piątek, 4 maja 2018

S2 Rozdział 11: Zapomniane karty historii


   „Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją. A tego, czego się boją, nienawidzą.”
Jo Nesbø „Człowiek nietoperz”

   Czy może istnieć coś lepszego, niż świadomość, że człowiek, którego nienawidzisz, przeżywa niewyobrażalne katusze? Bo Akane nie miała wątpliwości, że mężczyzna przed nią cierpi. Może i miał regularnie podawane leki oraz morfinę, ale i tak rak pożerał go od środka, wżerał się w skórę, powodował ból, odbierał spokój. Uśmiechnęła się pod nosem. Czasami los bywał sprawiedliwy.
 – Dość ponuro tutaj – uznała, rozglądając się po pokoju. Oprócz szpitalnego łóżka, szafki nocnej, drzwi zapewne od łazienki, niewielkiego okna zakrytego zielonymi zasłonami, plazmowego telewizora i fotela wciśniętego w kąt nie było tu nic więcej. Żadnych kwiatów, prezentów, obrazków. Pusto. – Czyżbyś nikogo nie obchodził? Och, jak mi przykro.
 – Po co tu przyszłaś? – spytał zmęczonym głosem. Zgarbił się, jakby stracił wszelkie siły. – Nie mamy sobie niczego do powiedzenia.
 – Ojej, chciałam ci tylko opowiedzieć, jaki to przewrotny jest los. W końcu uważałeś nas bezwartościowe, a tymczasem to ty leżysz w tej sali opuszczony, chory, przykuty do kroplówki, która jest twoim zegarem odmierzającym czas do końca. Oby nastąpił jak najszybciej, nawiasem mówiąc.
 – Przestań – powiedział, zaciskając pięść. Akane nic sobie z tego nie robiła. Mężczyzna przed nią zawsze był żałosny, ale teraz chudy, nieporządnie ogolony, z łysą czaszką w szpitalnej piżamie budził w niej jedynie wstręt. Jak mogła się kiedyś kogoś takiego bać?
 – Natomiast my z mamą i Sayu świetnie sobie radzimy! Co prawda nie płaciłeś alimentów i dzięki swoim znajomym spod ciemnej gwiazdy zwaliłeś całą winę za rozwód na mamę, ale Jess i jej rodzice nam pomogli, wiesz? Dzięki temu nie sprzedałyśmy mieszkania, mama poszła do pracy, bo pewnie nie pamiętasz, lecz jako przykładna japońska żona szlachetnego pana Kamisakiego musiała siedzieć w domu i gotować mu obiadki. Co za zaszczyt, doprawdy. Tak naprawdę bałeś się jej, bo jest od ciebie mądrzejsza i widzi coś więcej poza czubkiem własnego nosa. No ale wracając, Sayuri mogła dalej leczyć anemię, ja...
 – Do dziś nie umiem zrozumieć, czemu ta mała Knight się tobą zainteresowała – mruknął. Akane wyczuła w jego tonie zirytowane nutki.
– Nie, nie, wcale cię to nie interesuje. Jesteś tylko zły, że nie dowiedziałeś się o tym, bo byś mógł wykorzystać taką znajomość, prawda? – Przechyliła głowę na bok. Mężczyzna uniknął jej spojrzenia. Miała rację, ten śmieć taki już był. Interesowny, zakłamany, przybierający różne maski. Jak Hydron, Zenoheld, mnóstwo innych ludzi. – Pewnie to będzie dla ciebie szok, ale nie wszyscy są tak zepsuci jak ty, więc państwo Knight w życiu nie podaliby ci ręki. Zbyt śmierdzi od ciebie zepsuciem.
 – Dość! – warknął i uderzył dłonią o materac. – Jak śmiesz tak do mnie mówić! – Szare oczy na moment odzyskały ostrość i zaczęła tlić się w nich złość. Aki uniosła brew.
 – Mówię prawdę, skurwielu – uśmiechnęła się i wyjęła z kieszeni kurtki swój krótki nożyk. Mężczyzna zesztywniał na ten widok i z trudem przełknął ślinę. – Zawsze się zamykałeś, gdy ktoś okazał się od ciebie silniejszy. No tak w końcu pies, który dużo szczeka, nie gryzie! – Zauważyła, że ojciec sunie ręką w kierunku dzwonka dla pielęgniarki. – Dzwoń śmiało, w kroplówce masz leki znieczulające, nie? Chętnie zobaczę, jak będziesz wił się z bólu, gdy pielęgniarka zabierze ci połowę.
   Mężczyzna się zgarbił i machnął ręką w rezygnującym gęście. Spuścił głowę, wzdychając. Był przegrany, dobrze o tym wiedział.
 – Czego ode mnie chcesz? Zabić mnie, dręczyć, aż nie umrę?
 – Nie zasługujesz na tyle mojej uwagi – odparła chłodno. – Przyszłam tylko dziś z kilkoma pytaniami. Za kogo ty się uważasz? Zawsze mnie to ciekawiło. Zachowywałeś się jak król, choć nic nie osiągnąłeś, byłeś tępy, wulgarny. Zapewniłeś mi koszmary na długie miesiące, ciocia Kate nawet rozważała psychologa, ale nie chciałam, by z twojej winy musiała płacić.
 – Jestem wyjątkowy – przerwał jej. – Inni nie potrafili tego dostrzec. Twoja matka, ty, Sayuri. Wszyscy jesteście ślepi! Nie dostrzegacie moje potencjału, tego, że jestem inny, ponadprzeciętny! Zawsze tylko zwykłe, przyziemne obowiązki. Wiesz, jak to denerwuje? 
 – Jedyne w czym jesteś wyjątkowy, to bycie skurwysynem. Choć nie, nawet w tej dziedzinie jesteś przeciętny w porównaniu do Zenka. Miałeś ty w ogóle kogoś po tym, jak odszedłeś?
 – Nie, nie miałem – wycedził przez zęby. – Żyłem samotnie.
 – No tak nawet największa masochistka by na ciebie nie spojrzała – zachichotała Akane. – Ciekawe ile osób będzie na twoim pogrzebie? Ksiądz, grabarz, może jakaś moherowa babcia? Smutne, co?
 – Żebyś się nie zdziwiła, jeśli skończysz tak samo.
 – Tylko że to nie ja rzucałam figurkami w córki, głodziłam je, biłam żonę, upijałam się do nieprzytomności. Bogowie, jesteś naprawdę parodią człowieka, aż mi niedobrze, gdy przypominam sobie te koszmarne osiem lat. Szkoda tylko, że pewna banda debili nie umie dostrzec, że wszyscy podobni tobie to zwykłe skurwysyny, które powinny zdechnąć – Rozłożyła ręce i pokręciła głową. – No nic, ich strata, nie otaczam się takimi ludźmi.
   Chciała mówić dalej, ale drzwi od pokoju się otworzyły i stanęła w nich pielęgniarka.
 – Proszę pani, czas na wizyty się już kończy.
 – Rozumiem – Akane wstała i posłała ojcu prześmiewczy uśmiech. – Żegnaj, ojcze. Najgorszej śmierci – mrugnęła, splotła ręce za plecami i podskokami wyszła z sali, nie zawracając sobie głowy zdumioną i zdegustowaną miną pielęgniarki.
   Przed szpitalem rozpostarła ramiona i wzięła głęboki wdech. Czuła, jakby pękała ostatnia nitka łącząca ją z tym człowiekiem z sali 406. Ruszyła w dół ulicy. Było jeszcze ciepło, ale zimny wietrzyk omiatający jej ramiona i twarz przypominał, że nadciąga zima. Znowu trzeba będzie wyciągać płaszcze, kurtki, czapki, żeby to szlag.
 – Podziwiam, byłaś całkiem opanowana – powiedział cicho Leaus, wystawiając głowę z kieszeni kurtki. – Myślałam, że go dźgniesz, kiedy wyciągnęłaś nóż.
 – Wtedy wpadłabym w kłopoty, a przecież zaczęłam nagrywanie singla.
 – Szczerze, nigdy mi nie mówiłaś, że było ci tak ciężko.
 – A czy to ważne? – Akane westchnęła i lekko posmutniała. – Ważne, że się skończyło. Chociaż, gdyby nie Jess i Jane... – zagryzła wargę. – pewnie stałabym się jeszcze większym "potworem". – Widząc wzrok Leausa, wykrzywiła wargi. – Nie udawaj, doskonale wiem, że większość ludzi uważa, że jestem psychiczna. Bo przecież każdemu należy się szacunek i zapomnienie win, jak raz zrobi coś dobrego – prychnęła z irytacją, kopiąc kamień. – Mówią takie pierdoły, bo nigdy nie zobaczyli, ile zła jest w ludziach. Albo widzieli, ale nie doświadczyli na własnej skórze, pierdoleni znawcy. A ja muszę bronić Sayu, mamę, Jessie, Jane, Haru....
 – Akane...
   Japonka pokazała mu gestem, żeby skończył temat, więc umilkł. Przynajmniej teraz zrozumiał całkowicie czyny swojej partnerki. To była jej własna sprawiedliwość. Nie jemu było oceniać czy jest ona dobra, czy zła. Zresztą, czy istnieje ktokolwiek we Wszechświecie, kto jest całkowicie dobry albo całkowicie zły?
   Akane zaczęła klepać kieszenie spodenek i kurtki, poszukując słuchawek. Musiała jeszcze raz przesłuchać podkład, a nie chciała, by cała ulica również go słyszała. Kurde, gdzie one są? Zatrzymała się i zaczęła wywracać kieszenie do góry nogami. Czyżby zapomniała ich ze szpitala?
 – Akane?
   Podniosła głowę i uniosła brew, widząc przed sobą Gusa odzianego w koszulę w czarno – pomarańczową kratę, dżinsowe spodnie i skórzane buty za kostkę. Jego niebieskie loki były upięte w kucyka. Huh, widać wreszcie Jess nauczyła niektórych Vestalian jak się ubierać na Ziemi.
 – Co ty tu robisz, Gus-kun? Bo jeśli pierzasty cię wysłał po Jess, to jej tu nie ma.
 – Nikt mnie tu nie wysłał, przyszedłem sam.
 – Ahaaa, to co ty tu robisz? Pobiegłeś mu na zakupy? – zakpiła.
 – Nie, przyszedłem z tobą porozmawiać.
   Tego się nie spodziewała. Po co Grav chciałby z nią gadać? Przecież miał dziewczynę, Jess sama mówiła.
 – O co chodzi? – spytała w końcu, zakładając ręce na piersi.
 – Może w jakimś milszym miejscu niż ulica? – zasugerował z delikatnym uśmiechem. Wywróciła oczami, jednak rozejrzała się. Dostrzegła stoisko z bubble waflami i wskazała na nie pytająco. Chłopak skinął głową i razem przeszli przez jezdnię.
   Ku zdumieniu Japonki, Gus miał skądś dolary, więc kupił im po jedym gofrorożku.
 – Przynajmniej jesteś dżentelmenem – uznała, nabierając na łyżeczkę lody o smaku straciatelli. Siedzieli na pomarańczowych krzesłach przy stoliku najbardziej oddalonym od ulicy. – Więc? O czymś chciałeś rozmawiać? I przy okazji, przypadkiem nie masz dziewczyny?
   Gus lekko się zmieszał, lecz Akane nie była pewna czy z powodu pytania, czy przez dwie dziewczyny ze stolika obok, które zerkały na niego od jakiegoś czasu i wymieniały między sobą ciche uwagi.
 – Mam, nazywa się Irene – powiedział. – A chciałem z tobą porozmawiać o wydarzeniach z pałacu.
 – Czyli? – odgryzła kawałek gofra.
 – Akane, czemu tak bardzo nienawidziłaś Hydrona? Rozumiem, że gardziłaś nim, bo zranił twoją przyjaciółkę, ale ta próba zaatakowania go, twoje zachowanie. Wydawałaś się być kompletnie inną osobą. Czy może to byłaś prawdziwa ty?
   Akane poczuła nagłą ochotę na wybuchnięcie śmiechem. Już myślała, że odcięła się od przeszłości, a tu proszę, zawraca!
 – Pozwól, że opowiem ci krótką historię, Gus – kun – wbiła łyżeczkę w gałkę loda i odchyliła się na krześle. – Dawno, dawno temu żyła sobie mała dziewczynka. Jej rodzice wyglądali na kochanych i opiekuńczych, jednak w przypadku ojca była to zwykła iluzja. Ojciec dziewczyny był zwykłym śmieciem z uważającym się za boga. Postanowił, że córka będzie najmądrzejsza, najlepsza, najpiękniejsza, żeby spełnić jego dawne ambicje. Jednak kiedy coś jej nie wychodziło, wyzywał ją, traktował jak najgorszego śmiecia. Nie, nie uderzył jej – dodała, widząc minę Grava. – od tego miał żonę. W końcu co ludzi obchodzą siniaki na ciele dorosłej kobiety. Sama sobie winna – zakpiła, przejeżdżając paznokciem po blacie. – Kilka lat później dziewczynce urodziła się chora siostra. Ojciec stał się wtedy jeszcze gorszy. Zaczął pić, rozwalał meble. W końcu odszedł, pozbawiając rodziny środków do życia, jako że jedyny pracował. Na szczęście do dziewczynki wyciągnęła rękę inna i tym samym ją uratowała. Koooniec – klasnęła w dłonie. – Teraz rozumiesz? Hydron był taki sam jak ten mężczyzna. Zwykły kundel uważający się za pana. Takich powinno się wieszać, zanim założą własne rodziny i zafundują im piekło. W tym popieprzonym świecie pozbawionym logiki trzeba się jakoś bronić.
   Gus spuścił wzrok na własny rożek. Aki zauważyła, że mocniej zacisnął palce na białej, papierowej serwetce.
– Przepraszam, Akane. Nie miałem pojęcia.
   Machnęła ręką i złapała za łyżeczkę.
– Jebać. Stare sprawy, ten staruch za niedługo zdechnie.
– Ale mimo to – zaczął, a ona uniosła brew. – uważam, że nie powinnaś iść zaślepiona nienawiścią. Krzywdzisz tylko siebie, Akane.
– Słuchaj, Gus – warknęła. – Dzięki temu, że tak żyję, mogę chronić tych, na których mi zależy. Nie mam zamiaru wierzyć w pieprzenie o wybaczeniu, dobru i sprawiedliwości tak jak Wojownicy czy ty. Nie zamierzam też skończyć jak ty – Zmrużyła oczy. – Jak uzależniony, pozbawiony własnej woli szczeniak czekający na każde słowo Spectry. To napełnia mnie obrzydzeniem. Nie masz własnej godności?
– Nie wiesz wiele o Spectrze, Akane – westchnął Grav. – On naprawdę mi pomógł.
– Więc w zamian podeptałeś własną godność. Doprawdy, wspaniała pomoc – Plastikowe krzesło z piskiem przejechało po brukowanej kostce. – Żyj sobie, jak ci się podoba, ale nie próbuj wchodzić mi w drogę.
   Po tych słowach Akane machnęła mu ręką na pożegnanie i poszła w swoją stronę. Westchnął. Przeholował. Spojrzał za dziewczyną. Postronnym osobom mogło się wydawać, że Akane jest wściekła i tyle. Ale on widział coś więcej. Widział strach.

****

   Wyryte w kamieniu, pochyłe litery układały się w napis „Sybilla Elevenor. Pierwsza Królowa Vestalii.”
   Sybilla.
    Ta która wszystko zapoczątkowała.
 – Mało kto wie o tym miejscu – powiedział wujek.
   Siedzieliśmy na ławeczce pod drzewem tuż koło grobu, który, jak na pochówek królowej, był dość skromny. Stanowiła go marmurowa tablica zwieńczona u góry małą rzeźbą korony, przez którą przeplatały się róże. Nie było żadnych bukietów czy zniczy z wyjątkiem fioletowo – białego lampionu przyniesionego przez wujka.
 – Rada wie? – spytałam.
 – Martin owszem, ale pewnie bał się twojej reakcji, jeśli poznałabyś jej historię.
   Spojrzałam na niego pytająco. Ściągnął brew, a na jego twarz padł cień. Reiko zaczęła wyłamywać sobie palce. Wtedy to wyczułam. Mrok, który bił od grobu. Mimo że nie mógł mnie dosięgnąć, dreszcz przebiegł mi po plecach. Róże, które oplatały koronę, stały się czarne. Odsunęłam się na koniec ławki. Podskórnie czułam, że to Tytan, choć ten stary cholernik powinien spłonąć rok temu. Mrok był agresywny, obłąkany i taki jakby...zrozpaczony?
 – Według dawnych podań ta Zielona Dzielnica została oderwana z terenu, gdzie znajdował się rdzeń Vestalii – zaczęła Reiko, wpatrując się w tablicę. – Podobno w tym grobie jest jego fragment.
 –  Rdzeń. Tam, gdzie jest Tytan – mruknęłam. – Co to znaczy? – spytałam.
 – To jego mrok. Jego nienawiść do Vestalian. Gdybyś dotknęła tablicy, ujrzałabyś całą jego przeszłość, a on znowu przejąłby twój umysł.
 – To on nie umarł?
 – Jego nie da się zabić, panienko – powiedział wujek.  Dusza Tytana jest tu zaklęta na wieki. Pozbyłaś się go tylko ze swojej świadomości.
   Westchnęłam. No trochę chamsko, ja się tak nabiegałam, nakrzyczałam; prawie gardło sobie zdarłam! A ten co? Wrócił sobie do ciepłego rdzenia!
 – Sybilla była jego ukochaną – powiedziała Reiko i uklękła. Przymknęła oczy, układając ręce do modlitwy. – Wieki temu Tytan walczył z Exedrą o tytuł starożytnego, co w świecie bakuganów wiąże się z byciem bogiem. Ich pojedynki trwały latami, lecz pewnego dnia Exedrze udało się zebrać grupę bakuganów innych domen. Kiedy po walce Tytan był wyjątkowo wykończony, użyli swoich mocy, zesłali go na wygnanie do odległej Vestalii i zaklęli w ludzkiej postaci. Tytan był sfrustrowany, ale i niezdolny do używania swoich mocy, więc musiał jakoś radzić sobie na Vestalii. Spotkał tutaj Sybillę – urwała, żeby nabrać powietrza. – Na początku nienawidził wszystkich ludzi, bo uważał ich za słabeuszy, ale rok po roku coraz bardziej zakochiwał się w Sybilli. W końcu zostali parą.
 – Jakim cudem ona się w nim zakochała? – uniosłam brew. – Przecież to tyran i dodatkowo jest stuknięty.
 – Sybilla nie była typową cichą myszką. Potrafiła użyć siły, jeśli było trzeba naprostować Tytana – wyjaśniła Reiko. – Wracając, wiele Vestalian zauważyło, że Tytan przewyższa ich siłą fizyczną i wybrali go na króla. – Po jej twarzy przemknął słaby uśmiech. – Potem urodziły im się dzieci. Można powiedzieć, że to był najszczęśliwszy okres życia dla Tytana. Jednakże – objęła się ramionami. – Zaklęcia rzucone na niego zaczęło słabnąć i Vestalianie zauważyli, że nie jest on taki jak oni. Wybuchła panika. Tytana oraz jego dzieci, które odziedziczyły po nim połowę mocy, uznano za potwory. Zaatakowano ich i wtedy...wtedy... –zacieśniła uścisk, drżąc. 
   Wujek wstał z ławki i położył Reiko rękę na ramieniu.
 – Odpocznij, Reiko. Ja opowiem resztę – powiedział troskliwie, po czym zwrócił się do mnie. – Najstarszy syn i Sybilla – sama zginęli. To był czynnik, który sprawił, że Tytan całkowicie złamał czar i ogarnięty rozpaczą zaczął niszczyć Vestalię, chcąc ją ukarać za tą okrutną zbrodnię. Starożytni przybyli do Vestalii, żeby go zatrzymać, lecz Tytan pogrążył się w szaleństwie. Musieli więc go zabić. Jednak tuż przed śmiercią udało mu się przekazać cząstkę swojej mocy do rdzenia Vestalii. Dzięki temu był w stanie ochronić resztę swoich dzieci przed atakami Vestalian. A potem wykorzystać tą więź do próby zemsty na Vestalianach.
 – Czemu jego potomkowie nie wrócili do Vestroi?
 – Nie mogli. Mieli ludzką postać i tylko połowę mocy bakuganów. Nie przetrwali by tam. Pozostali więc tutaj. Vestalianie ze strachu przed mocą i Tytanem już ich nie atakowali. Co więcej dalej byli władcami. Lecz dalej traktowano nas jak potwory – Reiko obróciła i spojrzała na mnie smutnymi oczami. – Izolowano nas od zwykłych mieszkańców, odbierano dzieci w nadziei, że one nie będą „przeklęte”. Dopiero za czasów twojej babci to się zmieniło i zaczęto traktować nas jak błogosławieństwo.
 – Mroczna strona Vestalii, co? – mruknęłam.
   Przypomniałam sobie krótkie urywki, jak zabierano jej córkę i syna, jej rozmowę z mężem. Kto tutaj był prawdziwym potworem?
 – Martin nie powiedział o tym panience, by nie odczuła panienka wstrętu do tego miejsca. Postawa tchórza, doprawdy – Wujek pokręcił głową ze zniesmaczoną miną. – Pani Melody oraz pan David chcieli, żeby panienka wiedziała. Ja również. Żeby mogła panienka zrozumieć, dlaczego do tego wszystkie doszło. Upiększanie historii prowadzi tylko do tragedii.
 – Dziękuje, wujku – uśmiechnęłam się. – Mam jeszcze jedną prośbę.
 – Tak, panienko?
 – Powiesz mi, gdzie znajduje się grób rodziców i Cassie?




Namęczyłam się z tym rozdziałem, nie powiem xD Ale jest długi. W sumie miał dłuższy, ale uznałam, że opiszę akcję Heather w kolejnym, wybaczcie, musicie poczekać XD Ogólnie ten rozdział jest strasznie przegadany, ale cóż, przeszłość, a mi się nie chciało pisać retrospekcji XD Sorry. Są błędy, bo nie sprawdzałam, zrobię to jutro.
Odmeldowuje się!