wtorek, 20 kwietnia 2021

S3 Rozdział 4: Zmiana zasad

 

  Od błękitnych ścian laboratorium odbijały się dźwięki stukania w klawiaturę oraz ciche mruczenie maszyn. W dwóch szklanych tubach unosiły się rozczepione elementy anten. Trójwymiarowa symulacja składania wyświetlała się w zapętleniu, jednak nie pomagała, bo coś tu nie pasowało.

– Brakuje dwunastu procent zakładanej siły – zaraportował jeden w pomocników, który zajmował się sprawdzaniem parametrów.

   Keith ściągnął brwi. Kiedy projekt ponowie się obrócił, poczuł szczypanie w oczach oraz delikatny ból w skroni, jednak nie mógł go wyłączyć. Musiał przeanalizować każdy mały ruch, by dostrzec co powodowało uszczerbek. Materiał? Czy inny układ energetyczny?

   Szczerze mówiąc, to cholernie nie chciało mu się tym bawić. W trzecim, jego prywatnym gabinecie spoczywały dużo ciekawsze materiały i to już niemal na wykończeniu. Westchnął. Jednak zamówienie to pieniądze i jeszcze lepsza renoma. Musiał to przeboleć.

- Panie Fermin, jakaś ko… - jego asystent nie skończył mówić, kiedy został zepchnięty ramieniem na bok.

   Spectra, widząc, kto przybył, poczuł, że migrena wzbiera mu na sile. Przyłożył palce do czoła, za co Reinare otaksowała go krytycznym spojrzeniem, po czym oparła ręce na biodra. Włosy miała w nieładzie, a płaszcz przekrzywiony, co mogło wskazywać, że biegła.

– Byłeś w Bakuprzestrzeni nie dalej jak wczoraj i naprawdę nic nie zauważyłeś? – spytała w wyrzutem. – Łapy bierz, to ważne! – sarknęła do naukowca, który próbował ją wyprosić. – Aż tak oślepłeś od ślęczenia nad projektami?

– Może zostać – Keith rzucił krótko do swoich pracowników i wrócił wzrokiem do dziewczyny. Uniósł brew. – A możesz jaśniej? – Skinął ręką na ciągle wyświetlany projekt. – Jestem dość zajęty.

– Gawain tam siedzi. I z tego co widziałam, to całkiem dobrze sobie radzi.

   Spectra na sekundę zastygł, po czym westchnął.

– Nie widziałem go tam.

– Niby jak? Zajmował chyba 9 miejsce. Jego twarz dosłownie wyskakuje spod ziemi co jakiś czas!

– Wczoraj tak nie było.

– O której byłeś?

– Z rana i to dość krótko.

– Ja poszłam wieczorem – Ściągnęła brwi. – W kilka godzin zdołał się wspiąć do pierwszej dziesiątki? Zresztą mniejsza z tym! – Potrząsnęła głową. – Nie podoba mi się fakt, że był tam z dwójką Ziemian.

   Teraz Spectra intensywnie zamrugał. Nie żeby był ekspertem od relacji społecznych, ale raczej mało Vestalian utrzymywało relacje z Ziemianiami i vice versa. Zwłaszcza tacy pokroju Gawaina.

  Zerknął w bok. Wszyscy pozornie pracowali, lecz nietrudno było wyczuć atmosferę zaintrygowania, gdzie chciwie łowili każde ich słowo. Choć Reinare wydawała się być na to ślepa, bo już otwierała usta, by coś dodać. Zerwał się na równe nogi i z uśmiechem nie sięgającym oczu, ścisnął ją lekko za ramię.

– Muszę naprawdę to dziś skoczyć – powiedział. – Przekaże Jess, by miała się na baczności. Tyle wystarczy – Posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.

   Zrozumiała go w mig i skinęła głową, klepiąc po ręce. Zrobiła krok w tył, poprawiając torebkę, zsuwająca się z ramienia. Naukowcy uważnie śledzili każdy jej krok.

– To już nie przeszkadzam. Miłej zabawy, Keithku! Nie zapomnij o bankiecie! – zawołała, po czym rozległ się stukot obcasów i trzask drzwi.

   Spectra podniósł papiery i podszedł do ekranu kontrolnego. Pięć słupków migotało w różnych kolorach. Skrzywił się z niesmakiem. Spojrzenia ciągle ocierały się o jego skórę, choć starały się być dyskretne. Wypuścił powietrze i podniósł oczy.

– Nie ma na co patrzeć. Wracajcie do pracy.

   Jego chłodny głos sprawił, że niektórym przebiegł dreszcz po plecach, a wszystkie głowy zwiesiły się na ekranami.

 

****

 

   Poświęceniem mogą być różne rzeczy. Czasami to zrezygnowanie z ulubionej rozrywki, by móc z kimś być. Innym razem to utrata życia lub zdrowia dla większego dobra.

   W moim przypadku było to pozwolenie starszemu bratu na zabawę prysznicem i kranem przez dziesięć minut.

– Fascynujące! – uznał, kiedy odkręcił kurek i na biały zlew trysnęła zimna woda. – Skąd to się bierze?

– Z rur, które są w ścianach – wyjaśniłam cierpliwie. – Połączone są z kanalizacją.

– I każdy na Ziemi ma takie coś? – wskazał na strumień. – Jakim cudem to starcza na każdego?

– No właśnie nie starcza i tutaj jest problem – Podrapałam się po głowie. – Pod tym względem wasze świetlne prysznice są lepsze.

– Bardziej ekologiczne – dorzucił Fludim.

   Kenji zakręcił wodę i dalej zauroczony wpatrywał się w krople. Niby Vestalianie to taka rozwinięta technologicznie rasa, lecz zwykła woda wywoływała u nich reakcję niczym nowa zabawka u dziecka. Oczywiście nie liczymy tu Spectry, bo jego to by tylko poruszyło, jakbym nagle zrozumiała, jak się obsługuje ich sprzęty. A to jak wiadomo nie nastąpi nigdy.

– Dziwnie, że dopiero teraz widzę, jak mieszkasz – powiedział, kiedy ubierałam buty. – A to minął już ponad rok.

– Podziękować można Gundalianom – mruknęłam. – Zresztą wiele nie straciłeś, Ziemia serio nie jest jakaś ciekawa.

– Tylko kilka lat temu stała się miejscem bitwy o losy Vestroii – westchnął Fludim. – Faktycznie, nędzny szczegół.

– Słyszałem o tej bitwie – odezwał się Blast. – Starcie z tyranem Nagą.

– W Warnington ciągle stoi wieża, pod którą się nawalali.

   Oczy Kenjiego od razu się zaświeciły.

– Moglibyśmy się tam wybrać? Wziąłbym jeszcze Venę. To legendarne miejsce, więc chętnie by je zobaczyła.

   Skinęłam głową z uśmiechem. Szybki telefonik do Marucho wszystko załatwi.

   Wyszliśmy z domu. Zamykałam drzwi, kiedy coś mnie tknęło.

– Skąd właściwie Vestalianie wiedzieli o Wojownikach? W sensie większość z was myślała, że bakugany to zabawki i raczej z nimi nie gadała.

   Kenji oderwał się od podziwiania hodowli tulipanów mojej mamy i wyprostował się.

– To nie tak, że każdy Vestalianin wiedział. Bitwa z Nagą odbiła się szerokim echem we wszechświecie.

– Wzmogła potężne zawirowania energii – dodał Blast.

   Brat skinął głową.

– Dokładnie. Wiele naukowców je zauważyło, a kiedy pojawiły się bakugany, to je dokładnie wypytano. O istnieniu Wojowników tak naprawdę wiedziały głównie elity, a niektórym jak mi udało się dowiedzieć z rozmów przy stolikach – Rozłożył ręce. – Dopiero po pokonaniu Zenohelda wszystko poszło w wszechświat.

– Brzmi logicznie. Dlatego zwykli Vestalianie nie zwracali tak uwagi.

   I było to przy okazji takie cholernie ludzkie? W każdym świecie ci z lepszym statusem mieli lepszy dostęp do informacji, a inni musieli używać podstępów, by osiągnąć to samo. Niby inne światy, ale gena nie wydrapiesz.

   Zerknęłam na zegarek we wnętrzu auta i jęknęłam cicho. Tak samo nie zmieniało się, że za dwadzieścia minut miałam lekcje, a przy korkach w Los Angeles, to dotrę najszybciej za czterdzieści. Piach w oczy, cóż za nowość.

   Kenji posłusznie zapiął pasy, po czym ruszyliśmy. Słońce waliło po ślepiach, żeby przypadkiem jazda nie była za miła. Wyciągnęłam okulary przeciwsłoneczne ze schowka, kiedy stanęliśmy w korku.

– Jesteś ogólnie pewny, że chcesz zostać sam? Los Angeles jest chujowe dla przyjezdnych. Nie łaź poza centrum, bo ostatnio gangi znów zaczęły dawać o sobie znać. A i pilnuj portfela.

– Jess, przypomnę ci, że jestem starszy i zaraz widzę się z Shanem. Zresztą Vestalia też nie jest jakoś wyjątkowo bezpieczna.

   Wydęłam policzki, po czym uniosłam brew. Zawsze czułam się lepiej, wieczorami chodząc po Velarii. W Los Angeles to nocne spacery bez paralizatora odpadały, zwłaszcza będąc samej.

– Serio? Jakoś nie spostrzegłam dużych zagrożeń – Wcisnęłam gaz, kiedy sznur aut zaczął się rozjeżdżać. Pomknęliśmy siatką ulic rozłożoną wśród strzelistych szklanych budynków oświetlonych plamkami słońca.

– Głównie w slumsach był problem, ale często przenosi się na inne części miasta. Czarny handel, porachunki – Wzruszył ramionami, chłonąc oczami miejski krajobraz, zwłaszcza, że Diamond District należało do jednych z bardziej zadbanych dzielnic.

   Zerknęłam na jego odbicie w lusterku, marszcząc brwi. Dobra, fakt faktem Volt pochodził ze slumsów i mówił, że wybuchła tam kiedyś epidemia choroby.

Mroczna strona Vestalii”

   Zacisnęłam mocniej dłoń na kierownicy. Wykazałam się ignorancją. Nawet na początku mojego życia na Vestalii nigdy jakoś nie zagłębiałam się w jej historię czy społeczeństwo. Zaprzątałam sobie głowę Kenjim i Radą, a nie ma co czarować, to jednak wyższe sfery. Tak samo Specta czy Mira. Choć Baron nie należał do bogatej rodziny, a był szczęśliwy…

   Tylko, że Baron nie mógł być dołem lodowej góry. Coś musiało się kryć głębiej. W tych slumsach.

   Ogólnie to ktoś nad nami czuwał, bo byłam tak pochłonięta swoimi przemyśleniami, że prowadziłam niemal machinalnie, jednak na czerwone światło za nic by nie zareagowała. Akurat oderwałam się, gdy czarne auto śmignęło mi przed maską. Włączyłam kierunkowskaz i grzecznie skręciłam przed jubilera, gdzie chciał wysiąść Kenji.

– Dziękuje – uśmiechnął się. – Swoją drogą robisz coś w weekend?

– Wyjątkowo nie, bo dziewczyny są zajęte. A co? Proponujesz nakarmienie mnie?

– Może – Rozłożył ręce. –  Chcieliśmy zrobić małe spotkanie. Będzie też Reinare. I przy okazji poznasz też Shane.

– Poświęcę naukę i wpadnę. Na którą?

– Napiszę ci jeszcze. Jeszcze nie wiem, gdzie będziemy siedzieli.

– Okej. Miłej zabawy!

   Pożegnaliśmy się i odjechałam z piskiem opon, patrząc we bocznym lusterku, jak sylwetka Kenjiego rozpływa się w tłumie ludzi. Potem niechętnie spojrzałam na zegarek. Dwie minuty do dzwonka. Heh, jak cudownie. Docisnęłam gazu. Oby pan Ramon znów miał problemy z automatem do kawy.

 

****

 

    Akane zaczęła pojmować, jak musiał się czuć Herakles podczas swojej walki z harpiami. Od powrotu ze spotkania z Gravem wyczuwała zaciekawiony wzrok rodzicielki, które ani trochę nie zszedł z intensywności, kiedy skwitowała ich relację jako „kumple”. To samo tyczyło się dziewczyn, ale im można by było to dźwigiem wbijać, a i tak wiedziałby swoje. Westchnęła, zamykając z lekkim trzaskiem szafkę. Akurat zaraz miała literaturę, gdzie siedziała z najbardziej wygłodniałą harpią – Jess. Ta to nie odpuści, póki nie wydrze z niej każdego szczegółu. Choć jeśli zamienią się miejscami, to będzie mogła ją wypchnąć przez okno. Powie że to przypadek, bo w końcu sprzątaczki tak mocno pastują podłogi, że to się wręcz się prosi o jakiś wypadek.

   Nagle czyjaś ręka objęła ją za szyję. Zapach męskich perfum wdarł się jej do nozdrzy.

– Jak podłym trzeba być, żeby nam nie powiedzieć o swoich randkach? – spytał z sztucznym wyrzutem wesoły głos.

   Wypuściła z wolna powietrze, przymykając oczy. Pomyliła się. Istniał ktoś gorszy od Jess. A dokładniej to dwa ktosie.

– Skąd to wiecie, rudzielce? – spytała, odwracając się.

   Dean i Drake wyszczerzyli się w idealnych złośliwych uśmiechach. Stali obaj w jasnych koszulach i garniturowych spodniach ze świeżo umytymi sterczącymi włosami. Dla niektórych mogli wyglądać na modeli, lecz Aki przywodzili na myśl szakali. I to takich najgorszego sortu.

– Mamy swoich informatorów – Dean puścił jej oczko. – Zresztą poszłaś w dość popularne miejsce.

– A ten chłopak to chyba nietutejszy, co? – Drake przechylił głowę, po czym potarł podbródek. – Mam wrażenie, że go gdzieś już widzieliśmy, bracie.

   Dean spojrzał na niego i sam przybrał zadumany wyraz twarzy. Akane chciała wykorzystać to do ewakuacji, lecz po obrocie stanęła oko w oko z Shieną, której triumf wręcz lśnił w szkłach okularów.

– Nie myśl, że uciekniesz, Aki – powiedziała słodkim głosem. – Wiadomości możesz ignorować, ale nie popuszczę, póki nie poznam szczegółów spotkanie z Gusem.

– AAAA! GUS! – bliźniaki wydarły się chórem, ściągając na nich uwagę połowy holu – Ten z Vestalii!

– Ho siostro, międzyplanetarnie! – Dean poklepał ją po ramieniu z uznaniem.

– Zaraz ci ją odgryzę – warknęła ostrzegawczo.

– Ktoś się wstydzi – Drake lekko zniżył głos, patrząc na brata i Shienę.

– Co się dzieje? – Znikąd koło nich znalazła się Stella. Normalnie Akane ucieszyłaby się na jej widok, ale teraz widziała jedynie kolejną osobę, która zaraz zmieni się w hienę.

   Stado harpii. Coś tragicznego. A jeszcze zaraz doleci Jess. Japonka przetarła twarz. Jak ona ma tu wytrzymać siedem godzin? Może skok na główkę z dachu to jednak jakieś rozwiązanie?

– Masz chłopaka?! – zapiszczała Stella, aż robiąc mały podskok z ekscytacji. Białe kolczyki zadźwięczały.

   Tutaj nerwy dziewczyny ostatecznie się poddały, natomiast chęć mordu wypełniła żyły. W takiej sytuacji mogła zrobić tylko jedno, a mianowicie rzucić się głową w tłum i niczym wściekły byk torować sobie ścieżkę do klasy. Większość osób sama jej schodziła z drogi, bowiem temperament Akane był rozpoznawalny na skalę całego Los Angeles. Dotarła do klasy i widok ich pustej ławki nieco złagodził ziejącą żądzę. Przynajmniej do chwili, aż jakiś blondas – przeklęty kolor jak nic – próbował zająć jej krzesło. Na to weszła mocnym krokiem do środka, lecąc w kierunku ławki. Nawet się nie odezwała, lecz jej dziki wzrok musiał mówić wszystko, bo chłopak prysnął stamtąd w sekundę.

   Z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło, aż jego nogo zapiszczały o posadzkę. Zegar nad tablicą pokazywał minutę do lekcji. Po chwili wskazówka się przesunęła. Korytarz wypełnił przenikliwy dźwięk dzwonka.

– Nie myśl, że się wywiniesz, Aki, kochanie! – zawołał Dean, kiedy reszta weszła do klasy.

– Czym zasłużyłam na taki los? – jęknęła cierpiętniczo. – To już Herkules miał lepiej. Mógł chociaż zabić harpie!

   Spojrzeli na nią zaskoczeni, lecz nie skomentowali w żaden sposób tego dziwnego doboru słów. Jedynie uśmiechnęli się jak rasowe hieny i zajęli swoje miejsca. O ironio, zarówno bliźniacy jak Stella z Haru siedzieli po jakiejś jej stronie. Była więc osaczona.

   Mimo to lekcja minęła dość spokojnie. Jess wpadła do środka na równi z nauczycielem i pewnie zaczęłaby swoje przesłuchanie, lecz nauczyciel postanowił przeprowadzić debatę, więc nie miała okazji. Akane pocieszyła się wolnością jednak przez krótki czas, bo ledwo rozbrzmiał dzwonek, Jessie zdrajczyni cholerna, złapała ją za ramię i niemal siła wywlekła na korytarz. Jej rzeczy zabrała Shiena. Została sprowadzona pod parapet i otoczona szczelnym kółkiem. Dla upewnienia się, że nie spróbuje fantastycznego skoku na główkę Shiena złapała ją za przegub.

– Na waszym miejscu spałabym z otwartymi oczami – zagroziła, piorunując ich wzrokiem. – I pilnowała czy okno jest zamknięte.

– To musiała być mocna randunia, skoro taka miła jesteś – stwierdziła Jessie ze żmijowatym uśmiechem. Akane zapragnęła ją trzepnąć w łeb, ale poprzestała na morderczym spojrzeniu.

– Jesteście bandą hien – Pokręciła głową. – Przecież wam mówiłam, że to nic wielkiego.

– Dlatego zwiewałaś spod szafek? – Drake uniósł brew.

– Bo robicie z tego cyrk i ludzie się gapią – jęknęła. – Spotkaliśmy się, pogadaliśmy i jesteśmy przyjaciółmi. Zaczynamy z czysta kartką.

– Oho – Jess zamrugała zaskoczona. – To coś nowego

– Oczekiwaliśmy soczystych informacji – przyznał skwaszony Dean.

– Jak zawołam Phoebe, to będziecie mieli soczyste lima, rude cholery – obiecała, na co wydęli wargi.

– Romeo i Julia też chyba zaczynali od zera – wtrąciła niepewnie Stella.

– Oni to dość kiepski przykład – Shiena podrapała się po szyi. – Byli razem ledwo tydzień, przez nich zginęło kilka osób, a na koniec sami umarli.

– Bo mieli łącznie dwa punkty iq. Zresztą czy Julia nie była trzynastolatką, a Romeo przybijał do siedemnastki? – zastanowiła się Jess. – Trochę zawiało pedofilią.

– A mi tu wieje spadkiem pozycji – mruknął Drake, spoglądając na telefon. – Jess czemu jesteś dopiero ósma?

– Słucham?! – Fludim wypadł z kieszeni bluzy dziewczyny i spojrzał na ranking, gdzie jak byk zdjęcie jego wojowniczki było przy numerku osiem. – Jess!!!

– Cicho, marudo, to nie koniec świata.

– Teraz tak mówisz, a zaraz wypadniemy z pierwszej dziesiątki.

   Jessie przewróciła oczami i pochyliła się nad wyświetlaczem, odgarniając włosy.

– Skąd to właściwie masz? Przecież tu nie ma połączenia z siecią Bakuprzestrzenią.

– Ostatnio ktoś stworzył stronkę pełną materiałów z Bakuprzestrzeni – wyjaśnił Dean. – Wrzuca dużo filmików, recenzji bitew i właśnie aktualne rankingi czy najnowsze zapowiedzi bitew.

– Pewnie Dylan – skomentowała Aki. – Koleś się przez nią utrzymuje.

– A raczej buli portfele naiwnych dzieci – skinęła głową Shiena. – Ogólnie mówiąc, to dawno tam nie byłam. Są jakieś ciekawe wydarzenia?

– Zbliża się końcówka Ligi – odparła Jess. – Więc każdy jest skupiony na Wojownikach, sadomaso i Sellon. Po tym będą organizowali nowe wydarzenia czy wyzwania dla zdobywania punktów do kolejnego turnieju.

– Sadomaso? – Bliźniaki i Stella równocześnie unieśli brwi.

– Anubias. Blondyn, nosi obrożę i wkurwia – wyjaśniła krótko Akane i zaplotła ręce pod piersiami. – Pantofel musi być wniebowzięty.

   Jednak Jess zamiast pokiwać głową niech spochmurniała i skrzywiła się.

– Mówiłam wam, że ostatnio zachowywał się, jakby coś ukrywał – westchnęła. – Dalej to robi, choć nieudolnie próbuje maskować.

– Może coś z Drago? – zasugerowała Shiena. – Przechodzi kolejną ewolucję i albo przeszedł i się dostosowuje?

– Chyba już siedemdziesiątą z kolei – wytknęła Aki.

– Drogie panie – Dean uniósł rękę. – Nie chcę przeszkadzać, ale za minutę dzwonek, a niektórzy tu walczą o zdanie szkoły.

   Jessie obdarzyła rudzielca wybitnie nieprzyjaznym spojrzeniem i poprawiła ramiączko plecaka.

– Wyślijcie mi linka do tej strony – poprosiła. – A teraz lecimy, Aki, Haru, sekcja żabki nie zrobi się sama!

 

****

    Po lazurowej powierzchni jeziorka rozchodziły się delikatne fale. Animacje rybek pływały w różnych sekwencjach, by móc cieszyć oko widza i go zbyt szybko nie zanudzić. Drzewa o opadających gałęziach przyjemnie szumiały. Lecz ławki wokół bajorka były opustoszałe, jeśli nie liczyć Dylana. Handlarz rozłożył ramiona na oparciu i odchylił głowę. W jego ciemnych okularach odbijał się fragment czystego nieba, aż zasłoniła go ludzka sylwetka.

– Interes nie idzie?

– Każdy czasami musi odpocząć – odparł handlarz, wyciągając lizaka z ust. Tym razem był cały różowy. – Szukasz czegoś konkretnego?

– Bardziej interesuje mnie usługa.

– Hmm? – uśmiechnął się i poprawił pozycję. – Zamieniam się w słuch.

– Podobno lubisz sprawiać, żeby walki stawały się bardziej ekscytujące.

– Ależ oczywiście! – Dylan rozrzucił ręce. – Taki jest w końcu cel walk, nie? Mają przyciągać uwagę i pobudzać adrenalinę.

– Dlatego mam propozycję. W końcu im ktoś popularniejszy, tym więcej przyciąga widzów. Dlatego…

   Usta Dylana rozciągnęły się w uśmiechu, im dłużej słuchał. Myślał, że jego klientem szybciej zostanie Sellon lub Anubias, jednak tym razem los go zaskoczył. Złote oczy wpatrywały się w niego ze spokojem, kiedy słowa ustały.

– To jak będzie?

– Możesz oczekiwać wyników już za niedługo – odparł i podniósł się. – Tylko oby było to warte moich wysiłków.

   Wtem rozległy się kroki na żwirze, którym wysypana była ścieżka. Dylan zerknął na bok i ujrzał Anubiasa. Ten zatrzymał się, widząc, że handlarz ma już towarzystwo. Na krótką chwilę przez jego twarz przemknęło zawahanie, po czym prychnął i oparł rękę o biodro.

– Długo jeszcze? Mam sprawę do tego knypka.

– Już skończyliśmy – oświadczył Dylan. – Prawda? – spytał, na co otrzymał skinięcie głowy.

   Po chwili został już z graczem Darkusa.

– Co to miało być? Czego chciał? – spytał blondyn, mrużąc oczy.

– A-a-a, nie zdradzam tajemnic klientów – Pomachał lizakiem. – Mogę tylko powiedzieć, że wielu zaczął przeszkadzać obecny system Bakuprzestrzeni.

   Anubias obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem i przeczesał włosy dłonią, mrucząc coś o durnych zagadkach. Dylan wyszczerzył zęby, ciągle kątem oka obserwując oddalającą się sylwetkę. W sumie biorąc pod uwagę obecną sytuację, powinien to przewidzieć.

 

****

– Za tak hienowate męczenie mnie powinnaś postawić mi co najmniej kawę i babeczkę! Albo tort! – zawołała Akane, która trzymając mnie za ramię i pchając do wyjścia. Reszta zdołała się wycyganić i uniknęła zawodzenia Japonki.

– Mogę ci kupić nawet cukiernię, ale nie dziś – odparłam.

– Hee? A to czemu? – Uniosła brew. – Chwilowe bankructwo?

– Nie, tylko widzę się ze Spectrą.

– O! – Ucieszyła się. Zdębiałam. Przecież Aki tak na niego nie reagowała, co jest?! – To tym lepiej! On może mi kupić tort. Ostatnio widziałam taki miętowy.

   Dobra, to miało sens. Dalej nawijała o tym torcie, aż nie wyszłyśmy na dziedziniec i nie natknęłyśmy na małe zgromadzenie w pobliżu boiska. Aki od razu zmrużyła oczy i stanęła na palcach, wyszukując przyczyny zbiegowiska.

– To jakiś nowy profesor? – rozległ się szept.

– Nie za młody?

– Ale przystojny jest.

   Już wiedziałam, zanim Akane przestała się wychylać.

– Spectra, nie?

– Maszkaron – potwierdziła. – Przynajmniej bez swoich piór, bo bym go wyśmiała.

   Pomińmy nieistotny szczegół, że i tak bym go wyśmiała. Złapałyśmy się pod ręce i siłowo przedarłyśmy przez grupkę. Keith podniósł na nas oczy znad książki. Od razu zrozumiałam, skąd uznano, że mógłby tu nauczać. Idealnie wyprasowana biała zapinana koszula wpuszczona w ciemne spodnie i długi płaszcz. Brakowało mu tylko okularów i wyglądałby jak wymarzony nauczyciel z pinteresta.

   Głosy z tyłu przypomniały mi, że jednak byliśmy obserwowani. No to mogłam się pożegnać z brakiem przyciągania uwagi. Jutro zostanę zasypana tysiącem pytań.

– A gdzie twoja pelerynka, pierzasty? – rzuciła Aki na przywitanie.

– Jak najdalej od twojego wścibskiego nosa – odparł, racząc ją zimnym wzrokiem i podniósł się. – Dzień dobry, Jessie.

– Dobry, dobry, ale mogłeś poczekać koło bramy.

– Niby czemu? – Schował książkę i poprawił płaszcz.

   Jak umiałam najdyskretniej, pokazałam mu już rozrzedzający się tłum. Szepty nie ustawały. Starożytni dajcie mi jutro siłę, bo to będzie przeprawa niesamowita.

– Przyciągasz uwagę, uwierz mi.

– Niech patrzą – Wzruszył ramionami i zwrócił się do Aki. – Możesz przestać wiercić mi dziurę wzrokiem?

– Szukam portfela. Potrzebują cukru dla odprężenia się.

– Chyba oszalałaś, że wydam na ciebie złamaną monetę – mruknął z niesmakiem. – Poproś Gusa.

   Japonka momentalnie z trybu dokuczania przeszła do irytacji. Błogosławić tego, co zaznaczył, że do szkoły nie można wnosić paralizatora, bo palce jej same drgnęły w kierunku kieszeni.

   Zapobiegając rozlewowi krwi czy siniakom, złapałam Keitha pod ramię, żeby Aki się na niego nie rzuciła. Zresztą nawet by nie zdążyła, bo niczym zbawienie obok pojawiła się Stella.

– Robisz coś, Aki? – spytała, trzepocząc rzęsami.

– Szykuje się do mordu.

– To wspaniale, pomożesz mi przy kostiumie!

   I olewając protesty, złapała moją przyjaciółke w talii i zdecydowanym ruchem zaczęła ją ciągnąc w kierunku auli szkolnej. Keith powiódł za nimi wzrokiem, po czym westchnął z politowaniem.

– Zbyt łatwo ją wybić z równowagi.

– To można wybaczyć, miała ciężką przeprawę z rana – Poklepałam go po dłoni. – To idziemy?

    Tym sposobem odkryłam kilka absolutnie ciekawych rzeczy. Mianowicie Spectra posiadał dodatkowe mieszkanie na drugim końcu Velarii w dzielnicy naukowców. Tak przynajmniej wywnioskowałam na widok specjalistycznych sklepów ze sprzętami oraz rozsianych gdzieniegdzie hal.

   A i nie myślcie sobie, że to mieszkanie to takie tylko do życia, spania i jedzenia. Gdzie tam! Ogromne, piętrowe i miało połączenie z jego prywatną halą. Nawet nie próbowałam się pytać, jakim cudem utrzymywał to wszystko plus auto i druga chałupa. Pozostało pozostać przy naiwnej wierze, że naukowcy na Vestalii byli rozchwytywani przez samych bogaczy.

   Rozejrzałam się po hali, kiedy chłopak zniknął za żelaznymi drzwiami. Była to chyba część testowa, bo na ścianach widniały ślady wgnieceń oraz osmalenia. Czy to było w ogóle bezpieczne? W końcu jak coś pójdzie nie tak, to połowa tego budynku pójdzie jebać. Jednak zaraz przypomniałam sobie, że on odwalał eksperymenty na statku, który poruszał się po przestrzeni kosmicznej.

   Halą lekko zatrzęsło, a metalowa kurtyna oddzielająca mnie od reszty pomieszczenia, zaczęła podjeżdżać do góry. Buchnęło lekko sprężone powietrze, na co zafalowały mi włosy i z cienia wyszedł bakugan. Zbaraniałam doskonale i z niedowierzania przetarłam oczy. Że to był Helios to dało się zauważyć, bo jego urodziwym pysku. Lecz jego ciało pokrywały ciemnofioletowe łuski, nie posiadał skrzydeł, a w ich miejsce miał wstawione jakieś okrągłe cholerstwo, może jakieś działo?

– Skrzydła ci ukradli, jaszczurko? – spytałam, przyglądając mu się.

   Ten prychnął z wyższością.

– Przeszedł ewolucję – wyjaśnił Spectra.

– I dostał w prezencie jakieś działko, co przypomina packę na muchy? – Zaplotłam ręce na piersi, zadzierając podbródek.

– Czasami trzeba pomóc naturze. Jak się czujesz, Helios?

– Ciągle trochę sztywny – mruknął bakugan, rozprostowując z cichym chrzęstem dłoń. Zamachnął ogonem, robiąc mały powiew. – Mechaniczne części ciągle się dopasowują.

– A domenę czemu zmieniłeś? Odgapiasz ode mnie?

– Przejście na wyższy level niekiedy wymaga większych zmian.

– I tak ciągle jestem silniejszy – dorzucił wyzywająco bakugan.

– Nie byłbym taki pewny – odezwał się z urazą Fludim. – Nigdy nie walczyliśmy jeden na jednego.

– Raz walczyliście– zaprotestowałam. – Wtedy… na statku – Wewnętrznie się skręciłam na przypomnienie całego cyrku z Vexosami i zamilkłam.

   Okoliczności tamtego pojedynku były trochę, no bardzo, niemiłe, dlatego poczułam się lekko dziwnie. Maruda też zakręciła się niepewnie. Spectra jednak nie wyglądał na zainteresowanego wyciąganiem brudów przeszłości i jedynie przywołał Heliosa do formy kulistej.

– Zawsze możemy to sprawdzić, kiedy skończę wszystkie testy.

– Ile właściwie nad tym siedziałeś? – Zerknęłam ponad jego ramieniem do mrocznej części hali.

   Jedyne źródło światła dawał jedynie duży plazmowy ekran, na którym wyświetlała się jakby przekrój tunelu międzyplanetarnego. Słabe biały blask padał też na kawałek jakiegoś ubrania, lecz nawet nie dane mi było się przyjrzeć, jak Spectra zaczął mnie wyprowadzać na hol.

– Cztery miesiące. Zmiana kodu domeny w genie wymaga dużej precyzji.

– Dan by się wkurwił, że dalej się bawisz w eksperymenty na bakuganach.

- Sam tego chciałem – wychrypiał Helios. – Moje dawno ciało osiągnęło już swoje limity w sile.

   Ugryzłam się w język z wytknięciem, że może napchanie tyle metalu w skórę do tego doprowadziło. Kulkowy czy nie jaszczur z radością odgryzłby mi łeb. Wróciliśmy do mieszkania. Przystanęłam w progu, patrząc na nowe meble, po których właściwie nie było widać śladu używania. W powietrzu ciągle dało się wyczuć nikły zapach drewna. Trochę przypominało to pokazowe pokoje w Ikei. Niby ładne, ale pozbawione duszy.

– Dziwnie tak – stwierdziłam, opierając czoło o framugę. – Pusto.

   Blondyn zerknął na mnie przez ramię, szukając czegoś w szufladzie.

– W sensie to mieszkanie jest w idealnym stanie – Postukałam stojącą obok szafkę. – No jeśli ominiemy kurz – dodałam, patrząc na knykcie. – Jak z katalogu. Puste. Nie ma Miry, nic nie pachnie, brakuje śladów, że tu jakaś ludzka istota – Wzdrygnęłam się. – Nieprzyjemnie tu tak przebywać.

– Dopiero zacznę – westchnął. – Nie miałem czasu bawić się w przeprowadzki.

– Gusa poproś, pewnie się zgodzi latać z pudłami – mruknęłam pod nosem, za co mnie zgromił wzrokiem.

– Czy ty w takim razie zostawiasz samą Mirę? – zdziwił się niebotycznie Fludim, podlatując do blondyna.

– Jest dorosła, poradzi sobie.

   Aż sobie usiadłam z szoku, bo to był jakiś przełom w sprawie. Choć prawda wiecznie nad jej głową wisieć nie mógł (choć to Phantom…), bo by go w końcu zamordowała. Tylko, że tutaj jeszcze istniał Ace. Chyba nie…

–O Starożytni! Wykastrowałeś Grita?! – Przerzucilam się przez oparcie kanapy i wytrzeszczyłam oczy. I proszę się nie śmiać, Spectra nie raz nie dwa sięgał po ekstremalne środki.

   Fludim zbaraniał, Helios wydał bliżej nieokreślony dźwięk, natomiast Keith przez moment wyglądał, jakby zduszał śmiech. Zaraz się opanował i jedynie uniósł kącik ust, rozkładając ręce.

– On wie, że ma się pilnować.

   Już mi się przed oczy wdzierały obrazy Ace’a przypiętego do metalowego stołu i Spectry z sadystycznym uśmieszkiem, gdy usłyszałam dźwięk powiadomienia ze strony bakuprzestrzeni. Zerknęłam na wyświetlacz i znów zostałam zaskoczona. Walka Bena z Danem jakoś mnie nie zaskoczyła, natomiast imię i nazwisko Jane przy jakiejś lasce już tak. Wilson była zawalona nauką i pracą, jakim niby cudem miała czas się zapisać na walkę? I jeszcze nam by nie powiedziała.

   Czat grupowy od razu ożył, przez Haru, która wysłała screena ogłoszenia pojedynku. Jane nie zdążyła odpisać, kiedy doszło kolejne. Tym razem z moją zacną twarzą oraz Selllon jako atrakcja wieczoru. No chyba ktoś sobie ze mnie kpił.

   Mogłam sobie niby tam uczestniczyć w tym turnieju, ale co dwa dni walka? Halo, admin? Zasady nakazywały odpoczynek przez co najmniej trzy, by nie przemęczyć bakuganów, więc co tu się odpierdala. Zaraz, to Dan też nie powinien mieć żadnego pojedynku!

– Ktoś ingeruje w administrację Bakuprzestrzeni – poinformowałam Keitha. – Znów walczę. Dan też.

   Spojrzał na wyświetlacz.

– Nie podoba mi się to – zawyrokował. – Jeszcze mówiłaś, że czułaś coś dziwnego w czasie ostatniej walki. Nie mam czasu ani ochoty na żadne kolejne wojny.

– Weź nie kracz – obruszyłam się. – Lepiej użyj swoich informatycznych zdolności i sprawdź, co tam się odwala.

– To raczej będzie trudne. Jutro wyjeżdżam z Gusem do klienta.

   Ahh, powinnam była to przewidzieć.

– Czyli zostawiasz mnie samą jutro z tym całym cyrkiem na głowie?

– Przeżyłaś Hydrona, biegałaś sobie po neathiańskim lesie, masz moc, czy ty naprawdę masz się jeszcze czego bać? – Posłał mi znaczące spojrzenie, zanim zniknął za drzwiami łazienki.

– Mamy przejebane – Fludim już takim optymistą nie był.

   Stary, dobry instynkt mu przytaknął. Cokolwiek się działo, nie miało prawa się dobrze skończyć.

 

 


 No to krótko, pisany był po trochu przez weekendy, jak miałam dośc nauki, dlatego taki długi. Do czerwca bym się nie spodziewała tutaj niczego, bo za 2 tygodnia matura, a ostatnią mam 17 maja (historię, hehe), a potem to trzeba opić ten cały cyrk

Błędy może kiedys poprawię, bayo!