wtorek, 20 września 2016

Rozdział 35: Wątpliwości i pozorny spokój

   Usłyszałam cichy płacz. Zdziwiona uchyliłam powieki. Kto to?
   Przez mrok panujący w pokoju, nie mogłam zlokalizować osoby, więc cicho wstałam. Wsunęłam stopy w ciepłe papcie i powędrowałam na balkon. Nagle płacz ucichł. Pocierając ramiona, przesunęłam szklane drzwi i weszłam.
 Reiko? – szepnęłam zdumiona, patrząc na kobietę, która kuliła się w kącie z nogami podciągniętymi pod siebie. W mlecznobiałych palcach ściskała spinkę zabraną z pałacu. Słysząc mój głos, uniosła głowę i spojrzała na mnie załzawionymi oczami, co chwila zmieniającymi kolor.
 Jessica. – powiedziała cicho. – Obudziłam cię?
 Nie. – Przysiadłam się do niej. – Spinka należała do Melody, prawda?
 Yhym. – Skinęła głowę i oparła brodę o kolana. – Ta była jej ulubiona.
 Melody była dla ciebie kimś ważnym. – stwierdziłam, obracając ozdobę w palcach.
 Moja przyjaciółką. – odparła, patrząc na rozgwieżdżone niebo. – A ja ją zdradziłam. – Wbiła paznokcie w skórę. – Jestem głupia...
– Kim ty tak naprawdę jesteś, Reiko? Co ukrywasz?Jakie masz cele i czego chcesz?
 A co byś zrobiła, gdybym ci powiedziała, że przeze mnie stało się to wszystko? Uwięzienie bakuganów, śmierć Elico, twoje porwanie, cierpienie wszystkich, których spotkałaś?
 Nie uwierzę w to. – powiedziałam stanowczo, chociaż w głębi duszy czułam, że kłamię.
   Zaśmiała się nienaturalnie i spojrzała na mnie przenikliwie, jakby chciała ujrzeć wszystkie moje myśli i uczucia.
 Słyszałaś kiedyś o efekcie motyla? – spytała.
 Yhym.
 Jedno uczucie, słowo lub gest mogę zmienić cały świat.  Wydarzenie sprzed stuleci może się ujawnić dopiero teraz. Jedna śmierć jest w stanie zmienić los każdego. Tak to działa. – Oparła głowę i nogi. – Dalej myślisz, że nie mam z tym nic wspólnego?
   Zerwał się zimny wiatr, który rozwiał nasze włosy. Siedziałyśmy razem pod nocnym niebem i rozmawiałyśmy. Mogłoby się wydawać, że jesteśmy blisko siebie. Prawda jest inna. Obydwie jesteśmy oddzielone murem.
 Nie. – Oparłam głowę o chłodną ścianę budynku. – Wraz z ostatnim fragmentem dowiem się, kim jestem. I jaka jest twoja rola w tej całej historii.
 Masz rację. – przyznała z wymuszonym uśmiechem. – Poznasz to, o czym chcę zapomnieć. Jak jakiś tchórz. – Spuściła głowę.
– Strasznie rozmowna się zrobiłaś. Na początku tylko dawałaś mi wskazówki jak przetrwać, a teraz ciągle mówisz zagadkami i stwarzasz coraz więcej pytań. – powiedziałam. – Robisz tak od czasu przepowiedni. Co się wtedy stało?
   Oczy Reiko rozszerzyły się gwałtownie. Zacisnęła usta w wąską linię i pokręciła głową.  Wyglądało to na koniec rozmowy. Westchnęłam i wstałam.
 Wracam do spania. – mruknęłam. – Dobranoc, Reiko.
   Szybko zasunęłam drzwi, by nie dopuścić, żeby kolejne pytania namnożyły się w moim umyśle. Żałuję, że to zrobiłam, bo nie usłyszałam jej słów. Teraz już wiem, jak brzmiały.
„Uświadomiłam sobie, że nigdy nie powinnam przyjść na świat.”

****

– Pobudka, śpiochu! Już 10! – Oberwałam poduszką w łeb od Dana, gdy leniwie uchyliłam powieki. Sięgnęłam po pierwszą lepszą rzecz w zasięgu ręki. Zegarek odbył wspaniały lot w szatyna.
 Mój nos! – jęknął z oburzeniem chłopak.
   Łypnęłam na niego spode łba i w piżamie poczłapałam, mocno spóźniona, na śniadanie.
– Dzień dobry. – ziewnęłam, wchodząc do jadalni.
– Cześć, Jessie! – Julie jak zawsze pełna energii rzuciła mi się na szyję. – Dan, czemu masz czerwony nos? – spytała, patrząc przez moje ramię.
 Bo pewne osoby – Wymowny wzrok na mnie. – bardzo lubią rzucać zegarkami rano.
– Zawsze tak robiłam, kiedy Mick próbował mnie obudzić. – burknęłam. – Nawyk i tyle.
– Jasne, wierzę ci. – zakpił.
   Pogroziłam mu palcem z groźnym uśmiechem, po czym zajęłam się smarowaniem tostów dżemem, czekoladą i innymi rzeczami.
– A ja myślałam, że tylko Dan dużo je. – Runo z lekkim przestrachem popatrzyła na tosty, rogaliki i babeczki piętrzące się na moim talerzu.
 Jestem po prostu głodna! – Wzięłam gryz babeczki cytrynowej. – Normalnie jem duużo mniej.
– Ale po walce z Vexosami można wżerać połowę zapasów? – rzucił Ace, siedząc na kanapie pod ścianą.
– Najpierw masa potem rzeźba! – zapodałam tekst Akane, i prawie się zakrztusiłam jedzeniem, bo przypomniałam sobie jak ona wypowiadała.
   Zaczęłam kaszleć. Wtedy nastąpiła wspaniała akcja ratunkowa Barona, który za wszelką cenę chciał mi pomóc. Moje protesty zwisały mu i powiewały. Przeprosił mnie i walnął tak mocno w plecy, że kręgosłup spotkał się z żołądkiem, a moja twarz z rogalikiem.
 Brawo, Baron! Za chwilę trzeba będzie ją do szpitala wieźć! – zawołał Ace, zanim wybuchnął śmiechem.
– Mistrzyni Jessico, przesadziłem? – zaniepokoił się chłopak.
– Baron...
– Tak?
 Nigdy więcej mi tak nie pomagaj....błagam... – Z pewnym trudem zaczęłam normalnie oddychać. Posłałam Gritowi zabójcze spojrzenie. – A ty się tak nie śmiej, bo będziesz następny! – zagroziłam i zabrałam się za śniadanie.
   Po tym pełnym przygód poranku doprowadziłam się do porządku i wyszłam na taras.
 Cześć, Shun! – przywitałam chłopaka, który zwinnie i szybko przeskakiwał z dachu na drzewa, z drzew na parapety i tak latał po całej rezydencji.
 Hej, Jessie. – odpowiedział, lądując koło mnie.
 Czemu nie byłeś na śniadaniu? – spytałam i usiadłam na jednym z leżaków.
– Ale śniadanie było o dziewiątej– powiedział zdziwiony.
   Ups...
 Dla Jess, było o dziesiątej. – oświadczył Fludim, gramoląc się na moje ramię.
 Byłam zmęczona! – obruszyłam się.
 A teraz będziesz się opalać? – spytał Dan, szczerząc się.
 Tak. – odparłam i wygodnie ułożyłam się na leżaku, po czym splotłam dłonie i włożyłam je pod głowę.
   Patrzyłam na panoramę miasta, która rozciągała się przed tarasem. Czułam pozorny spokój. Rodzina o wszystkim wiedziała, system został zniszczony, a mnie nie dręczą żadne dziwne wizje, Vexosi lub Spectra. Jednak w głębi serca lęgły się kolejne wątpliwości, pytania i obawy.
   Wszystko kryje się w ostatnim fragmencie.
   Ale czy ja naprawdę chcę go znaleźć?
–  Możesz się zdecydować? – wymamrotał Fludim, który chyba czyta mi w myślach. – Od samego początku ryzykujesz żeby je znaleźć, a teraz wątpisz czy naprawdę chcesz odnaleźć ostatni?!
– Sam mówiłeś, że to niebezpieczne. – burknęłam.
 Ale widzę, że to coś ważnego i bez tego... – nie dokończył.
   Bez tego nigdy nie zrozumiem, czemu tak wszystkich interesuje. To chciałeś powiedzieć, prawda, mój drogi bakuganie?

****

   Zenoheld pozornie spokojny podpierał policzek ręką i patrzył na ekran, który wyświetlał prace naukowców nad Farbrosem. Co jakiś czas przytakiwał na jakieś słowa profesora Claya, ale ich ogólny sens do niego nie docierał.
   Ciągle krążył myślami nad zemstą na Wojownikach oraz nad tajemniczym duchem. Nie pamiętał jej. Był pewny, że nigdy się nie spotkali. Więc kim ona była? Jedną z mieszkanek Vestalii? W takim razie po co do niego przyszła?
   „Jestem tą, która przyczyni się do twojego końca, Zenoheldzie.”
   Pełen pogardy uśmieszek wykrzywił mu usta. Nikt nie jest w stanie go pokonać. A każdy kto mu się przeciwstawi, gorzko zapłacze! Pożałują, że wygnali go z Vestali. A te dzieciaki, ci przeklęci Wojownicy, niech cieszą się, póki mają czym.
 Skoro bakugany przeżyły, to ta dziewucha też. – przypomniał sobie i spochmurniał.
   Musi się jej pozbyć. Stwarza zbyt dużo problemów i niebezpieczeństw.
„Nieważne jak bardzo będziesz pragnął zmiany swego losu. Jeśli nie zaczniesz sam działać, niczego nie osiągniesz! Mogę być królową, ale sama też do czegoś dojdę, przysięgam!”
   Zacisnął pięść. Dlaczego nagle przypomniał sobie o niej? Jej pełen słodyczy uśmiech...Te piękne szafirowe oczy...
   Została mu odebrana. Przez jednego nic niewartego śmiecia i zdrajcę!
   Dlaczego?!
 Czemu odeszłaś, Melody? – warknął.
   A wraz z nią zniknęło wszelkie dobro.
 Hmm, może to jednak chodziło o twoje nędzne resztki duszy. – Uniósł głowę i ujrzał ducha kobiety z wczoraj.
   Mimo jego nieprzyjaznego spojrzenia, nie zraziła się, tylko siadła na jednym na parapetów.
 Wszechświat jest taki piękny, nieprawdaż? – stwierdziła, po czym odwróciła do niego głowę. – Melody ci kiedyś powiedziała, że każdy zostanie rozliczony ze swych czynów?
   Zerwał się gwałtownie z tronu. Nie zwracają uwagi na wykład Claya rozłączył się.
 Skąd wiesz o Melody? Gadaj! – zażądał.
   Wybuchnęła szyderczym śmiechem i pomachała mu przed nosem srebrną spinkę z niebieskim kryształem. Natychmiast ją rozpoznał. Melody nosiła taką samą!
 J-jak? – wyjąkał.
   Położyła zimną dłoń na jego ramieniu.
 To zabawne. Gdyby nie twoja arogancja i zepsucie, dziś byłbyś szczęśliwym człowiekiem. – Pokręciła głową. – A tymczasem jesteś zgryźliwym starcem, który terroryzuje każdego, bo myśli, że to on najwięcej utracił. – Błyskawicznie złapała go za szyję. Zenoheld łypnął okiem w kierunku drzwi, ale przypomniał sobie, że chciał zostać sam i oddalił strażników. Próbował ją od siebie odepchnąć, ale jego dłoń przeniknęła przez kobietę.
   Wzmocniła uścisk.
 Nie będziesz mnie w stanie dotknąć. – rzuciła chłodno. Przekrzywiła głowę. – To tutaj zabiłeś swoją żonę, Noelię?
   Wybałuszył oczy. Skąd ona...?
 Wiem, że oficjalna wersja była taka, że nieszczęśliwie spadła z balkonu i zginęła. – Uniosła brwi i zachichotała drwiąco. – Ale ja znam prawdę. Zamordowałeś ją, bo nie zgodziła się z tobą, nieprawdaż Zenoheldzie? Splamiłeś te marmurowe posadzki jej krwią.  Powiedz warto było?
 Zamilcz! – wrzasnął. – Nie rozkazuj mi! Nie patrz na mnie z góry, ty mał...  urwał, czując, jak kciuki wbijają mu się w tętnicę szyjną.
 Na twoim miejscu stałabym grzecznie. – wycedziła. –  Mogłabym cię zabić na miejscu, ale nie zrobię tego. Wiesz czemu? Bo chcę się rozkoszować twoim cierpieniem i upadkiem. – Puściła go. Osunął się na kolana i kaszląc, łapczywie wciągnął powietrze.
   Patrzyła na niego z góry. Nigdy nie czuł takiej wściekłości. Lecz czuł też strach. Nie mógł jej dotknąć, a ona bez trudu go dusiła i wyciągała na światło dzienne jego sekrety.
Kim ona jest, do cholery?!
 Jesteś doprawdy żałosny. – Jej pełne pogardy słowa przeszyły go na wskroś. – Obydwoje jesteśmy potworami, ale wiesz co? – Przykucnęła koło niego. – Zabiorę cię do piekła, choćby miało mi to zająć całe wieki. – oświadczyła, po czym wstała, otrzepała sukienkę, rzuciła mu ostatnie chłodne spojrzenie i rozpłynęła się w powietrzu.
 Co się stało, królu? Profesor Clay mówił, że... – zawołał jeden ze strażników. Machnięciem ręki zbył go.
   Pomasował szyję. Na skórze nie miał odcisków palców ani siniaków.
   Nagle go olśniło. Bez słowa opuścił salę tronową.

****

   Reiko z delikatnym uśmiechem patrzyła, jak Wojownicy cała gromadą siedzą w kuchni i próbują wspólnie gotować. Wybuchnęła cichym śmiechem, gdy Jessica zaplątała się w fartuchy Runo i Miry, a Dan wywrócił się na opakowaniu jajek.
   Byli tacy radośni i beztroscy. Tak właśnie powinno wyglądać życie. Pozbawione trosk i zmartwień. Tylko szczęście i cały dzień wypełniony śmiechem oraz uśmiechami. Jednak rzeczywistość jest inna. Uśmiech może być tylko maską. Śmiech wyrazem pogardy.
Taka jest prawda. Okrutna, ciężka do zniesienia, ale jednak prawda. W każdym momencie tak radosna chwila może pęknąć i zmienić się w tragedię.
   Takie jest życie.
   Niestety...


 A mnie na filozoficzne rozmyślanki wzięło xD
Niektórzy z was podejrzewali, że Zenoheld ma jakiś związek z Melody, ale o co w tym chodziło, to wszystko się dużo później wyjaśni.
Jessie: Jeszcze trochę mętliku się zrobi.
Spectra: "Trochę"
Ja: Cichać tam z tyłu XD A i macie tu przy okazji mój cudowny twór z Reiko i jej cytatem życiowym, że tak powiem ^^
Zimno się zrobiło, nie? Mi to pasuje, ale przez to mam katar, więc strzelam focha na pogodę xD
Spectra: Bo to takie normalne.
Ja: Ty chyba dawno szafy od środka nie widziałeś.
Odmeldowujemy się ^^



piątek, 9 września 2016

Rozdział 34: Prawdziwa wojna dopiero się zacznie

 Zostało ledwo pięć sekund! – przerażający komunikat Barona, zniszczył ciszę, która zapadła.
   Drago nagle złapał moduł systemu i błyskawicznie go wyrwał, po czym rozłożył skrzydła i pofrunął w niebo.
 Czy on zdoła wyrzucić system na czas? – spytałam się w myślach.
 Nie. – odparła Reiko drżącym głosem. – Moduł ma za duży zasięg. Drago nie zdąży...
– Sekunda!
   Ostry ból przebiegł od czubków palców u stóp aż do głowy. Na niebie pojawiło się mocne światło. Spodziewałam się wybuchu, fali energii lub czegoś w tym rodzaju, ale nie wydarzyło się absolutnie nic, a jasne promienie zniknęły.
   Staliśmy tak w kompletnej ciszy i zadzieraliśmy głowy do góry. Wszystkim pewnie w głowie kołatała się ta sama myśl: co jest z Drago? Przeżył?
 Energia systemu zniknęła. – mruknęła zdumiona Reiko. – Jak?
 Czy to możliwe, że Drago wchłonął ją? – spytałam ją.
 Tak się nie da. – powiedział oschle Spectra.
   Tsa, myślałam, że gadam w myślach, a tymczasem pytam się na głos. Brawo, Jessie.
 Ale nie ma wybuchu. – zauważyła Mira. – Zupełnie jakby system zniknął.
 Czyli został zniszczony. – stwierdził Shun.
   Na twarzach Wojowników pojawiły się cienie uśmiechów. Jednak Dan z rozpaczą popatrzył na niebo.
 To czemu Drago nie wraca?! – krzyknął.
 Może musiał się poświęcić, by ocalić bakugany. – szepnął Ace.
   Zwiesiliśmy głowy. Co jeśli to prawda?
 Nie, to niemożliwe! – Dan zacisnął pięści. – Drago zaraz tu będzie. Musi...
   Shun położył rękę na ramieniu przyjaciela, ale ten ją strącił i potrząsnął głową.
 Drago! – wrzasnął.
   Reiko pojawiła się koło mnie i niemal tanecznym krokiem podeszła do Dana, który jej nie widział. Obeszła go, uważnie obserwując jego ruchy. Potem wróciła do mnie.
– On naprawdę jest silnie związany ze swoim bakuganem. – powiedziała, bawiąc się kosmykiem białych włosów.
– Jesteś super szybka. – pogratulowałam jej sarkastycznie.
 Patrzcie! – krzyknął Baron.
   Wszyscy powiedli wzrokiem za palcem chłopaka. W oddali widać było jakiś kształt, który rósł w oczach, gdy się przybliżał.
– Drago! – krzyknął uradowany Kuso, kiedy Drago pojawił się przed nami. – Chyba ewoluowałeś. – zauważył.
 Na to wygląda. – przytaknął bakugan i popatrzył na Heliosa.
 Nie myśl, że przez swoją ewolucję zdobyłeś przewagę. – warknął jaszczur. – Następnym razem cię pokonam!
   Westchnęłam z politowaniem. Widać wariactwem można się zarazić, co widać na przykładzie Spectry i Heliosa. Phantom ma fioła na punkcie rdzenia, siły, władzy i pewnie czegoś jeszcze, a jego bakugan obsesyjnie chce wygrać z Drago. Czekam na dzień, gdy maszkaron i jaszczur o drugiej w nocy pojawią się pod domem Dana i zaczną się drzeć, że chcą ostatecznej walki. A jak to się skończy? Tym, że znów przegrają, poprzysięgną zemstę i tak do sądnego dnia.
   Oderwałam się od dość dziwnej wizji starego Spectry w swoim płaszczyku z lumpeksu, Dana ze sztuczną szczęką oraz dwóch postarzałych bakuganów i spojrzałam na maszkarona. Stał nieruchomo i patrzył w przestrzeń gdzieś ponad moją głową.
 Dzięki. – mruknęłam, podchodząc nieco do niego.
 Za co? – spytał oschle.
 Uratowałeś mnie i Fludima przed Shadowem. – odparłam i już chciałam odejść, gdy się odezwał.
 Zrobiłem to dla własnych celów.
– Jasne, jasne. – wymamrotałam. – To, że mi nie odpuścisz i tak dalej?
– Owszem. – powiedział lodowato. – To, co w tobie drzemie, jest zbyt cenne dla wielu osób.
   Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Czułam dziwny uścisk w sercu. Ze Spectrą od zawsze byliśmy wrogami, ale z Keithem nie. A teraz Phantom to już tylko Phantom...Zaraz, stop, czas! O czym ja myślę?!
 Miłość jest dziwna. – stwierdziła Reiko i zachichotała na widok mojej miny.
   Miałam zamiar jej odpyskować, gdy Mira podeszła do brata.
 Dlaczego Helios się tam zachowuje? – spytała. – Przecież teraz jesteśmy po tej samej stronie, prawda? – Wyciągnęła rękę do Spectry.
   Ten jednak odtrącił ją. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona i nieco smutna.
 Nie jesteśmy po tej samej stronie, Miro. – oświadczył. – I nigdy nie będziemy. – po tych słowach skinął na Heliosa i razem zaczęli się oddalać w kierunku statku.
   Mira westchnęła i podeszła do reszty, a ja zostałam w miejscu. Wiatr szarpał moje ubranie i włosy. Zaczęłam sobie przypominać, jak gotowaliśmy z Keithem lub wariowaliśmy w jego pokoju. Nagle poczułam dziwną nostalgię.
 Będę czekać, Keith. – szepnęłam. – Mam nadzieję, że wrócisz.
   Spectra rzucił mi szybkie spojrzenie przez ramię i teleportował się na statek. Słyszał mnie. Wiem to.

****

   Zenoheld uderzył pięścią w podłokietnik tronu. Nie tam miało być! Te dzieciaki, ci przeklęci Wojownicy znów pokrzyżowali jego plany!
   Vexosi zgromadzeni wokół niego z pokorą czekali, aż furia ich władcy przejdzie. Bali się, że za chwilę zacznie ich obwiniać za swoją porażkę.
 Zemszczę się na nich. – wycedził przez zęby Zenoheld. – Gorzko pożałują, że w ogóle pojawili się w Vestroii!
   Aż zatrząsł się ze złości. Na początku miał wszystko! Był władcą Vestalii, podbił nowy świat i mógł posiąść potężną moc. A teraz co? Stracił wszystko! I to przez bandę gówniarzy!
 No kto by pomyślał. – mruknął, stukając palcem. – To nie może być przypadek. W takim razie... Jak to możliwe?! – wrzasnął w przestrzeń.
   Vexosi instynktownie cofnęli się o krok. Nie chcieli narażać się na gniew Zenohelda.
 Wynoście się stąd i nie pokazujcie mi na oczy. – rozkazał.
   Skinęli głowami i w pośpiechu opuścili salę.
 Co mu odwaliło? – spytał Shadow, zakładając ręce za kark, kiedy byli już na korytarzu.
 Ciszej! – syknęła Mylene. – Jest wściekły, bo system został zniszczony. – uznała.
   Prove zmarszczył brwi i wydął wargi, przez co upodobnił się do małpy. Dla niego to pewnie była bardzo poważna mina, ale dla reszty Vexosów wyglądał co najmniej jak niedorozwój.
- Nie o to mi chodziło! – krzyknął albinos. – Gadał o jakimś przypadku, o to mi chodzi! – Spojrzał na Hydrona, mając nadzieję, że ten wyjaśni zagadkę.
   Jednak książę tylko wzruszył ramionami i pokierował się do swojego pokoju. Mylene poszła w jego ślady podobnie jak Lync i Volt. Shadow jeszcze przez chwilę patrzył na drzwi prowadzące do sali tronowej. Przez głowę przebiegła mu myśl. Ale była zbyt szybka i nie zdążył jej uchwycić. Zrezygnował, przeciągnął się i poszedł dręczyć mieszkańców pałacu lub Vexosów albo zamknąć się w pokoju i pooglądać jakieś horrory, które uwielbiał.
   Zenoheld pozostawiony sam ze swoimi myślami wstał i powoli podszedł do jednego z witraży. W kolorowych szkiełkach odbiła się jego twarz. Westchnął ciężko. Nagle za jego plecami pojawiła się jakaś postać. Odwrócił się, ale nikogo nie dostrzegł.
– To pewnie ze zmęczenia. – mruknął.
 Jesteś taki pewny? – szepnął mu do ucha cichy, łagodny głos.
   Już chciał wołać straż, lecz gdy znów się odwrócił, ujrzał młodą kobietę.
 Kim ty jesteś i jak tu weszłaś? – warknął.
   Ta tylko zmierzyła go niechętnym spojrzeniem. W jej fioletowych oczach była wyraźna nienawiść.
– Jestem tą, która przyczyni się do twojego końca, Zenoheldzie. – powiedziała tonem pełnym rezerwy. – I nic nie będziesz mógł z tym zrobić. – dodała.
   Gdy chciał ją złapać za ramię, jego ręka przeniknęła przez nią. Zesztywniał. Kobieta odrzuciła białe włosy za siebie i uniosła się do góry.
 Za niedługo wrócę. – szepnęła, uśmiechając się groźnie i zniknęła.
   Zenoheld jeszcze przez chwilę wpatrywał się w sufit.
   Kim ona była?

****

   Okazało się, że Drago po ewolucji nabył umiejętność wytwarzania tuneli międzywymiarowych, więc wszyscy przenieśliśmy się na Ziemię do domu Marucho. A tam zatonęłam w objęciach Runo i Julie.
 Cześć dziewczyny. – wydusiłam, gdy mnie wreszcie puściły.
 Co się z tobą działo? – spytała Misaki. – Opowiadaj!
 Dajcie chwilę na przebranie się i prysznic! – jęknęłam.
 W końcu niecodziennie niszczy się systemy zagłady. – rzucił Ace.
   Dziewczyny łaskawie pozwoliły mi, żebym się ogarnęła. Szybko wpadłam do pokoju i wskoczyłam pod prysznic. Nie ma nic lepszego niż ciepła woda!
 Elico... – Zacisnęłam pięść.
   Ciągle czułam się winna, chociaż to Mylene go zabiła.
   Ale celowała we mnie...
 Nie obwiniaj się, - poprosił Fludim, który kąpał się w umywalce.
   Uśmiechnęłam się słabo i wyłączyłam prysznic, po czym zawinęłam w ręcznik. Spojrzałam na swoją twarz w lustrze. Wyglądałam normalnie. Nawet nie byłam bledsza niż zazwyczaj. Odgarnęłam mokre włosy z twarzy i ruszyłam na poszukiwania suszarki.
   Taa, miała być „chwilka” a wyszło prawie półgodziny. Kiedy wyszłam z łazienki z suchymi włosami, uświadomiłam sobie, że na łóżku leżą nowe ubrania czyli: krótkie, białe spodenki z dziurami, fioletowa bokserka i czarna, skórzana kurtka. Przy oparciu łóżka stały wysokie czarne buty na obcasach z srebrnymi elementami. Ubrałam to wszystko, związałam włosy w wysokiego kucyka i ruszyłam na podbój domu.
   Weszłam do salonu, ale okazał się pusty. No to mamy problem. Zanim znajdę dziewczyny w tym budynku, to mi broda wyrośnie! Mój wzrok padł na telefon stacjonarny. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Szybko wystukałam dobrze znany mi numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
– Tak? – po drugiej stronie rozległ się ciepły głos mojej mamy.
– To ja, Jessica. – powiedziałam, siadając na kanapie.
– Jessica! – ucieszyła się. – Jak się czujesz, córciu? Co się stało? Podobno masz jakąś ranę, Mick coś mówił. Co się wydarzyło? Co z Fludimem? Nic wam nie jest?
 Wszystko jest w porządku, mamo. Jestem cała i zdrowa. Fludim też. – uspokoiłam ją.    Jednym palcem przejechałam po rękawie kurtki, gdzie była blizna.
– W takim razie, co się z tobą działo przez ten cały czas? Ja i tata bardzo się martwimy. – powiedziała zmartwiona.
– Przepraszam, mamo. – wymamrotałam. – Nie chciałam was w to wciągnąć. – Zacisnęłam rękę na słuchawce. – Ale nie mogłam inaczej.
– Wiem. – odparła. – I mi to nie przeszkadza, córciu.
 Wiesz?
 Bakugany wiele dla ciebie znaczą, prawda? – spytała ciepłym tonem. – Dlatego ich bronisz.
 Dziękuje. – wydusiłam przez ściśnięte gardło.
– To teraz powiedz, co się wydarzyło przez ten czas. – zaproponowała.
   Powiedziałam jej wszystko. Dosłownie. Nie pomijałam żadnego szczegółów W ten sposób mama dowiedziała się o mocy, Reiko, Keithie, Spectrze, Vexosach, śmierci Elico, fragmentach i wielu innych rzeczach.
 Rozumiem. – powiedziała, gdy skończyłam. – To naprawdę dziwne.
 Wiem. – westchnęłam. – Czy w naszej rodzinie były takie jak ja?
   W słuchawce zapadła cisza. Czekałam z zapartym tchem na odpowiedź.
 Nie.
   Słuchawka wypadła mi z dłoni i potoczyła się po dywanie. Przecież Reiko mówiła, że ta moc była w naszej rodzinie od dawna! Okłamała mnie? Dlaczego?! Albo....Albo....Nie jestem wcale Jessicą Knight tylko kimś innym? Nie! To niemożliwe! To musi być pomyłka!
 Jessica! Jessica! – wołała moja mama, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam zbyt roztrzęsiona.
 Reiko!
   Pojawiła się.
 Czy jest coś o czym nie wiem? – warknęłam.
– Mówiłam ci przecież, że ta moc jest co któreś pokolenie. – powiedziała spokojnie. – Ostatnia osoba, która ją posiadała, żyła ponad sto lat temu.
   Poczułam wielką ulgę. W takim razie nic dziwnego, że mama nic nie wiedziała. Chwyciłam słuchawkę.
 Urwało mnie – wyjaśniłam krótko. – Mamo, mam pytanie.
 Jakie?
 Co z Mickiem?
– Mick jest w szpitalu. – rzekła. – Ale spokojnie tylko na obserwacji.
– W Los Angeles?
 Yhym. W tym szpitalu, w którym wylądowałaś rok temu. Chcesz go odwiedzić?
 Tak. – odparłam.- Będziecie tam?
 Tak.
– Dobrze. Kończę. Pozdrów tatę. – rozłączyłam się i zerknęłam na Reiko, która oglądała salę.
– Nie okłamałaś mnie, prawda? – spytałam groźnie.
   Obróciła głowę.
 Nie. Jaki by to miało sens?
   Machnęłam na nią rękę i poszłam szukać Kato lub Wojowników. Natknęłam się na nich w jednym z pokoi, gdzie rozmawiali z Klausem przez czat. Przywitałam się z Niemcem, po czym zwróciłam do Drago.
– Mógłbyś stworzyć portal, który przeniósłby mnie do Los Angeles?
– Owszem. – odparł bakugan.
 Wracasz do rodziny na zawsze? – zasmuciła się Julie.
   Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się.
 Chce tylko odwiedzić brata w szpitalu. – powiedziałam.
– Już się przestraszyłem. – odetchnął Dan.
   Drago spełnił moją prośbę i przede mną pojawił się tunel.
 Tylko uważaj. Vexosi ciągle są na wolności. – rzucił Shun na pożegnanie.
– Wiem. Do zobaczenia później. – uściskałam dziewczyny. – Nie martw się, Mira. Odzyskamy Keitha. – szepnęłam rudej do ucha, gdy puściłam Runo i Julie.
   Spojrzała na mnie i kiwnęła głową. Wskoczyłam do portalu.
   Wylądowałam niedaleko szpitala. Miasto nic się nie zmieniło przez czas mojej nieobecności. Było już dawno po wakacjach, a ja dalej zlewałam szkołę. Trudno, najwyżej test semestralny napiszę i tak zaliczę półrocze. Zupełnie jak rok temu. A zresztą co mnie teraz obchodzi szkoła! Mam poważniejsze problemy!
   Zdecydowanym krokiem ruszyłam w kierunku szpitala. Jednak przystanęłam przy wysokim wieżowcu, gdzie mieszkała Akane i Haruka. Ciekawe czy już wróciły? Pewnie mam miliony wiadomości od nich. Albo moim rodzice i Mick powiedzieli im o wszystkim.
 Lepiej się pośpieszmy. – mruknął Fludim, wskakując mi na ramię.
 Masz rację. – przytaknęłam i ruszyłam dalej.
   Dość szybko dotarłam pod szpital i weszłam do recepcji.
 Gdzie leży Mick Knight? To mój brat.– spytałam recepcjonistki.
   Ta szybko zlustrowała mnie wzrokiem i coś wymamrotała pod nosem.
 Sala 103. Na pierwszym piętrze, drugie drzwi na lewo. – poinformowała mnie.
   Nie skorzystałam z windy, tylko przeskakując dwa stopnie naraz, weszłam po schodach. O formę trzeba dbać! Bez ceregieli wbiłam do pokoju Micka.
   Leżał na łóżku ze słuchawkami w uszach i zamkniętymi oczami. Jesienny wiatr bawił się jego czarnymi włosami. Podsunęłam sobie krzesełko, usiadłam i walnęłam go lekko w ramię. Uchylił powieki i prawie spadł z łóżka, gdy mnie zobaczył.
– Kurduplu, wróciłaś! – krzyknął uradowany.
 Gdyby nie to, że leżysz tu przeze mnie, to byś dostał w łeb. – mruknęłam.
   Uśmiechnął się lekko, ale szybko spoważniał.
 Co z twoim ramieniem? – spytał.
 Będę miała bliznę, ale nic poza tym. – Wzruszyłam ramionami.
 Przepraszam, Jess. – Spojrzałam na niego zaskoczona. Zacisnął zęby.
 Ej, to nie twoja wina tylko Vexosów! – zaprotestowałam.
 Taa, wiem, ale gdybym nie dał się oszukać... zamilkł. – Trudno.
– Ulżyło mi. – odetchnęłam. – Już myślałam, że pod wpływem leków zacząłeś wariować.
 Powiedziała ta co nigdy nie płacze, a ostatnio ryczała. – odgryzł się.
 Za dużo płaczę. – wymamrotałam. – O wiele za dużo. Czy to znaczy, że jestem słabsza? – spytałam.
 Płacz nie zawsze jest oznaką słabości. – Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. – Zrozum to. Jesteś silna, kurduplu.
   Trwaliśmy tak przez chwilę. Patrzyłam na firanki, które falowały pod wpływem wiatru. Jednocześnie czułam radość, że widzę brata i znów sobie dogryzamy oraz jesteśmy razem, ale w głębi czaił się niepokój. Tylko dlaczego?
 Dobra, puszczaj już, oślico, bo cukrzycy dostanę. – burknął i puścił mnie.
– Spoko, trollu. – Uśmiechnęłam się. – Dalej żadnej dziewczyny nie wyrwałeś?
 A ty chłopaka. – zauważył. – Chociaż może kogoś na tej Vestalii....
 Jedyne, co robiłam na Vestalii, to doprowadzałam wszystkich do załamania i tłukłam się z Vexosami. – mruknęłam.
 To jeszcze nie koniec, prawda? – ni to stwierdził ni to spytał.
 Vexosi ciągle są na wolności i mogą coś zrobić. – przyznałam.
 Przyłóż im tam ode mnie, dotarło?
– A co twoje „bicki” – Zrobiłam placami cudzysłów. – Nie będą w stanie?
 Nie mądrz się tak, kurdupelku! – rzucił.
   Uniosłam brew i parsknęłam śmiechem, za co oberwałam poduszką w twarz.
 Cześć, dzieci. – usłyszałam za plecami, kiedy prawie zaczynaliśmy się szarpać.
   Odwróciłam głowę, zerwałam z krzesła i przytuliłam do rodziców. Czując znajome ciepło i zapachy, uświadomiłam sobie, jak bardzo mi ich brakowało.
 Cześć, Jessie. – Tato poklepał mnie po głowie, a mama cmoknęła w czoło.

****

   Wróciłam do domu Marucho dość późno w nocy. Jako że Fludim jeszcze nie opanował tworzenia tuneli, to poleciałam samolotem. Kato wpuścił mnie do środka. Szłam niemal na paluszkach, by nikogo nie obudzić. Jednak, wiadomo, dzieckiem pecha jest się na zawsze i prawie oberwałam drzwiami, które nagle ktoś otworzył. Szybko je kopnęłam i w rezultacie dostała nimi osoba wychodząca z pokoju.
– Auuu! – wrzasnął Ace, bo to on oberwał.
– Czego się drzesz? – ziewnął Dan, wyglądając ze swojego pokoju.
 Bo dostałem drzwiami!
– No tragedia po prostu. Mam to zgłosić na policję? – mruknął zaspany szatyn.
   Ace warknął jakieś vestaliańskie przekleństwo (zgaduje, bo nie wiem) i pozbierał się z podłogi.
 Sorki, to był odruch. – usprawiedliwiłam się.
 Często w nocy atakują cię drzwi? – zdziwił się szarooki.
 Yyy czasami.
 Nie wnikam.
   Po tej małej przygodzie zostawiłam Ace’a i Dana, którzy darli się na siebie (nawet nie wiem czemu xD). Gdy otwierałam drzwi do pokoju, usłyszałam wściekły głos Miry i wrzaski Runo, ale byłam zbyt zmęczona, by oglądać co robią.
   Szybko przebrałam się w białą koszulę nocną, którą znalazłam w szafie i zakopałam się w kołdrze.
 Dobranoc, Fludim. – ziewnęłam.
– Dobranoc, Jessie.
   Wydawało się, że wygraliśmy wojnę z Vexosami. Ale czułam, że to tylko kolejna z bitw. A prawdziwa wojna zacznie się za niedługo. Tylko kto wtedy wygra?

~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Ja: Mamo, jaki przesłodzony ten rozdział wyszedł. Wybaczcie czytelnicy, ale rodzina Jessie w pełni akceptuje jej wyczyny i nie umiałam tego inaczej opisać xD
Jessie: Przynajmniej potem nie mam szlabanów.
Dan: Czemu jesteś kurduplem?
Jessie: Bo mam 165 wzrostu, a ten baran aż 180 ;-; ale dziewczyny dalej nie ma :P
Mick: A ty chłopaka.
Shadow: BYŁEM TUUU!
Dan: Nie gadaj Angel, że on  miał jakiś przebłysk geniuszu.
Ja: Nie powiem xD
Lync: Ale został porównany do małpy i niedorozwoja :D
Shadow: Morda w kubeł piszczałko.
Ja: Stwierdziłam, że skoro rozdziały będę rzadsze, to będą dłuższe :D a i nastawcie się na nieco więcej komediowych xD
Jessie: Znów moje ataki patelnią?
Ja: Zobaczycie.
Dan: Nie podoba mi się to.
Shadow: Ej Mick, ale wiesz Jess będzie miała chłopaka.
Akane: Ja już o to zadbam.
Mick: Moment...co?!
Jessie: Nic, nic *kopie Shadowa w kolano, a Akane posyła mordercze spojrzenie*
Akane: ^^
To tyle od nas :D Do zobaczenia ^^