środa, 13 lutego 2019

Twój uśmiech - one shot#9


     Bo dołu nikt nie czyta; Blog skończył 3 lata! A ja dalej w lesie z fabuła, tho :')

   Jej uśmiech był tym, co go do niej przyciągnęło. Chociaż był onieśmielony wypełnionym przepychem i mnóstwem ludzi pałacem, wypchnął się przed rodziców, gdy pojawiła się ona. Wydawało mu się, że księżniczki wyglądają zawsze dostojnie i dorośle. Tymczasem ona wyglądała nieco dziecinnej od jego siostry. Miała duże oczy błyszczące podobnie jak broszka przypięta do fioletowej sukienki.
   Spojrzała na niego ciekawie, a on poczuł, jak matka delikatnie dotyka jego ramienia. Błyskawicznie przypomniał sobie, że stoi w obliczu rodziny królewskiej i złożył ukłon. Zaraz rozległy się protesty królowej, ale on już na nie zwracał na nie uwagi, bo dziewczynka podeszła do niego.
– Masz ładne oczy. Przypominają niebo – przemówiła przyjemnym dla ucha, łagodnym głosem.
    Wtedy jeszcze nie wiedział, ile te słowa będą dla niego znaczyć.

****

     Patrzył, jak mama ogląda srebrną broszkę w kształcie kwiatu, po środku którego lśnił szmaragd. Westchnęła i spojrzała na niego z uśmiechem.
– Nie chciała przyjąć zwrotu?
– Nie – odparł. – Uparła się, że to dla ciebie od nas jako prezent. A to pewnie królewski skarb...zachowała się głupio – burknął, odwracając wzrok.
   Mama zaśmiała się, przejeżdżając szczupła dłonią po jego włosach.
– Na pewno księżniczka ma różne pomysły, jednak czuję się zaszczycona, że chciała mi podarować taki klejnot – przyznała. – Właśnie, powiedz mi, Keith, lubisz księżniczkę?
   Rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
– Nie znam jej, przecież Mira się z nią przyjaźni, nie ja.
– Och, naprawdę? – Kobieta uniosła kącik ust, sięgając po książkę w czarnej okładce. – Myślałam, że lubisz się z nią widywać, skoro zawsze idziesz odebrać Mirę z pałacu.
   Zmieszał się, na co mama znów parsknęła śmiechem. Prychnął, odwracając się.
– Ma ładny uśmiech – bąknął. – No i dużo czyta...
– I? – dopytała kobieta ciekawie, widząc, że syn zaczyna się bardziej otwierać.
– Nie wywyższa się, jest zabawna...– Potrząsnął głową. – Mówiłem już, to Mira się z nią przyjaźni!
– Hmm, rozumiem – mruknęła Leila, otwierając książkę. – W każdym razie tato idzie w przyszłym tygodniu do pałacu, więc może wybierzemy się wszyscy razem i oddamy jej broszkę, co ty na to?
– Dobrze – odparł i powędrował w stronę wyjścia z salonu.
   Kobieta nie zdążyła przewrócić kartki, gdy wytknął głowę przez drzwi.
– A będę mógł zostać nieco dłużej?
   Uśmiechnęła się.
– Oczywiście, synku.

****

   Niestety obiecany dzień nigdy nie nadszedł, gdy w nocy pożarły go płomienie. Mimo że obserwował wszystko przez okno, tuląc do siebie przerażoną Mirę, czuł grozę żywiołu. Ogień tryskał we wszystkie strony, rzucając swój blask na całą Vestalię.
   Płonął symbol ich władzy, płonęły setki bezcennych ksiąg, płonęły uczucia, płonęła rozpacz. Zaklinanie rzeczywistości, krzyk, płacz, nic nie powstrzymywało pożogi przez rzucaniem się z głośnym sykiem na kolejne części pałacu i obrócenie go w kupkę popiołu. W ogniu nie było ani śladu litości. Pochłaniał wszystko, co stanęło na jego drodze.
   Pierwszy raz zetknął się ze śmiercią. Tak inną od tej w wyobraźni, bo jasną, głośną i potężna. Nikt nie mógł przed nią uciec ani z nią wygrać.
   Masz ładne oczy. Przypominają niebo!
   Nikt...

****

   Nagle czegoś zabrakło. Coś uciekło od niego, pozostawiając po sobie dręcząca pustkę. Nieważne ile się za tym rozglądał, jak próbował dociec, czym jest to coś, niczego nie mógł znaleźć. Jakby nigdy nie istniało.
   A może chciało zostać zapomniane na wieczność?

****

   Gdy ujrzał po raz pierwszy tą, którą jego ojciec uznał jako źródło potężnej siły, nie poczuł nic. Zwykła Ziemianka przypominająca Dana Kuso. Głośna, denerwująca i irytująco pewna siebie, choć widział, że w głębi skrywa wrażliwość i swoje lęki. Fascynowała go tylko jej moc i dlatego kręcił się koło niej. Mógł namieszać w jej głowie i zyskać kolejną broń przeciwko swoim przeciwnikom.
   Dopiero z czasem zaczął postrzegać pozornie drobne szczegóły, które przyprawiały go o nieznośne deja vu. Zamiłowanie do książek, szeroki uśmiech, choć innymi ustami i na doroślejszej twarzy, długie włosy opadające falami na plecy. Wszystko to tworzyło obraz kogoś, kto przecież nie istniał. Mimo wszystko ten obraz wydawał się w jakiś sposób zapełniać dawną pustkę. Nie znał jej, pragnął siły w niej płynącej, więc czemu czuł się w ten sposób? Uczucia czy jakiekolwiek ciepłe emocje pozostawił w domu, do którego miał nigdy już nie wrócić. Pochłonął je jego własny ogień, ten sam, który wkrótce rzuci Vestalię na kolana.
   Czy to możliwe, że wtedy zaczął się nią bawić, rzucać sprzecznymi sygnałami i ranić? Zresztą czy to ważne, skoro ona zawsze odpowiadała, choćby krzykiem, miotała przekleństwami, sarkazmem i wyprawiała głupoty przyprawiające o ból głowy? Mimo jego całego zapieranie się i ukrywania za maską była w stanie na chwilę wyciągnąć jego dawną osobowość, sprawić, że zaczął znów czuć.
   Kim ona była, do cholery i dlaczego była do tego zdolna? Nie potrzebował jej, a mocy! To tylko się liczyło!
   Zauważył, że zaczyna się w nim zakochiwać. Nie, nie w nim, a tym, kim był kiedyś.  Wreszcie! Dzięki temu uczuciu mógł ją zniszczyć, rozgnieść jak kolejną przeszkodę na drodze. Wystarczyło pozbawić ją złudzeń, a upadnie i nigdy więcej nie wstanie. Wówczas weźmie moc i wreszcie się od niej uwolni.
   Jakże się pomylił. Chwiejnie, niezgrabnie, ale wstała. To było w niej najgorsze. Pchała w przód jak ogarnięta jakimś ślepym szałem. Nieważne czy poraniona, zrozpaczona czy wściekła. Szła dalej, a on tego w niej nienawidził.
   Nie powinien nigdy się nią zainteresować. Nie powinien próbować nią manipulować. Obróciło się to przeciwko niemu, mimo że ciągle nie rozumiał, jak to było możliwe.  
   Przez niego miała blizny, łzy płynęły jej po policzkach, a głos zaczynał być zachrypnięty od krzyku. I co robiła? W ciągu dalszym podnosiła głowę i patrzyła niego twardym wzrokiem.
   Dlaczego...
   Czemu kocha kogoś, kogo nie ma?
   Będę czekać, Keith. Mam nadzieję, że wrócisz.
  Czy ona kiedyś przestanie mieć nadzieję?!

****

   Odzyskał jasność, będąc na krawędzi szaleństwa. Jeszcze krok i jego destrukcyjne żądze pochłonęłyby go. Postanowił wkroczyć na nową drogę, nawet jeśli miała być trudniejsza i nie doprowadzić go do życie w blasku chwały.
   Znów się spotkali, lecz ona była zbyt zraniona. Bała się go i wcale jej za to nie winił. Dziwił się, że jego siostra potrafiła tak uparcie w niego wierzyć, więc czemu niby osoba, która go ledwo znała, miała postąpić podobnie?
   Mimo wszystko nie chciał stać się kimś obcym. Chciał ją poznać, chciał naprawić to, co zniszczył.
   A ona ciągle coś czuła, dlatego miał nadzieję. Niezgrabnie, lecz szczerze próbował zacząć od początku, pokazać, że nie widzi jej jako jakieś broni.
   Skrywała sekrety, kłamała, nie była idealna. Ale jak ktoś taki jak on może ją oceniać? Pragnął tylko, żeby jej lekkomyślność jej nie skrzywdziła. I tak miała już za dużo blizn.
   Masz ładne oczy. Przypominają niebo!
   Czy to możliwe, że...
  Będę czekać, Keith.
  ...była tą, która nie istniała?
   Mam nadzieje, że wrócisz.
   Tą, którą szukał.
   Tą, która miała zostać zapomniana.
   Tą, której potrzebował.


****

   
   Była ciemnością o płonących szkarłatem oczach. Szarpała się ze swoim własnym przodkiem, a on to obserwował. Reszty niewidzialnej pieczęci, którą na niego nałożyła, upadły z trzaskiem na posadzkę.
   Przyciągnął go jej uśmiech. Teraz jak i dziesięć lat temu. Nic się nie zmieniła, dlaczego tego nie zauważył?
   Nie mógł pozwolić, by odeszła. Raz niemal pochłonęły ją płomienie, teraz był to mrok. Nie, nie, nie! Musiał oddać jej broszkę, chciał spytać o tak wiele rzeczy, znów usłyszeć ten śmiech. Jeśli ona znów zniknie, to jaki jest sens tego wszystkiego?
   Wyciągnęła dłoń, a z jej orzechowego oka spłynęła łza. Zaparł się z całych sił, by jej nie chwycić. Wiedział, że to wygrają. Ona nigdy się nie poddawała, a on nie przegrywał. Ciemność wszystko pochłaniała, podczas gdy ogień spalał do cna.
   Padła na kolana, gdy powietrze przeciął ostatni ryk Tytana. Po raz kolejny uśmiechnęła się, uspokajając szalejący po jego żyłach ogień. Jednocześnie zrozumiał, czym była ta dręcząca go od lat pustka. Zwykła tęsknotą.
    Próbowała mu się wyrwać, gdy objął ją w ogrodzie. Jednak nie z powodu, że się go bała. Nie, tym razem obawiała się własnych uczuć, które straciła na ponad dziesięć lat, a teraz powróciły, przytłaczając ją. Nie ma pośpiechu, on na nią poczeka.


****

   Porzuciła królewski tytuł, wywracała Vestalię do góry nogami, szukając brata. Dalej zachowywała się lekkomyślnie, zdarzało się jej pleść głupoty w obecności Rady czy wspólnych znajomych, podejmować idiotyczne decyzje i wpadać w mistrzowskie kłopoty.
   A on i tak przy niej trwał. Dla kolejnych lekcji gotowania, wspólnego czytania książek, włóczenia się po Vestalii lub Ziemi czy zwykłych rozmów. Była ciemnością, lecz w jej ramionach mógł się uspokoić i zapomnieć na moment o wszystkim.
   Może i ranili się nawzajem, może i wciąż skrywali przed sobą tajemnice, ale czy istnieje coś takiego jak perfekcja? 
– Już jestem!
   Obrócił głowę i oderwał plecy od ściany budynku. Jess uśmiechnęła się na powitanie, po czym z głośnym sapnięciem oparła dłonie o kolana. Fala wspomnień zatarła się i odpłynęła w dal na rzecz teraźniejszości.
– Kondycja mi się pogarsza, starość nie radość – stwierdziła, zdmuchując kosmyki z włosów.
   Uśmiechnął się delikatnie i przygarnął ją do siebie, zamykając w uścisku. Podniosła na niego oczy.
– Co jest? – spytała cicho.
   Pokręcił głową, wtulając nos w brązowe włosy gorące od słońca.
– Nic. Tylko daj mi tak postać jeszcze chwilę.
   Oparła głowę o jego ramię. Nie powiedział niczego na głos, ale wiedział, że zrozumiała. Te ciche, niewypowiedziane słowa ukryte gdzieś w jego wnętrzu.
   Kocham cię.


  
 Dooobra, nie wiem, co to do końca jest. W zamyśle miał być zapis emocji Spectry w stosunku do Jess przez ten cały czas. Walentynkowe takie dwa na dziesięć, ale nie miałam już energii ani zbytnio pomysłów na miniaturki XD Czy mi to wyszło, oceńcie sami, forma dość chaotyczna, no ale to są myśli i uczucia, so XD