niedziela, 7 lutego 2021

S3 Rozdział 2: Noc alkoholu i koszmarów

  

Niekiedy odkrycie miejsc pozornie niedalekich, lecz jednocześnie odgrodzonych od świata stawało się niezwykle pożyteczne. Zwłaszcza kiedy życie brało w łeb, więc trzeba było zarządzić spotkanie specjalne okraszone dużą ilością butelek na opuszczonym stadionie za starym parkiem. Akane czknęła gwałtownie, niemal zwalając szklankę na beton. To jednak nie wybiło ją z rytmu, bo odetchnęła głośno i podniosła dwa palce.

- Ten cholernik przyszedł po moje drzwi! Święte japońskie drzwi! – zagrzmiała, dodając mocy słowom uderzeniom w krzesełko. – A teraz idę na randkę z Gusem – jęknęła i przejechała dłonią po włosach. – Co ja mam właściwie ubrać? Co mówić? Aish, było go zepchnąć ze schodów a nie słuchać!

– Nie martw się, Aki – Jessie dosiadała a raczej upadła na dziewczynę, wtulając się pod jej podbródek. – Każda z nas popełniła błędy i ma przewalone, gdyż ja – Wzniosła kolorowy drink. – jutro walczę z Anubiasem i Sellon – zachichotała. – Czaisz? Jestem w kompletnej piździe z szkołą, ale latam na walki z sadomaso i Sellon!

  Teoretycznie w ich słowach nie były nic wybitnie zabawnego, lecz ich mózgi były otępiałe, a lepka mgiełka alkoholu i beztroski jedynie wzmacniała proces wytwarzania endorfina. Wszystkie cztery zaczęły się śmiać, choć Jane jako najtrzeźwiejsza i tak omiotła Jess i Akane wzrokiem spod uniesionej brwi i zaciągnęła łyk wina.

– Ja mam nowego sąsiada.. – Ściągnęła brwi. – A raczej moja mama ma. W waszym wieku.

– Już nie graj takiej babci, to różnica kilku miesięcy – zacmokała Haruka i poklepała ją po kolanie.

– Nie no Jane już w krzyżu łamie, reumatyzm na horyzoncie – Akane wyszczerzyła zęby, próbując w tajemniczy sposób zapalić papierosa, gdyż trzymała zapalniczkę stanowczo za daleko.

   Jess czyli kolejny wybitny talent zorientowała się, że zaraz ułamane plastikowe krzesełka, na których siedziały, mogą pójść z dymem. Wyrwała więc bohatersko narzędzie ognia, lecz ruchy miała średnio zgrabne i zapalniczka błysnęła w ciemności, po czym poleciała dwa rzędy niżej.

– Jess!

– Upsss.

– Potem się poszuka – Jane machnęła ręką. – W każdym razie średniawy chłop – Zmarszczyła nos. – Jakby przyszedł do szkoły, to unikajcie. Tyler się nazywa, nazwiska już nie pamiętam.

– My z Aki i tak jesteśmy zajęte – Jess uśmiechnęła się złośliwie,  na co Japonka uderzyła ją w ramię, mrucząc przekleństwa. – Shiena nam tu została!

– Jasne – Okularnica wywróciła oczami. – Moje życie miłosne jest równie porywające co tureckie seriale.

– Jeszcze trafisz na kogoś. Jak Jane na Rogera – Akane poruszyła znacząco brwią. – Czy może Wendy?

   Brunetka prychnęła i zaczęła zeskakiwać ze stopni w ślad za upuszczoną zapalniczką. Przykucnęła i otrzepała ją z kurzu.

– Żadne mnie nie interesuje – przyznała. – Nikt mnie nie interesuje – Obróciła zapalniczkę w dłoni.

   Zapanowało na sekundę milczenie, podczas którego pozostała trójka wlała kolejną dawkę alkoholu przez gardło. Zimny nocy wiatr co jakiś czas przelatywał po odsłoniętych częściach ciała, lecz procenty grzały je porządnie. Shiena przerzuciła nogi przez oparcie i oparła ciężko głowę o ramię.

– Skąd wiecie, że ten Tyler nie przybył tu dla mnie? – zapytała, wydymając usta.

   Jej przyjaciółki zrobiły identyczną minę czyli uniosły brwi i uśmiechnęły się z politowaniem. Haruka poruszała takie kwestie lub plotła o związkach tylko w stanach, gdzie mózg tracił połączenie z językiem. Plotła wtedy byle pleść i znikała cała jej powściągliwość czy przyziemność trzeźwego stanu. Jednocześnie niezwykle ciekawe zjawisko jak i zabawne. Dlatego każda miała zakaz nagrywania tych rozmyślań pod groźbą ucięcia włosów kataną. Jako że takowa znajdowała się w pokoju Shieny, to wolały przyrzeczenia nie łamać.

– Jesteś więcej warta niż takie coś – odparła krótko Wilson.

– Aleee nie byłoby miło dla mnie? Wiecie kwiaty, słodkie słówka, randki…

– Haru, dosłownie dałaś mi w łeb jak nazwałam cię „skarbem”.

– Ehh?! – Okularnica wydawała się zszokowana. – Naprawdę?! – Podniosła się chwiejnie i otworzyła ramiona, idąc zygzakiem ku Jessie. Cudem domen nie spadła na niższe trybuny, mimo obaw Jane. – Kwiatuszku ty mój, wybacz!

   Jessie taktownie powstrzymała parsknięcie i dała się przytulać zrozpaczonej Haruce. Jane pokręciła głową, sięgnęła o wiśniówkę i nalała hojnie Akane do kubka i samej sobie. Stuknęły się.

– Za twoją udaną randkę z Gusem – uśmiechnęła się.

– Byś wreszcie ogarnęła, że podobasz się Rogerowi – odpaliła dziewczyna, szczerząc zęby.

   Wilson drgnęła brew, kiedy powietrze przeciął okrzyk, po czym stęk bólu. Zerwały się, by ujrzeć jak Jessie i Shiena leżą piętro niżej, ciągle splecione w uścisku i masujące głowy. Japonka na wszelki wypadek przygarnęła do siebie resztę butelek. Po pijaku do szpitala to niezbyt było im po drodze.

 

****

 

    Spotkania z dziewczynami zawsze były wspaniałe. Alkohol, gadanie, takie poczucie swobody i wolności. Ale wiecie, co było jeszcze wspanialsze? Świadomość, że nie musisz lecieć z buta w zimną noc do domu, dodatkowo potykając się o własne nogi i ledwo widząc chodnik. Albowiem Spectra posiadał samochód! I to jeszcze tak zrobiony, że mógł sobie wsuwać i wysuwać te opony, więc pędził nim zarówno po Ziemi jak i Vestalii.

   Czy miał prawo jazdy? Pff, to Spectra. Ale jakoś nikt nigdy nie był go chętny zatrzymać, co było nam bardzo na rękę, zwłaszcza dziś, skoro już go władowała w rolę kierowcy. Nawet nie skomentował, gdy Aki zajebała potężnie głową o drzwiczki, kiedy wysiadała, aż zęby jej zaszczękały. Zawyła coś, ale Haru krztusząc się od śmiechu, szybko rzuciła pożegnanie i ją odciągnęła. Jane też wysiadła coś szybciej niż jej dom, ale to dorosła baba, da sobie radę.

   Teraz staliśmy w najbardziej romantycznym miejscu świata mianowicie stacji benzynowej. Głucha noc, w powietrzu woń benzyny, oczojebne światła wszędzie. Żyć nie umierać.

– Nic tylko życzyć ci szczęścia jutro podczas walki – rzucił, idąc do dystrybutora.

– Poradzę sobie śpiewająco. Nieraz gorzej kończyłam imprezy.

– Twoje odciśnięte czoło na ścianie mi o tym przypomina.

– Właśnie! – Strzeliłam palcami. – A jak widzisz teraz to jestem nawet komunikatywna i nie gadam od czapy.

   Westchnął, otwierając wejście do baku i wciskając nalewak. Woń benzyny się wzmocniła, na co mój żołądek wykonał gwałtowny obrót. Przyłożyłam rękę do ust, lecz mdłości zelżały. Wysiadłam, starając się iść prosto.

– Potrzebuję powietrza – uznałam.

– Zaraz będziesz potrzebowała bandaża – uznał, kiedy się gwałtownie zachwiałam, bo nastąpiłam na rozwiązaną sznurówkę. Szybko odwiesił pistolet, zatrzasnął drzwiczki i złapał mnie pod rękę. – Najpierw przejdziemy się do sklepu.

   Mnie też dziwiło, ale często Keith raczej wolał płacić za paliwo niż wciskać gaz i spierdalać. Choć kasy miał w cholerę, a użeranie się z ziemską policją było mu nie na rękę. Przez chwilę stałam przy ostro zawyżonych cenowo winach, ale mnie odciągnął w zamian za kupno batona. Oparłam się o jego ramię i wcisnęłam dłonie do kieszeni jego bluzy, ignorując natarczywe spojrzenia dwóch kasjerów. Krótko sobie pochodziliśmy dookoła, bym odzyskała nieco trzeźwości. Atrakcji wkoło szalonych nie było poza bezpańskim kociakiem i śpiącym pod ławką panem żulem, który chrapał wniebogłosy.

  Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, to możliwe, że już świtało. Na palcach, by rodziców nie budzić, przeszliśmy do mojego pokoju. Fludim powitał mnie krótkim opierdolem, ale zaprzestał, widząc że dalej mało kontaktuje.

– Będę wyglądała jak trup na walce – jęknęłam, sięgając po wacik, żeby zmyć kreski. – Anubias żyć mi nie da, już słyszę ten jego irytujący głosik „Ah, nie wyspałaś się styropianie? Pewnie stres się zjada?”.

– Wyklepiesz to – odparł krótko Fermin i w odbiciu widziałam, jak rozglądnął się po pokoju. Coś zmieniło się w jego wyrazie twarzy, lecz mój pijany umysł niezbyt to zarejestrował. – Chciałabyś kiedyś mieć własny dom?

– Nawet sprzedając dwie nerki, nie byłoby mnie stać – prychnęłam. – Jak będę miała fart, to może kupię jakieś małe mieszkanko gdzieś.

   Chłopak coś wymamrotał, ale doszło mnie tylko słowo „…na Ziemi”. Zerknęłam przez ramię, mrużąc oczy.

– Co mówiłeś?

– Że jak zaraz nie skończysz to tu zasnę.

– Nie bądź niemiły, bo zaśniesz na wycieraczce – zagroziłam mu. – Urodę trzeba podkreślać – Wyrzuciłam waciki i poszłam opłukać twarz. – Zwłaszcza jutro, gdy będę się nawalała radośnie z sadomaso.

– Znów o nim? Za często go wspominasz, jak na kogoś niewartego uwagi – Spojrzał na mne, układając się brzuchem na materacu łóżka.

– A co? – Wdrapałam się pod kołdrę. – Zazdrość się odezwała? – Uniosłam brew i rozłożyłam ręce. – Cóż to ty nawet mi nie przyjdziesz kibicować.

– Nigdy nie powiedziałem, że nie przyjdę – mruknął, przysuwając się bliżej. Zarzucił rękę na moją talię. – A teraz idź spać. Wkurwię się, jeśli nie zasnę, zanim te wasze pieprzone ziemskie ptaki zaczną skrzeczeć jakby je zarzynano.

   Uśmiechnęłam się i przytuliłam, nim kliknął przycisk w lampce i pokój ogarnął mrok.

 

****

       Dam sam nie wiedział, gdzie się znajdował. Grube pajęczyny wyłaniały się z mroku, ocierając o jego skórę, przez co dostawał dreszczy. Czuł na sobie czyjeś oczy, lecz nikogo oprócz niego nie było. Chyba że ten ktoś chował się w wszechobecnej ciemności. Przełknął ślinę. Gorycz strachu rozlewała się w po jego kubkach smakowych.

   Mrok zaczął jaśnieć, aż przybrał barwę posępnej czerwieni. Brunet próbował zawołać kogokolwiek. Jednak nic nie wydobyło się z jego ust. Zupełnie jakby został uwięziony w niemym filmie grozy.

   Zaczął biec, choć zdawało się, że nie porusza się ani o krok.

– Kuso…

   Jego ciałem wstrząsnęło. Czyjaś złowroga obecność otarła się o niego niczym ostrze noża. Obrócił się gwałtownie i gdyby mógł, to wrzasnąłby. Trzy pary oczu wpatrywały się w niego, przeszywając na wylot. Dziwny stwór z złotej zbroi zaśmiał się.

   Dan chciał się cofnąć, lecz jego kostkę oplotła gęsta zimna pajęczyna. Zachwiał się i upadł. Wtedy poczuł, jak po jego dłoni rozlewa się gorący biały ból. Symbol Bramy jaśniał, rażąc jego oczy.

– Ode mnie nie ma ucieczki, szczeniaku – zagrzmiał sześciooki i wyciągnął ku niemu rękę.

– DAN!

   Gwałtownie otworzył oczy i zerwał się z łóżka. Serce dudniło mu w piersi, a klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, gdy próbował krótki, urywanymi oddechami nabrać powietrza. Pokój kiwał się przed jego oczami, a zimno rozchodzące po trzewiach dalej nie opuszczało.

   Przymknął oczy i starał się oczyścić umysł. Kiedy oddech się uspokoił, odetchnął i spojrzał na Drago.

– Też miałeś ten sen?

 – Jaki sen, Danielu?

   Przysiadł na krawędzi łóżka. Nogi wciąż miał z waty, natomiast dłonie mu drżały. Przecież ten sen był krótki, więc czemu tak reagował?

– Byłem otoczony ciemnością. Wszędzie były jakieś pajęczyny – zaczął cicho wyjaśniać. – Bałem się, bo czułem, że ktoś mnie obserwuje. I nagle pojawił się jakiś koleś. – Zmarszczył brwi. – Miał trzy pary oczu i nosił jakby złota zbroję. I wtedy pojawił się symbol bramy na mojej dłoni – Podniósł rękę.

– Co to mogło oznaczać? – zadumał się Drago. – Powiedział coś jeszcze?

– Że nie od niego ucieczki.

  Słowa zawisły między nimi. Drago wyglądał na wyjątkowo zmartwionego i nie było w tym nic dziwnego. Zawsze przed jakimiś poważnymi wydarzeniami jego wojownik miał jakieś wizje. Tylko co mogła oznaczać ta? Kolejnego wroga? Jeśli tak, to jakie miał cele? Czego od nich chciał? Jak wiązało się to z Bramą?

   Nagle Dan znów doznał tego palącego uczucia bycia obserwowanym. Zerwał się i bez słowa otworzył okno. Powitał go chłód i hukanie sowy. Rozejrzał się uważnie, lecz nie udało mu się nikogo dostrzec. Podwórko było puste. Jednak uczucie nie znikało.

  Gdzie? Kto? Biegał nerwowo wzrokiem, aż zatrzymał się na pobliskim żywopłocie. Przełknął śliną i już chciał krzyknąć, kiedy wszystko zniknęło. Skonfundowany stał jeszcze przez chwilę z wytrzeszczonymi oczami. Serce znów mu waliło. Ktoś go obserwował. Wiedział, gdzie mieszka.

– Ktoś nas śledzi Drago – powiedział bakuganowi, osuwając się na łóżko. Zacisnął dłonie na prześcieradle. – Tylko nie mam pojęcia kto.

– Musimy o tym komuś powiedzieć, Dan.

– A może mi się wydawało? – Wsunął palce we włosy. – To była w sumie krótka chwila. Może przez ten koszmar coś mi się wydawało.

– I tak warto komuś powiedzieć – Drago zawahał się na chwilę, ale ciągnął dalej. – W najbliższym gronie to chyba Jess ma największe obycie z dziwnymi wizjami?

   Dan skinął głową i nim zdążył pomyśleć, już wbijał numer dziewczyny. Przy drugim sygnale zerknął na godzinę. Trzecia piętnaście. To wyrwało go z odrętwienie i zakończył połączenie.

– Dan?

– Drago, to nie ma sensu – westchnął. – Po co mam kogoś dręczyć o trzeciej w nocy? I to przez głupi koszmar – ziewnął. – Zapomnijmy o tym.

– Kilka miesięcy to o tej porze zwiedzaliście neathiańską dżunglę w piżamach – wytknął mu bakugan, po czym westchnął. – Jesteś pewny?

– Tak – Chłopak wczołgał się z powrotem pod kokon kołdry. – Zresztą Jess by mnie zamordowała, jeśli nie dałbym się jej wyspać na walkę, w którą ją sam wkopałem.

   Drago wyszeptał ciche „dobranoc”, a Dan zasypiając, mógł tylko zaklinać los, by znów nie ujrzeć tych wypełnionych czystym złem oczu.

 

****

   Ryk Fludima poniósł się echem przez grube ściany, a zaraz za nim okrzyki kolejnych bakuganów. Płomienie zatrzeszczały, rzucając miękkie pomarańczowe światło na krople krwi pokrywające posadzkę. Łzy kapały wolno.

   Plask. Plask. Plask.

   Złota korona błyszczała w ogniu jak zdobyte siłą trofeum. Symbol ostateczności. I tym w sumie była. Znakiem władzy wydartej jej poprzedniemu właścicielowi.

   Szkarłatna posoka wypływała spod ciała. Czarne włosy były wręcz nią przesiąknięte. Królewski strój był brudny i potargany. Szyderstwo. Kiedyś zawsze elegancki i gotowy do ukazania się przed poddanymi teraz wyglądał nie lepiej od łachmanów żebraka.

   Oddech z trudem przechodził przez zaciśnięte gardło. Oczy paliły od ciągłych łez. Ke…Kenji.

– Urocze – szept pełen trucizny rozległ się w górze. Tytan przejechał po symbolu na policzku. – Przeznaczenie znów dokonało dzieła, a ty sięgnąłeś po moc.

Płomienie wspięły się jeszcze wyżej. Biała rękawiczka poplamiona krwią obróciła kilka razy koronę. Czerwona maska migotała, a błękitne oko patrzyło chłodno na rozmiary dokonanych zniszczeń. Złośliwy uśmiech.

- Oczywiście – Spectra przykucnął i pochylił głowę w bok. Drwiący gest udający troskę. – Długo czekałem, ale w końcu cię oślepiłem. Moc jest moja – Fiolet, przeklęta purpura przewinęła się wokół jego palców. – Jesteś już dla mnie bezużyteczna, Jessie.

   Nim jeszcze na dobrze się rozbudziłam, czułam, jak mocno zaciskam palce na ramieniu Keitha. Rozwarłam powieki, nabierając z trudem powietrza.

– Jessie?

   Jego głos doszedł jak zza szkła. Usiadłam, obejmując dłońmi twarz. Szok przewijał się z uczuciem mdłości. Co to miało być? Często przez alkohol miałam dziwaczne sny, ale coś takiego. Zagryzłam wargę. Dlaczego?

– Co się dzieje?

   Mimowolnie się spięłam, gdy objął mnie za ramię, ale zaraz rozluźniłam i oparłam o miękki bok. Zapach mięty był uspokajający i znajomy.

  To był sen. Zwykły sen.

To mogło się zdarzyć.

   Przełknęłam ślinę.

– Nie zdradziłbyś mnie, prawda? – Spojrzałam na Spectrę.

  Twoje szaleństwo się skończyło, prawda?

   Zamrugał zaskoczony, po czym zmarszczył brwi. Potarł mój policzek palcami w uspokajającym geście.

– Oczywiście, że nie.

  Uśmiechnęłam się.

– Wybacz. Miałam koszmar – zamilkłam. Czułam, że Spectra czeka na więcej, ale jakoś nie umiałam się na to zdobyć. Nie teraz.

   W końcu poddał się, potarmosił mnie po głowie i podniósł się z łóżka. Światło pewnie już późnego poranka oświetliło jego skórę.

– Zrobić ci herbatę?

– Poprosiłabym.

   Kiedy wyszedł, opadłam z gracją orki na poduszkę.

– Widać, że czegoś nie powiedziałaś. Gadaj – Fludim przysiadł koło mojego ucha.

– Śniło mi się, że – Przełknęłam ślinę. – wydarzenia z Vestalii wcale nie skończyły się dobrze.

– To znaczy.

   Zaczęłam nawijać kosmyk na palca. Na samo wspomnienie koszmaru poczułam ukłucie zimna koło serca.

– Po prostu Spectra poszedł chyba na jakiś układ z Tytanem. Zdobył władzę. I zabił Kenjiego.

– Och, Jess… - Bakugan przytulił się mi do policzka. – To tylko sen.

– Tylko czemu się śnił? To przeszłość.

– Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, że ona potrafi wrócić w najmniej oczekiwanym momencie.

– Ale po co?

– Czy ja wiem? W sumie mało rozmawialiście o tamtych wydarzeniach.

   To była prawda. Ledwo Zenoheld z ekipą zrobili asta la vista, to na Vestalii zapanował chaos w związku z odzyskaniem wspomnień. Spotkania z Radą, szukanie Kenjiego, jednoczesne życie na Ziemi, a potem ta wspaniała wojenka Neathii i Gundalii. Wszystko działo się tak szybko, że jakoś ta kwestia gdzieś zaginęła. A teraz? Trochę dziwnie byłoby tak nagle do tego wracać?

   Moją uwagę przyciągnął migający telefon. Podniosłam się na łokciach i sięgnęłam po niego. Jedno nieodebrane połączenie od Dana do trzeciej piętnaście. Koło siódmej dosłał jeszcze sms’a.

   Żołądek bez dna: Sorki, musiałem wcisnąć przez sen >.< Szykuj się na walkę!

   To finalnie wyrwało mnie z ospałości. Przydałoby się ogarnąć nieco rzeczy do szkoły i przy okazji samą siebie, zanim wyruszę na kolejne cudowne spotkanie z Anubiasem, Sellon i ich drużynami pojebańców. Ziewnęłam i przeciągnęłam się.

   Z dołu przybiegło przytłumione dźwięki szczęku garnków.

   A i zrobić śniadanie, zanim Keith puści dom z dymem.

 

****

 

     Słońce było za jasne, kaszojady za głośne, a ludzi ogólnie za dużo. Czy był to skutek stresu czy z trudem wyleczonego przez umeboshi kaca, tego Akane nie wiedziała. Ale po trzecim dziabnięciu się kredką w oko, czuła, że dzień nie pójdzie po jej myśli.

   Jedynym pocieszeniem było to, że ściągnęła Gusa do Los Angeles. Jakby miała jeszcze użerać się z tymi teleportami i latać jak kot z pęcherzem po tamtej przeklętej planecie, to by się ewidentnie wykończyła przed dziesiątą.

– Że też dałaś się namówić na szpilki – odezwał się Leaus.

– Bawi cię to?

– Jak zaryjesz twarzą w beton, to owszem.

– Ja się jakoś nie śmiałam, jak bakugan Barodiusa przetarł tobą podłogę – syknęła.

– Przecież się nabijam – westchnął. – Ale na poważnie jak ty w nich spierdolisz, gdy coś weźmie w łeb?

– Nie takie rzeczy się robiło – prychnęła. – Łapiesz do ręki i długa.

   Na tym ich konserwacja się urwała, bo Aki wypatrzyła błękitne włosy w tłumie. Przystanęła na sekundę i wzniosła oczy do nieba. W bogów nie wierzyła, ale niech los jak raz będzie łaskawy. Klepnęła się w udo, po czym bohatersko ruszyła na spotkanie z bestią o wyjątkowo łagodnym uśmiechu.

  

 


 Także ten udało mi się napisać ten rozdział xDD Nie wiem, kiedy następny, zapierdol jest boski, bo co kogo matura, piszcie mi tu opisy kurtki z niemca (dalej umiem 5 wyrazów na krzyż z tego języka XD)

Odmeldowuje się!