czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 27: To trzeba było mnie do kuchni nie wpuszczać!

   Gdy stwierdziłam, że nie mam szans, by wydostać Keitha, zaczęłam planować kolejną ucieczkę. Miałam moc, więc byłam od nich silniejsza. Niestety teleporty okazały się być zablokowane na jakiś kod! Nie no super! Zirytowana poleciałam do tej sali z witrażem, gdzie ostatnio znalazłam jakiś szyfr. Pusto!
 Cudnie, zajebiście. – mruknęłam, gdy przeszukałam większość pokoi. – Na pewno nie umiesz wytworzyć tunelu? – zwróciłam się do Fludima.
– Nie mogę. Próbowałem już wiele razy. – odparł smętnie.
   Westchnęłam bezsilnie i poczłapałam do kuchni. Spectra od czasu mojej bitwy z Heliosem unikał mnie. W sumie dobrze, bo mnie jego gęba denerwuje.
   Podczas czekania aż herbata się zaparzy (próbowałam i nie otrułam się, więc jest ok) rozmyślałam czy nie powinnam połapać się, jak można przenieść ten statek do innego wymiaru. Wtedy mogłabym ogłuszyć tych pajaców i samodzielnie wrócić na Ziemię. Jednak wszystkie przyciski w sterowni nie były podpisane, więc nie miałam zielonego pojęcia, do czego służą, a jakoś się nie garnę do zgubienia w kosmosie.
   Wzięłam łyka herbaty i poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Ogrzewanie już działało. Do listy zajęć Gusa doszło przy okazji bycie złotą rączką. Teraz już ogarniałam, czemu Spectra o pierwszej w nocy jechał z brzuszkami! W końcu całymi dniami siedział na swoich szanownych czterech literach i tylko myślał, jak tu zdobyć władzę, a Gus robił...wszystko.
 Coś czuję, że on skończy z brzuszkiem na trzy metry. – powiedziałam i znów wzięłam łyka.
 Kto? – zainteresował się Fludim.
 Spectra.
 Yyy co?
– Nieważne. – mruknęłam, wzruszając ramionami. Po chwili parsknęłam śmiechem, bo wyobraziłam to sobie.
–  Śmiejesz się sama do siebie? Coraz gorzej z tobą. – usłyszałam.
 Heee? – już chciałam odpyskować, ale zobaczyłam Gusa,  nie Spectrę. – Widzę, że się powoli stajesz się coraz wredniejszy, brawo. – pogratulowałam mu ze złośliwym uśmiechem i zajęłam się herbatą.
   Grav tylko coś szepnął do Vulcana (zapewne obraźliwego!) i zaczął grzebać w szafkach. Nagle wyciągnął z kieszeni bakugana Haosu, który kiedyś był Volta. Jak on miał? Chyba Brontes. Myślałam, że bakugan coś powie, ale on tylko wpatrywał się tępo w przestrzeń. Zupełnie jak Drago, kiedy był w rękach Spectry. Wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia z Fludimem. Wstałam i przycupnęłam przy Brontesie. Nawet nie drgnął.
 Co mu zrobiłeś? – spytałam, delikatnie szturchając bakugana.
 Zmieniłem w lojalnego sługę. – odparł beznamiętnie, ale miał złośliwy wyraz twarzy.
 Rzeczywiście to bardzo śmieszne, nie? – burknęłam. – To nie są zabawki, durnie cholerne, farbowane i czeszące się pięć godzin! – wyliczałam, podczas gdy Gus coraz bardziej się irytował. – Dodatkowo jesteście wkurzający, nie dajecie mi spokoju, macie jakieś rąbnięte plany i nie ogarniacie słowa nie! Lepiej trafić nie mogłam!
 Czyli chcesz wrócić do Zenohelda, który ma ochotę cię zabić? – spytał oschle Spectra, wchodząc do kuchni.
  Westchnęłam ciężko i nagle poczułam, jakby ktoś poraził mnie prądem. Elico! Zapomniałam o nim! Szybko poklepałam się po kieszeniach, ale były puste. Brawo, Jessica! Nie wzięłaś jednego ze swoich!
 Co się stało? – zapytał Fludim.
– Zapomniałam go! – jęknęłam rozpaczliwie.
 Kogo? – zainteresował się Gus.
 Nie twój lokowany interes! – fuknęłam. – No wiesz on. – zwróciłam się do mojego przyjaciela.
 Nie mam pojęcia, o kogo ci chodzi.
 Pomyśl!
   Po chwili namysłu Fludim zrozumiał, że zapomnieliśmy o Elico.
– Cholera jasna.
– Dokładnie. – zgodziłam się.
   Wymowny kaszel Spectry przypomniał nam o obecności byłych Vexosów. Zignorowałam to i na kuckach zaczęłam się wycofywać.
– Jessica, o kim ty mówisz? – spytał ostro Phantom.
   Zerwałam się na równe nogi. Nie zauważyłam rogu stołu i z całej siły w niego uderzyłam głową. Kolorowe plamy pojawiły mi się przed oczami. Zachwiałam się i gwałtownie padłam na krzesło, które odjechało, przez co skończyłam na kuchennych kafelkach.
 Auuu. – syknęłam. Będzie siniak lub guz.
 Żyjesz? – zapytał Gus.
   Strzeliłam się płaską dłonią w czoło i zaraz tego pożałowałam.
 Nie, umarłam i teraz będę was nawiedzała do końca waszych dni! A tak poważnie to zapodaj lód. – powiedziałam.
   Woreczek z lodem nadleciał niespodziewanie i dostałam nim w oko. Tego było już dla mnie za wiele.
 Tak się bawić nie będziemy! – krzyknęłam, wstając. – Wy ewidentnie chcecie mi uprzykrzyć życie! Wiecie co? – urwałam dla lepszego efektu. Wbili we mnie zaciekawione spojrzenia. – FOCH! – Z woreczkiem przy czole, wyszłam na korytarz, kręcąc biodrami.
 Co ty wyrabiasz? – westchnął Spectra chyba załamany moją osobą.
 Małpuję cię! – wrzasnęłam i już mnie nie było.
   Weszłam do biblioteki. O ile miejsce gdzie było dwadzieścia książek można tak nazwać. Błagam, nawet Mick miał więcej! Analfabeci i tyle. Albo książki na Vestalii były drogie. Ale jeśli były, to przecież stać ich na taki wielgachny statek, a na przyzwoity księgozbiór już nie?! Dobra, może skończę te rozmyślania i zajmę się szukanie czegoś ciekawego.
 Bronie, bakugany, mechanika. – mruczałam, przeglądając tytuły i krótkie opisy. – Serio? Nie mają niczego ciekawszego?
   Wyjęłam wyjątkowo gruby tom ,,Magia zielarki.” Otworzyłam książkę i...zdębiałam. Strony były wydrążone i ułożone w coś w rodzaju pudełeczka. Na dnie książki leżała mała, cienka książeczka. Wyjęłam tomik, odłożyłam prowizoryczne pudełko i zajęłam się lekturą.
  Wiecie, czym się okazała ta książeczka? Instrukcją obsługi statku. Uśmiechnęłam się szeroko. To teraz miałam ich w garści! Szybko otworzyłam ją i zaczęłam szukać działu z obsługą sterowni i tej klawiatury co tam była.
 Ten guzik uruchamia zapasowe zbiorniki....  szeptałam, czytając. – Kurde! – krzyknęłam.
 Co jest?
 Guzik do przemieszczania się między wymiarami proszę zamontować samemu według własnych upodobań! – przeczytałam na głos. – Jak zwykle jakieś przeszkody! – Wstałam, schowałam instrukcję pod bluzkę i wyszłam z biblioteki.
 Nie mów mi, że idziemy do sterowni, by szukać tego przycisku.
 Czytasz ze mnie jak z otwartej księgi.
 Nie rób tego! – zdenerwował się Fludim. – Jeśli cię Spectra przyłapie to...- ucichł, kiedy niedaleko rozległy się kroki.
   Szybko skręciłam i inną trasą poszłam do sterowni. Na moje nieszczęście był tam Gus, który właśnie wrzucał Brontesa do teleportu!
 Co ty robisz? – krzyknęłam i chciałam złapać bakugana, ale było już za późno. – Gus! – warknęłam.
 Wykonał swoją misję. Nie jest już potrzebny.
   Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
 Wysłałeś bakugana pozbawionego wspomnień do jakiegoś wymiaru, bo wypełnij misję? – wycedziłam. – Co to była za misja?!
 Myślałem, że Brontes pomoże nam zwerbować Volt, ale cóż – westchnął, jednocześnie wyłączając strumień. – Luster jest zbyt honorowy.
– W przeciwieństwie do was!
   Spiorunował mnie wzrokiem.
– Takie jest życie.
 Jasne. – prychnęłam. – Takie bajki to przedszkolakom wciskaj.
 Coś ci się nie podoba? – dobiegł mnie lodowaty ton Spectry.
   Jezu, czy ja nie mogłam mieć od niego chwili spokoju? Wróciłam do focha i bez słowa ruszyłam ku wyjściu, ale Phantom złapał moje ramię i zmusił, bym się cofnęła.
 Czego? – warknęłam.
 Grzeczniej. – syknął. – Bo twój Fludim będzie następny.
   Prychnęłam głośno.
 Obecnie takie groźby nie robią na mnie wrażenia. – Uniosłam rękę do góry. Skumulowała się w niej zielona mgła. – Puszczaj, bo ci przywalę. – zagroziłam.
   Zmierzył mnie niechętnym spojrzeniem i puścił.
 Dziś gotujesz. – oznajmił.
   W odpowiedzi popukałam się w czoło. Ja miałam mu gotować? Na łeb upadł? Chociaż nie, bo to już dawno temu się stało. Pewnie upił się tym swoim winem.
 Czyli Gus ma dzień wolny? – spytałam.
– Nie obrażaj Gusa i dostosuj się do rozkazów.
 Co ja jestem żołnierz?! – Strzeliłam focha. – Nie będę wam gotować i koniec gadania!
 Wkurzasz mnie tym swoim nieposłuszeństwem. – mruknął.
 Zdążyłam to zauważyć.
 Gus, podaj mi to.
  To zabrzmiało mało zachęcająco. Zerknęłam do tyłu. Grav podawał Spectrze strzykawkę. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Niewiele myśląc, rzuciłam się do przodu. Jednak drzwi zatrzasnęły się tuż przed moim nosem. Zebrałam moc w dłoni i cisnęłam nią w nie. Ku mojemu zdumieniu pochłonęły ją. Drzwi są wyposażone w system pochłania energii? Szkoda, że dopiero teraz się dowiaduję!
– Teraz nie będziesz w stanie jej użyć.
  Cudem uniknęłam nadlatującej strzykawki i spróbowałam podciąć Spectrę, który się zachwiał, w rezultacie pchając Gusa na ścianę. Poleciałam do przodu, by złapać drążek, ten do zmieniania kierunku.
– Nie dotykaj tego! – ryknął Phantom.
   Złapał moją nogę, przez co skończyłam na podłodze.
 Cholera. – warknęłam.
 Chyba przegrałaś. – powiedział z kpiną maszkaron.
 Bo jestem sama na dwóch pajaców!
 To już nieważne. – Wbił mi strzykawkę w łydkę. Nie poczułam bólu tylko pieczenie.                Zamachnęłam się drugą nogą i pięknie trzasnęłam go w twarz. Gwałtownie usiadł, a ja poczołgałam się do przodu. Spróbowałam wstać, ale noga była pozbawiona czucia, jakby była kawałkiem drewna. I pomyśleć, że to wszystko przez jakiś głupi obiad!
 Dobra ugotuję wam ten cholerny obiad. – warknęłam. – Ale przysięgam, że was kiedyś zabiję w nocy!
– Jaka łaska. – zakpił Phantom. Pokazałam mu język.
 Tylko jest taki problem. Nie mogę wstać! – wrzasnęłam. – O, nie masz maski. – zorientowałam się.
 Taaa. – pochylił się nad moją nogą. – Serio nic nie czujesz?
 Nie, tak sobie udaję!
 Możesz sobie darować ten sarkazm.
 Nie, bo jestem zła. – Skrzyżowałam ręce na piersiach, położyłam się na posadzce i zamknęłam oczy.
 Przejdzie ci za pięć minut. – zawyrokował.
   Westchnęłam głośno. Z kim ja żyłam? Jakieś narkotyki mi do organizmu wstrzykują. Ćpunem przez nich będę! Niech oczekują na pozew. Oskubię ich co do grosza!
 Wstawaj. – Otworzyłam oczy. Spectra wyciągał do mnie rękę.
 Nie, dzięki, poleżę sobie.
 Ale ty jesteś irytująca.
 Codziennie mi to mówisz. – odparłam, podziwiając klawiaturę sterującą.
   Phantom pociągnął mnie do góry, ale ja dalej nie czułam nogi, więc zaczęłam podskakiwać na jednej nodze.
 W tym stanie to wy drewno dostaniecie nie obiad!
 Zaprowadzę cię. – Gus objął mnie w pasie. Spojrzałam na niego jak na debila. – No co? Inaczej nie dasz rady dojść.
 Było mi nie wstrzykiwać jakiś prochów. Bierz łapę. – Odtrąciłam jego rękę, straciłam równowagę i Spectra znów musiał mnie łapać.
– Już powinno minąć. – oświadczył.
   Poczułam mrowienie w całej prawej nodze. Po chwili już mogłam nią swobodnie ruszać. Z ulgą wypuściłam powietrze.
 Idę gotować. – mruknęłam. – Żebyście się potruli. – wymamrotałam do Fludima i w pośpiechu opuściłam sterownię.
   W kuchni wyciągnęłam jakieś mięso, nóż, przyprawy iiii....szlag apteczki nie ma! Zaczęłam trzeć skronie, by wpaść na jakiś dobry pomysł zemsty. Zaraz...Spectra pije wino. Przebiegłam wzrokiem po blacie. Stała butelka z czerwoną cieczą. Aaa i jeszcze mam robić za kelnera? Dobra, przyjmuję wyzwanie!
   Zrobiłam kilka kotletów, przyprawiłam je byle czym i zaczęłam szukać czegoś jeszcze. Sos by się przydał. Hmmmm. Uśmiech wpłynął mi na usta.
 A gdzie przystawka? – spytał Gus, gdy smażyłam kotlety.
 Yyy co? Jeszcze zupę mam wam robić?
 I deser.
   Brew zaczęła mi drgać, więc Grav ulotnił się w tempie ekspresowym. Z lodówki wyciągnęłam mackowate stworzenie. W jednej zupie widziałam coś takiego. Pocięłam ją na osobne macki, wrzuciłam do gara i zaczęłam szukać czegoś, co by robiło za zupę. Wyciągnęłam takie pomarańczowe kostki. Wrzuciłam je do garnka. Rozpuściły się i wypełniły całe naczynie. Bingo! Uratowałam kotlety, przyprawiłam sosem z pewnym, ekhem, dodatkiem i zajęłam się zupą.
   Kilka minut później dodałam do wina herbatę. To się Spectra zdziwi, hehe. Na deser rąbnęłam galaretkę z bitą śmietaną i jakimiś owocami przypominającymi poziomki.
 Gotowa? – znów Gus wpadł.
 Taaa. – nalałam zupę do misek.
 To świetnie. Idź do pokoju i się przebierz.
 C-co?! – wykrzyknęłam.
 Jesz obiad z mistrzem Spectrą.
   No myślałam, że znów wyląduje na podłodze.
 W co ja mam się przebrać?
 Masz w swoim pokoju. Pośpiesz się.
 O nie, nie, nie! Ugotowałam, więc nie żądajcie ode mnie jakiś sukienek! Mam swój honor.
 Nie marudź, tylko idź.
   Hmmm, czuję, że znów się z nimi pobije, jak się nie przebiorę. Z niechęcią wielką jak Mount Everest powlokłam się do pokoju. Na łóżku leżała czarno - biała suknia i czerwone szpilki. Ja nawet nie chcę wiedzieć, skąd oni to mają.
 Cholerne obcasy. – warczałam, idąc korytarzem. Jestem przyzwyczajona do chodzenia w nich, ale nie przepadam za szpilkami.
– Nie wierzę, że to ubrałaś.
– Uwierz mi, nie chcę znowu czołgać po ziemi i dostawać prochy do krwi. To nie jest przyjemne.
 Ale twój obiad...
 Nic nie mów, proszę.
   Do jadalni weszłam z godnością i miną ala "odezwij się, a zabiję jak psa". Phantom już czekał, a moja piękna przystawka stała na stole. Usiadłam. Jak Spectra mnie nie doprowadzi do szału, to się otruję własnymi wyrobami...Zaraz! A może on mnie tu zaprosił, by się upewnić, że niczego tam nie wrzuciłam? Ale wina nie piłam i miałam dobrą wymówkę, więc...Uśmiechnęłam się dyskretnie, zasłaniając włosami.
 Wiesz, czemu tu jesteś?
 Zgaduję, że po raz setny chcesz mnie przeciągnąć na swoją stronę.
 Nie. Chcę pogadać o interesach.
 Co?
 O tym później. Jedzmy. – Zdjął maskę, sięgnął po łyżkę i zanurzył w zupie.
  Tylko czekałam na jego reakcję. O dziwo przełknął spokojnie. Chyba zrobiłam dobrą zupę...No serio? Wzięłam pierwszy łyk. Bywało gorzej.
   Potem przyszła kolej na kotlety. Gus nalał Phantomowi wina. Ja dostałam wodę. Ha, frajer!
Wzięłam kawałek bez sosu i szybko zjadłam. Spectra wziął kęs, znieruchomiał i zrobił się zielony.
 Mistrzu Spectra? – zaniepokoił się Gus.
   Czas najwyższy spadać. Podniosłam się szybko, Phantom wypluł kotleta do chusteczki.
 JESSICA! – ryknął.
 Nie drzyj się! Moja wina, że nie wiem, co wy macie za przyprawy?
 To smakuje lodami, papryką i cukrem!
   Ups...
 Yyyyy muszę się umyć, pa! – krzyknęłam, wybiegając z jadalni.
 Stój! – wrzasnął.
   Ani mi się śniło! Jednak szpilki miały to do siebie, że nie dało się w nich biegać. Chciałam je zrzucić, gdy zostałam pociągnięta w tył. Powitała mnie wściekła twarz Keitha.
 To nie moja wina. – mruknęłam na usprawiedliwienie.
– Jasne. – warknął.
– To trzeba mnie było nie wpuszczać do kuchni!
 Nie pyskuj!
 No jakbym moją ciotkę słyszała. – szepnęłam.
 Pożałujesz jeszcze tego. – wycedził. – Obiecuję ci to. – Puścił mnie.
   Zaskoczona odeszłam kilka kroków.
 Co ty się taki łagodny stałeś? – spytałam podejrzliwie.
– Mam robotę i nie mogę się denerwować przez jakaś głupią Ziemiankę. Ale – W jego oczach był czysty gniew. – nie podaruje ci tego.
   Coś czułam, że muszę szybko znaleźć ten guzik.
 ~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Phyhyh xD Dziś zamiast podsumowania, będzie takie coś z cyklu: Jessie i Angel na ruskich stronkach xD i google grafika też.
Vexosi: *zamknięci w szafie*
Ja: Zaczynamy ^^


 Ja: No ktoś tu jest od cukru uzależniony. Chyba odwyk zarządzę.
Jessie: Od wina też.
Ja: 19 lat i już chleje. Nieładnie -.-
Jessie: Gus wasz związek ma widzę problemy.
Gus: Zamknij się!



 Jessie: Hahahah xD Lync pokojówka.
Dan: Pasuje mu.
Shadow: Sam wybierałem!
Lync:........
Ja: Keith taki śmieszek.
Jessie: E tam. Reakcje badał.
Spectra: JESSICA!
Ja: Takie normalne zdjęcie xD
Jessie: Bardzo.
Jessie: Nie no, Spectra byłyby zachwycony.
Spectra: I will kill you -.-
Ja: Psycho ;-;
Jessie: Mówiłam, że ma coś z garem.
Spectra: *próbuje się wydostać z szafy*

Jessie: ,,O nieee! Moja herbata się wylała!" :D

Ja: Hallowen ala Vexos :D

Ja: Uuu Hydron Vestalianki będą zazdrosne.
Jenny: W tym momencie stwierdziłam, że wychodzę....
Ja: *.*
Shadow: Czeka na Jess *wydostał się z szafy*
Jessie: *uderza go patelnią* Morda!

Ja: Hmmm...co to jest? xD
Jessie: Głębia google grafika. Lync stylowe kimono nie powiem.
Ja: A Hydron na haju.
Jessie: Herbata była za mocna xD

Ja: Yyyy nie chcę wiedzieć co tam się stało.
Jessie: Hydron jest podbny do Pedobera, nie?
Hydron: ;-;
Spectra: Jesteście chore.

Jessie: Ktoś tu jest zazdrosny.
Gus&Spectra: *idą po coś ciężkiego*
Jessie: Angel pośpieszmy się ;-;

Ja; Leżę xD
Jessie: Gus a ty gdzie? Lenisz się pewnie co?
Gus:.........
Ja: Ruch Oporu też zacnie gotuje. Jakim cudem wy jeszcze żyjecie? O.o
Dan: Łut szczęścia.

Jessie: No piesek Spectry wykapany :D
Spectra: *idzie za tasakiem*
Jessie: Stylowa obroża. Ile kosztowała?
Dan: Zgaduję, że dwa dolary.

Jessie: Zdjecia Gusa jako pokojówki. I jego legendarny fartuch.
Gus: *czerwony jak burak*
Dan: Myślałem, że to dziewczyna.
Shadow: Ja tak cały czas myślę.
Ja:...............
Jenny: *oczy jej płoną*
Jessie: Nie szukajmy ciągu dalszego, błagam xD
Ja: *odskakuje z wrzaskiem. bo ma robala na kołdrze*


No więc...to na tyle...dzisiaj.
Spectra: Uduszę cię.
Ja: Mam gorsze :*
Spectra: Nie pomagasz sobie.
Ja: Wiem xD Cóż za ewentualne szkody na psychice nie odpowiadam! Dobranoc ^^ *unika ognia Heliosa* Odczep się, bo później dam gorsze!

niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 26: Czy chęć uratowania kogoś wynika zawsze z miłości?

   Ocknęłam się. Cisza....A to ciekawe! O tej porze powinni już latać po tym statku i bawić się w naukowców. No chyba, że wstałam wcześniej, niż myślałam. Zerknęłam na Fludima. Spał w najlepsze, więc postanowiłam go nie budzić. Zwlokłam się z łóżka i rzecz jasna zaplątałam się w kołdrę, przez co poranek zaczęłam od lądowania na podłodze.
– Jaka zimna! – Zerwałam się gwałtownie i zaczęłam szukać butów.
   Szafa pusta, pod łóżkiem pusto. No nie gadajcie, że je zostawiłam u Spectry! Wskoczyłam na mały dywanik i kręcąc biodrami, zaczęłam przemieszczać  się w stronę łazienki. Gdy tam dotarłam, wskoczyłam do wanny. Woda, która wyleciała z kranu, była lodowata.
– Co jest?! – jęknęłam, ubierając się.
   Po wejściu do pokoju uderzył mnie chłód przenikający do szpiku kości. Zarzuciłam kołdrę na ramiona i wybiegłam na korytarz, by odnaleźć moje buty.
 Uwaga, wchodzę! – krzyknęłam i wpadłam do pokoju.
   Tu było nieco cieplej, ale i tak za żadne skarby nie zdjęłabym kołdry. Keith spojrzał na mnie zdumiony.
 Czego? – spytał mało przyjaznym tonem.
   Super, Spectra wbił...
 Są tu moje buty? – Podskakiwałam w miejscu, byleby nie dotknąć tego kawałka lodu zwanego dumnie podłogą.
– Nie wiem, sprawdź. – Wzruszył ramionami i sięgnął po maskę.
   Wyciągnęłam buty spod szafki nocnej (nie wnikam, jak to zrobiłam) i z ulgą je założyłam.
 Czemu jest tak zimno? – mruknęłam, nawet nie patrząc na Phantoma.
 Są chwilowe problemy z ogrzewaniem. – Poczułam coś ciepłego na głowie. – Masz. Przyda ci się. – Tym czymś ciepłym okazała się czerwona, zapinana bluza.
 Dzięki. – Wstałam i założyłam ją.
 Za chwilę masz być w sali treningowej – powiedział oschle i wyszedł.
   Kiedy usłyszałam stukot jego butów w oddali, rozejrzałam się po pokoju. Może będzie tu coś ciekawego?  Zaczęłam od komody. Pogrzebałam nieco, ale nic wartego uwagi nie widziałam. Tylko mnóstwo notatek o tym Rdzeniu i zapasy czystych kartek. Nagle na dnie jednej z szuflad coś zamigotało na zielono. Wyciągnęłam srebrną broszkę w kształcie kwiatu ozdobioną szmaragdem. Należała do Miry czy do matki Keitha?
– Co ty tu jeszcze robisz? – Podskoczyłam, słysząc chłodny głos Phantoma. Zauważył, że mam broszkę. – Nikt cię nie uczył, że cudzych rzeczy się nie rusza? – warknął, wyrwał mi ją i odepchnął od siebie, przez co wylądowałam na posadzce.
 Delikatniej! – Oburzyłam się.
   Popatrzył na mnie wściekły. Wydawało mi się, że wokół niego płonie czerwona aura.
 No co?
   Bez słowa złapał mnie za rękę, pociągnął do góry i wywlókł z pokoju. Próbowałam się wyszarpnąć, ale jego uścisk był żelazny.
   Doszliśmy do sali treningowej, gdzie rzucił mi gantlet.
 Nie mam Fludima! – powiedziałam.
 Nie będzie ci potrzebny. – rzekł, a jego oko błysnęło.
   Uniosłam brwi do góry. Czy on chce, bym walczyła z Heliosem? Do reszty go popaprało? Nie aktywowałam gantletu. Będzie miał niespodziankę, gdy zatrzyma czas, a ja będę w spokoju sobie stała i czekała, aż łaskawie wróci mu bieg.
 Przewidziałem, że to zrobisz. – Uśmiechnął się drwiąco. – Tak przeprogramowałem twój gantlet, że i tak cię przeniesie do pola bitwy.
 Kiedy to zrobiłeś? – spytałam zaskoczona.
 Dawno temu. Karta otwarcia start! – czerwona poświata rozpłynęła się na całe pomieszczenie. – Bakugan bitwa! Helios, start!
   Helios czyli obecnie czarny jaszczur przypominający robota zawył i machnął ogonem. Nie wiedziałam, ile ma punktów mocy, bo nie wyrzuciłam swojego bakugana.
 Planujesz mnie zabić? – krzyknęłam do Spectry.
 Chcę tylko byś trenowała! – odparł. – A najlepiej polepsza się swoje umiejętności, gdy trzeba przeżyć, prawda? – spytał drwiąco.
 Jesteś serio porąbany! – warknęłam.
   Nie spodobało mu to się. Złowroga mina zagościła na jego twarz, a w połączeniu z upiorną maską dała naprawdę porażający efekt.
 Helios, działo Raganroka!
   Rzuciłam się do tyłu, uciekając przed potężną wiązką energii, która ze świstem przemknęła kolo niej i zrobiła dziurę w ścianie. Jednak jaszczur nie odpuszczał i byłam zmuszona wytworzyć barierę. Ale pękła i poleciałam w ścianę.
 Nie no super. – zadrwiłam na głos. – Czemu ty mnie tak bardzo nie lubisz, co?!
– Okłamałaś mnie i upokorzyłaś! – wrzasnął. – To teraz pokażę ci, co się dzieje z tymi, którzy mi się sprzeciwiają!
 Ty tak serio? – Podniosłam się i wytworzyłam tarczę, która ochroniła mnie przed ogonem. – Przypominasz mi teraz Hydrona, wiesz?! Wkurzasz się, bo ktoś cię wykiwał!
 Zamknij się, Jessico. – warknął zirytowany. – Myślisz, że teraz nie będę mógł łatwo dorwać twojego brata i całą rodzinę?
   Zmrużyłam oczy. Energia zaczęła falować wokół mnie. Wysłałam kila fal w kierunku Heliosa, ale nie zrobiło to na nim zbyt dużego wrażenia.
 Spectra, po co bawię się z tą dziewczyną? – wychrypiał, patrząc na niewielkie wgniecenia na metalowym pancerzu. – Mogę ją zgnieść w jednej chwili.
 Dam ci wolną ręką Heliosie. – Spojrzał na mnie z chorym uśmiechem. – Co ty na to Jessico?
 Rób, jak chcesz. – prychnęłam. – Cholerny psychopato.
 A tak lubisz Keitha. – mruknął. – Jak to jest?
 Sam mówiłeś, że Keith umarł. – warknęłam, nie do końca łapiąc, o co mu chodzi.
 Wiem. Ty ciągle uparcie chcesz go odzyskać. Jak jego siostra. – Na wspomnienie Miry poczułam uścisk w sercu. – Czy wy nie rozumiecie, że nie ma już Keitha Fermina? – spytał ze złością. – Porzuciłem to imię dawno temu – Wyciągnął kartę super mocy. – Jestem Spectra Phantom, do cholery! – Aktywował ją.
   Ogniste kule popędziły na mnie, ale byłam zbyt zdziwiona wyznaniem Spectry, że nawet tego nie zauważyłam. Czyli Spectra nie jest alter ego Keitha? Keith sam chce się taki stać? Ja już nic nie rozumiem.
– Jessica! – okrzyk Gusa uratował mnie przed dostaniem ogniem, gdyż padłam na podłogę.
 Czyja była to broszka? – krzyknęłam, wytwarzając dwie dość silne fale. – Odpowiedz mi!
 To nie twój interes – wycedził.
   Znowu wydawało mi się, że widzę tą czerwoną aurę. Cisnęłam falą w Heliosa, który tym razem zasyczał, dotykając miejsc po uderzeniach. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
 Smocza pięść!
   Bariera i unik niczego nie dały. Rąbnęłam o ścianę. Z trudem łapałam powietrze, bo uderzenie wyparło mi tlen z płuc. Jakby tego było mało, to moje ramię zaczęło okropnie boleć. Czułam, jakby ktoś posypał mi ranę solą.
– Nie dajesz już rady? – Do moich uszu dotarł kpiący ton maszkarona.
 Chodź tu i zobacz, jak to jest walczyć z bakuganem! – wrzasnęłam. – Nie będzie już tak kozaczył!
– Podziękuje!
 Tchórz!
 Helios!
   Uniosłam jedną rękę. Resztki mocy zatańczyły nad nią. Tym nie zatrzymam ciosu Heliosa, ale...Może po stracie maski będzie miał więcej cech Keitha. Zamachnęłam się i wystrzeliłam energię w twarz Spectry.
   Palący ból rozlał się po całym ciele. Osiągnęłam limit. Nie miałam już w sobie ani grama mocy. Usłyszałam stukot i zza zasłony włosów zerknęłam na Phantoma. Patrzył na mnie błękitnymi oczami. 
   Osunęłam się na ziemię. Sala wirowała mi przed oczami. Nie mdlałam, nie zasypiałam. Tylko tak leżałam i próbowałam odzyskać siły.
 Nic ci nie jest? – Gus ukląkł przy mnie i wyciągnął rękę.
 Nie dotykaj mnie! – wydusiłam.
   Dłoń zawisła w powietrzu.
 Muszę opatrzyć twoje rany. – powiedział łagodnie, ale stanowczo.
– Dajcie mi spokój. – mruknęłam. Bałam się, że jeśli mnie dotknie, to sprawi mi to jeszcze większy ból. Dziwne...Wcześniej czułam go tylko przez jakiś czas, lecz mogłam się poruszać. A teraz? Nawet oddychanie niosło dawkę cierpienia.
 Nie mogę. Rana może się otworzyć. – Grav wstał i polazł pewnie po apteczkę. Zamiast niego widziałam teraz, jak podchodzi do mnie Phantom. Wbiłam wzrok w sufit.
 Co ci jest? – spytał jakby nigdy nic.
   Wybuchnęłam pozbawionym wesołości śmiechem, ignorując miliony szpilek wbijające się w brzuch i płuca.
 Hmm, pomyślmy. Prawie zginęłam, g pewien maszkaron uznał, że się nade mną poznęca, bo go oszukałam! – Przewróciłam oczami. – To ja serio nie chcę wiedzieć, co byś mi zrobił, gdybym zniszczyła statek! Albo spaliła ten twój płaszczyk rodem z lumpeksu!
 To nie jest odpowiedź.
– Powieś się. – warknęłam. – Już sama nie wiem, kim ty jesteś. – Zamknęłam oczy.
   To miał być sygnał, że koniec dyskusji, ale ta pusta, farbowana głowa tego nie ogarnęła!
 Spectrą Phantomem.
  Tak, tak, a Keith Fermin umarł.
 Dokładnie.
 Nie da się tak łatwo wymazać własnego istnienia.
- Jeśli się tego bardzo pragnie, to można.
 Taaa. – Otworzyłam oczy. Ból nieco zelżał, ale i tak nie chciałam się ruszać. – No śmiało! Masz okazję! Dobij mnie!
 Co? – spytał zaskoczony.
 Nie wiem, powiedz, że jestem żałosna, bezsilna czy tam mi pogróź! Przecież lubisz to robić, nie? – Spiorunowałam go wzrokiem.
 Wiesz co? – Nachylił się i wykrzywił usta. – Masz rację. Jesteś bezsilna, Jessie. Masz za pomoc tylko bakugana, a on za wiele nie może. – Zaśmiał się.
– Czyli to oficjalny koniec Keitha? – ni to stwierdziłam ni to spytałam.
 Owszem.
 Dobra. – Z pewnym wysiłkiem usiadłam. – Czyli już nic mnie tu nie trzyma. – Chciałam wstać, ale zacisnął dłoń na mojej nodze, przez co straciłam równowagę i bum! Znów leżałam.
 Mam rozumieć, że byłaś tu tylko dla Keitha? – Przekrzywił głowę. – Zakochana jak nic!
- Gadaj, co chcesz. – mruknęłam znudzona. – Możesz mi teraz powiedzieć czyja była ta broszka?
 Nie twój interes.
 Przecież należała do kogoś od Keitha, a nie Spectry. – stwierdziłam. – No to powiesz?
 Matki. – odparł krótko.
   Czy tą osobą, którą stracił Keith, była jego mama? Wtedy to by było logiczne. Stracił mamę, ojciec go zlał, zapragnął zemsty, ale koniec końców sam zgubił się w ciemności i stał kimś takim. Ale ciągle nie rozumiałam jednego: dlaczego zostawił Mirę? Przecież to jego siostra. Mick nigdy by mnie nie zostawił samej i poszedł robić karierę.
   Wiedziałam, że to co zrobię będzie głupie i nic nie pomoże, ale cóż. To ja! Nigdy nie robię rzeczy rozsądnych. Według wszystkich byłam zakochana w Keithie. Czy chęć uratowania kogoś wynika zawsze z miłości? Jak dla mnie nie.
    Rozejrzałam się. Tylko ja i maszkaron. Idealnie. Nim zdążył zareagować, podniosłam się i strzeliłam go mocno w twarz, wkładając w to swoje emocje. Złość, rozgoryczenie, smutek. Wszystkie.
 Mów sobie, ile chcesz, że jestem głupia. – warknęłam, widząc, że właśnie to chce powiedzieć. – Ale ja ci coś powiem. Naprawdę myślisz, że twoja matka byłaby z ciebie dumna? Za to, że porzuciłeś siostrę i poleciałeś podbijać Vestalię, Vestroię i wszystko inne?
Nie odpowiedział. Patrzył się na mnie nieodgadnionym wzrokiem.  Nawet nie odpowiesz? Słuchaj Phantom, wiem, że kogoś straciłeś.
   Teraz w jego oczach pojawiło się zaskoczenie. Tego się nie spodziewał.
 Może matkę, może kogoś innego, nie wiem. Dlatego zapragnąłeś potęgi. Ale co za dużo, to nie zdrowo. – Pokręciłam głową. – Ludzie idący taką drogą jak ty, giną szybciej niż myślisz!
 Oj Jessico, Jessico. – westchnął i popchnął mnie na ścianę. Skrzywiłam się z bólu. – Naprawdę jesteś wścibska. – Dotknął czerwonego policzka. – I porywcza. Powiem ci tyle: ja nie zginę.
 Nie rozumiem cię. Masz siostrę, która cierpi przez utratę brata!
 Powinna już dawno temu się ogarnąć i zrozumieć, że on już nie wróci!
   Ręce opadają. Spectra i Keith wymieszali się. Dwa przeciwstawne charaktery stworzyły niebezpieczną mieszankę. Czy uda się ich jeszcze oddzielić?

****

    Reiko zacisnęła palce na ramionach. Chłopak okłamał Jessicą, chociaż sam o tym nie wiedział. Z policzka kobiety kapały łzy, ale nikt nie mógł ich dostrzec.
 To wszystko moja wina. – wyszeptała, drżąc. – Czy ktoś mi kiedykolwiek przebaczy?
   Ona do tego wszystkiego doprowadziła! Ona zniszczyła Keitha, ona wpędziła go w mrok, o na, ona, ona....
   Była najgorsza.
   Gorsza od Zenohelda, Vexosów, Phantoma.
   Zniszczyła wszystkich.
   A oni nawet o tym nie wiedzą.





 ~~~~~~~~~~~~~
Ja: Raz komediowo raz poważnie xD Musicie się przyzwyczaić.
Shadow: I Keith nam zniknął.
Ja: Nie powiem czy na długo, bo sama nie wiem.
Shadow: Reiko jest podejrzana O.o
Reiko: *ciągle jest smutna*
Shadow: Bardzo dziwna...
Jessie: *patrzy na broszkę* Ładna.
Ja: Nie chce mi się pisać podsumowanie ;-; taki ze mnie leń xD Odmeldowujemy się ^^