wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział 51: Myślisz, że mnie znasz?

   Masz ładne oczy. Niemal jak niebo!
   O kim ty mówisz?
   Nie masz dokąd uciec.
   Nie...
   Jesteś tylko bronią.
   Nieprawda!
   Dziwak!
   Zamknij się!
Jak to jest być pustym w środku?
  Zamilcz!
   Czułam, jak całe moje ciało dygocze, a oddech więźnie w gardle. Czemu nagle zaczęłam sobie przypominać to wszystko? Przez jedną głupią piosenkę?! Warknęłam z irytacją i otworzyłam oczy. Jednak nie stałam już w centrum dowodzenia Bakuprzestrzenią. Byłam w moim domu.
   Trzasnęły drzwi. Obróciłam głowę i ujrzałam 8 – letnią mnie oraz Mick'a.
   Mózg ma fazę na wspominanie?
 Dziecko, co się stało? – Moja mama przebiegła przez mnie jak przez powietrze i przyklęknęła przy młodszej mnie. Wtedy dostrzegłam, że z jej wargi lała się krew.
 Nic. – odparła dziewczynka, ścierając szkarłatne krople.
– Na pewno! – prychnęła mama, łapiąc za apteczkę.
– Pobiła się z Bill'im. – wypalił mały Mick, nim młodsza ja sprzedała mu kuksańca.
 Słucham? – Mama zaczęła dezynfekować zadrapania. – Czemu to zrobiłaś?
 Bo znów się ze mnie nabijał. – burknęła dziewczynka. – Idiota!
 Ale porządnie go sprałaś. – zaśmiał się Mick, po czym umilkł, gdy nasza rodzicielka spiorunowała go wzrokiem.
– Nie powinnaś tego robić, skarbie. – powiedziała łagodnie mama, głaszcząc mini mnie po włosach. – Przemoc nie jest rozwiązaniem.
 No jasne! – wybuchnęła dziewczynka. – Najlepiej by było, gdybym siedziała cicho i tylko dawała się ze mnie nabijać, tak?! – Mama otworzyła usta, ale córka nie dała jej dojść do słowa. – Mam gdzieś, czy przemoc jest rozwiązaniem, czy nie! – Po tych słowach wyrwała się matce i wbiegła po schodach. Po chwili rozległ się trzask drzwi.
   Zniszcz mnie, proszę.
   Cała sceneria pękła na pół i zaczęła się pomniejszać, aż zamieniła się w płatki śniegu.
Nie...Pokręciłam głowę. Wiem, co zaraz zobaczę.
   Chłopak o czarnych rozczochranych włosach z nosem w telefonie wszedł na przejście dla pieszych.
   Ślizg opon po mokrej nawierzchni. Błysk przednich świateł.
   Głuchy trzask.
   Telefon wzlatuje do góry, a jego właściciel uderza w maskę samochodu.
– JORDAN! – równocześnie rozbrzmiewają trzy wrzaski. Jeden Jane, drugi 15 - letniej mnie, a ostatni wydobywa się z moich własnych ust.
   Tupnęłam nogą, pragnąc zniszczyć to wspomnienie, przestać słyszeć te krzyki, przestać cokolwiek czuć.
 Masz ładny uśmiech, Jessie.
   Zamknij się!
   Zielona wstęga energii zaczęła tańczyć wokół mnie. Powoli wszystko zaczęło się oddalać, cichnąć.
   Odetchnęłam z ulgą i zrelaksowałam się. Z dala od tego wszystkiego, mogłam zacząć trzeźwo myśleć. To już przeszłość. Nie zmienię jej.
   Otworzyłam oczy, tym razem stojąc tam, gdzie powinnam, czyli z moimi przyjaciółmi.
– Chodź! – Akane pociągnęła mnie za rękę. Chyba nikt nie zauważył, że odpłynęłam na dłuższy czas.
  Wbiegliśmy do pomieszczenia, gdzie teleportowali się Keith i Mira. Bez Shadowa i Mylene. Co się z nimi stało?
   Spojrzałam na ekran i zrozumiałam. Portal pochłaniał resztki trybun i areny. Czyli wciągnął też dwójkę Vexosów. Mylene została pokonana przez własną broń, której użyła z taką pewnością, że pozbędzie się Spectry. Nagle monitor zaczął śnieżyć, po czym obraz zupełnie zanikł, oznajmiając, że kula – pułapka pochłonęła wszystko. Nawet swoich właścicieli.
   Obróciłam się na pięcie i wyszłam na korytarz. Mylene została pokona przez samą siebie. Parsknęłam czymś na kształt chichotu. To się nazywa odejście z klasą.

****

   Akane wyleciała za przyjaciółką na korytarz. Nie podobało jej się dzisiejsze zachowanie Jessie. Najpierw traciła kontakt ze światem, po czym nagle wracała, a teraz wyszła bez słowa wyjaśnienia.
   Najbardziej niepokoiło ją jednak, jak zamarła po raz drugi.
 Leaus, czy ona powiedziała Jordan? – spytała bakugana.
 Wydaje mi się, że tak. – odparł.
   Zaklęła głośno. Miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przyśpieszyła kroku.
 Jess, gdzieś ty polazła?
   Nagle na korytarzu rozległ się śmiech. Pusty chichot odbijający się ponuro od ścian. Gwałtownie się urwał i było słychać miarowe stukanie kul o posadzkę korytarza.
 Ne, Akane – Jessie pojawiła się na drugim końcu korytarza. – pomóż mi.
–  Co jest? – spytała dziewczyna, oddychając z ulgą, widząc, że jej przyjaciółka wygląda normalnie.
– Muszę zdobyć ten eliksir na kostkę i to jak najszybciej.
 Nie wystarczy poprosić Reiko?
   Jessie pokręciła głową.
 Nikt nie może wiedzieć, że go wzięłam.
 Czemu?
 Muszę odnaleźć ostatni fragment układanki. – powiedziała poważnie Jessica.
 A gdzie on jest? – Uśmiechnęła się Akane, strzykając palcami.
– W pałacu Vexosów.

****

   Reiko westchnęła głośno. Stała sama w sali ze sprzętem sterującym Bakuprzestrzenią. Wszyscy Wojownicy zajęli się roztrzęsioną Mirą, a Spectra wybył gdzieś. Ciekawe dokąd się udał?
   Woda, Światło, Ciemność, Wiatr. Zenoheld pozbywał się wszystkich filarów, które podtrzymywały jego władzę jak uschniętych gałązek. Idiotyzm. Nie zdaje sobie sprawy, że za chwilę pogrąży w swym własnym szaleństwie, a wtedy już nikt go nie uratuje.
Chociaż może to i lepiej? Łatwiej będzie się go pozbyć...
   Poczuła, jak ostry kolec kuje ją w skroń. Jessica chce znów coś zrobić sama. Westchnęła i włożyła z powrotem do specjalnej wnęki w sukni przedmiot, którym bawiła się przez cały czas.
   Ostry sztylet wylądował między niebieskimi fałdami materiału.

****

   Akane zerknęła nieufnie na srebrny wywar bulgoczący w kotle.
 Nie wiem, czy to bezpieczne. – stwierdziła.
   Uniosłam brwi i uśmiechnęłam się.
 My kiedykolwiek zrobiłyśmy coś bezpiecznego?
 Nie. – Wyszczerzyła zęby i sięgnęła po bandaże.
 Musimy je namoczyć w tym eliksirze i owinąć wokół mojej kostki. – powiedziałam. – Tylko ile muszę to trzymać?
 Może aż poczujesz, że ci się kość zrosła?
 Ale kostka jest skręcona.
 To nie wiem.
   Zasępiłyśmy się, odczuwając solidne braki wiedzy medycznej. Jak na złość ja do teraz niczego nie skręciłam lub złamałam, a Akane była jakimś dzieckiem farta i tylko miała bliznę na łopatce (przygoda z żelazkiem i szpadą, nie pytajcie)
 Coś tak myślałam, że to zrobisz, Jessie. – Poderwałyśmy głowy i ujrzałyśmy Reiko, przyglądającą nam się wzrokiem matki, która przyłapała dziecko na brzydkim uczynku.
 Co ci do tego? – warknęłam.
   Pokręciła głową i splotła ręce, przybierając poważną minę.
 Jestem za ciebie odpowiedzialna – zaczęła. – i muszę o ciebie dbać. Tymczasem ty chcesz zrobić szalenie niebezpieczną rzecz, nie mówiąc o tym nikomu.
 Dalej będziesz odstawiała tą szopkę z kochającą opiekunką? – spytałam znudzona i skupiłam moc. Powstała bariera, która odepchnęła Reiko. Uśmiechnęłam się złośliwie.
– Przykro mi, Jessie, ale jesteś ode mnie o wiele słabsza. – powiedziała, po czym wiązką niebieskiej energii rozbiła osłonę w drobny mak.
   Zakręciło mi się w głowie, ale ustałam w miejscu. Nie dam się pokonać jakiemuś duchowi! Najwyżej wciągnę ją odkurzaczem!
   Wtedy rozległy się kroki na korytarzu. Reiko zatrzymała się wpół kroku, a ja znieruchomiałam.
– Spectra. – szepnęłyśmy równocześnie.
   Akane rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie i wypadła z pomieszczenia.
 Cóż, Reiko – Złapałam za bandaż i zmrużyłam oczy – nie będziesz w stanie mnie zatrzymać.
– Wywar nie jest gotowy. – powiedziała spokojnie, zbliżając się do mnie.
– Czemu mam ci wierzyć?
 Bo to jedyne co ci pozostało.
   Prychnęłam i rzuciłam się do przodu.

****

   Spectra spojrzał chłodno na Japonkę, która rozłożyła ręce w obronnym geście i nie miała zamiaru go dalej przepuścić.
– Co ty wyrabiasz? – spytał w miarę spokojnym tonem, chociaż najchętniej zmiótłby dziewczynę z drogi.
 Idź innym korytarzem, skręć albo fruwaj, ale nie wolno ci tędy przejść!
 Dlaczego? – Splótł ręce na torsie i spojrzał na nią badawczo.
   Wzięła głęboki wdech i opuściła ręce.
 Bo nie możesz i tyle.
 A dokładniej?
 Po prostu nie możesz! – warknęła. – Spadaj stąd!
   Postąpił krok do przodu, ale ku jego rozczarowaniu Akane się nie cofnęła, tylko wymamrotała kilka słów w nieznanym mu języku.
– Czy to za związek z Jessie? – strzelił, jak się okazało, celnie.
– Nie twój interes, Phantom.
 Wydaję mi się, że jednak mój.
-– Pieprzę, jesteś cholernie wścibki. – westchnęła. – Ej! – Złapała go za ramię, kiedy koło niej  przeszedł i szarpnęła do tyłu.
   Wystarczył jeden, wypracowany ruch i zamiast niego w tył poleciała Akane. Wylądowała na ugiętych kolanach.
– Nieźle. – Wyszczerzyła się, po czym wyjęła gantlet. – Walcz ze mną.
 A co będę z tego miał?
   Wywróciła oczami i stanęła prosto.
 Jeśli wygrasz, przepuszczę cię, a jak przegrasz, to łaskawie zabierzesz stąd siebie i swoje ego.
   Spojrzał na nią przeciągle.
 Dobra, powiem ci też, czemu nie chciałam cię przepuścić. – wymamrotała, mordując go wzrokiem.
   Uśmiechnął się przebiegle.
– Zgadzam się.
   Wystukał współrzędne w gantlecie i przeniósł ich do Bakuprzestrzeni.
   Akane wyciągnęła kartę otwarcia.
   Głupia, nawet nie wie, co ją czeka.

****

   Mimo że miała zamknięte oczy, czuła, że ktoś ją trzyma za rękę. Pod jej powiekami przemykały jasne snopy światła.
   Otworzyć oczy czy nie?
   Nie, lepiej jeszcze chwilę odpocząć...Od dawna nie miała na to czasu. Poczuła miłe ciepło rozlewające się po jej ciele.
   Zaraz, co się stało?
   Pamiętała, że rzuciła kulę – pułapkę, że walczyła z Phantomem oraz jak Spectra złapał ją, gdy miała wlecieć do portalu. To wspomnienie napełniło ją burzą różnych uczuć. Od zdumienia poprzez wściekłość do nienawiści. Czemu on chciał ją uratować? Co chciał udowodnić? Że się zmienił? Potwór zawsze pozostanie potworem, nieważne jaką maskę przybierze!
   Przecież ona chciała go zabić. To nie ma sensu.
   Uścisk na ręce wzmocnił się. Uchyliła powieki.
 Shadow? – wymamrotała skołowana, patrząc na Vexosa, który wyjątkowo nie śmiał się wariacko.
   Kolejna rzecz bez sensu. Po co on ją ratował?  Czemu?!
   Wszystkie wspomnienia zlały się w jedną plamę. Zabawne, niemal we wszystkich towarzyszył jej ten wariat...
– To chyba twój najidiotyczniejszy wyczyn w dziejach, Shadow. – powiedziała, kręcąc głową.
   Chłopak wybuchł śmiechem.
– Razem będzie nam raźniej, nie?
   Już otworzyła usta, by zwyzywać go od ameb umysłowych, baranów i kretynów, gdy uświadomiła sobie, że mówił prawdę. Więc uśmiechnęła się tylko lekko i pozwoliła, by pochłonęło ich światło.
 Dziękuje. – jej cichy szept rozniósł się w dal.

****

   Kiedy po raz kolejny musiałam uniknąć niebieskiej kuli energii, a uwierzcie, z kulami nie jest to łatwe, zapragnęłam wziąć odkurzacz i wciągnąć Reiko do środka.
   Jeśli to jest jej „opieka”, to powinnam pobiec do rzecznika praw dziecka i żądać odszkodowania! Kto to widział ciskać w ranną mocą?! Inna sprawa, że jej oddawałam, ale ona jest duchem. Małe wrażenie to na niej robiło.
 Giń, maszkaro niemyta! – warknęłam. – A nie sorki ty już jesteś martwa.
   Zmarszczyła brwi i koło mojego ucha ze świstem przeleciał iskrząca, błękitna wstęga.
– Jessie, czemu jesteś taka nierozsądna? – spytała, zaprzestając ataku. – Nie chcę ci zrobić krzywdy.
   Poczekaj, bo właśnie pędzę by ci w to uwierzyć. Czuj ten pęd i kurz!
– Powiem ci, że jakoś nie zauważyłam. – mruknęłam. – Co ci się znów nie podoba?!
– Eliksir nie jest jeszcze gotowy, tak ja mówiłam. Poza tym nie mówisz nikomu o swoich planach przyjaciołom.
– Powiedziała wiecznie szczera osoba. – zakpiłam. – Twoje dzieci musiały mieć nieźle przerąbane z taką mamusią, co ma nietolerancję na docinki i uwielbia mieszać w głowie!
   Gwałtownie się zatrzymała, a jej twarz stężała. Przez sekundę patrzyła na mnie, jakby rozważała, czy wrzucić mnie do kotła z eliksirem i w nim ugotować.
– Mamo! – W kuchni rozległ się wyraźnie dziewczęcy krzyk.
   Nie stałam już na czarno – białych kaflach, lecz na miękkiej trawie. Na krużgankach mała dziewczynka, może czteroletnia, o liliowych włosach w białej sukni szarpała się z wysokim mężczyzną i wyciągała rękę w kierunku marmurowej fontanny.
   Nie miałam wątpliwości, że osobą stojącą koło fontanny była Reiko. Wyglądała niemal tak samo, oprócz złotej obręczy ze srebrnymi diamencikami, która spoczywała na jej głowie.
– Kazuhiro, puść mnie! Muszę iść do naszych dzieci! – krzyknęła moja przodkini, szarpiąc się z mężem.
 Nie, kochana. Nie możesz. Znasz zasady. – odparł smutno.
 Mamo! – Do dziewczynki dołączył młodszy od niej chłopczyk na oko  trzyletni.
   Reiko wyrwała się mężowi i zaczęła biec w ich stronę.
– Mama już idzie! – zawołała, gdy mężczyzna, z którym szarpała się dziewczynka, zagrodził jej dalszą drogę włócznią. – Co ty robisz?! Rozkazuję ci zejść mi z drogi!
 Wiesz, że nie mogę, pani. – rzekł cicho.
   Reiko zacisnęła pięści, a ja ujrzałam jak wokół niej falują wstęgi niebieskiej energii.
– To moje dzieci. – wydusiła, wyciągając rękę. Dotknęła opuszką palca ostrza. – Jeśli masz zamiar mi je zabrać, to będziesz musiał przejść po moim trupie!
– Naprawdę pragniesz umrzeć w tak młodym wieku, pani? – zapytał strażnik. – I żeby twoje dzieci oglądały twoją śmierć?
   Reiko zamarła, próbując coś powiedzieć, ale z jej ust dochodził tylko szloch i niezrozumiałe strzępy słów.
   Strażnik spojrzał na nią ze współczuciem, po czym obrócił się i skinął głową do swoich towarzyszy. Ci z kolei łagodnie acz stanowczo odciągnęli dzieci od matki, mimo że te się wyrywały i ciągle wzywały Reiko. Strażnik ruszył za nimi.
   Gdy ich kroki i krzyki ucichły, moja przodkini uniosła głowę ku niebu. Z jej oczu spłynęły łzy.
 Reiko. – rzekł Kazuhiro, ścierając krople białą chustką. – Tak bardzo mi przykro.
 Najdroższy.
 Tak?
 Powiedz mi jedno.
 Słucham?
   Kobieta wzięła jego twarz w dłonie i przybliżyła do swojej.
– Czemu ten świat traktuje mnie jak potwora? – wyszeptała.
   Wtedy scena się urwała, a ja znów stałam w kuchni.
   Reiko klęczała na ziemi, zaciskając dłonie na ramionach.
 Rebeko, Daichi, mama tak strasznie was przeprasza. – wydusiła.
   Olśniło mnie. Ja mogę ujrzeć niektóre jej wspomnienia, więc czemu ona nie mogła by widzieć moich? Stąd nagle przypomniałam sobie o głupiej trójce i o Jordanie. Zacisnęłam pięści, chociaż scena, którą widziałam, nieco mnie poruszyła.
   Kobieta podniosła się z klęczek i spojrzała na mnie zapuchniętymi powiekami.
 Reiko, czy my...
– ...możemy widzieć swoją przeszłość? – dokończyła. – Tak, przez pewien czas. Tak długo jak ostatni fragment nie został odnaleziony, jesteśmy ze sobą silnie połączone.
   A co zmieni ten jeden fragment? Co takiego w nim jest?!
– Czyli to przez ciebie widziałam Jordana. – wycedziłam, czując uścisk w gardle.
 Naprawdę nie chciałam. – głos miała beznamiętny. – Nie wiedziałam, że był dla ciebie tak bliski jak mi Kazuhiro.
   W tamtej chwili miałam ochotę wysłać ją do diabła z dodatkowymi pozdrowieniami od Cerbera.
 Wiesz, co jeszcze zauważyłam, Reiko? – spytałam, kuśtykając w jej stronę. – Od kiedy się pojawiłaś jestem raczej dalej niż bliżej odnalezienie ostatniego fragmentu układanki. – Przystanęłam. – Czy ty to robisz specjalnie?
   Nie odpowiedziała.
   Zgadłam.


 Ten rozdział jakoś bardziej mi się podoba ^^
Lync: Nawalasz tymi notkami jak szalona
Ja: No xD mam nadzieję, że nadążacie czytelnicy ^^''
Spectra: Lepiej się módl
Ja: Ty się módl, bym nie wstawiła twoich artów
Spectra: -.-
Ja: No własnie xD
Dan: Jess, co za Jordan?
Jessie: *skubie sierść Aresa* Nieważne...
Akane:  Kiedyś ci wyjaśnimy.
Dan: Aaa..ok.
Ja: W tym rozdziale coś się wyjaśniło czy raczej znów namieszałam? O.o
Spectra: Po co zadajesz tak idiotyczne pytania?
Ja: Ugh, siedź cicho >.>
Akane: I szykuj się na dojazd. Wgniotę cię z Leausem w ziemię!
Spectra; Pomarz sobie
Akane: -.-
Jessie: Akane, miałaś ćwiczyć E.T. Ej tam jest tekst o ukochanym, który jest obcym!
Akane: Bo cię przykuję do Keitha bez koszulki!
Lync: Te groźby
Shadow: Idź spać. Musze sobie POWAŻNIE porozmawiać z Angel >.>
Ja: Etto...No to paaa! *blokuje drzwi miotłą i chowa się do szafy*
Ps. Widzę, że shot świąteczny stał się strasznie popularny ^^
Ps.2. Wow mam już ponad 50 rozdziałów! (zostało 30 do końca xD) dlatego dam tu dwie ciekawostki.
1. Jessie miała być z Shune,
2.  Jessie miała różowe włosy i była Vexoską xD

Jessie: Chyba trzeźwa nie byłaś, jak to wymyśliłaś
Ja: Czepiasz się >.>
Jessie: Wcale nie <.<
Akane: I don't want, what I can get
I want someone, with secrets
That nobody, nobody, nobody knows
I need a gangsta
To love me better
Than all the others do
To always forgive me
Ride or die with me
That's just what gangsters do
Jessie: Czuję kolejne nawiązanie. Gus!
Akane: Umrzyj.
Jessie: Ja ciebie też xD

KOŃCZYMY
Jessie&Akane: Dobranoc ^^





niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział 50: Głęboka nienawiść

   Ośmioletnia dziewczynka siedziała na ławce w wiosenne popołudnie. Majtała radośnie nogami, patrząc na błękitne niebo upstrzone białymi kłębiastymi chmurami przypominającym baranki na łące. Miała na sobie biały sweterek oraz zieloną sukienkę ze złotą broszką. Jej brązowe włosy falowały lekko pod wpływem wiatru.
– Ake się spóźnia. – stwierdziła, wzdychając.
 Ej, Jessica! – Jej spokój został rozbity przez krzyk, który wydobył ust pewnego chłopaka.
W jej stronę zmierzało trzech wyrostków, chodzących z nią do jednej klasy.  Spojrzała na nich spod zmarszczonych brwi. Czego oni znów chcą?
 Dalej nie umiesz płakać, dziwaku? – spytał jeden z nich - Bill, który zawsze chodził w dżinsowej kurtce i żuł gumę.
 Tak samo jak wasza trójka dalej nie umie myśleć. – odparła lekko znudzonym tonem, co nie spodobało się chłopakom.
 Dalej się tak mądrzysz? – fuknął Jack.
   Nie odpowiedziała, patrząc na nich ze spokojem, chociaż zaciskała zęby.
 Myślisz, że jak twój tatulek jest kimś ważnym, to możesz z nas kpić?! – krzyknął Joy.
   Milczała.
 – Kiedy wreszcie cię zabiorą do wariatkowa, co? – szydzili dalej. – Czy może wreszcie umiesz płakać?
   Cisza. Tata mówił, by nie dała się prowokować głupków, więc to robiła, chociaż szczęki już ją bolały od zaciskania.
   Nagle Bill złapał ją za włosy i mocno pociągnął. Spojrzała na niego spode łba, przygryzając wargę, by nie pisnąć, chociaż bolało ją to.
   Nienawidzę was.
 Mówić też już nie umiesz? – warknął, szarpiąc mocniej.
   Tym razem dziewczynka nie wytrzymała i cicho pisnęła, co spotkało z uśmiechami wyrostków.
   Tak bardzo was nienawidzę...
   Szarpnęła głową do tyłu, czując ostry ból. W zaciśniętej dłoni Bill'ego pozostał pęk brązowych włosów. Zaśmiała się triumfalnie na widok ich ogłupiałych min, chociaż wcale  nie było jej do śmiechu.
– Ty mała...  zaczął Jack, gdy gałąź nad nimi spadła z hukiem tuż przed jego nogi. Popatrzył ze strachem na dziewczynkę. – Ty to zrobiłaś?
 Może. – odparła, uśmiechając się pod nosem.
   Idioci.
 Ej, co wy robicie mojej siostrze!? – Na końcu alejki pojawił się zdyszany Mick wraz z Jordanem Wilsonem.
   Trójka wyrostków natychmiast rzuciła się do ucieczki. Nie dość, że brat Jessici i jego kumpel byli starsi to jeszcze wysocy i dobrze zbudowani (jak na 10-latków). Nie chcieli z nimi zadzierać.
 Nic ci nie jest? – spytał Mick, przykucając przy siostrze.
 Nic. – odparła, biorąc głęboki wdech. – Lepiej ich ścigajcie, bo wam zwieją.
– Zemścimy się za ciebie, Jess. – przyrzekł Jordan.
   Uśmiechnęła się lekko.
– Dzięki.
   Po chwili  patrzyła, jak Mick i kolega biegną za trójką głupków z jej klasy. Przed twarzą przeleciał jej własny, wyrwany włos. Złapała go w palce, patrząc na niego bezmyślnie.
– W-wybacz za spóźnienie! – Dziewczynka z fioletowymi włosami związanymi w kucyk przytuliła ją mocno, tym samym wyrywając z zamyślenia.
 Coś ci długo zeszło. – stwierdziła Jessie, zeskakując z ławki.
– Oj nie moja wina, że musiałam zmienić spodenki, a mama znów mi je gdzieś indziej włożyła w szafie! – powiedziała Akane. – Ne, co ci się stało? – Dostrzegła zaczerwienione miejsce po wyrwanych włosach.
– Głupia trójka. – wyjaśniła jej. – Bardzo widać?
 Nie. – Japonka pokręciła głową. – Po prostu jest czerwone. Gdyby przyszła wcześniej, tak bym im nakopała za to, że cię dręczą...  wycedziła.
 Zostaw ich. Tata twierdzi, że takim jak oni już nic nie pomoże.
 Nie mają mózgu, więc to chyba wiadome. – burknęła Akane.
   Obydwie wybuchły śmiechem. Jessie schyliła się po swoją broszkę, która upadła jej na ziemię podczas ataku trzech idiotów, gdy dostrzegła, że przed nią ktoś stoi. Uniosła nieco głową i ujrzała niewyraźną sylwetkę kobiety w sukni.
– Jessie? – mruknęła Akane.
 Widzisz ją? – spytała dziewczynka, pokazując palcem przed siebie.
   Japonka skierowała tam wzrok, ale dostrzegła tylko alejkę.
 Kogo? – Zmarszczyła brwi.
   Jessica podniosła się, a kobieta zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Przywidziało jej się?
– No to idzie...  urwała gwałtownie, otwierając szeroko oczy.
 Jess? – Akane zamachała jej ręką przed oczami.
 Masz ładne oczy. Niemal jak niebo. – wymamrotała dziewczynka, po czym zamknęła oczy i padła na alejkę.
 JESS!
   Zamrugałam kilka razy, widząc przed sobą rozmazany obraz centrum sterującego Bakuprzestrzenią.
– Dobrze się czujesz? – spytał Dan.
 Taaa. – Przetarłam oczy. – Jakoś tak odpłynęłam. – Podrapałam się po głowie.
   Kiedy Kuso odwrócił głowę, zasępiłam się. Czemu akurat teraz przypomniałam sobie to wydarzenie z parku? I jeszcze ta banda debili tam była...
   Dobra, Jessie, skup się! To nie czas na odpływanie! Mira i Keith walczą z Vexosami, a ja sobie wspominam mojej jakże urocze chwile dzieciństwa.
   Uderzyłam się lekko dłońmi w policzki i spojrzałam na monitor, który akurat wyświetlał, jak Helios niszczy MAC Spidera niczym jakąś porcelanową lalkę.
   Mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie.

****

   Przeraźliwa pustka była wypełniona tylko jeszcze gorszą ciszą.
   Co się dzieje?
   Gus poruszył się niespokojnie, dzięki czemu zaskrzypiała metalowa prycz. Dźwięk, choć nieprzyjemny, przyniósł mu pewne ukojenie. Taki przerażający spokój nie pasował do pałacu Vexosów.
   Gdzie wiecznie śmiejący się Shadow?
   Gdzie Mylene z jej chłodnym wyrazem twarzy i krótkimi, celnymi docinkami?
   Co się dzieje?!
   Zeskoczył z pryczy, zrzucając przy okazji miskę i łyżkę. Tępy huk rozniósł się po lochu.
– Co jest, szefie? – spytał Vulcan, wyrwany z drzemki.
 Słyszysz to?
 Ale co?
 No właśnie. – westchnął Gus. – Jest za cicho. Nie podoba mi się to.
– Może po prostu polecieli na jakąś misję? – zasugerował bakugan.
 Ale gdzie Zenoheld mógł ich wysłać? – zastanawiał się na głos chłopak. Po chwili przyszła odpowiedź. Wojownicy albo jego mistrz...
   Uderzył pięścią w metalową część krat. Cholera! Nie wątpił, że jego mistrz jest potężny, ale jeśli zaatakują go we dwójkę albo, o zgrozo, w trójkę z Hydronem, to może się nie najlepiej skończyć.
   Nagle roześmiał się cicho. Jak on może tak wątpić w mistrza? Czy on nie był tym, który wzniósł go na sam szczyt i pokazał nieraz, że kpi sobie z potęgi innych? Tak, z nim wszystko będzie w porządku.
   Co nie zmienia faktu, że musi się stąd wydostać. Jak najszybciej.

****

   Zacisnęła zęby, gdy bakugan tego pajaca, Shadowa, został zniszczony, jakby był jakąś muchą.
 Brawo, kretynie. – warknęła, ładując kolejną supermoc. – Tarcza płaszczki!
   Czemu walka z tą gówniarą zajmuje jej tak dużo czasu? Powinna ją pokonać w kilka sekund, po czym iść do Spectry i wreszcie zniszczyć go!
   Jeszcze oni chcą, żeby połączyła siły z Wojownikami. Oni są naprawdę tak głupi czy tylko się z nią drażnią? Ona pracuje sama! Zawsze tak było i będzie!
   Po raz kolejny mała Fermin zablokowała jej atak, ale wyraźnie słabła. Mylene uśmiechnęła się z triumfem, czując, jak w jej kieszeni kołysze się mała kula – pułapka. Tak bardzo chciała jej teraz użyć i patrzeć, jak Spectra przerażony próbuje uchwycić siostrę, którą wciąga portal, aż sam do niego wpada. Och, byłby to piękny widok.
 Sanfen! – krzyknęła.
   Niebieska wiązka energii poleciała prosto w Mirę. Była niemal centymetr od niej, gdy została zablokowana przez strzał Spectry.
 Nie wtrącajcie się! – warknęła zirytowana Mylene. Było tak blisko!


****

Is anybody there,
Does anybody care
What I'm feeling?
I wanna disappear so nobody can hear me when I'm screamin!

   Nie, przestań. Nie mogę teraz tego słuchać… Mira i Keith mają kłopoty przez tą wiedźmę. Skup się.
   Słowa piosenki powoli odpływały w ciemność, a ja mogłam zrozumieć, co się wkoło dzieje. Reszta Wojowników wykrzykiwała bojowe hasła lub zachęcała Mirę do dalszej bitwy.
 Dowal jej, Mira! – krzyknął Dan, gdy Maccubas oberwał jednym z ataków Wildy.
   Obraz przed oczami znów zaczął mi się zamydlać, a głosy przyjaciół odpływać w dal.

They say pain is an illusion
This is just a bruise and
You are just confused but
I am only human
I could use a hand sometimes

   Zacisnęłam powieki, próbując pozbyć się piosenki z głowy, ale to nie pomogło. Wręcz przeciwnie. Tekst rozbrzmiewał trzy razy głośniej.

The weight of the world is pullin' me down
(Where are you now? Where are you now?)
Every breathe feels like I'm gonna drown
(Where are you now? Where are you now?)
I'm the only one left to hold on oh
Singin' this song but can't find the words!

   Ta piosenka przywołuje tyle wspomnień…

****

   Przegrała. ZNÓW PRZEGRAŁA. Zacisnęła pięść. Jak to możliwe?! Przecież to tylko słaba dziewucha!
   Jednak ma przecież coś jeszcze.
 I co teraz zrobisz, Mylene? – spytał Spectra, powoli do niej podchodząc.
   Prychnęła, obserwując, jak zdejmuje maskę, ujawniając swoją prawdziwą twarz. Nieważne czy ją zakrywał, czy nie, nienawidziła w końcu tą samą osobą.
   Powoli zsunęła dłoń w kierunku kuli – pułapki.
 Przegrałeś, Spectra. – oznajmiła, wyjmując ją.
   Spectra cofnął się o krok. Wykrzywiła kąciki ust. Nareszcie! W końcu mogła zauważyć ten cień strachu na tej jego przeklętej twarzy!
 Żegnaj, Spectra. – wycedziła i już miała uruchomić kulę, gdy poczuła dłoń o długich szponach na swojej. Shadow. – Nie przeszkadzaj mi. – syknęła.
   Prove wystawił swój jęzor i zaśmiał się.
 Oj nie bądź taka, Mylene. Musimy się w końcu trzymać razem.
   Przewróciła oczami. Nie mogła się doczekać, aż pozbędzie się tego kretyna, ale teraz czas na zemstę. Wspólnie nacisnęli guzik uruchamiający urządzenie i rzucili kulkę. Jednak ona zamiast wytworzyć pod nogami Spectry portal, poleciała do góry i zaczęła wciągać arenę.
Osłupiała Vexoska, patrzyła na to, póki kawałek trybun nie przeleciał koło jej głowy. Wtedy poczuła, jak coś w niej pęka i wrzeszczy.
   Z gantelta wyłonił wyłonił się błękitny miecz.
– SPECTRA! – ryknęła, pędząc w jego stronę z dzikim szaleństwem w oczach.
   Starły się dwa miecze, aż iskry poleciały w boki.
   Dyszała ciężko. Nie obchodziło ją, czy zginie, czy Zenoheld stworzy tą swoją broń. Miała wszystko gdzieś.
   Ona musi go zabić. Teraz! Już! Natychmiast!






Musiałam edytować wszystko, bo czcionka była zrąbana, a blogger chyba nie łapie polecenia "normalny rozmiar". No mniejsza. Rozdział, który pisałam był zbyt długi, to go podzieliłam na dwie części xD  Ten mi się tak sobie podoba, ale zostawiam to waszej ocenie. Mylene robi się psycho, a Jess ma wspominki
Jessie: Ta xD *tuli pluszaka* Dzięki bro ^^
Dan: Prosz ^^

Czas na ruskie arty!

Jessie: Mówiłam, żeby mu taką maskotkę zrobić na święta!
Spectra:....
Jessie: Wszyscy starsi bracia tak mają? 
Dan: Najwyraźniej xD

Jessie: Pierwsze słowa, jakie mi przyszły na myśl: "Idę ci wpieprzyć!" xD
Lync: To jest chyba z odcinka ze Spectrą.
Jessie: To tym bardziej


Jessie: Akane, Keith ci prezent przyniósł xD
Akane: Ale zawiązany...Btw: Kudłaty lakier ci puścił
Jessie: xD



Jessie: Jeszcze bardziej krzywa niż normalnie O.o A to niemałe osiągnięcie xD
Mylene: *zimna furia* Ciebie też powinnam zabić
Jessie: Powodzenia xD

Jessie: Piesek ze snapa mi się przypomniał xD
Ja: Akane czuję, że to ty
Akane: *z talerzem pierogów* Nope, tym razem nie ja

Ja: Zgadnijcie czego teraz będę poszukiwała..
Jessie: Kolejny?
Ja: Oczywiście xD
Jessie: Przypomniało mi się, jak mnie porwaliście i z nim gadałam xD
Dan: Będzie co dzieciom opowiadać.
Lync: "Wtedy wasz ojciec zaczął mi założył mi metalową obręcz na szyję, bym nie mogła uciec."
Jessie: Nie każdy może się czymś takim pochwalić
Ace: Patologia
Akane: Z ciebie jest.
Ja: To jest jego mina z cyklu "Gadaj, co chcesz i tak cię nie słucham" xD
Jessie: Czyli taką ma, jak z tobą gada
Ja: -.-

Dan: Znów na odwrót....
Baron: #typowe
Jessie: Kto go uczy hasztagowania?
Haruka: Ja! xD

Ja: To siostra Gusa? O.o
Jessie: To Gus xD
Ja: To jest chore xD
Dan: To w związku Akane i Gusa nie będzie wiadomo, kto jest mężczyną a kto kobietą O.O
Jessie&Ja: *wybuchają śmiechem*


Ja: Sweet *.*
Jessie: ^^
Keith: *uśmiech się lekko*
Ja: Wybaczam ci ;-; A ty profesorku...*warga jej drży* A zresztą idźcie w cholerę!
Jessie: 2 raz sie wzruszyła O.o Matko, ale nie rycz! xD *leci za Autorką*

Tym razem kończymy tak miło xD *ociera łezkę*
Jessie: *wywraca oczami*
Ja: No nie mów, że cię to nie wzruszyło
Jessie: Podobno obydwie mamy kamień, a nie serce, ale mniejsza.

Enjoy!
Ps. Jak się czuję po Wigilii i będę czuła za 2 godziny, bo rodzina wbija na obiad:
 xD
Oby żarcie poszło w biust, a facetom w bicki ;D

wtorek, 20 grudnia 2016

"To był mój piernik!" - czyli święta Wojowników, drużyny Destrukcji i Vestalian

       Uwaga!
Poniższy materiał zawiera spore dawki głupoty i wielu innych rzeczy. Dodatkowo jest cholernie długi, więc upewnij się czy masz siłę i czas by to przeczytać ^^
Enjoy!



   Kiedy otworzyłam oczy, od razu zauważyłam płatki śniegu wirujące za oknem. Przeciągnęłam się, aż mi chrupnęło w kościach i przewróciłam się na bok, by poszukać telefonu.
 Dziesiąta trzydzieeeści – ziewnęłam, patrząc na wyświetlacz.
   Za chwilę przyjdzie Akane, Dan, Runo, Julie, Haruka, Jane i reszta wojowników. Około jedenastej przylecą Vestalianie...
 Kurduplu, wstawaj! – Do pokoju wtargnął Mick i rzucił mi świąteczną czapkę. – Ubieraj się.
 Też się cieszę, że cię widzę, braciszku. – powiedziałam, mordując go wzrokiem, po czym wyplątałam się z mojej czarnej kołdry w białe wąsy i podeszłam do szafy.
   Hmm, co ubrać? Potem to wiadomo, że sukienka, ale teraz? Będzie chaos, więc...
Po chwili wyszłam z łazienki w czerwonym swetrze z nadrukiem renifera, czarny rurkach i moich papciach w fioletowe serca, jednocześnie czesząc się i myjąc zęby.
 Dzień dobry, Jess. – powitał mnie Fludim. – W tym roku będą piękne święta  stwierdził, patrząc przez okno na zimowy krajobraz i zawalony śniegiem ogród.
 Wiem  przytaknęłam i zeszłam po schodach na śniadanie.
   W salonie stała już ogromna choinka, która tylko czekała, aż ktoś ją przystroi. W schowku  leżały prezent, a w powietrzu unosił się aromatyczny zapach pierników i ciast. Mick właśnie wyciągał pudła z ozdobami z jednej z półek.
 Cześć, córciu! – zanuciła mama, dając mi buziaka w czoło i wpychając kubek kakao do rąk. – Jesteś pewna, że sobie poradzicie? – spytała, ubierając płaszcz. – Wiesz, w końcu Vestalianie nie obchodzą świąt.
 Dam radę, mamo. – powiedziałam. – To chyba nie będzie nic trudnego!
   Potem jednak uznałam, że popełniłam błąd, mówiąc to...
– Mam nadzieję. – Uśmiechnęła się.
– Dzień dobry! – do środka wparowała Akane z naręczem prezentów, a za nią Wojownicy.
– Ach, witajcie! Skoro już się dziś nie zobaczymy, to życzę wam wesołych świąt. Przekażcie je Mirze i reszcie, dobrze? – spytała mama, a z garażu dobiegło trąbienie. – Ach, już idę, nie denerwuj się tak, kochanie! – krzyknęła i znów zwróciła do reszty. – A i przygotowałam dla was poczęstunek w kuchni. – Kolejne trąbienie. – Już muszę lecieć. Do zobaczenia jutro Jessie, Mick! – pożegnała naszą dwójkę i wybiegła na podwórko.
   Dan od razu wleciał do kuchni, rzucając prezenty do schowka. W jego ślady poszła Akane i Julie. Shun tymczasem poszedł wspomóc mojego brata, a Runo i Marucho stali niezdecydowani w przedpokoju.
 Zrobić wam herbaty? – spytałam, odwieszając ich płaszcze i wrzucając paczki do schowka.
– Nie trzeba. Gdzie twoi rodzice pojechali? Misaki wskazała na ośnieżony pojazd. Kurde, przydałoby go się odśnieżyć...
 Do rodziny. Jutro ja i Mick jedziemy do nich, ale dziś jest nasza prywatna wigilia! – Wyszczerzyłam się. – Neee, Mick, łap za łopatę i marsz na dwór.
 Chyba coś się boli. – mruknął i wyłączył ekspres. Oparł się o blat i pociągnął łyk kawy, patrząc na mnie spode łba. – Sama sobie odśnieżaj!
   Pokazałam mu język i spojrzałam, jak Akane i Dan wyrywają sobie pierniczka. Nie był on ostatni, ale Julie zabrała im miskę, twierdząc, że za chwilę zjedzą wszystkie i nie zostanie ani okrucha dla reszty. W końcu skończyło się tym, że Runo zdzieliła swojego chłopaka w łeb, a Haruka odciągnęła Akane za ucho. Jane wyjątkowo bez słuchawek w uszach, wyrwała nieszczęsnego pierniczka i sama zjadła. Uśmiechnęła się triumfalnie na widok zdruzgotanych min Dana i  postrzeleńca.
 To był mój piernik! – wrzasnęli jednocześnie z wyrzutem.
   Dziewczyna wzruszyła ramionami.
 Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. – stwierdziła.
   Akane wydęła policzki i strzeliła focha na Jane.
 Już nie będę ci szukała crusha, Jane – chan!
– Zbawienie! – ucieszyła się dziewczyna.
   Nagle Julie gwałtownie wstała i uderzyła dłońmi o blat stołu. Jej reakcja spowodowała, że Dan prawie zakrztusił się paluszkiem i Haruka musiała mu sprzedać swój popisowy cios w plecy, przez który zarył nosem o stół.
 Wszystko w porządku? – zaniepokoiły się Runo i Alice, a ta ostatnia dała szatynowi szklankę wody.
   Chłopak pokazał  im kciuk uniesiony do góry, dzięki czemu odetchnęły z ulgą.
 Może nieco przejechałam z tym ciosem. – Haruka podrapała się po nosie. – Wybacz, Dan.
 Nic się nie stało. – wymamrotał Kuso. – Ale nigdy więcej tego nie rób...
   Julie zirytowana, że ją zlaliśmy, wymownie chrząknęła, a gdy skupiliśmy się na niej, spytała:
– Jess, gdzie trzymasz dekoracje? I jakie one są?
 Dekoracje są już w salonie. – Wskazałam głową na drzwi. – A są tam ozdoby na choinkę, lampki, świecące figurki, łańcuchy itp.
– Moment...  zaczęła złowieszczo Akane.
– ...czy ty...  wtrąciła  Julie ponurym głosem.
 ...zapomniałaś o jemiole?! – wrzasnęły jednocześnie.
   Haruka i Jane popukały się wymownie w czoło, Runo wraz z Alice, Shunem i Marucho nieco otępieli, a Dan nie do końca ogarnął sytuację. Wzięłam głęboki wdech. Tylko spokój może mnie uratować w starciu z tymi dwiema.
– Mamy jakąś jemiołę? – zwróciłam się do Micka, który krztusił się od śmiechu.
– Powinna być. Mama co roku kupuje. – odparł.
 To idź po nią. – mruknęłam. Wywrócił oczami, ale posłusznie poszedł.
 Ale ty się zajmiesz resztą spraw! – krzyknął.
 Spoko!
 To kiedy będą Mira, Keith, Gus i reszta? – zapytała Alice, przeglądając książkę kucharską.
 Powinni już być. – stwierdziłam, patrząc na zegarek.
    Jak na zawołanie, usłyszałam ciche „pyk!” i tupot butów piętro wyżej. Po chwili na szczycie schodów pojawili się Vestalianie z prezentami i wyszczerzami.
 Wreszcie! – ucieszyła się Julie i od razu rzuciła Mirze na szyję. – Nie mogliśmy się was doczekać!
– Były małe problemy z teleportacją. – wyjaśnił Gus. – Jessie, gdzie mam to dać? – Wskazał głową na paczki.
 Tutaj. – Poprowadziłam ich do schowka, gdzie wrzucili prezenty. Zamknęła drzwi nogą, oparłam ręce o biodra i zmierzyłam wszystkich wzrokiem.
   Dziś będą pierwsze święta Vestalian.Trzeba je urządzić jak najlepiej!
 Zacznijmy przygotowania! – zarządziłam.
 Aye!

Podział
Pakowanie prezentów:
- Jessie
- Akane
- Ace
- Baron
Ubieranie choinki i dekorowanie domu:
- Keith
- Runo
- Shun
- Mick
- Marucho
- Mira
Gotowanie:
- Alice
- Haruka
- Jane
- Gus
Zabijanie karpia, po czym pomoc w dekorowaniu:
- Niepowtarzalny Dan Kuso!!!

****

Owinęłam w niebieski papier z gwiazdkami paczkę dla Dana i wrzuciłam ją na niewielki stosik opakowanych prezentów. Drugi stos tych nieopakowanych był znaaacznie większy. W końcu każdy kupił prezent dla każdego...
 Pomocy! – jęknął Baron, który jakimś cudem zaplątał lewą rękę i prawą nogę w zieloną wstążkę.
 Idiota. – skomentował Ace i ruszył mu na pomoc.
   Pięć minut później leżeli obydwoje owinięci wstążką tak, że przypominali prezenty. Spojrzałyśmy na siebie z Akane i pokręciłyśmy głową z politowaniem. Złapałam z nożyczki i przycupnęłam przy nich.
– A teraz spokojnie, bo was potnę. – zagroziłam, co odniosło zarąbisty skutek, bo Baron spanikował i wyrwał się do przodu.
 Leż! – warknęła Akane, próbując go przytrzymać, ale potknęła się i poleciała w stos prezentów.
   Plasnęłam ręką z całej siły w czoło na widok pobojowiska. Akane i Ace zaplątali się jeszcze bardziej, przez co praktycznie stykali się twarzami.
 Spadaj, wariatko! – warknął Grit, próbując ją odepchnąć ręką.
 Jak mnie nazwałeś, debilu?! – zirytowała się moja przyjaciółka.
   Zapowiada się wyśmienita zabawa...

****

   Keith i Shun podnieśli głowy do góry, słysząc na piętrze okrzyki, ale kiedy usłyszeli śmiech, rozluźnili się i wrócili do rozwiązywania supła, którym stały się lampki. Tymczasem Runo i Julie wieszały bombki i inne ozdoby na choince.
 Cholera. – warknął Keith, gdy supeł stał się jeszcze bardziej skomplikowany. – Tak jest zawsze? – zwrócił się do Shuna.
   Kazami skinął głową i zaczął bardzo szybko przebierać palcami. Po kilku sekundach lampki były już rozwiązane. Blondyn wytrzeszczył oczy. Jak to możliwe?!
 To gdzie je wieszamy? – zwrócił się do Runo, która właśnie wieszała skarpety przy kominku.
 Myślę, że tam będzie dobrze. – wskazała na półki z książkami. – A potem któryś z was musi dać gwiazdę na czubek choinki.
 Zajmę się tym  powiedział Shun i razem z Keithem ruszyli do półek, uważając, by cholerne lampki znów się nie zaplątały. Ułożyli je w miarę zgrabnie i już mieli zapalić, gdy rozległ się wrzask Julie.
 Pali się!
   Zaalarmowani odwrócili się. Makimoto wymachiwała ręką w stronę skarpety pochłanianej przez ogień. Shun i Keith ruszyli na ratunek, gdy Runo przypadkowo puściła gałąź choinki, którą ozdabiała, a ta zamaszystym ruchem trzasnęła chłopaków po twarzach (w tym momencie Autorka dostała ataku śmiechu xD)
   Keith wypluł igły z buzi i wyrzucił skarpetę na śnieg.
 Ej Fermin czemu ciskasz we płonącymi skarpetami? – krzyknął Mick, który na dworze wraz z Marucho i Mirą ozdabiali girlandami bramę.
 A gdzie miałem rzucać? W dywan? – odgryzł się blondyn, przewracając oczami, po czym wrócił do pracy.
 Mam nadzieję, że kupiłeś coś dobrego mojej siostrze! – dodał Mick, strzepując z kaptura śnieg.
   Keith rzucił mu tylko wyjątkowo mordercze spojrzenie i polazł szukać drabiny.


****

   Alice z uśmiechem na ustach powąchała swój świeży wypiek.
 To będzie pyszne! – stwierdziła Haruka, lepiąc uszka.
   Jane skinęła głową, nie odrywając wzroku od barszczu. Gus za ten czas latał między jadalnią a kuchnią i nosił szklanki, talerze, sztućce oraz tysiące innych rzeczy.
 Pomogę ci. – mruknęła Jane, łapiąc za stos misek. Haruka zerknęła na nią w obawie, że za chwilę kruche naczynia trafi szlag, ale na szczęście zostały doniesione do stołu.
 Możemy zrobić to? – spytał Grav, pokazując na krótki przepis. – To jest farsz do tych waszych...pierogów?
 Może być. Taki vestaliański akcent. – powiedziała Alice, uśmiechając się. – Tylko ja się go robi?
   Spokojne tłumaczenia przepisu zostały gwałtownie przerwane przez Harukę.
 Macka! – krzyknęła i rzuciła się do tyłu, wpadając na Jane, która z kolei uderzyła w szafkę kuchenną. Na podłogę spadł cukier oraz mąka. W powietrzu zatańczyła biała chmura.
Alice otrzepała fartuch i twarz, po czym podeszła do garnka, by uważnie mu się przyjrzeć. Ze zdumieniem stwierdziła, że Haruka miała rację. Niewielka macka dalej wystawała z barszczu.
 Aaa u was chyba nie je się ośmiornic. – odezwał się Gus i wyciągnął mackę z zupy. – Wybaczcie...

****

   Dan przełknął ślinę i spojrzał na karpia, który radośnie pływał w wannie. Na pralce leżała już przygotowana deska oraz tasak.
 Bądź mężczyzną, Danielu. – powiedział Drago.
   Chłopak poklepał się kilka razy po policzkach i sięgnął po ostrze. Jeszcze nigdy nie mordował karpia. Zawsze robił to jego ojciec, podczas gdy on pakował prezenty lub ozdabiał choinkę.
   Po cholerę się zgadzał?! Chociaż nie, Jess po prostu wepchnęła go do łazienki i stwierdziła, że ma się zachować jak mężczyzna. Więc teraz raczej nie może teraz wypaść z wrzaskiem, nie?
   Uniósł tasak i już miał się zamachnąć, gdy uświadomił sobie, co chce zrobić. Przecież nie będzie mordował karpia w wannie! Odłożył ostrze i zakasał rękawy.
– Chodź tu rybko. – mruknął, nachylając się nad wanną. W odpowiedzi dostał wodą w twarz. – Tak się bawisz?! – rzucił się do przodu, wyciągając rozcapierzone palce po karpia, który zgrabnie mu się wywinął, a chłopak wpadł do wody.
– Szlag! – Dan wypuścił małą fontannę z buzi i spojrzał ze złością na przyszłą kolację. – Dorwę cię!

****

   Mick rzucił swoją czarną kurtkę na wieszak i zerknął spode łba na aroganckiego blondyna, który właśnie właził po drabinie z srebrną gwiazdą w ręce. I to niby on jest kimś ważnym dla jego siostry? Z takim ogromnym ego i bezczelnością? I jeszcze ma ponad dwadzieścia lat! Zmarszczył brwi, ale po chwili rozchmurzył się, gdy od głowy przyszedł mu pewien pomysł.
 Ej, Fermin odezwał się, podchodząc do niego.
– Czego?  mruknął Keith, mocując gwiazdę
– Mam nadzieję, że umiesz zachować równowagę. - powiedział Mick, po czym z całej siły kopnął drabinę, która zaczęła się chwiać. 
   Keith zeskoczył na ziemię, nim drabina huknęła o podłogę, czym ściągnęła na siebie uwagę niemal wszystkich. Z kuchni dobiegł dźwięk tłuczenia.
– Tak się bawisz? - syknął Fermin, podwijając rękawy czerwonej bluzy.
   Mick podniósł gardę, ale wtedy wkroczyła stoicko spokojna Jane, która odciągnęła jeszcze nie ozdobioną gałąź choinki i puściła ją, akurat gdy dwójka wrogów miała dać sobie po mordzie. Tak czy siak oberwali, ale nie od siebie, a od drzewka (xD)
– A teraz macie się ogarnąć albo dostaniecie macką w łeb – zagroziła, po czym odeszła.
Keith i Mick wymienili mordercze spojrzenie i wszyscy już wiedzieli, że jeszcze nie skończyli...

****

   Po kilku dłuuugich godzinach pakowania, śmiania się, odciągania od siebie Ace i Akane, rozcinania więzów i ratowania prezentów przed zgnieceniem, wreszcie skończyliśmy.
 Moje ręce! – jęknęła Akane, padając na dywan i dmuchając w kosmyk włosów. – Ja chcę już jeść!
 Ty i Dan macie dużo wspólnego. – mruknął Ace. – Głównie apetyt i mały mózg.
   Dziewczyna cisnęła w niego rolką kolorowego papieru do pakowania.
 Chcesz się bić?! – wrzasnął Grit.
 Z tobą? Pfff, odpadniesz po dwóch sekundach!
 Achhh, tak?!
   Pokręciłam głową i zaczęłam rozprostowywać nogi.
 Mistrzyni Jessico, co z nimi teraz zrobimy? – spytał Baron, wskazując na prezenty.
 Zanieśmy je pod choinkę, co ty na to?
 Taaak!
     Ledwo weszliśmy do salonu, a ja już upuściłam swoją stertę na podłogę.
Shun próbujący wyplątać Marucho z łańcuchów, Runo i Julie, które o coś się kłóciły, Keith z igłami we włosach wyzywający się z moim bratem oraz Mira, która próbowała ich uspokoić. A to wszystko w otoczeniu zwalonej na ziemię drabiny, sadzy i figurek reniferów....
 Usiadłam na kanapie, patrząc na to wszystko i zastanawiałam się, czy rąbnąć w nich mocą.
 Powiedzcie mi...co wy braliście? – westchnęłam.
   Natychmiast się opanowali, choć Keith i Mick mieli miny, jakby chcieli się zadźgać nawzajem widelcami. Z kuchni wypadł Gus.
– Mistrzu, nic ci nie jest? – zawołał spanikowany. – Martwiłem się!
 Żyję, Gus. – mruknął blondyn, wyciągając igły z włosów.
   Zaczęłam mu pomagać, dzielnie ignorując uśmieszki Akane i morderczą aurę brata.
– Trzeba będzie to posprzątać, Mick. – mruknęłam.
 Ja się tym zajmę. – rozbrzmiał głos Reiko. Stała koło choinki w swetrze z Mikołajem i zielonej spódnicy. – Wy tymczasem może się przebierzecie?
 To dobry pomysł. – przyznała Julie. – Jess masz nasze ciuchy?
 Oczywiście. – odparłam. – Zapro... – zostałam ucięta przez łomot w łazience.
   Wszyscy popędziliśmy do niej i niemal wyważyliśmy drzwi, wpadając do środka. Zostaliśmy uraczeni widokiem Dana, który próbował zabić karpia, siedząc w wannie...
   Razem z Acem, Shunem, Keithem i Akane wykonaliśmy facepalma’a, podczas gdy Runo wraz z Alice próbowały uspokoić szatyna i odebrać mu tasak. Skończyło się na tym, że przyłożyłam Danowi szamponem, a Ace wyrwał  mu zabójcze narzędzie.
– Możemy się wreszcie przebrać? – warknęła Akane po całej akcji ratunkowej (karp został dobity przez Mick'a) – Jestem głodna, a dochodzi już dwudziesta!
   Zaprowadziłam Wojowników na koniec korytarza, gdzie znajdowały się dwa pokoje.
– Ten jest dla dziewczyn. – Wskazałam na prawe drzwi. – A ten dla chłopaków. Są w nich łazienki i lustra jakby co.
 Jess, a ty gdzie się przebierzesz? – spytała Runo, kiedy weszły do środka. – Wow. – wyrwało się jej.
   Pokój nie był za duży, ale za to gustownie urządzony. Błękitna tapeta, szare panele oraz białe dodatki nadawały mu przyjemny charakter.
 Ja i Akane przebierzemy się u mnie, bo wszystkie się tu nie pomieścimy. – wyjaśniłam, po czym wyszłam.
   Kiedy weszłam do pokoju, od razu padłam na poduszki, a moja przyjaciółka zabarykadowała się w łazience wraz z sukienką.
– Podziwiam rodziców, że mieli co roku siłę przygotować święta. – zwróciłam się do Fludima. – To okropna harówa!
 E tam, marudzisz. – powiedziała maruda! Przewróciłam oczami i wstałam.
   Z szafy wyciągnęłam liliową suknię bez rękawów. Sięgała do ziemi, a wokół talii miała zawiązaną niewielką, białą kokardę. Reiko uszyła ją dla mnie na urodziny.
   Akane wyszła z łazienki ubrana w suknię w ciepłym odcieniu zieleni. Sięgała jej do połowy ud i miała grube ramiączka. Włosy związała w kok, z którego wymknęło się kilka kosmyków i opadało na kark. Z dodatków miała tylko srebrną bransoletę na prawym nadgarstku.
Gwizdnęłam z podziwem.
 No to czas na szykowanko. –  Akane uśmiechnęła się jak samo zło.
   Z ulgą usiadłam na krześle. Moja przyjaciółka jak się wczuje, to tylko uciekać...Ale trzeba przyznać, odwaliła kawał dobrej roboty. Włosy upięła mi w wysokiego kucyka, ale wokół gumki owinęła niewielki warkoczyk z jednego pasma moich kłaków.
 Idziemy! – zarządziła Akane, łapiąc mnie za nadgarstek.
   Zeszłyśmy na dół do jadalni. Przy stole siedzieli już wszyscy chłopcy i połowa dziewczyn.
– Coś strasznie długo się szykowałyście. – wytknął mi Dan, gdy usiadłam koło niego.
– Ale przynajmniej Jess ślicznie wygląda. – powiedziała Mira.
 Ty też. – Wyszczerzyłam się.
   To była prawda. Liderka ubrała białą suknie (podobną co była w 21 odcinku – Autorka) zdobioną złotą nicią na rękawach, a na szyi zawiesiła medalion z błyszczącym brylantem. Dostrzegłam, że Ace patrzy się na nią urzeczony. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam patrzeć na stroje innych.
   Julie siedząca obok Miry miała błękitną suknię na cienkich ramiączkach i czerwone kolczyki, a Haruka swoją ulubioną pomarańczową. Wyjątkowo rozpuściła włosy i ubrała kontakty (widać, że mi się odechciało? xD - Angel)
 Jesteśmy! – oświadczyła Runo, schodząc wraz z Jane i Alice po schodach. Suknia Misaki miała barwę kremową zdobioną w motyw ptaków. Włosy również rozpuściła. Alice postawiła na skromną kreację w kolorze purpury, a Jane czerwoną ze złotymi dodatkami. Chłopców można opisać w kilku słowach. Mieli garnitury lub smokingi.
– Możemy jeść? – zajęczał Dan, gdy dziewczyny zajęły swoje miejsca.
 Rany, ale ty jesteś niecierpliwy! – burknęła Runo, oburzona faktem, że Kuso nie zauważył jej ubioru. Dźgnęłam go łokciem w bok, ale tylko rzucił mi zdumione spojrzenie. Faceci są czasem tacy niedomyślni >.<
 No to – Mick (pan domu xD) wzniósł szklankę do góry. – Wesołych świąt!

****

 Prezentyyyy! – Baron z Danem rzucili się pod choinkę. Misaki wraz z Mirą odciągnęły ich.
 Spokojnie, nie dostaną nóg. – westchnęłam. – Może najpierw podzielmy je na osoby?
   Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. W końcu przed każdym piętrzyła się pokaźna sterta paczek o najróżniejszych rozmiarach.
– Ale fajne! – ucieszył się Baron, machając jakimś vestaliańskim urządzonkiem.
   Mira i Runo rzuciły się sobie w objęcia, piszcząc z radości.
 Dziękuje, Jess. – powiedziała Alice i pokazała mi grubą książkę.
 Skąd wiedziałaś, że ode mnie?
 Mówiłam ci kiedyś o niej.
 Rzeczywiście. – przyznałam i odpakowałam pierwszą lepsza paczkę. Ze środka wypadły cztery flakoniki perfum, czerwony, fioletowy i czarny lakier do paznokci oraz bony do sklepu. To musi być od Julie.
   Po chwili oprócz prezentu od Makimoto leżały wokół mnie książki, nowy aparat, słodycze, pluszaki, słuchawki, kolaż wspólnych zdjęć z Wojownikami, obudowy na telefon, kosmetyki, urządzenie, którego obsługę ogarnę za miesiąc, i puzderko. Została jedna paczka...
– Broń się! – Dan skoczył na Ace, mierząc w niego procą.
   Vestalianin uśmiechnął się chytrze, po czym strzelił w Kuso wodną bombą, ale nieco wody ochlapało też Mirę. Dziewczyna posłała Gritowi zabójcze spojrzenie i poleciała do łazienki.
 Nie masz co liczyć na pocałunek pod jemiołą. – walnęła Akane, bawiąc się pluszakiem pandy.
   Parsknęłam śmiechem, widząc, jak Ace czerwieni się po koniuszki uszu i zaczyna się drzeć na dziewczynę, która pokazała mu język i też gdzieś poleciała.
 Wrócę za chwilę! – rzuciła przez ramię i wbiegła po schodach.
   Odwiązałam wstążkę i rozerwałam papier. Ze środka wypadło satynowe, prostokątne, czerwone pudełko. Otworzyłam je i zamrugałam kilka razy, nie mogąc uwierzyć, że ktoś wydał tyle forsy na mnie.
   Na białej poduszeczce spoczywał naszyjnik z białego złota z zawieszką, w której tkwił ametyst. Obok leżała podobna bransoletka oraz kolczyki.
   Mick? Nieeee, on nie miałby na tyle kasy. No to kto?!
 Mam nadzieję, że bransoletka nie będzie za luźna lub za ciasna. – powiedział Keith, siadając koło mnie. – Wybierałem na chybił trafił
   Ocknęłam się z szoku i spojrzałam na niego oczami wielkimi jak spodki.
 Ty to kupiłeś? – szepnęłam. – Zwariowałeś? Przecież to musiało kosztować fortunę!
– Nie było mówione nic o limicie pieniężnym. – odparł. – Co jest? Nie podobają ci się?
 Nie, są śliczne, ale...
 To w czym problem?
   Spuściłam głowę i przygryzłam wargę.
 Ja ci nie kupiłam nic tak drogiego. – mruknęłam.
   Machnął lekceważąco ręką.
 No i? Nie potrzebuje niczego.
 Ale mimo wszystko...
 Jessica, proszę nie denerwuj mnie. – westchnął. – Jeśli tego nie ubierzesz, to zwrócę to do sklepu i kupię ci inny zestaw.
   Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam na boki. Całe towarzystwo się gdzieś rozproszyło. Jane, Haruka i Mick pochłaniali ciasto Alice, Ace wyszedł poszukać Miry, Runo i Dan poszli gdzieś razem, natomiast Marucho dyskutował z Gusem przy kominku.
 Szantażysta. – syknęłam, na co uśmiechnął się łobuzersko. – Niech ci będzie. – burknęłam, sięgając po kolczyki.
   Czemu zawsze bransoletki muszą mieć tak idiotycznie małą zapinkę?! Warknęłam z irytacją, gdy po raz czwarty nie mogłam jej otworzyć.
   Keith bez słowa zabrał mi bransoletkę i szybko ją upiął na moim lewym nadgarstku. Poczułam nikły zapach alkoholu i zerknęłam w bok. Akane stała nad nami i trzymała w ręku jemiołę.
 Co ty robisz? – spytałam.
 Bez jemioły w święta się nie całuje. – oświadczyła. Brew mi drgnęła. – Mniejsza. Mam sake babci!
 Serio? – Zerwałam się na równe nogi.
– Yhym. Osiem butelek!
Uśmiechnęłam się szeroko. Zapowiada się niezła zabawa...

****

 Paaaatrzcie! Jestem jak Rudolf Czerwononosy! – krzyknęła Akane z rogami na głowie i czerwoną kropką na nosie namalowaną szminką. Zachichotała i opadła na fotel.
   Runo i Haruka również wybuchły śmiechem. Ogólnie towarzystwo już za trzeźwe nie było. Okazało się, że oprócz sake babci Akane są jeszcze butelki wina i kilka puszek piwa. Więc czemu by się nie pobawić?
   Reiko załamała ręce, gdy Baron wsiadł na miotłę, po czym stanął na stole i skoczył. Efektownie zarył nosem o dywan.
 Ta miotła jest zepsuta! – krzyknął oburzony, próbując wstać.
 Oczywiście, idioto! – burknął Ace. – Przecież musisz ją najpierw oswoić! – Obrócił się z powrotem do Miry i obydwoje stuknęli się kieliszkami.
   Lecz po chwili nadciągnęła żywa furia czyli Keith, przez co Grit musiał się nieco odsunąć od ukochanej (Autorka unika tostera xD). W kim jak w kim, ale w byłym liderze Vexosów i potężnym wojowniku Pyrusa, nie chciał robić sobie wroga. Zwłaszcza, że to brat Miry.
   Tymczasem Akane wraz z Haruką postanowiły urządzić sobie musical na schodach.
 Bania u cygana! Bania u cyganaaaaa! – wydarła się wojowniczka Ventusa, śpiewając do szczotki do włosów i machając opaską z rogami renifera. – Dawaj, Haru! Razem!
   Gus pokręcił głową i ściągnął dziewczynę na dół, w obawie, że za chwilę się potknie i sturla po schodach jak worek ziemniaków. Akane wydęła oburzona policzki i próbowała się wyrwać, ale Grav mocno ją trzymał.
 Jesteś zbyt pijana. – powiedział spokojnie, układając ją na kanapie, po czym sam siadł na fotelu.
 Nieprawda! Jestem trzeźwa jak świnia! – zaprotestowała dziewczyna. – Jesteś baka!
 Co jestem? – zbaraniał Gus.
 Głupkiem! – krzyknęła Akane i odwróciła głowę w bok. – A ja tak cię lubię. – Podniosła się do siadu. – Neee, a jeśli dam ci się napić?
– Nie ma mowy.
– Oj nie bądź taki! Proooszę! – Złożyła dłonie w błagalnym geście. – Spectra o niczym się nie dowie. Zresztą i tak jest zajęty inną osobą. – Przyłożyła palec do ust i puściła mu oczko. – To jak?
   Gus zawahał się, ale w końcu są święta, nie? Od czasu do czasu można się zabawić. Zresztą i tak nie upije się za bardzo i będzie mógł dopilnować Japonki. Skinął głową.
Akane rozpromieniła się,
– I to ja rozumiem, Gus – kun! 
   Stuknęli się kieliszkami. Akane jednym haustem wypiła jej zawartość, ale dla Grava smak był niecodzienny, więc zajęło mu to nieco dłużej. W końcu skończył, a wtedy dziewczyna wyciągnęła kolejną butelkę.
– To teraz na drugą nóżkę!

                                                                   ****

   Jessie oparła się o barierkę balkonu i wzięła głęboki wdech. Chłodny wiatr i zimowy krajobraz szybko ją otrzeźwiły.
– Impreza się udała. – stwierdził Fludim, siadając na jej ramieniu.
– I to jak. – Jessica oparła brodę o rękę i zerknęła na bransoletkę. – Cholera, powinnam mu się zrewanżować.
– Nie musisz. – Poczuła materiał na ramionach i ciepły oddech przy szyi. Uniosła nieco głowę i spotkała się z rozbawionym spojrzeniem Keitha.
 Skończyłeś już pokazywać Ace’owi, gdzie jego miejsce? – spytała, odwracając się do niego przodem.
 Dość szybko to zrozumiał. – mruknął, splatając ręce na piersi. – Ile wypiłaś?
– W porównaniu z Akane czy Haruką to nic. – odparła.
   Uniósł brwi i przyjrzał się jej z niedowierzaniem, ale miała przytomny wzrok, nie bredziła, więc musiała mówić prawdę.
– Wiesz co?
– Hm?
 Już wiem jak możesz mi się zrewanżować. – stwierdził z przebiegłym uśmieszkiem, czającym się w kącikach ust.
– Jak?
    Wyszeptał coś tak cicho, że nie zrozumiała. Stanęła na czubkach pantofli, by móc się zrównać z nim wzrostem.
 Powtórz.
   Wtedy blondyn pochylił się i pocałował ją, kładąc ręką na jej talii, by nie poleciała w tył. Trwali tak dłuższy moment, póki nie zabrakło im tlenu i musieli się od siebie oderwać.
Jessica westchnęła i dała prztyczka chłopakowi w nos.
– Myślisz, że jesteś taki zabawny? - spytała z przekąsem.
   W odpowiedzi chłopak uśmiechnął się z wyższością. Trwali tak przez chwilę wśród płatków śniegu, które opadały na ich włosy oraz ubrania. W końcu Jessie oparła brodę na jego torsie i spojrzała na niego, lekko się uśmiechając
– Wesołych świąt, Keith.
– Nawzajem, Jessie.
    I tak można by było skończyć ten pełen wrażeń dzień. Lecz nagle na balkon wpadła Akane, a za nią Gus, który trzymał pluszaka pandę w objęciach.
– Jess! - wrzasnęła Japonka, łapiąc oddech - Muszę ci coś powiedzieć! To cholernie ważne!
– Co takiego? - zaniepokoiła się szatynka, myśląc, że znów coś się spaliło lub kolejna osoba rozkwasiła się o podłogę.
   Jednak Akane wypaliła płaczliwym tonem:
– Sake się skończyłoooo!


~~Koniec~~









 Mam nadzieję, że się spodobały wam te niecodzienne święta xD 
Jessie: *w stroju Mikołaja, ale wersja żeńska goni Barona, który dalej myśli, że miotły latają* Nie skacz z tego balkonu!
Akane: *ten sam strój co Jess* Nie chce nam się ciebie potem zeskrobywać z chodnika xD
Ace: Delikatność motyla
Akane: No ba xD
Baron: *obrywa szafą i spada ze schodów*
Jessie: *otrzepuje ręce i uśmiecha się radośnie* W imieniu naszym i szlachetnej Autorki, która...
Ja: *z miną ala zaraz kogoś zabiję, szuka rodzajów owoców* Zabiję...
Jessie: Jest w stanie psycho ^^''. Ale spokojnie za chwilę...
Ja: *mruga, po czym obraca się w stronę Spectry, Anubiasa i Jessego* Przecież ja was miałam zabić -.-
Anubias: Odwal się, co?
Jesse: Och, dziewczyno piękna jak...
Ja: Nie słodź, bo cię głębiej zakopię -.-
Keith: *ignoruje, zajęty biciem się z Mickiem*
Jessie&Akane: *patrzą się na nich jak na idiotów*
Gus: Mistrzu!
Reiko: Życzeniaaaaaaaaaaaa
Ja: No juuuuż, nie marudź, bo cię wciągnę odkurzaczem >.>
Jessie: *wraca do tematu* Życzymy więc wam wesołych świąt, dużo radości, szczęścia, zdrówka, spełnienia marzeń, słodyczy i ogólnie świetnej zabawy :D :**
Akane: I zarąbistego sylwka ^^ *wraca do rozmowy z babcią nad ilością butelek sake*
Jessie: *uderza brata i Keitha papierowym wachlarzem po twarzy* K-O-N-I-E-C
Mick: Nie pozwalaj sobie, kurduplu!
Jessie: Hee, czy ty... *nie kończy, bo Keith podnosi ją do góry* Ej, ja chcę na dół! >.<
Keith: Chcieć sobie możesz
Jessie; *pokazuje mu język*
Mick: Clay nie pozwalaj sobie -.-
Shadow: *w ciemnej otchłani depresji, bo go tu nie ma*
Ja: Kończmy to, bo zaraz dojdzie do długości shota ;-;
Ekipa: No to Wesołych świąt! ^^
*za kurtyną*
Ja: Szykujcie się na śmierć *wyciąga łopatę*
Shadow: *^*
Akane: Jeeej będzie gore ^^
Jessie&Keith: *mierzą się wzrokiem*

Kończymy
~ Angel i Ekipa