sobota, 7 marca 2020

S2 Rozdział 37: Dziurawa pamięć


   W pomieszczeniu co jakiś czas rozlegał się szelest kartek. Promienie południowego słońca wpadały przez okna umieszczone nad sufitem, zdobiąc meble jasnymi plamkami. Ogień trzeszczał delikatnie w kominku, rzucając na biały dywan pomarańczowe światło, a wskazówki starego drewnianego zegara ze złotą tarczą tykały cicho. Nadawało to całemu pokoju przytulnej i relaksującej aury.
   Jednak Reiko nie czuła się ani odrobinę spokojnie. Palce jej drżały, kiedy przewracała strony opasłych ksiąg ustaw, a w gardle nieustanie miała gulę. Ponadto nienawidziła pokoju, w którym teraz przebywała, choć wiedziała, że tutaj najrzadziej zagląda służba. Uniosła kącik ust w grymasie. Niektóre rzeczy się nie zmieniały.
   To był jej pokój w letnim pałacu za czasów, gdy jeszcze żyła jako królowa. Oczywiście przez te czterysta lat przez zamek przewinęło się kilkadziesiąt władców, tysiąc służb, poddanych, ministrów i innych osób. Ciągle coś się zmieniało, wynosiło, wnosiło, wyrzucało, przebudowywało. To było przecież normalne. Lecz z tym pokojem tak nie było. Wiadomo, meble nie mogły mieć czterech setek na karku, szyby były wymieniane, ale układ sprzętów pozostał niezmienny. Podobnie jak zapach jakby fiołków pomieszany z czymś dziwnym. Nie umiała tego określić, bo nie był to odór, a coś specyficznego. Niemal złowieszczego.
„Krwawa królowa!”
   Wypuściła wolno powietrze, zamykając oczy. Nieważne ile ksiąg przekopała, nie umiała znaleźć odpowiedzi, dlaczego miała być krwawą królową. Owszem, w wybuchu broni Zenohelda spłonęło wiele cennych rękopisów i kronik, tylko czy tam mogło być coś o niej? W końcu narodziła się jako przeklęta, więc po śmierci nikt nie traktował wspomnień o niej z honorem. Gdzie była odpowiedź? Potrzebowała właściwie jakiś odpowiedzi? Przecież nie była potworem. Nie była potworem. Nie była...
Dlaczego cię zabito?
   Zagryzła wargę i splotła razem palce. To była jedyna prawda, której nie mogła zaprzeczyć. Została otruta. Wspomnienia tamtego dnia były dla tak wyraźne, jakby stało się to zaledwie przed tygodniem. Dalej słyszała trzask rozbijanej filiżanki o marmurową posadzkę, ciepło herbaty pod palcami, ten ognisty ból, który stopniowo wypalał jej krtań, a potem jedynie dzwonienie w uszach i otaczające ją cienie.
   Ocknęła się ze wspomnień i zauważyła, że nerwowo gładzi szyję. Westchnęła, odrywając dłoń. Normalnie obdarzonych mocą nie zabijano w obawie przed zemstą Tytana. Zamykano ich z dala, ale pozwalano żyć. Więc dlaczego ją zabito? Widziała swoją groteskową wersję, lecz jeśli to naprawdę była ona, czemu tego nie pamiętała? Czemu nigdzie nie było żadnych wzmianek? Kogo wtedy zabiła?
   Zaraz... Otworzyła szeroko oczy. Jak i kiedy dostała się do Starożytnych? Pamiętała sam moment zawarcia kontraktu i trafienia na Vestalię, gdy Jessie się urodziła. Ale co było wcześniej? Gdzie przebywała? Co robiła? Jakim cudem odnalazła Starożytnych?
   W pokoju było ciepło, mimo to Reiko poczęła dygotać. Jej pamięć była bardziej poszatkowana, niż do tej pory zdawała sobie sprawę. Jeśli tak, to naprawdę mogła....
    Pukania do drzwi sprawiło, że poderwała się gwałtownie. Fotel upadł na podłogę.
– Proszę wejść – powiedziała, starając się, by głos jej za bardzo nie drżał.
   Do środka wkroczył Falk, postukując swoją laską o podłogę. Złożył jej uprzejmy ukłon, na co pochyliła głowę, oddychając w duchu z ulgą. Rodzina de Vamkil była jedną z nielicznych, której mogła ufać.
– Prosiła mnie pani o przybycie – powiedział mężczyzna, wyrywając ją z odrętwienia.
– Ach tak! – Reiko odsunęła drugie krzesło. – Proszę, niech pan siada.
– Nie ma potrzeby – Falk machnął ręką. – Chyba, że sprawa wymaga dłuższych wyjaśnień.
    Reiko przez chwilę wpatrywała się w stolik, po czym pokręciła głową i podeszła do szlachcica. Kiedyś był od niej wyższy, ale starość sprawiła, że zaczął się garbić i teraz nad nim górowała. Schyliła się lekko, rzucając okiem na drzwi, by upewnić się, że są zamknięte.
– Potrzebuję pilnie wszelkich kronik czy pamiętników, które mogą posiadać szlachcice. Najlepiej takie, gdzie będzie zawarty okres mojego panowania oraz mojego następcy.
   Falk ściągnął brwi.
– Czy ta sprawa jest bardzo pilna?
   Skinęła głową.
– Mam nadzieje, że moje domysły są błędne, ale muszę się upewnić, bo inaczej – ściszyła głos. – znowu coś może się coś komu stać. Ale proszę panie Vamkil o jak największą dyskrecją. Sobą się nie przejmuje, ale wolę, by to nie wpłynęło na Kenjiego i Jessicę.
– Rozumiem, moja pani – Falk położył ciepłą dłoń na jej ramieniu w uspokajającym geście. – Zrobię co w mojej mocy.
– Dziękuje – Pochyliła głowę.
– To wszystko?
– Tak.
   Falk przesłał jej jeszcze pokrzepiający uśmiech, po czym skłonił się i wymknął na korytarz. Stukot jego laski zaczął odbijać się echem od ścian.
   Reiko oparła się o ścianę, czując się zupełnie wyzuta z energii. Miała nadzieję, że Falkowi się uda, a ona znajdzie odpowiedzi. Spojrzała na północe okno, z którego miała widok na dwie Zielone Dzielnice. Oby się udało, bo nie chciała sięgać po drastyczniejsze środki.


****

   Pot gęsto spływał po karku Heather, kiedy dziewczyna próbowała złapać oddech.Kolejny dzień treningu, a jej organizm ciągle nie potrafił nadążyć. Nie dziwiło jej to specjalnie, w końcu w liceum nikt ich nie szkolił pod bycie żołnierzem. Co nie zmieniało faktu, że była zirytowana. Nie chciała zmarnować tu za wiele czasu.
– Jeszcze minuta i wracamy do ćwiczeń ciosów po prostej! – ogłosił jeden z trenerów.
   Wyprostowała się, odsuwając mokre kosmyki włosów z czoła. Powiodła wzrokiem po reszcie ćwiczących, którzy też dyszeli, ale byli zdecydowanie mniej umęczeni niż ona, aż zatrzymała go na Zenet, która stała koło drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem, czując lekkie pieczenie wargi.
   Gundalianka była ciekawa. Posiadała maskę jak każdy, z czym jej była już pełna rys i w każdej chwili mogła pęknąć. Mimo to desperacko się jej trzymała niczym jedynej gwarancji życia. Toczyła nierówną walkę z własnymi lękami, co Heather obserwowała z przyjemnością. A z jeszcze większą ekstazą kruszyła jej fałszywą fasadę pewnej siebie dziewczyny. Ile uderzeń potrzeba, by ją złamać? Jak się wtedy zachowa?
– Na pozycję! – powietrze przeciął krzyk trenera. Heather mrugnęła i zwróciła głowę do swojego partnera do ćwiczeń. Cmoknęła z niezadowoleniem, widząc sporo wyższego i szerszego Gundalianina o postrzępionej różowej grzywce opadającej na oczy.
   Mimo to przyjęła pozycję wstępną, czując, jak mięśnie ją palą w proteście na taki wysiłek. Z jednej strony czuła, że oddala się od swojego celu, ale z drugiej czuła ekscytację, bo kto mógł wiedzieć, jak to wszystko się potoczy? Tego właśnie od dawna łaknęła. Braku możliwości przewidzenia zakończenia i rezultatów.
    Kątem oka spostrzegła rękawicę i spróbowała sparować uderzenie, jednak przeciwnik był zbyt dużych gabarytów. Poczuła pieczenie, gdy szorstka powierzchnia rękawicy przejechała po jej skórze.
– Taka drobna osoba jak ty nie powinna zająć się raczej pracą w stołówce czy przy uzbrojeniu? – odezwał się Gundalianin głębokim basowym głosem.
   Spojrzała na niego spode łba, gdy nagle rozbrzmiały dzwony z wschodniej wieży.
– Zatrzymać się! – krzyknął Airzel, po czym zwrócił się do pozostałych trenerów i szybko wymienił z nim z trzy zdania. – Koniec treningu na dziś. Rozejść się!
   Heather przyjęła komunikat z ulgą, ale zmarszczyła brwi. Te dzwony to musiał być jakiś sygnał. Airzel obrócił się na pięcie i ruszył ku bocznym drzwiom. Na jego twarzy nie było żadnych emocji, lecz wyglądał na delikatnie spiętego.
– Myślałam, że zdążę zobaczyć, jak obrywasz w swoją śliczną buźkę – przywitała ją Zenet swoim złośliwym głosem, gdy Heather wydostała się ze strumienia spoconych ciał zmierzających do stołówki.
– Ciebie też miło znów zobaczyć – uśmiechnęła się jadowicie. – Może byś zobaczyła, gdyby nie te dzwony. To jakiś sygnał?
   Nie doczekała się odpowiedzi, bo Zenet zwyczajnie ją zignorowała i ruszyła w stronę pokoju Heather. Ziemianka westchnęła.
– Jestem zaskoczona, że jeszcze nie zwiałaś – odezwała się. – Czy może czekasz, aż straże będą mniej czujne?
– Zamknij się.
   Zachichotała.
– O ile ten Ren zdaje się mieć jakieś głębsze cele w tym, to ty mi tu nie pasujesz. Skoro wszyscy są tacy straszni, to po co się pchałaś? Nie lepiej było zostać w domu, niż zgrywać odważną pannę na wojnie?
   Gundalianka zacisnęła pięści i delikatnie przyśpieszyła, ale się nie odezwała. Heather uniosła brew, po czym zerknęła przez jedno z nielicznych okien. Niespecjalnie ją to interesowało, ale czy Gundalia miała słońce? Bo jak do tej pory główną oznaką dnia było jasne limonkowe niebo, które w nocy zmieniało się w czystą czerń.
   Kiedy doszła do pokoju, minęła Zenet i weszła do środka. W brzuchu ją ssało, ale bardziej potrzebowała teraz prysznica. Wręcz kleiła się od potu.
– Chcę żyć, co w tym dziwnego – dobiegł ją ledwo słyszalny szept Zenet. Zerknęła przez ramię. Dziewczyna popatrzyła jej prosto w oczy. Nie było w nich strachu, groźby czy irytacji. Jedynie zmęczenie. – Masz. Krwawisz.
   Heather zdołała złapać gazę wraz z bandażem, po czym drzwi zamknęły się z hukiem.


****


     Od manifestacji Świętej Kuli minęło już pół godziny, mimo to włosy na ciele Fabii ciągle stawały na samą myśl o tym. Wieczna energia była jak fala, otaczała, wpychała w głąb siebie i wdzierała się w każdy zakątek. Przyduszała, wpompowując swoje ciepło i moc prosto w żyły.
– Dobrze się czujesz, Fabia?
   Poderwała głowę i uśmiechnęła się przepraszająco w stronę Dana.
– Tak, ciągle jestem tylko lekko oszołomiona – przyznała, o czym spostrzegła szklankę z wodą przed sobą. Z przyjemnością ujęła zimne szkło.
– Nie sądziłem, że Kula potrafi tak ingerować w bitwy – wtrącił Jake.
– Ale jej złość jest przerażająca – powiedział Marucho. – Gdybyście tam stali i widzieli, jak ta moc na was pędzi – Wzdrygnął się. – Myślałem, że będzie po nas.
– Skoro Święta Kula jest tak potężna i posiada coś na kształt świadomości, to czemu Barodius chcą ją zdobyć? – spytała Shiena. – Przecież nie będzie go słuchała.
– Wierzy, że ją opanuje – wyjaśnił Elright. – Barodius jest niezwykle dumny i przekonany o swojej własnej potędze.
– To wygląda, jakby łatwiej byłoby go do niej dopuścić i pozwolić, by go zniszczyła – stwierdziła Akane.
– Niestety to nie jest takie proste – westchnęła Fabia. – Nikt nie może przewidzieć działań Świętej Kuli, a i samego Barodiusa nie należy lekceważyć. Nie możemy niczego ryzykować.
   Wojownicy pokiwali głowami. Fabia ściągnęła brwi. Nurzak zdawał się mieć rozległą wiedzę na temat Kuli i respektował ją. Ponadto słyszała, jak mówił do Rena coś o ich byłym władcy. Wszyscy ze Zgromadzenia Dwunastu byli bezwzględnie posłuszni Barodiusowi, jednak Nurzak nie do końca dawał takie wrażenie.
– W każdym razie powinniśmy teraz odpocząć – głos Shuna docierał do niej jak z oddali. – Trzeba regenerować siły, póki nie ma wroga.
   Wszyscy przytaknęli i powoli zaczęli się podnosić, a tematy rozmów schodzić na mniej poważne, a bardziej luźne. Myśli księżniczki Neathii też powoli zaczęły kierować się ku bardziej przyziemnym sprawom, kiedy usłyszała pytanie Jessicy do Elrighta.
– Jeśli jest to możliwe, to mogłabym zobaczyć świątynie, gdzie znajduje się ta Kula?
  


Tak, ja też się nie spodziewałam własnego powrotu XDDD Nie wiem, ile mnie nie było, ale chyba gdzieś z dobre 3 miesiące ^^'' Cóż szkoła, prawko i trochę się podziało w moim życiu, nie ma co kłamać. Nie będę oszukiwać, że teraz będę wstawiała regularnie, bo to niemożliwe, ale postaram się. W końcu chcą skończyć tą część, choć wlecze mi się w cholerę. Ten rozdział bardziej pisałam, by się znów trochę wczuć w akcję, dlatego za dużo akcji to tu nie ma XD Ale w następnym powinno być. Zastanawia mnie, czy ktoś tu się jeszcze ostał ^^''
Odmeldowuje się!