niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział 46: Bo rzeczywiście stanowię zagrożenie godne Godzilli!

   „Może gdy twoi bliscy znikną, staniesz się bronią idealną?”
   „Jak to jest być pustym w środku?”
   „Nigdy nie będziesz już miała normalnego życia. Zapewniam cię.”
   Cały czas różne głosy rozbrzmiewały w mojej głowie. Tak bardzo chciałam się obudzić, lecz nie mogłam...
   Dlaczego?
   „Zniszcz mnie!”
 Nie! – Zerwałam się gwałtownie i zaczęłam ciężko oddychać, starając się uspokoić rozszalałe serce.
   Poczułam mocne zawroty głowy. Padłam znów na poduszki i starałam się przyzwyczaić oczy do ciemności.  Mięśnie paliły mnie żywym ogniem, a na czole można było z powodzeniem usmażyć jajko. Konsekwencje łażenie w kiecce po rosyjskiej śnieżycy.
   Zakaszlałam kilka razy, czując okropną suchość  i drapanie w gardle. Zaczęłam macać szafkę nocną w poszukiwaniu szklanki z wodą, ale nie mogłam jej znaleźć, a nie miałam siły się podnieść.
– Proszę. – ktoś wetknął mi do dłoni kubek.
   Uniosłam nieco głowę i ujrzałam niewyraźne zarysy sylwetki siedzącej na krześle.
 Ktoś ty? – wychrypiałam i zauważyłam, że to nie może być Alice. Nie ten głos i postać. Zmarszczyłam brwi. Czyżby jej dziadek? Niee, niemożliwe.
   Brak odpowiedzi. Podniosłam się do siadu i przyjrzałam bliżej, jednak nim ujrzałam twarz, ręce odziane w białe rękawiczki zmusiły mnie bym się położyła.
 Spe...ctra? – wyjąkałam, prawie upuszczając kubek. Instynktownie odsunęłam się na drugi koniec łóżka.
– Tak, ale teraz napij się i wracaj do snu. – powiedział stanowczo.
 Jak? – wyjąkałam. Przecież byłam u Alice! Więc..czemu? Balansowałam na krawędzi łóżka, walcząc z zawrotami głowy.
 Zostałaś przeniesiona do Marucho. – odparł spokojnie.
   Prychnęłam.
 Mam ci w to uwierzyć?
 Jeśli mi nie wierzysz, to się rozejrzyj. – Pokój wypełniło ciepłe światło, pochodzące z małej lampki.
   Leżałam na łóżku z fioletowym baldachimem, a na czarnym dywanie były rozrzucone moje rzeczy oraz gantlet. Czyli Spectra mówi prawdę.
   Opadłam na poduszkę i przekręciłam głowę w jego stronę. Teraz sobie przypomniałam, że profesorek coś wspominał o dołączeniu chłopaka do Wojowników.
 Co mi jest? – spytałam.
 Masz wysoką gorączkę i kaszel. Alice powiedziała, że to może być zapalenie płuc.
 Cholerna ruska śnieżyca. – wymamrotałam, kaszląc. Wzięłam kilka łyków wody. – A ty? Czemu jesteś wraz z Wojownikami?
– To nie jest czas na rozmowy, Jessica. Powinnaś dużo spać.
 To możesz mi opowiadać do czasu, aż nie zasnę. – zaproponowałam.
 Nie odpuścisz, prawda? – odebrał mi kubek i postawił go na komodzie.
 Prawda.
 Więc dobrze. – westchnął i zaczął opowiadać o bitwie z Danem.
   Słuchałam jego spokojnego głosu, aż nie przestał do mnie docierać jakikolwiek dźwięk.
– Spokojnie, Jess nie jest z tych, co łatwo dają się chorobie. – Poczułam mokry okład na czole i uchyliłam powieki. Ujrzałam Akane i Runo, które pochylały się nade mną.
 Hejka. – szepnęła Akane. – Jak się czujesz?
 Jakby przejechał mnie autobus. – odparłam zgodnie z prawdą.
– Ale gorączka ci się nieco obniżyła. – stwierdziła Runo, patrząc na termometr.
   Szkoda, że nawet tego nie czuję. Z trudem usiadłam i oparłam się o poduszkę. Zegarek wskazywał 10.30, a promienie słoneczne oświetlały pokój.
   Kiedy Misaki poszła po butlę wody i śniadanie dla mnie, Akane ze swoim bajeranckim wyszczerzem przycupnęła przy łóżku.
 Ne, podobało ci się twoje towarzystwo w pokoju? – spytała. – I nie próbuj zaprzeczać, mówił nam, że się ocknęłaś i mówiłaś całkiem przytomnie.
 A co wcześniej majaczyłam?
 Miałaś 40 stopni, więc nic dziwnego. – Popatrzyła na mnie z troską. – Mówiłaś coś niezrozumiałego, ale wyglądałaś przy tym na taką przestraszoną. I wypowiadałaś różne imiona.
 Jakie?
 Cassandra i Melody. Znów ci się śniły?
– Nie pamiętam. – westchnęłam. – Nic nie pamiętam. Ile tak w ogóle choruje?
 Spałaś pół dnia...Ej, nie zmieniaj tematu! – zaśmiała się.
 Zmusiłaś go, przyznaj się.
 No wiesz co! – oburzyła się. – Rano dyżurował przy tobie Dan, potem ja. Spectra sam zgłosił się do dyżuru w nocy. Mówił, że i tak nie może spać, ale ja swoje wiem. – Uśmiechnęła się znacząco.
   Przewróciłam oczami.
 Ale wiesz, on jest trochę zbyt podejrzliwy. Nie podoba mi się to. Jess, on coś wie. Albo podejrzewa.
   Spojrzałam na nią zaniepokojona.
 Ale co?
   Pokręciła głową.
 Ciągle się kręcił koło mnie. Mówił, że ty coś ukrywasz i ja wiem co. Zupełnie jakby – ściszyła głos. – wiedział o twoich wizjach i Reiko.
   Poczułam, jak robi mi się słabo, a temperatura rośnie o kilka stopni. Od jak dawna Keith podejrzewał, że coś jest ze mną nie tak? Czy to dlatego mnie pilnował?
   Zajebiście! Pewnie jak wyzdrowieję, to będzie mnie bombardował pytaniami. Co ja wtedy zrobię?!
 Proszę. – Runo podała mi tackę ze śniadaniem. Popatrzyłyśmy na nią przestraszone. Ile z naszej rozmowy słyszała? Błagam żeby nic.
 Dziękuje, Runo.
 Nie ma za co. – Dziewczyna razem z Akane skierowały się do drzwi. – Wpadniemy później, a ty odpoczywaj.
 Do zobaczenia.
   Właśnie kończyłam pić herbatę, gdy wpadł rozradowany Dan wraz z Baronem.
– Jess, wreszcie się ocknęłaś! – zawołał szczęśliwy szatyn.
– Mistrzyni Jessico jak się czujesz? – dodał Baron.
 Bywało lepiej. – odparłam.
– Nawet nie wiesz, jak tęskniłem! – Dan usiadł na krześle, a Baron na dywanie.
 Myślę, że wiem. – mruknęłam, uśmiechając się lekko. – A właśnie! Dostaliście plany? – przypomniałam sobie o nośniku danych i nieco zmarkotniałam.
– Tak. Keith właśnie zajmuje się ich analizą, ale z tego co powiedział, jest to jakaś broń. – powiedział Baron.
– Broń do niszczenia planet. – Zacisnęłam pięści, ale zaraz tego pożałowałam, bo poczułam ostry ból.
– Zenoheld naprawdę chce się nas pozbyć. – Dan uderzył ręką w stolik. – Ale ja mu nie pozwolę!
 Spokojnie, mistrzu Danie. Tak długo jak mamy dane widmowe i DNA bakuganów, jesteśmy bezpieczni. – przypomniał mu Baron.
– Tylko, że pewnie za niedługo Vexosi się po nie pofatygują. – zauważyłam.
– Więc będziemy na nich czekać! – krzyknął bojowo Kuso.
 Danielu, Jessie jest chora, a twoje krzyki jej nie pomagają. – opierzył go Drago.
– Ach, tak. Sorki, Jess.
 Nic się nie stało. – powiedziałam, chociaż miałam już lekkie zawroty głowy. – Ale czuję, że powinnam się przespać.
 Jasne! To my wrócimy później i przy okazji powiemy reszcie, że lepiej się czujesz. –       Obydwoje wyszli.
 Jak ja nienawidzę być chorą. – burknęłam, zakrywając się kołdrą.
   Obudziłam się równo o piętnastej. Panowała niezakłócona niczym cisza, co mnie nieco przestraszyło, bo nie byłam do tego przyzwyczajona. W pierwszym odruchu chciałam iść poszukać Wojowników, ale gdy sobie przypomniałam, że od wczoraj nie brałam prysznica, uznałam, że najpierw się umyję
   Wstałam i ostry ból przypomniał mi o zwichniętej czy tam skręconej kostce. Spojrzałam ponuro na białe bandaże. Ja to mam naprawdę fart życia! I choroba, i to!
– Jess, nie powinnaś wstawać. – powiedział surowo Fludim, kiedy ubrałam szlafrok i, podskakując na jednej nodze, zmierzałam ku łazience.
 Wezmę szybki prysznic, nic mi się nie stanie. – odparłam.
 No nie wiem. Masz 38,5 stopnia i zawroty głowy.
 Dam radę.
   Szybko zrzuciłam z siebie piżamę oraz papcie, odkręciłam ciepłą wodę i usiadłam na brodziku. Lepiej nie stać, bo jeszcze mogę stracić równowagę i przyzwoicie przywalić.
Akurat gdy zmyłam płyn z ciała, obraz zaczął mi się rozmazywać i poczułam uderzenie gorąca.
 Co jest...  Upuściłam słuchawkę prysznicową i poleciałam w tył. Ostatnie, co usłyszałam, to było łomotanie do drzwi.

****

 Matulu, ale ty jesteś głupia! – powiedziała Akane, opatrując mój nadgarstek.
   Oprócz niej w moim pokoju siedzieli jeszcze Spectra, Mira, Dan, Ace i Julie. Taa, zrobili taki zjazd, jak moja przyjaciółka z wrzaskiem oznajmiła, że się prawie zabiłam pod prysznicem.
 Przynajmniej się odświeżyłam. – mruknęłam, patrząc na biały bandaż.
– I prawie utopiłaś! Nie mogłaś mnie zaczekać?
 Po co? Żebyś mnie złapała? – spytałam z ironią.
 Nawet! Ty wiesz, co by się stało, gdy nie ja?!
 Sądzę, że przespałabym się w brodziku. – odparłam.
 Snem wiecznym!
 Ale prysznic został wyłączony, tylko Jessica...  zaczął Leaus, ale Akane uciszyła go.
– Cicho tam! A właśnie, odtąd trzeba będzie przy niej jakiś dyżur całodobowy zrobić, bo w końcu się zabije. – zwróciła się do reszty.
– Czy ja wyglądam na 7  latkę? – burknęłam.
 Nie, ale tak się zachowujesz. – odparł Ace ze swoim złośliwym uśmiechem.
 Odezwał się. – rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
   Zaczęliśmy się kłócić, a reszta ustaliła, że zrobią te cholerne dyżury!  
– Durna Rosja! – Zakryłam się kołdrą.
 Było ubrać coś więcej niż sukienkę. – rzucił Ace.
– Chcesz oberwać poduszką pełną zarazków? – zagroziłam.
 Podziękuje.
 Dobra! – Mira klasnęła, przywołując wszystkich do porządku. – Teraz Julie zostanie z Jessie, a o 22 zmieni się z...  popatrzyła na pozostałych. – Hmm...
 Ze mną! – zawołał Dan.
 Mowy nie ma. Zaśniesz już o 24.
   Kuso wydął policzki oburzony odrzuceniem i zsunął się z krzesła. Akane została potraktowana podobnie, tylko powód był inny („nie chce o trzeciej w nocy znaleźć was wchodzących na balkon po prześcieradłach.”)
– Dyżur nocny sobie odpuście. – mruknęłam. – Obiecuję, że będę grzecznie spać.
 Akurat. – prychnął Ace, za co palnęłam go w łeb. – Zawsze w nocy coś z Danem robiłaś.
 Ale wtedy nie mdlałam pod prysznicem! I mogłam chodzić! – Wskazałam wymownie na moją kostkę.
– Wielka mi różnica.
 No bo rzeczywiście chora z 38 stopniami i niezdolna do ruchu stanowię zagrożenie równe Godzilli. – zakpiłam, wywracając oczami.
   Oprócz naszych docinek, trwał prawdziwy armagedon. Wszyscy (oprócz Spectry) sprzeczali się, czy można mnie zostawić samą na noc (serio? -.-) i jeśli nie, to kto ma mieć na mnie oko.
 Ja zostanę. – uciął kłótnie Keith.
 Ale Keith przecież...- zaczęła Mira.
 Nic się nie martw, Miro. Na spokojnie pomyślę nad planami Zenohelda.
 No...dobrze. – zgodziła się liderka po krótkiej chwili wahania. – Ma ktoś jakieś pytania? – Zignorowała uniesioną rękę Dana. – Nie? To świetnie.
   Bo co ja biedna chora mogę? Nic! Więc nawet nie próbowałam się odzywać.
Kuso pokazał jej język i oburzony opuścił pokój, a w jego ślady poszła Akane.
Koniec końców zostałam sama z Julie.
– To co Jess? Malujemy pazurki? – Wyszczerzyła się dziewczyna.

****

 Mój łeeeeb! – zawyłam, łykając prochy na ból głowy.
– Przynajmniej masz ładne paznokcie. – pocieszył mnie Fludim.
 No, szkoda tylko że moja poduszka je ogląda, a nie ludzie. – burknęłam, oglądając fioletowy lakier i małe czarne listki na nim.
   Przeklinając na cały świat, owinęłam się kołdrą i zaczęłam szukać telefonu. Znalazłam go całkowicie wyładowanego.
 Super. – warknęłam. – Gdzie ta głupia ładowarka? – spytałam sama siebie, otwierając szuflady.
   Nagle do pokoju wleciała Akane.
– Na pewno nie zostawię waszej dwójki samej!-  oświadczyła, splatając ręce na piersiach. – Co to to nie!
 Akane, ja mam zamiar spać. – Podłączyłam komórkę do ładowania i zmierzyłam ją pełnym politowania spojrzeniem.
 Yhy, jasne. Wczoraj niby też?
 Ledwo się ocknęłam.
 To żadna wymówka. – Rzuciłam w nią poduszką. – To też.
 Myślałem, że będę pilnował jednej chorej osoby, a nie jednej chorej i jednej z ADHD. – powiedział chłodno Spectra, wchodząc.
   Moja przyjaciółka zapowietrzyła się i strzeliła malowniczego focha. Keith ani trochę się tym nie przejął i siadł na swoim krześle.
 Jak się czujesz? – zwrócił się do mnie.
 Lepiej. – odparłam. – Uwaga!
   Jednak chłopak nie zdążył się uchylić i dostał poduszką prosto w głowę. Powoli odwrócił się i spiorunował Akane wzrokiem. Dziewczyna wybiegła w tempie torpedy, przy okazji trzaskając drzwiami.
 Kretyn! – krzyknęła jeszcze.
   Parsknęłam śmiechem.
– Ale paringowała dzielnie. – stwierdziłam.
– Słucham?
 Yyyy...  Serio musiałam to powiedzieć na głos? – Nic, nic.
 Paringowała?
– Długa historia, a mnie boli głowa. To dobranoc! – Schowałam się pod pościel.
   I teraz muszę dzielnie udawać, że śpię, chociaż wyspałam się za wszystkie czasy. Nie no super.
   Zgasił światło. Zapadła cisza. Po chwili uznałam, że mogę dyskretnie sięgnąć po telefon. Wyciągnęłam rękę i na oślep zaczęłam szukać komórki. Prawie ją miałam, gdy kołdra spadła mi z głowy.
 Wiedziałem, że nie śpisz. – mruknął Keith, podając mi telefon i sprawdzając temperaturę. – Chyba już nie masz.
   Odpisałam na kilka smsów, czując, że Spectra się ciągle na mnie patrzy.
 Czemu chciałeś mnie pilnować? Przecież nie śpisz już drugą dobę. – spytałam, nie odrywając wzroku od ekranu.
 Nie robi mi to dużej różnicy.
 Jasne, jasne. A potem będziesz miał oczy jak królik. – mruknęłam. – I kij z tym, że jesteś tam byłym liderem Vexosów i miałeś pewnie jakieś treningi. Sen jest potrzebny! – kurde zaczynam gadać jak moja babcia...
   Chłopak tylko uniósł brwi i nic nie powiedział. Zagryzłam wargę i kontynuowałam ogarnianie, co tam w  życiu moich znajomych się dzieje.
 Jessica, powiedz mi jedną rzecz. – powiedziała nagle, gdy odłożyłam telefon.
Pomna słów Akane, postanowiłam kłamać, ile wlezie.
 Tak?
 Kim są Cassandra i Melody?
 Nie mam pojęcia. – przywołałam na twarz autentyczne zdziwienie. – Może takie postacie mi się śniły?
 Dwa razy? – Posłał mi spojrzenie mówiące: nie wygrasz.
   Lecz ja się uparłam i postanowiłam mu tak zamotać, że za nim ogarnie co i jak, to będę już daleko stąd.
– Jakie dwa razy?
– Oprócz tego śniły się ci się koszmary. – kontynuował, zlewając pytanie. – Więc to oczywiste, że musisz coś wiedzieć.
   Spuściłam głowę i zaczęłam główkować nad odpowiedzią, miętosząc kołdrę.
– I nie kłam, bo nie umiesz. – dodał.
   Wzięłam głęboki wdech.
 Powiedzieć ci prawdę? – spytałam chłodnym tonem. Zauważyłam, że ta zmiana głosu lekko go zaskoczyła, ale skinął głową. – Naprawdę myślisz, że ludzie umieją ze wszystkim sobie poradzić? Z faktem, że ich rodzina jest zagrożona, że mogę stracić wszystko,że dla kogoś są zwykłą bronią? – wycedziłam. – Nie, Spectra, to niemożliwe. Więc się nie dziw, że miałam koszmary!
 Przeze mnie? – zbaraniał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Powoli zbijam go z tropu.
 I tutaj dochodzimy do największego absurdu. – Przekrzywiłam głowę i zmrużyłam oczy. – Jednocześnie mi na tobie zależy i chcę od ciebie uciec. Które z tych uczuć jest prawdziwe? Albo inaczej. Spectra i Keith. Który z tej dwójki to prawdziwy ty, Fermin?
   Zapadła cisza, a ja uświadomiłam sobie, co powiedziałam. Przynajmniej tak mu zamotałam, że szybko mi nie odpowie.
   Lecz czemu czuję, że powiedziałam czego tak naprawdę się boję?
W cholerkę długi ten rozdział xD Wrzucę go teraz, bo w tygodniu mam tak trochę nawalone, a w środę chcę napisać dwa na inny blog by nadgonić ^^ A i ruskich obrazków nie będzie, bo piszę z telefonu i nie mam jak wrzucić. Gomen ^^''
To na tyle xD








piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 45: Czy nie lepiej się poddać?

“Sometimes, I hate, the life I made
Everything's wrong every time
Pushing on I can't escape
Everything that comes my way
Is haunting me taking its sweet time

Holding on I'm lost in a haze
Fighting life to the end of my days

Holding on I'm lost in a haze
Fighting life to the end of my days*”

   Dlaczego ludzie wciąż walczą?
   Czemu bronią swoich ideałów, chociaż i tak są z góry skazani na porażką?
   Giną za nic, za puste słowa.
   To takie nielogiczne...
   Czy nie łatwiej jest się poddać i oszczędzić sobie cierpienia?
   Czyż nie lepiej zamilczeć?
 Nic się nie zmieniłaś. –  Reiko uniosła głowę i spojrzała w stronę, z której dobiegł głos. Ujrzała postać dziewczynki w podartej sukni patrzącą na nią z pogardą.
 Ja...  dalsze słowa uwięzły w jej gardle.
 Dlaczego ktoś taki doprowadził do mojej śmierci? – syknęła zirytowana dziewczynka, zaciskając pięści. – Dalej jesteś żałosna. Jak zwykły robak...Ne, kogo tym razem uśmiercisz, by łudzić się tym swoim – uśmiechnęła się szyderczo. – półżyciem?
 Nie...Nie chciałam nikogo...
 Tylko mi się tu nie rozrycz! – warknęła dziewczynka. – Zawsze będziesz takim śmieciem? Wiesz co? Powinnaś nigdy się nie narodzić!
   Reiko nawet nie drgnęła, tylko westchnęła.
 Wiem. Gdybym nie przyszła na świat...
 I jeszcze zgrywasz taką opiekuńczą strażniczkę. Wzruszające. – kpiła dalej. – Idiotyczna szopka. Zabiłaś wszystkich i nic tego nie zmieni, rozumiesz?!
   Kobieta skuliła się, ale dziewczynka nie ustępowała i krążyła nad nią, kpiąc i szydząc.
 Jesteś żałosna.
 Wiem...
 Potwór.
– Jednak...
 Nic dziwnego, że cię otruto. – nie dopuszczała jej do słowa, coraz bardziej niszcząc, i tak już osłabioną, psychikę Reiko.
 Przestań. – szepnęła kobieta, czując, jak jej ciało drży. Miała dość. Była tak bardzo zmęczona.
   Straciła wolę walki. Bo po co jej ona? I tak nie wygra.
   Przecież...
   Spojrzała na spinkę, którą trzymała w dłoniach i uśmiechnęła smutno. Ona za chwilę zniknie.
   I nikogo więcej nie skrzywdzi.

****

   Alice okazała się w pełni opanowaną osobą, które dodatkowo logicznie myśli, bo z mojej chaotycznej paplaniny połączonej z lataniem po domu i wyzywaniem Lynca od ameb, wywnioskowała, kim jestem i co się dzieje. Wraz z informacjami od Dana wiedziała już wszystko.
 Poczekaj, znajdę kluczę. – rzuciła, gdy zbiegłyśmy do piwnicy i trafiłyśmy na gigantyczne drzwi, które chyba przetrwałyby wybuch bomby.
   Skinęłam głową, niecierpliwie przebierając nogami. Co prawda proponowałam wybicie lub otwarcie okna, ale kiedy ujrzałyśmy zamieć, uznałyśmy, że lepiej wyjść od tyłu.
– Dziadek znów je gdzieś wrzucił. – powiedziała zmartwiona.
 Zamorduję tą piszczałkę. Niech mi nie próbuje ginąć! – warknęłam.
 Musimy przeczekać, Jessie. – szepnęła Alice, prowadząc mnie po schodach. – Poza tym – obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem. – musisz się przebrać i zjeść coś ciepłego. – oświadczyła stanowczo i nim mrugnęłam, zostałam sama w łazience z długimi czarnymi spodniami, fioletowym swetrem i kozakami ze skóry.
 To anioł a nie człowiek. – stwierdziłam, zrzucając zniszczoną i mokrą suknią. Wdziałam nowe ciuchy. – Jednak nie mogę czekać. Nie chcę żeby znów ktoś zginął. – Wbiłam paznokcie w wewnętrzną część dłoni.
– Jessie...  szepnął cicho Fludim.
   Wyszłam na korytarz i podeszłam do okna. Na zewnątrz szalała śnieżyca, ale nie mam wyjścia. Pociągnęłam za uchwyt, by otworzyć okno, gdy usłyszałam przeraźliwy pisk w uchu. W zawiei śnieżnej dostrzegłam czyjąś niewyraźną sylwetkę. Wytężyłam wzrok. Kto to?
 Siostrzyczko, pobawmy się na dworze! Proooszę! – usłyszałam dziecinny głosik dziewczynki i ujrzałam jej zarys na białych płatkach. – Wiesz co, siostrzyczko? Mama mi mówiła, że jutro będzie piękne nocne niebo. Pooglądamy to, prawda? – Zaśmiała się radośnie, a jej sylwetka zrobiła obrót, po czym schowała ręce za siebie i nachyliła się. – A teraz chodźmy!
   Zakręciło mi się w głowie. Zamknęła na chwilę oczy i oparłam się o ścianę. Kto to był?
Wtedy pojawił się inny obraz. Znów widziałam płomienie i wszechobecny dym. Wrzask i płacz mieszały się w jeden upiorny dźwięk. Nagle wybuchło oślepiające światło, po czym zapanowała cisza.
   Brzdęk!
   Spojrzałam w dół i ujrzałam pierścień. Ten sam, który mam cały czas przy sobie. Pomacałam kieszeń, upewniając się, że jest na swoim miejscu.
 Nienawidzę cię. – Rozległ się poważny i groźny głos, który odbijał się od ścian. – Przeklinam cię! Zostaniesz zniszczony przez swe własne dzieło!
   Nie chcę tu być. To miejsce, te słowa, napełniają mnie strachem.
   Cofnęłam się o krok i poczułam, że lecę w pustkę.
   Ból.
   Płomienie i dym znikły, a ja leżałam na dole schodów. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam zszokowana.
 Nic ci nie jest? – spytała Alice, nachylając się nade mną. – Niedobrze, wygląda na skręconą. – zatroskała się i popatrzyła na moją kostkę.
 Bez przesady. – mruknęłam i spróbowałam wstać. Tylko dzięki dziewczynie nie wróciłam na dywan.
– Muszę cię opatrzyć. – powiedziała stanowczo.
– Dziękuję.
   Uśmiechnęła się ciepło.
 Nie ma za co.
 Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. – powiedział rozbawiony Fludim, gdy dokuśtykałam do kuchni i opadłam na krzesło.
 A siedź cicho. – warknęłam, mordując go wzrokiem. – To jest Fludim, mój bakugan i przyjaciel. Ma dwie domeny. – wyjaśniłam, widząc minę Alice.
– Miło poznać. – przywitała się moja maruda.
– Mi również. – odparła dziewczyna i wyjęła bandaże. Zmniejszyła ogień pod garnkiem z zupą i rozwinęła białe zwoje.
 Jesteś naprawdę miła. – wyrwało mi się, gdy moja kostka była już zabandażowana.
   Zarumieniła się lekko i uśmiechnęła.
 Dziękuje. – wydukała.
   Taaa, trochę niezręcznie się poczułam, więc zaczęłam rozważać moją sytuację, która za wesoła nie była. W tym stanie to raczej Lynca nie uratuję! Dzięki pechu!
 Śnieżyca ustała! – zerwałam się z krzesła i złapałam półki, by nie upaść. – Lync! – Zaczęłam skakać na jednej nodze, ignorując nawoływania Alice, bym przestała.
   Wypadłam na dwór, zaliczając przy okazji glebę. Nikogo nie zobaczyłam. Żadnych śladów po jakiś atakach. Jakby nigdy nic się nie stało. Może śnieg przykrył?
   Ruda podniosła mnie z ziemi i sama rozejrzała się uważnie.
 Gdzie jest Lync? – spytała, zaciskając dłoń na swetrze.
 Też się zastanawiam. – odparłam. – Piszczałko, wracaj tu, bo nie ręczę za siebie! – ryknęłam ile sił w płucach.
   Odpowiedziała mi cisza. Pokuśtykałam do przodu i zobaczyłam coś, przez co miałam uczucie, jakby ktoś mnie zdzielił w głowę.
   Na śniegu leżała czarna rękawiczka.
   Osunęłam się na ziemię i wzięłam ją do ręki. Wypadł z niej nośnik danych. Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula, a w sercu płonie wściekłość. Zacisnęłam pięść, czując ogarniającą mnie rozpacz. Znowu!
 Jessie, coś się stało? – podbiegła do mnie Alice.
   Otworzyłam dłoń i podsunęłam w jej stronę. Usłyszałam, jak zachłysta się powietrzem.
 Lync...  szepnęła.
   Podniosłam wzrok na padający śnieg. Kilka płatków spadło mi na czoło.
   Dlaczego?!
   Zakręciłam się w miejscu, czując, jak moje ciało wypełnia gorąco.
 Jessie! – krzyknęła Alice.
– Przepraszam. – wymamrotałam, zanim śnieg, przerażona twarz Rosjanki oraz niebo zmieszały się w jedno i znikły.

****

 Widzisz? Mimo że nie żyjesz, to pochłaniasz kolejne życia! – kolejny okrzyk rozniósł się po przestrzeni wypełnionej gwiazdami.
   Reiko patrzyła niewidzącym wzrokiem przed siebie.  Jej prawa ręka, która była lekko wysunięta do przodu, obracała w palcach złoty pierścień.
 Odwaga pozwala kroczyć przez życia z uniesioną głową. – przeczytała. – I wtedy najczęściej tą głowę tracisz. – stwierdziła.
   Kolejny przegrał i został wepchnięty w mrok. Czemu się wychylał? Przecież mógł przeżyć. Więc dlaczego?!
 Ludzie pragną wolności. Dlatego, gdy ją im odbierzesz, to skażesz się na porażkę. – powiedziała, po czym westchnęła i przewróciła się na plecy.
   Nie rozumiała ludzi. Nie rozumiała ich uczuć i emocji. Przecież one krzywdzą najbardziej. Przez nie dochodzi do największych tragedii.
   Zamknęła oczy i schowała twarz w dłoniach. Pragnęła zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Uwolnić się od łańcuchów, które ją krępowały. Lecz nie może. Musi wypełnić swą ostatnią obietnicę.
   Przepowiednia nie może się spełnić...

****

 Jess jest u ciebie?! – wykrzyknął uradowany i zaskoczony Dan, wytrzeszczając oczy na ekran, gdzie rozmawiał przez chat z Rosjanką.
   Alice przyłożyła palec do ust.
 Ciszej. Ma wysoką gorączkę oraz osłabiony organizm i teraz śpi, więc potrzebuje spokoju.
 Sorki. – szepnął chłopak. – Rany, ale się cieszę!
   Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc radość przyjaciela, lecz szybko spoważniała.
 Dan, powinniście po nią jak najszybciej przyjechać. Może się z tego rozwinąć jakaś choroba, a ja nie jestem wybitną lekarką. A i Jessie ma skręconą kostkę, bo spadła ze schodów.
 Jasne! Za niedługo będziemy! – Kuso już podniósł się z kanapy, gdy Alice dodała ściszonym głosem.
 Mógłbyś poprosić tu resztę? Mam wam coś do powiedzenia.
 Co się stało, Alice? – Dan zaniepokoił się zmartwioną miną przyjaciółki.
   Dziewczyna spuściła głowę i zacisnęła palce na rękawiczce. Przed oczami ujrzała twarz Lynca. Łzy zakręciły się w kącikach powiek.
 Muszę wam coś powiedzieć. – wydusiła. – Stało się coś strasznego.
   Jedna kropla spadła na klawiaturę i spłynęła na podłogę.


Narcissistic Cannibal - Korn (ja akurat słuchałam coveru EarlyRise, bo mi pod post pasował ^^)

Rozdział 45 z cyklu tych bardziej smutnych...No i Jess się pochorowała xD
Jessie: Cholerna ruska śnieżyca -.-
Ja: A ja mam już po dziurki szkoły. Dosłownie. Bokiem mi wychodzi nauka, sprawdziany i kartkówki. Listopad i grudzień to najgorsze miesiące >.>
Dan: Patrz jak optymista. Za niedługo święta
Shadow: Chcę śnieg
Ja: Chcieć to ty sobie możesz .
Jessie: Ale ja też.
Akane: Ty to leż pod tymi kocami!
Jessie: Aye, aye
Akane: Co ja ci kupię na święta... *lisi uśmiech i wzrok na Dana*
Dan: *ten sam uśmiech*
Jessie: *smarka* żyję wśród debili...
Akane: I patrz o ile ci łatwiej z Vexosami. Chociaż taki Keith to kompletnie nowy wymiar kretynizmu i chamstwa *ignoruje spojrzenie chłopaka, które może wręcz zamrażać*
Ja: Tak teraz widzę, że mam rozdział 46 napisany ^^ Ale trzeba go trochę zmienić, więc może go wrzucę we...*zerka na kalendarz* poniedziałek! (może xD)
Odmeldowuje się! ^^






piątek, 18 listopada 2016

Rozdział 44: Podróż w rosyjskiej zawiei

   Potarł ramiona, próbując się choć nieco rozgrzać. Z marnym skutkiem. W lochu nie było ogrzewania, a więzienie znajdowało się w pobliżu wielkiej chłodni. Dodatkowo odebrali mu płaszcz, który dawał naprawdę dużo ciepła i mógł z powodzeniem robić za kołdrę!
   Gus zacisnął zęby i wspiął się na metalową prycz przykrytą cienkim kocem. Było mu tak okropnie niewygodnie i zimno. Ale nie to najbardziej go dręczyło. Przez Zenohelda wszyscy brali go za martwego, więc jego Mistrz pewnie też.
   Walnął pięścią w ścianę i spojrzał ponuro na kraty. Przez własną głupotę i ignorancję stał się więźniem swego najgorszego wroga. Już lepsza była by śmierć niż życie na jego łasce...
– Żarcie. – burknął anonimowy strażnik, wsuwając przez klapkę niewielką tackę z miską zupy oraz bezkształtną masą mięsa zwaną kotletem.
   Grav zeskoczył na podłogę, zabrał jedzenie i usiadł w kącie. Wziął pierwszy łyk zupy i niemal ją wypluł. Smakowała jak połączenie pokrzyw z ketchupem i sokiem porzeczkowym. Kto to gotował? Shadow?!
   Ze wstręm odrzucił od siebie pożywienie i odetchnął głęboko.
 Szefie, co jest? – spytał Vulcan.
 Nic. – warknął Gus. – Tylko wszystko spieprzyłem.
   Bakugan zamilkł, nie wiedząc jak pocieszyć wojownika.
– Wohoho, jak tu cieplutko, nie Gus? – Przed kratami pojawiła się twarz Shadowa wykrzywiona w złośliwym uśmiechu.
   Grav miał ochotę w niego rzucić widelcem. Miał już po dziurki tych wizyt Vexosów, którzy nabijali się z niego i Spectry. Szczególnie Prove upodobał sobie tą czynność i wpadał tu niemal codziennie. A była to wielką udręką przez osobowość Shadowa i jego psychopatyczny śmiech.
 Tsa, aż się rozpływam. – mruknął Gus, wiedząc, że jeśli nie odpowie, to Vexos będzie go dłużej męczył.
 Ale żarcie! Godne psa! – stwierdził albinos. Grav nawet nie drgnął. – Wiesz, to naprawdę żałosne, że kiedyś byłeś numerem dwa, a teraz co? Z-E-R-O! Phantom serio niszczy ludzi. – powiedział Shadow i uchylił się przed nadlatującą łyżką.
– Nie obrażaj mistrza! – syknął wojownik Subterry.
 Bo co? – zaśmiał się Prove. – Uderzysz mnie? Już się boję! – wywalił jęzor i oparł ręce na biodrach. – Ty i ten twój mistrzunio to przegrańcy, pogódź się z tym!
 Ty...  Gus podszedł do krat i złapał je w dłonie. – Mój mistrz jeszcze was pokona, a ja mu w tym pomogę!
 Uwięziony w celi? Powodzenia! – albinos wybuchł śmiechem.
   Mylene pojawiła się na końcu zakrętu. Uniosła brwi, widząc zgiętego w pół i śmiejącego się Prova. Prychnęła z dezaprobatą.
– Król wzywa, Shadow. – powiedziała chłodno.
   Chłopak przewrócił oczami, zirytowany, że ktoś przeszkodził mu w jego ulubionej zabawie.
– Idę. – mruknął niechętnie. – Cześć, lamusie! – rzucił do Gusa przez ramię i oddalił się, chichocząc cicho.

****

   Staliśmy z Lynciem w całkowitym skupieniu i patrzyliśmy, jak profesorek kopiuje dane do komputera. Z tego co dowiedziałam się w czasie kilkusekundowej rozmowy, to Volan nie chce pozwolić, by Alice się coś stało. Myślałam, że sobie kpi, ale widząc jego zdecydowaną minę, uznałam, że mówi prawdę.
   Wreszcie mężczyzna zgrał wszystkie dane, szybko wpisał kod zabezpieczający i wyszedł tylnymi drzwiami, ciągle poprawiając okulary. Lync cicho wszedł do środka, a ja stanęłam na czatach przy końcu korytarza.
 Kolejnemu zaufałaś? – spytał nieco zirytowany Fludim.
   Westchnęłam, splatając ręce na piersiach.
 Wątpię, żeby kłamał. Ten jego przestrach ale i zdecydowanie w oczach...Takie uczucia miotają głównie tymi, którzy chcą kogoś zdradzić, ale czują że warto. Taki sam wzrok miał Volt. – Głos mi się lekko podłamał, więc zamilkłam.
   Bakugan wywrócił oczami.
 Dobrze, niech ci będzie. Ale jak ten dzieciak nas oszuka...
 Skończone. – szepnął Lync, podbiegając do nas. Ściskał w palcach nośnik danych taki sam jak profesorka.
 Co teraz? – spytałam, gdy biegliśmy korytarzem w pewnym oddaleniu od siebie.
 Do teleportów i zmywamy się, póki nikt nie zauważył. – odparł.
 Ale ja nie mogę się przemieszać tymi waszymi. Podobno są zablokowane na przenoszenie osób spoza Vexosów! – Miałam przeczucie, że piszczałka chce mnie wystawić do wiatru.
   Jednak Lync uśmiechnął się złośliwie.
 Istnieją jeszcze inne. Spokojnie.
 Okej...Czemu ty mi tak w ogóle pomagasz? – wypaliłam.
   Zatrzymał się gwałtownie, przez co prawie na niego wpadłam.
 To nie tak, że ci pomagam! – burknął, wbijając wzrok w czubki butów. – Tylko ty jako jedyna w tym pałacu chcesz powstrzymać Zenohelda i...  Zaczerwienił się po cebulki włosów.
– No? – ponagliłam go.
 Przekonasz Alice, że jestem dobry i nie chciałem jej oszukać! – wyrzucił. Otworzyłam szeroko oczy. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego, że Volan zadurzył się w Alice.
 Aha... –  wymamrotałam, ogłuszona tą wieścią.
– Musimy iść! – Lync pociągnął mnie za nadgarstek.
   Zbiegliśmy po schodach i weszliśmy w ślepy zaułek. Tam chłopak wstukał kod do niewielkiej klawiatury, która wysunęła się ze ściany i tym sposobem znaleźliśmy się w małym pokoju wyłożonym srebrną płytą. Na podwyższeniu były dwa teleporty, z czego jeden wyglądał na zniszczony.
   Bez zbędnego gadanie władowaliśmy się do środka drugiego. Wstukałam współrzędne i pochłonęło nas fioletowe światło.

****

   Akane wyjrzała na korytarz. Pusto. Idealnie. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Ostrożnie stąpając, przeszła na drugi koniec holu i stanęła na wprost do pokoju Jessie. Weszła do środka i włączyła latarkę w telefonie.
Jess, mówiła, że schowała to w środkowej szufladzie, nie? – szepnęła do Leausa, kucając przy komodzie.
– Owszem. – odparł. – Czemu szukasz tego o pierwszej w nocy?
– Bo coś mi wpadło do głowy. – Dziewczyna wyjęła srebrną spinkę z niebieskim kryształem. – Pomyślałam, że jeśli ten blondas ją znajdzie, to zaczną się pytania. W końcu widać, że to robota vestaliańska – potrząsnęła ozdobą.
– Myślisz, że będzie tu grzebał?
– Kto wie, nie ufam mu. Poza tym Reiko mnie o to poprosiła.
– Kto?
– No ten duch, co lata za Jess.
– Aaa, zapomniałem.
   Dziewczyna schowała ozdobę do kieszeni. Wiedziała doskonale, że póki co nikt nie może się dowiedzieć, o wizjach Jess oraz Reiko.
 A już na pewno nie ten blondynek. – mruknęła, wstając.
– Nieładnie tak obgadywać.
   Japonka oparła się o komodę, widząc w otwartych drzwiach Keitha w pełni ubranego.
 Nikt ci nie mówił, że bez pukania się nie wchodzi? – spytała ze złością.
 Mógłbym powiedzieć to samo. – odparł.
   Dziewczyna prychnęła i skrzyżowała ręce na piersiach.
 Po co tu przyszłaś? – spytał bez wstępów.
 Nie zeznaję bez mojego adwokata. – powiedziała, mierząc go spojrzeniem rozwścieczonej harpii. – Możesz być sobie liderem Vexosów i najsilniejszym wojownikiem na Vestalii. Ja mam to w nosie. – oświadczyła, po czym uniosła dumnie głowę i chciała wyjść. Jednak Keith zagrodził jej dalszą drogą.
– Szukałaś czegoś. – bardziej stwierdził, niż spytał. – W dodatku w pokoju Jessicy. Wiesz coś. Co? – spytał chłodnym tonem, w którym czaiła się nutka poirytowania.
 Nic.
 Słuchaj, Jessie coś ukrywała. Zdaję sobie z tego sprawę. – Akane poczuła, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Robiło się coraz gorzej.
– Jakbyś nie wiedział, to ja tu mieszkałam i po prostu zabieram teraz swoje rzeczy. – skłamała, mając nadzieję, że głos jej nie zadrżał.
– O pierwszej w nocy?
 Nie chodzę szybko spać. – prychnęła. – Zresztą kto jak kto, ale ty nie powinieneś się mnie czepiać. W końcu byłeś wrogiem Wojowników i kto wie czy dalej nie jesteś.
 Zrozumiałem swoje błędy.
 Mam ci uwierzyć? Doskonale wiem, że lubisz mieszać ludziom w głowach. – powiedziała.
   Keith zmrużył oczy.
 Kto tak powiedział?
 Jess. – odparła Akane bez wahania. – Co taki zdziwiony? Ona nie uważa cię za bóstwo. – rzuciła i przemknęła pod jego ramieniem na korytarz.
   Zaczęła się oddalać szybkim krokiem, zaklinając los, by nie zauważył, że ma coś w kieszeni.
 Mam propozycję. – odezwał się.
 Jaką?
 Walczmy. Jeśli wygram, powiesz mi, co wiesz. Jeśli ty wygrasz, dam ci spokój.
   Odwróciła się w jego stronę i uniosła brew.
– Serio? Jesteś potężnym wojownikiem, więc to wiadome, że wygrasz. Nie licz na to. – Machnęła ręką i ruszyła dalej. – Zadzwoń, jak wymyślisz coś lepszego.
   Gdy zamknęła drzwi, odetchnęła z ulgą. Było blisko...Ten Keith coraz bardziej ją irytował. Coś podejrzewał, coś wiedział.
   Przygryzła wargę. Musi go jakoś unikać. Bo w końcu będzie postawiona pod ścianą.
A nikt nie może poznać sekretów Jessie, póki ona nie wróci.
   W końcu jej to obiecała, prawda?

****

   Gdy tak szłam w śniegu, który sięgał mi po kostki, uświadomiłam sobie, jaka jestem głupia. Zapieprzałam w samej sukni w samym środku rosyjskiej śnieżycy! Lync miał przynajmniej jakiś płaszcz,a ja nic!
   Mój oddech zamienił się w parę, a palce stały się czerwone. Dodatkowo zaczęłam szczękać zębami i drżeć. Jak dotrę do Alice żywa i bez odmrożeń, to będę z siebie cholernie dumna!
 Daleko jeszcze? – spytał Lycn, chuchając w dłonie.
   Spojrzałam ponad korony ośnieżonych drzew i dostrzegłam czarny kłąb dymu, który musiał się wydostawać z jakiegoś komina. Oby z komina domu Alice. Błagam! Inaczej zostanę uduszona przez tą piszczałkę albo zejdę z zimna!
– Powinniśmy tam dotrzeć za jakiś kwadrans. – odparłam, patrząc na sople zwisające z gałęzi.
– Mam nadzieję, że Alice mi wybaczy. – szepnął Lync. Uśmiechnęłam się pod nosem i nieco przyśpieszyłem.
 Ej, czekaj! Aaaa! – Zaalarmowana krzykiem, odwróciłam się i zobaczyłam Volana przygniecionego kupą śniegu.
 Nie wyleguj się tak, tylko ruszaj! – burknęłam oburzona i odeszłam.
 Pomogłabyś! – krzyknął.
   Machnęłam ręką na pożegnanie i przedarłam się przez krzaki. Suknia była podarta i cała mokra, przez co straciła cały swój urok, a ja wyglądałam jak ofiara wypadku.
   Wyszłam na niewielką polanę, na której stał piętrowy dom połączony z okrągłym budynkiem.
– Lync, nie grzeb się tak! Dotarliśmy! – ryknęłam przez ramię, słysząc burczenie w brzuchu i czując, jak każdy skrawek ciała mi kostnieje.
 No idę, idę, nie drzyj się. – wymamrotał, kiedy doszedł.– Wygląda jak dom moich dziadków.
 Serio? – zdziwiłam się, pamiętając nowoczesną architekturę Vestali, gdzie raczej nie było miejsca na murowane domy.
 Tak. Ciężko nie pamiętać domu swojego dzieciństwie, nie? – spytał opryskliwie, po czym drgnął, gdy uświadomił sobie, co powiedział. – Znaczy się...
 Mieszkałeś z dziadkami?
   Skinął głową zmieszany.
 To jak Alice. – stwierdziłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Naprawdę, mieszka z dziadkiem, bo jej rodzice zmarli, gdy była mała. – Wiedziałam to od Runo, ale Lync nie musiał tego pamiętać.
 U mnie po śmierci ojca mama popadła w depresję i nie chciała się mną zajmować. – wypalił Volan, miętosząc w palcach pelerynę. Zamilkłam, lecz nie powiedział nic więcej.
 Ekhem...no dobra! To kto idzie pierwszy? – spytałam, ruszając w stronę domu, bo czułam, że za chwilę przymarznę do ziemi. – Nie wstydź się Romeo. – Pociągnęłam go za rękaw.
 Najpierw musisz ją jakoś przekonać do mnie. – wydukał Lync.
   Przewróciłam oczami. Ile można czekać aż się zdecyduje? Położyłam rękę na klamce, gdy zajrzał ostrożnie przez okno.
– Jest taka ładna. – szepnął rozmarzony.
   Parsknęłam śmiechem. Spiorunował mnie wzrokiem i nagle zamarł. Nim zdążyłam zareagować, wepchnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi.
 Ty jesteś Jessica. – powiedziała zaskoczona Alice, upuszczając łyżkę na podłogę.
 Tak, to długa historia. Poczekaj moment. – Walnęłam pięścią w drzwi i popchnęłam je, ale nie chciały się otworzyć. – Lync!
   Po drugiej stronie panowała cisza. Co się dzieje?!








 Mam jakiś wylew weny do bakugańca *odpycha od siebie Jenny, która ma dość bezruchu* i mam już 45 rozdział i 47 napisany O.O A i koniec piszczałki się zbliża.
Lync: Czemu muszę być zabity przez mednę od herbaty?
Haruka: Boś ciota
Dan: Boś kretyn
Jessie: Bo Angel scenariusz wymyśliła.
Shadow: Tak btw, będzie coś o mnie?
Ja: Tak.
Shadow: Uuu *.*
Ja: Twoje zejście z tego świata.
Shadow: ;-;
Ja: Tak wam powiem, że jestem wyjątkowo zadowolona z tego rozdziału xD
Akane&Keith: *mordują się wzrokiem*
Jessie: I ty chcesz być chrzestną.
Akane: Będę -.- Tylko niech się ten laluś ogarnie >>
Keith: Nie będę się przejmował opinią kogoś tak marnego jak ty
Akane: że co?!
Zanim nam tu dojdzie do rękoczynów...Kończymy to!
Odmeldowujemy się!