niedziela, 26 lutego 2023

Rozdział 14: Konsekwencje wyborów

 

Obudziłam się, niespecjalnie rozumiejąc, co się wokół mnie działo. W ustach czułam suchość, na policzku miałam zaschniętą ślinę, a pokój przede mną delikatnie wirował. Byłam przez moment tak oszołomiona, że zapomniałam, gdzie byłam i z jakiego powodu. Dopiero po kilkukrotnym przetarciu oczu i zduszeniu pragnienia cudowną, zimną wodą, zaczęłam trzeźwiej myśleć. Przynajmniej próbowałam.

Drzemki mają to do siebie, że są jedynie wspaniałe, póki trwają. Po obudzeniu czułam się trzy razy bardziej zmęczona, nie wspominając o tępym bólu głowy. Opadłam na poduszkę, a materac pode mną zatrzeszczał. Przeciągnęłam się kilka razy, próbując pobudzić krążenie. Gówno to dało, dalej miałam ochotę spać dalej. Dlatego wstałam, by nie kusić losu.

Oprócz mnie nikogo nie było w gabinecie. Po zapalonej lampie przy biurku i rozłożonej książce wnioskowałam, że pielęgniarka była gdzieś w pobliżu, ale co z resztą? Porzucili mnie po ujrzeniu, jak bardzo uroczo wyglądam, gdy śpię?

Pokój wypełniał półmrok, a za oknem widać było szarzejące niebo. Zerknęłam na telefon. Wyświetlacz informował, że dochodziła osiemnasta dziesięć. Czyli zmiotło mnie z planszy na dobre półtorej godziny. Pod godziną miałam prawdziwą lawinę powiadomień i wiadomości, co jedynie wzmogło ból głowy.

Wtedy wszystko, co się wydarzyło, uderzyło we mnie z ogłuszającą siłą. Wspomnienia ataku mechtogana, oszalałego Dana i mocy gorzejącej w żyłach przemknęły mi przed oczami, a pokój zawirował wokół mnie. Zaczęłam znów czuć silne zakwasy w ramionach i nogach oraz mdłości. Złapałam się za metalową ramę łóżka, żeby nie upaść i ciężko opadłam na nie. Przeszły mnie dreszcze. Wyglądało na to, że drzemka zdołała jedynie na moment zdusić konsekwencje dzisiejszego wybryku.

Jess!? - zawołał Fludim.

Pochyliłam głowę do przodu i zaczęłam głęboko oddychać.

Efekty uboczne mocy – uspokoiłam go. – Muszę chwilę posiedzieć.

Wyglądasz, jakbyś miała zwymiotować!

Nie odpowiedziałam, bo mdłości się wzmogły. Bez zastanowienia wpadłam do malutkiej łazienki z prawej strony i opróżniłam zawartość żołądka. Oparłam się bezwładnie o ścianę, czując, jak pot cieknie mi po karku. Fludim latał wokół mnie, coś trajkocząc, ale nie byłam w stanie zrozumieć słów. W uszach zaczęło mi dzwonić, a obraz rozmazywać się przed oczami.

Równie dobrze mogło upłynąć kilka minut jak i godzin, gdy do rzeczywistości przywrócił mnie dotyk zimnej materiału na czole. Dotarło do mnie, że byłam niesiona. Zmrużyłam oczy i spojrzałam w górę. Twarz była nieostra i co chwilę pojawiały się na niej kolorowe znaczki, ale rozpoznałam Spectrę. Spróbowałam się odezwać, ale w gardle miałam sucho jak na Saharze.

Zaraz dam ci wody – mruknął cicho.

Pokiwałam głową, opierając się o jego ramię. Dalej czułam zawroty, więc nawet nie próbowałam się rozglądać, gdzie szliśmy. Wystarczyła mi jego obecność i uczucie kulki wtulonej w moją szyję. W końcu osunęłam się na coś miękkiego. Poczułam przy ustach krawędź szklanki. Posłusznie wypiłam zawartość, po czym zasnęłam.


****


Głęboka ciemność ogarnęła Bay View, co jednak nie zmusiło Shuna do powrotu do domu. Ciągle siedział na ławce przed barierką, która miała chronić ludzi przed upadkiem ze stromej skarpy prosto do oceanu. Bryza, teraz mająca konsystencję zimnych kropelek, raz po raz owiewała jego twarz. Wpatrywał się w półksiężyc w absolutnym milczeniu, ignorując co chwilę przychodzące powiadomienia na telefon.

Potrzebował tej ciszy. Wcześniej czuł, że wystarczy kilka sekund, a coś w nim pęknie. Furia, strach, dezorientacja ostatnich dni skumulowały się w jego wnętrzu na kształt wrzącego kotła, a walka finałowa go podpaliła. Dopiero cisza i izolacja pozwoliły mu ten kocioł ostudzić i odgonić czerwoną mgiełkę, która niemal owładnęła jego umysł.

Musiał pozostać rozważnym i przemyśleć wszystko. Co zrobić z Danem? Od razu poczuł przypływ irytacji, ale odsunął ją na bok. Już podjął decyzję.

Nie było sensu znów go szukać. Zrobił, co chciał. Opuścił ich bez słowa. Podeptał wszelkie zaufanie, jakie mieli do niego. Teraz najważniejsza była drużyna. Wojownicy nie mogli upaść.

Podniósł się i podszedł do barierki. Ocean szumiał spokojnie, kojąc pulsujący gorąc w jego środku. Kiedyś zawsze tu siedzieli, omawiając strategie i techniki na kolejne walki. Shun wykrzywił usta w grymasie. Nie było już po co wracać do przeszłości. Tak jak mówiła Sellon nawet najpiękniejszy kwiat zwiędnie bez odpowiedniego ogrodnika. Reputacja Wojowników, ich wszystkie osiągnięcia były zbudowane przez ich ciężką, mozolną pracę i poświęcenie. Nie mógł pozwolić, by zostało to zniszczone. Widział i słyszał, jak opinia graczy o nich się zmienia. Coraz więcej krzywych spojrzeń i pogardliwych min. Zacisnął pięść. Musiał temu zapobiec.

Shun.

Oderwał się od układania planów i zaskoczony przeniósł wzrok na Julie. Dziewczyna stała otulona długim szalem, a koło niej była Runo. Kazami był przekonany, że Misaki będzie próbowała wszelkimi metodami skontaktować się z Danem. Jednak patrząc na jej poszarzałą twarz i podkrążone oczy, zrozumiał, że ona również się poddała.

Po co przyszłyście? – spytał, próbując nadać głosowi łagodne brzmienie. Jednak emocje dalej brały nad nim górę i pojawiły się ostre nuty.

Martwiłyśmy się – odparła niewzruszona Julie i wyciągnęła w jego stronę termos. - Marucho mówił, że tu cię zostawił, a byłyśmy przekonane, że się nie ruszysz. Po tym...wszystkim.

Spojrzał na termos i po chwili zawahania przyjął go. To była herbata. Gorąca, mocna. Od razu poczuł przyjemne ciepło we wnętrzu.

Dziękuję.

Mimo upływu lat funkcjonowali niczym dobrze naoliwiona maszyna. Każdy był w stanie zrozumieć drugiego. Przynajmniej do teraz.

Nic nie mówił, gdzie chce iść? – głos Runo był równie zmęczony jak jej oczy.

Nie. Zniknął, gdy zrobiło się zamieszanie.

Dziewczyna skinęła głową, zwieszając ramiona. Tigrerra szepnęła do niej pewnie jakieś słowa pocieszenia, ale Runo nawet na nie nie zareagowała. Nagle do Shuna przyszła myśl.

Runo, słyszałaś kiedyś o Josephie?

Josephie? - Ściągnęła brwi w zamyśleniu. – Dan mówił ostatnio, że to był jego dawny przyjaciel i się tu przeprowadził.

Nie słyszałaś o nim wcześniej?

Nie – zaprzeczyła. – Jak byliśmy młodsi, to rzadko się widywałam z Danem.

A dlaczego pytasz? - wtrąciła się Julie.

Shun skrzyżował ramiona.

To tylko przeczucie, ale jego pojawienie się akurat teraz nie wydaje mi się przypadkowe.

Myślisz, że ma coś wspólnego z tym pojedynkiem albo zachowaniem Dana?

Nie mam pojęcia, ale zamierzam się dowiedzieć, czego chce.

Skoro chciał naprawić reputację Wojowników, musiał upewnić się, że nikt potajemnie nie będzie działał na ich niekorzyść. Odsunął się do barierki i oddał Julie termos.

Wracajmy. Odprowadzę was do domu.


****


Przeszła jeszcze kilka kroków, po czym gwałtownie się odwróciła i pobiegła. Niestety cienista postać zdążyła zniknąć, nim Akane mogła władować jej dawkę prądu prosto w układ nerwowy. Stała przez chwilę, nasłuchując, ale nie słyszała absolutnie niczego. Żadnych kroków, przyśpieszonego oddechu. Jakby ten ktoś rozpłynął się w powietrzu. Co znaczyło, że musiał się teleportować.

Wiedziałam, że nie mam paranoi – stwierdziła.

Gratuluję, psychiatryk można skreślić z listy wydatków – uznał Leaus.

Następnym razem rzucę tobą w tego stalkera – odcięła się, po czym rozejrzała.

Była daleko od głównych ulic Los Angeles, bowiem jej osiedle leżało na uboczu. Trzeba było przejechać się metrem, a potem przejść szeregiem pomniejszych uliczek. To oznaczało, że ktokolwiek za nią podążał, był niezwykle uparty. Więc musiał mieć jakaś korzyść z chodzenia za nią. Ponadto teleportował się, co pogarszało sprawę. Kiedyś bez wahania uznałaby, że to jakiś Vestalianin (maszkaron, bądźmy szczerzy), jednak teraz sprawy się skomplikowały, bo wiele osób mogło zdobyć takie cacko jak mini teleport. Wrogów też jej nie brakowało, tylko po cholerę byłoby komuś jej miejsce zamieszkania? Chciał ją skrzywdzić? Ale po co w domu, jak szła tą opustoszałą ulicą już dobre pięć minut?!

Kto to mógł być? - zastanowiła się na głos.

Lista jest dość długa.

Wymieniaj, a nie się głupio szczerzysz.

Hm, z najnowszych nabytków to na przykład Heather.

Pasuje, popierdolona jest niczym nawigacja w Google – zgodziła się. – Ale takie śledzenie? Oczekiwała, że kogoś zamorduje po drodze i będzie mogła to nagrać do szantażu?

Czy ktoś byłby zaskoczony?

Nie mordowałabym nie widoku publicznym, zacznijmy od tego – Akane pokręciła głową. – Poza tym mam takie nieznośne swędzenie, że ta osoba jest oczywista, ale nie umiem przywołać, kto to powinien być.

Hydron raczej z martwych nie powstał – kontynuował Leaus. - Gundalianom by się nie chciało i aż tak ich nie skrzywdziłaś. Nie mam pojęcia.

No cóż, dorwę tego skurwiela następnym razem.

Wyciągnęła telefon i przedzwoniła do Jane. Mimo późnej godziny Wilson odebrała go dwóch sygnałach.

Co jest?

Nie mam paranoi, ktoś za mną chodzi!

Chwalisz się czy żalisz? - spytała z przekąsem Jane.

Wyjątkowo żalę, stalker to nic przyjemnego. Dlatego byłabyś tak miła i po mnie przyjechała? Wolę dziś nie wracać do domu.

Jane westchnęła. Akane słyszała brzęk kluczy i szuranie w tle.

Gdzie jesteś?

Ulica Perth za kawiarnią.

Już jadę.

Kocham!

Rozłączyła się i oparła plecami o murek. Nie mając lepszego zajęcia, wyciągnęła papierosa i podpaliła go. Zaciągając się, pochwaliła się dziewczynom, że jednak nie ma paranoi i wypuściła szary obłoczek. Wpatrywała się w niego, zbierając myśli. Kto by za nią chodził i po co? Komu by się to opłacało? Znów to uczucie, że coś jej ucieka. Zupełnie jakby odpowiedź miała przed sobą, niczym w grze polegającej na klikaniu na przedmioty, ale nie umiała dostrzec tej odpowiedniej i klikała chaotycznie wkoło.

Komu by tak zależało?


****


Być po przebudzeniu uraczonym towarzystwem Ace’a to nie lada luksus. Gdy się ocknęłam, to wbiłam w niego wzrok, a on we mnie. Cisza kompletna, słowo nie padło, tylko bitwa na wzrok.

Szokujące, że jeszcze żyjesz – stwierdziłam.

Raczej ja to powinienem mówić – odgryzł się, opierając łokciem o materac łóżka. – Co ty odwaliłaś?

Popis mocy.

Uniósł wysoko brwi i zmierzył mnie potępiającym wzrokiem od stóp do głów.

Starzejesz się i głupiejesz?

Uczę się od ekspertów – Skinęłam mu głową. – Nie miałam wyjścia, alternatywą było pójście wszystkiego z dymem!

Ten dom prawie poszedł z dymem – odparł Ace i oparł się na krześle. – Jak Spectra wparował w wieczorem z tobą, to myślałem, że rozjebie to mieszkanie. Wyglądał identycznie jak po tym, gdy Dan spuścił mu łomot za pierwszym razem. Taka cisza śmierć wymalowana na twarzy

A co konkretnie się działo?

Ace rozrzucił ręce, kołysząc się na tylnych nogach krzesła.

Chaos. Wezwałaby to cały konsylium lekarzy i to pewnie z trzech innych wymiarów, ale Mira przypomniała, że lepiej sprowadzić Reiko. To dzwoniliśmy do pałacu, przyszła, stwierdziła, że to szok po zbytniej dawce mocy, poczarowała coś i kazała ci odpoczywać.

Dlatego nie myśl, że ruszysz się tego łóżka choćby na krok – wtrąciła Mira, wchodząc z tacką jedzenia.

Dyskretnie podejrzałam, czy nie ma tam nic spalonego lub ruszającego się. Rodzeństwo Fermin w antytalencie kucharskim mogło mieć mistrzostwo galaktyki. Na szczęście jedzenie wyglądało jadalnie. Przywitałam się z Mirą, a raczej dostałam opierdol. Jak miło, że nawet to przejęła od braciszka.

Powinnaś nam powiedzieć! Powstrzymywanie mechtogana samemu to wariactwo – ofuknęła mnie, a gdy otwierałam usta, spojrzała surowo. – Żadnych ale! To groźne istoty, które dalej badamy!

Badamy? – zdziwiłam się.

Owszem. Nie dalej jak dwa tygodnie temu mój oddział dostał materiały z Neathii o ich istnieniu. Czekamy jeszcze na dokumenty z Gundalii. I z mojej bardzo ograniczonej wiedzy dobrze wiem, że nie jest coś, co twoja moc mogła zatrzymać.

Nie miałam wyjścia – powiedziałam. – Spectra w ogóle mówił wam, co ostatnio się działo w Bakuprzestrzeni?

Durne pytanie – skomentował Ace, za co Mira wsadziła mu łokieć pod żebra. – Zabolała prawda, że Phantom ma wiecznie zasznurowane usta, co?

Nie chce nas obciążać swoimi problemami.

A świnie umieją latać.

Mów, Jess – rzekła Mira, ignorując tę uwagę.

Zrelacjonowałam im nagły przyrost mocy Drago, brak kontroli Dana i przebieg bitwy. W czasie opowieści wymienili kilka spojrzeń, a po jej zakończeniu zapadła cisza. Nie chciałam im przerywać rozmyślań, więc sięgnęłam po kanapkę i ugryzłam, co mój żołądek przyjął z wdzięcznością. Znajdowaliśmy się w dawnej sypialni Keitha, która teraz była opróżniona z jego osobistych rzeczy. Pozostało jedynie parę książek na półce i uschnięty badyl.

Przyjrzałam się Vestalianom. Byłam tak zaskoczona badaniami, bo nie widziałam się z Mirą ani Acem już dobre kilka miesięcy. Przez ten czas włosy Fermin urosły i sięgały już połowy pleców. Nosiła je związane w warkocz przerzucony przez lewe ramię. Również zmieniła styl na brązowe bojówki i biały bezrękawnik, na który narzuconą miała rozpiętą bluzę. Natomiast Ace wiele się nie zmienił oprócz faktu, że był wyższy i bardziej muskularny w ramionach. No i wiązał włosy w krótkiego kucyka.

Brak kontaktu od Dana? – odezwała się w końcu Mira.

Raczej tak, ale musiałabyś zapytać Shuna i Marucho. Ja przez sporą część dnia radośnie zdychałam.

Nie wiem czy rzyganie można nazwać radosnym rzyganiem.

Spectra zdawał wam raport medyczny czy co? - jęknęłam.

Nie nam, a Reiko.

Wiesz co, tak podsłuchiwać prywatne informacje.

Wypraszam sobie, darł się na całe mieszkanie.

A gdzie właściwie jest? - zmieniłam temat, by przypadkiem nie zaczęli się kłócić, bo Mira spojrzała na Ace’a spod byka.

Chciałam, by poszedł spać, ale zniknął bez słowa.

Zerknęłam na telefon, ale nie dostałam żadnych wiadomości od niego. Za to było kilka na grupie z dziewczynami, które będę musiała za chwilę odczytać.

Mira podniosła się, ciągnąc za sobą Ace’a za kołnierz koszulki. Chłopak nie wyglądał, jakby chciał iść, ale mina Miry nie wyrażała, by dziewczyna miała najlepszy humor.

Odpoczywaj, Jess, jak coś to wołaj, jesteśmy za ścianą.

Dzięki, dzięki

Pokazałam jeszcze Ace’owi uniesiony kciuk, nim drzwi się za nimi zamknęły. Sięgnęłam po drugą kanapkę i otworzyłam konwersację z dziewczynami. Potwierdzenie Akane, że istotnie miała stalkera w świetle ostatnich zdarzeń wydawało mi się mało szokujące. To przerażające, jak moja psychika była przeorana, może to czas na terapię. Też je zawiadomiłam, że żyję i odłożyłam telefon.

Serio było tak źle czy Ace przesadził? - spytałam Fludima.

Nie, Keith był zdenerwowany. Ja też! Byłaś blada jak kartka papieru i majaczałaś.

Cóż, użyłam mocy, którą normalnie posługiwałby się Tytan – zauważyłam.

Nie możesz tak więcej robić.

Nie musiałabym, gdy nie D… – urwałam i przyłożyłam rękę do czoła. – Nieważne.

Masz prawo być zła, Jessie – Fludim usiadł na moim kolanie. – Zostawił nas tu z tym problemem i nie wiemy, gdzie jest.

Ale sama się zobowiązałam, że nie powiem.

Nie miałaś zbytnio wyboru, czyż nie?

Zamilkłam i po chwili westchnęłam. Czułam się przytłoczona. Na barkach niosłam już wystarczająco problemów, a teraz zwalił mi się nowy. Nie wspominając o tym, że nie wiedziałam, jak radzą sobie Marucho, Shun, Runo czy Julie. Pragnęłam, by to wszystko było jedynie długim, świadomym snem. Przymknęłam oczy.

Co teraz, Fludi?

Najpierw powrót do zdrowia. Potem się zastanowimy. Sama i tak nie dasz rady tego ogarnąć.

Nie spierałam się, tylko owinęłam kołdrą na kształt kokonu. Ledwo wygodnie się umościłam, usłyszałam rumor i zaraz do pokoju wpadł Kenji, a zaraz za nim Vena. Cholera, takie nagłe odwiedziny naprawdę sprawiały wrażenie, jakby zaraz miała zdechnąć, a to było jakieś ostatnie pożegnanie.

Nawet się porządnie nie podniosłam, już byłam ściskana przez brata, po czym przejęła mnie Vena.

Reiko nam powiedziała – wyjaśnili, widząc mój pytający wzrok.

Powiedziała wam wszystko?

Kenji wzruszył ramionami.

Nie było specjalnie co ukrywać – Uniósł brew. – Choć wystarczyło słowo bitwa, a resztę dało się domyślić. To chyba już jakiś twój nawyk, by się rzucać na zagrożenie.

Bez takich mi tu, sam polazłeś na walkę z Tytanem – odbiłam argument, krzyżując ręce.

Mimo wszystko to było naprawdę ryzykowne, Jess – uznała Vena. – Nikt nie wie, jak te...me..mechtogany mogą się zachować.

Teraz to już pozamiatane – westchnęłam.

Jeśli możemy jakoś pomóc, to mów, Jess – Kenji złapał mnie za rękę. – Wyglądasz na zmęczoną. I to raczej nie jest wywołane tylko przeładowaniem organizmu.

Czasami zapominałam, że był wyjątkowo spostrzegawczy. Pomyślałam przez chwilę, po czym zdecydowałam się odezwać.

Kiedy użyłam mocy...Tam coś było – Zawahałam się. – Czyjaś obca energia. Taka zimna i napastliwa – Przełknęłam ślinę. – Myślę, że cokolwiek to było, jakoś wpłynęło na Dana i Drago.

Vena ściągnęła brwi. Niewielka bruzda pojawiła się na jej czole.

Czy Bakuprzestrzeń jest połączona z Neathią lub Gundalią?

Nie spodziewałam się takiego pytania.

Zdaje mi się, że tak.

Kobieta westchnęła.

To tylko gdybanie, ale możliwe, że przez te połączenia coś z tamtych planet przeszło do Bakuprzestrzeni. Wykorzystało punkty dostępu jako portale.

To… to miało sens. Zwłaszcza że o obu planetach ledwie coś wiedzieliśmy, a przykładowa fauna Neathii była wyjątkowo mało przyjaźnie nastawiona. Tam samo pewnie było z Gundalią, choć tam mało co w ogóle było przyjazne.

Znasz się na połączeniach międzyplanetarnych, Veni? – zapytałam.

Nie, ale skojarzyłam to z istnieniem Tytana. Również posługiwał się tobą i Reiko niczym punktem łączności z naszym światem.

Jeśli to faktycznie coś z innej planety, tym bardziej nie możesz się porywać na to sama – rzekł Kenji.

Nie będę, słowa harcerza – Podniosłam dwa palce.

Po ich wyjściu, aż złapałam się za głowę. Jak mogliśmy z Reiko i Spectrą nie zauważyć czegoś tak oczywistego? Pewnie przez skupienie całej uwagi na szukaniu tożsamości Sześciookiego, a zignorowaliśmy potrzebę ustalenia, jak się w ogóle pojawił. Jeśli Vena miała rację, to musiał doczepić się do Dana w Bakuprzestrzeni i wykorzystywał go jako bramę.

Zabiło mi szybciej serce. Taka możliwość niosła za sobą wyjątkowo mroczną wizję opętanego Dana mającego pod swoją kontrolą Drago. Z ich obecną mocą oraz opcją wezwania mechtogana nietrudno mogłam wyobrazić sobie Bakuprzestrzeń zmieniającą się w krwawą ruinę.

Musiałam zadzwonić do chłopaków. Powiedzieć im, co naprawdę się działo. Trzeba znaleźć Dana. Zanim będzie za późno. Zanim…

Jess, oddychaj. Wdech i wydech. Nie możesz się denerwować.

Popełniłam błąd – mruknęłam, zaciskając dłonie na kołdrze. – Trzymanie Sześciookiego w sekrecie było błędem, który może nas cholernie dużo kosztować. Widziałeś, co Dan zrobił będąc pod jego kontrolą. A to było przez krótką chwilę!

Nie cofniemy czasu.

Owszem – zgodziłam się i sięgnęłam po telefon. – Ale mogę chociaż spróbować naprawić szkodę.

Wybrałam numer Shuna i czekałam z zapartym tchem. Wpatrywałam się niczym zahipnotyzowana w wyświetlacz, gdy nagle ktoś wyjął mi go z dłoni. Podniosłam głowę i spotkałam się wzrokiem z Keithem.


****


Reinare pociągnęła jeszcze raz latte przez słomkę, po czym oparła wygodniej nogi o siedzenia przede mną. Dzień po finale Turnieju większość trybun była pusta, gdyż emocje gwałtownie opadły. Rozpoczęły się na nowo bitwy eliminacyjne czy też różnego rodzaju konkursy, gdzie zdobywało się punkty. Mimo że minął dopiero dzień, bez trudu widziało się zdecydowaną zmianę nastrojów w Bakuprzestrzeni. Niemal wszyscy kibicowali drużynie Anubiasa i Sellon. Ciągle o nich plotkowano, a wizerunki członków grup wyświetlały się niemal wszędzie. Za to Wojownicy stali się jedynie wyblakłym wspomnieniem.

Przez to nie była w stanie zdobyć choćby plotek o domniemanym miejscu pobytu Dana. Jeśli temat Wojownika się pojawiał, to towarzyszył mu złośliwy śmiech i kpiny. Bohater w jedną noc stał się publicznym wrogiem, cóż za smutny świat.

Również zarówno z czołówki rankingu jak i samej Bakuprzestrzeni zniknął Gawain. Nie podobało jej się to, bo nie mogła przyjrzeć się i sprawdzić jego towarzyszy. Zdecydowała się posiedzieć na arenie w marnej nadziei, że jak się pojawią, to ich rozpozna. Tyłek zaczynał już ją boleć tak samo jak kark. Nie patrzyła już nawet na arenę, bo pojedynki nie były ani trochę ekscytujące.

Podniosła się, zgniatając kubek w dłoni i zaczęła wspinać się schodami do wyjścia. Gdy wrzucała go do kosza, rozległ się krzyk bakugana, a raczej skowyt przepełniony bólem. Obróciła głowę.

Bakugany Pyrusa i Darkusa dzierżyły metalowe konstrukcje wyglądające na broń palną z trzema lufami. Celowały nimi w swych przeciwników, którzy leżeli pokonani, ale nie powrócili jeszcze do form kulistych. Reinare zaczęła lustrować wzrokiem tajemniczy oręż, ale nie umiała przywołać w pamięci, by kiedykolwiek widziała coś podobnego.

Partnerzy przegranych wykrzykiwali przyznanie się do porażki, co przeciwni gracze skwitowali jedynie śmiechem. Broń bakuganów ponownie rozbłysła i na arenę posypała się fala pocisków. Od ich uderzeń aż zatrzęsły się trybuny, a bakugany ponownie zawyły.

Na ogrom cierpienia w ich głosie Rei aż skuliła się w sobie. To coś nie przypominało już bitwy. To była brutalna egzekucja.

Co to ma być?! – krzyk pełen dezorientacji i złości poniósł się echem.

Źródłem był Shun Kazami. Koło jego boku dreptał Marucho. Obydwaj mieli na twarzach miny wyrażające głęboką zgrozę. Niektórzy widzowie odwrócili się w stronę, lecz nie zaoferowali odpowiedzi. Dostarczył ją dopiero Dylan, który pojawił się koło Reinare, choć ta nie słyszała, żeby ktoś się zbliżał.

To, moi panowie, prawdziwa bitwa – oświadczył, wskazując dłonią na arenę.

Chuj a nie bitwa! – warknął Shun. – To zwykłe barbarzyństwo!

Nie powinieneś tak mówić, Shun – Dylan pokręcił głową z westchnieniem. – W końcu to Dan otworzył podwoje do nowej ery pojedynków!

O czym ty mówisz? – zdziwił się Marucho.

Czy to nie Dan bez wahania rzucił się na swojego przeciwnika i bił go do ostatniego tchnienia?

Nikt nie zaprotestował.

Ukazał nam to, czego tak naprawdę od początku skrycie pożądaliśmy. Brutalnej siły, braku zahamowań i zasad – kontynuował Dylan z szerokim uśmiechem. – A Nanopack idealnie nadaje się, by osiągnąć ten cel.

Co ty znów wymyśliłeś? – Kazami złapał go za kołnierz żółtej koszuli. – Sprzedając takie niebezpieczne rzeczy!

Oj, tu jesteś w błędzie. Nie ja je stworzyłem, ich kod sam pojawił się w Bakuprzestrzeni.

Reinare nie czekała na rozwój konwersacji. Uzyskała informacje jakie potrzebowała. Co prawda Keith ich nie potrzebował, ale na pewno będą mu potrzebne. Pośpieszyła do wyjścia.


****


Mira mnie już opierdoliła jak coś – powiedziałam.

Keith skinął głową, odkładając telefon na komodę, po czym usiadł na łóżku. Opadł na nie plecami. Zapadła cisza. Czekałam, aż coś powie, ale ten jedynie wpatrywał się w sufit. Ostrożnie uniosłam dłoń. Zawisła nad włosami Spectry, a gdy uznałam, że mi jej nie odgryzie, zaczęłam mu gładzić włosy. Pamiętajcie dzieci, nawet bestie lubią, jak się je głaszcze!

Nie mogłaś kazać Reiko się rzucać na spotkanie śmierci? Ona chociaż już raz umarła.

Zamurowało mnie na moment.

Miło, że się o mnie martwisz.

Raczej nie mam ochoty na przyśpieszony pogrzeb – głos stał się chłodniejszy. – Co to miało być?

Przecież Reiko ci wszystko powiedziała.

Chce wiedzieć, jaki tobie przyświecał świetny cel.

Chciałam spróbować wyrwać Dana spod hipnozy – przyznałam. – Ale wtedy Drago zaatakował i instynktownie uratowałam tamtego idiotę.

Spojrzał na mnie. Oczy miał na grudki lodu, w których tliła się dobrze zduszona furia. Odchyliłam się i jeszcze zaczęłam go klepać po głowie, no bo co mogłam innego zrobić.

Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze? – wyrwało mi się.

Powinienem zamknąć cię w tym pokoju.

No przepraszam, przepraszam! – Uniosłam ręce w geście poddania. – Ale żyjemy wszyscy i to bez ran.

Uniósł brew w jednoznacznym geście.

To się nie liczy – machnęłam ręką.

Jeszcze nie byłaś w tak złym stanie.

Odetchnęłam i oparłam się łokciami koło jego głowy. Dalej raczył mnie wzrokiem spod byka.

To nie tylko przez to, Keith. Jestem zmęczona tymi sekretami. Nic dobrego to nie przyniosło, a wręcz pogorszyło sprawę – westchnęłam.

Teraz to on poklepał mnie po włosach. Złość zaczęła z niego uchodzić. Ja to miałam jednak wybitne zdolności w jego uspokajaniu! Lata praktyk się opłaciły!

Nie możesz działać pod wpływem paniki. Po co dzwoniłaś do Shuna?

Rozmowa z Veną uświadomiła mi, że oni muszą wiedzieć o Sześciookim. On próbuje przejąć Dana. Nie widziałeś go w czasie bitwy, ale – Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tych czerwonych pustych oczu. – to było przerażające. Nie rozumiał, gdzie jest ani co robi. Jeśli to się powtórzy, a nie będzie tam mnie, Reiko, nikogo z nas – zamilkłam, ale Spectra zrozumiał.

Tak jak mówiłem, puściłem za nim ogon. Ale póki co szuka wskazówek, gdzie Dan mógł pójść.

Galaktyka jest ogromna – zauważyłam.

Ich obecność nie przejdzie niezauważona.

Ale to może zająć dni. Muszę zadzwonić teraz.

Złapał mnie za ramiona, przyszpilając do miejsca.

Nie.

Ale!

Ja im to przekaże – przerwał mi. – Ty masz odpoczywać. – Spojrzał mi prosto w oczy. – Mam dość twojego lekceważenia własnego zdrowia.

Wierzę, że jeden telefon mnie nie zabije.

To nie była prośba, Jessica.

Ton pozornie miły, za którym kryła się groźba. Przełknęłam ślinę. Och dawno go nie słyszałam.

Ale załatw to dziś, proszę – skapitulowałam i spuściłam głowę. Włosy opadły mi na twarz.

Zerknęłam na Keitha. No dawaj! Wypuścił wolno powietrze.

Jeśli poczujesz się lepiej, wieczorem im razem wyjaśnimy.

Uśmiechnęłam się zwycięsko.

I tak nie ruszysz się stąd przez kilka dni. Gwarantuje ci to.

Uśmiech szybko zrzedł.


****

Wpatrywał się w ekran w domu Marucho. Czuł tylko pustkę. Jakby wszelkie emocje i uczucie zostały z niego wymiecione.

Przepraszam was”

Jego logiczna część rozumiała, czemu Jess tak postąpiła. Dan zawsze dotrzymywał obietnic i wychodził cało z opresji. Teraz miało być tak samo. Jessie wierzyła, że szybko znaleźliby rozwiązanie i kryzys zostałby zażegnany, nim ktoś by się zorientował. Jednakże te nadzieje okazały się płonne. Wszystko runęło.

Coś dławiło go w gardle. Nie była to złość, było zbyt… ciężkie. Czy to był zawód? Ale wobec kogo? Jess, która zdecydowała się milczeć? Dana, który wymusił obietnicę? Czy wobec niego samego, że nie drążył bardziej, że bezgranicznie ufał? Był jakiś sens, by to teraz roztrząsać?

Mógł się pocieszyć, że przynajmniej zyskał klarowny obraz całej sytuacji. Jakaś istota dręczyła Dana, chciała go opętać. Nikt nie wiedział czemu, ale w złe intencje nie było co wątpić. To przez nią moce Drago wymykały się spod kontroli.

W pierwszej chwili chciał zarządzić poszukiwania Dana. Jednak po ponownym przemyśleniu się zawahał. Czy to było im teraz potrzebne? Biorąc pod uwagę, że musiał utrzymać Bakuprzestrzeń bezpieczną, jak zadeklarował przed kilkoma godzinami, to brak Dana był mu na rękę. Ktoś inny zająłby się poszukiwaniami, a on mógłby kierować Wojownikami i zaprowadzić potrzebny porządek.

Zresztą Danowi przyda się parę dni w samotności. Dzięki temu może przemyśli swoje błędy i przyzna się do wszystkiego. Choć Shun coraz bardziej w to wątpił.

Co o tym myślisz, Marucho? spytał, przerywając ciszę.

Marukura miał na policzku plaster oraz zabandażowaną dłoń, co było rezultatem jego wcześniejszej bitwy z dzieciakami z Nanopackiem.

Mam żal do Jess – san – przyznał blondynek.

Kto by pomyślał, że ona też będzie kombinować! oburzył się Tristar.

Ale cieszę się, że się przyznała – dokończył gracz Aquosa.

To Dan nas podzielił – syknął Shun.

Marucho poczuł dreszcze na ostry ton Kazamiego. To do niego nie pasowało. Shun nigdy nie należał do osób wybuchowych, a w ostatnich dniach częściej podnosił głos, niż kiedykolwiek w przeszłości.

Shun – san?

Zapomnij o tym – Szatyn potarł czoło. Jestem zmęczony.

W każdym razie musimy ustalić, gdzie zaczniemy szukać Dana.

Nie – Shun podniósł się. Możemy zostawić to Reiko.

Ale…

Bakuprzestrzeń nas potrzebuje, Marucho – oznajmił Kazami. Jego głos powrócił do zwyczajowego spokojnego i beznamiętnego. To powinno być dla nas teraz najważniejsze. Dan podjął dokonał wyboru i niech się z nim teraz zmierzy.

Po tych słowach opuścił salon. Marucho jeszcze zdołał złapać przebłysk jego białej koszulki, nim drzwi się zasunęły. Blondynek odniósł wrażenie, jakby pojawiła się kolejna ściana odgradzająca go od przyjaciela. Ścisnęło go w dołku i spuścił głowę.

Został sam.



No długo mnie tu nie było XD Dlatego rozdział również długaśny, ale za to ma tam akcję, woho! Kiedy następny, to chuj wie, studia mnie nie oszczedzają, ale sesję zdałam w 1 terminie, co jest osiągnięciem XD