środa, 22 czerwca 2016

Rozdział 21: W poszukiwaniu odpowiedzi.

   Pustka.
   Ciemność.
   Umarłam...?
 Jessie. – cichy głos rozniósł się w wodnej toni.
   Otworzyłam oczy.
   Unosiłam się pod rozgwieżdżonym niebem. Głowa ciągle pulsowała bólem i ociekałam wodą.
 Kto tu jest? – wychrypiałam, widząc pustkę wokół siebie.
   Nade mną pojawiła się białowłosa kobieta. Włosy sięgały jej niemal do kostek. Miała jedno oko szare, a drugie zielone. Ubrana była w krótką liliową sukienkę wydłużoną z tyłu. We włosy miała wpleciony wianek z niebieskich kwiatów.
 Widziałam cię już. – stwierdziłam.
 Tak. – skinęła głową.
– Kim jesteś? – zadałam pytanie, które dręczyło mnie od dawna.
– Twoją praprapraprababcią. – odparła, lekko się uśmiechając. – Mam na imię Reiko. Jestem duchem.
 Eee... – jej odpowiedź nieźle mnie zdziwiła. – Czemu siedzisz w mojej głowie?
 Nie siedzę w niej. – posmutniała. – Zostałam wyznaczona na twoją strażniczkę i opiekunkę.
 Okeeej. – to się robi coraz dziwniejsze. – Czemu mam jakieś moce? Dlaczego teraz dopiero się ujawniły?
 Zostały ci przekazane. – powiedziała. – Są wpisane w twoją krew i ciało. – dotknęła mojego ramienia.
 To niczego nie wyjaśnia! Jestem człowiekiem, nie żadnym kosmitą!
- Jesteś obdarzona potężną mocą  – olała moje wrzaski. –  Jest ona przekazywana tylko w naszej rodzinie.
– Jakoś nie zauważyłam, żeby moi rodzice czy Mick ją mieli!
 Moc ujawnia się co któreś pokolenie i u jednej osoby. – wytłumaczyła.
 Nic z tego nie rozumiem. – złapałam się za głowę. – A te dziwne wizje?
 Nie mogę ci powiedzieć. – powiedziała i jeszcze bardziej posmutniała. – Przepraszam.
   Niebo nad nami pociemniało. Księżyc zmienił barwę na czerwień. Oczy Reiko nabrały koloru fioletowego.
– Dlaczego?
– Sama musisz to zrozumieć.
– Niby jak?! Jesteś moją opiekunką, nie?! To mi pomóż! – wydarłam się.
   Wiem, że to nie jej wina, ale miałam dość. Dalej niczego nie rozumiałam. Skąd się wzięła ta moc? Dlaczego nic nie wiedziałam o istnieniu Reiko?
 Mogę ci tylko podpowiadać. Takie mam zadanie. A teraz słuchaj uważnie. – spoważniała. – Umiesz już nawet panować nad mocą, ale szybko się męczysz. To przejdzie za jakiś czas. Do tego czasu trenuj, trenuj i trenuj. Lecz nie walcz za jej pomocą, bo możesz łatwo stracić kontrolę. Nie oddawaj mocy pod żadnym pozorem. Zwykli ludzie nigdy jej nie opanują.
– Dzięki za ostrzeżenia, ale dalej nie rozumiem, skąd w naszej rodzinie ta moc!
 Tego też nie mogę ci powiedzieć. Przynajmniej nie teraz.
 Super. – mruknęłam.
 Sama musisz to odkryć. Jesteś inteligentna, powinnaś zauważyć, gdzie są wskazówki. – uśmiechnęła się słabo. – Uratuję cię.
– Przed czym? Vexosami? – spytałam z nadzieją.
– Nie. – pokręciła głową. – Wyciągnę cię z jeziora.
 I może wyrzucisz mnie prosto w ich łapy?
– Zobaczysz. – rozpłynęła się w powietrzu.
– Oi czekaj! – machnęłam ręką.
   Poczułam, jakbym wpadła to tunelu, który ciągnął mnie ku górze
   Powietrze!
   Machając rękami dookoła, łapczywie łapałam tlen. Reiko musiała wypchnąć mnie na powierzchnie.
   Byłam na środku jeziora obok małej wysepki. Podpłynęłam do niej i wyszłam na brzeg. Natychmiast padłam na trawę i wycisnęłam wodę z włosów.
 Bałem się, że umarłaś! – Fludim spanikowany latał dookoła. – Nie oddychałaś!
 Widziałam moją przodkinię Reiko. – powiedziałam. Bakugan przerwał lamentowanie i spojrzał zdziwiony.
– Kogo?!
– Właśnie się dowiedziałam, że mam praprapraprababcię, która nazywa się Reiko i to ona gadała do mnie czasami.
– Wytłumaczyła ci coś?
 No właśnie nic! Tylko, że ta moc jest w naszej rodzinie od wieków i tylko co któreś pokolenie ją ma.
 Czyli dalej wiemy tyle co wcześniej. – podsumował Fludim.
 Dokładnie. – westchnęłam.
   Zaczęłam się zastanawiać, gdzie mogą być te wskazówki. Może tam gdzie to wszytko się zaczęło?
– W pałacu Vexosów są odpowiedzi. – powiedziałam.
 Jakie znowu odpowiedzi?!
 Wyjaśnienia do wizji, mojej mocy i skąd ona się wzięła  odparłam.
 Nigdzie nie pójdziesz w tym stanie. Zresztą czy ty zwariowałaś?! Uciekamy przed Vexosami, a ty chcesz iść do ich pałacu z własnej woli?! – wrzasnął zdenerwowany Fludim. – Nie puszczę cię. Masz zostać z przyjaciółmi. Tu jesteś bezpieczna!
– Ale Fludim ja chcę wiedzieć!
 Chcesz zginąć?! Nie łudź się, jak dostaną to, czego chcą, bez wahania cię zabiją!
– To przez całe życie mam być dręczona przez jakieś wizje i nie znać prawdy o samej sobie?! – podniosłam głos.
 Nie! Ale iść teraz to głupota! Jestem twoim przyjacielem i opiekunem. Obiecałem twoim rodzicom, że będę cię chronił!
   Rodzice. Zamilkłam. Nieważne jak bardzo chcę znać prawdę, pragnę wreszcie zobaczyć się z rodziną, przyjaciółmi. Tęsknię za nimi...
 Dobrze. – powiedziałam cicho. – Zostanę.
 Wreszcie. – odetchnął bakugan.
   Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
 Jessico Knight! – głos Mylene rozniósł się po wodzie. – Jeśli nie chcesz, by twoim przyjaciołom coś się stało, to lepiej tu chodź!
   Zamarłam.
 Niemożliwe. – wyszeptałam.
   Nabrałam powietrza w płuca i wrzasnęłam, nie zwracając uwagi na Fludima, który chciał mnie zatrzymać.
–  TU JESTEM! WYPUŚCIE MOICH PRZYJACIÓŁ!
   Jak na zawołanie koło mnie zmaterializowała się Mylene, Hydron i Lync. Vexoska trzymała miecz przy gardle przerażonego Barona, a księciunio przy głowie spokojnego Ace’a.
– Wypuście ich. – warknęłam.
 Jeśli pójdziesz z nami. – odparł Hydron.
 Mistrzyni Jessico nie! – jęknął Baron.
 Cicho bądź! – fuknęła Mylene, przysuwając miecz jeszcze bliżej.
   Chłopak zbladł. Zacisnęłam pięści i obrzuciłam ich wściekłym spojrzeniem.
– Nie walcz tą mocą.
   To co mam robić?! Tylko tak mogę ich uratować.
 Idź z nimi do pałacu. – szepnęła Reiko. – Już zrozumiałaś gdzie są wskazówki. Czas je znaleźć i odkryć prawdę, nieprawdaż? Spokojnie, ochronie cię.
   Mogę jej zaufać? Może i jest moją rodzinę. Chyba. Właściwie to znam ją od kilkunastu minut!
 Masz trzy sekundy na odpowiedź. – chłodny ton Mylene wyrwał mnie z zamyślenia. – Potem go zabiję. – zagroziła.
 Idę. – powiedziałam.
 Nie możesz. – jęknął Fludim.
   Na twarz Hydrona wpłynął pełen zadowolenia uśmiech. Osiągnął, co chciał. Znowu trafię do tego cholernego pałacu. To się powoli robi nudne! Czy oni nie mogą dać mi spokoju?!
– Teraz ich wypuście, bo nigdzie nie pójdę. – rozkazałam.
   Mylene uśmiechnęła się drwiąco.
   Poczułam uderzenie w tył głowy i usłyszałam wrzask chłopaków.
   Potem była już tylko ciemność.
   Ocknęłam się w nieznanym mi pokoju.
– Znowu tutaj. – mruknęłam. – Cholerni Vexosi.
   Wstałam i podeszłam do okna. Rozciągał się stamtąd widok na królewski ogród. Białe płatki wirowały na wietrze, wśród zielonych drzew i różnobarwnych krzewów. Rabaty z kwiatami miały najczęściej kolor czerwony lub niebieski.
   Mimo swego piękna ogród nie poprawił mi humory. Byłam wściekła. Wszystko się we mnie gotowało. Grozili moim przyjaciołom. A ja nawet nie wiem czy ich puścili. Co jeśli ich gdzieś zamknęli i dalej będą mnie szantażować?
  Uderzyłam pięścią w szybę, tym samym rozbijając ją na miliony kawałków. Z dłoni pociekła mi krew. Nie zwróciłam na to uwagi, tylko kopniakiem otworzyłam drzwi wejściowe.
– No kogo my tu mamy. – Lync uśmiechnął się złośliwie na mój widok. – Nie umiesz bez nas wytrzymać.
   Moc zawirowała wokół mnie, unosząc końcówki moich włosów.
 Nie patrz się tak na mnie. – pisnął. – Przerażasz mnie.
– To dobrze. – powiedziałam. – Stanę się waszym koszmarem. – uśmiechnęłam się szeroko.
 A ja myślałem, że to Shadow jest psychopatą.
 Wściekła kobieta jest gorsza od psychopaty.
   Żyrandol nad nami zachybotał. Chłopak odwrócił się na pięcie i uciekł.
 I tak cię dorwę! – krzyknęłam dla efektu.
   Kiedy byłam pewna, że zniknął, zaśmiałam się. Uwielbiam nabierać takich naiwniaków.
– No dobra. – oparłam ręce na biodrach. – Czas szukać wskazówek!

****

   Zestarzeje się, zanim jakieś znajdę! Ten pałac jest tak wielki jak dom Marucho! Zgubiłam się już pięć razy, trafiłam do kuchni, gdzie oberwałam kurczakiem i prawie wpadłam na Hydrona. Obecnie stoję przed dość zniszczonymi, mahoniowymi drzwiami i nie wiem czy tam wejść.
   Raz kozie śmierć!
   Weszłam do środka. Jedyna co zastałam to tony kurzu i drewniana skrzynia przykryta jedwabną chustą. Oprócz tego nie było nic. Gołe ściany, zniszczona drewniana podłoga i zabrudzone okno, przez które prześwitywało światło.
   Podniosłam chustę i zajrzałam do środka skrzyni. We wnętrzu była tylko fotografia i złoty pierścień. Najpierw obejrzałam zdjęcie. Przedstawiało smukłą kobietę o fioletowych oczach i czarnych, długich włosach w purpurowej sukni. Ścigała malca z kręconymi, cytrynowymi lokami i takich samych oczach jak ona. Hydron i jego matka.
   Mama. Poczułam uścisk w sercu. Kiedy zobaczę swoją?
   Odwróciłam fotografię. Była podpisana: ,,Noelia i Hydron.”
   Odłożyłam zdjęcie i zajęłam się pierścieniem. Zalśnił w blasku promieni słonecznych. Miał wyryty napis ,,Odwaga pozwala kroczyć przez życie z uniesioną głową.”
   Ukłucie.
   Płomienie pojawiły mi się przed oczami. Krzyknęłam i upuściłam pierścień.
   Zniknęły.
   Odetchnęłam i szybkim ruchem wrzuciłam pierścionek do skrzyni. On był częścią układanki. Ale żeby zrozumieć jak bardzo jest ważny, muszę znaleźć pozostałe fragmenty, które wszystko wyjaśnią.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Rozdział krótki, ale treściwy ^^ Dan nie zgadłeś, pewnie myślałeś, że Spectra uratuje Jess, nie?
Jessie: Jeszcze czego.
Reiko: *zadumana unosi się nad ziemią*
Shadow: Duuuch! *biegnie po odkurzacz*
Jessie: Słabo coś w tym pałacu sprzątają *strzepuje kurz z włosów*
Hydron: Zgubiłaś się w nim.
Jessie: Bo jest w luj duży!
Hydron: Taa.
Jessie: A może nie?
Ja: *zastanawia się czy założyć 3 bloga*
Shadow: Wtedy to w ogóle nie nadążysz.
Ja: W wakacje bez problemu. W roku szkolnym nieco gorzej xD No nic, pomyślę nad tym ^^Odmeldowujemy się :D











sobota, 18 czerwca 2016

Rozdział 20: Dziecko najgorszego pecha

**muzyka**

   Gdy otworzyłam oczy, stwierdziłam dwie rzeczy:
1. Głowa mnie strasznie boli.
2. Dan wbija mi łokieć w żołądek.
 DAAAAAAN! – wydarłam mu się do ucha.
   Szatyn w odpowiedzi zachrapał, po czym walnął mnie ręką w nos.
 Debil. – mruknęłam.
   Bez ceregieli zepchnęłam Dana jak najdalej, w efekcie chłopak stoczył się na Ace.
Odetchnęłam z ulgą i próbowałam wstać. Zawróciło mi się w głowie, więc usiadłam.
 Auu. – syknęłam i przyłożyłam rękę do czoła. Normalna temperatura. Tyle dobrze.
   Nagle w całej rezydencji rozbrzmiał alarm, co tylko wzmogło migrenę. Reszta gwałtownie się zerwała. Dan przez to zleciał na podłogę, Baron dostał z łokcia od Miry, a Ace zaplątał się jakimś cudem w koce.
 Co jest? – spytał Shun w pełni obudzony.
 A bo ja wiem. – burknęłam.
 Boli cię głowa? – spytała Mira, widząc moją minę.
– Niestety.
– Przez uderzenie patelnią? – zaniepokoił się Baron.
   Nie ma to jak przejmować się, czemu mam ból głowy, gdy wyje alarm, nie?
– Wątpię. – słabo się uśmiechnęłam.
   Alarm umilkł, za to do pokoju wszedł Klaus. Omiótł nas wzrokiem, westchnął z rozbawieniem i przycisnął jakiś przycisk na pilocie. Ze ściany wysunął się ekran.
 Patrzcie, kto nas odwiedził. – powiedział jadowicie.
   Wyświetlił nam się Volt, który rozglądał się po ogrodzie. Obok niego było widać początek tarczy.
 Vexosi! – krzyknął Dan, wyskakując z legowiska.
 Przyszedł po energię domen. – Mira również stanęła na podłodze.
 Klaus masz jakieś prochy na głowę? – spytałam.
 Oczywiście. Silne masz bóle? 
 Nie. Nawet mi przechodzą. – powiedziałam prawdę. Czułam się już lepiej.
 Czekaj, czekaj...Która godzina? – Mira spojrzała na Hercela.
 Za dziesięć dwunasta.
   Fermin tylko wytrzeszczyła oczy.
 Idziemy! – zarządził Dan, zakładając gantlet.
   Wszyscy w piżamach wylecieliśmy na zewnątrz, a potem przeszliśmy przez barierę i stanęliśmy przed Voltem.
 Proszę, proszę – odezwał się Luster. – Subterra, Aqous, Darkus, Ventus i Pyrus! Nic więcej mi do sżczęś... – urwał, widząc nasze stroje.
   Cóż było ciepło, więc ja i Mira miałyśmy krótkie spodenki i luźne bluzki w różnych kolorach, a chłopcy (oprócz Shuna, który miał spodnie sięgające do kostek) szorty i koszulki na grubych ramiączkach. A oprócz tego byliśmy rozczochrani. Ja nawet przydreptałam w kapciach, bo nie mogłam znaleźć butów. Pięknie się prezentowaliśmy.
 Walczcie! – powiedział, gdy się ogarnął.
 Z przyjemnością! – założyliśmy gantlety.
   W tym momencie rozbłysło tęczowe światło i koło Volta pojawili się się...Spectra i Gus. Shun szybko pociągnął mnie za siebie. Ace i Baron dodatkowo nas zasłonili.
 Witajcie, Wojownicy. – powiedział Spectra, patrząc na nas. Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
 T-ty żyjesz?! – Luster popatrzył na Phantoma jak na ducha.
 Jak widać. Może i pozostawiliście mnie w walącym się pałacu bym zginął, ale coś takiego nie mogło mnie zabić. – zwrócił się do Dana. – Walcz, Kuso!
 Chwila moment! Ja z nim walczę! – zaprotestował Volt. – Nie wcinaj się!
 Czekam na tą walkę od dawna i żaden żałosny Vexos nie będzie mi wchodził w drogę! – warknął Spectra.
 Nie będziesz mi rozkazywać, Phantom!
 Doprawdy? – Gus stanął przed Lusterem. – Wiesz, Volt niby udajesz takiego porządnego gościa, a jesteś taki sam jak Vexosi. Dwulicowy tchórz z ciebie!
 Przyganiał kocioł garnkowi. – szepnęłam.
   Zza pleców Shuna widziałam tylko jak Luster wpatruje się zszokowany w bakugana, który stał na ręce Gusa.
 Oddawaj mojego Brontesa! – krzyknął.
– Twojego? Przecież go porzuciłeś, Volt. On już nie jest twój.
 Zamknij się! Brontes!
   Cisza.
 Coś ty z nim zrobił?!
 Nie chcę, by to dramatycznie zabrzmiało, ale odebrałem mu wszystkie wspomnienia.
   Zacisnęłam pięści. Zrobił to. Tak samo chcieli zrobić Fludimowi...
Volt zamilkł.
 Dan, gotowy na walkę? – spytał Spectra.
 Zawsze i wszędzie! – odkrzyknął szatyn, odrywając wzrok od Lustera.
 Ja też chcę walczyć! – Mira aktywowała gantlet.
 I ja! – dołączył się Marucho.
 Pokonam was wszystkich. – Phantom wzruszył ramionami.
   Taa, wielki pan niepokonany.
   Czas stanął w miejscu.

Jakiś czas później
   Kiedy znów mogłam się poruszać, zobaczyłam tylko pędzący na nas pocisk.
 Uwaga! – ryknął Ace.
   Padliśmy plackiem na posadzkę. Zamknęłam oczy, bo światło bijące od pocisku było oślepiające. Nagle poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
   Chcą mnie złapać.
   Szybko wstałam. Fala bólu przeszyła mi głowę. Nie zwróciłam na to uwagi i na oślep wymierzyłam kopniaka. Po warknięciu poznałam, że to Gus. Podskoczyłam i kopnęłam go obunóż. Trafiłam, bo poczułam, jak mnie puszcza.
 Spectra atakuje! – wrzasnęłam do reszty i uchyliłam powiekę.
   Światło i pocisk zniknęły. Maszkaron wpatrywał się we mnie wściekle, Gus masował się po brzuchu, a Volt stał niezdecydowany.
 Jessica. – wycedził Phantom.
   Zrobiłam krok do tyłu. To jego oko zaczynało mnie przerażać.
 Przegraliście, nie? – warknął Ace, podchodząc do mnie. – To won!
 Nigdzie bez niej nie pójdę! – Spectra wskazał na mnie.
– Braciszku. – szepnęła Mira.
   Dostałam kolejnych zawrotów głowy. Oparłam się o Ace, by nie stracić równowagi.
   Wszystko stało się tak szybko.
   Zostałam popchnięta do przodu. Wojownicy krzyknęli. Z nieba spadła kulka, która wytworzyła więzienie dla nich, a drzewa zeskoczyła Mylene.
 C-co? – wydusiłam skołowana.
   Byłam sama przeciwko dwójce Vexosów i dwóch byłych. Dodatkowo czułam się coraz gorzej, a obraz przed oczami rozmywał mi się. Mam super szczęście, nie?
   Nawet nie zdążyłam zrobić kroku, gdy zawisłam do góry nogami.
 Jaki udany dzień. – powiedziała Mylene. – Mam tę dziewuchę, Spectrę i jeszcze Wojowników.
 Jak za chwilę zwrócę popcorn, to tylko i wyłącznie twoja wina! – krzyknęłam, starając zachować przytomność.
 Tak, tak. – mruknęła znudzona. – Volt!
   Kula – więzienie zamknęła jeszcze Gusa i Spectrę. O dwóch przeciwników mniej! Jej! Teraz tylko przeciąć ten głupi bat i wiać za barierę. A i jeszcze uwolnić Wojowników. Jak to zrobić?
 Po co łapiecie Spectrę? – spytałam Volta. – Podobno miał zniknąć, nie?
 Król Zenoheld chce się z nim osobiście rozmówić. – odparła za Lustera Vexoska.
   Mimo pulsującego bólu starałam się zebrać myśli. Nie mam żadnej broni, wiszę do góry nogami na bacie Mylene, a moi przyjaciele są uwięzieni. Szkoda, że już wykorzystałam tę gałązkę.
   Próbowałam zebrać moc rękach, ale pojawiła się tylko nikła zielona mgiełka, a przed oczami stanęły mi gwiazdy.
   Zdecydowanie mi nie idzie!
   Poczułam, jak karty super mocy wypadają mi z kieszeni spodenek. Pięknie! Zaraz! Sięgnęłam do drugiej, mniejszej kieszonki i wyjęłam tą kartę, która wytwarza świetlny miecz. Szybko włożyłam ją do gantleta i przecięłam po raz któryś już bat.
   Uderzenie o posadzkę nie było za przyjemne i wyparło mi większość powietrza z płuc. Rozpaczliwie starałam się złapać powietrze. Przeturlałam się kawałek i na popędziłam w stronę bariery, Jednak zamiast poczuć charakterystyczny dreszcz, który towarzyszy, gdy się przez nią przechodziło, nie poczułam absolutnie nic! Wyłączyli tarczę...Jak?! Nie było mi dane się nad tym zastanawiać, bo Mylene zamachnęła się batem. Wykonałam koślawy unik, a na drzewie obok pojawiła się spora dziura.
   Cholera, mam przerąbane!
   Wojownicy coś krzyczeli, ale przez adrenalinę nie zwracałam na nich uwagi, tylko ile sił pobiegłam do zamku po jakąś broń.

****

   Kiedy Jessica zniknęła gęstwinie drzew, Mylene pobiegła za nią. Volt pozostał by pilnować więźniów.
– Szlag! – Dan tupnął mocno nogą. – Co robimy? – szepnął do reszty.
- Zasłońcie mnie. – poprosił Shun. Zrobili, co chciał. – Dobra. Poczekajcie chwilę. – Kazami wyciągnął kunai i zaczął szukać najlepszego miejsca, by go wbić.
   Volt zerknął w ich stronę, po czym zwrócił się do Gusa.
 Oddawaj Brontesa! – warknął.
 Bo? – spytał Grav ze złośliwym uśmiechem.
 Może wtedy potraktujemy was łagodniej. – Luster był mocno wkurzony. – Zdrajcy! – dodał.
– Nigdy nie chciałem pozostać w waszej żałosnej grupie. – powiedział chłodno Spectra. – Nawet lepiej, że mnie porzuciliście.
– Kiedy krzyknę ,,Teraz!” napierajcie na barierę, ok? – szepnął Shun.
   Wojownicy skinęli głowami.

****

   Tak wam powiem, że bieg gdy jest się półprzytomnym i w kapciach nie należy do przyjemnych. Dodatkowo trzeba robić uniki przed batem wariatki.
– Klaus! – biegnąc zygzakiem, zaczęłam szukać chłopaka.
   Odpowiedziała mi cisza. Musieli go dopaść. Wpadłam do swojej sypialni i zamknęłam się w łazience. Widok dezodorantu podsunął mi pewien ryzykowny pomysł.
   Wypadłam z pokoju i poczułam gorąco na twarzy. Potoczyłam się po podłodze. Z policzka spłynęła mi krew.
– Nie uciekniesz. – Vexoska nadepnęła mi na rękę. Ugryzłam się w język, by nie krzyknąć. Czułam się coraz gorzej.
 Wiesz, Mylene – wydyszałam. – ja się tak łatwo nie poddam.
 Wyglądasz na chorą, twoi przyjaciele są uwięzieni. Znikąd pomocy. – uśmiechnęła się z drwiną. – Nie masz najmniejszych szans.
 Przekonamy się? – szepnęłam.
 Niby jak? – nachyliła się.
   W odpowiedzi pstryknęłam jej dezodorantem w oczy. Krzyknęła wściekle i uwolniła moją dłoń. Szybko wstałam, wyrzuciłam jej bat przez okno i pobiegłam dalej.

****

– TERAZ!
   Wojownicy naparli na barierę z różnych stron. Po chwili pękła. Byli wolni!
Volt już zmierzał na nich, gdy Shun pojawił się za nim i wbił mu cienką szpilkę w szyję. Vexos osunął się na ziemię.
 Co mu dałeś? – spytała Mira.
 Środek usypiający. Mocny. – odparł ninja.
   Potem bez słowa popędził w kierunku zamku. Pozostali wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Dan, Mira i Ace podążyli z Shunem, a Baron i Marucho zostali by pilnować Spectry i Gusa.
 Czemu bariera nie działa? – spytał zdezorientowany Dan, rozglądają się wkoło.
 Pewnie jest jeszcze jakiś Vexos, który coś z nią zrobił! – odkrzyknęła Mira. – Pośpieszmy się!

****

   Shun natknął się na Mylene, która miotała się po korytarzu z zamkniętymi oczami.
 Zabiję ją! – warczała.
   Kazami cicho podszedł do niej i już naszykował się do wbicia kolejnej szpili, gdy poczuł, że ktoś za nim stoi i odskoczył.
   Okazało się, że to Shadow. Vexos wywalił jęzor i zaczął się śmiać.
– Cześć, Wojowniku!
 Wszyscy tu jesteście? – mruknął do siebie Shun i zaatakował Prova.
   Zgodnie z powiedzeniem ,,Głupi ma zawsze szczęście.” Shadow potknął się o własne nogi i uniknął ciosu Kazamiego.
 Jestem genialny! – krzyknął wielce uradowany.
 Ani kroku dalej. – przy gardle Shuna pojawił się niebieski, świetlny miecz.
   Mylene, którą przestały szczypać oczy, była wściekła. Najchętniej zabiła by Shuna, ale nie miała takiego rozkazu.
   Kazami kopnął ją w kolano, odskoczył parę metrów i zaczął biec. Musiał pomóc przyjaciółce!
   Mylene widząc, że ninja zniknął za zakrętem uśmiechnęła się jadowicie. O to im chodziło.

****

   Wybiegłam do ogrodu. Nigdzie nie mogłam znaleźć Klausa ani broni, więc uznałam, że przejdę ogrodem na dziedziniec, gdzie są Wojownicy i ich uwolnię, atakując z zaskoczenia.
   Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa. Jedynie adrenalina, krążąca w moich żyłach, powstrzymywała mnie przed upadkiem i utratą świadomości.
   Akurat dzisiaj musiałam się rozchorować?!
   Nagle upadłam. Trawa połaskotała mnie w twarz. Podparłam się ręką i próbowałam wstać. Przeszywający ból głowy przeszkodził mi. Walnęłam pięścią w ziemię. Czemu?!
Widzę, że jesteś w nie najlepszym stanie, Jessico.
   Nie musiałam podnosić głowy, by wiedzieć kto to. Zesztywniałam. Nie...
 Hydron. – wyszeptałam.
 We własnej osobie! Stęskniłaś się? – spytał z kpiną.
– Nawet nie wiesz jak bardzo.
   Jakimś cudem wstałam i stanęłam twarzą w twarz z byłym księciem Vestalii.
Na jego ustach gościł lekceważący uśmiech. Miał inny strój i pomarańczowe okulary na nosie.
– Chyba wiesz, po co tu jestem? – zerknął  do tyłu. – A właściwie jesteśmy. – poprawił się.
   Zza krzaków wyszli wszyscy Vexosi oprócz Volta. Otoczyli mnie. Pech mnie nie opuszcza.
   Podniosłam ręce do góry.
 Błagam pomóż mi. – zaklinałam moc w myślach.
   Zielona mgiełka pojawiła się nad moimi dłońmi. Zamachnęłam się nią. Huknęło jak z armaty. Vexosi zasłonili twarze przed wybuchem. Jednak nie był on zbyt potężny i nie rzucił nimi na boki.
   Mam tylko chwilę, a nie zdołam uciec. Zerknęłam w prawą stronę. Błyszcząca tafla jeziora.
 Niewiele myśląc, odbiłam się od brzegu i dałam nura. Woda była cieplutka.
   Zaczęłam płynąć. Może jakiś miły krokodyl mi pomoże i mnie zeżre? Czy w Vestalii są w ogóle krokodyle? Świetny temat do rozmyślań, kiedy ucieka się przed bandą wariatów! Dzięki mózgu!
   Zaczęło brakować mi powietrza. Zaczęłam płynąć ku górze. Nagle moje ciało opuściły  wszelkie siły. Adrenalina przestała we mnie buzować.
   Nie mogąc się ruszyć, zapadałam coraz głębiej w wodną toń. Wyciągnęłam rękę do góry, ku słońcu. Tylko tak spadałam i spadałam.
   Czy to koniec?





 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dan: Angel szykuj się na lincz -.-
Ja: Buhahahaha! Pięknie urwałam xD
Jessie: *zrzuca trawę z twarzy* Widać jak mnie kochasz.
Ja: Ponad życie :*
Jessie: Taaa.
Spectra: A to niby ja miałem mieć piekło.
Ja: Dla ciebie też coś szykuje. Ojj przybędzie siniaków.
Spectra: Znów dasz Jessice ster? To ja się wyprowadzam.
Ja: Nigdzie nie idziesz *siła zmusza go by usiadł*
Spectra: *złorzeczy pod nosem*
Ja: Akane dzwoń po Sellon -.-
Akane: Kto to?
Ja: *trze skronie* Już nie musisz.
Dan: *idzie z lampką* Angel!
Ja: Pierwsze święte prawo blogów: Autorki są nietykalne!
Dan: *zostaje rzucony do tyłu*
Ja: O proszę, działa! 









wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 19: To się nie mogło dobrze skończyć.

 Rusz się ty głupi liściu. – warknęłam.
   Stałam w ogrodzie i próbowałam mocą podnieść listek. Ani drgnął. No serio?! A ostatnio udało mi się przesunąć nieco szafkę z książkami. Gdzie tu logika?!
 Mam jakieś zaklęcie powiedzieć, czy co? – jęknęłam i gdy machnęłam od niechcenia ręką, liść uniósł się do góry, po czym zawirował. Pokręciłam palcem. Kolejny obrót. Zacisnęłam dłoń. Zwinął się.
 Wow. – wyrwało się komuś. Zerknęłam do tyłu. Dan.
 Nie wiedziałem, że tak umiesz. – zmierzył listek uważnym wzrokiem.
   Poczułam ból w ramionach, więc opuściłam ręce.
 Też nie wiedziałam. – przyznałam. – Manipulacja rzeczami. Na tym tak zależy Vexosom?
 To przydatna umiejętność. – uznał szatyn.
   W myślach zgodziłam się z nim. Ale po co ona Vexosom? Oprócz tego jeszcze nadludzka siła. Nieźle mnie matka natura obdarzyła, nie powiem.
 Widziałeś Fludima? – spytałam.
 Nie. – Dan pokręcił głową. – Pokłóciliście się?
– Trochę.
 O co?
 Nieważne. – westchnęłam. – Ubzdurał coś sobie i tyle.
   Zapadła niezręczna cisza. Czubkiem buta grzebałam w ziemi, a szatyn nad czymś dumał.
 Mam genialny pomysł! – wrzasnął nagle.
 Jaki?
– Urządźmy sobie nooooc – zawiesił głos. – horrorów!
– Dobry pomysł! – ucieszyłam się.
   Zadowoleni popędziliśmy do zamku, poinformować o naszym planie innych.
W środku czekała na nas mała niespodzianka.
 Shun! – nie zważając, że ninja raczej nie lubi takich czułości, rzuciłam się na niego.
 Cześć, Jess. – delikatnie mnie uściskał i odsunął od siebie.
– I co się dzieje w Nowej Vestroi? – spytała Mira.
 Ten nowy kontroler jest dobrze chroniony przez barierę. – odparł Kazami. – Nie udało mi się go pozbyć.
 Nie można go przeciążyć? – odezwał się Marucho.
– Nie.
 To jakim mamy plan? – spytał Ace z nogami na stoliku, za co Klaus zgromił go wzrokiem.
 Na razie odpocznijmy i zbierzmy jak najwięcej informacji. – uznała Mira. – Priorytetem jest ochrona domen.
 Ciekawi mnie, jak szybko Vexosi nas wywęszą. – mruknął Dan. – Właśnie! – strzelił sobie ręką w czoło. – Dzisiaj urządzamy sobie noc horrorów!
– Co to są te horrory? – zdziwił się Baron. – Mistrzu Danie?
 To takie straszne filmy. – wytłumaczyłam.
– Co w tym fajnego? – Ace uniósł brew.
 Dowiesz się, jak z nami obejrzysz.
 Niezbyt mnie to kusi.
– Pękasz, stary? – prowokował go Dan.
   Zaczęli się sprzeczać. Mira plasnęła się ręką w czoło. Marucho i Shun westchnęli, a Baron próbował ich uspokoić, co mu oczywiście nie wyszło.
 Klaus masz jakieś horrory? – zwróciłam się do chłopaka.
 Oczywiście. Chcesz obejrzeć?
– A daleko to stąd? Bo po wczorajszym dalej bolą mnie nogi. – uśmiechnęłam się.
– Nie martw się. Bliziutko.
   Czemu mam dziwne wrażenie, że to jego „bliziutko” to jakiś kilometr?

****

   Mylene nieźle zirytowana po raz setny przeglądała radary. Żaden nie wykrył statku Spectry. Gdzie on się ukrył?! Przelecieli milion wymiarów i ani śladu byłego Vexosa!
 Zamknij się. – warknęła do Shadowa, który śpiewał i tańczył przed panelem kontrolnym.
 Psujesz zabawę. – jęknął Prove. – Spectruś ci uciekł, co? – wywalił jęzor.
   Dziewczyna policzyła w myślach do dziesięciu i nieco ochłonęła. Jednak gdy Shadow roześmiał się, nie wytrzymała i rzuciła w niego gantletem.
 Auu! – Vexos złapał się za nos. – Jędza z ciebie, Mylene!
 Chcę złapać Spectrę. – powiedziała zimnym tonem. – Nie waż mi się przeszkadzać. –szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia.
   Shadow popukał się w czoło. Od dawna sądził, że dziewczyna ma świra na punkcie Spectry. W końcu on był liderem, a nie Mylene. A ona teraz chce się za to zemścić. Bez sensu. Z nosa pociekła mu krew.
 No co za baba! – jęknął i poszedł w kierunku łazienki.

****

   Gus sprawdzał uważnie radar. Żadnych Vexosów w pobliżu. Westchnął z ulgą i  wrócił do kuchni by dokończyć gotować.
   Spectra siedział w pokoju kontrolnym i cały czas patrzył się na jeden punkt przed sobą. Gus martwił się o niego. Normalnie blondyn by się tak nie zachowywał. Powinien siedzieć w laboratorium albo trenować z Heliosem. To było niepokojące. Martwił się ucieczką jednej dziewczyny? Przecież prędzej czy później wpadnie w ich ręce!
   Poczuł ukłucie zazdrości. Mistrz przez cały pobyt Jessicy praktycznie go ignorował. Ciągle tylko latał za nią. A teraz co? Też ma go gdzieś! Nie podobało mu się to. W końcu byli przyjaciółmi, nie? Chociaż...Natychmiast wyrzucił ta myśl z głowy. Nie jest żadnym sługą!
– Gus, jak najskuteczniej kogoś zniszczyć psychicznie? – spytał nagle Spectra.
 Yy...  Grav zastanowił się przez chwilę. – chyba pozbawienie tej osoby wszystkiego na czym jej zależy. – powiedział.
   Uśmiech, który pojawił się na twarz blondyna nieco go przeraził. Był ostry, arogancki i psychopatyczny.
 Tak, to dobry pomysł. Pozbawić wszystkiego. – szepnął. – Czas zacząć działać. – wstał i ruszył do laboratorium.
   Gus jednocześnie poczuł ulgę i niepokój. Jego mistrz zmienił się.

****

   Jednak to serio było blisko! Pokój z video był oczywiście ogromny jak na bogatego dziedzica przystało. Obecnie stałam na drabinie i starając się zachować równowagę, przeglądałam płyty.
 Jessica!
   Zrobiłam krok w tył i to był błąd. Drabina zachybotała, ja straciłam równowagę i zleciałam. Obiłam sobie boleśnie plecy, gdy uderzyłam o szczebel. Ace, bo to on wrzasnął, biegał pode mną, próbując znaleźć miejsce, w którę spadnę.
   Poczułam, jak coś owija się wokół moich ramion i nóg. Powstrzymało upadek i spokojnie zniosło mnie na posadzkę. Gdy stanęłam na nogach, rozejrzałam się. Pusto.
 To też część twojej mocy? – spytał Grit, opuszczając ręce.
 Najwyraźniej. Teraz ty włazisz na drabinę! – zarządziłam.
 Czemu niby?!
 Bo przez ciebie z niej spadłam i...  urwałam, kiedy chłopak gwałtownie pociągnął mnie do przodu.
   Regał z płytami nie runął, ale milion z nich poleciało na ziemię, tworząc górę.
 No nie! – złapałam się za głowę. – Jak ja teraz znajdę film?!
– Wybierz inny. – westchnął Ace.
 Nie! Ten był straszny.
   Mój upór kiedyś wpędzi mnie do grobu. Zrobiłam małe wejście w górce i wczołgałam się w nie. Góra ku mojemu zdumieniu nie zapadła się.
 Ace chodź tu! Starczy dla ciebie miejsca. – krzyknęłam. – Bo powiem Mirze, że ją kochasz!
Grit mamrocząc coś, że jestem idiotką wlazł do tunelu.
 A teraz szukamy. Tytuł to ,,Zdołasz uciec?”. – oświadczyłam, po czym na czworaka poszłam dalej.
 Hej, co robicie? – zawołał Baron. – Eee Ace? Mistrzyni Jessico? – spojrzał na górkę zdziwiony.
– Jesteśmy górnikami i szukamy skarbów! – krzyknęłam z głębi korytarza.
 Skarby?! – ucieszył się. – Idę do was.
 Tylko ostrożnie, nie chcę by te płyty zwaliły mi się na głowę. – mruknął Ace.
   Lentoy był już połową ciała w środku, gdy kichnął potężnie.
 Lawina! – zapiszczałam kompletnie bez sensu i osłoniłam się rękami. – Wykrakałeś!
 Kretynie! Auu moja głowa! – zawył szarooki.
 Przepraszam. – jęknął Baron. – Niechcący.
   Byliśmy uwięzieni pod stosem płyt. Jakimś cudem wyrwałam rękę i odrzucałam okładki na bok.
 Może za rok się odgrzebiemy.
 Baron, zgnij tu, wiesz?! – syknął Ace.
 Ej, to było wredne! – oburzył się najmłodszy z naszej trójki.
 Trudno. MAM SINIAKI NA KAŻDYM KAWAŁKU CIAŁA! – wydarł się Swemco.
 Możesz tak nie krzyczeć? – Klaus szybkim ruchem uwolnił mnie spod płyt.
 A co mam robić? Skakać z radości? – spytał chłopak z przekąsem.
   Kiedy Klaus uwolnił nas (Ace niechętnie, ale jednak), Baron zaczął uciekać przed wściekłym szarookim, ja wzięłam kilka płyt i zadowolona poszłam zorganizować miejsce na nockę.
– Myślisz, że ten ekran nam starczy? – spytał Dan.
   Podniosłam głowę znad głośników i spojrzałam na niego z politowaniem. Wiecie dlaczego? Bo to były dwa ekrany kinowe połączone w jeden!
 Nie, wiesz, może pojedźmy do sklepu po większy. – mruknęłam. – Szkoda, że to jest ogromne!
 Ja się tylko pytam, wyluzuj. – wyszczerzył się i dołożył poduszkę do legowiska.
   Stanęłam na kanapie i oceniłam pracę szatyna. Trzy miękkie koce, które miały pod sobą dwa materace, kilkanaście poduszek i stolik na przekąski.
 Idealnie! – klasnęłam  w dłonie. – To będzie świetna nocka.
 Oj, będzie, będzie. – przyznał Dan z dziwnym błyskiem w oku.
Kilka godzin później
 Jaka morda! – razem z Danem i Marucho zaczęłam się śmiać z komentarza Ace. – No co?
   Moją odpowiedź zagłuszyły wrzask Miry. Jakaś zjawa na ekranie wyszczerzyła swoje ostre ząbki, a w jej pustych oczodołach pojawiły się czerwone punkciki. Baron schował twarz w poduszkę.
 Całkiem fajne są te horrory. – szepnęła do mnie ruda, gdy się uspokoiła.
 Wiem. – oparłam głowę o kanapę.
 Zróbmy konkurs! – zaproponował Dan w czasie zmieniania płyty.
 Jaki? – spytał Marucho.
 Kto najdłużej nie wrzaśnie! – krzyknął szatyn.
– Dobra. – powiedział Ace.- Już wygrałem.
 Jasneee, a kto chował głowę w koc, gdy tamtej dziewczynie odrąbano łeb?
 Ty?
 Ja? Chyba śnisz!
 I tak dobrze wiemy, że ja wygram. – odezwał się niespodziewanie Shun.
– Jak użyjesz swojego ninjowego poker face, to masz racje. – stwierdził Dan. – To niesprawiedliwe!
 Czyli twierdzisz, że przegrasz? – prowokowałam go.
–  Ja? Nigdy w życiu! – wepchnął sobie do ust popcorn. – Oglądamy!
   Zaśmiałam się cicho i sięgnęłam po fantę.
 Shun, chcesz trochę? – spytałam ze złośliwym uśmiechem.
   Kazami spiorunował mnie wzrokiem i odwrócił wzrok na ekran.
Ten film był jak dla mnie mistrzowski. Dobrze wyważona akcja, niepokojąca muzyczka i ogólny klimat.
 AAAAAAA! – wrzasnęła  Mira, gdy na z głośników dobiegł złowieszczy chichot.
Niedługo po niej odpadł Baron, a później Marucho. Została mocarna czwórka! Ja, Ace, Dan i Shun!
 Starcie tytanów. – szepnęła Mira.
   Uśmiechnęłam się z wyższością i sięgnęłam po miskę z popcornem.
   Nagle telewizor się wyłączył.
 Ej, który idiota usiadł na pilocie? – spytał Ace.
   W tych ciemnościach nie było widać własnej ręki, ale i tak rzuciliśmy się na poszukiwania pilota.
– Jess? – chyba Mira leżała pode mną. – Uspokójcie się! Niech ktoś włączy światło! – zarządziła.
– Nie działa. – powiedział Baron.
 Korki poszły. – stwierdziłam
   Zegar wybił pierwszą w nocy.
 Boję się. – jęknął Baron.
 Oj, nie przesadzaj. – mruknął Dan. – Pewnie Vexosi zaatakowali elektrownię.
   Nagle usłyszeliśmy wyraźne stuknięcie w okolicach telewizora.
 Co to? – szepnęła lekko przestraszona Mira.
 Pewnie miska z popcornem. – powiedziałam ze spokojem.
 Komórka! – Dan klepnął się w czoło, bo było słychać plaśnięcie. – Poświecę nam komórką! – poklepał legowisko wokół siebie. – Mam! Rozładowany...
 Toś nam pomógł. – mruknął Ace.
 Chodźmy naprawić korki albo po jakieś świeczki. – uznał Shun.
Klamka od drzwi zatrzeszczała. Runo przysunęła się do mnie. Na korytarzu rozległ się wrzask.
 Jak w tym horrorze o duchu chłopca. – jęknął Marucho.
 T-to pewnie wiatr. – Dan powoli tracił pewność siebie.
 Jasne i co jeszcze?! – warknął Ace.
– Ciii. – syknął Shun.
   Kroki. Wyraźne kroki zmierzające w naszym kierunku. Mira przytuliła się do poduszki, a Baron do mnie.
   Uderzenie i jęk.
– DUUUCH! – wrzasnął Dan i pociągnął Runo. – Raaatuj się kto możeeeeeeee!
– Kuso, debilu uspokój się! – jęknęłam.
– Pha, przegrałeś! – powiedział Ace.
 Kogo to teraz obchodzi?! – warknął szatyn.  Na korytarzu jest duch!
 A może to służba? – zasugerował Shun.
– O pierwszej w nocy?!
 Wszystko jest możliwe.
   Ich dalszą dyskusję przerwał śmiech. Rechot właściwie. Dołączały do niego szepty i kolejne śmiechy. Dreszcze przebiegły mi po plecach.
– Uciekamy! – zarządził Dan.
   Mira, Marucho, Ace i Baron natychmiast go posłuchali. Tylko ja i Shun pozostaliśmy niewzruszeni.
– Ja idę spać. – mruknęłam i zakryłam się kocem. – Jak zobaczę ducha, to wam powiem! – krzyknęłam za uciekającymi.
– O ile cię wcześniej nie zabije! – zawołał Ace na pożegnanie.
 Idź za nimi. – szepnęłam do Shuna. – Jeszcze się pozabijają w tych ciemnościach.
 Na pewno chcesz zostać sama?
 Spoko nie boję się duchów. – uśmiechnęłam się.
   Kazami wybiegł z pokoju, a ja padłam na poduszki. Nie boję się. Zamknęłam oczy. Przeraźlwy jęk przy moim uchu. Zerwałam się i rozejrzałam. Pusto. Warknęłam pod nosem.
 Jessicoooo. – zawył ktoś.
 Kto tu jest?! – wzięłam miskę do obrony i stanęłam na równe nogi. – Pokaż się.
   Usłyszałam taki dźwięk, jakby ktoś ciągnął coś długiego po ziemi. Przygotowałam się do ciosu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja: I w takim momencie powinnam przerwać xD
Jessie: ANGEL! Wracaj do akcji!
Ja: Już, już. Chciałam wkurzyć czytelników xD ciekawe czy mi się uda ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Fludim?! – wrzasnęłam, widząc mojego bakugana.
 Cześć, Jessie. – powiedział zmieszany.
   W jego nóżkę był zaplątany metka od płaszcza. Stąd dźwięk ciągnięcia.
 To ty tak jęknąłeś? – spytałam.
 Tak. Uderzyłem w ścianę.
 Matko, wiesz, że przestraszyłeś piątkę ludzi? – uwolniłam go od płaszcza i pocałowałam delikatnie. – A śmiechy?
 Wylądowałem na jakimś głośniku. Musiałem nacisnąć guzik, bo włączyły się te nieprzyjemne dźwięku.
   Czyli wyszło, że moim przyjaciele uciekli przed....bakuganem. Heh, nie moge się doczekać ich min jak im o tym powiem.
– Czekaj! A krzyk? – zorientowałam się.
 Jakaś służąca zobaczyła mnie i tak wrzasnęła, że chyba ogłuchłem na jedno ucho – mruknął Fludim, siadając na moim ramieniu. – Potem usiadłem na takim małym głośniku i z niego zaczął wydobywać się śmiech.
– To wszystko wyjaśnione! Pewnie ten debil, Dan chciał nas przestraszyć tymi śmiechami, a sam przed nimi zwiał. – zaśmiałam się.
– Idziemy ich szukać?
 Oczywiście.
   Raźnie ruszyłam do przodu, potknęłam się i sturlałam przez połowę schodów. To było wejście godne mojej osoby....Wstałam i po omacku poszłam szukać tych pajaców.
– Dan! Shun! Mira! Ace! – wywrzaskiwałam ich imiona, mając gdzieś, że pobudzę cały zamek.
   Usłyszałam chrobot zza drzwiami. Pociągnęłam za klamkę i zdążyłam zauważyć patelnię, lecącą na spotkanie z moją twarzą. Nie zdołałam jej uniknąć i po chwili z nosa pociekła mi krew.
– A masz ty potworze...Jessica?! – Mira ze zdziwioną miną patrzyła na mnie.
 Nie, krwawa Mary. – powiedziałam z ironią.
 Przepraszam. – Opuściła patelnię i lekko się zasmuciła.
 Nieważne. – machnęłam ręką. – Tym waszym ,,duchem” – w tym momencie przewróciłam oczami. – był Fludim. – wskazałam na bakugana.
 Co?! – wytrzeszczyli oczy.
   Pokrótce wyjaśniłam im sytuację. Dan oberwał od Miry, a ja dostałam woreczek z lodem, po który pofatygował się Ace. Kiedy wreszcie położyliśmy się na naszym legowisku, ja i Mira zaczęły się głośno śmiać. Po chwili dołączyli do nas chłopcy.
 Z czego my się śmiejemy? – wydusiłam
 Chyba z samych siebie. – odparła Mira.
 Nigdy więcej nocy horrorów, bo się jeszcze pozabijamy  stwierdziliśmy zgodnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Bardziej komediowy rozdział, który kompletnie nie popchnął akcji do przodu, ale trudno xD
Jessie: I spóźniony.
Ja: No bez przesady. 2 dni.
Jessie: A wczoraj tak panikowałaś.
Ja: Bo mi taczki zabrali, złodzieje jedni -.-
Shadow: Byyłem tu! Byyłem tu!
Ja: I tak zdechniesz na koniec xD
Shadow: Ranisz me serce.
Ja: Szkoda, że go nie masz.
Spectra: Wychodzę tu na psychola.
Wszyscy: Bo nim jesteś.
Spectra: -_-
Jessie: Brutalne acz prawdziwe.
Spectra: Jakbym ja powiedział coś prawdziwego o tobie, to byś ryczała -.-
Jessie: Hah, wmawiaj sobie maszkaronie.
Ja: Dobra, kończymy to, wysuszę włosy i wojujemy z nagłówkami.
Baron: O nie ;-;
Ja: Mówiłeś coś? -.-
Baron: Samolot *.*
Ja: Tak myślałam. My się odmeldowujemy ^^ 

 Ja: Moja śliczna Akane *.*
Jessie: A ja? ;-;
Ja&Akane: Ty jesteś najpiękniejsza ^^
Jessie: ^^